Oddala sie w taksowce

Oddala sie w taksowce




🔞 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Oddala sie w taksowce

znów jestem w Domu 1.
dobrze mi tu.
nie, to nie to, że tak o, wróciłam sobie, bo chciałam. nie.
musiałam, bo na wschodzie bez zmian i nie ma miłosierdzia dla roztrzepańców takich, jak ja. my. w efekcie znów żyję sobie na wizach i dzięki temu zbieram mile w LOT'cie.
był Post, miałam schudnąć. wytrzymałam bez słodyczy dwa tygodnie, a potem moja silna wola poniosła porażkę w starciu ze słoikiem Nutelli, która okazała się leżeć w spiżarni. no dlaczego pyszne rzeczy są takie kaloryczne?!?!? lubię rukolę, ale nie aż tak, żeby się nią opychać w przypływie paniki/frustracji/tęsknoty za Ojczyzną/inne. nie, co to to nie.
potem była podróż do KRK, która rozpoczęła się od epickiego rzygu Suslika w taksówce na lotnisko. super wróżba na 9 godzin poza domem, z czego jakieś 4,5 w samolotach. dzieci wiedzą, kiedy się rozchorować: albo w piątek wieczorem, albo przed długim weekendem, albo przed świętami. zawsze.
tym razem padło na super mix trzydniówki i kolejnego zapalenia spojówek. idące nadal zęby gratis, w pakiecie. lakonicznie rzecz ujmując: super było. super.
jakby tego było mało, AEROFLOT nie puszcza bagażu do Krakowa tranzytem. oznacza to, że musimy pędzić po walizki, a potem jeszcze raz je w Wawie nadawać, piętro wyżej. obrazek jest boski: dwie wielkie walizy, wózek, Wiewiór, torby podręczne i my z rozwianym włosem, bo trzeba się zmieścić w 30 minut, żeby zdążyć. po takiej akcji pot płynie po plecach ciurkiem, a a to nie koniec historii. przed nami jeszcze kontrola graniczna, czyli wybebeszanie bagażu podręcznego, trzepanie wózka i ściąganie butów. z tego wszystkiego zgubiłam tam mój ukochany iPad, co dotarło do mnie dopiero w Krakowie.
zatroskanych uspokajam od razu. sprzęt się odnalazł cały i zdrowy.
dobra, kończę. kobieta musi być choć trochę tajemnicza, a nie tak kawa na ławę od razu.
reszta w następnym poście.

Sprache auswählen Deutsch Afrikaans Albanisch Amharisch Arabisch Armenisch Aserbaidschanisch Assamesisch Aymara Bambara Baskisch Belarussisch Bengalisch Bhojpuri Birmanisch Bosnisch Bulgarisch Cebuano Chichewa Chinesisch (traditionell) Chinesisch (vereinfacht) Dänisch Dhivehi Dogri Englisch Esperanto Estnisch Ewe Filipino Finnisch Französisch Friesisch Galizisch Georgisch Griechisch Guarani Gujarati Haitianisch Hausa Hawaiisch Hebräisch Hindi Hmong Igbo Ilokano Indonesisch Irisch Isländisch Italienisch Japanisch Javanisch Jiddisch Kannada Kasachisch Katalanisch Khmer Kinyarwanda Kirgisisch Konkani Koreanisch Korsisch Krio Kroatisch Kurdisch (Kurmandschi) Kurdisch (Sorani) Lao Lateinisch Lettisch Lingala Litauisch Luganda Luxemburgisch Maithili Malagasy Malayalam Malaysisch Maltesisch Maori Marathi Mazedonisch Meitei (Manipuri) Mizo Mongolisch Nepalesisch Niederländisch Norwegisch Odia (Oriya) Oromo Paschtu Persisch Portugiesisch Punjabi Quechua Rumänisch Russisch Samoanisch Sanskrit Schottisch-Gälisch Schwedisch Sepedi Serbisch Sesotho Shona Sindhi Singhalesisch Slowakisch Slowenisch Somali Spanisch Sundanesisch Swahili Tadschikisch Tamil Tatarisch Telugu Thailändisch Tigrinya Tschechisch Tsonga Türkisch Turkmenisch Twi Uigurisch Ukrainisch Ungarisch Urdu Usbekisch Vietnamesisch Walisisch Xhosa Yoruba Zulu

autorka bloga nie jest anonimowa i wszystkie posty podpisuje swoim nazwiskiem (jednak panieńskim). wszelkie podobieństwo do osób / wydarzeń z tzw. realu jest czysto... życiowe. za niedomówienia wywołane wyrywaniem z kontekstu (popularnie zwane manipulacją) autorka nie bierze odpowiedzialności.


jeśli chcesz korzystać z moich tekstów/zdjęć - najpierw zapytaj!. Motyw Podróże. Obsługiwane przez usługę Blogger .



Od mojego porodu minęło już ponad 5 lata. Czas radości, wesela, miłości, przyjaźni...wszystko idzie idealnie, a każda rodzina jest w 100 % wyjątkowa. 

Kate Styles tak teraz się nazywam. Jestem szczęśliwą żoną i matką trójki dzieci. 5 letnich bliźniaków - Chris'a i Darcy oraz 2 letniego Johnatan'a. Razem z Harry'm mieszkamy w domu, który kupiliśmy zaraz po naszym ślubie. 

A reszta zespołu? Niall i Aśka nie dawno pobrali się, jakoś rok temu. Mieszkają w moim domu. No teraz to jest już ich. Podarowałam im na nową drogę życia. Na razie nie planują dzieci, chcą nacieszyć się sobą, ale mam przeczucie, że już nie długo nasze ogromna rodzina powiększy się o kolejnego członka. 

Liam nasz kochany "Daddy Direction" jest 3 lata po ślubie z Danielle Peazer...właściwie to już Danielle Payne. Jak wiecie urodziła im się dziewczynka, której dali na imię Taylor. Obecnie mają dwie córeczki - 5 letnią Tay i 3 letnią Nicole. Mieszkają razem w północnej część Londynu. Teraz Dan ma przerwę, ale już nie długo chcę wrócić na scenę i znów tańczyć.
 

Louis i Eleanor? Po powrocie z podróży poślubnej okazało się, że Els jest w ciąży i tak o to pojawił się na świecie Tommy, który teraz ma nie całe 5 lat. Pewnie zastanawiacie się dlaczego takie imię. O tuż Lou stwierdził, że to będzie świetnie brzmieć - Tommy Tomlinson. A nie dawno urodził im się drugi synek Adam.

Zaś Zayn i Perrie. Mieszkają nie daleko nas, bardzo się kochają. Mają synka Mike'a i za 3 miesiące pojawi się córeczka Emma. Perrie ma przerwę, ale zespół dalej istnieje. Dziewczyny obecnie są w trasie po Europie. I kiedy tylko będzie mogła wróci i znów będzie śpiewać.

A jeśli chodzi o zespół One Direction nadal istnieje. Chłopacy mieszkają osobno, ale często się kontaktują i spotykają. A ja nadal wspominam te chwile, kiedy mieszkaliśmy wszyscy razem. Oczywiście koncertują, robią wywiady i ciągle znajdują się na szczytach list przebojów. Właśnie nie dawno wydali kolejną płytę i za nie długo wyruszają w trasę koncertową. 

Zaś ja po tak długiej przerwie postanowiłam powrócić na scenę i mam już w planach wydanie nowej płyty. 

No i tak prezentowałaby się nasza historia. Może nie zawsze było kolorowo, ale przetrwaliśmy zloty i upadki i za to wiemy, że co by się nie stało będziemy mieli siebie i nasza miłość przezwycięży wszystko. 

- nigdzie nie idę, zostaję z tobą - rzekł uparcie Harry
- kochanie idź już, bo się spóźnisz
- nie, a jak coś ci się stanie
- niby co zacznę rodzić, przecież jest jeszcze dużo czasu - krzyknęłam
- Liam idź i nie denerwuj mnie - krzyknęła Dan w tym samym czasie
- zmówili się czy co? - szepnęłam do przyjaciółki
- jak widać - odparła
- no chłopcy ruchy - powiedziałam i zaczęłyśmy ich popychać w stronę drzwi.
Daliśmy im całusy na pożegnanie i zamknęłyśmy drzwi.
- faceci - zaśmiałyśmy się.
Udałyśmy się z powrotem do salonu. Rozmawiałyśmy dość dłuższy czas. Później zachciało nam się pić, więc Dan poszła do kuchni zaparzyć nam herbatę. Chciałam sięgnąć po pilot leżący na stole kiedy poczułam przerażający ból brzucha. Wstałam i zauważyłam na podłodze wodę. Już wiedziałam co to oznacza.

- Dan, chyba wody mi odeszły - wyszeptałam stojąc na środku pokoju. Przestraszona, tak samo, jak ja patrzyła się na mnie nie wiedząc co ma teraz zrobić. Złapała za telefon i próbowała dodzwonić się któregoś z chłopców. W tym czasie usłyszałam zgrzyt otwierających się drzwi i hałas dobiegający z korytarza. Do salonu weszli chłopcy i gdy nas zobaczyli stanęli wryci i gapili się na nas. Najszybciej ocknął się Liam podbiegając do mnie.
- miałaś już wcześniej skurcze? - zapytał się mnie.

Nagle koło nas pojawił się Harry. Widać było, że był bardziej zestresowany niż ja i o wiele bardziej przestraszony. Nie odpowiedziałam na to pytanie, ponieważ ponownie syknęłam z bólu. Skurcze pojawiały się co siedem minut i trwały po kilkadziesiąt sekund. Usiadłam na brzegu kanapy i oddychałam głęboko. Louis krążył po pokoju, zamawiając, jak najszybciej taksówkę, a Harry biegał po pokojach pakując mnie. Przysiadłam na brzeg kanapy. Liam, ten najbardziej spokojny kucnął obok mnie, odliczając na zegarku, ile czasu mija pomiędzy kolejnymi skurczami. Co chwilę na dół wpadał roztargniony Loczek, który z zatroskaniem patrzył na mnie. Próbowałam sobie wyobrazić, jak teraz się czuję, jednak to wydawało się niemożliwe. Widząc jego rumieńce na twarzy oraz to niesamowite szczęście, połączone ze stresem, sama się uśmiechałam. Lecz szybko uśmiech zamienił się w grymas jak poczułam następny skurcz.
- pięć minut - wyszeptał Li, kiwając głową - jedziemy do szpitala.

Liam pomógł jej wstać i zaprowadził ją do korytarza, gdzie ubrała się po czym wszyscy wyszliśmy przed dom, gdzie czekała na nas taksówka. Liam usiadł obok kierowcy, a ja, Harry i Kate zajęłam miejsca z tyłu. Chciałam być, jak najbliżej przyjaciółki, która teraz potrzebowała również mojego wsparcia. Po mimo tego, że dziewczyna bardzo mocno wbijała swoje paznokcie w moją dłoń, nie przejmowałam się i z uśmiechem powtarzałam, że wszystko będzie dobrze. 

- skarbie powiedź coś, bo się martwię - poprosił Harry, który odgarniał jej włosy z czoła, całując jej policzek. Niestety Kate nie przejawiała w tym momencie żadnych uczuć, a jedynie na czym się skupiała to wytrzymanie narastającego bólu. Najwyraźniej wbijanie paznokci i ciche piszczenie nie pomagało w jego wyładowaniu.
- najpierw robisz mi dziecko, a teraz wkurwiasz! Człowieku daj mi spokój! - warknęła, patrząc na niego spod byka. Zaśmiałam się, oczywiście również denerwując dziewczynę. Jednak ja nie przejmowałam się w takim stopniu, jak Harold. On przez resztę drogi siedział skulony na swojej części siedzenia, nie odzywając się ani słowem. Po dwudziestu minutach męczarni dojechaliśmy na miejsce i zadowolona opuściłam pojazd. 

Harry razem z Kate udali się jak najszybciej do szpitala, zaś my szliśmy powoli, nie zapominając, że ja również jestem w ciąży. W pewnym momencie poczułam ostry ból w okolicach podbrzusza. Zgięłam się w pół.

- Dan co ci jest? - zapytał z troską Liam a sekundę później stałam w kałuży wody

- zaczyna się - tylko tyle zdołałam powiedzieć.

Po przekroczeniu progu szpitala Kate została przekazana w ręce pielęgniarek, które idealnie się nią zajęły. Przejechaliśmy na porodówkę, gdzie miała zostać przygotowana do ostatniej fazy porodu. Oddychała coraz ciężej, lecz ja cały czas trzymałem ją za rękę. Po chwili zniknęliśmy za drzwiami sali.
- Hazz ratuj mnie - pisnęła, przechodząc kolejną falę skurczu.

Usiadłem obok niej na krześle, przypatrując się położnym, które kręciły się w pobliżu i obserwowały rozwarcie macicy. Chwyciłem jej dłoń zaś drugą trzymała się za poręcz łóżka, a pod głową oraz plecami miała poduszki. Czekało ją jeszcze wiele godzin bólu i w pewien sposób chciałem jej to umilić. Kate postanowiła wybra klasyczną pozycję porodu - półsiedziała, mając zgięte kolana. Obserwując jej wypieki na twarzy i twardość, z jaką przeżywa ból, miałem ochotę się rozpłakać. Jednak nie na tym miałem skupić swoją uwagę.

Próbowałem zająć ją czym, aby odwrócić jej uwagę od skurczy, które teraz występowały w kilku minutowych odstępach i trwały kilkadziesiąt sekund. Chociaż droga do końca będzie trwała jeszcze długo, już słyszałem krzyki mojej narzeczonej. Zacząłem masować jej kark, co miało na celu zmniejszenie bólu. Nie płakała, jednak ze strachu cała się trzęsła. Wytarłem pot z jej czoła, całując to miejsce. Próbowałem wyobrazić siebie co teraz czuje i dostosować potrzeby, jakie muszę spełnić. Wytrzymywałem jej parcie na swojej dłoni i cierpiałem razem z nią. 

Była cała rozpalona i strasznie się pociła. Krzyczała z bólu, przelewając go na mnie poprzez ściskanie dłoni. Kątem oka zauważyłem, jak drobna lekarka wpada do pomieszczenia, przysłuchując się relacją z obserwacji jednej z położnych. Przywitała się ze mną i samą zainteresowaną, następnie kucając między jej nogami. Spojrzała na mnie oraz Kate, kiwając głową na znak rozpoczęcia.

- już niedługo będzie po wszystkim, jeśli będziesz robiła, co ci każę - powiedziała - będziemy przeć z całej siły. Mam nadzieję, że narzeczony nam pomoże
- będzie dobrze - przypomniałem i pokiwałem głową na znak pozytywnej odpowiedzi na stwierdzenie kobiety.

Kate nie była tego sto procent pewna, jednak wiedziałem, że maksymalnie do dwóch godzin powinno być po wszystkim. Poklepałem ją dłonią, wsłuchując się w wskazówki pani lekarki. Ukochana pokiwała głową na znak zgody i przymknęła oczy. 

- przemy, przemy - krzyknęła lekarka w czasie trwania skurczu.

Kate starannie wykonała polecenie, robiąc wszystko, co w jej mocy. Po jej twarzy spływały kropelki potu, a ból był widoczny. Wspierałem ją z całej mocy, mam nadzieję, że nie tylko samym towarzystwem.
- jest już główka - powiedziała spokojnie pani ginekolog po jakimś czasie.

Spojrzałem na moją cierpiącą, jednak szczęśliwą dziewczynę, którą te słowa mobilizowały najmocniej. Przymknęła oczy, starając się ze wszelkich sposobów. Krzyknęła, a ja zdziwiłem się, że po tylu godzinach jest jeszcze w stanie to robić. 

Kiedy wspólnie usłyszeliśmy pierwszy krzyk maluszka, popłakałem się ze szczęścia. Następne ruchy lekarki były już tylko kwestią wydobycia niemowlęcia z łona matki. Pępowinę odcięto szybko, która tym razem nie skomplikowała porodu.

- no to jedno za nami, teraz czas na drugie - pomyślałem.

Z kolejnym dzieckiem, było podobnie. Gdy pojawiło się szczęśliwy opadłem na krzesło, czując, że uścisk Kate słabnie. Spojrzałam na nią, nie powstrzymując łez. Była bardzo wyczerpana, blada a do tego wszystkie urządzenia, które były do niej podłączone zaczęły głośno pikać. Nie wiadomo kiedy zostałem wyprowadzony z sali. Zdążyłem tylko usłyszeć dwa słowa "tracimy ją". 

Wszyscy patrzyli się na mnie a ja nie potrafiłem pojąć co właśnie teraz się działo. Osunąłem się po ścianie i schowałem twarz w dłonie. Poczułem jak ktoś obejmuję mnie ramieniem. 

- wszystko będzie dobrze - szepnął Lou.

Wtuliłem się w niego cicho szlochając. Nie wiem ile czasu minęło. Usłyszałem tylko jak ktoś wychodzi z sali. Poderwałem się szybko i spojrzałem na lekarkę.

- co z Kate? - tylko tyle zdołałem powiedzieć

- było ciężko, ale udało się. Wszystko z nią i dziećmi w porządku
- mogę ją zobaczyć - spytałem.

Kiwnęła głową i za nią wszedłem do sali. Ujrzałem ją w tym samym miejscu co wcześniej. Podszedłem bliżej i złapałem za rękę. Spojrzała na mnie tymi swoimi dużymi czekoladowymi oczami. Widziałem jak jest szczęśliwa. Po chwili podeszła do mnie pielęgniaka i położyła mi na rękach dziecko. Co później się okazało to była córeczka. To było wspaniale uczucie, gdy po kilku godzinnym porodzie mogłem przytulić moją córeczkę. W tym samym czasie Kate podali naszego synka. 



Siedziałam na szpitalnym łóżku, opierając
się plecami o poduszki i tuląc do siebie mojego syna, ponieważ córeczką zajmował się Harry. Nagle drzwi się
otworzyły, a do pomieszczenia wpadła reszta z szerokimi uśmiechami na twarzy. 

- jak się czujesz? - spytał Zayn przyglądając się noworodkom

- jakie one śliczne - zachwycił się
Lou, a ja się zaśmiałam pod nosem

- ona ma takie same oczy, jak nasza Kate - powiedział Niall spoglądając na naszą córkę, uśmiechając się lekko w moim kierunku. Teraz dopiero zauważyłam, że brakuje z nami Liam'a i Danielle.

- chłopcy a gdzie Li i Dan? - zapytałam

- kiedy rodziłaś Dan też zaczęła. Teraz leży szczęśliwa z córeczką trzy sale dalej - poinformował mnie Zayn

- jak je nazwiecie? - dopytał się Louis

- na pewno dziewczynce damy na imię Darcy - odezwał się Hazz - a chłopczykowi... - zastanowił się

- nie! - zaprzeczyłam - Christopher...James - rzekłam po chwili - ale możemy zgodzić się na Louise dla dziewczynki...jako drugie - dokończyłam.

____________________________________________________________________


Nadszedł dzień naszego wyjazdu. Dopakowywałam ostatnie rzeczy do walizki, kiedy do pokoju wszedł Harry.
- spakowana? - spytał stojąc w drzwiach
- teraz tak - odpowiedziałam zapinając walizkę.
Bez słowa złapał za walizki i zszedł na dół. Po kilku minutach i ja zrobiłam to samo. Gdy byłam w połowie schodów Loczek wchodził do domu.
- Harry, gdzie Aśka i Niall?- spytałam
- w salonie czekają już jedziemy?- spytał
- tak możemy już jechać - powiedziałam po czym zebraliśmy się i wyszliśmy z domu. Włączyłam alarm i zamykając
drzwi na klucz. Wsiadłam do samochodu i pojechaliśmy wszyscy we czwórkę na lotnisko. Gdy dojechaliśmy udaliśmy się do odprawy. Kolejka była długa. Staliśmy chyba z godzinę, inni ludzi jeszcze dochodzili, więc kolejka była coraz dłuższa. Nagle usłyszeliśmy.
- samolot wylatujący z Londynu do Paryża zostanie opóźniony z powodu złej pogody - powiedział głos z głośnika.

Kiedy odprawa była już za nami postanowiłam iść do sklepu wolnocłowego by kupić sobie coś do picia. Aśka i chłopcy poszli w moje ślady. Gdy kupiliśmy napoje mogliśmy wejść do samolotu. Pożegnaliśmy się z Niall i Asią i po chwili znaleźliśmy się na pokładzie samolotu. Siedzieliśmy wygodnie kiedy stewardessa zaczęła mówić.

- proszę zapiąć pasy, wyłączyć wszelkie urządzenia, za chwilę startujemy. W Paryżu będą Państwo o godzinie dwunastej. Życzę miłego lotu.

Postanowiłam się trochę zdrzemnąć. Kiedy zasypiałam poczułam jak coś ciężkiego leży na moim ramieniu. Oczywiście to był Styles. Chciałam go obudzić, albo chociaż przesunąć, ale nic się nie dało. Spał jak zabity. Trudno - pomyślałam i starałam się znów zasnąć. Udało mi się. Obudziła mnie stewardessa.

- proszę wstać za chwilę lądujemy - powiedziała po czym zaczęłam budzić Harrego. 

Zapieliśmy pasy i czekaliśmy aż wylądujemy. Kiedy wylądował wyszliśmy z samolotu i udaliśmy się po bagaże. Na szczęście nikt nas nie zauważył i nie było szumu wokół nas. Cisza i spokój. 

-Kate czy ty mnie jeszcze kochasz?- spytał jak byliśmy w taksówce

- co to za pytanie, pewnie że cię kocham - powiedziałam i pocałowałam go

- bałem się, że po tak długim czasie coś się zmieniło - rzekł z ulgą

- głuptasie nadal cię tak samo kocham a nawet mocniej - zapewniłam go.

Zatrzymaliśmy się przed hotelem. Wyszliśmy i udaliśmy się do recepcji po nasze klucze do pokoju.

Kiedy otworzyłam drzwi od naszego apartamentu od razu rzuciłam walizkę i udałam się do sypialni. Byłam trochę zmęczona, więc położyłam się na łóżka. Tylko, że nie wiedziałam kiedy zasnęłam.

Obudziłam się. Harry siedział w łazience. Postanowiłam rozpakować swoje rzeczy. Kiedy skończyłam Loczek wyszedł z łazienki. Był w samym ręczniku owiniętym na biodrach.

- witam śpiącą królewnę - przywitam mnie całusem.

Ubrał się po czym zeszliśmy na dół do restauracji zjeść kolację.

Minął tydzień odkąd jesteśmy w Paryżu. Zwiedziliśmy Louvre, wieżę Eiffla, Łuk Triumfalny, katedrę Notre Dame. Spacerowaliśmy paryskimi ulicami podziwiając piękny krajobraz. Na sam koniec poszliśmy do Parku Luksemburskiego. Jest to miejsce uwielbiane przez wszystkich, chociaż trochę dziwne. Nie jest on najpiękniejszy na świecie. Jest duży, niezbyt dużo w nim zieleni, ale ma urok, jak mało który park. Wyobraźcie sobie, że chodzą tam wszyscy. Starsi panowie grający w szachy, kobiety z dziećmi, studenci, zakochani. Jest tam milion krzeseł, na których można usiąść. I spokój, spokój i jeszcze raz spokój. Przesiedzieliśmy tam niemal całe popołudnie. Zmęczeniu udaliśmy się do hotelu.


Po pierwszym dniu przeznaczonym na odpoczynek udaliśmy się na długi spacer po Rzymie. Po drodze zobaczyliśmy, Forum Romanum, Koloseum, Fontannę di Trevi i mnóstwo innych ciekawych atrakcji. Było wspaniale. Miasto wręcz przenosi do czasów starożytności, jest niesamowite. Zawsze marzyłam, aby tu przylecieć a dzięki mojemu kochanemu chłopakowi spełniło się. Kilka dni później pojechaliśmy do Wenecji. To przepiękne miasto, zwiedziliśmy plac San Marco, pływaliśmy na gondolach i zobaczyliśmy najbogatszą dzielnicę miasta. 

Słońce dobijało się do mojego pokoju. Obudziłam się w hotelowym pokoju, nigdzie nie było Niall'a. Pewnie poszedł się przejść, lub poszedł na śniadanie. Poszłam do łazienki, wykonałam poranne czynności, podeszłam do szafy by wybrać ciuchy. Po krótkim namyśle wybrałam to. Ubrałam się, włosy zostawiłam rozpuszczone, tylko spięłam grzywkę. Byłam gotowa. Poszłam otworzyć drzwi balkonowe, ponieważ w pokoju było strasznie parno. Zobaczyłam na zegarek. Była godzina dziewiąta. Zamknęłam ap
Kto wejdzie w ma cipeczke?
Dupsko w tatuażach
Ruchanie byłej

Report Page