Milfa w akcji
🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻
Milfa w akcji
Ok, zgadzam się Nie zgadzam się Zmieniam zgody
Filmy erotyczne Wszystkie kategorie Dom i Ogród Dziecko Elektronika Firma i usługi Kolekcje i sztuka Kultura i rozrywka Moda Motoryzacja Nieruchomości Sport i turystyka Supermarket Uroda Zdrowie Sprzedawcy
Dzięki wykorzystaniu rozwiązań takich, jak pliki cookies i pokrewne technologie oraz przetwarzaniu Twoich danych, możemy zapewnić, że wyświetlane treści lepiej odpowiedzą na Twoje potrzeby. Wyrażając zgodę na przechowywanie informacji na urządzeniu końcowym lub dostęp do nich, przetwarzanie danych, w tym w obszarze profilowania, analiz rynkowych i statystycznych, sprawiasz, że łatwiej będzie odnaleźć Ci w Allegro dokładnie to, czego akurat szukasz i potrzebujesz. Administratorami Twoich danych będzie Allegro, jak również partnerzy , z którymi stale współpracujemy.
Spersonalizowane reklamy, Spersonalizowane treści, Pomiar reklam i treści, Opinie odbiorców i Opracowanie produktu. Wyrażenie zgody jest dobrowolne. Możesz ją w każdym momencie wycofać lub ponowić na Allegro.pl w zakładce Ustawienia plików cookies . Wycofanie jej nie wpływa na legalność uprzedniego przetwarzania. Więcej informacji znajdziesz:
Zakończona o 11:37 dnia 04.05.2022 r.
Kategoria: Filmy erotyczne Lokalizacja: Gdańsk
SEX I DOBRA ZABAWA. GRUBE ,PULCHNE ,FAT BIG MAMAS. CO KTO LUBI W DOBREJ OSTREJ AKCJI NAJLEPSZA OPCJA NA NUDE . POLECAM GORĄCE SCENY , FILM W WERSJI JĘZYKOWEJ - ANGIELSKA
-KUPUJĄC U NAS DOSTAJESZ ORYGINALNY FILM ZAFOLIOWANY NIEUŻYWANY
-MASZ PYTANIA CO DO INNYCH SERII A NIE MA TEGO NA NASZYCH AUKCJACH ZAPYTAJ , POSTARAMY SIĘ AYBY PRODUKT ZNALEŹĆ DLA CIEBIE
Starsza grubsza kobieta w solo Akcji
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu .
Kategoria Erotyka jest tylko dla osób dorosłych
Świeżo upieczeni rodzice Mac (Seth Rogen) i Kelly (Rose Byrne) próbują żyć sobie spokojnie przestawiając się z tryby imprezowego na spokojne życie rodzinne z kilkumiesięczną córką, gdy akurat dom stojący obok ich wynajmuje jedno z uczelnianych bractw studenckich z Teddy'm (Zack Efron) i Pete'm (Dave Franco) na czele. Głośni i wiecznie pijani studenci nie są zbyt miłym sąsiedztwem więc rodzina planuje ich wykurzyć...
Dawno nie oglądałem tak głupiego filmu. Nagromadzenie żenady jest tutaj tak duże, że powinno przyznać się rentę każdemu, kto zobaczył całą tę produkcję. Nie ma co nawet rozpisywać się nad poszczególnymi detalami tego hmm widowiska. Nie oglądać!
Film zarobił w pierwszy weekend bycia w kinach około pół miliarda dolarów, kontynuację zapowiedziano na przyszły rok...
Gdy w 2012 roku Seth MacFarlane, twórca animowanych seriali dla dorosłych, takich jak Family Guy czy American Dad powołał do życia pluszowego misia Teda o jego przygodach stało się dość głośno i ten niezbyt dobrze prowadzący się pluszak szybko zdobył sobie na świecie popularność większą niż Miś Uszatek. Po trzech latach reżyser zaczepił się więc raz jeszcze tego pomysłu i podarował światu kontynuację tego schematu.
Ted (Seth MacFarlane) mimo bycia pluszakiem żeni się z niezbyt rozgarniętą Tami - Lynn (Jessica Barth). Po czasie aby podreperować związek decyduje się na dziecko. Jednak z kilku powodów (między innymi fakt bycia zabawką) para nie może mieć dzieci. Decydując się na adopcję wychodzi na światło dzienne, że Ted nie jest osobą i prawnie może zostać uznany za własność. Wraz ze swym przyjacielem Johnem (Mark Wahlberg) i początkującą prawniczką Samanthą (Amanda Seyfried).
Ciężko w sumie coś odkrywczego napisać o tym filmie. Mamy do czynienia z dość wtórną produkcją, która dodatkowo pozbawiona jest jako takiej świeżości pomysłu oryginału oraz największego plusu wizualnego w postaci Mili Kunis. Dostajemy więc więcej tego samego w trudnej już do przyswojenia ilości. Prymitywne dowcipy są tu więc łączone z pierdami oraz ukazywaniem niezbyt obyczajnego życia pluszaka i jego przyjaciela. Mamy do czynienia z komedią naprawdę niskich lotów, która ma wciąż jakiś urok za sprawą mimo wszystko głównej postaci i faktu, jak dobrze odwzorowane są ruchy tytułowego misia. Także kilka scen wciąż powoduje reakcje dodatnie, jak na przykład moment, gdy Ted występuje w kostiumie misia Paddingtona, czy scena z najwidoczniej lubiącym się z MacFarlane'm Liamem Neesonem.
Ogólnie jednak mamy tutaj kilka niezbyt pasjonujących wątków, jak na przykład coś mającego być parodią amerykańskiego dramatu sądowego, jednak niezbyt to wszystko wychodzi. Reżyser pokazał już we wcześniejszych swych produkcjach, że jest bardzo wtórny i widać tu to jak na dłoni. Oczywiście fanom jego talentu, jak i miłośnikom wulgarnego misia film powinien się spodobać, jednak nie jest to nic innego jak co najwyżej przeciętność.
Po przeczytaniu opisu i obejrzeniu trailera tego filmu byłem pewien, że czeka mnie seans w stylu Woody'ego Allena tyleż, że bez Woody'ego Allena. Zarówno jazzowa muzyczka, jak i nowojorski klimat, neurotyczni bohaterowie grani przez ludzi znanych z filmów autora O północy w Paryżu oraz damsko-męska komedia w około półtoragodzinnym przedziale czasowym sprawiało, że zastanawiałem się czy warto kręcić allenowskie filmy, gdy sam Allen wciąż żyje i płodzi nowe produkcje bardzo często i regularnie (choć niezbyt dobrze).
Poznajemy pracującego na Broadwayu wysoko postawionego pracownika teatru, Arnolda Albertsona (Owen Wilson), który jest też dziwkarzem obdarowującym swe wybranki wysokimi kwotami w zamian za zaprzestanie praktykowania swego zawodu po nocy z nim. W czasie jednej z upojnych hotelowych nocy poznaje uroczą call girl Isabelle (Imogen Poots), której marzeniem jest zostanie aktorką. Pech chce, że dziewczyna zjawia się na castingu do przedstawienia, nad którym Arnold pracuje wraz z żoną Deltą (Kathryn Hahn)...
Mamy do czynienia z filmem w starym, dobrym stylu, typową komedię pomyłek. Główną osią fabularno - komiczną są sytuacje,w których liczne postacie znajdują się w złym miejscu i złej dla siebie porze. Owszem, można za minus brać zbyt wielką zbieżność przeróżnych sytuacji (jak na przykład pojawienie się wszystkich znanych sobie postaci w przeróżnych konfiguracjach w jednej z knajp Nowego Jorku o tej samej godzinie czy powiązania zawodowo rodzinne większości bohaterów) ale można na to spojrzeć łaskawszym okiem uznając, że taka konwencja. Przykładowo w całym kalejdoskopie różnych postaci mamy sfrustrowaną (i frustrującą innych) panią psycholog (Jennifer Aniston), której partnerem jest pracownik teatru Joshua (Will Forte). Jej klientami są zarówno Isabelle, jak i bogaty sędzia, będący klientem tej pierwszej. Isabella wpada w oko Joshua'y, który umawia się z nią w restauracji, nie wiedząc że dziewczyna jest pod obserwacją detektywa, którą zlecił sędzia. Jak się okazuje detektywem jest jego ojciec. To tylko jeden z wielu aspektów różnych wzajemnych powiązań występujący w filmie, jest ich więcej. W sumie cała produkcja opiera się na podobnych sprawach.
Dostajemy sprawnie zrealizowaną, naprawdę dobrze oglądającą się, lekką komedię, która cieszy widza swym sympatycznym, nienachalnym humorem, nie epatuje głupimi wstawkami, trzyma swój dobry poziom przez całe 90 minut. Naprawdę mimo zbyt wielu moim zdaniem poplątań i zawirowań dobrze bawiłem się na tym filmie, który mogę z czystym sercem polecić do obejrzenia każdemu.
Wiele osób wychowało się na filmach z lat 80. i 90. ubiegłego stulecia. W przedszkolu czy w szkole masa dzieci ślepo zapatrzonych była na gwiazdorów kina akcji tamtych lat. Rocky Balboa, Rambo, Terminator, Leon Zawodowiec czy przeróżne kreacje Jeana Claude'a van Damme'a to osoby, których obraz i podobieństwo trwale zapisały się w mózgu obecnych 20-30 latków jako jednoosobowe, niezniszczalne maszynki do zabijania. Jaki więc szok musi nastąpić, gdy mijający czas powoduje, że widz obserwuje tego samego Leona Zawodowca w roli dziadka. I to dość stetryczałego dziadka.
Trójka rodzeństwa z Paryża, których rodzice niebawem mają wziąć rozwód przybywa na wakacje do dziadków mieszkających w Prowansji. Mimo że utrzymują częsty kontakt z babcią (Anna Galiena) to po raz pierwszy ujrzą niezbyt miłego dziadka Paula (Jean Reno). Dwumiesięczny pobyt na peryferiach zapowiada się ciężko zarówno dla Lei (Chloé Jouannet), Adriena (Hugo Dessioux) oraz młodego Theo (Lukas Pelissier), ale także dla skonfliktowanego z ich matką dziadka.
Filmów o podobnej strukturze fabularnej było tak wiele w historii kina, że ciężko nawet je zliczyć. Schematyzm polegający na roli podstarzałego tetryka, który skrywa jakieś tajemnice bujnego życia w przeszłości, który musi odkryć radość życia na nowo i pogodzić się z rodziną i opozycja w postaci wywiezionych na siłę młodych ludzi nie mogących zrezygnować z nowinek technicznych na rzecz prostego życia z ciężkim w obejściu przodkiem to bardzo wyświechtany temat. Jednak film ten ma kilka naprawdę ciekawych patentów, które sprawiają, że ogląda się go może nie z wypiekami na twarzy, ale jednak z pewnym zainteresowaniem. Śledząc losy postaci na urokliwych terenach, wśród urokliwych krajobrazów regionu mamy do czynienia z żywym folderem reklamowym Prowansji. Aż chce się rzucić wszystko i wyjechać tam, by cieszyć się spokojnym, wolno płynącym życiem z dala od zgiełku.
Plusują także aktorzy z Jeanem Reno na czele. Dawna francuska ikona kina akcji pokazuje, że także w innych rolach daje radę. Dzielnie sekundują mu młodzi aktorzy z uroczą Chloe Jouannet na czele. Radę daje także obsadzona jako babcia Galiena. Taki MILF (a w sumie GILF, bo rolę MILFa gra tutaj Aure Atika) to marzenie każedgo wnuczka. Oczywiście film poprzez swój schematyzm nie może liczyć na jakieś wielkie laury i jego powtarzalność to też największy minus jednak dzięki swemu klimatowi sprawia, że warto poświęcić mu trochę czasu.
Na jubileuszowy, 200 post zamieszczony na blogu w tym roku przypada opisanie filmu Martina Scorsese z Robertem De Niro w roli głównej. Biorąc pod uwagę niezaprzeczalną klasę reżysera oraz głównego aktora, sam gatunek produkcji, dla którego wtedy właśnie przypadły złote czasy oraz fakt, że film jest nową wersją samej siebie sprzed 30 lat (wtedy w reżyserii J. Lee Thompsona z Robertem Mitchumem i Gregory'm Peckiem w rolach głównych) wydawało się że będzie to film wart uwagi.
Po czternastu latach odsiadki na wolność wychodzi gwałciciel Max Cady (Robert De Niro). Swe pierwsze kroki kieruje do broniącego go przed laty, tuszującego dowody na jego korzyść adwokata Sama Bowdena (Nick Nolte). Kryminalista zaczyna wkrótce prześladować adwokata oraz jego rodzinę w postaci żony (Jessica Lange) i niepełnoletniej córki (Juliette Lewis).
W sumie film, który ma być dreszczowcem, a nie powoduje swoją obecnością atmosfery grozy, zagrożenia czy zaszczucia nie jest pełnoprawnym przedstawicielem gatunku. W filmie Scorsese nie odczuwa się chyba żadnej z wyżej wymienionych cech. Mająca budzić lęk i obawy niepokojąca muzyka nabrzmiewająca co jakiś czas jest zbyt groteskowa, śmiech głównego antagonisty tak złowieszczy, że aż śmieszny, gra aktorska prześladowanej rodziny natomiast tak ekspresyjna, że przypominająca bardziej teatr telewizji (i to ten marniejszy) niż hollywoodzkie kino. Jedyną osobą, która broni się w tej produkcji jest odtwarzający rolę prześladowcy Maxa Cady'ego Robert De Niro, który to nie po raz pierwszy pokazał klasę i w jakimś małym stopniu ratuje jednak ten film przed naprawdę najsłabszymi notami.
Fabularnie należy spuścić na produkcję kurtynę milczenia, gdyż scenariusz jest tak prosty i przewidywalny, a miejscami wręcz głupi (jak choćby zachowanie córki adwokata czy niezniszczalność Cady'ego), że szkoda gadać. Może w czasie niezbyt rozbudowanych filmów post noire z początków lat 60. coś takiego dawało radę, jednak po latach to samo nie robi wrażenia, tak jak wrażenia nie robią już niezbyt rozgarnięte komedie z Flipem i Flapem obrzucającymi się tortami czy wpadającymi na grabie. Inne czasy, inne zasady.
Jestem bardzo rozczarowany filmem i naprawdę nie polecam. Można obejrzeć tysiące lepszych filmów, na to jednak szkoda czasu. Chyba, że jest się psychofanem De Niro, który jak już pisałem - mimo klapy filmu zaprezentował się dobrze.
Oryginalny tytuł filmu, czyli Southpaw oznacza osobę leworęczną, termin ten jest widoczny zwłaszcza w sportach, szczególnie sportach walki. Tak więc w sumie można byłoby przetłumaczyć szczerze film, jako Mańkut zamiast patetycznego Do utraty sił .
Filmów o tematyce bokserskiej było w amerykańskiej popkulturze masę, żeby wymienić choćby milion części Rocky'ego , Za wszelką cenę, Legendy ringu czy Wściekłego byka . Teraz nadchodzi kolejny rozdział pięściarstwa na ekranie.
Poznajemy czempiona wagi półciężkiej, Billy'ego Hope'a (Jake Gyllenhaal), który to wygrywa chociaż daje się niemiłosiernie obijać na ringu. Żona (Rachel McAdams) przekonuje go, by ograniczył walki i zajął się swoją 10-letnią córką (Oona Laurence). Bokser mimo namów agenta (50 Cent) decyduje się na mniejszą liczbę walk. Jednak w czasie imprezy charytatywnej sprowokowany przez niedoszłego rywala Hope wdaje się w szamotaninę, w czasie której postrzelona zostaje jego żona, która w konsekwencji umiera. Zdesperowany i zadłużony pięściarz przegrywa kolejną walkę, po której nokautuje sędziego. Sąd zabiera mu prawa opieki nad córką, a sam Hope zawieszony przez komisję bokserską zaczyna amatorskie treningi u boku legendarnego trenera Ticka Willsa (Forest Whitaker).
Nie jest to zły film, ale w każdym momencie oglądania ma się wrażenie Ja to już gdzieś widziałem . Postać Hope'a jest bardzo w wielu rzeczach podobna do granego przez Stallone'a Rocky'ego Balboa. Wychowany w domu dziecka półanalfabeta, wielokrotny pensjonariusz zakładów penitencjarnych, który walczy zarówno z przeciwnikami na ringu, jak i z problematycznym życiem. Praktycznie wszystkie sceny filmu przypominają wytarte klisze, czekają widza dwie godziny powtórki z rozrywki.
Dobrą stroną filmu nie jest sama dość prosta lecz ckliwa fabuła, a sama gra aktorska. Wszystkie postacie zostały odegrane wzorowo, od samego Gyllenhaala po Whitakera na McAdms, 50 Cencie i młodej Laurence kończąc. Patrząc na grę aktorską dzieci w polskich filmach naprawdę można zazdrościć dobrej roli dziewczyny, która zagrała dobrze, choć jej rola została moim zdaniem źle napisana.
Sama wizualizacja potyczek pięściarskich niezbyt przypadła mi do gustu. Liczne zwolnienia czasu, kamera z oczu bohatera i inne tego typu efekty. O wiele lepiej prezentowałoby się to, gdyby pokazać walkę z typowo telewizyjnej perspektywy.
Film można zobaczyć i nawet specjalnie się on nie dłuży, jednak Ameryki nie odkrywa, a wielokrotnie odgrzewane kotlety niezaprzeczalnie tracą swój smak.
Mało kto potrafi chyba wskazać na mapie położenie takiego kraju, jak Sierra Leone (a większość może nawet nie wie o jego istnieniu). W tym małym afrykańskim państewku trwała w latach 1991 - 2002 krwawa wojna domowa między rebeliantami Zjednoczonego Frontu Rewolucyjnego a rządem wspieranym przez prywatne firmy wojskowe i Wielką Brytanię. Ponad dziesięcioletnie zmagania pochłonęły nawet do 300 tysięcy zabitych, w zdecydowanej większości cywilów. W armii rebelianckiej służyło tysiące siłą wcielonych tam dzieci. W tych nieciekawych do życia, a ciekawych dla fabuły filmów wydarzeniach toczy się właśnie opisywana produkcja.
Poznajemy pewnego cwanego przemytnika z Rodezji (dawna nazwa Zimbabwe), Danny'ego Archera (Leonardo diCaprio). W pewnym momencie zostaje on zatrzymany przez siły rządowe i wtrącony do aresztu. Tam staje się świadkiem kłótni rebelianta (David Harewood), a rybakiem Solomonem Vandym (Djimon Hounsou). Rebeliant obwinia rybaka o zakopanie gdzieś nieopodal kopalni wielkiego diamentu. Archer swoimi koneksjami załatwia wyjście swoje i Vandy'ego i proponuje mu odszukanie jego rodziny w zamian za odnalezienie diamentu. Mężczyzną zaczyna pomagać dziennikarka z USA, Maddy Bowen (Jennifer Connelly).
W filmie poznajemy najciemniejszą stronę Afryki. Bieda, nieustanne walki, głód, skorumpowanie, wyzysk przez białych, niewolnicza praca, wcielanie do armii dzieci. A wszystko to w przepięknych, malowniczych plenerach afrykańskiej dziczy i mniej malowniczych miast i osad. Wszystko to bardziej naturalistycznie niż w opisywanym kiedyś filmie Wiedźma wojny , który podszedł do tematu z pewną dozą afrykańskiego mistycyzmu i realizmu magicznego.
Świetnie prezentuje się w filmie Leonardo DiCaprio, który gra tym razem antybohatera, wyzutego z uczuć typa spod ciemnej gwiazdy, który jednak nie jest postacią jednoznaczną i jednowymiarową. Sekundują mu dzielnie Connelly i Hounsou, którzy to nie dadzą się zepchnąć na dalszy plan walki o widza. Zmagania aktorskie oglądamy w świetnych lokacjach Afryki fantastycznie sfilmowanych przez operatora. Wielkie pochwały należą się też sceny batalistyczne, które są na naprawdę najwyższym możliwym poziomie, nawet prawie dekadę po powstaniu. Mamy tutaj dobre kino akcji w scenerii wojennej, jednak zakwalifikowałem tę produkcję do filmów wojennych, a nie sensacyjnych.
Niestety film trwa prawie 150 minut i ma kilka niepotrzebnych dłużyzn. Skrócenie go do kanonicznych dwóch godzin moim zdaniem wyszłoby mu na dobre. Ocenę obniżają słabe moim zdaniem ostatnie 20 minuty filmu, które są moim zdaniem kiczowate i mało oryginalne. Zakończenie było rozczarowaniem, wolałbym aby losy bohaterów potoczyły się mniej przewidująco. Nie znaczy to jednak, że nie warto oglądać tego filmu, gdyż jest to jeden z ciekawych filmów o Afryce jaki powstał. Ja jestem na tak.
Kiedy ostatnio w Polsce powstał jakiś solidny film wojenny? Ktoś sobie przypomina? Bo ja mam z tym ciężko. Od 2010 są to (za niezawodnym Filmwebem): Powstanie Warszawskie, Kamienie na szaniec, Miasto 44, Tajemnica Westerplatte, Sierpniowe niebo. 63 dni chwały, Obława, 1920 Bitwa Warszawska, Essential killing. Z tego wszystkiego wyłania się obraz raczej monotematycznych filmów interpretujących kilka wydarzeń z drugiej wojny światowej, większość z nich jednak pod względem realizacji i treści fabularnej nie jest czymś specjalnie wartym uwagi. W sumie z czystym sercem mogę polecić tylko Obławę , która jest jednak mało epicką produkcją. Wyłączając słabiutkie 1920 zostaje nam tylko jeden film nieulokowany w II WŚ. Jest to Essential killing Skolimowskiego, który jest filmem moim zdaniem dobrym, ale dość trudnym w odbiorze, także przez rodzaj narracji (obserwujemy losy domniemanego terrorysty) oraz bardzo jednostkowy film, w którym nie ma wojny jako takiej. Także przy tym wszystkim Karbala jawi się jako nowa jakość w polskim współczesnym kinie. Słyszałem już określenia polski Helikopter w ogniu . Czy słusznie? Od razu mówię, że raczej nie. Dlatego, że jednak jest to całkiem inny film.
Obserwujemy grupę polskich żołnierzy pełniących służbę kontraktową w okupowanym przez Polskę Iraku. Kierowany przez kapitana Kalickiego (Bartłomiej Topa) zostaje skierowany do obrony ratusza w mieście Karbala. Razem ze stacjonującymi tam żołnierzami bułgarskimi (dowodzonymi przez znanego z roli Piłata w Pasji Hristo Shopov) mają przez kilka dni utrzymać to miejsce, nim przybędzie nowa zmiana. Tymczasem w mieście zaczynają się rozruchy, a posterunek zostaje zaatakowany przez sadrystów pod dowództwem postaci granej przez Samira Fuchsa. Poza bezpiecznym miejscem ląduje młody sanitariusz Grad (Antoni Królikowski), który czeka na proces za subordynację. Grad musi polegać na irackim policjancie Faridzie (Atheer Adel).
Pierwsze co rzuca się w oczy w tym filmie to świetne zdjęcia autorstwa Arkadiusza Tomiaka. Mimo skromnego budżetu, jaki posiadała produkcja za sprawą perfekcyjnych zdjęć mamy wrażenie, że obcujemy wizualnie z wysokonakładowym dziełem rodem z Hollywood. Za to należy się od razu ocena (lub nawet dwie) w górę. Kolejną pozytywną sprawą jest to, że nie mamy tutaj ckliwego moralitetu odnośnie życia żołnierzy, nie poznajemy ich wraz z wszystkim historiami życiowymi, jakie za nimi stoją. Dostajemy grupę niemal obcych sobie ludzi, którzy pewnie mają swoją przeszłość i plany na przyszłość al
Oralna miłość lesbijek
Moja siostra doskonale się pieprzy
Ostry hardcore z Natalią Starr