Niegolona przez swieta

Niegolona przez swieta




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Niegolona przez swieta


アクセスが許可されていない(パーミッション等によって禁止されている)。
デフォルトドキュメント(index.html, index.htm 等)が存在しない。


このエラーは、表示するページへのアクセス許可がなかったことを意味します。

Lisowczycy powieść - Antoni Ferdynand Ossendowski
subtitles settings , opens subtitles settings dialog subtitles off , selected
Text Color White Black Red Green Blue Yellow Magenta Cyan Transparency Opaque Semi-Transparent Background Color Black White Red Green Blue Yellow Magenta Cyan Transparency Opaque Semi-Transparent Transparent Window Color Black White Red Green Blue Yellow Magenta Cyan Transparency Transparent Semi-Transparent Opaque
Font Size 50% 75% 100% 125% 150% 175% 200% 300% 400% Text Edge Style None Raised Depressed Uniform Dropshadow Font Family Proportional Sans-Serif Monospace Sans-Serif Proportional Serif Monospace Serif Casual Script Small Caps
Reset restore all settings to the default values Done
Automatyczne logowanie Zakładając konto akceptujesz nasz regulamin
Beginning of dialog window. Escape will cancel and close the window.
Ferdynand Antoni Ossendowski
Lisowczycy
powiesc historyczna
Temporis iniquitas atque invidia recessit,
ut, quod in tempore mali fuit, nihil obsit,
quod in causa boni fuit, prosit. 1
Rozdzial I
KLEKOT ORLI
W sierpniu r. 1611 gwarno bylo na wszystkich placach i ulicach Wilna. Tlumy
mieszczan i Żydow wylegly z domow, porzuciwszy swoje kamienice, warsztaty,
kramiki i barlogi. Ludzie rozprawiali wzburzonymi glosami, wymachiwali
rekami, mowiac jednoczesnie i nikogo z osobna nie sluchajac.
Niewiasty i dzieci wytykaly glowy z okien i patrzyly z ciekawoscia. Na
bocznych, biegnacych ku katedrze ulicach ciagnely sie dlugie rzedy karoc
panskich, wozkow, karabonow, koni osiodlanych. Tutaj z takim samym zapalem
szedl rozhowor pomiedzy hajdukami i pacholkami, noszacymi barwy swoich panow.
Przed katedra zgromadzila sie niemal cala szlachta litewska, ‒ dumna,
milczaca i bitna. Nikogo, zdawalo sie, nie zbraklo tu: Radziwillowie rożnych
gniazd, Tyszkiewiczowie, Pacowie możni, zazdrosni o wplywy na sejmie
Wankowiczowie, kniaziowie Giedroyciowie i Gedyminowie, od wielkich wladcow
litewskich rod swoj prowadzacy, a za nimi ‒ pomniejsi, acz w dziejach Litwy i
Korony znamienici, stali w oczekiwaniu niespokojnym.
Tuż obok stloczyla sie szlachta bialoruska i inflancka, ktora do Wilna
umyslnie zjechala. Panowie spod Witebska i Dynaburga wiencem otoczyli
wielkiego kanclerza litewskiego, pana Lwa Sapiehe.
Troska i niepewnosc zamroczyla oblicza rycerzy, chociaż każdy z nich w
rożnych, cieżkich potrzebach bywal, bo na nich, jak na twardej oselce nie
ostrzyli, ino tepili i lamali miecze Turcy, Tatarzy, Wolosi, Kozacy i
Szwedzi.
Ten i ow z rycerzy coraz to glowe zadzieral, patrzac ponad tlumy szlachty, i
wygladal kogos niecierpliwym, zatrwożonym wzrokiem. Wszystkie oczy skierowane
byly w strone Ostrej Bramy. Dolatywalo stamtad wycie ciżby ludzkiej,
przeszywane niby swiszczacym ciosem szabli zgrzytliwym graniem piszczalek.
W pobliżu glownych podwoi katedry, tuż przy Sapiehach, stanelo nieliczne
grono panow, snadź, dopiero z daleka przybylych, bo zakurzonych i
zdradzajacych slady nieprzespanej nocy i trudow podroży.
Najstarszy ‒ siwy, lecz krzepki szlachcic, w czerwony kontusz przyodziany, co
chwila podnosil na sasiada oczy, czekajac, że ten cos do niego przemowi.
Sasiad zas ‒ chudy, straszliwie wybujaly maż o waskiej i ostrej, jak klinga
miecza, zawadiackiej twarzy, milczal, pociagajac co chwila wasiska na dol i
owijajac nimi srebrne guzy szarej samodzialowej kapoty.
Nareszcie starzec nie wytrzymal. Tracil sasiada lokciem w bok i mruknal z
docinkiem:
‒ Panie Jur! Jestes, co prawda, nie najwyższym z cnego rodu Haraburdow
inflanckich, lecz eodem tempore2 za wysoki na to, abym mogl dojrzec na twym
obliczu, co zasie myslisz o tej imprezie calej? Panie Haraburdo, sasiedzie
mily, kiedyż, kiedyż?!
‒ Rychlo patrzec, mosdzieju, jak nadaża. Bo to widzicie, mosdzieju, przez
ciżbe nielacno im sie przepchac. Non licet3 szabli w robote puszczac w onej
chwili...
Poslyszal te odpowiedź mocno pokrasnialy pan Lew Sapieha. Krotkiego wasa
dotknal, okiem blysnal i zapytal siwego szlachcica:
‒ Spieszno wacpanu, mosci Ksawery, onego slawnego stracenca obaczyc? Burzy
sie, widze, w starym ciele krew Lisow znamienita? Lubicie o niej po dworach
swoich rozprawiac, wiem o tym...
‒ Krew, zaprawde, jak miod stuletni, wasza dostojnosc, co od innych snadniej
Sapiehowie wyrozumiec moga, bo nasz znak herbowy nosza ‒ odparl smiele siwy
pan Ksawery. ‒ Quod attinet4 owego stracenca, a no, przecież, że spieszno! Z
naszych to stron ow przeslawny junak pochodzi!
Starzec aż sie zaperzyl, pokrasnial, jak rak, i po polach żupana rekami sie
uderzyl z wielkiej ochoty i niecierpliwosci.
Pan Sapieha chcial cos rzec i już usta otworzyl, lecz nie mial na to czasu.
Tysiace glow poruszylo sie nagle i z każdych ust wyrwal sie okrzyk grzmiacy:
‒ Vivat Jarosz Kleczkowski! Gloria slawnemu pulkownikowi! Kleczkowski!
Kleczkowski jedzie!
Roztracajac tlum piersia bulanego bachmata, do krużganka katedry zbliżal sie
maż wielce postawny, acz mlody jeszcze.
Wysoki, barczysty nadmiernie, o piersi wypuklej, niby kopula, o szerokiej,
bliznami pocietej twarzy, na ktorej pieknie sie rysowal nos orli i jarzyly
sie fantazja i wesoloscia niebieskie, z lekka zmrużone, krotochwilne oczy.
Tak wygladal ow jeździec.
Siedzial na siodle niedbale, lecz każdy rozumial, że ‒ mocno i wygodnie. Reka
poprawial zwisajaca na bok szeroka czape ‒ ableuche lub dotykal plowego wasa.
Krzywa szabla i krotka rusznica za plecami stanowily cale uzbrojenie jeźdźca.
Za nim, niczym nie rożniac sie przyodziewkiem i postawa, jechalo dwu innych,
przeraźliwie grajacych na piszczalkach i potrzasajacych spisami.
Barczysty rycerz dotarl nareszcie do stopni krużganka, przerzucil prawa noge
przez lek siodla i lekko zeskoczyl z konia. Przyjrzal sie zebranym panom,
temu i owemu z nich z usmiechem reka skinal i wszedl na najwyższy stopien.
Urwaly swoj jazgot piszczalki. Przybyly rycerz reke wzniosl nad glowa,
żadajac ciszy.
Wkrotce wszystkie glosy umilkly. Ludzie, podnoszac sie na palcach i
zadzierajac glowy, czekali.
Rycerz zdjal czape i odgarnal z czola dawno niegolona, plowa czupryne.
‒ Jestem Jarosz-Hieronim Kleczkowski, pulkownik czarnej choragwi naszego
hetmana, pana Aleksandra-Jozefa Lisowskiego,
Przybywam do grodu waszego z oredziem jego, danem in fundamento5 listu
przypowiedniego Jego Krolewskiej Mosci, milosciwie nam panujacego Krola
Zygmunta III oraz rozkazu wielkiego hetmana litewskiego, Jana Karola
Chodkiewicza!
To mowiac, pan Kleczkowski czape z powrotem na mocna okragla glowe wcisnal i,
wyjawszy z zanadrza pismo, glosem tubalnym, ktory aż hen! ponad stolice
litewska poplynal, ja czytac:
‒ „Na twarde i niebezpieczne poslugi wola nas Krol i Ojczyzna, ale też
dozwolily zakazanych innym pulkom wolnosci i zyskow. W oreżu i odwadze caly
nasz żold, cala nagroda. Pewniejsze one beda niż zawodne z publicznego skarbu
zaplaty. Niepospolitej ja od was żadam odwagi! Jeżeli jeden wsrod was jest,
ktory by na wymierzone przed soba dzialo nie rzucil sie, jeden nie uderzyl na
pieciu, gdy ja rozkaże, nie wskoczyl pierwszy na mury, lub w bystre i
glebokie nurty, niech do szeregow moich nie daży! Oreżem waszym beda szabla i
rusznica, luk z sajdakiem, rohatyna, kon lekki i wytrwaly; ani wozow, ni
taborow, ani ciurow nie scierpie! Wszystko nosic bedziecie ze soba. Nie
wymagam ja po was gladkich w szyku obrotow, ino natrzec zuchwale, kiedy
potrzeba rozsypac sie, zmylic ucieczke, znow sie odwrocic i nieprzyjaciela
obskoczyc, to ‒ dzielo nasze! Dam odpoczynek, gdy czas po temu, lecz w
potrzebie, w pracach waszych znac nie bedziecie ni dnia, ni nocy. Przebiegac
najodleglejsze szlaki nieprzyjacielskie, krainy palic, wsie burzyc i miasta,
pedzic przed soba trzody bydla i jencow tysiace, nie przepuszczac nikomu ‒ to
odtad stac sie ma jedynem zatrudnieniem waszym!"6.
Tlum milczal, ważac w myslach slowa oredzia.
Pan Kleczkowski usmiechnal sie pod wasem i dorzucil jeszcze glosniej, chociaż
w slowach jego zabrzmialy już gniew i drwiny:
‒ A pomnijcie k'temu, że wprawdzie na zbrojnego nieprzyjaciela nie dosc
jestesmy opatrzeni, zwlaszcza w żelazo, ktorego na wojnie, w najwiekszym
niepokoju, dla ustawicznego używania nie mamy, tylko u koni pod kopytami, u
siebie zas przy boku, a czesciej w garsci!
Znowu milczal tysieczny tlum.
‒ Ho! Ho! ‒ zagrzmial pan Jarosz i smial sie dlugo i uragliwie. ‒ Ho! Ho! A
to ci Litwa odważna?! Czy nie macie tu kogo z Bialej Rusi, z Inflant? Może,
tam sa junacy, a nie tchorze, mieszczuchy-pasibrzuchy, na wiedźme dziobata!
Pfy! Pfy! Panowie szlachta!
Splunal pulkownik i ku bachmatowi oczy swe obrocil, jak gdyby odjechac
zamierzal.
‒ My z Inflant jestesmy i z Bialej Rusi ‒ padly jednoczesnie dwa glosy. ‒
Ksawery Lis z Rzeżycy i Jan Haraburda z Lucyna!
‒ No, i coż gadac bedziecie? ‒ rzucil pytanie pan Kleczkowski.
‒ My do wojenki od dziadow-pradziadow ochotni jestesmy, ino... ‒ mruknal
sedziwy pan Ksawery.
‒ Ino co? Wszystko jasne jak slonce! ‒ krzyknal pulkownik.
‒ Dziury w glowie nam wygadales, mosci pulkowniku, ‒ odpowiedzial starzec, ‒
a rationes7 zaciagu nie wyluszczyles...
Pan Kleczkowski aż usta otworzyl zdumiony.
Siwy pan Lis, nie patrzac na niego, prawil, już do tlumu sie zwracajac:
‒ My tam i na wojne pojdziem i z piecset koni i pacholkow zbrojnych wystawim,
jak to Lisy zwyczajnie. Wojowali oni za Henryka Pobożnego, Czechow, Frankow,
Wegrow do swoich rot wciagajac, bo wiedzieli, co czynic maja, kogo i za co
prac. Wojowali przy Krolu Jagielle pod Grunwaldem, bo rozumieli, że Krzyżak ‒
luty wrog! Ino teraz trzymamy gebe, jak zaszyta, bo nic nie wiemy, a
waszmosci slow sluchajac, mruczymy do siebie: Lelum polelum, swistum
poswistum... Ot co!
‒ Jakbys, sasiedzie mily, mosdzieju, z geby mi owe slowa wyluskal! ‒ zawolal
chudy pan Jan Haraburda i, patrzac na pulkownika, dorzucil:
‒ Ot, co!
‒ Ot co! Ot co! ‒ przedrzeźnial ich pan Kleczkowski. ‒ Czegoż chcecie, do
diabla rogatego!? Dziwicie sie, jakby sto wsi wypalil! Czyż nic nie
pojeliscie?
‒ Pojelismy, cos odczytywal, mosci pulkowniku, ino istotne rationes causae8
nie wyluszczyles ‒ odezwal sie z powaga pan Lew Sapieha i oczy chytrze
zmrużyl.
‒ W sam raz tak! ‒ zgodzil sie sedziwy Lis, a pan Haraburda dlugimi wasikami
potrzasnal i dorzucil:
‒ Ot co!
‒ Kiedy tak, to ‒ tak! ‒ zawolal pulkownik. ‒ Widze, że igla wam w glowie de
publicis9 ukladano, ja wam lopata wloże!
‒ Dziekujemy waszmosci, panie Kleczkowski! ‒ odpowiedzial za wszystkich pan
Sapieha mocno drwiacym glosem. ‒ A mnie, wielkiemu kanclerzowi, acz jako
privata persona10 obecny tu jestem, nauczyc sie od ciebie przydarzyc może.
Pan Kleczkowski lysknal ku możnemu panu okiem, rzeklbys wilk na zuchwale
jagnie, lecz pohamowal sie i zaczal mowic:
‒ Za cara Dymitra panowania chcial milosciwy krol nasz do wieczystej zgody z
Rusia dojsc, wiare katolicka szerzyc i utwierdzac na stronie moskiewskiej, a
na Szwedow zastepy Dymitrowe pchnac...
‒ Gadaja ludziska i to i owo w tej materii ‒ wtracil wielki kanclerz
litewski, ‒ a przecież pamietac musimy, że amicus Plato, sed magis amica ‒
Veritas11. Podobno dwoch bylo Dymitrow carow, a każdy z osobna szalbierz byl
i oszust? Najgorszy, zas byl ow drugi, ktorego do zuchwalych poczynan niecny
Miechowiecki w Starodubie namowil i popchnal. Ponoc żadna to latorosl
groźnego cara Iwana, jeno Hawrylo Wierowkin, syn bojarzynka lichego, abo
zgola Żyd?
Pan Jarosz Kleczkowski podniosl harda glowe i krzyknal:
‒ Leż to jest, od wrogow zadana! Sam Ojciec Swiety „kochanym synem i
szlachetnym panem" go nazwal! Dymitr na Kremlu uszedl smierci. Gdy sie
objawil znowu, przyznala go caryca Maryna, corka wojewody sandomierskiego,
jasnie oswieconego pana Jerzego Mniszcha. Mial ow odnaleziony carewicz, jak
Dymitr Iwanowicz, jedno ramie wyższe, brodawke na policzku, tenże wiek,
wzrost, oblicze, postawe, wlos... Do stu kulawych czartow! Gdyby zas nie byl
prawym Dymitrem, to ja waszmosciom powiem: lepiej dzis jajko, niż jutro
kokosz!
‒ O jakimże to kokoszu mowisz, panie pulkowniku? Prosze? Prosze! ‒ ze
smiechem zapytal mlody Dominik Radziwill i dodal: ‒ O, Christ!
‒ Jajko ‒ to byl Dymitr, za ktorym ostatnio lud moskiewski powstal, co bylo
na nasz mlyn woda! ‒ odparl pan Kleczkowski. ‒ Za Dymitrem do serca Rusi
dotarlismy i w Kremlu osiedlismy, gdzie teraz pan Aleksander Gasiewski
bojarom ‒ zmiennikom opedza sie krwawo! Teraz, gdy tatarski chanek, Pietka
Urazow, gardziel carowi handżarem podcial, insze wyplywaja, mosci panowie,
sprawy, do ktorych plurimum tribuere12 musimy! Oto, bowiem na tron moskiewski
wprowadzic zamierzamy krolewicza Wladyslawa, on zas wladze Ojca Swietego i
nasza swieta wiare katolicka na niezmierzonych stepach Rusi utwierdzi na
wieczyste czasy!
‒ A może gra owa o Szwedow sie ociera, aby znow po korone Wazow siegnac,
moskiewskie krocie majac do poslugi wojennej? ‒ zapytal pan Stanislaw
Wankowicz.
‒ Niechby i tak bylo, aby to na zdrowie Ojczyźnie wypadlo! ‒ zakrzyknal pan
Kleczkowski. ‒ Nasza rzecz żolnierska ‒ sluchac, nie rozmyslac, bosmy nie
kauzyperdy, ino rycerze! Takie to sa nasze rationes causae!13 No! coż
powiecie, waszmosciowie?
‒ Jesli takie, to Lisowie z Inflant rusza, a z nimi Ossendowscy, Lisem sie
pieczetujacy, a siedzacy w Homelmujżach, Pokuninie, Mzurach i Lisowie, razem
bedzie piecset koni! ‒ zawolal siwy pan Ksawery a tak zwyczajnie, jak gdyby
komus korzac żyta odmierzyl.
‒ Ho i Haraburdowie z wami w sto koni wyjda, ot co! ‒ dorzucil pan Jur i wasy
na dol podciagnal z calej sily.
Mlodzież, stojaca dokola nich, szablami blysnela i krzyknela:
‒ Idziemy do Lisowskiego, idziemy, jak jeden maż!
‒ Ho! ho! ‒ huczal pan Jarosz, mocno uradowany.
‒ Idziemy! Idziemy! ‒ rozlegaly sie z tlumu coraz nowe i liczniejsze glosy.
‒ Ho! ho! ‒ już ryczal pulkownik, aż w uszach dudnilo, niby od wielkiego
dzwonu farnego.
‒ Ależ ma owy kawaler paszczeke, że jej sto psow nie przeszczeka! ‒ mruknal
do Tyszkiewicza wielki kanclerz litewski.
Pan Kleczkowski tymczasem uciszyl tlum i krzyknal:
‒ Nie masz u nas w wojsku ani bene nati,14 ani ludzi stanu podlego. Jesli
odwage nosi w sercu i dla smierci pogarde ‒ to brat nam i towarzysz!
Pomnijcie o tym!
Wtedy zerwala sie, rozpetala istna burza. Setki, tysiace gardzieli krzyczalo,
ryczalo:
‒ Ide ja też z wami! Do Lisowskiego znaku wstepuje! Pod choragwie
Lisowskiego! Chce byc stracencem! Raz kozie smierc, ale za to pohulam!
Prowadź! Prowadź! Vivat Lisowski! Vivat pulkownik Kleczkowski! Aha!
Posmutnialy pany, nie w smak krolewietom, że każdy, kto smialy, panom rowny,
a, może, lepszy! Vivat Lisowski, rycerz i wodz przeslawny! Idziemy! Idziemy!
Dwa tysiace szabel uprowadzil tegoż wieczora pulkownik Jarosz Kleczkowski z
Wilna, do ktorego zjechali sie panowie z Litwy, Bialej Rusi, Inflant i
sciagnelo, zbieglo sie zewszad pospolstwo mieszczanskie i wiejskie oraz
zawalidrogi, infamisy, wichrzyciele, podżegacze, lotrzykowie, scigani przez
sady, i gorace glowy, ogarniete plomieniem walecznego serca, żadnego uciech
bojowych i slawy.
Prowadzil te halastre niesforna bez taborow, spiży i obrokow wprost na
Smolensk, pedzac, jak szalony. Zdawalo sie, że kuligiem jada lub na gody
weselne. Szli tymczasem na wiekopomne dzielo, slawne nie dla Ojczyzny, lecz
dla mestwa Polakow, bo imie polskie, choragwie i blask swego oreża w nieznane
dotad mieli zaniesc krainy, wszystkie ludy i odwaga i porywem w podziw i
zachwyt wprowadzic.
Spieszyl sie bunczuczny pulkownik Jarosz Kleczkowski bardzo. Od swego wodza i
przyjaciela, pana Aleksandra Lisowskiego, wiedzial, że krol po zdobyciu
Smolenska mial na Moskwe pociagnac, aby dwa poteżne trony mocno i wieczyscie
polaczyc.
Toteż, aczkolwiek znaczne prowadzil zastepy l...

Shortcuts zu anderen Sites, um außerhalb von DuckDuckGo zu suchen Mehr erfahren
Moja córka miała zakrapiane przez kilka dni i lekarka ... ale ci , o których myślę, wyróżniają się. Łatwo ich poznać, gęba z tydzień niegolona , na głowie czapka z daszkem (często daszek do tyłu lub na boku), w gębie wykałaczka. Droga lipcowo, powiedz mi, co mam robić! ... Swieta przyjaciolka (ciemno, w czapce z ...
A tymczasem slysze od mlodych ludzi, ze np.trojca swieta to bog ojciec, matka boska i Jan Pawel II, co swiadczy zarowno o pilnosci uczniow jak i zdolnosciach katechetow do przekazywania wiedzy. Ja katechizmu nauczylam sie w wieku 6 lat i do dzis pare rzeczy pamietam. ... Wg badań antropologów przez co najmniej 6800 do 8000 lat. Mit ...
http://t.co/54yyFOsfye Eメール URL 2021/08/30(Mon)-17:40 (No.258702) Unquestionably imagine that which you said. Your favourite reason seemed to be on the internet the
Dokument: epub (431.6 KB) Pobierz plik *.epub. Opublikowany 2018-12-01 14:44:38. Ferdynand Antoni Ossendowski Lisowczycy powiesc historyczna Temporis iniquitas atque invidia recessit, ut, quod in tempore mali fuit, nihil obsit, quod in causa boni fuit, prosit. 1 Rozdzial I KLEKOT ORLI W sierpniu r. 1611 gwarno bylo na wszystkich placach i ...
Hilf deinen Freunden und Verwandten, der Seite der Enten beizutreten!
Schütze Deine Daten, egal auf welchem Gerät.
Bleibe geschützt und informiert mit unseren Privatsphäre-Newslettern.
Wechsel zu DuckDuckGo und hole dir deine Privatsphäre zurück!
Benutze unsere Seite, die nie solche Nachrichten anzeigt:
Die Welt braucht eine Alternative zum sammelwütigen „Collect-it-all“-Geschäftsmodell.
Schütze Deine Daten, egal auf welchem Gerät.
Hilf deinen Freunden und Verwandten, der Seite der Enten beizutreten!
Wir zeigen Ihnen, wie du deine Privatsphäre online besser schützen kannst.

Shortcuts zu anderen Sites, um außerhalb von DuckDuckGo zu suchen Mehr erfahren
Moja córka miała zakrapiane przez kilka dni i lekarka ... ale ci , o których myślę, wyróżniają się. Łatwo ich poznać, gęba z tydzień niegolona , na głowie czapka z daszkem (często daszek do tyłu lub na boku), w gębie wykałaczka. Droga lipcowo, powiedz mi, co mam robić! ... Swieta przyjaciolka (ciemno, w czapce z ...
A tymczasem slysze od mlodych ludzi, ze np.trojca swieta to bog ojciec, matka boska i Jan Pawel II, co swiadczy zarowno o pilnosci uczniow jak i zdolnosciach katechetow do przekazywania wiedzy. Ja katechizmu nauczylam sie w wieku 6 lat i do dzis pare rzeczy pamietam. ... Wg badań antropologów przez co najmniej 6800 do 8000 lat. Mit ...
http://t.co/54yyFOsfye Eメール URL 2021/08/30(Mon)-17:40 (No.258702) Unquestionably imagine that which you said. Your favourite reason seemed to be on the internet the
Dokument: epub (431.6 KB) Pobierz plik *.epub. Opublikowany 2018-12-01 14:44:38. Ferdynand Antoni Ossendowski Lisowczycy powiesc historyczna Temporis iniquitas atque invidia recessit, ut, quod in tempore mali fuit, nihil obsit, quod in causa boni fuit, prosit. 1 Rozdzial I KLEKOT ORLI W sierpniu r. 1611 gwarno bylo na wszystkich placach i ...
Hilf deinen Freunden und Verwandten, der Seite der Enten beizutreten!
Schütze Deine Daten, egal auf welchem Gerät.
Bleibe geschützt und informiert mit unseren Privatsphäre-Newslettern.
Wechsel zu DuckDuckGo und hole dir deine Privatsphäre zurück!
Benutze unsere Seite, die nie solche Nachrichten anzeigt:
Die Welt braucht eine Alternative zum sammelwütigen „Collect-it-all“-Geschäftsmodell.
Schütze Deine Daten, egal auf welchem Gerät.
Hilf deinen Freunden und Verwandten, der Seite der Enten beizutreten!
Wir zeigen Ihnen, wie du deine Privatsphäre online besser schützen kannst.

Robi jej dobrze swoim języczkiem
Samotna mama
Babcia z corka sasiadow

Report Page