Okularnica Agata w akcji

Okularnica Agata w akcji




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Okularnica Agata w akcji


DARMOWE SEX FILMY - PORNO HD ZA DARMO Z PORNHUB


okularnica Filmy Porno Redtube Sex za Darmo online


Sex film okularnica Sex filmy typu okularnica za darmo dla wszystkich pełnoletnich miłośników porno filmików.


Informacje

Regulamin
Linki
Mapa tagów


Copyright Sex filmy © 2021 | Darmowe Sex Porno Filmy Erotyczne z Red Tube
Copyright Sex filmy © 2021 | Darmowe Sex Porno Filmy Erotyczne z Red Tube
Jeśli nie ukończyłeś 18 roku życia lub nie życzysz sobie oglądania treści erotycznych to opuść tę stronę. Witryna korzysta z plików cookies w celach statystycznych, zgodnie z Polityką Prywatności. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies. Wchodząc dalej oświadczasz, iż jesteś osobą pełnoletnią i chcesz oglądać materiały erotyczne z własnej woli oraz zezwalasz na wykorzystywanie cookies zgodnie z Polityką Prywatności . Rozumiem Wychodzę





Prywatność i pliki cookies: Ta witryna wykorzystuje pliki cookies. Kontynuując przeglądanie tej witryny, zgadzasz się na ich użycie. Aby dowiedzieć się więcej, a także jak kontrolować pliki cookies, przejdź na tą stronę:

Polityka cookies



Already have a WordPress.com account? Log in now.




Okularnica w kapciach



Dostosuj




Obserwuj


Obserwujesz


Zarejestruj się
Zaloguj się
Zgłoś nieodpowiednią treść


Zobacz witrynę w Czytniku


Zarządzaj subskrypcjami

Zwiń ten panel




E-mail (Wymagane)



Nazwa (Wymagane)



Witryna internetowa



Tak, byłam na Męskim Graniu, udało mi się w przedsprzedaży kupić bilety. Liczyłam na to, że postpandemiczna edycja będzie wyjątkowa, bardzo się na nią cieszyłam i nie mogłam się po prostu jej doczekać! Dlatego teraz mogę się podzielić z Wami wrażeniami, z piątkowego koncertu. To co? Zaczynamy!
Tegoroczna edycja przyniosła zasadniczą zmianę, albowiem mieliśmy zamiast jednodniowej imprezy, aż dwudniową. Kiedy kupowałam bilety w ciemno, byłam zachwycona. Wiedziałam już, że 20 sierpnia Fotograf będzie w pracy, i pasowało mi jedynie wydarzenie z 19 sierpnia. Po prostu miłe zrządzenie losu. Kiedy więc kupowałam bilety nie wiedziałam kto zagra, kto będzie w składzie orkiestry. I w ogóle mi to nie przeszkadzało, przecież nie mogło być źle, pod kątem muzycznym. Wielkim rozczarowaniem okazało się to, że piątkowe koncerty to wstęp do soboty. I w sobotę gra tegoroczna orkiestra. Piątki to ledwie rozgrzewka, przed sobotą. Ze specjalnym koncertem Dawida Podsiadło, jako coś niesamowitego. Dawid na finał zamiast regularnej okiestry? Hmm, byłam bardzo rozczarowana i dużo myślałam nad sprzedażą biletów. w regularnej cenie, miałam bowiem nie widzieć, i nie słyszeć, orkiestry. Wyjątkowo zaś się poirytowałam, kiedy okazało się, że Krzysiek Zalewski, jest w orkiestrze. A ja go nie zobaczę! Rozczarowanie razy milion. Ostatecznie biletów nie sprzedałam….
Drugą zasadniczą zmianą, była zmiana miejsca. Zamiast cudownego, kameralnego parku Kolibki, nad samym morzem, dostaliśmy Polsat Arenę, czyli nasz bursztynowy stadion. Pardon, parking przez nim. To co było wspaniałe w Kolibkach, czyli zieleń, atmosfera pikniku, luz, i natura, zostało zastąpione betonem. No cóż, betonoza uderza wszędzie, również w Męskie Granie. Ta zmiana na ogromny minus. Może i wpuścili więcej ludzi, ale za to teren był i tak dość mały, do tego niesamowicie niekomfortowy. Od godziny 17, do 24, na stojąco, względnie na betonowych schodach stadionu. Ochrona była niesamowicie skuteczna w usuwaniu ludzi, którzy rozkładali się na kocach, na niewielkich kawałkach zieleni, okalających stadion. Nas też usunęli z naszego kocyka. Jedna pani, matka niemowlaka, powiedziała, że zejdzie, dopiero jak wyląduje tutaj helikopter! Miejsce oceniam jako nieprzyjazne. Co innego, jeden dwugodzinny koncert, a co innego 7-8 godzinne spędzanie czasu na festiwalu, często z całymi rodzinami. W strefie gastro było nieco leżaków, ale mimo tego, że na stadionie( tudzież parkingu), byłam 20 minut, po otwarciu bram, nie było już żadnego wolnego leżaka. Także tego…. Pamiętacie moją relację z koncertu Dawida, również na tym stadionie? Również było jedno wejście i wyjście, to samo co wejście! Jedno wąskie gardło, które w przypadku jakiegoś zagrożenia, stanowiłoby niesamowite zagrożenie. Zresztą, tego dnia dostałam Alert RCB, ostrzegający przed burzami. Organizatorzy mieli mega szczęście, że burze przyszły, ale od 2 w nocy. Ochrona była bardziej zaangażowana, i sprawdzała plecaki, dokumenty tożsamości. Mimo jednego wejścia, weszliśmy bardzo sprawnie, wszystko dzięki temu, że na terenie festiwalu byliśmy naprawdę szybko. Po pracy, o 17.14, zaparkowaliśmy auto i w drogę, 5 minutowy spacer do bramek!
Kiedy weszliśmy na festiwal, nawet mi się podobało. Strefa gastronomiczna, była bardzo przyjemna. Zamówiłam ( bez żadnej kolejki) pierożki Din Sum, zjadłam je smakiem, na betonowych schodach. Ale wiecie, byliśmy po pracy, bez obiadu. Na wejściu każdy dostawała bezpłatny kupon na puszkę piwa Limonż. I tutaj zaskoczenie, bo na imprezach masowych, piwo powinno być łagodne i rozcieńczone, o maksymalnej ilości procentów 3,5. Limonż ma 4,5 %. My go nie wzięliśmy, ja nie piję alkoholu, a mąż kiedyś spróbował ten wynalazek, i wylał 3/4 puszki, a poza tym byliśmy autem. Widać napój słabo się sprzedaje, skoro dodawali go jako gratis do biletów. I ogólnie piwo przelewali do kubeczków ( wielorazowych i za kaucją), z normalnych butelek. Na pewno nie było to żadne lekkie piwo, przystosowane do masowych imprez. Z pewnością miało to wpływ, na to co zaraz opiszę….
Zacznę od tego, że tego dnia pogoda była niesamowicie wręcz upalna! Dacie wiarę, że o 23.55, było 29 stopni? W taki dzień należy solidnie się nawadniać, ale na pewno chodzi tutaj o zwykłą wodę, względnie piwo bezalkoholowe. Tymczasem ludzie chłodzili się piwem, i solidnie z nim przesadzali. Zresztą, już przed bramkami dopijali na wyścigi ćwiarteczki wódeczki! Jedna para, przerzucała butelki wódki przez płot, swojej koleżance, która weszła wcześniej i łagodnie łapała owe butelki… Naprawdę nie rozumiem, płacisz 200 zł za bilet i upijasz się jak świnia? Słońce nie pomagało, panowie ledwo szli prowadzeni przez swoje partnerki, siusiali gdzie bliżej, a wymiotowali jak na wyścigi… Czułam się niesamowicie zniesmaczona. Jak w recenzjach, mogę potwierdzić, atmosfera była letnio-sopotowo-klubowo-imprezowa. Może z 10% ludzi, przyszło tam na koncerty. Reszta przyszła na dobre picie, jakby to był jakiś piwny maraton. Największym hitem okazywały się staniki zamiast koszulek, skórzane spodenki i poprute kabaretki. Kolorowe makijaże, starannie ułożone włosy, elektroniczne papierosy i niekończąca się dolewka piwa. Na takich imprezach jestem za zakazem sprzedaży alkoholu. Ludzie psują koncerty, innym dookoła. Nie każdy ma ochotę oglądać przegląd żołądka nieznajomego. Albo nie chce wiedzieć, że po alkoholu kłócisz się z dziewczyną, która chce dociągnąć cię do domu, a ty uważasz, że właśnie zaczyna się świetna zabawa. Wiem, że Męskie Granie sponsoruje Żywiec, ale większości Ż wszedł za mocno! I żeby nie było, na poprzednich edycjach, najważniejsza była muzyka, ludzie nie przesadzali z alkoholem, potrafili się zachować, było pełno rodzin, nie tylko rodzice z dziećmi, ale i z dziadkami. Była atmosfera święta muzyki. Teraz zaś świętowano, ale piwo. A przecież do Octoberfest, zostało nieco czasu!
Czas opisać co działo się muzycznie. Zaczęło się od konceptu Johna Portera i Nergala, czyli Me and that men. Bardzo przyjemna muzyka, bardzo pasujące do idei Męskiego Grania! Takie rokowe, mocniejsze, ale w wersji łatwo dostępnej dla wszystkich. Po nim wystąpili bracia, czyli zespół Fisz Emade Tworzywo. Panowie mają talent, to moje pierwsze spotkanie z nimi i naprawdę było ciekawie. Szkoda tylko, że dostali tyle czasu, że mogli zaprezentować pięć utworów… Skromnie, skromnie. Kto dalej? Mioush, który porwał się na przedstawienie projektu Pieśni Współczesne, zaprosił sporo gości. Całość miała wielki rozmach i pokazała, że gość ma talent i muzyczne wyczucie. To było na pewno coś wielkiego, ale czy na pewno pasowało tego dnia? To było bardzo podniosłe, eleganckie, z klasą, osobiście wolałabym to usłyszeć w jakiejś sali koncertowej, najlepiej w filharmonii, bądź w teatrze. Na pewno nie w obecności piwnego miasteczka. Nie mniej, Mioush jest wyjątkowo ambitnym i wszechstronnym twórcą. Ma dar łączenia różnych gatunków muzyki i doboru gości. Czas na Ralpha Kamińskiego, który jest fenomenem na naszym rynku muzycznym. Chłopak jest odważny, utalentowany, perfekcyjnie przygotowany. Zarówno scenografia, układy taneczne i stroje-wszystko na tip top. I chociaż, jak i reszta, dostał niewiele czasu, to pokazał, że Bal u Rafała, to coś, na czym warto bywać. Mój jedyny zarzut? No cóż, tutaj wystąpił blok, nieco smętny Fisz, bardzo podniosły Mioush i liryczny Ralph. Nie było żadnego energetycznego artysty, kogoś kto porwałby tłumy, albo przynajmniej rozruszał przypadkową publiczność. Tym kimś miał być Dawid…
Niestety nie zrecenzuję Wam jego koncertu. Czemu? Gdyż koncert opóźniał się i opóźniał. Nie dziwi mnie to, wszakże pamiętacie z czerwcowego koncertu, że Dawid, niczym diva spóźnił się kawał czasu. Teraz przebił nawet reklamy na Polsacie, po prostu nie mogliśmy się go doczekać. A, że Fotograf rano szedł do pracy, wymęczony czekaniem i staniem, po prostu zarządził odwrót. Ja sama również byłam zmęczona, senna i rozczarowana. Dlatego chętnie ruszyłam do wyjścia i do auta. Dopiero przy wjeździe na obwodnicę, czyli jakieś 10 minut po naszym wyjściu, brat napisał- pojawił się. Kilkadziesiąt minut, po planowanym koncercie. Zaśpiewał 7 piosenek, dokładnie 40 minut! Taki to projekt specjalny, Dawid zaśpiewał 2 nowe piosenki, dwa hity i 3 hymny Męskiego Grania, w których miał zaszczyt zaśpiewać. I tyle. Żadnych gości, żadnych efektów specjalnych, żadnego niesamowitego wykonania. Ot, 40 minut, cześć jesteście wspaniali, wracajcie bezpieczenie do domu. W ogóle nie żałowałam, że nie zostałam, straciłabym chyba do niego całą swoją sympatię…
Totalnym nieporozumieniem było ustawienie scen. Były tak blisko siebie, że chcąc nie chcąc, wszystko ze Sceny Ż trzeba było posłuchać. A niekoniecznie miałam na to ochotę. Zaproszenie na scenę Ż takiego artysty jak Zdechły Osa. Ja nawet rozumiem, że ktoś lubi taką muzyczkę i kogoś to kręci. Ale na Boga muzyki, słuchanie tego czegoś, po prostu zabija we mnie wiarę w ludzkość. Najgorsze, że pod sceną stało dużo dzieciaków. Jakbym określić gatunek, to melorecytacje, taki punk-hip hop. Przed Wami fragmenty tekstów, które w żadnym radiu by nie poleciały, a ja musiałam tego słuchać.
Zdechły Osa skurwysyny Lubią to dziewczyny Napierdalam rymy Zdechły Osa skurwysyny Zdechły Osa skurwysyny Lubią to dziewczyny Napierdalam rymy Zdechły Osa skurwysyny
co ty kur* piłaś spirytus po wodzie chodzę z tobą jak Jezus Chrustus
kocham cie mała mimo wyroków na chu* jumałaś tamten samochód teraz możemy być w dołku bardziej niż teraz na dołku
No i Bedoes. Ten gość jest w Orkiestrze. Jego koncert umilał oczekiwanie na koncert Dawida. Ale czy umilał? Nie to, że mam coś do hip hopu, rapu, czy jak to tam nazywacie. Ale Męskie Granie, przyciąga całe rodziny, kiedy zaś słyszysz coś takiego, znów tracisz wiarę w ludzkość. Przede wszystkim Pan Bedoes przyśpieszył naszą decyzję o ucieczce. Tego nie dało się słuchać. Tego nie da się obronić. Może na jakimś blokowym festiwalu rapu?
I wiele z tych kurew chcialo by miec w ustach mojego chuja zadna z tych kurew w polowie tak dobra jak moja niunia nie jest smieje sie z was wyre i ta jedna ma skurwiele moga przegrac no bo leje na nich zdeczka
Młody byk spójrz robię flex ona pisze do mnie tekst koleżanki z mojej klasy mnie nie chciały dzisiaj pytają o seks (wróć) dzisiaj pytają o seks ziomek nie mam czasu pojebana pizdo nie widzisz że kurwa robię cash borek
Mówię szczerze, jeżeli to ma iść w taką stronę, to ja dziękuję. Wolność artystyczna wolnością artystyczną, ale z kulturą, nawet i masową, to nie ma nic wspólnego. Ani nawet z muzyką, bo ciężko tam się dopatrzeć, czy dosłuchać jakiegoś rytmu, ładu i składu. Zawsze mi się podobało, że MG jest na poziomie. Niestety, ten poziom sięgnął bruku. Wszystko przez, w większości przypadkową publiczność, za dużą ilość Ż w głowie i trzewiach, oraz doborze artystów….
P.S. Czytam opinie o sobotniej imprezie, i tutaj wszyscy recenzenci byli zgodni – przyszła w 100 % inna publiczność, ta muzyczna. Taka która się po prostu świetnie bawiła przy świetnej muzyce, skupiona na muzyce, dająca innych jedynie pozytywną energię. Taka, która zrozumiała ideę Męskiego Grania. Chciałabym to sprawdzić na własnej skórze. Na ten moment wiem jedno, na piątkowe koncerty MG, nigdy w życiu już nie pójdę! Mam wrażenie, że ludzie, którzy złapali bilety na piątek, dowiedziawszy się, że nie będzie Orkiestry, sprzedali bilety przypadkowym ludziom.
Ścieżka dźwiękowa- Depeche Mode- Halo
„Miłość jest nie tylko uczuciem, nie jest wzruszeniem ani zakochaniem się. Jest dojrzewaniem, troską i wzajemną odpowiedzialnością za siebie.”
I tak, minął rok! Rok temu, dokładnie o tej porze, szykowałam się do tego wydarzenia, które zwało się nazywać sakramentem małżeństwa. I to już rok…
Czy coś zmieniło? Z jednej strony nic się nie zmieniło, z drugiej zaś, zmieniło się wszystko. Jesteśmy rodziną. Niby na papierze, bo przecież bez papierka, też można tworzyć rodzinę. Aczkolwiek, dla mnie osobiście, ten papier, był naprawdę ważny. Papier, sakrament, podpisy pod urzędowym dokumentem. To była ważna deklaracja, wobec siebie, Najwyższego i kilkudziesięciu świadków. Wiecie, nie jestem naiwna, nie mam 16 lat, nie wierzę we wróżki, wiem, że sama deklaracja i podpis, niewiele znaczą. Wiem, że to samo z siebie się nie uda i w ogóle, sam fakt, wzięcia ślubu, nic nie znaczy, bez pracy nas obojga. Ale ta deklaracja, pokazała mi, że traktujemy się poważnie i naszą relację, chcemy prowadzić to życie razem i razem przez nie iść. Że nie boimy się publicznie powiedzieć, że od dziś razem i na wieki i wieków. W zdrowiu i w chorobie. W niedostatku i w radości. Po prostu razem.
Dla mnie, osobiście, była to bardzo ważna chwila. I taki symboliczny moment założenia naszej małej rodziny. Jako żona czuję się świetnie. Jakoś tak dojrzalej i bardziej świadomie. Cieszę się, że jesteśmy małżeństwem. Że nie mieliśmy obaw i wątpliwości, że to po prostu był naturalny i kolejny krok. Tylko tyle, i aż tyle. No, może jeszcze to, że czujemy się jakoś tak, jakby silniejsi. Czy to magia obrączki?
Przez ten rok przyzwyczaiłam się do słowa – mąż i żona. Dzień po dniu, budujemy naszą rodzinę i jest nam naprawdę świetnie. Nasze kociaki są dopełnieniem naszej paczki. Codzienność nie zawsze jest bajkowa, ale to piękne móc na kogoś aż tak liczyć i wiedzieć, że ktoś za tobą zawsze stoi. Wspiera, popycha do przodu i wierzy w ciebie. Razem jakoś łatwiej znosić kolejne podwyżki rat kredytu hipotecznego!
Z wielką czułością wspominam dzień sprzed roku. Te emocje wciąż są we mnie, co do jednej. Wszystkie wspomnienia trzymam głęboko w sercu, pielęgnuje je i wzmacniam. I wracam dzień w dzień…
Jest naprawdę dobrze. I niech to trwa.
Ścieżka dźwiękowa- Budka Suflera – Szaro szary film
Rocznica ślubu, szczególnie taka, która swoją okrągłością skłania do świętowania w większym gronie, to idealna okazja by urządzić imprezę. Rok po ślubie, zamarzyły nam się poprawiny!
Własny ogródek, i oczywiście letnia rocznica ślubu, aż się proszą by świętować na świeżym powietrzu, werdykt był tylko jeden- Garden Party. Na szczęście prognozy pogody były bardzo obiecujące i mówiły jasno – to będzie świetna zabawa i cudowny dzień pełen słońca i ciepła.
Najpierw lista gości, postawiliśmy na sprawdzoną grupę najbliższych przyjaciół. Wyszło nam w sumie 14 osób. Trzeba następnie wybrać termin, tutaj pod uwagę należało wziąć zobowiązania zawodowo-urlopowe, a także fakt, że sam dzień rocznicy, chcieliśmy spędzić we dwoje. Dlatego skorzystaliśmy z okazji długiego weekendu i zaprosiliśmy gości na 14 sierpnia. Wolny poniedziałek pozwolił na swobodne świętowanie, a nam dał niemal cały weekend na spokojne przygotowania.
W kwestii przygotowań, marzyła mi się bardzo luźna impreza. Dlatego też zaplanowałam stacje relaksu w ogrodzie, były to prostu rozłożone koce na trawie. Dwa stoły służyły za szwedzki stół, postawiłam na dodatki w kolorze różowego złota, takie były talerzyki, kubeczki, a nawet balony. Zdecydowałam się na nieco balonowych dekoracji, żeby podkreślić rangę wydarzenia, to w końcu nie było zwykłe garden party. Co prawda w sieci można znaleźć gotowe zestawy dekoracji na rocznice ślubu, ale dla mnie były nieco tandetne. Dlatego też postawiłam na białe i różowo-złote balony, oraz napis Love. Dużą rolę grało oczywiście światło, więc porozkładałam pełno latarenek i świeczników. Naturalną dekoracją była ogrodowa zieleń i róż, cudownie kwitnących hortensji. O zapach zadbały dziesiątki lawendowych kwiatów. Zamówiłam prosty tort, ekstramalinowy, bo oboje kochamy te owoce. Z dekoracji poprosiłam jedynie o drewniany topper z odpowiednim napisem. Planując menu zależało mi na tym, by większość rzeczy można było wziąć do ręki. Stąd francuskie paluchy, kanapeczki, parówki w cieście, warzywa z dipami. Oczywiście pojawiły się też i sałatki, sycące, ale łatwe w wykonaniu.
Przygotowałam specjalną weselną playlistę. Zaplanowałam też kalambury, tańce i słoiczek wspomnień. Goście dopisali, dopisały im humory, zabawa była świetna. Dużo wspominaliśmy, śmialiśmy się, przeglądaliśmy zdjęcia, omawialiśmy wszystkie wpadki i śmieszne sytuacje z tego dnia. Fajnie było mieć tych wszystkich ludzi koło nas, razem cieszyć się z tego wszystkiego co się stało w ten rok i snuć plany na przyszłość….
To była świetny czas i już nie mogę się doczekać świętowania kolejnych rocznic!
A Wy, lubicie świętowanie różnych rocznic?
Ścieżka dźwiękowa-KULT – Mieszkam w Polsce
Dziś zabieram Was na mały spacer po Lublinie. Był to dość krótki spacer, z prostego powodu. Otóż, tego dnia, w Muzeum Wsi Lubelskiej, spędziliśmy naprawdę dużo czasu. Zdecydowanie więcej niż planowaliśmy. Spacer musiał zawierać obiadowy przystanek, a w głowie mieliśmy jeszcze powrót do Zamościa, i zawiezienie babci zakupów, na produkcję zapomnianych pączków. Na spacer poświęciliśmy nieco ponad dwie godziny. Z racji upałów, szliśmy bardzo, ale to bardzo powolnie. Często też wracaliśmy do wodnej kurtyny, która stała się chyba główną atrakcją Lublina. Przynajmniej w tym wyjątkowo upalnym dniu. Jako, że staram się turystycznie iść nieco pod prąd, ominęłam główną ulicę Starego Miasta. Tą, gdzie tłum gęsto maszerował i podziwiał uroki miasta. Ja, dalej będą w okolicy Starówki, poszłam w inną stronę. I to był strzał w dziesiątkę. Bo nie dość, że odkryłam dzięki temu, najlepszą pizzę na świecie, to i skryłam się przed turystami. Swobodnie eksplorowałam okolicę, wypiłam mrożoną kawę i cieszyłam typowym la dolce vita. Bo Lublin, dość mocno skojarzył mi się z Włochami!
Wiem, że wrócę i to na dłużej. Za rok!
Długi weekend, mam dla Was małe filmowe polecenia i antypolecenie, jakby pogoda nie dopisała, albo marzyłby się Wam domowy weekend!
Batman. Nowość, świeżynka, w zasadzie. Obejrzałam, bo nalegał Fotograf. No cóż, nie jestem fanką tej serii, ani samego Batmana. Jako dziecko oglądałam jedynie
Free Porno - Dee Williams, Mamuśka
Mamuśka z długimi włosami - Nicole Aniston, Dżinsy
Synalek śni o swojej seksownej macosze

Report Page