Melissa West na czterech łapach

Melissa West na czterech łapach




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Melissa West na czterech łapach

"Milion małych kawałków" to książka którą poleciła mi koleżanka. Nie powiedziałabym,że jest to idealna lektura na wakacje. Jednak na pewno będzie figurowała na liście moich ulubionych.

Cała historia jest autobiografią 23-letniego Jamesa,który od dziecka uzależniony jest od alkoholu,a w starszym wieku także od narkotyków róznego rodzaju. Poznajemy go w krytycznej fazie uzależnienia. Nie pamięta co robił oraz co się z nim działo przez ostatnie tygodnie. Ma okaleczona twarz oraz wybite zęby. Trafia do ośrodka odwykowego,który szczyci się największą skutecznością leczenia (aż 15%!). Oprócz tego policja z trzech stanów poszukuje go za liczne występki i wykroczenia. W ośrodku dowiaduje się,że ponowne spozycie alkoholu lub narkotyków gwarantuje mu pewną śmierć. 

Proces leczenia to istna katorga dla każdego przebywającego w ośrodku,a z pewnością dla młodego James'a. Musi przestrzegać pewnych zasad,które w ogóle mu nie odpowiadają. Nigdy nie musiał się z nikim liczyć,zawsze robił co chciał i nigdy nie obowiązywały go żadne zasady. Terapia James'a jest oporna gdyż nie stosuje się on do zasad 14 Kroków. Uważa że są one bez sensu i w ogóle mu nie pomogą. Poznaje Lilly z którą zaczyna potajemnie się spotykać poza ośrodkiem (relacje między kobietą a mężczyzną miały ograniczać się do zwykłego "cześć" na korytarzu). Zakochują się w sobie i pomagają wzajemnie przejść przez to piekło które sami sobie zgotowali. 

Kolejnym problemem chłopaka są rodzice z którymi nigdy nie miał dobrych stosunków. Gdy tylko pojawiają się w pobliżu odczuwa Furię. Ma wyrzuty sumienia,że rodzice przez niego tyle cierpieli i musieli znosić wszystko. Rodzice przyjeżdżają do ośrodka na rodzinną terapię,która kończy się wybaczeniem obojga stron oraz potrzebą walki o wyjście z uzaleznienia.

Czy James wyjdzie z nałogu ? Czy utrzyma dobre stosunki z rodzicami ? Czy miłość jego i Lilly przetrwa ? Czy James pójdzie do więzienia ? Tego wszystkiego dowiecie się po przeczytaniu książki.

Opowieść wstrząsnęła mną okropnie. Każdy komu chodzi po głowie "tylko spróbowanie" narkotyków,"tylko dla zabawy" powinien przeczytać tę książkę. Od razu niektórym odechce się nawet myślenia o tym. Sceny które opisuje James są przerażające. Koszmary nocne,codzienne ranne wymioty i ciągłe mdłości to tylko z nielicznych okropieństw. Nie warto brać po to,żeby przez kilka godzin było nam super jesli konsekwencje tego są w późniejszym okresie nie do wytrzymania psychicznego oraz fizycznego.

" Kiedy Rebecca Strand miała pięć lat, oszczędzała pieniądze- drobne za wycieranie naczyń, banknot jednodolarowy za jedyny mleczny ząb, który zdążył już jej wypaść- żeby kupić siostrę."

Chory na raka ojciec Rebecci na łożu śmierci wyznaje,że gdy ta miała zaledwie 8 lat dopuścił się zdrady w wakacje z niejaką Pią Jayhawk. Owocem ich wakacyjnego romansu była dziewczyna, która w momencie akcji powieści ma 26 lat. Wkrótce ojciec umiera,zostawiając głównej bohaterce dokładnie 26 listów,które co roku- w dzień urodzin swojej nieślubnej córki pisał właśnie do niej. Rebecca po śmierci ojca postanawia odnaleźć swoją przyrodnią siostrę, wbrew woli swoje chłopaka Michaela. Zostawia jego i pracę i wyrusza na poszukiwania. Gdy trafia na miejsce siostra wcale nie cieszy się z jej wizyty i prosi ją,aby wróciła do Nowego Jorku.. Jednak Becs (jak nazywali Rebeccę znajomi i rodzina) nie poddaje się tak łatwo co przynosi pożądane dla niej skutki, Wyjeżdża na wycieczkę dla singli organizowaną przez jej siostrę Joy,na którą ona samą ją zaprosiła. I tak zaczyna się ich pełna zaskakujących sytuacji przygoda. Becs poznaje bardzo miłego,uroczego i przystojnego mężczyznę- Theo, który po pewnym czasie nie jest jej obojętny. Tutaj zaczyna się jej wewnętrzna rozterka. Musi wybrać między życiem w Nowym Jorku z Michaelem, mężczyzną z którym jest od dwóch lat a Theo- nowo poznanym mężczyzną, który wadaje się być ideałem i życiem blisko jedynej rodziny która jej pozostała po śmierci ojca i matki.

Co wybierze Rebecca ? Jak skończy się historia z jej siostrą ? Czy Joy otworzy serce dla Becs która tak nagle pojawiła się w jej życiu i wszystko zmieniła ? Jak rozwiążą się losy drugoplanowych bohaterów ? 

Kolejna książka w ciągu zaledwie 4 dni. Idę jak burza,ale to zasługa ciekawej fabuły. Tak samo jest i z tą książką. Urzekła mnie samym opisem na okładce. Wiedziałam,że muszę ją przeczytać i że to będzie coś co przeczytam z przyjemnością. Nie myliłam się. Fascynująca opowieść o skomplikowanym życiu, trudnych wyborach życiowych i do tego wątki miłosne. Wszystko to sprawia,że nie potrafimy oderwać się od książki. Chcemy ciągle więcej i więcej, pragniemy poznawać dalsze losy bohaterów.

Mówi się,że przeszłości nie da się wymazać a złe uczynki i tak wrócą do nas. A co z sumieniem ? To samo co z przeszłością...

"Posiadłość w Portovenere" jest to moja pierwsza książka tego autora. Dostałam ją w prezencie na urodziny, a szczęście do książek mam,dlatego nie zdziwiłam się, gdy od razu przypadła mi do gustu.

Od pierwszych stron wciąga nas fabuła. Za każdym razem możemy sobie zadać pytanie "i co dalej?, co jeszcze się wydarzy ?". Z każdym dodatkowym wątkiem czytanie staje się coraz przyjemniejsze. Każda część książki zachęca nas do dalszego czytania i odkrywania zagadki razem z główną bohaterką.

Lubię thrillery i wszystkie mroczne książki. Od wampirów po duchy z przeszłości, nawiedzone domy przeklęte klątwą rodziny itd. :) ta książka idealnie wpasowała się w moje upodobania.

Carla,główna bohaterka po śmierci swojej matki przyjeżdża to tytułowego Portovenere. Mieszka tu jej wuj,brat mamy- John Lorusso. Na początku John nie był zadowolony z przyjazdu swojej siostrzenicy. Nawet nie wiedział o jej istnieniu. Jednak po krótkim czasie przekonuje się do dziewczyny. Oboje zaczynają darzyć się ciepłymi uczuciami. Pewnego dnia zauważyła u wuja dziwne zachowania. Za każdym razem gdy przechodził koło płyt położonych blisko domu wykazywał oznaki obłąkania. Postanowiła mu pomóc i skontaktowała się z przyjacielem wuja,lekarzem. Po pewnym czasie sama jednak zaczyna mieć wizje,słyszy głosy. Powoduje to,że każdy kolejny dzień w posiadłości staje się dla niej przekleństwem. Uważa,że choruje na chorobę psychiczną i dlatego pragnie jak najszybciej uciec z miasteczka. Poza tym w pobliżu kręci się przystojny Pedro, który zaczyna podobać się Carli. Jednak wuj mu nie ufa z powodów przeszłości. O co w tym wszystkim chodzi ? Jakie zagadki skrywa dom, wujek, Pedro i przede wszystkim co czai się pod płytami ? Zapraszam do lektury ;))

         Autor : W. Bruce Cameron

                                                                     Tytuł : "Misja na czterech łapach"

                                                                     Wydawnictwo : Illuminatio

                                                                     Ilość stron : 304

                                                                     Okładka : miękka

"Pewnego dnia okazało się,że te ciepłe, piskliwe, śmierdzące i wiercące się dookoła mnie kłębuszki to moi bracia i siostry. Byłem bardzo zawiedziony."

Głównym bohaterem książki jest pies,którego poznajemy już w pierwszym zdaniu opowieści. Nazywa się Toby i żyje dziko wraz ze swoimi braćmi i siostrą. Po pewnym czasie zostaje zabrany do schroniska dla zwierząt,które zostaje zamknięte a zwierzęta zabrane. Toby umiera bardzo szybko. Odradza się znów jako szczeniak. Tym razem życie ma dla niego miłą niespodziankę. Poznaje chłopca imieniem Ethan z którym od razu się zaprzyjaźnia. Dostał imię Bailey. Przeżywają dużo wspólnych przygód, wyjeżdżają razem na wakacje. Tam chłopiec poznaje swoją pierwszą miłośc. Jednak po kilku latach dostaje ofertę pracy i opuszcza rodzinę oraz psa,którym opiekują się dziadkowie. Bailey wiernie,jak na psa przystało, czeka na swojego chłopca. Bailey w końcu umiera ze starości. Sądzi,że jego misją było chronienie młodzieńca przed złem. Jednak rodzi się ponownie w ciele szczeniaka. Tym razem jest suczką. Jego poprzednie życie wciąż ma w pamięci,tęskni za Ethanem. Znów ma innego właściciela. Odszukuje zaginionych ludzi ,pracuje w policji. Na starość trafia do miejscowości do której jeździł na wakacje wraz z chłopcem. Postanowił,że go odnajdzie. A zadanie to nie będzie należało do najłatwiejszych.

Gdy dostałam tą książkę i przeczytałam opis z tyłu okładki, pomyślałam : "o nie,to nie dla mnie. to nie przejdzie,nie przeczytam tego." Wydawało mi się,że książka pisana z perspektywy psa mnie nie zaciekawi. Po drugie- psia reinkarnacja ? Nie byłam przekonana co do tej książki i do podchodziłam do niej dosyć sceptycznie. Jednak już po pierwszym rozdziale wciągnęłam się w czytanie. W zaledwie 4 godziny przeczytałam ją całą. :)

Autor przenosi nas w zupełnie inny świat. W świat widziany oczami psa. Przekonamy się,że to co my postrzegamy za całkiem normalną rzecz,dla psa jest niepojęte i kompletnie niezrozumiałe. Dowiemy się jak psy postrzegają ludzi oraz jaka więź ich z nami łączy. Śmieszne momenty przeplatają się ze smutnymi wydarzeniami.

Polecam książkę wszystkim miłośnikom naszych czworonożnych przyjaciół,ale nie tylko. Jest to wspaniała opowieść o przyjaźni, wytrwałości w dążeniu do celu i o przywiązaniu.

Autor : Lauren Oliver
Tytuł : “Delirium”
Wydawnictwo : Otwarte
Ilość stron : 357
Oprawa : miękka



“ Mówili,że bez [miłości] będę szczęśliwa. Mówili,że będę
bezpieczna. I zawsze im wierzyłam. Do dziś. Teraz wszystko się zmieniło.
Teraz wolę zachorować i kochać choćby przez ułamek sekundy, niż żyć
setki lat w kłamstwie. ” – z okładki.



Czy gdyby miłość była chorobą, chciałabyś się wyleczyć ? Oczywiście w
naszym świecie wizja miłości jako choroby jest tylko czystą fantazją,
lecz w “Delirium” poznajemy świat w którym miłość jest ciężką i
niebezpieczną chorobą,która miesza ludziom w umysłach ,prowadzi do
cierpienia i jest głównym źródłem wszystkich problemów ludzkości. 
Naukowcom jednak udało się wynaleźć remedium,złoty lek na miłość.

Lenę- główną bohaterkę, poznajemy tuż przed jej 18-stymi urodzinami.
Należy tutaj wspomnieć o tym,że lek otrzymuje się po ukończeniu
osiemnastego roku życia. Lena żyje ze świadomością,że jej matka
popełniła samobójstwo z powodu miłości. Dlatego z niecierpliwością czeka
na swoją osiemnastkę i otrzymanie leku. W świeci w którym żyje Lena
wszystko jest idealne. Wypełniając formularz otrzymuje się odpowiedniego
kandydata na męża,z którym będzie mogła założyć rodzinę. Dla Leny to
ratunek od myśli o śmierci swojej mamy. W tym momencie pojawia się
Alex. Chłopak który zmienia wszystko w życiu Leny. Czy Lena sprzeciwi
się władzom i obowiązującym ścisłym zasadom w kraju na rzecz miłości ? A
może jednak zachowa trzeźwy umysł i podda się zabiegowi ?

Mnie książkę czytało się świetnie i w zadziwiająco szybkim tempie ją
skończyłam. Wciąga. Z każdym rozdziałem akcja nabiera tempa,robi się
coraz ciekawiej i ciągle jesteśmy spragnieni wiadomości “co dalej?”.
Uczucie które rodzi się między bohaterami ukazano w sposób delikatny.
Początkowo jesteśmy wprowadzani w życie Leny i w zasady obowiązujące w
społeczności. Mnie osobiście irytowało to jak władze manipulowały
ludźmi. Jednak główny wątek młodych,zdeterminowanych ludzi
sprzeciwiających się temu jest budujące i miło się czyta.


“ Dawniej wierzono,że [miłość] jest najważniejszą rzeczą pod
słońcem. W imię [miłości] ludzie byli w stanie zrobić wszystko,nawet
zabić. Potem wynaleziono lekarstwo na [miłość] … “

Motyw Prosty. Autor obrazów motywu: luoman . Obsługiwane przez usługę Blogger .

"Książki są jak towarzystwo ,które sobie człowiek dobiera"


WSZYSTKIE
PSY DOBRZE WIEDZĄ, ŻE ŻYCIE MA SENS TYLKO U BOKU UKOCHANEGO
CZŁOWIEKA.

Mała
Clarity June opuszcza ukochaną babcię oraz jej psa i wyjeżdża z
matką do wielkiego miasta. Psiak przeżył już wiele żyć i sporo
się o ludziach nauczył. Miał różne imiona: Bailey, Toby, Ellie,
Koleżka…

Kiedy
powraca w kolejnym wcieleniu na czterech łapach, spotyka dorastającą
Clarity. Wie, że jego misja jeszcze nie została wypełniona – ma
pilnować i strzec dziewczynki, Musi być dzielnym psem!

Tym
razem zrobi wszystko, aby pomóc ukochanej pani odnaleźć prawdziwą
miłość i zrealizować jej marzenia. Czasami będzie musiał
odejść, by zaraz znów powrócić jako inny psi przyjaciel. Jedno
wie na pewno: życie jest na tyle pomerdane, że zawsze warto trzymać
się razem.

Często zdarza nam się myśleć, że po
wypełnieniu danego celu, w który włożyliśmy ogrom wysiłku i
pracy, wreszcie możemy odetchnąć. Wziąć głęboki wdech i
wykrzyczeć magiczne: „Nareszcie święty spokój!”. Zapominamy
jednak, iż niestety tak się nie da. Choć jedno zadanie zostało
ukończone, gdzieś tuż za rogiem, w kolejce, mogą ustawiać się
kolejne. I to właśnie one zadecydują przy wyborze kolejnej
życiowej ścieżki.

Bycie Koleżką miało być jego ostatnim
wcieleniem. Należycie wypełnił swoją rolę, dlatego kiedy
nadszedł ten nieunikniony moment, liczył się z tym, że zaśnie i
nigdy więcej się nie obudzi. Niedoczekanie! Nasz czworonożny
bohater jeszcze nie wiedział, że pojawienie się w jego życiu
Clarity spowodowało, iż przyjdzie mu powrócić z kolejnym ważnym
celem. Miał zadbać o nią, tak jak kiedyś opiekował się Ethanem.
Czy to mu przeszkadzało? Mowy nie ma. Psiak był gotowy zrobić
dosłownie wszystko, aby jego dziewczynce ani jeden włos nie spadł
z głowy!

JA NIE PŁACZĘ, JA PO PROSTU UTOŻSAMIAM
SIĘ Z JESIENNĄ PLUCHĄ. TAK… ZNOWU TO SOBIE ZROBIŁAM...

W poprzedniej części zdarzało się, że
Bailey mijał się ze swoim chłopcem. Odradzał się z dala od
niego, przez co ich ścieżki życiowe nie zdołały raz jeszcze się
przeciąć. Tym razem autor postawił na przywiązanie, gdyż
czworonożny bohater, pewnym zrządzeniem losu, raz za razem lądował
w ramionach ubóstwiającej go Clarity. I jeśli ktoś myśli, iż to
spowodowało, że w książce zapanowała monotonność oraz nuda –
jest w ogromnym błędzie. Sama na początku nie przypuszczałam, że
takie rozwiązanie okaże się dobre. Wydawało mi się to wręcz
nierealne (jakby sam element odradzania się takowy był, ale lepiej
to przemilczmy), bo jak można poprowadzić fabułę bez słynnych
przerywników? Nawet w głowie narodziła mi się myśl, jakoby autor
sam wymierzył sobie strzał w kolano. Tyle że to z czasem zaczynało
oddziaływać. Przewrotna akcja, gdzie „dziewczynkę” nie omijały
problemy codzienności oraz nadprogramowe kłopoty, doprowadziła do
swego rodzaju przywiązania. Zżyłam się z tą dwójką, dlatego
też łzy stawały mi w oczach, kiedy psiak musiał raz jeszcze się
z nią pożegnać. Ba, nawet słyszałam, jak pękały szwy ledwo co
zszytego serca, przez co na nowo ulegało deformacji. Każdy nawet
najdrobniejszy element, choć wydawałby się wyrwany z kontekstu,
prędzej czy później wskakiwał na właściwe miejsce,
doprowadzając do wrzenia rozszalałych emocji. Samo zakończenie
rozłożyło mnie totalnie. Wpatrywałam się w ostatnią stronę,
nie wiedząc, kim jestem i co tak właściwie się wydarzyło. Nie
chciałam tego, a zarazem chciałam. Miałam setki, jak nie tysiące
myśli w głowie, przez co uporządkowanie ich przypominało walkę z
wiatrakami. Wdech… wydech…


„ Był sobie pies 2” przeżywałam
znacznie bardziej, niż poprzednią część, choć nie da się nie
zauważyć, iż czegoś brakowało. Dramatyzm historii Clarity
przysłaniał jaśniejsze barwy życia. Owszem, zdarzały się
szczęśliwe momenty (same ponowne spotkania tej dwójki aż kipiały
radością), przy których uśmiech nie schodził z twarzy, ale nie
da się ukryć, że wraz z postawieniem na przywiązanie do jednej
osoby, pan Cameron znacznie poważniej podszedł do tego tematu, nad
czym odrobinę ubolewam. Rozumiem jednak, iż było to konieczne. Tym
oto sposobem ta książka stała się dojrzalsza. Bogatsza w
prawdziwe trudy dorosłości, które nie zawsze da się przeskoczyć
rozczulającym zdarzeniem. Dająca jeszcze większego kopa do walki o
lepsze jutro.


Z TOBĄ MOGŁABYM NAWET KOPAĆ DZIURY W
OGRÓDKU, GRYŹĆ ŚMIERDZĄCĄ KOŚĆ I OBSZCZEKAĆ IRYTUJĄCEGO
SĄSIADA. KOLEJNOŚĆ NIE ZOBOWIĄZUJE.

Jeżeli jeszcze jest ktoś, kto nie
pokochał czworonożnego bohatera tej książki, to przy tej części
na pewno to się zmieni. Ja już zdążyłam obdarzyć go uczuciem,
które nadal tli się we mnie i nie pozwala na to, by powiedzieć o
nim choć jedno złe słowo. Może Bailey (pod różnymi postaciami)
miewał wzloty i upadki, ukazując swoje umiejętności lub czekając
na odpowiedni moment, aby je ujawnić, rozczulał i nie pozwalał na
to, by być obojętnym na jego obecność. Stał się najlepszym
kompanem zadziornej, pragnącej wyrwać się spod opieki zapatrzonej
w siebie matki Clarity. To właśnie on powodował szczery uśmiech
na jej twarzy nawet wtedy, gdy wpadała w tarapaty lub ukazywała
swoje największe słabości. Stanowili, niczym swego czasu z
Ethanem, doskonale dobrany duet, gdzie nie wyobrażałam sobie, by
którekolwiek z nich przebywało z dala od tego drugiego. Clarity
June, a raczej CJ, popełniała w życiu wiele błędów, przez które
prędzej czy później musiała odpokutowywać, jednak zdobyła moją
sympatię determinacją oraz wyraźnym sprzeciwianiem się
rodzicielce. Brzmi to dość drastycznie, lecz przyrzekam, że nikt
nie chciałby mieć do czynienia z Glorią, jej matką. Kobieta
niejednokrotnie doprowadzała mnie do szału swoim zadzieraniem nosa.
Zachowywała się jak rozkapryszona diva, której w niesmak było
macierzyństwo, jednak największym potworem okazywała się w
chwilach, gdy tuż obok niej pojawiał się nasz czworonóg.
Uwierzcie mi, nieraz chciałam potraktować ją tak samo, jak ona
jego. Ba, nawet gorzej (żadna nowość, prawda?)! Można nie
przepadać za zwierzętami, ale czy nie lepiej je jawnie ignorować,
niżeli wymyślać tak drastyczne rozwiązania pozbycia się ich z
domu? No i samo to, w jaki sposób się prowadzała… Nie była
doskonałym wzorem do naśladowania, choć ona miała odmienne
zdanie. Nawet teraz krew mnie zalewa, gdy o niej myślę!

Podsumowując. „Był sobie pies 2” to
jedna z tych książek, gdzie wiesz, co prędzej czy później czeka
bohatera, jednak kolejne rozstania stają się boleśniejsze. Również
nie zaleca się, po zakończeniu, czytania wyrywkowych fragmentów
czy powracania do zakończenia, bo rozpacz tylko czeka, by znowu
opanować ciało.

Emocjonująca, ukazująca piękno
prawdziwej, bezwarunkowej przyjaźni oraz miłości historia, która
uczy, że nie można podejmować się samodzielnej walki z potworami
codzienności. W tej rywalizacji warto mieć przy sobie kogoś, kto
wesprze dobrym słowem, a nawet donośnym szczeknięciem.
Wzruszająca, pozbawiająca tchu na znacznie dłużej, niż to
zalecane. Po lekturze odbądź rozmowę ze swoim czworonożnym
towarzyszem. Przytul go i podziękuj za to, że jest przy tobie i
pomaga przetrwać nawet najgorszy dzień!

Widziałem koty na dworze, ale nigdy nie
spacerowały z ludźmi, tylko samotnie. A pieski prawie zawsze chodzą
na spacery w towarzystwie ludzi. To tylko jeden z wielu powodów, dla
których psy są lepszymi zwierzakami niż koty.

Sensem życia pieska z pewnością nie
jest zrozumienie ludzi, bo to po prostu niemożliwe.

Za każdym razem, gdy się odradzałem,
to była dla mnie niespodzianka.
Najpierw chcę przeczytać pierwszą część, o czym już pisałam przy okazji recenzji wcześniejszego tomu na tym blogu. Książki jak narkotyk
Tak, tego typu książki mnie poruszają i wzruszają do łez, chociaż ja ogółem wredna franca jestem, ale mimo wszystko wolę kocie klimaty!
Nie jestem osobą, która lubi czytać książki z perspektywy zwierzęcia. Ale film na pewno obejrzę ;)
obejrzałam filmy i były świetne ! ;) może jednak przekonam się do książki ? ;)
Nie czytałam pierwszej części i nie przeczytam drugiej. Uwielbiam zwierzęta a gdy cierpią to ja bardzo to odczuwam :(
Mam książki Camerona od dawna na swojej czytelniczej liście ale jeszcze nie było okazji przeczytać. Mlodsza córka byla na filmie Był sobie pies 2 i bardzo się jej podobał
Nie czytałam p
Wendy kocha DP
Zbliżenie na Azjatkę masturbującą się zabawkami
Rżnąc niewinną dziewczynę

Report Page