Młoda laska dowiaduje się co to znaczy dobry fiut

Młoda laska dowiaduje się co to znaczy dobry fiut




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Młoda laska dowiaduje się co to znaczy dobry fiut




×

Rekomendacje
Recenzje
Wywiady
Wydarzenia
Ciekawostki
REDAKCJA
Współpraca
Kontakt


Karolina Głogowska, Wzorzec , Wydawnictwo Mięta, Premiera: 24 maja 2022
 


Karolina Głogowska
Wzorzec
Wydawnictwo Mięta
Premiera: 24 maja 2022
 

Opublikowany: 20 lipca 2022 Literatura , Recenzja

Skradzione dziecko
„Skradzione dziecko” Diney Costeloe to wciągająca powieść oparta na prawdziwej poruszającej historii, pokazująca, jak silna może być matczyna miłość.

Muzeum porzuconych sekretów
Trzy kobiety i trzy opowieści, wplątane w historię Ukrainy ostatnich 60 lat. Oksana Zabużko w “Muzeum porzuconych sekretów” po mistrzowsku snuje opowieść pełną magii, miłości, zdrady i śmierci. Odkrywamy Ukrainę, jakiej wcześniej...

Festung Krakau. Kraków w cieniu twierdzy
Kraków w twierdzy czy twierdza w Krakowie? Nowa książka wybitnego historyka.

Powszednia historia
W książce „Powszednia historia” – czyli antysadze rodzinnej – uproszczone perypetie bohaterów są jedynie pretekstem, by przyjrzeć się drodze kilku pokoleń. Jak to zwykle bywa: wielka historia łączy się z popkulturą, a...

Jak przeżyć w starożytnym Egipcie
Czas na podróż w pełne tajemnic, odległe czasy. Starożytny Egipt fascynuje od wielu lat. Nie tylko za sprawą monumentalnych piramid, ale również dzięki swoim hieroglifom. Dzięki książce Charlotte Booth dowiecie się, jak...

Testament, czyli opowieść o Tadeuszu Kościuszce słowami jego ordynansa, syna afrykańskiego księcia Agrippy Hulla
Historia Tadeusza Kościuszki opowiedziana z perspektywy jego czarnoskórego ordynansa z okresu wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Cezary Harasimowicz skłania do refleksji czy rzeczywistość sprzed ponad dwustu lat tak bardzo różni się od...

Zbuduj swój dom wokół mojego ciała
​​Stulecie historii i folkloru Wietnamu ożywa w tej niezwykłej historii, która zagłębia się w przed- i postkolonialną historię tego kraju.

Czerwona ziemia
Ekscytujący, wzruszający i niesamowicie autentyczny thrillerowy debiut Marcina Mellera. „Czerwona ziemia” zaskoczy wszystkich.

Włosi
Książka „Włosi” Johna Hoopera to zabawna i wnikliwa lektura dla każdego, kto stara się zrozumieć współczesną Italię i unikalny charakter jej mieszkańców. To błyskotliwy, napisany świetnym dziennikarskim piórem reportaż, z którego wyłania...

Niewidzialne biblioteki
Literacka podróż po świecie wyobrażonych książek i bibliotek.

Na ciężkim kacu. Nowa Rosja Putina i duchy przeszłości
Shaun Walker, wieloletni rosyjski korespondent „Independent” i „Guardiana”, przedstawia wnikliwą wiwisekcję jednej z ostatnich europejskich potęg.

Fotografia na wagę złota
W powieści “Sezon pająków” Barbara Baraldi przenosi czytelnika do Turynu drugiej połowy lat 80. XX wieku, by opowiedzieć wciągającą, mroczną historię, w której bohaterowie podejmują śledztwo, które pochłonie ich życie, ich dni...

Nagroda Literacka Marszałka Województwa Kujawsko-Pomorskiego za Kryminalny Debiut Roku 2021
W listopadzie 2022 w Toruniu zostanie wręczona Nagroda Literacka Marszałka Województwa Kujawsko-Pomorskiego za Kryminalny Debiut Roku 2021. Autorka/Autor wyróżnionej powieści otrzyma 25 tys. złotych i pamiątkową statuetkę.

Sezon pająków
Wykorzystując elementy gatunku giallo, stylowego i nastrojowego włoskiego thrillera rozsławionego filmami Daria Argento, Barbara Baraldi tworzy gęstą opowieść z wartką akcją i pieczołowitym oddaniem atmosfery i stylu końcówki lat 80. XX wieku.

Symbol w płomieniach
Katedra Notre-Dame, świadek kilku wieków europejskiej historii i skarbnica kulturowych symboli mogła zniknąć z powierzchni ziemi. Niewiele brakowało. Dziennikarka Agnès Poirier w swojej książce “Notre Dame. Serce Paryża, dusza Francji” z wirtuozerią...

Czasy silnych kobiet
To już trzeci tom sagi autorstwa Katarzyny Majgier. Kolejne pokolenie wchodzi w życie ciesząc się względnym spokojem lat trzydziestych, jednak wybuch kolejnej wojny zmusza bohaterów do zrewidowania swoich planów i zamierzeń.
Ja znalazlam.nad Kwisą wśród dębów przy wodospadzi ...
Ja do stosu dodałabym świetną książkę "Nasze małe ...
Wielu autorów literatury pięknej sięga po wulgaryz ...
Odnośnie wulgaryzmów to zdecydowanie nie trafiona ...


Wszelkie prawa zastrzeżone © Stowarzyszenie Artystów Młode Sztuki 2010-2021


Karolina Głogowska w powieści “Wzorzec” w mądry, a jednocześnie wciągający sposób opowiedziała czytelnikom o obliczach przemocy domowej. To historia osadzona w polskich realiach, a zatem szczególnie angażująca czytelnika, uzmysławiająca, że taka przemoc może stać się udziałem każdego – zarówno silnej, przebojowej osoby, jak i ludzi bardziej wycofanych, najczęściej kobiet lecz także mężczyzn, o czym mówi się publicznie znacznie mniej. Jest w tej powieści mnóstwo wartościowej wiedzy, wplecionej w kryminalną historię tak sprawnie, że przyswaja się ją zupełnie mimochodem, czytając z zapartym tchem aż do zaskakującego finału.
W trakcie lektury zaskakujących zwrotów akcji także nie brakuje. Śledztwo prowadzone współcześnie przez gdańskich policjantów w sprawie zabójstwa Adama Hinza, przeplata się z retrospekcjami z życia bohaterów, wprowadzającymi czytelnika w ich najskrytsze tajemnice. A wszystko koncentruje się wokół fundacji opiekującej się osobami doświadczającymi przemocy. Organizacji tej przewodzi Sawa Bogucka, inspirująca i bezkompromisowa młoda kobieta, nie wahająca się sięgać po narzędzia takie jak skandal i prowokacje, byleby tylko zwrócić uwagę opinii publicznej na sytuację ofiar, pozostawianych przeważnie bez wsparcia nawet przez osoby z najbliższej rodziny. Nierzadko wręcz obwinianych o to, że sprowokowały akty przemocy swoim zachowaniem.
Co jednak przeszła w życiu ona sama? I dlaczego zacieśniła więzi właśnie z Adamem Hinzem, człowiekiem, który nie bez oporów przyszedł pewnego dnia do fundacji, znajdując się w skomplikowanej relacji z sięgającą po przemoc żoną? Odpowiedzi na te pytania przyniesie czytelnikowi wciągająca lektura, uzmysławiając jednocześnie jak bardzo skomplikowane mogą być sprawy dotyczące przemocy domowej. Budzi podziw, w jak sprawny i sensowny sposób Karolina Głogowska połączyła trzymającą w napięciu fabułę, przynoszącą czytelnikowi rozrywkę, z trudną tematyką, marginalizowaną i omijaną przez większość ludzi. Przemoc dzieje się bowiem dlatego, że wszyscy odwracamy wzrok, udajemy, że nie widzimy, nie zauważamy. Wierzymy w opowieści o tym, że ktoś ciągle wpada na drzwi od szafki, stąd siniaki, dajemy się uwodzić sprawcom, będącym częstokroć uroczymi, przyjacielskimi osobami – do obcych, i do chwili, gdy za znajomymi bądź rodziną zamykają się drzwi.
Powieść Karoliny Głogowskiej, dzięki swojej formie, potoczystej narracji i wyobraźni autorki sprawia, że czytelnik nie odwraca się od tematu. Wartka akcja przykuwa go do tej opowieści, to jedna z tych historii, które chce się czytać od deski do deski, dzięki czemu dowiaduje się też wiele o tym, dlaczego ofiary latami tkwią w przemocowych sytuacjach, nie odchodzą od sprawców przemocy, a czasem wręcz usprawiedliwiają ich zachowanie, tłumaczą sobie i innym, że same są winne, że zasłużyły na to, żeby oberwać, żeby wysłuchiwać obelżywych słów, stawać się obiektem manipulacji.
Budzi podziw, w jak sprawny i sensowny sposób Karolina Głogowska połączyła trzymającą w napięciu fabułę, przynoszącą czytelnikowi rozrywkę, z trudną tematyką, marginalizowaną i omijaną przez większość ludzi.
Istnieje duża nadzieja, że lektura „Wzorca” otworzy oczy wielu osobom i pozwoli spopularyzować temat przemocy domowej przede wszystkim pośród osób, które wiedzą o niej niewiele lub wręcz nie mają pojęcia jakie symptomy powinny wzbudzić czujność, skłonić do baczniejszego przyjrzenia się sytuacji kogoś bliskiego bądź znajomego, kto może potrzebować pomocy, a jednocześnie nie mieć dość siły i odwagi by kogokolwiek o nią poprosić. Życzę tej książce jak najszerszego grona czytelników, zasługuje na to. ■ Agnieszka Kantaruk/span>
Mówią, że w życiu trzeba mieć szczęście. Jasne, talent czy ciężka praca też się przydadzą, ale nawet to nic nie da, jeśli zwyczajnie nie masz farta. Możesz być najlepszy i wypruwać sobie żyły, jednak bez korzystnego zbiegu okoliczności i tak wyżej dupy nie podskoczysz. Los musi ci sprzyjać, tak mówią. Kiedyś też w to wierzyłem. Zdecydowanie za późno zorientowałem się, że szczęście przychodzi tylko do tych, którzy wierzą w siebie. I w to, że ostatecznie dostaną wszystko, czego pragną. Jest jeszcze jeden ważny komponent tej układanki: umiejętność blefowania. Udawaj, aż ci się uda. Śmiałym szczęście sprzyja, a biednemu zawsze wiatr w oczy. To prawda – i przekonałem się o tym na własnej skórze. Dosłownie.
Kiedy awansowałem ze zmywaka na pomoc kuchenną, szef kazał mi przygotować eton mess. To taki tradycyjny deser z bezy, bitej śmietany i musu truskawkowego, kiedyś podawany brytyjskim snobom. Normalnie pomocnik nie wykonuje tak zaawansowanych rzeczy, ale cukiernik zachorował, a ja aż rwałem się do roboty. Byłem tak samo zajarany co głupi, bo dzień wcześniej nie wstawiłem truskawek do lodówki i kiedy zacząłem je miksować, zorientowałem się, że sfermentowały. Szef kuchni to był kawał skurwysyna, wywalał ludzi z roboty za dużo mniejsze fakapy. Bez mrugnięcia okiem dokończyłem więc deser i ułożyłem go w kryształowym pucharku w najpiękniejszy artystyczny pierdolnik, jaki ten złamas widział na oczy. Dziesięć minut później zostałem poproszony na salę. Mało się nie zesrałem w gacie, kiedy okazało się, że stara raszpla, która zamówiła deser, jest znaną blogerką kulinarną. Osobiście i przy szefie kuchni, który był jej znajomym, chciała zapytać, cóż to za tajemniczy składnik sprawia, że mus ma tak oryginalny smak. Myślałem, że już po mnie, więc bez zastanowienia wypaliłem, że to cointreau. I tak miałem przejebane, nawet gdyby nabrała się na ten motyw. Mój szef nie tolerował żadnych odstępstw i modyfikacji w przepisach. I wtedy ta typiara wypaliła, że to najlepszy eton mess, jaki jadła w życiu. Wróciłem do kuchni dumny jak, kurwa, paw i patrzyłem przez szybę w drzwiach, jak gościówa wcina moje sfermentowane truskawki.
To w sumie dość głupi przykład, zwłaszcza w kontekście tego, co wydarzyło się później. W każdym razie wtedy jeszcze wierzyłem, że po prostu miałem farta. W całym moim smutnym, nędznym życiu, przypominającym raczej rzeźbienie w gównie, wypływanie na powierzchnię nie zdarzało się zbyt często. A może właśnie w tym tkwił mój problem? Byłem zbyt durny, żeby realnie ocenić swoją sytuację i odpowiednio wcześnie wykorzystać koła ratunkowe? Głupi ma szczęście, mówią. Ja bym dodał: mądry ma wiarę w siebie.
Młody mężczyzna zarzucił na plecy kwadratową torbę gastronomiczną i jeszcze raz zerknął na mapę w smartfonie, żeby sprawdzić adres. Wyświetliła mu się wiadomość z alertem RCB: „Dziś i jutro silny wiatr. Jeśli możesz, zostań w domu”.
„Dzięki, kurwa”, pomyślał i wsiadł na rower. Z nieba deszcz chlustał falami. Dwie minuty niezbyt intensywnego opadu, trochę przerwy i znowu chluśnięcie. Wiatr zataczał kółka. Dostawca pomyślał, że gdyby nie ciężka torba z jedzeniem, pofrunąłby na rowerze do góry. Ludzie musieli wziąć sobie do serca rządowe ostrzeżenie, bo centrum Gdańska wyglądało jak opuszczone miasteczko z horroru, w którym zaraz nastąpi zwrot akcji. Opustoszałe ulice były zdecydowanym i jedynym plusem tej sytuacji. Nie trzeba było lawirować w korku ani wymijać niezdecydowanych przechodniów. Minusem był fakt, że w taką pogodę wszyscy zamawiali jedzenie na wynos, a potem marudzili, że są opóźnienia.
Pierwszym adresem dostawy był luksusowy apartamentowiec wybudowany niedawno u zbiegu ulic Stara Stocznia i Wiosny Ludów. Rowerzysta nieraz zastanawiał się, komu przeszkadzała stara nazwa: Nabrzeże Szkut. Jakieś trzysta lat wcześniej właśnie w tym miejscu był przystanek szkut, które kursowały od gospody zwanej Mlecznym Piotrem do Wisłoujścia. Trochę dalej znajdował się Bastion Wiadrowników, jeden z czterech, które od północy chroniły Stare Miasto. Dostawca wiedział to wszystko, bo jego głównym zajęciem była praca przewodnika po Gdańsku. A przynajmniej lubił tak o sobie myśleć, choć na dowożeniu pizzy zarabiał dwa razy więcej.
Zsiadł z roweru i wyjął łańcuch. Niby w okolicy nie było żywego ducha, ale nie w takich okolicznościach jego koledzy tracili swoje środki transportu. Nie mógł sobie pozwolić na lekkomyślność. Kilka razy zdarzyło mu się również, że jakiś bogaty fiut z apartamentowca wywalił go z rowerem z klatki wyłożonej koszmarnie drogimi marmurami i obitej zamszem. Pozostawała więc barierka na zewnątrz. Rowerzysta przypiął pojazd i znieruchomiał. W środku wietrznej nocy, w deszczu, na podeście przystani kajakowej, pod którym płynęła Motława, siedziała drobna kobieta. Nie takie wariatki widział w swojej pracy. Pijane, agresywne, kiedy okazywało się im zainteresowanie lub oferowało pomoc. Nie zamierzał tracić na nią czasu, miał w cholerę roboty i własnych zmartwień. Mimo to myśl o samotnej kobiecie siedzącej w deszczu nad rzeką nie dawała mu spokoju, kiedy wjeżdżał windą na piąte piętro i kiedy odbierał napiwek. Wracając na dół, był coraz bardziej niespokojny. A co, jeśli była naprawdę pijana i wpadła do wody? Był jedyną osobą, która mogła ją uratować, ale postanowił ją olać. Jeśli coś jej się stało, nie wybaczy sobie. Wypadł z budynku i pobiegł do barierek. Z ulgą stwierdził, że dziewczyna siedzi na swoim miejscu.
– Wszystko w porządku? – zapytał. Nie podszedł za blisko, nie chciał, żeby wzięła go za jakiegoś natręta.
Dziewczyna spojrzała mu prosto w oczy, ale wydawało mu się, że wcale go nie widzi. Jakby mówił do niej przez tunel w innej rzeczywistości.
– Nic się pani nie stało? Potrzebuje pani jakiejś pomocy? Pada… – dodał na swoje usprawiedliwienie. Zabrzmiało to dość głupio, trudno było nie zauważyć tego faktu, jednak kobieta podniosła głowę i spojrzała w górę, jakby faktycznie dopiero teraz zorientowała się w sytuacji pogodowej.
Kiedy odsłoniła twarz, można było dostrzec, że ma rozmazany makijaż, jakby płakała albo została pobita. Mężczyźnie wydało się również, że widzi na jej policzku ślady krwi, choć równie dobrze mogła to być rozmazana szminka. Podszedł bliżej.
– Halo! Nic pani nie jest? – Pomyślał, że może kobieta nie rozumie po polsku. Większość mieszkań w apartamentowcach w okolicach Starego Miasta i Motławy była wynajmowana turystom. Szwedzi, Norwegowie, Brytyjczycy urządzali tu sobie wieczory kawalerskie i panieńskie, dochodziło do różnych ekscesów. Mężczyzna słyszał nawet od kolegów z pracy, że po jednej z takich imprez sprzątaczka znalazła w apartamencie martwą prostytutkę.
Kobieta na murku nie wyglądała na call girl, choć miała na sobie zdecydowanie drogie i pobudzające wyobraźnię ciuchy. Długie czarne skórzane kozaki, wzorzyste rajstopy, krótka sukienka z jakiegoś cienkiego i delikatnego materiału, jasny rozpięty płaszcz, którego jedna poła taplała się w kałuży. Mężczyzna dopiero teraz dostrzegł, że płaszcz jest czymś uwalony, czymś, co mogło być zarówno sosem, jak i krwią.
– Czy rozumie pani po polsku? – zapytał. Nie odpowiedziała. Mężczyzna był coraz bardziej zniecierpliwiony, nie zamierzał tu przecież spędzić pół nocy. – Zadzwonię po policję i karetkę – zadecydował.
– Nie – odezwała się w końcu. Spojrzała na niego wzrokiem łani, która wie, że ktoś celuje jej między oczy. Było za późno, żeby uciekać, ale wciąż tliła się nadzieja na okazanie łaski. – Proszę nigdzie nie dzwonić – nalegała.
Chciała wstać, ale się zatoczyła. Mężczyzna doskoczył do niej, złapał ją w pasie.
– Auuu – jęknęła.
– Coś panią boli? Może się pani przewróciła? – zapytał. Ślady na jej twarzy zdecydowanie były krwią, a nie pomadką. – Musi panią obejrzeć lekarz. Mogę wezwać taksówkę albo ubera.
– Nie, naprawdę nie trzeba. – Pochwyciła jego spojrzenie i zaczęła pocierać zabrudzenia na płaszczu. Zrobiła kilka kroków. – Nogi mi się trzęsą – zaśmiała się nerwowo, z zakłopotaniem.
– Jeśli się pani przewróciła, może mieć pani wstrząśnienie mózgu albo jakieś wewnętrzne obrażenia.
– Nie, nie, to naprawdę nic. Po prostu trochę się potłukłam, ale czuję się dobrze.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem.
– Dziękuję za pomoc. – Uśmiechnęła się szeroko, odsłaniając idealnie równe, białe zęby.
– Nie ma za co. – Zawstydził się. – Na pewno mogę panią tak zostawić? Da sobie pani radę?
– Tak, proszę się nie martwić.
– To niech pani obieca, że pojedzie pani prosto na SOR. Wpisać pani w nawigację adres szpitala wojewódzkiego?
– Nie trzeba, wiem, gdzie to jest. Zamówię ubera. – Wyjęła z torebki smartfon i wpisała coś na klawiaturze.
– Mieszka pani w okolicy? – zapytał, choć w sumie nie wiedział, po co mu była ta informacja. Zrobiło się niezręcznie.
– Jeszcze raz z całego serca panu dziękuję.
– Nic takiego nie zrobiłem.
– A jednak zatrzymał się pan sprawdzić, czy wszystko ze mną w porządku. – Kolejny uśmiech był jeszcze bardziej promienny. Śliczny, naprawdę śliczny. Dziewczyna była słodka.
– Zróbmy tak. Może wyśle mi pani esemesa, co? Żebym mógł dziś zasnąć z czystym sumieniem. Zostawiam tu panią samą w środku nocy…
– Proszę podać mi swój numer. Ja do pana zadzwonię.
– Marcin jestem.
Wyciągnął odruchowo dłoń i zaraz ją cofnął, ale dziewczyna i tak nie zwróciła uwagi na ten gest. Nie powiedziała też, jak ma na imię. Pewnie była jeszcze w szoku i myślała o czymś innym. Cóż, to pewnie nie najlepszy moment na zawieranie nowych znajomości.
– No to będę czekał na wiadomość. Do widzenia. To znaczy… może. Miłego dnia.
Odwrócił się zakłopotany, bo nagle zaczęło mu się wydawać, że gada coraz większe głupoty. Wsiadł na rower, założył słuchawki na uszy i zerknął na zegarek. Zeszło mu siedem minut. Jak przyciśnie, bez problemu nadrobi stratę. Poczuł, że wstępuje w niego nowa energia, jakby napił się mocnej kawy. Odjeżdżając, odwrócił się jeszcze raz. Dziewczyna wciąż stała na nabrzeżu. Boże, ależ ona była śliczna! Wysokie kości policzkowe, lekko skośne czarne oczy i pełne wiśniowe usta. Jasne, proste włosy z grzywką opadającą na boki.
Nie wyglądała na damulkę. Okej, ładnie pachniała i nosiła drogie rzeczy, ale poza tym w niczym nie przypominała żadnej z tych nadętych bab, które jeżdżą mercedesami wartości jego mieszkania i zajmują dwa miejsca przy parkowaniu. Niewątpliwie była zjawiskowa, a jednocześnie sprawiała wrażenie zwyczajnej, sympatycznej dziewczyny. Takiej, która równie dobrze mogłaby mieszkać w jego bloku albo pracować na przykład w biurze rachunkowym, które prowadziło jego księgowość. Niestety ani tam, ani nigdzie indziej nie spotkał aż tak wystrzałowej dziewczyny. Gdyby tak było, natychmiast by się z nią umówił. Zresztą… może właśnie umówi się z tą laską? Nie tworzyła dystansu. Tak ładnie mu podziękowała, że poczuł się jak supermen. Zaglądała mu zalotnie w oczy, aż się speszył. No i powiedziała, że zadzwoni. Nie napisze, ale zadzwoni, a to znacznie lepiej. Mężczyzna podkręcił głośność w słuchawkach i zaczął śpiewać. Deszcz zacinał prawie poziomo, wiatr kiwał nim na boki, ale rowerzyście chciało się z tego śmiać.
Sawa Bogucka cyfra po cyfrze skasowała numer, który chwilę wcześniej wstukała do telefonu. Nadal trzęsły jej się ręce, a smartfon zamulał w niskich temperaturach, musiała więc wiele razy naciskać odpowiedni klawisz, zanim zaskoczył. Niebywałe, jak obleśni byli niektórzy faceci. Próbowali
Sex z pielęgniarką
Szczęśliwa i podwójnie rżnięta
Szczęśliwy hydraulik

Report Page