Nie wstydź się koleżanek

Nie wstydź się koleżanek




🔞 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Nie wstydź się koleżanek



GN 33/2022


Archiwum



E-wydanie

Kontakt




Wygląda na to, że nie jesteś jeszcze zalogowany.











WIADOMOŚCI






OPINIE






TYGODNIK






PISMO ŚWIĘTE






DUCHOWOŚĆ






SZEROKIE HORYZONTY






FILMY






GALERIE






GOŚĆ RETRO






PODCASTY






BLOGI







1 Nasze ostatnie przeklęte wspólne zdjęcie...
2 U Dominikanów na warszawskim Służewie urodził się... mały Dominik
3 Kiedy duszpasterz staje się guru?
4 Dlaczego Polacy odchodzą z Kościoła?
5 "Tylko terror może sprawić, że zaakceptowana zostanie powszechna mobilizacja"
6 Co mówią objawienia prywatne o ilości potępionych?
8 Nie ma sprawiedliwości bez miłosierdzia i wiary
9 Wydawnictwo Biały Kruk usunie fragment dot. produkcji ludzi z podręcznika do HiT
11 Prawosławny kapłan z Ukrainy krytycznie o Kościele Prawosławnym w Polsce
12 Lewandowski zrobił sobie świetny prezent na urodziny. To mu się jeszcze nigdy nie udało
13 Włoski ksiądz dotarł pieszo ze Lwowa na Jasną Górę
14 Dziennikarka z Chersonia: Po cichu znikają tam ludzie
Brak w jakiejś książce pierwszych i ostatnich stron zniechęca do jej lektury.

Podobnie może być z dzisiejszym czytaniem, którego treść może brzmieć dość teoretycznie. W liturgii pominięto bowiem początek i koniec tekstu, choć w Biblii stanowi on jedną całość. Faktycznie zaczyna się nie od apelu do pozytywnego działania, lecz od wezwania do unikania szczególnej postawy. Najpierw apostoł pisze do Tymoteusza: „Nie wstydź się świadectwa Pana naszego ani mnie, Jego więźnia”, a dopiero po tym zdaniu dodaje: „lecz weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii według mocy Boga!”. Opuszczony czasownik „wstydzić się” występuje w jednym z najważniejszych samookreśleń apostoła. Kiedy pisze on do Rzymian, zaraz na początku listu przedstawia na dwa sposoby swój stosunek do powierzonej mu Ewangelii. O pierwszym odniesieniu do niej mówi początek tego listu: „Paweł, sługa Chrystusa Jezusa, z powołania apostoł, przeznaczony (dosłownie: oddzielony) do głoszenia Ewangelii Bożej”. Strona bierna nie oznacza, że apostoł sam się oddzielił, ale wyraża jego oddzielenie dokonane przez Boga. Wyprowadzając go z dotychczasowego środowiska, w którym gorliwie wyznawał judaizm, Bóg go przeznacza do głoszenia Ewangelii. Separacja ta staje się przyczyną wielu cierpień zadawanych mu przez wcześniejszych współwyznawców. Żadnymi przeciwnościami nie jest zrażony, lecz planuje jeszcze dalej zanieść Dobrą Nowinę. Zamiar jej głoszenia w stolicy cesarstwa uzasadnia odważnym wyznaniem, które pokazuje jego własne nastawienie do powierzonego mu zadania: „Ja nie wstydzę się Ewangelii”. Do tego samego wzywa Tymoteusza. Apel nie ogranicza się do słów. Ich wymowę wzmacnia osobisty przykład apostoła piszącego z więzienia – właśnie z Rzymu. Tymoteusz ma nie wstydzić się także Pawła jako więźnia, który otwarcie przyznaje się do tego, co było przyczyną jego uwięzienia. Czyni to w zdaniu następującym po dzisiejszym czytaniu. W nim tak określa swój stosunek do Ewangelii „której głosicielem, apostołem i nauczycielem ja zostałem ustanowiony”. Jej najważniejszą treść przedstawia czytany w liturgii fragment. Obramowana opuszczonymi zdaniami treść ma nie tylko teoretyczne znaczenie. Wzorem apostoła także my nigdy nie powinniśmy się jej wstydzić.
Rozumiemy, że na naszej stronie szukasz przede wszystkim dobrych i ciekawych treści. To jednak reklamy są naszym głównym źródłem utrzymania.


Was this page helpful?
Yes
No


Performance & security by Cloudflare


You can not access forum.szafa.pl. Refresh the page or contact the site owner to request access.
Copy and paste the Ray ID when you contact the site owner.

Ray ID:

73fc00bb18127597


73fc00bb18127597 Copy



For help visit Troubleshooting guide



Z wykształcenia psychodietetyk i historyk sztuki. Z zawodu – dziennikarz. Pisze od 24 lat (to straszne!?), ale nie wyobraża sobie, żeby mogła robić cokolwiek innego. Kocha przeprowadzać wywiady. Z każdym (dosłownie!) gwiazdą, lekarzem, zwykłym człowiekiem. Jest samotną matką nastolatki. Z córką zawsze podróżowała po całym świecie: od Amsterdamu przez Izrael po Sri Lankę. Nigdy z walizką. Zawsze z plecakiem i bez planu. Co jeszcze? Lubi robić przetwory, jeździć na rowerze, grać w Dixit (zwykle wygrywa) oraz Dobble (zawsze przegrywa, ale z uśmiechem i honorem).
Zdołowana, znudzona, wyniosła… Mnóstwo tych mitów. Uwierz, że jeśli poznasz introwertyka i uzna cię za prawdziwego przyjaciela, będzie jedną z najciekawszych osób, jakie znasz. Wystarczy odrobina cierpliwości, aby odkryć, co kryje się pod spodem. Warto na to czekać. Ta „dziwność” też może ci się spodobać.
Ważne jest, aby zdać sobie sprawę, że nie można powiedzieć, że „wszyscy” introwertycy lub ekstrawertycy robią to czy tamto. Niektórzy ludzie są bardziej introwertyczni niż inni. Może się okazać, że masz niektóre z poniższych cech. Ciesz się wszystkim, co czyni Cię wyjątkowym. Zarówno introwertycy, jak i ekstrawertycy mogą być niesamowitymi ludźmi.
Nieustannie o czymś myślę. Myślę o różnych rzeczach przez cały dzień. Mój mózg jest stale w ruchu. Co i raz spotykam się z opinią i/lub „troskliwymi” pytaniami – czy coś się stało, jesteś nie w humorze, obraziłaś się? Nie obraziłam się! Nie mam focha! Dajcie spokojnie pomyśleć, no. Jeśli zapytasz introwertyka, czy jest szczęśliwy, zwykle odpowie, że jest.
Nie lubię być w centrum uwagi, ale denerwuje mnie też, gdy ktoś na siłę próbuje zwrócić uwagę na siebie. To trochę ironiczne, ponieważ o introwertykach mówi się, że są głębokimi myślicielami i mogą wiele nauczyć ludzi.
Bywa też, że nie odbiorę telefonu, nawet jeśli wiem, kto dzwoni. To nic osobistego, ale jest kilka powodów, dla których mogę nie chcieć rozmawiać od razu. Mogę przez coś przechodzić i muszę się nad tym zastanowić. Mogę być w trakcie projektu lub po prostu nie mam nastroju na pogaduchy. Nie cierpię też small talku, więc unikam 30-minutowych rozmów o warzywach, jeśli tylko mogę. Wolę napisać coś, co zajmie kilka minut, niż porozmawiać przez telefon o tym samym, ponieważ zajmie to znacznie więcej czasu. Jeśli odbiorę Twój telefon, potraktuj to jako ogromny komplement.
Introwertyk przez większość czasu jest cichy i głęboko zamyślony. Sprawia wrażenie, że obserwuje wszystko niezwykle wnikliwie. To może wywołać przekonanie (obawę), że „coś sobie o mnie na pewno myśli”. Cóż, nie jest tak, uspokajam. Nie lubię marnować energii na takie sprawy.
Obalam ten mit! Introwertycy nie lubią być cały czas sami ! Od czasu do czasu lubię wyjść i odwiedzić nowe miejsce, a nawet poznać nowych ludzi. I świetnie się wtedy bawię. Lubię spędzać czas i wypić kawę, ale nie lubię powierzchownych przyjaźni i pogawędek. Po takiej dłuższej obecności potrzebuję czasu na samotność. Po kilku dniach bycia pustelnikiem znów jestem gotowa do wyjścia.
Nie oznacza to, że koniecznie chcą nią być. Mogę to zrobić z grzeczności, z potrzeby bycia dobrym gospodarzem lub z innego powodu. Introwertyk potrafi zabawiać ludzi. Wymaga to wysiłku, ponieważ nie przychodzi to naturalnie, dlatego tak doceniam prawdziwe przyjaźnie i prawdziwe rozmowy. Będąc duszą towarzystwa trzeba uciekać się do trików, które nie są dla mnie łatwe do przejścia – small talk, głośny śmiech, przesadna mimika, nieustanne zainteresowanie wszystkimi i wszystkim wkoło. Jestem w stanie to wszystko zrobić.
Mogę się dobrze bawić nawet bez nieustannego szczerzenia się i piszczenia z radości. Rzadko się nudzę, bo większość czasu jestem przecież zamyślona. Jestem kreatywna, ale lubię działać samodzielnie. Zapewniam, nie jestem znudzona. Tam w środku jest pełen zachwyt.
Lubię swoje pomysły, uwielbiam śnić na jawie, tworzyć, czytać, oglądać filmy, relaksować się i naprawdę czasem się śmieję. Wielu znanych komików jest introwertykami. Mówienie o tym, co bolesne na scenie, wyśmiewanie tego, to forma terapii. Z drugiej jednak strony, brak komunikacji stanowi często źródło problemów w ich relacjach – zdaj sobie z tego sprawę. Czasem bardzo dobitnie.
W samotności łatwiej mi opanować trudną emocjonalnie sytuację, podjąć trudne decyzje. Cenię towarzystwo innych i głębokie rozmowy, ale potrzebuję też czasu „dla siebie”. Z niezrozumiałych dla innych powodów „izoluję się”, sprawiając wrażenie, że kogoś nie lubię, lub nie chcę jego towarzystwa. To błędna interpretacja.
Lubię poznawać ich prawdziwą stronę. To, co mi się nie podoba, to fałszywe osobowości, śledzenie plotek, rozmawianie o pogodzie lub cokolwiek innego, co jest… bezcelowe i bezwartościowe. Z zasady nie tłumaczę się ze swoich sympatii i antypatii.
Głównie dlatego, że temat uczuć i emocji jest dla mnie trudny. Mocno przywiązuję się do ludzi i trudno mi się z nimi rozstać. Długo cierpię z powodu rozstania, długo rozpamiętuję swoje związkowe niepowodzenia.
Dzieci przychodzą z własnymi osobowościami, co oznacza, że ​​mogą być ekstrawertyczne. No tak się trafiło, że moje takie jest. Fajnie jest oglądać ekstrawertyka w akcji i obserwować, jak wchodzi w interakcje, ale jako introwertyczka potrzebuję czasu, żeby naładować baterie i być dla swojego dziecka w pełni. Tak naprawdę bycie introwertyczką czyni ze mnie wspaniałego rodzica: jestem w stanie odpowiedzieć na zagadki życia, jestem cierpliwa, ogromnie kocham swoje dziecko i lubię przebywać w jego pobliżu. Po prostu dajcie mi trochę czasu w samotności.
Do tego stopnia, że jeśli poświęcam czas, aby cię dobrze poznać, wiele dla mnie znaczysz. „Za​​inwestuję” w ciebie dużo czasu, miłości, życzliwości… Chcę, żebyś został i był „prawdziwym” przyjacielem, co oznacza, że jeśli nawet nieświadomie zwrócisz się przeciwko mnie, bardzo mocno mnie zranisz. I trudno będzie to naprawić.
Nie lubię niczego nieoczekiwanego, ale szczególnie – nieoczekiwanych gości. Mam dla innych wyznaczony przez siebie czas. Nie lubię się rozpraszać. Mogą też nie mieć energii lub nie być gotowi na wizytę.
Zbyt dużo bodźców to nie jest to, co lubię. Lubię natomiast pracować w cichym otoczeniu, z dala od innych. Rozpraszają mnie pewne dźwięki – kapanie wody z kranu, stukot, wiercenie, ale czy tylko mnie, serio? Nie przeszkadzają mi te kojące. Ruch w zasięgu ich wzroku również może rozpraszać moją uwagę. Ludzie gapiący się na mnie lub stojący za moimi plecami również mnie rozpraszają i denerwują.
Są takie cechy charakteru, skłonności duszy i serca, z którymi żyć wcale nie jest łatwo. Rzadziej się też za nie zbiera pochwały. Niekoniecznie wszyscy je podziwiają. Łatwiej chwali się dziś ludzi sukcesu, którzy: dużo zarabiają, są śmiali, piękni, zgrabni i popularni. Trudniej zbierać oklaski za wrażliwość, prawdomówność, niepopularną pasję czy podążanie za swoimi marzeniami, które dla większości wydają się utopią. Ale przecież to, co jest rzadkie, można zmienić w wyjątkowe, by było w cenie. To, czego dziś się wstydzisz, wkrótce może stać się twoją siłą.
Nawet jeśli na liście swoich marzeń masz coś, co dla innych jest niewiele warte. Jeśli mocno stoisz za swoimi pragnieniami, masz szanse na ich realizację. Nie musisz pragnąć jak wszyscy: domu na przedmieściach z ogródkiem i dwójką uroczych dzieci. Nie musisz marzyć o stanowisku, które będzie trampoliną dla zarobków. Możesz marzyć o rzeczach dla innych kompletnie nieatrakcyjnych np. kursie rzeźbiarstwa czy wyprowadzaniu na spacer psów w schronisku. A nawet o takich potencjalnie bardzo trudnych do osiągnięcia – jak wejście na jeden z ośmiotysięczników. Czemu nie? Niektórzy twierdzą, że nie zdobywanie szczytu, ale droga na szczyt najciekawsza. Z tego wynika, że już sam proces marzenia i dążenia do jego realizacji, może być wielką przyjemnością. Ona jest najważniejsza.
Wzruszasz się, gdy czytasz piękną historię o miłości dwojga ludzi, albo ronisz łzy, gdy nikt nie chce adoptować starego psa, który w schronisku spędza już piąty rok. Rozmyślasz nad krzywdą dzieci uchodźców, o których obejrzałaś reportaż w telewizji, podczas gdy twoi znajomi przechodzą obok takich spraw obojętnie. Nie raz biłaś się z myślami, że wolałabyś jednak być mniej empatyczna. Silniejsza, po prostu. Tak przecież łatwiej się żyje. Może i jest w tym dużo prawdy. Ludzie, którzy mają grubszą skórę, nie „tracą swojej energii”. Ale przecież z własnej wrażliwości możesz uczynić atut. To ty, jak barometr, wiesz pierwsza, kiedy ktoś potrzebuje pomocy. Możesz za tym podążać – działać, wspierać, pomagać. Może nie zostanie to docenione natychmiast? Ale na dłuższą metę… procentuje.
Jesteś jedyną wierzącą osobą w gronie najbliższych ci osób. Jesteś jedyną wegetarianką, jaką znasz. Jedyną ekolożką. Jedyną feministką. To dobrze! Nawet świetnie! Nawet jeśli dziś narażasz się na drwiny, to tak naprawdę masz szanse rozpocząć kiedyś rewolucję. Nawet jeśli miałaby tylko dotyczyć twojego podwórka, rodziny, klasy, pokoju w biurze. Nie musisz robić niczego spektakularnego. Nie musisz nieść swoich haseł na sztandarach i głośno krzyczeć, spierać się w dyskusjach na argumenty. Wystarczy, że konsekwentnie będziesz robić swoje. Nie jeść mięsa. Segregować śmieci. Modlić się w kościele. Ludzie, którzy dostrzegą, że twoje przekonania nie są na pokaz, z czasem zaczną je traktować serio, z szacunkiem.
Ile z nas woli cicho siedzieć na zebraniu w pracy, bo boi się przyznać, że czegoś nie rozumie, nie wie, albo że jakiś pomysł jest zwyczajnie głupi. Stop! Teraz przypomnij sobie, ile razy słyszałaś rzeczy oczywiste, wypowiadane przez swoich kolegów i koleżanki z pracy z wielką emfazą i pewnością siebie. Pewnie wszyscy słuchali tego z uwagą? Ja zawsze wychodzę z założenia, że mam prawo nie wiedzieć i szukam wokół siebie przyjaznych osób, które potrafią docenić szczerość. Jeśli w pracy masz mądrego przełożonego — on szybko powinien zorientować się, że choć czegoś nie wiesz, jesteś pracowita i szybko się uczysz. To powinno wystarczyć i procentować na przyszłość.
Za chuda? Za gruba? Z trzema wałkami na brzuchu? Z kościstymi obojczykami? Z szerokimi biodrami? Płaską pupą? Małym biustem? Daj… spokój! Od samego pisania robi mi się słabo. Naprawdę nie musisz wstydzić się swojego ciała! Wstukaj w internet hasła: „body positive” lub jego polską wersję „ciałopozytywność”. Warto! Ruch ten powstał w 1996 roku z inicjatywy cierpiącej na zaburzenia odżywiania pisarki Connie Sobczak oraz psychoterapeutki Elizabeth Scott. Dziś zwykłe kobiety pokazują bez pardonu na Instagramie, że po latach restrykcyjnych diet, poczucia obrzydzenia do swojej figury, można nauczyć się – dzięki wsparciu innych ciałopozytywistek – kochać swoje ciało bezwarunkowo.
Zdarzało ci się reagować w sposób, którego się wstydziłaś? Nakrzyczałaś na partnera? Popłakałaś się w pracy? Słuchaj, jesteś tylko człowiekiem. Psychologowie twierdzą, że nie ma „złych emocji”, których trzeba się pozbyć. Nie da się żyć w separacji od silnych emocji takich jak: agresja czy złość. Każdy z nas je w sobie ma. Dzięki nim potrafimy walczyć o swoje, czyli realizować swoje potrzeby; stawiać innym ludziom granice, czyli odmawiać i walczyć własną przestrzeń i niezależność w myśleniu. Teraz tylko trzeba nauczyć się z nimi obchodzić. Nie wolno ich pod wpływem wstydu tłumić, bo wybuchną. Warto więc na bieżąco załatwiać denerwujące cię sprawy, by nie czuć tego, że nagle tracisz nad sobą kontrolę.
Wydaje ci się, że nigdzie nie pasujesz? Mamy dla ciebie dobrą wiadomość: naprawdę nie musisz pasować. Czas będzie ci sprzyjać i w końcu znajdziesz grupę osób, która myśli podobnie. Dziś, w dobie Internetu, łatwiej jest odszukać sprzymierzeńców. Niezależnie od tego, czego dotyczy twoja inność – seksualności, wiary, pasji, cech charakteru. W końcu znajdziesz swoich ludzi!
Ta historia ma taki sam początek jak wiele innych – brak miłości i szacunku w małżeństwie, alkohol, przemoc psychiczna. To nas – kobiety – doprowadza do wypalenia, kiedy w nas coś pęka, kiedy w końcu mówimy DOŚĆ. Dość dawania kolejnych szans, dość kolejnym poniżaniom i lekceważeniu. Mamy w końcu siłę na to, żeby zrozumieć w głębi serca, że nie chcemy tak dłużej żyć, że już wystarczy. Mamy siłę żeby odejść, spakować siebie i dzieci i uciec jak najdalej, zacząć wszystko od nowa, w poszukiwaniu spokoju i miłości.
U mnie też tak było… Układałam życie na nowo, byłam wolna i niezależna. W końcu zaczęłam żyć swoim życiem, dla siebie. Bardzo mi się to podobało, ale w głębi duszy czegoś nadal mi brakowało, bo w sumie przez wszystkie lata małżeństwa nie byłam sama, ale niestety zawsze samotna. Pragnęłam na nowo się zakochać, znowu poczuć jak to jest tulić się do ukochanej osoby. Od odejścia od męża mijał już prawie rok, stwierdziłam że jestem gotowa na flirt, na nowe znajomości, na przyjaźń, na miłość. Za namową przyjaciółki założyłam profil na aplikacji randkowej Tinder pod pseudonimem Marilyn.
Marilyn jest atrakcyjną szczupłą blondynką, lat 40 – jej profil był bardzo pożądany przez wielu Panów. Licznik dobił do 99 polubień – limit wyświetleń licznika osiągnięty, choć tych przesunięć w prawo (na TAK) dla Marilyn było znacząco więcej. Marilyn natomiast czytała dogłębnie każdy opis, pod każdym profilem. Przerzucała w lewo (na NIE) wszystkich muskularnych Adonisów, wszystkie fotki zrobione na siłowni czy też w łazience przed lustrem leciały w kierunku NIE. Marilyn nie przykładała tak dużej wagi do wyglądu Panów, najważniejszy dla niej był intelekt, ale to mogła sprawdzić jedynie podczas rozmowy lub ewentualnego spotkania.
Za bardzo była zraniona chamskim i gburowatym zachowaniem, już prawie, byłego męża (rozwód toczył się bocznym torem). Choć Marilyn jest wykształconą osobą i pracuje na wysokim stanowisku w jednej z firm konsultingowych (w pracy dla innych była Królową Śniegu), to jednak w domu była tą Potulną z książki Natalii de Barbaro „Czuła Przewodniczka”. Dla Marilyn nie było też ważne, czy pan jest po przejściach, czy też z tzw. czystą kartą. Pragnęła stałej relacji, nie przypadkowych romansów. Chciała znowu się zakochać, znów być szczęśliwą, szanowaną kobietą.
Tinder skojarzył ją w pary z kilkunastoma mężczyznami. Zaczęły się rozmowy, pisanie, flirty. Odbyło się też kilka spotkań, jednak jak to mówią nie zaiskrzyło. W końcu pojawił się ON – w miarę przystojny, koszula w kratę, wzrost 185 (podobno to ważne na Tin), języki obce opanowane – POL/ENG/DE, wykształcony Software Engineer, lat 42. Marilyn była zachwycona pisaniem z Maćkiem (imię zmienione). Maciek był z tych, którzy nie lubili rozmów telefonicznych. Maciek na co dzień pracuje w Szwajcarii, jednak w czasie pandemii miał możliwość pracy zdalnej z Polski. Po miesiącu wspólnego pisania (i niepisania) w końcu się spotkali. Randka w restauracji była przyjemnym doświadczeniem dla Marilyn. Inteligentny, kulturalny Pan zauroczył ją. Dawno nie czuła się tak dobrze w towarzystwie mężczyzny. Komplementy, wymiana spojrzeń i uśmiechów. Było dobrze, Marilyn w końcu dostała to, czego tak długo szukała i na co tak długo czekała. Spotkanie zakończyło się namiętnym pocałunkiem, z czego Marilyn bardzo się cieszyła. Bo przecież zapomniała jak to jest całować się – z mężem pocałunków nie było. Pragnęła tej namiętności i pożądania, których tak dawno nie miała.
Kolejne randki, kolejne spotkania, wszystko szybko się toczyło. Marilyn usunęła swój
Przyłapał dziewczynę na seksie z inną
Rodzinne jebanie ze sztucznym kutasem
Przeleciał współlokatorkę, która masturbowała się poduszką

Report Page