Marzenia zostają spełnione

Marzenia zostają spełnione




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Marzenia zostają spełnione


Dolnośląskie
Kujawsko-pomorskie
Lubelskie
Lubuskie
Łódzkie
Małopolskie
Mazowieckie
Opolskie
Podkarpackie
Podlaskie
Pomorskie
Śląskie
Świętokrzyskie
Warmińsko-mazurskie
Wielkopolskie
Zachodniopomorskie

Loading ...

Fundacja Mam Marzenie
ul. Św. Krzyża 7, 31-028 Kraków
Tel/Fax: 12 426 31 11


Numer konta:
26 1050 1445 1000 0022 7647 0461


Bezpłatne utrzymanie serwisu zapewnia Telsako

Ważne: nasza strona wykorzystuje pliki cookies.
Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Pliki cookies stosujemy w celu świadczenia usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Prywatności Akceptuję
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the ...

Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.

Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
Darowizna na rzecz Fundacji Mam Marzenie

Szanujemy Twoją prywatność My i nasi partnerzy wykorzystujemy niewrażliwe informacje, jak np. pliki cookie lub identyfikatory urządzeń oraz przetwarzamy dane osobowe takie jak adres IP lub identyfikatory plików cookie w celu wyświetlania spersonalizowanych reklam czy pomiaru preferencji odwiedzających naszą stronę. Możesz zmienić swoje preferencje w każdej chwili w Polityce Prywatności na naszej stronie. Niektórzy z naszych partnerów nie pytają się o zgodę na przetwarzanie twoich danych osobowych w celach biznesowych. Możesz się nie zgodzić na takie działania klikając w "Dowiedz się więcej".
Wraz z naszymi partnerami przetwarzamy Twoje następujące dane:
Dokładne dane geolokalizacyjne i identyfikacja poprzez skanowanie urządzeń , Przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich , Spersonalizowane reklamy i treści, pomiar reklam i treści, opinie odbiorców, rozwój produktu
Dowiedz się więcej → Zaakceptuj i zamknij
Richard Linklater: Dream Is Destiny
{"id":"765545","linkUrl":"/film/Richard+Linklater%2C+spe%C5%82nione+marzenia-2016-765545","alt":"Richard Linklater, spełnione marzenia","imgUrl":"https://fwcdn.pl/fpo/55/45/765545/7811478.2.jpg"}
Ten film nie ma jeszcze zarysu fabuły. dodaj fabułę
Richard Linklater, spełnione marzenia zobacz gdzie obejrzeć online
{"tv":"/film/Richard+Linklater%2C+spe%C5%82nione+marzenia-2016-765545/tv","cinema":"/film/Richard+Linklater%2C+spe%C5%82nione+marzenia-2016-765545/showtimes/_cityName_"}
{"linkA":"#unkown-link--stayAtHomePage--?ref=promo_stayAtHomeA","linkB":"#unkown-link--stayAtHomePage--?ref=promo_stayAtHomeB"}
forum filmu Richard Linklater, spełnione marzenia
Na razie nikt nie dodał wątku na forum tego filmu. Spróbuj swoich sił i podziel się opinią. Możesz być pierwszy!
Richard Linklater jest rzadkim przykładem artysty, w przypadku którego chęć eksperymentowania idzie w parze z bezpretensjonalnością. To również wielki piewca codzienności, powoli mijających chwil, pośród których czasem migocze prawdziwa magia. Poświęcony mu film dokumentalny jest w pełni zasłużoną laurką. Z wyraźnym podziwem i lekkim Richard Linklater jest rzadkim przykładem artysty, w przypadku którego chęć eksperymentowania idzie w parze z bezpretensjonalnością. To również wielki piewca codzienności, powoli mijających chwil, pośród których czasem migocze prawdziwa magia. Poświęcony mu film dokumentalny jest w pełni zasłużoną laurką. Z wyraźnym podziwem i lekkim liryzmem zostają w nim opowiedziane kolejne etapy życia reżysera. Jego młodość, kiedy to planował zostać pisarzem. Realizacja debiutu, Slackera, który stał się ważnym punktem odniesienia dla niezależnych twórców. Późniejsze wzloty i upadki. Ostrożny flirt z mainstreamem. A także trwająca ponad dekadę praca nad swoim opus magnum – obsypanym nagrodami Boyhood. Linklater prezentuje się tutaj jako człowiek wyluzowany i skupiony na pracy: wieczny chłopiec marzący głównie o tym, aby móc dalej opowiadać swoje zwykłe-niezwykłe historie. Więcej...

Archiwa Wybierz miesiąc sierpień 2022 lipiec 2022 czerwiec 2022 maj 2022 kwiecień 2022 marzec 2022 luty 2022 styczeń 2022 grudzień 2021 listopad 2021 październik 2021 wrzesień 2021 sierpień 2021 lipiec 2021 czerwiec 2021 maj 2021 kwiecień 2021 marzec 2021 luty 2021 styczeń 2021 grudzień 2020 listopad 2020 październik 2020 wrzesień 2020 sierpień 2020 lipiec 2020 czerwiec 2020 maj 2020 kwiecień 2020 marzec 2020 luty 2020 styczeń 2020 grudzień 2019 listopad 2019 październik 2019 wrzesień 2019 sierpień 2019 lipiec 2019 czerwiec 2019 maj 2019 kwiecień 2019 marzec 2019 luty 2019 styczeń 2019 grudzień 2018 listopad 2018 październik 2018 wrzesień 2018 sierpień 2018 lipiec 2018 czerwiec 2018 maj 2018 kwiecień 2018 marzec 2018 luty 2018 styczeń 2018 grudzień 2017 listopad 2017 październik 2017 wrzesień 2017 sierpień 2017 lipiec 2017 czerwiec 2017 maj 2017 kwiecień 2017 marzec 2017 luty 2017 styczeń 2017 listopad 2016 październik 2016 sierpień 2016 czerwiec 2016 kwiecień 2016 marzec 2016 luty 2016 styczeń 2016 grudzień 2015 listopad 2015 październik 2015 wrzesień 2015 sierpień 2015 lipiec 2015 czerwiec 2015 maj 2015 kwiecień 2015 marzec 2015 luty 2015 styczeń 2015 grudzień 2014 listopad 2014
Wszelkie prawa zastrzeżone ©2022 Blond Pani Domu Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości bez zgody wydawcy zabronione.
Minął już prawie miesiąc z życia Oliwki, 1/12 urlopu macierzyńskiego odeszła w zapomnienie, a na blogu zaczęła zadomawiać się pustka. Nic jednak nie dzieje się bez przyczyny. Jeśli obserwujesz mój profil na Facebooku lub Instagramie to pewnie wiesz o zawirowaniach, które wkradły się w nasze życie w ostatnim czasie. W tym wszystkim jednak ani na chwilę nie zapomniałam o najważniejszym. O tym, że właśnie spełniły się moje marzenia.
Nie będę Ci się specjalnie rozwijać o tym, jak trudne chwile przeżyłam. Jak bardzo nie mogłam pogodzić się z tym, że dni, które wreszcie miały być dla mnie definitywnym końcem stresów, wcale takie nie były. Ile litrów łez wylałam, jak słaniałam się na nogach z wycieńczenia i jak trzęsło mnie na samą myśl o tym, że mogłabym stracić moją tęczową dziewczynkę. Nie, dziś nie o tym.
Dziś chciałabym odpowiedzieć na pytanie, które tak często przewija się we wiadomościach prywatnych: „Czy jesteś w końcu szczęśliwa?”. Odpowiedź brzmi: tak, w końcu!!!!! Choć to nie tak, że wcześniej nie byłam szczęśliwa… Byłam, i to bardzo. Ale miniony rok tak mocno nasz doświadczył, że straciłam wiarę w to, że kiedyś jeszcze będę się tak w pełni i od serca uśmiechać. Uśmiech był i to całkowicie szczery, ale jakiś taki… niepełny.
Całą czwartą ciążę przeżyłam w ustawicznym stresie, wiesz o tym. Mniejszy lub większy, ale towarzyszył mi w każdej chwili. I kiedy w końcu Oliwka przyszła na świat , a ja odważyłam się pomyśleć „ufff, skończyło się!”, to bach – tak szybko, jak w to uwierzyłam – zostałam sprowadzona na ziemię. Znów sobie uświadomiłam, że nic nie jest nam dane na zawsze.
Jaka jest? Całkowicie zwyczajna, ale jednocześnie… totalnie niesamowita Wszystko się zmieniło, ja się zmieniłam. Nie wiedziałam, że potrafię aż tak bardzo. Więcej we mnie spokoju, luzu i nie przejmowania się pierdołami. Tylko ja jedna wiem, jak wiele kosztowało mnie przetrwanie zarówno wszystkich miesięcy ciąży, jak i pierwszych tygodni po porodzie. Wiem też, co to znaczy czuć się oszukanym, kiedy nasze oczekiwania nie zostają spełnione. Lecz czasem przychodzi ten jeden moment, kiedy te oczekiwania bledną w obliczu rzeczywistości…
A rzeczywistość, która nadeszła jest absolutnie cudowna. Jest jedynym, co chcemy mieć i chłonąć. Po raz kolejny zaczynamy rozumieć, co w życiu liczy się tak naprawdę.
Już nie muszę się zastanawiać, czy mój uśmiech jest prawdziwy. Nie muszę o nim myśleć i pamiętać. Nagle zadziało się coś niesamowitego i zrealizował się mój wymarzony scenariusz. Jest on i są oni. Mam ich wszystkich przy sobie. Dziś już nie odważyłabym się pragnąć niczego więcej.
I nic mnie tak nie leczy jak to, I nic mnie tak nie leczy jak Ty.
Autorem zdjęcia jest Łukasz Roszyk Photography . Gorąco zapraszam Cię na jego profile na Facebooku oraz Instagramie .
Nazywam się Mirosława Trenerowska . Mam 32 lata, dwoje dzieci i mieszkam w Poznaniu. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej na mój temat, kliknij tutaj .


Szukając słońca
w górach i na zadupiach

przed atakiem szczytowym na Kozi Wierch
spotkanie na szczycie, tfu! przełęczy foto. Fotomiejsca.net- Z głową w górach
widok w kierunku Chleba i Wielkiego Krywania
nie wierzę, że mi się nie chciało :-D

Already have a WordPress.com account? Log in now.




Szukając słońca



Dostosuj




Obserwuj


Obserwujesz


Zarejestruj się
Zaloguj się
Kopiuj skrócony odnośnik
Zgłoś nieodpowiednią treść


Zobacz wpis w Czytniku


Zarządzaj subskrypcjami

Zwiń ten panel




E-mail (Wymagane)



Nazwa (Wymagane)



Witryna internetowa







Prywatność i pliki cookies: Ta witryna wykorzystuje pliki cookies. Kontynuując przeglądanie tej witryny, zgadzasz się na ich użycie. Aby dowiedzieć się więcej, a także jak kontrolować pliki cookies, przejdź na tą stronę:

Our Cookie Policy


Tatry, Kaukaz,Mała Fatra, burze, niezdobyte szczyty, oswajanie zimy, spełnione marzenia i nowe górskie znajomości. Tak zapamiętam ten rok. Ostatnie dwanaście miesięcy było bardzo słabe, jeśli chodzi o wypady na Południe w poszukiwaniu słońca; za to, a może właśnie dlatego – rekordowe pod względem kilometrów zrobionych na szlaku. Powód? Zdecydowałam się po 8 latach zwolnić się z pracy, która strasznie mnie stresowała, więc do końca lipca wykorzystałam tyle dni urlopu, ile mi się należało ( Majorka, Gruzja i ŚDM Ewakuacja). Za to później, w nowej pracy, wiadomo było, że nikt mi nie da od razu wolnego. Zamiast, jak co roku we wrześniu, smażyć się na greckim albo kanaryjskim słońcu, siedziałam w szklanym klimatyzowanym biurowcu tęsknie spoglądając za okno.
I pierwszy raz od lat miałam wszystkie jesienne weekendy wolne, żeby jeździć w Tatry! Nic nie mogło mi stanąć na przeszkodzie ( oprócz zdrowia, ale to odpukać dopisywało – nigdy nie miałam takiej dobrej kondycji, jak jesienią tego roku). Dlatego, mimo skromnej listy odwiedzonych miejsc, wiem, że nie zmarnowałam tych dwunastu miesięcy. To był bardzo dobry rok i inny niż zwykle. Podsumowanie też będzie zupełnie inne niż w zeszłym roku .
Rok temu jakaś dziewczyna wkleiła na jedną z fejsbukowych grup kolaż zdjęć z każdego miesiąca w Tatrach. Pomyślałam, że to musiało być bardzo trudne. Mimo to postanowiłam spróbować. Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Nie wyobrażacie sobie, jaka to była presja, zwłaszcza pod koniec ;-) Udało mi się!
Byłam w Tatrach w każdym miesiącu kalendarzowym co najmniej raz, doszło do tego, że na dworcu w Zakopanem bywałam częściej niż na krakowskim Rynku. Fajnie było patrzeć, jak w ciągu roku zmieniają się moje góry. Niby nic, a wielka satysfakcja. Być może w 2017 to powtórzę, ale już bez ciśnienia. W sumie – 19 wyjazdów i 26 dni na tatrzańskich szlakach. Satysfakcja, że wreszcie coś udało mi się doprowadzić do końca – bezcenna.
Zaczęło się niewinnie – zjechałam z Kasprowego , w pewnien marcowy, strasznie zimny dzień. Potem poszło już z górki. Do niedawna z politowaniem, żeby nie powiedzieć z pogardą patrzyłam na ludzi, którzy zamiast dreptać pod góry, wjeżdżają tam w 10 minut. W tym roku wjeżdżałam na Chopok, Chleb , Kasprowy, a nawet na Hrebienok. Chyba w myśl zasady, że czasem lepiej wydać trochę kasy, za to zaoszczędzić dużo czasu i sił.
Jestem alienem, odludkiem i nade wszystko kocham samotne wędrówki. W tym roku jednak pobiłam swój prywatny rekord w ilości wycieczek, na które wybrałam się w towarzystwie innych ludzi. Było to dla mnie tak duże wyzwanie, jak dla niektórych samotna podróż albo wyjście na szlak. Stwierdzam, że czasem warto się posocjalizować, jest weselej, bezpieczniej, wygodniej i co ważne – wreszcie jestem na jakichś zdjęciach ;-). Mimo to, najbardziej przeżywam góry, kiedy jestem sama. Być może dlatego, że kiedy idę ze znajomymi buzia mi się nie zamyka ;-). Dzięki, że byliście ze mną ( i mam nadzieję, że nie będziecie kazali usunąć tych zdjęć,hehe)!
W lipcu miałam okazję poznać innych górsko zwariowanych ludzi na pierwszym zlocie blogerów górskich w Radomiu, później nie raz zdarzało nam się mijać na szlakach.
Zaglądam reguralnie na wiele blogów, ale nie ulega wątpliwości, że mam dwa ulubione; a dziewczyny ( Wieczna Tułaczka i Ruda z wyboru ) są dla mnie guru, jeśli chodzi o pisanie i górskie wyrypy. Poznać swoich górsko-blogowych guru, wypić z nimi browara, a nawet iść w góry ? Tego się nie spodziewałam po 2016 roku, a jednak zdarzyło się! Dziewczyny, nie śmiejcie się, jeśli to czytacie :-)
Mogło być jeszcze lepiej, ale niestety – nasze plany wrześniowego spotkania gdzieś między Piątką a Murowańcem pokrzyżowała fatalna pogoda. Może jeszcze kiedyś się uda.
Kiedyś pisałam o tym, jak się spełnia marzenia , że wbrew pozorom wcale nie jest to takie trudne. W tym roku kilka udało mi się urzeczywistnić. Rozświetlony porannym słońcem Kazbek i groźna Uszba – po tym jak zobaczyłam pięciotysięczniki Kaukazu nic już nie będzie takie samo.( Mam obawy, że tylko Ama Dablam może przebić to, co zobaczyłam w Gruzji )
Zielone, sielankowe wzgórza Małej Fatry , wschód słońca nad Morskim Okiem, kilka miejsc w Tatrach, gdzie przez lata nie mogłam dotrzeć, a w tym roku się udało.
Żeby nie było tak różowo – w tym roku przeszłam samą siebie w ilości szczytów, na które nie weszłam, bo mi się nie chciało, niedokończonych szlaków, pogrzebanych przez pogodę planów. W Gruzji przez upał i burze, nie skończyłam żadnego szlaku, tak jak planowałam, podobnie było podczas lipcowego wyjazdu w Tatry Słowackie – nie padł żaden szczyt, bo codziennie około południa była burza .
Nie ma co jednak zwalać wszystkiego na zjawiska atmosferyczne, trzeba popatrzeć prawdzie w oczy – jestem leniem i nie mam ciśnienia na wyniki. Nie weszłam na Szpiglasowy Wierch, bo byłam niewyspana po nocce na glebie w Moku i po prostu mi się nie chciało; podobnie było z Wołowcem – po co miałam tam iść, skoro schował się w chmurze? I tak nic nie byłoby widać. Ile razy w tym roku z tego samego powodu olałam Kopę Kondtracką – nie liczę.
Higlightem wyjazdu na Majorkę miał być Puig de Masanella, trąbiłam o tym na fejsie przez kilka dni. Tymczasem – autobus był full i mnie nie zabrał ( jest chyba 1% prawdopodobieństwa, żeby się to zdarzyło, a jednak…), łapanie stopa opóźniło wyjście na szlak o 1,5 h i po prostu brakło czasu. Czy się wkurzyłam? Odrobinę, ale błyskawicznie zdecydowałam się na inny cel – Puig d’Galileu, którego ostatecznie też nie zdobyłam. Zamiast tego wdrapałam się na inną, bezimienną górkę poza szlakiem. Czasem sobie myślę, że lubię takie sytuacje – jest dodatkowa motywacja, żeby gdzieś wrócić.
Niezdobyte tatrzańskie szczyty miały paść w październiku, bo przybywała koleżanka ze Szkocji, a ja bardzo sobie wzięłam do serca rolę przewodnika. Nocleg na Słowacji był już zabukowany, a plan ustalony co do dnia. Tymczasem, w ciągu tygodnia warunki z letnich zmieniły się na zimowe.
Zamiast Rysów i Małej Wysokiej, zdobyłyśmy Kasprowy i Nosal, a warunki były jak widać na załączonym obrazku. Wnioski nasuwają się same – planowanie w górach nie do końca ma sens ;-)
Wszędzie trąbią, że trzeba wychodzić ze strefy komfortu. Więc spakowałam plecak i wyszłam. Dla mnie opuszczenie tej strefy to po prostu wyjście z domu kiedy temperatura spada poniżej zera, a na szlakach zalega śnieg. Jak ja się panicznie bałam tego śniegu i zimna! Okazało się, że zima nie jest taka straszna, kiedy świeci słońce potrafi być przepiękna, na szlakach jest pusto i spokojnie. Cisza zupełnie inna niż latem.
A jednocześnie – zimą męczę się dwa razy bardziej, a stopy odmarzają mi już w Szwagropolu. Zaliczyłam większość tatrzańskich pagórów i teraz mam problem, bo już za bardzo nie mam gdzie iść – skończyły mi się łatwe szlaki dla zimowych laików. Chyba zostają Beskidy…. Bardzo się cieszę, że się zmusiłam i spróbowałam, bo w tym roku pierwszy raz nie patrzę z obrzydzeniem na śnieg, a zima nie nastraja mnie depresyjnie.
W mijającym roku zrobiłam w górach 580 km i spędziłam na szlaku w sumie 39 dni. Gdyby nie ścigające mnie burze i lenistwo, mogłoby być dużo lepiej. Ale przecież po górach nie chodzi się na akord – to ma być przyjemność. Nie chce mi się, to nie idę dalej; nie mam siły wstać przed świtem, to nie jadę w góry, tylko śpię do oporu. Nic na siłę. Kiedy piszę te słowa, w ostatni dzień roku, w Tatrach jest pogoda żyleta, a ja miałam tam być, na jakimś lajtowym spacerku. Zostałam w domu, przeraziła mnie perspektywa sylwestrowych korków na Zakopiance. Góry nie uciekną i mam nadzieję, że w nadchodzącym roku będą dla mnie równie łaskawe, jak dotychczas. Samej sobie życzę przede wszystkim zdrowia, siły i odwagi do spełniania górskich marzeń. Wam – tego samego i jeszcze :
PS. Podczas pisania tego posta zrobiło mi się strasznie szkoda, że nie witam Nowego Roku w Tatrach. Może za rok!
Rok 2017 przeszedł do historii, zatem czas na podsumowanie. Mimo przeciwności losu i kontuzji spędziłam w górach 37 dni i przeszłam 526 km. Pierwszy raz odwiedziłam Pireneje, weszłam na Teide, obraziłam się na Tatry....
Nie ma się co dłużej okłamywać - jedyne czym się teraz jaram to góry... 340 km na szlaku w 2015. Siedem razy w Tatrach i wiele ciekawych wypadów w góry południowej Europy. Mój życiowy rekord wysokości nad poziomem morza i pierwsze nieśmiałe próby chodzenia po śniegu. Walka z lękiem wysokości…
Lato to najgorszy możliwy czas na zaplanowanie urlopu w górach. Tłumy, drożyzna, zła pogoda. Nigdy nie planuję wakacji latem, jeżdżę na jedniodniówki, ale tym razem musiałam się ewakuować z Krakowa w czasie Światowych Dni Młodzieży. Co z tego wynikło? Poczytajcie w artykule.
Zdecydowanie powinnaś
Imponująca jazda przed kamerą
Seks w parku bez zdejmowania kurtek
Słodka nastolatka kocha obciga kutasy

Report Page