Moja zdzira trenuje

Moja zdzira trenuje




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Moja zdzira trenuje

Farbowana,nieśmiała,nie obliczalna miła blondyna o nieziemskim głosie,jej hobby to taniec .

Zajebista dziewczyna która trenuje karate i jest w tym nie zła może pokonać nie jednego chłopaka,ma super włosy .

Arogancki loczuś, który myśli że jak jest w zespole to może wszystko, kocha stawiać na swoje. 1/5 zespołu One Direction


Najmniej arogancki z całej bandy daddy direction,stawia cały zespół do pionu,boi się łyżeczek, 2/5 zespołu One Direction.

                                   Niall Horan(19l)

Słodki irlandczyk, który lubi jeść,jest bardzo śliczny i każda prawdziwa Directionerka go kocha.

Nie lubi sie kłócić a jak już dojdzie do kłótni umie z niej łatwo wyjść,zawsze nas godzi.3/5 zespołu One Direction. 

                                  Zayn Malik(19l)

Próżny gość który ciągle kryczy Vas Happening,Jest bardzo arogancki i myśli że jest najpiękniejszy,definitywnie pozjadał rozumy. 4/5 zespołu One Direction

Ma czadowa grzywke. Jest najbardziej nieogarniety z 1D , kocha marchewki i Harrego 5/5 zespołu One Direction  

Will jest nonszalanckim gościem z wielkim poczuciem humoru,zawsze umie każdego pocieszyć i rozbawić. Trenuje Karate

Tomas jest słodkim,wysportowanym,zabawnym i pomocnym skatem,chodzi z najbardziej pustą dziewczyną w szkole.


David jest nieśmiałym chłopakiem ale w swojej paczce potrafi czasami być bardzo szalony i zabawny kocha jeździć na desce oraz trenować karate
.
Выбрать язык русский азербайджанский аймара албанский амхарский английский арабский армянский ассамский африкаанс бамбара баскский белорусский бенгальский бирманский болгарский боснийский бходжпури валлийский венгерский вьетнамский гавайский галисийский греческий грузинский гуарани гуджарати датский догри зулу иврит игбо идиш илоканский индонезийский ирландский исландский испанский итальянский йоруба казахский каннада каталанский кечуа киргизский китайский (традиционный) китайский (упрощенный) конкани корейский корсиканский коса креольский (гаити) крио курдский (курманджи) курдский (сорани) кхмерский лаосский латинский латышский лингала литовский луганда люксембургский майтхили македонский малагасийский малайский малаялам мальдивский мальтийский маори маратхи мейтейлон (манипури) мизо монгольский немецкий непальский нидерландский норвежский ория оромо панджаби персидский португальский пушту руанда румынский самоанский санскрит себуанский сепеди сербский сесото сингальский синдхи словацкий словенский сомалийский суахили сунданский таджикский тайский тамильский татарский телугу тигринья тсонга турецкий туркменский узбекский уйгурский украинский урду филиппинский финский французский фризский хауса хинди хмонг хорватский чви чева чешский шведский шона шотландский (гэльский) эве эсперанто эстонский яванский японский

Motyw Znak wodny. Obsługiwane przez usługę Blogger .



Tristan North wpatrywał się przed siebie z marsową miną.
Coś było nie tak... Coś zdecydowanie było nie tak...

    Z pozoru
wszystko było nienaganne, ale jakby na to nie spojrzał, było w tym coś
podejrzanego...

    Te dzieciaki
były zbyt dobrze wychowane!

    Niczym jakieś
androidy... Słyszał o takich budzących grozę humanoidalnych robotach,
podających się za mugoli... Straszne. Naprawdę straszne...

    No, bo spójrzcie
chociażby na tę całą Serenę. Stała przed kompleksem szuflad piętrzących się aż
do sufity, w dziwnie ciasnej przestrzeni pełnej kurzu, a wyglądała jakby spodziewała
się, że z ukrycia ktoś jej zrobi zdjęcie. Idealnie wyprostowana sylwetka,
płynne ruchy nadgarstka, gdy zmieniała kartkę akt, których przeglądała.
Nienaganna, elegancka, ulotna... Niczym panienka z dobrego domu, znajdująca się
w ogromnej bibliotece starej posiadłości. 
A nie w zakurzonym, zawilgoconym archiwum, do którego nikt pewnie nie
zaglądał od jakichś pięćdziesięciu lat...

    No właśnie...
Tristana przeszedł dreszcz. Poczuł go na czubku głowy. No właśnie...
podejrzane... Nawet ten chłopak... nadal był ubrany w białą koszulę... I nadal
była czysta... I zwracał się do Sereny w poprawnie odmienionym wołaczu...

    Arthemis i James
nawet w swoich najświetniejszych momentach nie grzeszyli takim wewnętrznym
spokojem. Nie mówiąc już o tym, że w takim ponurym pomieszczeniu, z nudnym
zadaniem do wykonania, połowa szuflad już by latała w powietrzu.

     Tristan westchnął w głębi duszy. Może to z
nim było coś nie tak? Może Arthemis i
jej przyjaciele dali mu taką szkołę, że normalne dzieciaki go przerażały?

    Rozejrzał się,
ale nigdzie w pobliżu nie mógł dostrzec trzeciej osoby. Gdzie
podziała się J.J.?

    Sprawdził
najbliższe dziesięć rzędów, ale nigdzie jej nie było. A przecież nie było sensu
szukać czegokolwiek poza działem archiwum obejmującym IX, X i XI stulecie.

    Zaczął szukać
dziewczyny w dalszych rejonach archiwum, ale nigdzie nie było śladu światła.

    -   J.J.?! - zawołał. Odpowiedziała mu cisza.

    Przyśpieszył.
Przebiegł starsze działy. Znalazł kilka półek sięgających III wieku. Odwrócił
się. Nie widział już wogóle łuny
rzucanej przez światło latarnii, które porozstawiali Serena i Gabriel.

    -   Serena! - możliwe, że go nie słyszeli, ale i
tak zaniepokoiła go otaczająca go cisza.

    Tristan miał
nadzieję, że nie dało się zauważyć jak podskoczył kilka centymetrów nad ziemię,
gdy zza jego pleców odezwał się łagodny głos. Odwrócił się do J.J. i wypuścił
ze świstem powietrze. Takie bezszelestne pojawianie się znikąd mogło
doprowadzić człowieka w jego wieku do zawału...

    Ze zmarszczonymi
brwiami spojrzał na J.J. Na wiele sposób była chłodną pięknością. Jednak jej
oczy były ciepłe, nawet ich przerażająca szafirowa głębia nie zdołała tego
ukryć. Patrzyła na niego z lekko przepraszającym wyrazem twarzy.

    -   Nie powinnaś oddalać się tak daleko nic nie
mówiąc... - zganił ją łagodnie. Rozejrzał się unosząc lampę. - Mam wrażenie, że
to miejsce nie ma końca...

    -   Przepraszam. Coś mi wpadło do głowy i
straciłam poczucie zagrożenia - odparła.

    -   Straciłaś poczucie zagrożenie, co? -
wyciągnął rękę i poklepał ją po głowie. - Cieszę się, że pochodzicie z czasów,
gdy to uczucie jest nierozłączoną częścią was. Chciałbym, żeby Arthemis kiedyś
mogła powiedzieć to samo.

    J.J. spoważniała
i pokiwała głową.

    -   A tak właściwie, dlaczego zajrzałaś akurat
tutaj? - zapytał z ciekawością.

    -   Gdy Serena i Gabriel przeszukuj akta w
poszukiwaniu porozumienia z Zakonem Melinistów, pomyślałam, że skorzystam z
okazji i zajrzę tutaj... - wskazała ręką alejkę po prawej stronie, gdzie stała
jej latarnia.

    Tristan spojrzał
na tabliczkę z nazwą alejki: "Mity i legendy".

    -   Wiem, że tamto porozumienie jest znanym
dokumentem i musi gdzieś być w oficjalnych rejestrach. Każdy nowy mistrz zakonu
musi się na nim podpisać. Ale tutaj... tutaj są rzeczy, które ktoś uznał za
niewiarygodne i po prostu porzucił. - J.J. patrzyła na zawalone stosami
nieuporządkowanych papierów, tabliczek, książeczek i zwojów półki.

    -   Rozumiem twoją ciekawość, sam chętnie bym tu
posiedział - zaśmiał się Tristan, rozwijając jeden ze zwojów i aż się zatrząsł
z podekscytowania. Była to historia zapisana kaligrafią zapewne sprzed tysiąca
lat. Zwinął zwój z żalem. - Chyba jednak nie mamy czasu na to, aby tutaj
siedzieć...

    -   Może powinniśmy znaleźć czas - mruknęła J.J.
- Przyszło mi do głowy, że od dawna szukaliśmy wiadomości i faktów na temat
Morgany i nadal nie możemy dotrzeć do źródeł jej mocy. Może więc powinniśmy
trochę poszerzyć swoje standardy. Może nie powinniśmy szukać w sprawdzonych
źródłach, skoro tam tego nie ma?

    -   Myślisz, że znajdziesz coś o początkach jej
mocy?

    -   Myślę, że jest to dość prawdopodobne, że
znajdę jakąś historię, którą ktoś uznał za pozbawioną sensu, ale dla nas sens
będzie miała. Kto by się w końcu przejmował szalonymi opowiadaniami jakiegoś
pastucha, prawda? - pokazała mu jeden ze zwojów.

    -   Użyłam zaklęcia, aby znaleźć wszystko z tych
regałów, co ma ponad tysiąc lat. To była jedna z rzeczy, która do mnie
przyfrunęła.

    Tristan przeleciał
wzrokiem tekst.

    -   To jakaś wiejska przyśpiewka.

    -   Tak. To jest przyśpiewka, którą śpiewa się w
niektórych wioskach w południowej Anglii. Jest to też dziecięca piosenka
śpiewana szczególnie chętnie w dzień przesilenia letniego.

    -   Tak, tak. Niektóre słowa są mi znane. Moja
babka lubiła to śpiewać, ale to nie jest ten sam tekst...

    -   Sądzę, że przez ponad tysiąc lat każdy
interpretował i dodwał swoje własne zwrotki, dlatego z oryginału wiele już nie
pozostało... Ten manuskrypt został spisany przez jednego z czarodziejów, który
badał średniowieczną kulturę mugoli. A raczej starał się wiedzieć, co też
wiedzą na temat magów i jak szybką są w stanie spalić ich na stosie - J.J.
uśmiechnęła się kwaśno. - Przy okazji zainteresowały go śpiewane przez
starszych piosenki, które miały straszyć dzieci...

    -   To bardzo ładna historia, ale czy nam się
przyda?

    Na twarzy J.J.
pojawił się ostry, jak brzytwa uśmiech, a oczy rozbłysły zabójczą inteligencją.

    -   Och, sądzę, że zdecydowanie się przyda...

    Tristan
mimowolnie odpowiedział uśmiechem, gdy usłyszeli huk, a potem rozbłysło
oślepiające czerwone światło, które trafiło aż w ścianę magazynu, obok której
stali.

    Spojrzeli po
sobie. J.J. chwyciła zwój i schowała go po bluzką, gdy Tristan wyciągnął
różdżkę. Przebiegli do końca alejki i pognali w kierunku sektora, w którym
zostali Serena i Gabe.

    - J.J. trzymaj
się blisko! - krzyknął Tristan, gdy huki i trzaski stawały się coraz
głośniejsze.

    J.J. wpadła na
Pana Northa i zatrzymała go.

    -   Pędzimy prosto na nich - zauważyła. - Nie
pomożemy im jeżeli wcześniej nie poznamy sytuacji.

    Tristan przez
sekundę chciał się z nią spierać. Tam w końcu była jego wnuczka... Jednak ta
dziewczyna miała rację.

    -   Dotrzemy równoległą ścieżką.

    -   Niech Pan tak zrobi - J.J. posłała mu
szatański uśmiech i związała włosy w kitkę. - Pośpieszmy się. - Zaczęła się
wspinać po rączkach od szuflad aż dotarła na szczyt regału. Robiła to z równo
gracją, jakby była kotem. - Pójdę górą. Na wszelki wypadek...

    -   A wydawałaś mi się taką dobrze ułożoną
dziewczyną - rozczarowanemu głosowi Tristana, przeczył szeroki uśmiech na
twarzy.

    -   Dobrze ułożona dziewczyna nie poradziłaby
sobie z Pana imiennikiem - odrzekła i przeskoczyła na następną półkę niczym
baletnica.

    Tristan zdołał
jeszcze zobaczyć, jak odbija się od następnej półki i powoli zlewa się z
otoczeniem. Cwaniara. Zaklęcie kameleona to był idealny pomysł na tę sytuację.

    Zaczął biec. Nie
miał już tyle energii co kiedyś, ale na to sił mu starczy.

    Usłyszał krzyk
bólu. A potem ostrą wymianę zaklęć. Delikatnie wysunął się zza regału.
Ostatniego jaki nadal stał na swoim miejscu. Dalej wszystkie zmieniły się już w
drzazgi i strzępki papieru. Tristan aż odchylił się zaskoczony.

    Serena i Gabriel
stali do siebie plecami w bojowych pozycjach z uniesionymi różdżkami. Gabe miał
ranę na skroni na tyle głeboką, że krew kapiąca w dół splamiła jego
śnieżnobiałą koszulę. Serena oddychała z trudem, ale wydawała się być
nienaruszona.

    Dookoła nich
stało w kręgu dwudziestu zamaskowanych czarodziejów. Ubrani byli w lekkie
skórzane zbroje, pod którymi mieli kaftany z szerokimi kapturami. Narzucone na
głowy utrudniały ich identyfikację, jednak z całą pewnością nie zasłaniali
swoich twarzy.

    - To trochę
głupie z waszej strony pokazywać się nam w całej okazałości - rzucił szyderczo
Gabriel. - Może wasze mózgi jeszcze nie dotarły do rozdziału o kamuflażu...

    -   Zważaj na słowa, głupcze! - warknął jeden z
młodszych czarnoksiężników. Sądząc po głosie, mógł mieć najwyżej dwadzieścia
kilka lat.

    -   Głupie? - zachichotała czarownica stojąca
blisko miejsca ukrycia Tristana. - Dlaczego? Przecież żadne z was nie przeżyje,
żeby o nas opowiedzieć.

    Po twarzy Sereny
przemknął drwiący uśmiech. Jakby usiłowała powstrzymać drwiace prychnięcie.

    -   Chcesz coś powiedzieć, dziwko?! - warknęła,
chwytając za nóż przytroczony do paska. - Zaraz ci przkleję ten uśmieszech do
buźki, zobaczymy, jak ci się to spodoba! - Jej chaotyczne ruchy sprawiły, że
kaptur spadł jej na plecy. Wysypały się ciemnorude loki i pokazała niewinna,
dziecięca twarz, wykrzywiona w histerycznej wściekłości. - Gdy nasza Pani
zawładnie tą zamgloną, śmierdzącą wyspą, a potem całym światem, to wy będziecie
musieli ukrywać twarze i cała reszta tego plebsu!

    -   Lydia - odezwał się spokojnym głosem
najwyższy z czarnoksiężników - czy twoja poprzednia kara nie wystarczyła, żebyś
nauczyła się trzymać gniew na wodzy?

    Lydia syknęła
wściekle i obrażona odwróciła głowę.

    -   A teraz... kiedy już wasze dziewczęce fochy
mamy za sobą, zdradzicie nam to, co chcemy wiedzieć.

    Serena oparła
się leniwie o Gabriela i zerknęła na przywódzcę spod rzęs.

    -   No, nie wiem czy mam czas i ochotę na
ploteczki. Byliśmy chyba umówieni z rodzicami na herbatę, co nie?

    -   Nie prowokuj mnie, dziewucho. Nie chcesz
poznać naszej mniej miłej strony.

    -   Dosyć się z nimi bawimy! - warknął mężczyzna
stojący obok Lydii. - Znajdźmy Łowcę i pozbądźmy się ich!

    Przywódca
westchnął i wyciągnął różdżkę. W chwili gdy nią machnął Serena wrzasnęła.

    Na chwilę serce
stanęło Tristanowi w gardle.

    A potem
człowiek, który przed chwilą przemówił padł na kolana, łapiąc się za szyję. Krew
z przecietej tętnicy bryznęła wprost na twarz Sereny. Wyglądała, jakby ktoś
czerwoną kredką narysowała jej nierówną kreskę na obliczu.

    W następnej
chwili mężczyzna uderzył głową o zimne podłoże, a spod jego ciała wypłynęła
kałuża krwi.

    -   Powinieneś pamiętać, Drake, że nienawidzę
ludzi nie umiejących trzymać języka za zębami. Cóż, teraz już się tego nie
nauczysz... - powiedział rozczarowanym głosem przywódca. - A teraz... przejdźmy
do interesów. Możecie umrzeć szybko i bezboleśnie jeżeli nam powiecie, gdzie
jest Łowca (które to rozwiązanie z głębi serca polecam). Albo zginąć w
męczarniach, a Łowca i tak trafi w nasze ręce... Zanim podejmiecie decyzje
radzę wam pamiętać, że nikt nie wie, że tu jesteśmy. I nikt nie przyjdzie wam z
pomocą...

    Tristan
kalkulował w myślach. Nie znał umiejętności Sereny, Gabriela i J.J..
Podejrzewał, że Arthemis i James mogliby z trudem wyjść z takiej sytuacji cało.
Ale trudna do zniesienia prawda, była taka, że nie mogli sobie pozwolić na
negocjacje w takiej chwili. Miał tylko nadzieję, że Arthemis pewnego dnia
zrozumie i mu wybaczy.

    -   Całkowicie niezadowalająca propozycja -
mruknęła znudzonym tonem Serena. - Co ty na to Gabe?

    -   Może nam powiecie, czego taka szemrana
banda, jak wy, od niego chce? Całkiem polubiłem tego staruszka...

    Staruszka? -
prychnął w myślach Tristan.

    -   Łowca pracował nad czymś, co jest dla naszej
Pani bardzo cenne. Jesteśmy pewni, że po pewnej... delikatnej perswazji zgodzi
się nam pomóc... - Zimny uśmiech zakwitł pod kapturem przywódcy.

    Tristan zamarł.
Czego chcą? O czym mówią?

    I czy te
dzieciaki nie mają instynktu samozachowawczego?!

    -   Ach, więc jesteście tak niekompetentni, że
wasza Pani wysłała was po pomoc? - zachichotał Gabe. - A już myślałem, że
zacznę się was bać...

    -   Brać ich - powiedział cicho przywódca.

    Zanim jednak
którykolwiek z czarnoksiężników zdołał unieść różdżkę, czarownica stojąca tuż
obok przywódcy padła bez czucia na podłogę, a chwilę potem czarodziej stojący
po jej lewej.

    -   Dwójka z głowy. To kto następny?

    J.J. pojawiła
się znikąd między następną dwójką i z mrocznym uśmiechem, nacisnęła palcem kark
jednej z nich. Czarnoksiężnik osunął się na podłogę u stóp dziewczyny.

    Arthemis i James
wyszli z zebrania z bólem głowy. Ile można gadać o czymś raczej oczywistym?
Byli po uszy zakopani w gównie. Będą musieli zebrać armię, uprzedzić cywilnych
czarodziejów, zabezpieczyć szkołę, uruchomić wywiad. O czym tu gadać?
Trzeba się zabrać do roboty.

    Rose, Scorpius i
Albus mogli sobie dyskutować z Ministrem Magii i możliwościach, które wzbudzą
jak najmniejszą panikę, ale oni byli od działania. Jak przyjdzie do momentu
kulminacyjnego będą stali w pierwszych szeregach.

    A teraz ich
najważniejszym zadaniem było znalezienie Strażnika, bo jeżeli się spóźnią to
żadne narady, wojsko, czy ewakuacja nic nie dadzą. Ich świat pogrąży się w
chaosie aż do chwili, gdy Morganie nie znudzi się rządzenie nim...

    Byli już w
połowie korytarza, gdy usłyszeli wołanie.

    -   Arthemis - zatrzymali się, gdy zobaczyli,
zmierzającego w ich kierunku Luciana.

    Arthemis
spojrzała na profesora spod uniesionej brwi.

    -   Nie patrz tak na mnie - prychnął profesor. -
Wiem, że musicie się wyspać przed wyjazdem do Indii, ale jest jedna rzecz,
która was zainteresuje...

    -   Potrzebujesz jeszcze jednej lekcji przed
wyjazdem...

    -   Sądzę, że to cię zainteresuje... - nachylił
się do Arthemis i szepnął jej coś na ucho. James niezadowolony zmarszczył brwi.
Zaniepokoił się jednak, gdy jej ręce opadły, a na twarzy pojawił się dziwnie
bezbronny wyraz.

    -   Raczej tak. - Lucian zerknął na James.

    -   Rozumiem - Arthemis przełknęła ślinę. - W takim razie wolę odpocząć po szkoleniu...

    -   Tak myślałem że to powiesz. Idź się
przebrać, a ja z Jamesem wszystko przygotujemy - Lucian załapał Jamesa za ramię
i pociągnął za sobą, zostawiając Arthemis z przerażająco zalęknionymi oczami. 

    -   O co chodzi? - zapytał Luciana.

    -   Pomożemy Arthemis, pozbyć się jednego z jej
największych lęków - odpowiedział profesor. - Jeżeli oczywiście się na to
zdobędziesz - spojrzał na Jamesa z góry.

    -   Wyraźnie mnie Pan nie docenia, prawda?

    -   Och, sądzę, że zabraknie ci jaj, żeby to
zrobić...

    -   Stąpa Pan po cienkim lodzie - ostrzegł go
James.

    -   Czyli zrobisz absolutnie wszystko, co będzie
konieczne, żeby jej pomóc?

    -   Oczywiście! - rzucił James natychmiast, zbyt
podburzony, aby wyczuć w tym zdaniu podstęp.

    Lucian posłał mu
diaboliczny uśmiech.

    Arthemis
przebrała się w pięć minut, a potem chodziła po dormitorium, jak lew w klatce.

    Okno. Drzwi.
Okno. Drzwi. Okno...

    Czy Lucian
naprawdę znalazł sposób? Czy znalazł rozwiązanie, jak zapanować nad jej mocą?
Czy odkrył coś, co pomoże jej zyskać pewność, absolutną pewność, że tam moc
nigdy nie wyrwie się jej spod kontroli? Jak? Kiedy? Kiedy znalazł sposób na
zabezpieczenie ludzi, którzy wokół niej przebywali? Od kiedy wiedział? Jak
długo to przed nią ukrywał?

    Drzwi. Okno.
Drzwi. Okno. Lily. Okno. Lily...

    Dopiero, gdy
była w połowie drogi w kierunku okna, zdała sobie sprawę, że w drzwiach stoi
Lily i obserwuje ją z ciekawością, niepewnością i odrobiną rozbawienia.

    -   Chodziarstwo. Taki mugolski sport. Coś jak
bieganie, tylko, że wolniej...

    -   Serio? Mugole naprawdę mają zawody, po to
żeby sprawdzić, kto szybciej chodzi?

    -   Tak mi się wydaje... Co cię tak podburzyło?

    -   Nie jestem podburzona. Po prostu Lucian gra
mi na nerwach - nerwowo sprawdziła zegarek. Jeszcze trzydzieści minut...

    Lily uniosła
brew, ale nie skomentowała.

    -   Czemu cię w nocy nie było?

    Arthemis
zamrugała i nagle wszystko do niej wróciło. No, tak, przecież Lily nie wie..
Gorace stewardessy
Z moja dziewczyna w pensjonacie
Cycata mamusia masturbuje się

Report Page