Niesamowite kusicielki

Niesamowite kusicielki




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Niesamowite kusicielki

- Dlaczego nikt z nas nie wpadł na to, aby sprawdzić okno? –
Spytał Heidric.

- Może dlatego, że nikt nie spodziewał się, że przez okno
wychodzące na główną ulicę odważy się przekraść włamywacz. – tłumaczy
zaskoczona Erica.

- Sukinsyn... – dobiega mamrotanie z kierunku, w którym
Siegfried rozgrzebuje swoje tobołki.

- Ewidentnie wiedział co robi, szukał tylko mieszków,
wystarczył mu pierwszy lepszy. – ciągnie Argenta.

- Psia jego mać... – wciąż dobiega.

- Dziwne, że nie zabrał nic naszego – skomentował Heidric.

- Było ciemno, losowo łapał to co było mu łatwo skraść, po prostu przypadek – tłumaczy Argenta próbując spoglądać na Siegfrieda.

- Nie ma! Wszystko skurwiel zabrał, miałem z tego wykupić
Ogra! Teraz jestem bez grosza i bez pomysłu psia mać – niech sczeźnie menda
chędożona! – wyrzucił zirytowany najemnik wstając.

- Masz tu kilka szylingów ode mnie, później mi oddasz. W tej
chwili nic nie poradzisz. – próbowała uspokoić Argenta – a mamy sporo innych zmartwień.

- Dobrze ci się gada, ale dzięki za wsparcie. – skwitował
najemnik.

- Nie rozklejaj się tak, ja też nie długo cieszyłem się z
nowej broni, na którą wydałem cały majątek. Teraz zostałem z kikutem zamiast
miecza. – dodał stanowczo Heidric mając nadzieję, że zakończy temat – chodźcie,
spaliśmy długo a czas nam się kończy.

Rzeczywiście było już późno – koło południa. Pogoda
oczywiście bez zmian, no może trochę mniej pada. Poza tym wciąż zimno,
pochmurno i nieprzyjemnie. Mimo to ludzie pracują i biegają po mieście za
sprawami, które tylko oni rozumieją. Trójka bohaterów zdecydowała, że
wybiorą się znów do Reikerbahn, aby porozmawiać z herr Strasserem i omówić co
zaszło wczorajszego dnia. Mięli też nadzieję porozmawiać z Biancą na temat
Marca, który gdzieś uciekł po tym jak potwór wpadł do budynku.

Tego dnia Heidric był bardzo zamyślony ale też niespokojny.
Siegfried także nie wyglądał najlepiej, głównie ze strony psychicznej. Ból nogi
tylko wzmagał jego stres. Argenta niepokoiła się stanem rzeczy – to nie może
tak długo trwać – pomyślała – albo nas wrzucą do lochów albo zwariujemy. Trzeba
działać - Argenta zaczęła tworzyć plan poczynań, chciała wprowadzić go w życie
tuż po tym, jak Heidric rozmówi się ze Strasserem w strażnicy. Niestety to, z
czym wyskoczył młody akolita wymagało wprowadzenia pewnych zmian.

- Schodzę do kanałów, niezależnie od waszej decyzji –
oznajmił.

Zagłębiając się ponownie w brudne zaułki Reikerbahn, które
przeżywało ostatnimi dniami tajemniczą odmienność, wpadli znów na chłopca
imieniem Tede. Ten zwęszył okazję do zarobienia kilku groszy i zaprowadził ich ponownie do spływu kanalizacyjnego.

Na prośbę Argenty, Tede nakreślił w błocie prosty plan
okolicy, aby pomóc im rozeznać się w tej cholernej, brudnej dzielnicy.

Z mapy stworzonej przez chłopca, dość wyraźnie da się
odnaleźć kilka punktów. Oczywiście bez jego wyjaśnień byłoby to niemożliwe.

- Nie schodzę z Heidrikiem do ścieku, obawiam się o
zakażenie rany na nodze przez taplanie się w nieczystościach. - postanowił
Siegfried.

- Ja także nie mam najmniejszej ochoty wchodzić do kanałów,
niczego tam nie znajdziemy. Postanowiliśmy wraz z Siegfriedem, że przejrzymy
jeszcze raz notatki znalezione w strażnicy. Potem udamy się do domu Jostenów.
Gwar ulicy oraz miejsce nie sprzyja wertowaniu papierów, wiec udamy się w
spokojniejsze miejsce, którym okaże się prawdopodobnie karczma "Pod
pękniętą baryłką". – oznajmiła Argenta.

- Dobrze więc. I tak już się ubrudziłem w tym ścieku, więc
wykorzystam to i jeszcze raz tam zejdę. Mam dziwne przeczucie, coś mnie tam
ciągnie. - Siegfired ma rację, z ranną nogą
niewiele mógłbyś pomóc – pomyślał – i
tak ledwo chodził.

- Z resztą wy w ciemnościach mięlibyście problem z rozeznaniem.

Akolita zacisnął pieści, pomysł nie przypadł do gustu
towarzyszom, jednak argument najemnika był bardzo trafny, kolejna wizyta u kapłanek
Shallyi mogłaby nie pomóc – pomyślał.

- Tede Czy możesz mi znaleźć jakąś lampę bądź pochodnię? Coś
co łatwo zapalić i zgasić, lub zmniejszyć ilość światła. Lampa byłaby mile
widziana.

- Za lampę to tu każdy zaryzykowałby złamanie nosa by ją
odsprzedać. Ale mogę zorganizować jakąś prowizoryczną pochodnię. Nie zapewnię
jednak, że to źródło światła wystarczy na długo. – odparł chłopiec.

Tede odszedł na kilka chwil aby zorganizować to o czym
mówił. Po paru minutach wraca i wręcza Heidrikowi przedmiot. - Lepiej uważaj, w
kanałach są groźniejsze rzeczy niż pijawy i zakapiory. Niektórzy opowiadali
jak to ich znajomi tracili ręce i nogi. A inni to wariują na stałe albo wcale
nie wracają. Łatwo się poślizgnąć i wpaść w jakiś szajs. – przestrzegał
chłopiec - Zamierzasz tam tak wejść bez zaszczanej szmaty na nosie? Musisz mieć
nos tak zapchany jak te kanały hehe... - śmiał się chłopak.
- Jeśli nie znajdę was przed nocą to
szukajcie mnie jutro w strażnicy u Strassera lub jakiejś wiadomości ode mnie. –
oznajmił Heidric gdy był gotów zanurzyć się w szlamie.

Wziąwszy sobie do serca słowa chłopca Heidric wyciąga jedną
ze swych koszul, zawiązuje nią twarz i bierze pochodnię. - Dzięki Tede. –
dodał.

- Powodzenia, niech
Verena ujawni przed wami sekrety tego miejsca. – pożegnał się z towarzyszami,
po czym ruszył brodząc do pasa w ściekowym szlamie. Szybko zniknął w
ciemnościach.

Kanały to ciemne i potwornie cuchnące miejsce. Nieustająco
płynące i kapiące ścieki doprowadzały do paranoi. Nawet nadzwyczajny wzrok
akolity nie pozwalał dostrzec zbyt wiele a ciągłe garbienie się w tych niskich
korytarzach nie pomagało, wręcz przeciwnie.

Dopiero teraz dotarło do niego, że znalazł się w sieci
niezliczonych korytarzy, kanalików, zlewisk i barykad utworzonych z zalegających śmieci. Okropny smród dał się mimo wszystko we znaki i Heidric zwymiotował.

Nie mając
pomysłu ani ‘przypadkowo-znalezionej-mapy-kanałów-z-punktami-orientacyjnymi’
ruszył jednym z kanałów odchodzących ze zlewiska, w którym się znalazł.
Ostrożnym krokiem przeszedł może kilkadzieścia metrów, w każdym razie już dawno
nie widział początku korytarza, ani jego drugiego końca. Idąc ostrożnie lewym
chodnikiem by się nie poślizgnąć i nie wpaść do centralnego koryta płynących
nieczystości natknął się na dziwną, w miarę czystą skrzynkę, wielkości mniej
więcej antałka. 

- Cóż to jest? – pomyślał – trochę nie pasuje do
krajobrazu...

Mając nadzieję, że w ten sposób zachowa ostrożność uderzył w
skrzynkę młotem, który dostał od Strassera na jego prośbę. Skrzynia
eksplodowała z głośnym hukiem, natychmiast powalając akolitę i ogłuszając go
tak szybko, że nie zauważył nawet chwili upadku...

Było zimno i mokro. Gdy Heidric otworzył oczy było wciąż
ciemno chociaż jego niezwykły wzrok wyłapał szczątki światła, które odbijało
się od mokrych i śliskich ścian pomieszczenia, w którym się znalazł. Kraty kanałowe,
umieszczone na sklepieniu tego wysokiego, prostokątnego pomieszczenia
pozwoliły akolicie przyzwyczaić się do mroku. Już w chwili odzyskania
przytomności czuł, że był do połowy zanurzony w wodzie, ale teraz zrozumiał, że
cała sala jest nią wypełniona.

Siedział w stalowej, skorodowanej klatce, która
wraz z nim zanurzona była w wodzie ściekowej. Klatka najwyraźniej wisiała na
łańcuchu, przymocowanym do jakiejś konstrukcji z czterema prostopadle do siebie
ułożonymi wysięgnikami. Na każdym wysięgniku wisiała podobna klatka, w sumie
cztery klatki, a to wszystko zamocowane było do prostej przekładni przy
suficie, która prawdopodobnie w jakiś sposób obracała klatkami. Heidric długo
przyglądał się tej wilgotnej i starej konstrukcji. Zrozumiał, że gdyby obrócić
całe to ustrojstwo, mógłby przybliżyć swoją klatkę do kamiennego występu, który
ciągnął się środkiem tej sali ponad wodą w stronę odległej na kilkanaście
metrów ściany, którą najsłabiej widział. Dostrzegał tam jedynie mnóstwo śmieci
i nieczystości oraz prawdopodobnie wyjście. W wodzie coś pływało, czuł chwilami
jak coś muska go po nogach i plecach pod wodą. Wszystkie klatki zanurzone były
w równym stopniu w cuchnącej wodzie, ale tylko jedna z pozostałych trzech
wyglądała na pustą. Próbując przyjrzeć się zawartości klatek, usłyszał ciche
mlaskanie i chrupanie od strony odległej ściany. Rozpoznał jakiś ruch, ale mimo
doskonałego wzroku nie mógł dostrzec szczegółów. Był za to pewien, że w tych
dwóch klatkach uwięziono dwoje nieprzytomnych ludzi.

- Kurwa tu jest pełno wody! Jasna cholera! – padło głośniej
tym razem – jaja se robicie!

Jedna z postaci w klatce zaczęła szarpać się i chlustać.
Wyraźnie burzyło to ciszę w sali.

- Spokojnie, jesteś zamknięty w klatce!, tak jak ja i ona. –
tłumaczył Heidric.

- To twoja sprawka koleś? łeb ci kurwa przetrącę! –
odpowiedział nieznajomy nerwowym głosem.

- Nie, nie moja. Mam ten sam problem jak widzisz. – odparł
akolita.

- Co ty do psiej mordy wiesz o moich problemach?! Kto ty w
ogóle kurwa jesteś co?

Heidric podirytował się nieco arogancją nieznajomego, uznał
jednak, że sytuacja nie jest warta by sobie tym głowę zawracać. – Jestem
Heidric, wpadłem w to gówno jak ty. – odparł - a ty kim jesteś?

- Karl Franz kurwa! – odrzucił zirytowany.

Heidric przemilczał rozumiejąc, że nie jest to partner do
elokwentnych dyskusji. Obserwował go jednak. Po chwili budzić zaczęła się druga
osoba. Tak to była kobieta, o czym utwierdził się gdy podniosła głowę.


- Co tu się dzieje? Gdzie ja jestem? – spytała zdecydowanym
głosem.

- Jestem Heidric. Ja, ty i ten koleś tam, jesteśmy uwięzieni.
– wytłumaczył akolita.

Kobieta rozejrzała się. Heidric spokojnie
przyglądał im się. Nieznajoma ewidentnie wyglądała na wściekłą za sprawą sytuacji
w jakiej się znalazła.

- Cizia weź tak nie majtaj tą klatką bo wodę burzysz! –
rzucił nerwowo nieznajomy.

- Mam na imię Martha a nie żadna cizia, jeszcze jeden taki
wypad w moim kierunku a pożałujesz gamoniu! – odpowiedziała stanowczo chodź
spokojnie.

- Luzuj mała, tylko przestań burzyć wodę! – próbował
uspokoić kobietę brodaty nieznajomy.

- Czy ktoś wie jak się tu znaleźliśmy i jak się stąd
wydostać? – spytała Matha.

- Na razie wygląda na to, że nie wiemy nic. Nie wiem nawet
jak długo siedzimy w tym łajnie – odpowiedział Heidric – gdy ostatnio byłem
świadomy, było późne popołudnie. Sądząc po świetle z góry, jest co najmniej
wieczór.

- Słowo daję, zatłukę tego, kto mi to zrobił – wyszeptała
przez zęby kobieta.

- Pod klatką wymacałem chyba jakiś zamek, ale nie mam
pojęcia jak go otworzyć – oznajmił akolita ale nikt nie podzielił jego
spostrzeżenia.

W tyle sali znów coś pomlaskiwało. Heidric coś widział ale zbyt mało,
oceniał to jako podjadające śmieci zwierzęta - psy albo jakieś wielkie szczury.


- Tak, to z końca sali, coś tam się kręci i podjada ochłapy.
– odpowiedział Heidric – tam jest też jakieś wyjście, ale nie widzę dobrze, za
daleko i za ciemno.

Przez chwilę dostrzegł też jakiś ludzki kształt, który nie
wychylił się z korytarza prowadzącego do tej sali. Stał tam przez chwilę, w
ręku trzymał jakiś kij albo włócznię, po krótkiej chwili zniknął w ciemnym
korytarzu. Zdecydował na razie o tym nie wspominać tamtym.

Coś kliknęło głucho – Mam cię kurwa... – doszeptał brodaty
mężczyzna. Drzwiczki, które okazały się całym

- Pieprzona woda... – skomentował próbując wspiąć się to po
drzwiach, to po ściance na zadaszenie klatki. Wyraźnie unikał ponownego
zamoczenia. Klatka była mokra i śliska, kilkakrotnie nieznajomy próbował wspiąć
się na jej szczyt zanim rzeczywiście mu się udało.

Rozejrzał się, po czym spróbował doskoczyć do wysięgnika czy
też ramienia, na którym wisiała jego klatka. Złapał rękami za stalową szynę i
gdy próbował wesprzeć się nogami padło tylko głośne – Kurwa! – i z wielkim
śmierdzącym chlustem spadł prosto do wody.

Aaaaarghhhhh! – zaczął wrzeszczeć próbując utrzymać się na
wodzie. Szarpał się przez kilka chwil, ewidentnie nie potrafił utrzymać się na
powierzchni a do dna widocznie było zbyt daleko. Ostatkiem sił złapał za swoją
klatkę i z półpłaczem w drżącym głosie skomentował – co za gów...gówno...

- Ćśśś! – szepnął akolita. Trochę trwało zanim mężczyzna
doszedł do siebie, Heidric na przemian obserwował to jego to odległą ścianę sali.
Cały czas pojawiały się tam te ruchy, które brodziły w śmieciach na podeście. Heidric
zauważył, że dno tego basenu musiało w pewnym momencie iść pod skosem, gdyż na
odległym końcu sali, podłoga wyłaniała się z wody i łączyła z podestem. Pod
ścianami było najwięcej śmieci i gnijących resztek.

- Koleś – rzekł do niego Heidric – słuchaj, jakbyś złapał
się drugiej klatki zamiast swojej i zbliżył się w tamtą stronę, to
prawdopodobnie pod nogami namacałbyś dno i mógłbyś wyjść tamtędy.

- Chędoż się łysolu! – odrzucił, po czym znów zaczął wspinać
się po klatce.

Martha tylko złapała się za czoło, ale obserwowała
poczynania nieznajomego gbura.

Brodacz tym razem zgrabniej dostał się na wysięgnik, ominął
środkową przekładnie po czym opuścił się na zadaszenie przeciwległej klatki –
tej pustej, która w tej chwili była najbliżej podestu.

- Kurwa ślisko... – oznajmił sam sobie patrząc na podest, na
którym miał wylądować.

Heidric przyglądał się wyjściu, w tej chwili nie było tam
żadnego ruchu, ale nie miał pewności czy zwierzęta faktycznie sobie poszły.

Brodacz zeskoczył i dość stabilnie wylądował na podeście.
Obrał się ze śmieci, kępek włosów i innych nieczystości, które wytargał z wody.
Klnąc cicho pod nosem powoli ruszył w stronę odległej ściany. Prawdopodobnie
tylko Heidric dostrzegał jego ruchy. Był bardzo ostrożny i nie chcąc się
poślizgnąć wychylił się po jeden z wiszących w kącie sali łańcuchów i pociągnął
go. Konstrukcja zareagowała, z każdym pociągnięciem łańcucha klatki obracały
się mącąc wodę. Ustawił klatkę, w której uwięziona była Martha tuż przy
kamiennym chodniku.

- To co, otworzę ci klacię a potem razem czmychniemy stąd
jak ją otworzę co? – dumnie zaproponował Marcie.

- Dobrze wiesz, że sam stąd nie wyjdziesz, uwolnij nas. –
rzekła stanowczo wpatrując się w jego ciemne oczy.

- Nie doceniasz mnie mała, pomysłowy ze mnie gość. –
odpowiedział z uśmiechem.

- Jak tylko wyjdziesz z tej sali rozszarpią cię te zwierzęta
w korytarzu... słyszałeś mlaskanie prawda? – podważył jego butność Heidric – ja
je widziałem, chcesz to idź sam.

- Errr – zrzędził pod nosem nieznajomy – wypuszczę cię mała,
razem damy sobie radę. Z lekkim wahaniem położył się na kamiennym chodniku,
zanurzył ręce pod klatkę kobiety i chwilę pogrzebał w zamontowanym tam
zamknięciu.


Zapadka puściła, Martha wyszła i stanęła na podeście.
Okazała się nie taka mała jak przyzwyczajał się nazywać ją brodacz. Licząca
dobre 180 cm
wzrostu, dobrze zbudowana i umięśniona sylwetka kobiety nosiła liczne blizny na
skórze. Mokre, ciemno-rude włosy we w połowie rozplątanym warkoczu sięgały
do łokci. Nie miała przy sobie niczego poza skórzanymi spodniami dopasowanymi
rzemieniem u boku i koszuli z wytarganymi rękawami. 

Gdy spojrzała w dół na ledwo
sięgającego jej ramion brodacza, ten zmiękł w kolanach i z trudem przełknął
ślinę.

- Przecież nie zostawimy go tak, odsuń się durniu. – minęła
nieznajomego i skierowała się w stronę łańcuchów. Zaczęła obracać klatkami.

Nieznajomy przez chwilę przyglądał się jej, po czym
przypomniał sobie coś i zaczął nerwowo szukać po podeście. Rozgrzebując śmieci i kanałowy śluz zdenerwował się i zaczął
zrzędzić – nie ma, zgubiłem to cholerstwo!

- Tego szukasz spryciarzu? – spytała zza jego pleców Martha,
trzymając w ręku skórzaną torbę.

- Nie tak szybko! – uniosła torbę tak wysoko, że nie mógł
jej dosięgnąć – przynajmniej powiedz kim jesteś i zacznij współpracować, bo
inaczej nie będziemy mieli żadnych szans.

- Errr... Luca!, jestem Luca. – przyznał niechętnie.

- Co tu robisz i jak się tu znalazłeś Luca? – dopytała dając
mu nadzieję na odzyskanie torby

- W takim razie nie jesteś nam potrzebny – złapała Lukę za
jego szarą koszulę, uniosła tak, że stracił kontakt z podłogą po czym zawiesiła go nad
basenem, w którym już raz się zanurzył.

- Kurwa co ty robisz kobieto! – krzyknął – Arrrghh dobra!
Psia krew! Jestem posłańcem jakiegoś ważniaka na mieście, nie znam go, robotę
zlecał mi pośrednik. Miałem dostarczyć wiadomość z wariatkowa a jedyna droga
prowadziła pieprzonymi kanałami. Działę robiłem pierwszy raz i to bardzo
niechętnie kurwa, w torbie miałem mapę. Gdy odebrałem wiadomość i miałem już
wracać dostałem w pałę. Resztę znacie! a teraz postaw mnie!

Martha postawiła go na chodniku i rzuciła mu torbę. Ten
szybko ją przeszukał – Kurwa jest tylko mapa! Gdzie wiadomość!?

- Sam widziałeś że niczego nie wyciągaliśmy, może wypadła? –
tłumaczy Martha.

Trzy , długie na jakieś półtora metra, przypominające
kreto-szczury stwory wybiegły z korytarza próbując ugryźć kogokolwiek. Lucas
zareagował błyskawicznie uderzając obcasem prosto w głowę jednego z nich.
Martha przeskoczyła nad nimi i rzuciła się gołymi rękami przygniatając
kolejnego do ziemi aż uszedł z niego ostatni dech. Heidric wycofał się i
zauważył, że te stworzenia są ślepe – Pewnie żywią się padliną – pomyślał i
próbował utrzymać dystans. Lucas znęcał się butami nad swoją ofiarą rozmazując
głowę stwora po posadzce zaś Martha szybko przeskoczyła do trzeciego i potężnym
kopnięciem łamiącym kilka żeber, posłała go na jedną ze ścian. Zwierzę
wpadło do basenu.

- Dobra Luca, pokaż tą mapę, może pomoże nam się stąd
wydostać. – rzucił Heidric. Luca wyciągnął skrawek papieru. Mapa była niezbyt
dokładna, ale pokazywała kilka korytarzy oraz wyraźnie zaznaczoną trasę, którą
teoretycznie brodacz miał się przedostać i która miała być w miarę bezpieczna.
Nie mając pewności, czy pomieszczenie w którym się znajdują jest gdzieś na tej
mapie zdecydowali, że ruszą korytarzem aby się trochę rozeznać.

Idąc którymś z kolejnych korytarzy, natknęli się
blask ognia. Ściek płynący środkiem wyraźnie tam spływał a chodnik był
zburzony. Pół korytarza było zwalone przez wyrwę, która zamieniała się w
wielką, wykopaną w ziemi jamę, z której dobiegało światło pochodni
rozstawionych na dnie. Wyrwa w korytarzu utrudniała przejście. Można było jakoś
zejść na dół i poszukać przejścia w tej jamie albo spróbować przeskoczyć wyrwę
i iść dalej kanałem.

- Będzie jakieś dziewięć metrów po pieprzonej śliskiej
skarpie – ocenił Luca.

- Albo tędy, tylko trudno będzie skakać przy tak niskim stropie
– dodał Heidric.

- Myślę że powinniśmy jakoś zejść na dół, spójrzcie na tę
stertę... tam jest mnóstwo różnorakiego sprzętu. 

- Ktoś to musiał zbierać w
kanałach i zbiorowiskach odpadów od miesięcy i zgromadził tu. Te pochodnie też
nie zapaliły się same. – wyszeptała Martha.

Rzeczywiście, pod ścianą wydrążonej jamy było składowisko
przeróżnych przedmiotów, zebranych prawdopodobnie w zlewiskach, spływach,
śmietniskach i syfonach - prawdziwy skarbiec dla niektórych.

Gdy już przymierzali się do zejścia, jakaś garbata postać z
kijem w ręku pojawiła się w wydrążonym przejściu prowadzącym do wielkiej jamy.

- Pst! Patrzcie! – ostrzegł szeptem Heidric – widziałem go
wcześniej w tamtej sali.

Burcząc coś pod nosem, tajemnicza postać odziana w podarte i
brudne łachy podeszła kulawym krokiem do sterty śmieci, dorzuciła jakiś
drobiazg, rozejrzała się chwilę po czym skierowała z powrotem do korytarza.


Echo tajemniczego, głośnego skowytu i pisku nagle rozbrzmiało po wielkiej jamie.

- Zaaraz - zaaraz paskudo... odpowiedziała na skowyt
tajemnicza postać.

Chrrrrr – coś jeszcze zachrapało. Dźwięk dochodził z
korytarza.

- Na bogów co to było? – przeraził się Heidric.

- Chyba jakiś stwór, którego tam trzyma – odparła Martha.

- Dobra chodźmy, tu mogą być nasze fanty. – skwitował Luca
rozpoczynając opuszczanie się.

Na dnie jamy, oprócz cuchnącego bajorka, które tworzy się z
cieknących tu ści
Pacjenta zaliczona na biurku doktorka
Siostra strzela na jej twarz
Zawsze wiedziała, że jest biseksualistą

Report Page