Niegrzeczna dziewczynka wykorzystuje fotografa

Niegrzeczna dziewczynka wykorzystuje fotografa




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Niegrzeczna dziewczynka wykorzystuje fotografa
Bicie, wiązanie, zamykanie w klatce. WP ujawnia horror dzieci pod Krakowem Źródło: Materiały WP
Piekło u zakonnic. Bicie, wiązanie, zamykanie w klatce. Horror dzieci w DPS pod Krakowem
Wiązanie do łóżek, zamykanie w klatce, bicie mopem – to tylko niektóre kary wymierzane dzieciom w Domu Pomocy Społecznej w Jordanowie pod Krakowem. "Wychowali cię w stajni", "twoja matka jest prostytutką", "jak będziesz niedobra, dostaniesz wpierdol" – tak zakonnice i niektórzy świeccy opiekunowie mieli się zwracać do podopiecznych z niepełnosprawnością intelektualną. Byłe pracownice DPS-u i rodzice dzieci zdecydowali się opowiedzieć Wirtualnej Polsce o wydarzeniach z Jordanowa po tym, jak jedna z sióstr miała pobić 13-letnią dziewczynę. "Bezprzykładne bestialstwo" – mówią o metodach stosowanych przez zakonnice eksperci, którym pokazaliśmy poniższe materiały.
Przykazanie drugie: Nie przytulaj, tylko bij
Przykazanie trzecie. Kara ma być zapamiętana
Pedagog specjalny o metodach sióstr: bestialstwo i odczłowieczenie
Przykazanie piąte. Tutaj ja jestem Bogiem
Siostra dyrektorka: dzieci łatwo zmanipulować
Urzędy milczą, prokuratura prowadzi śledztwo
AKCEPTUJĘ I PRZECHODZĘ DO SERWISU USTAWIENIA ZAAWANSOWANE
W Domu Pomocy Społecznej w Jordanowie pod Krakowem od lat trwa koszmar. Jak ustaliła Wirtualna Polska, prowadzące ośrodek siostry prezentki znęcają się nad dziećmi z niepełnosprawnością intelektualną. Ujawniamy nagrania i zdjęcia dokumentujące okrucieństwo.
Tekst: Szymon Jadczak, Dariusz Faron
Obrazek jak z pocztówki. Pusta asfaltowa droga przecina zielone pola. Można odnieść wrażenie, że dojedzie się nią pod same wierzchołki Tatr, które górują nad zabudowaniami. W Gronkowie koło Nowego Targu jest ciepły wieczór, powoli zachodzi słońce.
Jeszcze kawałek polną drogą. Marta czeka już przed domem. Blond włosy do ramion, zadbana, elegancka ciemna bluzka. Dziwi się, że trafiliśmy – nawigacja zwykle przestaje działać za pierwszymi drzewami.
Przytulny salon w odcieniach szarości, na ścianie drewniana tabliczka z napisem: "Najlepszy moment jest teraz". Marta rozlewa koktajl truskawkowy z uśmiechem przyklejonym do twarzy, jakby czekała na to spotkanie.
Chyba nagle zdaje sobie z tego sprawę, bo zmienia ton.
– Gdyby nie tabletki uspokajające, w ogóle byśmy nie porozmawiali – przyznaje. – Ta historia bardzo mnie boli. Ale jeśli mogę uratować choć jedno dziecko, będę opowiadać ją milion razy.
26 lipca 2020 roku. Słoneczna niedziela. Jak co weekend ma odwieźć Nastkę do domu pomocy społecznej w Jordanowie. 19-latka choruje na zespół Dravet – ciężką padaczkę i zaburzenia osobowości. Nastka nagle odpycha matkę, zapiera się rękami i nogami. "Nie wrócę tam!".
Uspokaja się dopiero po kilkunastu minutach. I zaczyna mówić.
Że za karę zakonnice i opiekunki zamykają ją w klatce.
- Czuję się jak w więzieniu. Wszędzie kraty! Tu i tu! I tu! Proszę je: "przestańcie, umiem chodzić". Bronię się. Gdy każą iść do klatki, kopię drzwi z całych sił. Trzymam się rękami. Ale w końcu słabnę i mnie tam wrzucają.
Raz przyprowadziły Alę, która zrobiła w pieluchę. Śmiały się i pokazywały na mnie: "No dalej, wysmaruj ją".
"Jak nie przestaniesz, to cię zbiję, do chuja wafla!" – kiedy jestem niedobra.
"Wstawaj, kurwa!" – kiedy upadam po uderzeniu miotłą.
"Sraj pod siebie!" – kiedy mówię w klatce, że chcę do toalety.
Nie tylko Anastazja twierdzi, że w DPS-ie stosowana jest przemoc.
- W domu znajdują się osoby niepełnosprawne intelektualnie w różnym stopniu. Miejsce powinno być ich bezpieczną przystanią, ale tak nie jest. Jedna z sióstr dręczy podopiecznych fizycznie i psychicznie. Pewna dziewczynka została przez nią pobita, a także skopana na podłodze. Nie jest ona jedyną ofiarą przemocowej zakonnicy - mówi nam Wanda, była pracownica ośrodka.
- Wszystkie incydenty od dawna zgłaszane są siostrze dyrektor, jednak nie podejmuje ona żadnych działań. Kadra jest zastraszona, boi się siostry dyrektor i utraty pracy - dodaje.
Dyrektorką placówki jest siostra Bronisława. W ośrodku pracują jeszcze siostry Alberta i Teresa. Poza nimi kadrę stanowią świeccy pracownicy.
W DPS-ie przebywa 47 wychowanków. Najczęściej pochodzą z patologicznych rodzin. Nie mają dokąd wracać, nikt się nimi nie interesuje, więc po osiągnięciu pełnoletności zostają w placówce. Są podzieleni na grupy. W pierwszej – najbardziej sprawni. Na dwójce – ograniczeni w stopniu znacznym. Na trójce – leżący.
Łącznie rozmawiamy z pięcioma kobietami zatrudnionymi w różnych okresach w DPS-ie. Jak twierdzą, największy strach wzbudza siostra Alberta. Ale dzieci bije też siostra Bronisława, czyli dyrektorka.
Byłe pracownice tłumaczą nam, o co chodzi z klatką.
Śpi w niej Ala, 33-latka z niepełnosprawnością w stopniu głębokim. Często jest agresywna, a poza tym ma problem z trzymaniem kału. Smaruje nim siebie i innych, więc opiekunki umieszczają ją w nocy między prętami.
Według naszych rozmówców, inne dzieci przez lata wkładano do klatki za karę. Bo biegały, biły, nie słuchały sióstr. Najbardziej niegrzeczne zamykano na cały dzień. Nie mogły iść do toalety, więc zakładano im pampersa. Z niektórymi nie było łatwo – szarpały się, krzyczały, kopały. Na przykład taka Daria, która swoje waży. Żeby ją wsadzić za kraty, potrzeba było czterech opiekunek.
Agata, była pracownica DPS-u: Między prętami część dzieci stawała się jeszcze bardziej agresywna. Inne płakały, obiecując poprawę zachowania. Zasada była prosta: dziecka nie można wypuścić, dopóki nie pozwoli na to siostra dyrektorka.
Dzień w Jordanowie jest bardzo krótki. Po śniadaniu część dzieci wyjeżdża do szkoły w Makowie Podhalańskim. Reszta zazwyczaj siedzi w ogrodzie albo w świetlicy. Obiad o 11:30. W niedzielę siostry i podopieczni uczestniczą w porannej mszy. Jak mówią byli pracownicy, czasem dzieci zakłócają modlitwy, co złości zakonnice. Mają wtedy pretensje do opiekunek ("po co przyprowadziłaś tego głupka?").
 Jeśli chcesz tutaj pracować, musisz trzymać się kilku nieformalnych zasad wprowadzonych przez siostry.
Przykazanie pierwsze. Najważniejszy jest spokój
Dlatego w Jordanowie stosuje się nie tylko klatkę. Opiekunki przywiązują niektóre dzieci na noc do łóżek.
Agata, była pracownica DPS-u: Michalince, mocno upośledzonej, wiążą rękę do szczebelka paskiem jak do spodni, tylko mniejszym. Wszystko dlatego, że kiedy się budziła, wyciągała ciuchy z szaf i zapalała światło. Czasem opiekunowie zamykali ją na zapleczu i siedziała do rana na krześle. Ale pasek jest skuteczniejszy.
Ola, była opiekunka: W pierwszej grupie opiekunki wiążą osiemnastoletnią Emilię i dziewięcioletnią Zuzię. Mimo upośledzenia umysłowego, radziły sobie ze szczebelkami i wychodziły z łóżek. Na jedynce nie ma paska, więc wykorzystuje się np. szalik albo chustę. Szykujesz pętlę już za dnia. Wieczorem tylko zakładasz na dziecko i zaciskasz.
Monika, była terapeutka: Dzieci są bite przez siostry zakonne, natomiast pracownicy świeccy stosują przemoc poprzez wykonywanie ich poleceń. Dotyczy to m.in. wsadzania do klatki czy wiązania . Najczęściej wiązała jednak Alberta . Myśmy z Olą odmawiały. Dzieciom zostają czerwone ślady, a raz opiekunka zacisnęła sznurek tak mocno, że nie mogłam Emilki rozwiązać. Zrobił się węzeł i musiałam pomagać sobie łyżką.
– Ja naprawdę musiałam ją oddać – mówi lekko drżącym głosem, chyba też trochę do siebie.
Pierwszy atak padaczki Nastka ma niedługo po pierwszych urodzinach. Dom dopiero budzi się do życia, gdy nagle ciało spokojnie leżącej dziewczynki zaczyna drżeć. Marta upuszcza szklankę. Zna ten widok, wychowywała się z siostrą z mózgowym porażeniem dziecięcym. Ale kiedy patrzy na swoje dziecko, boli jeszcze bardziej.
W kolejnych szpitalach lekarze nie mogą zdiagnozować Anastazji. Jest coraz gorzej. I dziwniej.
Wychodzi tylko wieczorami w czapce z daszkiem. Mamie mówi, że chowa się przed słońcem, bo inaczej do jej mózgu dostaną się bakterie. Poza tym panicznie boi się wody. Marta musi się sporo nagimnastykować, żeby wsadzić ją do wanny. A podczas jazdy samochodem Nastka kilka razy otwiera drzwi i próbuje odpiąć pasy.
Diagnozują ją dopiero w wieku kilkunastu lat. Zespół Dravet, czyli ciężka padaczka, której często towarzyszą zaburzenia zachowania i mowy.
Ulga, bo to znaczy, że Marta nie jest najgorszą matką świata.
Przerażenie, bo wysiada jej bateria. Z ojcem Anastazji dawno się rozstała. Mąż pracuje na budowie za granicą, a prócz Nastki Marta ma jeszcze kilkuletnie Lenę i Mię.
Kiedy starsza siostra krzyczy i bije mamę, Lenka ucieka do pokoju, przykrywa głowę poduszką i płacze. Wtedy do akcji często wkracza Mia. Ostrożnie podchodzi do Nastki, bierze ją za rękę.
Marta ma wtedy chwilę, żeby wypłakać się w łazience. Ale najczęściej dziewczynki muszą uciekać do sąsiadki. Jak tamtego wieczora.
Anastazja mówi nagle, że wychodzi na spacer.
- Pójdziesz jutro, kochanie. Ściemnia się już.
- Dlaczego nie chcesz mnie puścić?!
Nastka zakłada buty, rusza w stronę okna. Mama blokuje jej drogę, zaczynają się szarpać.
Nastka do mamy: Nie kocham cię, debilko! Przesuń się!
Mama do Mii i Lenki: Idźcie prędko do cioci Ewy.
Anastazja wdrapuje się na parapet, a mama mocno chwyta córkę i napina wszystkie mięśnie, próbując ją ściągnąć.
Dziewczynki wychodzą bez krzyków i łez.
W 2019 roku Marta składa wniosek o umieszczenie Anastazji w ośrodku zamkniętym.
Nocami nie może spać, za dnia parę razy mdleje. W kilka miesięcy chudnie 20 kilogramów. Diagnoza psychiatry: depresja. Wtedy Marta uświadamia sobie, że jeśli nie zawalczy o siebie, zaraz dzieci zostaną bez matki.
Kilka razy jadą z córką do ośrodka w Jordanowie, by Nastka się zaaklimatyzowała. Siostra dyrektorka przypomina Bunię z bajki o Gumisiach: ciepła, dobra, słusznych rozmiarów. Cierpliwie oprowadza po ośrodku, pokazuje kościół, w którym dzieci modlą się z siostrami. Anastazja nie chce stamtąd wyjść.
Marta myśli: Nareszcie ktoś nam podał rękę. Będzie jej tu dobrze.
Nowy wspaniały świat. Po południu można się chwilę zdrzemnąć. Myjesz naczynia i nikt na ciebie nie krzyczy. Gdy chcesz coś kupić, po prostu wychodzisz do sklepu. Bez strachu, że córka właśnie ucieka przez okno.
Ale po kilku dniach cisza zaczyna boleć. A do uszu docierają szepty ludzi: "to ta, co oddała dziecko".
Marta znów myśli, że jest najgorszą matką na świecie.
Zabiera Nastkę na każdy weekend. Co kilka dni jeździ do ośrodka, żeby uciszyć wyrzuty sumienia, ale i tak nie pozwalają spać.
Marta mówi dziś: - Kolejne wydarzenia były jak puzzle. Tworzyły zupełnie inny obraz ośrodka od tego, który przedstawiła dyrektorka.
Wkrótce dostrzegłam, jak tam jest ciemno.
Agata, była pracownica DPS: Raz usłyszałam od dyrektorki, że jak dziewczynka jest niegrzeczna, to trzeba ją zbić. Tylko tak, żeby nikt nie widział.
Monika, była terapeutka: Mnie z kolei siostra Bronisława powiedziała, że nic nie robimy, tylko przytulamy te dzieci. "A to trzeba przylać!".
Dlatego według nich siostry Alberta i Bronisława biją. Z liścia. Miotłą. Mopem. W twarz. Szyję. Plecy. Pupę.
Bożena, była opiekunka : Pamiętam pewną scenę w świetlicy. Pacjentka miała czterdzieści, może pięćdziesiąt lat. Niepełnosprawność w stopniu znacznym. Krzyczała, wydawała różne odgłosy, kiwała się na krześle. Jedna z sióstr uderzyła ją w twarz otwartą ręką. Głowa kobiety odbiła się od ściany. Siostra mnie zobaczyła. Trochę się przestraszyła, że nowa może gdzieś donieść.
Wanda, która także pracowała w ośrodku, nie musi grzebać w pamięci. Ma w telefonie wiadomości głosowe od Mai. To 22-latka z z niepełnosprawnością fizyczną i intelektualną. Dzieli pokój z 13-letnią Basią z zespołem Downa.
Nagranie Mai z 9 kwietnia 2022: Ulka dostała w twarz. Widziałam to, nie kłamię. Ulcia płacze, bo ją bolała twarz. Nie może tak być, że siostra uderza dzieci. Było mi słabo, rozpłakałam się. Serce mnie bolało.
Kolejna rozmowa tego dnia: Dzień dobry pani Wandziu. Siostra biła Basię po twarzy, kopała ją, szarpała. Alberta zamknęła ją w pokoju, nie wpuściła jej na kolację. Przy szafce biła, kopała [...] Basia taka smutna. Masakra...
10 kwietnia: Siostra powiedziała, że jestem debilem. To ona jest debilem, nie ja!
15 maja: Alberta powiedziała, że jestem suką. "Nie lub pani Wandy, pani Oli i Moniki". A ja powiedziałam, że będę lubić, kogo chcę. Wkurzyłam się, trzasnęłam drzwiami.
Pani Wando, chcę stąd odejść. Nie wytrzymuję tutaj.
Pytamy Martę, kiedy uświadomiła sobie, co się dzieje w ośrodku. To był proces. – Zaczęło się chyba od telefonu. Do mojej mamy, czyli babci Anastazji, zadzwoniła siostra Bronisława. Nagle rzuciła, że "ta wasza dziewczyna jest, kurwa, strasznie nieogarnięta".
Gdy Nastka pierwszy raz wspomina o biciu, Marta podchodzi do jej słów z dystansem. W końcu pod jej adresem też wykrzykiwała różne rzeczy. Ale alarm wyje coraz głośniej. Raz po rozmowie telefonicznej Anastazja się nie rozłącza, Marta zostaje na linii.
Pielęgniarka każe Nastce zażyć leki, a córka się buntuje. Nagle trzask. Coś upada na podłogę.
- Boli! Zobacz, co zrobiłaś! Leci mi krew!
Innego dnia Marta wchodzi do gabinetu dyrektorki i słyszy, jak Julita, jedna z podopiecznych, wydziera się na siostrę Bronisławę.
- Jak śmiesz klęczeć i modlić się do Boga po tym, co nam robicie?! Znowu mnie, kurwa, będziesz kopać?!
Niedługo później Marta bierze Julitę na bok.
W lipcu 2020 Marta pisze do Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego, że wobec dzieci stosowana jest przemoc.
Po niedługim czasie telefon od siostry dyrektorki: Jak pani mogła nam to zrobić?!
Po kilku miesiącach list z urzędu. Kontrola w DPS-ie wykazuje nieprawidłowości, co potwierdza protokół sporządzony przez urzędników.
Część raportu wyłączona jest z jawności. Urząd zaznacza jednak w protokole, że niektóre sytuacje "są niezgodne z obowiązującymi przepisami o ochronie zdrowia psychicznego [...] ws. stosowania przymusu bezpośredniego wobec osoby z zaburzeniami psychicznymi [...] i noszą znamiona zastosowania przymusu bezpośredniego.
Okazany kontrolującym na podstawie fotografii "Zeszyt przymusu bezpośredniego" nie zawiera żadnych wpisów. Ustalono, że dom w powyższym zakresie nie prowadzi żadnej ewidencji".
Siostra dyrektor podpisała protokół 13 października 2020. Nie wniosła zastrzeżeń.
W Jordanowie karze się nie tylko biciem.
Agata, była pracownica DPS-u: Alę, która smaruje się kałem, myje się czasem w zimnej wodzie. Siostra dyrektorka tłumaczy opiekunkom: musi zapamiętać, że więcej ma tak nie robić.
Inną formą kary jest wyrzucanie do ogrodu albo na taras. "Zamknąć ją na polu. Niech tam zmarznie, to jej przejdzie". Trzynastoletnią Basię, tę z autyzmem wysłały ostatnio w samych skarpetkach.
Wanda, była pracownica DPS-u: Rówieśnicę Basi, Ulę, zamykają, żeby po prostu mieć ją z głowy. Dziewczynka nie ma rodziców. Dawniej normalnie się załatwiała, bawiła z pozostałymi. Teraz nie rozstaje się z pampersem, ucieka od ludzi.
Bywa, że Ula siedzi zamknięta kilka godzin.
Materiały z Jordanowa pokazujemy ekspertom pracującym z dziećmi z niepełnosprawnością.
– To, co oglądamy na tych zdjęciach, należy nazwać wprost: bezprzykładnym bestialstwem – stwierdza Joanna Ławicka, pedagog specjalny, doktor nauk społecznych w zakresie pedagogiki oraz prezes Fundacji Prodeste, zajmującej się m.in. osobami ze spektrum autyzmu i innymi zaburzeniami rozwoju.
Ławicka tłumaczy, jak takie traktowanie wpływa na podopiecznych sióstr prezentek: - Osoba niepełnosprawna, przez lata pozbawiona możliwości realizacji swoich elementarnych potrzeb, przetrzymywana w warunkach urągających człowieczeństwu, zdepersonalizowana - staje się osobą agresywną, autoagresywną, uciekającą.
- Nie można tego usprawiedliwiać koniecznością zapewniania komukolwiek bezpieczeństwa. Dziecko przewiązane w pasie sznurkiem czy szalikiem może zrobić sobie trwałą krzywdę, a nawet umrzeć, jeżeli szarpnie się niefortunnie. Dziecko zamknięte w klatce traci elementarne poczucie bycia człowiekiem – podkreśla Joanna Ławicka.
Wątpliwości nie ma też Tomasz Kosmalski, oligofrenopedagog, czyli specjalista od pracy z dziećmi i młodzieżą w różnym stopniu niepełnosprawności intelektualnej. – Przymusu bezpośredniego używa się najkrócej, jak się da. Wiązanie rąk na noc czy przetrzymywanie w klatce jest wykluczone, to po prostu łamanie praw człowieka - mówi ekspert.
Kosmalski tłumaczy, jak stosować przymus bezpośredni. – W momencie, gdy osoba zagraża sobie, innym lub niszczy mienie, można ją przytrzymać, docisnąć, przymusowo podać lek. Za zgodą lekarza, ewentualnie pielęgniarki. Dodatkowo trzeba poinformować człowieka, że będzie wobec niego zastosowany przymus. Każdą taką sytuację trzeba szczegółowo zewidencjonować.
– Dziecko zagrażające sobie lub innym można zaprowadzić do pokoju wyciszeń z miękkimi ścianami, pozbawionego ostrych krawędzi. Ale to nie jest forma kary – kończy Kosmalski.
Monika, była terapeutka: Niektóre dzieci mają spać z rękami na kołdrach, żeby się nie masturbowały. Siostry zwracają też uwagę na zabawki. Nienawidzą lalek Barbie, bo to symbol seksu. Alberta często chowała Basi jej ulubioną lalkę albo wyrywała i rzucała na podłogę.
W znaczeniu dosłownym o czystość trudno, bo jest od groma roboty. W dzień są po dwie opiekunki na piętrze, mają pod sobą kilkunastu podopiecznych. Karmisz. Myjesz. Przebierasz. Sprzątasz pokoje.
Nasi rozmówcy mówią, że najgorzej jest na dwójce.
Krzyk, często jęki i płacz, sporadycznie śmiech. Zmieszany smród kału i moczu. Po kilku krokach chce ci się wymiotować. Dzieci są myte raz na tydzień, pieluszki zmienia się dwa, trzy razy dziennie.
Bożena, była opiekunka: Raz odsunęłam klatkę Ali i wymiotłam zaschnięte odchody. A w basenie z piłkami, w którym akurat bawiła się dziewczyna, znalazłam stary pampers z moczem.
Bożena kontynuuje: - Był odgórny przykaz, by oszczędzać środki higieniczne. Na mojej grupie szczoteczki i pasty zamykano w szafkach. Siostra otwierała je tylko w przypadku kontroli. A kiedy pierwszy raz kąpałam dzieci, usłyszałam od innej opiekunki, że "nie można używać gąbek, bo są na pokaz".
Bożena umyła wtedy dzieci kawałkiem prześcieradła.
Po kolacji, około osiemnastej, podopieczni rozchodzą się do pokoi. Wtedy każde piętro jest zamykane. W oknach kraty, winda na wszelki wypadek zastawiona krzesłami.
W głównym budynku trzydziestu ośmiu podopiecznych. Trzy piętra.
– Ratunku! Biją mnie tu! Na pomoc! – Anastazja wspina się na mur w ogrodzie i krzyczy.
Powiedziała mamie o klatce, biciu, wyzwiskach. A ona odesłała ją do ośrodka.
Więc trzeba ratować się inaczej. Nikt za murem nie reaguje, ale może ktoś w końcu jej pomoże.
Marta na razie tego nie zrobi. Rozsypała się psychicznie, jest na silnych lekach. Znajomi pomagają w opiece nad córkami. Marta myśli w kółko, że jej dziecko jest krzywdzone, a ona nie potrafi mu pomóc. W samochodzie krzyczy na cały głos, uderza pięściami w kierownicę. A potem nie czuje już nic. Pustka. Wieczorami, kiedy dziewczynki już śpią, siada na kanapie i coraz częściej myśli, że najlepiej byłoby to skończyć.
Najpierw zabije Anastazję, żeby nikt już jej nie krzywdził. A potem siebie. Mąż zajmie się Lenką i Mią, jakoś sobie poradzą. Tylko jak to zrobić?
Nóż odpada, nie byłaby do tego zdolna. Gaz? A może tabletki?
Wszystko jedno. Byle już nie bolało.
Tymczasem Anastazja walczy. Kilka razy przeskakuje przez płot i biegnie. "Ratujcie mnie!". Jedni dziwnie patrzą (wariatka jakaś!), inni nawet nie odwracają głowy. Mają ważniejsze sprawy niż chora psychicznie 20-latka błagająca o pomoc.
Ale kilku dzwoni do DPS-u z pytaniem, co się dzieje i prośbą o reakcję.
Monika, była terapeutka: Po jednej z ucieczek siostra Bronisława stłukła Anastazję miotłą. Poza tym w ogrodzie zamontowano drut kolczasty, a dziewczynę przeniesiono do drugiej grupy.
Nastka zaczyna się poddawać. Coraz rzadziej wstaje z łóżka. Przesypia całe dnie. Gdy dzwoni Marta, odpowiada jej półsłówkami.
W lutym 2021 do ośrodka przyjeżdża babcia Nastki. W pandemii jest zakaz odwiedzin, ale udaje jej się przekonać dyrektorkę, by wpuściła ją choć na chwilę. Dwie opiekunki wloką Anastazję c
Pieprząc królową balu
Pobudka apetycznym śniadaniem
Naturalna ruda dziewczynka z kamerki

Report Page