Okularnica w pończochach lubi wkładać swoje palce w ciasne miejsca
⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻
Okularnica w pończochach lubi wkładać swoje palce w ciasne miejsca
Already have a WordPress.com account? Log in now.
Okularnica w kapciach
Dostosuj
Obserwuj
Obserwujesz
Zarejestruj się
Zaloguj się
Kopiuj skrócony odnośnik
Zgłoś nieodpowiednią treść
Zobacz wpis w Czytniku
Zarządzaj subskrypcjami
Zwiń ten panel
Prywatność i pliki cookies: Ta witryna wykorzystuje pliki cookies. Kontynuując przeglądanie tej witryny, zgadzasz się na ich użycie. Aby dowiedzieć się więcej, a także jak kontrolować pliki cookies, przejdź na tą stronę:
Polityka cookies
Ostatnio wpadła mi w ucho jedna piosenka. Już dawno Wam pisałam, że mam takie syndromy zapętlenia. Słucham raz, i nim się orientuję mam na koncie z 40 przesłuchań. Pod rząd. W tym roku wyjątkowo mocno muzycznie stoją u mnie panowie. Nie jest to żadną niespodzianką, jakoś wolę męskie głosy. Zaczęło się od Zalewskiego, co piątek czekam aż Przyjdzie w taką noc, i chociaż często walczę z zamykającymi się oczami, to dzielnie słucham całej audycji. A musicie wiedzieć, że dla mnie 22 godzina to już nie lada wyzwanie. Ale dzielnie słucham, a Zbyszek pilnuje bym dotrwała do ostatniej piosenki!
Potem był Limboski. Była zima, a ja siedziałam z nim przytulona w trawie i dużo myślałam. I możecie się śmiać, ale miałam wrażenie, że Limboski czytał mój pamiętnik, i napisał piosenkę o Trawie właśnie o mnie. Zresztą, to u nas chyba rodzinne. Mój tata, którego katowałam tą piosenką kilka tygodni non stop, przyznał, że dziwnie przypomina mu liceum. Patrzyliśmy na ten utwór z dwóch różnych stron barykady. To było piękne!
Potem usłyszałam Kazika. Zawsze go lubiłam, ale nigdy nie był dla mnie wielkim idolem. Pewnie dlatego, że w pewnej piosence napisał coś o pewnej Magdalenie, a koledzy z gimnazjum w głupim wieku myśleli, że każda Magdalena jest warta 12 groszy. W sumie nie powiem co teraz mnie tak wzięło. Wzięło i już. Być może przez chorobę, ale siedzę, słucham, i bywa, że nawet popłakuję…
Happysad, kto nie zna tej piosenki? No każdy. Ja znam na pamięć. Ale nigdy nie była to piosenka, która by mnie w jakiś sposób poruszała. Ot, była. A teraz? Cóż, wystarczyło robić przedświąteczne porządki z muzycznym podkładem. Jakoś tak mnie wzięło, że nie mogę przestać. Aż trochę się tego boję. Włączam, mija 5 sekund, a ja już chcę od początku. Śmieszne, ale i fascynujące.
Ale zanim pójdę chciałbym powiedzieć ci, że:
Tak, wstęp był . To był wstęp, może mało związany z dalszą częścią, ale jak ktoś mnie zna, a pewnie już mnie dobrze poznaliście, to wiecie, że bywam pokręcona jak serowy świderek, stąd muzyczny wstęp, do mało muzycznej głównej części.
Co jest tą główną częścią? W zasadzie główna część ściśle związana jest z przytoczonym fragmentem refrenu.
Ale zanim pójdę chciałbym powiedzieć ci, że:
Chciałabym powiedzieć ( i wierzyć), że wrócę. Na razie robię sobie przerwę. Nie chcę zamykać bloga, znów się chować. Ale nie mogę udawać, że w chwili obecnej pisanie sprawia mi przyjemność. Jest tyle tematów, które chciałabym poruszyć, tyle Wam opowiedzieć, poskarżyć się na zły, poprzeżywać, pochwalić się. Zarazić optymizmem, alebo wręcz przeciwnie, szukać wsparcia i współczucia. Ale boję się, bo wiem, że każde moje słowo będzie ocenione i poddane krytyce. Bo trochę się duszę. Kosmetyki, filmy, ok, fajnie, ale to nie do końca moja bajka. Nie mogę jednak pisać tak jak bym chciała. I tego czego bym chciała. Od jakiegoś czasu piszę więc gdzie indziej. Nie wiem czy trwa to miesiąc, może i dwa? Nie pamiętam. Ale piszę sobie. Całkiem prywatnie. Piszę sobie to co chcę i mam z tego masę przyjemności. Moje pisanie zachowuję dla siebie. No może za 40 lat, jak mi już będzie wszystko jedno, to wydam tę pozycje. Ba, może do tego czasu, napiszę z 10 części tej historii! Zależy to w dużej mierze od tego, co przyniesie życie. W końcu zabawne historie mogą się skończyć i pojawi się zwyczajna nuda? Albo wręcz przeciwnie, może pojawi się jeszcze więcej niesamowitych zdarzeń, historii i ludzi? Może będę odważniejsza , a los będzie mi sprzyjał i napiszę nudną jak flaki z olejem bajkę? Nie wiem. Wiem jedno, nie mogę dzielić włosa na troje. Tak wiem, powinno być na czworo, ale ja dzielę na troje. Chcę bardziej skupić się na blogu kulinarnym i na mojej książce. A tutaj? Mam wrażenie, że pisząc o kosmetykach tracę czas…
Obiecuję, że co jakiś czas tutaj wpadnę. Może z jakąś recenzją super filmu? Relacją z fajnej podróży? Może wydarzy się coś tak niesamowitego, że będę musiała to opowiedzieć, bo inaczej się uduszę? Może wrócę na pełen etat, a może po jakimś czasie uznam, że to zamknięty rozdział? A może jednak będę kiedyś odważna i zaproszę Was na premierę mej książki. A co się będę ograniczać, książka, serial, potem film, do którego napiszę scenariusz? Zabiorę Was wszystkich na galę, posadzę w pierwszym rzędzie i każę głośno bić brawo, gdy zapłakana będę dziękować Akademii, że doceniła okularnicę z grzywką? Kto wie.
Teraz wiem, że pisanie o kosmetykach mi nie leży. Nie leży mi i już. Nie chcę pisać banalnie, ale o sobie też nie. Nie bo nie. Nie czuję się z tym komfortowo, trochę się boję, i nie mam zaufania do internetowych 4 ścian.
Ale zanim pójdę, ale zanim pójdę,
Ale zanim pójdę chciałbym powiedzieć ci, że:
Że wszyscy jesteście kochani. Ale ja rozpaczliwie potrzebuję przerwy, dystansu i pomyślunku co dalej. Czy w ogóle jeszcze warto? Na razie odświeżam głowę i szukam spokoju.
Ścieżka dźwiękowa- Happysad – Zanim pójdę
Ścieżka dźwiękowa mojego smutku 12 września, 2018 W "kulturalnie"
Ścieżka dźwiękowa mojej jesieni 19 października, 2018 W "kulturalnie"
Rock espresso 13 marca, 2018 W "kulturalnie"
Smutno, ale rozumiem.
Nie można być sobą i swobodnie pisać, gdy czuje się dyskomfort, że zaraz coś się przeczyta ‚od czapy’ na dowolny, poruszony na swoim blogu temat.
Kontakt jest:)
Od jakiegoś czasu obawiałam się, że tak się stanie, zresztą widać, że nie czujesz się swobodnie i to jak najbardziej rozumiem. Ale szkoda.
Będę czekać na Twoje wpadanie.
Będzie dobrze. Trzymaj się. Ja też w styczniu byłam gotowa zamykać swojego bloga. Ale… ale uporałam się z tym.
W pierwszej chwili aż się ucieszyłam – ale nie z tego że znikasz (to akurat jest smutne, będę tęsknić za Twoim pisaniem!) ale ucieszyłam się bardzo z tego, że piszesz, i że mówisz o książce! Już od dawna, od kiedy czytam Twoje blogi, uważam że powinnaś napisać książkę. Ba, co tam książkę – książki, powieści, opowiadania, historie, felietony…! Cokolwiek, co ujrzy światło dzienne w wersji papierowej, ogólnodostępnej – osoba z takim talentem, lekkim piórem i masą zabawnych, intrygujących historii w zanadrzu nie może nie pisać, lub pisać tylko do szuflady. Nawet blog to za mało. Powodzenia i czekam na Twoje pisanie, wpadanie i na książkę!
Ja lubię i te recenzje książek i filmów i kosmetyków też,ale bardzo mi brakuje takiego prawdziwego pisania które czytałam od początku istnienia bloga.Takiego gdzie można było się śmiać,płakać ,współczuć i utożsamiać się z Tobą..Tego z Woodym ,Lulu i Eklerką ,problemami i radościami. Liczę,że powrócisz w takim stylu.
Doskonale Cię rozumiem, bo nie ma sensu robić przez siłę coś co miało być dla przyjemności.
A znalezienie wewnętrznego spokoju i nabranie dystansu jest ważne, chociażby nawet na Malediwach
Zbych- piąteczka:)
Malediwy są piękne, a grono zawsze można powiększyć. Zapraszamy:)))
Dzięki za zaproszenie, ale majówkę już mam ugadaną w krainie reniferów
Ale to nie będzie w majówkę:D
Kraina reniferów? Skandynawia? Zdradzisz coś więcej? Możesz na prive’a jeśli tutaj nie chcesz….
Eeee to żadna tajemnica –> Finlandia
Tak czułam,że tak się to skończy. Ile można pisać o kremikach, szminkach itp Żal mi książek, bo to coś co z Tobą często dzieliłam, albo się zakręcałam na kolejny tytuł. Ale tak jak mówię rozumiem. Pisz swoje! Wszystkiego dobrego!
Wciąż mam nadzieję, że przyjdzie dzień, w którym poczujesz się znów swobodniej. Cieszę się jednak, że piszesz dla siebie – będę czekać na książkę
Oby spokój znalazł się jak najszybciej!
Cóż, sytuacja się zmieniła, więc może wybaczysz to jedno odstępstwo od mojej obietnicy.
Zbyt wiele radości i czasem oddechu od codziennej szarości potrafisz dać ludziom, abym kierował się jakimś swoim egoizmem. Jeśli dasz radę, pisz dalej, bez ograniczania się w żaden sposób.
Jeśli to tylko ja w tym przeszkadzam to obiecuje na resztki swego honoru , że żadnych komentarzy na tej stronie nie będę wpisywać. A jeśli bym zawiódł to każdy ma prawo mnie po prostu opluć,jak śmieci.
Zbyt wiele jesteś warta i Twoje pisanie również dla mnie, ale komentować „od czapy” i wcale nie muszę.
Wybacz!
Też potrafię przesłuchać danej piosenki po 40 razy
Nic na siłę jesteśmy i będziemy Ci prawdziwi są zawsze
Nie będę ukrywała, że jest mi smutno z powodu Twojego odejścia, ale w pełni rozumiem i szanuję Twoją decyzję. Chociaż będzie mi brakować tych Twoich pełnych optymizmu wpisów. Wiedz też, że zawsze będę o Tobie ciepło myśleć. Trzymaj się Kochana
Pisanie na siłę nie ma sensu. Ważne, żeby robić to w zgodzie ze sobą. Jeśli tak właśnie czujesz, to myślę, że podjęłaś dobrą decyzję
Smutno… Ale rozumiem, wiem, jak to bywa czasem… Kochana, zaglądaj tu czasem, zresztą, mam do Ciebie maila, będę się odzywać
Ugh, ja sobie wymyśliłam tak w końcu na poważnie wrócić, a Ty uciekasz? Niedobrze. Jednak intuicja dobrze mi podpowiadała, by nie lubić tej piosenki.
Też tak mam z piosenkami, które wpadają mi… w serce. Bo w ucho wpada ich wiele, ale jak już jakaś wpadnie w serce to nie ma zmiłuj. Katuję replay w nieskończoność. xD
To ja posiedzę i grzecznie poczekam, aż wrócisz.
Po sobie wiem, że przerwy są potrzebne, a jak nic „nie klika”, nawet najciekawszy temat można po prostu przegapić, nie ma się głowy do pisania. jeśli dochodzi dyskomfort – sensu brak, pisanie ma sprawiać przyjemność.
Zaczekam, trzymaj się ciepło
Smutno mi, bo uwielbiam czytać to w jaki sposób piszesz. Ale doskonale Cię rozumiem. Mam nadzieję, że wrócisz tu do nas.
A jeżeli zdasz książkę to jestem przekonana, że będzie to od razu bestseller
Każdy czasem potrzebuje przerwy. Od wszystkiego. I to jest zupełnie normalne. Nikt też nie powinien się zmuszać do pisania „na siłę”. Pisz tylko wtedy, kiedy faktycznie będziesz taką potrzebę, będziesz miała o czym napisać, bo uznasz, że jest to na tyle istotne i ważne…a przede wszystkim: pisz wtedy, kiedy będziesz się czuła z tym pisaniem dobrze.
Ja też nie piszę tak całkowicie o WSZYSTKIM. Bo nie chcę. I nie mogę.
I mnie podobnie siedzi w sercu pewna książka-marzenie, a może nawet dwie książki? Może jakiś tomik poezji? Jednakże, aby to pierwsze książkowe marzenie mogło się ziścić, samo Życie musi mi spełnić jeden nieodzowny warunek, od którego wszystko zależy. A którego nadal na horyzoncie nie widać. Może kiedyś…
Zauważyłem podczytując Cię, że sporo rzeczy mamy wspólnych – w tym i wspomnianą tu cechę zapętlenia muzycznego
Pozdrawiam Cię serdecznie. Mam nadzieję, że odetchniesz troszkę, złapiesz dystans i znowu się tu pojawisz
Brakowało tutaj Twoich i smutnych, i radosnych opowieści z życia, poszukiwań idealnego swetra, zaginionych klamek, powiewu letnich spódnic nad brzegiem morza… Szkoda. Skończyła się pewna epoka, a nie samymi recenzjami żyje człowiek. Rozumiem i pozdrawiam w ten piękny słoneczny dzień Dzisiaj pewnie byłby post z pięknego, słonecznego Trójmiasta, więc zazdraszam widoków
Też tęsknię za Twoimi dawnymi wpisami – w sensie za stylem pisania. I za Lulu. Nie ukrywam, że kosmetyki kompletnie mnie nie interesują i te wpisy pomijam. Nie miej mi za złe, po prostu to nie moja bajka. Kosmetyków używam w sumie nie bardzo wiele, i niechętnie poznaję nowe. Mam swoje sprawdzone pozycje, teraz trochę je zmieniam. I tyle w temacie
Może pomyśl o blogu na hasło? Tylko dla zaufanych. Albo nie wiem.
Ja tu zostaję tak czy inaczej, poczekam, bo rozumiem, że potrzebujesz przerwy. Jeśli wracając wrócisz jeszcze z dawnym stylem, to będę w 7 niebie
Słuchamy kompletnie różnej muzyki. Ja o wiele bardziej wolę żywe, taneczne kawałki od melancholijnych ballad
Cóż, widzę, że nie tylko ja mam problem z pisaniem..
Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:
Komentujesz korzystając z konta WordPress.com.
( Wyloguj /
Zmień )
Komentujesz korzystając z konta Twitter.
( Wyloguj /
Zmień )
Komentujesz korzystając z konta Facebook.
( Wyloguj /
Zmień )
Powiadamiaj mnie o nowych komentarzach poprzez e-mail.
Powiadamiaj mnie o nowych wpisach poprzez e-mail.
Already have a WordPress.com account? Log in now.
Okularnica w kapciach
Dostosuj
Obserwuj
Obserwujesz
Zarejestruj się
Zaloguj się
Kopiuj skrócony odnośnik
Zgłoś nieodpowiednią treść
Zobacz wpis w Czytniku
Zarządzaj subskrypcjami
Zwiń ten panel
E-mail (Wymagane)
Nazwa (Wymagane)
Witryna internetowa
Prywatność i pliki cookies: Ta witryna wykorzystuje pliki cookies. Kontynuując przeglądanie tej witryny, zgadzasz się na ich użycie. Aby dowiedzieć się więcej, a także jak kontrolować pliki cookies, przejdź na tą stronę:
Polityka cookies
Kiedy miałam 20 lat, razem z moją przyjaciółką, przygotowałyśmy sobie listę 30 rzeczy, które chcemy zrobić do 30 urodzin. Na liście było dużo banałów. Skończenie studiów, zrobienie prawa jazdy, założenie rodziny. Dom , względnie M4 z ogrodem. Chciałyśmy zwiedzić Włochy i Hiszpanię. W planach była praca w zawodzie. Ja wpisałam dodatkowo, że chcę zaliczyć koncert Depeche Mode. Dalej przyjaźnić się z K. I jeszcze sporo,sporo,sporo i więcej. Nie wszystko się udało. Choćbym nie wiem jak się zaparła w tydzień nie wezmę ślubu,nie urodzę dziecka i nie wybuduje domu z ogrodem. Niektóre zadania wypełniłam z nawiązką, inne odłożyłam na kołku, do wiecznego niezrealizowania. Ale jedno niespełnione marzenie postanowiłam zrealizować. I wymagało to odwagi. Bardzo dużej dawki odwagi. I kiedy przypomnę sobie co zrobiłam, to czuję dumę. Ogrom dumy.
To był luty. Wtedy pomyślałam, że czas to zrobić i to zrobię. Ale nie zrobiłam żadnego kroku….
Ale ta myśl ciągle ze mną była. Zakiełkowała. Zdecydowanie nie mogłam się jej pozbyć z mojej małej głowy. Im więcej o tym myślałam,tym miałam większą pewność, ale ciągle nie podjęłam ostatecznej decyzji. Bo to poważna decyzja. Lekko mówiąc na całe ziemskie życie. I raczej bez odwrotu. Dlatego miałam małego stracha. Ale…
Ale nastał taki marcowy dzień. Dopadło mnie przeziębienie. I wtedy, w łóżku, z towarzyszem katarem, powiedziałam sobie – chcesz? To masz. Zrobiłam drugi krok. Pierwszy to była decyzja. Drugi zaklepanie terminu. Do trzeciego kroku zostały mi 2 miesiące. Nie, wróć. Trzeci krok nazywał się zaliczka.Musiałam zapłacić zaliczkę. Ostatecznie potwierdzić swoją decyzję. Miałam na to trzy dni. Trzy dni, kiedy starałam się nie spanikować. Znacie mnie, ja łatwo ulegam emocjom. Dziś tak, jutro nie, a pojutrze zupełnie inaczej. Ale tym razem, jak nie ja, twardo trzymałam się podjętej decyzji. Po wpłacie zaliczki dostałam potwierdzenie. 29 maja, 13.30. I nie ma odwrotu.
Oczywiście odwrót był. Mogłam zrezygnować, ale straciłabym zaliczkę. Nie była jakaś wysoka, ale zawsze byłoby szkoda. Poza tym o sprawie i terminie powiadomiłam parę osób. Tak dla pewności, że te osoby skontrolują co robię 29 maja o godzinie 13. 30 i przypilnują bym nie spanikowała i nie zdezerterowała niczym pospolity tchórz.
Te dwa miesiące czekania na dzień zero, wydawały się wiecznością. A minęły jak dwa dni. I nadszedł 28 maj. To był dziwny dzień. Zły dzień. Pomyślałam, że jeżeli dziś byłoby jutrem, nie dałabym rady. A jak jutro też będę zły dzień? A jak po ludzku zdezerteruję?
29 maja wstałam z dziwnym uśmiechem na ustach. Wyszłam wcześniej z pracy, dopadł mnie mały stres, ale pogoda była piękna, w powietrzu pachniał jaśmin, 10 minut spaceru, ostatni rzut oka za siebie …..
I wyszłam po 30 minutach. Tak, po tej półgodzinie byłam niby taka sama, a jednak zupełnie inna. Byłam….
Dziewczyną z tatuażem. Ja i tatuaż? Ta grzeczna i do bólu poprawna Magdalena poszła zrobić sobie tatuaż. Ale prawda jest taka, że ja od zawsze byłam pewna, że będę dziewczyną z tatuażem. Tylko nie wiedziałam kiedy to nastąpi.
Tatuaże u innych podobały mi się zawsze. Szczególnie te u mężczyzn. No cóż, jedni lubią ciemne oczy, inni małe nosy, a ja lubię tatuaże na męskim ciele. Oczywiście nie głowy smoków i banalne chińskie znaczki. To musi być coś osobistego. Wtedy tatuaż ma sens i moc. O tym, że ja będę miała tatuaż wiedziałam od zawsze. Mimo wszystko bałam się.
Bałam się bo zawsze byłam ta porządną i skromną osobą. Dziewczynką. A takie nie idą do studia tatuażu i nie dziarają sobie rąk, nóg czy pleców. Ale ja wiedziałam, że to się kiedyś stanie.
W pewien marcowy dzień podjęłam ostateczną decyzję. Idę zrobić sobie tatuaż. Oczywiście nie było to tak, że pomyślałam, poszłam do studia i bach, wyszłam ze wzorkiem na ciele. O, nie. Najpierw musiałam pomyśleć kto ma mi zrobić ten tatuaż? Dla mnie ten moment, to wydarzenie jest bardzo intymne. Dlatego wiedziałam, że mój tatuaż musi zrobić mi kobieta. Bo ona lepiej zrozumie moją koncepcję, ma lżejszą rękę i jakoś łatwiej będzie panikować przy dziewczynie. A nie udawać silną przy 40 latku z nadwagą i stadem smoków na ramionach. Przypomniałam sobie, że kuzynka mojej przyjaciółki jest tatuażystką i ma swoje studio rzut beretem od mojej pracy. Wiecie, wiedziałam,że trochę poczekam, ale myślałam,że będzie to tydzień, czy też dwa. Tymczasem Ada powiedziała mi, że ma terminy zajęte do końca sierpnia. 5 miesięcy naprzód, czyli spóźniłam się z pół roku. Ale jako, że mi bardzo zależało, że wzór był mały, no i przyjaźnię się z M., dostałam zaproszenie na 29 maja.
Nie powiem, miałam stracha. Bałam się bólu. Kiedy weszłam do Ady, od razu rozpoznała we mnie nowicjuszkę. Ale wprowadziła taką atmosferę, że szybko pozbyłam się napięcia. A to minęło w pełni, kiedy zobaczyłam swój mały wzorek. Kiedy przyłożyła go w wybrane przeze mnie miejsce byłam radosna jak cały światowy zjazd klaunów razem wzięty!
Przygotowanie do zabiegu trwało z 10 minut. Dezynfekcja, różne specyfiki, w tym jeden okropnie śmierdzący. Odbijanie wzoru i ostateczna decyzja – tak, wszystko ok, robimy to.
Jako miejsce na mój tatuaż, wybrałam wewnętrzną część ręki. Bałam się bólu, nie będę ukrywać, kiedy Ada włączyła maszynę, pomyślałam, matko i córko, myślałam,że to się robi inaczej! Pierwsze zetknięcie ze skórą? Hmm, to nie było przyjemne, ale i nie było nieprzyjemne. Na pewno milsze od depilacji depilatorem. Ale nie tak przyjemne jak mamine głaskanie. Ok, miałam borowane 3 zęby bez znieczulenia, bo nie czułam bólu. Ale nie jestem masochistką, przy anginie umierałam z bólu. Jestem pewnie po środku skali odczuwania bólu. Rozumiem , że to może kogoś bardzo boleć, u mnie pojawił się dyskomfort i to tyle. Po 10 minutac
Wygolona cipcia pięknie siedzi na kutasie
Pod prysznicem z masażystką
Tatuś zastępczy wyruchał ją na ostro