Moja narzeczona przebrała się za pokojówkę

Moja narzeczona przebrała się za pokojówkę




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Moja narzeczona przebrała się za pokojówkę


WITAJ NA REDTUBE - CODZIENNIE NOWE DARMOWE SEX FILMY PORNO





Filmy
Zdjęcia







sex narzeczona 🔥 Polskie Filmy Porno Redtube Sex za Darmo online


Sex filmiki sex narzeczona Red Tube to najbardziej popularny w Polsce portal, na którym znajdziesz wiele darmowych filmów porno online jak sex narzeczona .


Informacje

Regulamin
Linki
Mapa tagów



Współpraca

Reklama
Polecamy
Blog


Copyright Red Tube © 2022 | Darmowe Sex Porno Filmy Erotyczne z Red Tube
Copyright Red Tube © 2022 | Darmowe Sex Porno Filmy Erotyczne z Red Tube
Jeśli nie ukończyłeś 18 roku życia lub nie życzysz sobie oglądania treści erotycznych to opuść tę stronę. Witryna korzysta z plików cookies w celach statystycznych, zgodnie z Polityką Prywatności. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies. Wchodząc dalej oświadczasz, iż jesteś osobą pełnoletnią i chcesz oglądać materiały erotyczne z własnej woli oraz zezwalasz na wykorzystywanie cookies zgodnie z Polityką Prywatności . Rozumiem Wychodzę

W tym projekcie linki pomiędzy różnymi wersjami językowymi znajdują się na górze strony, naprzeciw jej tytułu. Przejdź do góry .




Tę stronę ostatnio edytowano 11 lis 2021, 22:37.
Tekst udostępniany na licencji Creative Commons: uznanie autorstwa, na tych samych warunkach , z możliwością obowiązywania dodatkowych ograniczeń.
Zobacz szczegółowe informacje o warunkach korzystania .



Privacy policy
O Wikiźródłach
Informacje prawne
Wersja mobilna
Dla deweloperów
Statystyki
Komunikat na temat ciasteczek











Strony dla anonimowych edytorów dowiedz się więcej

Książę Jan de Sarzeau-Vendôme nie mógł dokończyć lektury trzymanego w drżącej ręce listu. Pienił się poprostu z oburzenia, blady jak ściana, przez wychudzone ciało przebiegały dreszcze gniewu.
— Patrzaj, zwrócił się do córki, podając jej ów fatalny list. — Takie oto zawiadomienia dostali wszyscy nasi znajomi. Całe miasto mówi już od wczoraj o temi Co za nikczemność niesłychana! I cóż ty na to, Anielko? Coby twoja nieboszczka matka powiedziała na coś podobnego?
Aniela była chuda, wysoka, koścista, taksamo jak jej ojciec. Liczyła już trzydzieści trzy lata; ubrana zawsze w czarną wełnianą sukienkę, nieśmiała, skromna. Główkę miała może trochę za małą, spłaszczoną nieco po obu bokach, — nos zato za duży stosunkowo. Mimo wszystko nie można było nazwać jej brzydką, — a to dzięki jej prześlicznym, głębokim oczom, pełnym jakiejś słodkiej, niewysłowionej zadumy Spojrzenia tych oczu niepodobna było zapomnieć.
Spłonęła rumieńcem wstydu i oburzenia, słysząc [ 155 ] od ojca, na jakie ją wystawiono upokorzenie tym listem. Że jednak przywiązaną była głęboko i kochała mocno swego ojca, jakkolwiek traktował ją nieraz ze surowym despotyzmem, — próbowała go uspokoić.
— Oh papo, uważam to za niesmaczny żart. Nie warto sobie tem zaprzątać głowy.
— Ładny mi żart! Cały Paryż mówi już o tem. Z jakie dziesięć gazet przedrukowało już dziś rano owo zaproszenie, zaopatrując je ironicznemi komentarzami. Udają, że biorą tę rzecz zupełnie serjo, wyliczają całą naszą genealog ją, wszystkich moich przodków.
— Przecież nikt chyba nie może przypuszczać...
— Nikt, rozumie się! Ale całe miasto o nas gadał — jutro już zapomną...
— Jutro, moja droga, ludzie będą jednak pamiętali, że nazwisko Anieli de Sarzeau-Vendôme było na językach wszystkich! Ach, żebym mógł zgadnąć, co to za nędznik pozwolił sobie na...
W tej chwili wszedł do pokoju Hiacynt, zaufany lokaj księcia, meldując, że ktoś chce z nim mówić telefonicznie. Książę, cały jeszcze zirytowany, ujął słuchawkę:
— Halo? Co tam? Tak, ja sam, książę de Sarzeau-Vendôme.
Odpowiedziano mu telefonicznie:
— Uważam sobie za obowiązek przeprosić księcia i pannę Anielę. To wina mego sekretarza...
— Pańskiego sekreterza sekretarza ?
— Właśnie. Te zawiadomienia były dopiero szkicem, który chciałem przedłożyć księciu do przejrzenia i aprobaty. Na nieszczęście sekretarz mój sądził...
— Ale z kim ja mówię właściwie?
— Jakto? książę nie poznaje mego głosu? Głosu przyszłego zięcia?
— Co takiego?
— No tak, — Arsen Lupin.
Książę opadł na krzesło, siny cały.
— Arsen Lupin... to on... Arsen Lupin!... [ 156 ] Aniela uśmiechnęła się łagodnie:
— Widzisz sam, papo, że to tylko żart, głupia mistyfikacja...
Ale książę zerwał się z krzesła, poirytowany i mówił, spacerując gwałtownie po pokoju:
— Zaskarżę go do sądu! To niesłychane, żeby podobne indywiduum pozwalało sobie na kpiny ze mnie!... I jeżeli jest jeszcze jakaś sprawiedliwość...
Hiacynt wszedł znowu dyskretnie do pokoju, niosąc na srebrnej tacy dwie karty.
— Chotois? Lepetit? — czytał książę. — Nie znam tych panów.
— To są dziennikarze, proszę księcia pana.
— Czego chcą?
— Proszą o wywiad... w sprawie... tego małżeństwa...
— Wyrzuć ich za drzwi, — ryknął książę. — I zapowiedz portjerowi, aby mi nie wpuszczał do pałacu podobnych łazików.
— Ależ, papo... próbowała uspokoić go Aniela.
— Ty się do tego nie wtrącaj, bardzo proszę! Gdybyś była wtedy zgodziła się na poślubienie jednego z twych kuzynów, — nie byłoby doszło do czegoś podobnego!
Tegoż samego wieczora, na pierwszej stronie jednego z paryskich dzienników ukazał się nieco fantastyczny opis wyprawy reportera do starożytnego pałacu księcia de Sarzeau-Vendôme, przy ulicy de Varenne. Dowcipny reporter opisywał niestworzone rzeczy o starym magnacie, o jego irytacji i oburzeniu.
Nazajutrz zaś inny dziennik opublikował wywiad przeprowadzony przez jego reportera z Arsenem Lupinem, rzekomo w kuluarach gmachu Opery. Arsen Lupin miał mówić:
— Podzielam w zupełności słuszne oburzenie mego przyszłego teścia. Zaproszenia na ślub wysłane zostały bez mojej wiedzy. Nie odpowiadam za to zaniedbanie, ale czuję się w obowiązku wytłómaczyć się publicznie. Przecież, proszę pana, jeszcze nie ozna [ 157 ] czyliśmy stanowczo dnia ślubu! Książę proponuje z początkiem maja. Natomiast moja narzeczona i ja chcielibyśmy ślub przyspieszyć. Czekać jeszcze sześć tygodni!...
Dla ludzi znających księcia, sprawa ta miała jeszcze jeden swój specjalny pieprzyk: oto książę był arystokratą z krwi i kości, niesłychanie dumnym i dbałym o honor swego historycznego nazwiska. Był on ostatnim potomkiem baronów de Sarzeau, obdarzonych przez Ludwika XV mitrą książęcą. O niesłychanej jego dumie i ambicji świadczył naiwymowniej fakt, iż odmówił przyjęcia fotelu w Pałacu Burbonów, oświadczając, że książę de Sarzeau Vendôme zasiadać może tylko wśród równych sobie.
Cała ta historja dotknęła go tedy do żywego. Kipiał poprostu gniewem, obrzucając Lupina tysiącem dosadnych epitetów, odgrażając mu się; — w końcu wyładował swój gniew na biednej Anieli:
— Widzisz, coś narobiła! I czemu nie chciałaś iść za mąż! Przecież trafiały ci się doskonałe partje. Wszyscy trzej twoi kuzyni: Mussy, d’Emboise i Caorches, — to stara szlachta, ludzie zamożni, spokrewnieni z pierwszemi rodami w kraju. I dziś jeszcze każdy z nich bez namysłu cię weźmie. Czemuż więc nie chcesz żadnego z nich? Naturalnie — panienka jest sentymentalną marzycielką.. nie podobają się jej, jeden za gruby, drugi za chudy, — trzeci znów zabardzo ordynarny...
Rzeczywiście Aniela była marzycielką. Pozostawiona sama sobie od wczesnego dzieciństwa ro?czytywała się z lubością w staroświeckich naiwnych romansach, których pełno było w bibljotece jej przodków. Pod wpływem tych romansów stworzyła sobie odrębny swoj świat, jakiś świat bajeczny, wymarzony, w którym jedne dziewczęta obdarzone pięknością, pędzą żywot na różach, — a inne czekają z utęsknieniem na wymarzonego rycerza-kochanka... aż do śmierci. Miałaż-by wyjść za którego z tych jej kuzynów, z których każdy łakomi się tylko na jej posag, na [ 158 ] te miljony, które odziedziczyła po matce? Nie, — już raczej zostać starą panną i marzyć dalej!...
Odpowiedziała łagodnie:
— Papo, nie mówmy lepiej o tej śmiesznej historji. Szkoda psuć sobie niepotrzebnie humor i zdrowie.
Ale jakże tu nie mówić i nie myśleć o tem? Co dnia jakieś nowe ukłucie szpilką rozjątrzało krwawiącą tę ranę. Przez trzy dni z rzędu Aniela dostawała wspaniałe bukiety kwiecia, z ukrytym wewnątrz biletem wizytowym Lupina. A kiedy książę zaglądał wieczorem do swego klubu, co dnia spotykała go jakaś nowa przykra niespodzianka.
— Czytał książę ostatnią notatkę o Lupin’ie? — zagadnął go któryś ze znajomych.
— Co takiego? Nic nie wiem.
— Paradne doprawdy! Zięć pański ma pyszne pomysły. Proszę, czytaj pan:

Potem pojawiło się ogromne ogłoszenie reklamowe:

Jeden z dzienników ilustrowanych zamieścił zdjęcie fotograficzne: Książę, jego córka i przyszły zięć, siedzą przy stole i grają w karty.
Podano również i datę ślubu: 4. maja. Opublikowano nawet szczegóły co do intercyzy ślubnej: Lupin miał rzekomo oświadczyć, że podpisze intercy [ 159 ] zę na ślepo. Nie chce nawet wiedzieć, jaki posag wniesie mu jego żona, — nie dba o to najzupełniej.
Wszystko to wyprowadzało starego księcia z równowagi. Do Lupina odczuwał nieposkromioną, chorobliwą niemal nienawiść. Wreszcie zdecydował się na ciężki dla niego krok: udał się osobiście do Prefektury Policji.
Prefekt Policji przyjął go uprzejmie, wysłuchał i radził, by się miał na baczności:
— My już znamy doskonale tego człowieka, proszę księcia. Trzeba dobrze uważać, — musi on mieć swój plan już wygotowany... zręcznie nastawił sidła i czeka, czy książę w nie w końcu nie wpadnie.
— Jakież to mogą być sidła? — dopytywał się książę niespokojnie.
— Chce księcia widocznie nastraszyć. Liczy na to, że pod wpływem przestrachu książę zdecyduje się na jakiś akt, którego z zimną krwią nigdy by książę nie spełnił, spełnił.
— Chyba pan Lupin nie myśli, że ofiaruję mu rękę mej córki?
— To nie... ale widocznie spodziewa się, że książę ostatecznie popełni... jakby to powiedzieć?... jakieś głupstwo.
— Jakież to?
— Takie właśnie, na którego popełnieniu Lupinowi zależy.
— Cóż mi pan radzisz zatem, panie prefekcie?
— Wrócić do pałacu, względnie jechać na wieś, o ile cała ta sprawa działa panu na nerwy, — i tam siedzieć spokojnie.
Rozmowa ta, zamiast uspokoić, jeszcze silniej zdenerwowała starego księcia. Lupin wyrósł w jego oczach na jakąś legendarną postać, posługującą się szatańskiemi sztuczkami, mającą wspólników wszędzie, na tym i tamtym świecie. Trzeba było się dobrze pilnować!
Odtąd życie stało się ciężkie w pałacu.
Książę stał się podejrzliwy, milczący, zgryźliwy. [ 160 ] Nic przyjmował absolutnie nikogo; nawet trzej pretendenci do ręki Anieli, panowie Mussy, d’Emboise i Caorches, którzy dotychczas odwiedzali księcia regularnie co tydzień, — zastali drzwi zamknięte.
Bez żadnego zgoła powoda książę oddalił ze służby swego stangreta i administratora pałacu. Nie zaangażował jednak nikogo na ich miejsce, lękając się, że mogłaby się wślizgnąć jakaś kreatura Lupina. Wszystkie zajęcia, cała praca w pałacu spadła na barki starego Hiacynta, zaufanego lokaja, pozostającego już od czterdziestu lat w służbie księcia.
Aniela próbowała przemówić ojcu do rozumu:
— Naprawdę papo, nie pojmuję, czego ty się właściwie boisz. Przecież żadna siła ludzka nie może mnie zmusić do tego absurdalnego małżeństwa.
— Oczywiście! Toteż ja się tego nie boję.
— A czegóż, w takim razie?
— Czy ja wiem? Włamania, — porwania, — jakiegoś zamachu!... Nie ulega wątpliwości, że otoczeni jesteśmy szpiegami!
Któregoś dnia popołudniu książę otrzymał pocztą jakąś gazetę w której, zakreślony ołówkiem czerwonym, widniał następujący artykulik:

Miara cierpliwości się przebrała! W kilka minut później książę zawołał Hiacynta i kazał mu zanieść natychmiast na pocztę trzy pilne depesze. A o czwartej popołudniu w pałacu księcia zjawili się trzej kuzyni: Paweł de Mussy, niezgrabny, opasły, o blade bladej [ 161 ] cerze; Jakób d’Emboise, szczupły, nieśmiały, czerwony na twarzy; Anatol de Caorches wreszcie, chudy, niski, słabowity; — trzej starzy kawalerowie, nie grzeszący ani zbytnią elegancją, ani też wielką energją.
Konferencja trwała niedługo. Książę opracowa cały plan kampanji czysto obronnej. W kilku słowacl wydał z miejsca pierwsze dyspozycje:
— Dziś w nocy opuszczam z Anielą Paryż; jedziemy do naszych dóbr do Bretanji. Liczą na waszą pomoc w tym kierunku, moi synowcy. Ty, d’Emboise przyjedziesz po nas i odwieziesz na dworzec twoim automobilem. Mussy, ty będziesz łaskaw zająć się naszymi bagażami, razem z Hiacyntem. Ty zaś, Caorches, czekaj nas na dworcu Orleańskim, kupisz nam bilety do sleepingu. Wyjedziemy pociągiem o 10:4 wieczór do Vannes. Rozumiecie?
Całe popołudnie upłynęło w niezamąconym spokoju. Dopiero po kolacji książę wydał cichaczem Hiacyntowi polecenie, by przygotował kufer i walizki. Nie chciał mówić wcześniej, bojąc się niedyskrecji Hiacynt i pokojówka panny Anieli mieli również wyjechać.
O dziewiątej wieczór cała służba, na rozkaz księcia, poszła do swoich pokojów. Na dziesięć minut przed dziesiątą książę, który kończył ostatnie przygotowania do podróży, posłyszał pod domem trąbkę automobilu automobilu. Portjer otworzył szeroką bramę wjazdową. Przez okno książę spostrzegł stojący przed bramą automobil Pawła d’Emboise; zawołał Hiacynta:
— Idź powiedz, że zaraz schodzę na dół, i poproś jaśnie panienkę.
Po paru minutach, widząc, że Hiacynt nie wraca, książę wyszedł ze swego pokoju. Ale zaledwie znalazł się w kurytarzu, jacyś dwaj zamaskowani mężczyźni rzucili się na niego znienacka, zatkali mu usta i silnie skrępowali, — zanim zdążył krzyknąć. Jeden z napastników pochylił się nad nim, mówiąc szeptem:
— To pierwsze ostrzeżenie, mości książę. Jeżeli [ 162 ] będziesz próbował wyjechać z Paryża i nie dasz mi swego zezwolenia, — będzie gorzej!
A zwracając się do swego towarzysza, rzekł:
— Pilnuj go, ja idę do panny Anieli.
W tym samym czasie dwóch innych wspólników skrępowało już pokojówkę; panna Aniela, również spętana, leżała zemdlona na fotelu w swym buduarze.
Odzyskała jednak prawie natychmiast przytomność pod działaniem trzeźwiących soli, podsuniętych jej pod nos. Gdy otworzyła oczy, stał nad nią pochylony jakiś młody człowiek w eleganckiem wieczorowem ubraniu, o sympatycznej, uśmiechniętej twarzy.
— Bardzo panią przepraszam, — odezwał się grzecznie. — Może to wszystko poszło zbyt gwałtownie i nie zupełnie normalnie. Ale trudno, — okoliczności zmuszają nas niekiedy do postępków, na które sumienie nasze nie dałoby aprobaty. Proszę mi darować!
Bardzo delikatnie ujął ją za rękę, a wsuwając jej na palec szeroki, gruby, złoty pierścionek, mówił:
— Tak... zatem jesteśmy już zaręczeni... Proszę bardzo nie zapominać nigdy o tym, który włożył pani ten pierścionek... Błagam, — nie uciekaj pani do Paryża... proszę mi ufać bezwzględnie.
Mówił to z taką głęboką powagą i szacunkiem, równocześnie z taką pewnością siebie, że Aniela nie wiała siły się opierać. Skrzyżowały się ich spojrzenia. Szepnął gorąco:
— Co za cudne, przeczyste oczy! Jakże słodko byłoby żyć w promieniu ich spojrzenia! Zamknij je pani teraz...
Wyszedł z buduaru, — wspólnicy poszli również za nim, — a po chwili rozległ się huk odjeżdżającego automobilu. W pałacu zapanowało głuche utoczenie aż do chwili, gdy Aniela przyszedłszy zupełnie do siebie, zaczęła wołać o pomoc.
Zbiegła się służba; znaleźli skrępowanego księga; również Hiacynt i pokojówka, a nawet portjer leżeli nieruchomo, powiązani jak barany. Pokazało [ 163 ] się, że z pałacu zniknęło kilka cennych drobiazgów, portfel i klejnoty księcia.
Naturalnie zawiadomiono natychmiast pofccji Nazajutrz rano stwierdzonem zostało, że p. d’Emboise, kiedy wieczorem wyjeżdżał automobilem, został znienacka napadnięty przez własnego szofera, który go śmiertelnie rannego, porzucił w jakiejś odludnej uliczce. Co się tyczy panów Mussy i Caorches, — to wieczorem ktoś telefonował do nich obu, rzekomo imieniem księcia, z zawiadomieniem, że cały plan zmieniony, że zatem nie potrzebują się fatygować.
Na drugi tydzień książę, nie troszcząc się o dalszy przebieg śledztwa, nie odpowiadając na zaproszenia sędziego śledczego, — wsiadł cichaczem razem ze swą córką i Hiacyntem do osobowego pociągu idącego do Vannes. I pewnego wieczora zjawił się niespodzianie w swem starem, rodowem zamczyski, leżącem na półwyspie Sarzeau. Z pomocą wieśniaków bretońskich zabrał się natychmiast energicznie do zorganizowania obrony. Po czterech dniach przybył do zamku Mussy, nazajutrz Caorches, a po tygodniu i d’Emboise, którego rana, jak się pokazało, nie była zbyt ciężką.
Pierwsza połowa planu była wykonaną: udało się wymknąć z Paryża — wbrew Lupinowi. Teraz postanowił książę wtajemniczyć swe otoczenie w drugą połowę ułożonego planu. Uczynił to książę w obecności wszystkich trzech kuzynów, — a uczynił to w formie kategorycznego rozkazu, wydanego Anieli:
— Cała ta historja, — mówił, — jest mi niesłychanie przykrą. Podjąłem walkę z przeciwnikiem zuchwałym, zdecydowanym na wszystko. Ale walka ta mnie wyczerpuje. Muszę z tem raz skończyć — za wszelką cenę! Na to jest tylko jeden sposób, Anielko, musisz zdjąć z moich barków wszelką odpowiedzialność, a oddać się pod opiekę jednego z twych kuzynów. Najdalej do miesiąca musisz zdecydować den z nich, Mussy, Caorches lub d’Emboise mu zostać twoim mężem! Masz wolny wybór. [ 164 ] Aniela zalała się łzami, błagała swego ojca. Ale juź po paru dniach przekonała się, że nic nie wskóra. Ojciec był nieugięty — musiała w końcu ustąpić — i ustąpiła.
— Nie kocham, papo, żadnego z nich. Wszystko mi jedno, czy z jednym czy z drugim będę nieszczęśliwą. Wyznacz ty sam jednego.
Książę irytował się, — żądał stanowczo, by sama wybrała któregoś z trzech kandydatów, Ale nie ustąpiła. Ostatecznie zatem ustąpił, — i ze względów na stosunki finansowe wybrał Jakóba d’Emboise.
Bezwłocznie ogłoszono zapowiedzi.
Równocześnie też zdwojono czujność i ostrożność, — a to tem bardziej, ile że od dłuższego czasu Lupin nie dawał prawie znaku życia, zaprzestawszy nagie nawet kampanji w dziennikach. To milczenie niepokoiło niesłychanie księcia. Widocznem było, że Lupin knuje coś cichaczem i że starać się będzie wszelkiemi sposobami nie dopuścić do zapowiedzianego ślubu.
Lecz, o dziwo, wszystko szło jak z płatka! Mijał dzień jeden po drugim w zupełnym spokoju; nadszedł wreszcie i dzień ślubu, — oblubieńcy udali się najpierw do merostwa, potem do kościoła, gdzie ksiądz związał im dłonie stułą. Klamka zapadła!
Wtedy dopiero książę odetchnął z ulgą. Zacierając ręce z zadowoleniem, jakby po walnem zwycięstwie, — nie zwracał uwagi na przygnębienie swej córki ani na milczenie swego zięcia, który wydawał się całą tą
Porno czarnoskórej mamuśki - Jasmine Webb, Brytyjki
Duże Cycki
Erotyka Red - Dana Dearmond, Anal

Report Page