Mariana uwodzi kolegę

Mariana uwodzi kolegę




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Mariana uwodzi kolegę



Discover

On Today
Awards
Companies
Lists
People
Tagging & Taxonomy


Earn Points
Support



Add A Record


Add Series
Add Movie
Add Person




Account


Dashboard
Notifications
Subscribe
Favorite Series
Favorite Movies
Logout



Login










Add Series
Add Movie
Add Person










Dashboard
Notifications
Subscribe
Favorite Series
Favorite Movies
Logout




Login








Home /
Series /

Ludzie Chudego
/
Aired Order /


About

About TheTVDB
Earn Points
Subscribe
API
Feature Suggestions
Knowledgebase
Support



Discover

On Today
Awards
Companies
Lists
People
Taxonomy



Legal

Terms of Service
Privacy Policy
DMCA




© 2022 TheTVDB.com, A Whip Media Company. ALL RIGHTS RESERVED.


We're continuously trying to improve TheTVDB, and the best way we can do that is to get feedback from you. Please consider taking this quick survey to let us know how we're doing and what we can do better.

Komisarz Chudziszewski idzie do jednego z warszawskich banków, by podjąć gotówkę. Towarzyszą mu jego dwaj podwładni, Łukaszewicz i Kociński. Zajęci rozmową funkcjonariusze nie zauważają, że placówka została napadnięta przez grupę uzbrojonych bandytów, a pieniądze dla niepoznaki wypłaca w okienku jeden z napastników. Dopiero po wyjściu z banku, nieudolni policjanci z radia dowiadują się, co się stało. Po spektakularnej wpadce Chudy i jego ludzie zostają karnie przeniesieni do komisariatu na Pragę, gdzie szefem jest jego teść, Lucjan. Wraz z miejscem pracy komisarz zmienia też miejsce zamieszkania. Z żoną Lolą, 16-letnią córką Kasią i swoją matką, Teresą, przeprowadza się do zaniedbanej kamienicy na Pradze.
Ciąg dalszy poprzedniego odcinka. Chudy i Marian starają się zapobiec trafieniu Łukasza do więzienia. Postanawiają niepostrzeżenie wynieść zwłoki Szmai z komisariatu i ukryć nad Wisłą, a Lucjanowi wmówić, że bandyta sam opuścił posterunek. Nie jest to jednak tak proste, jak się im wydaje. W tym czasie sprawca zamieszania, Łukasz, jedzie do domu Chudego, by pomóc jego córce Kasi. Przerażona dziewczyna wezwała posiłki po gwałtownej sprzeczce z jednym z lokatorów kamienicy, Rafałem, synem Basi. Tymczasem Lola, która po degradacji męża, musi szukać pracy, postanawia zostać kobietą do towarzystwa, by jak w opowieści Łukasza zarabiać dużo pieniędzy bez wychodzenia z domu. Przełożeni oddelegowują do grupy Chudego kolejnych policjantów: Krzywego, Kaczora, Michę i Ritę.
Sekcja Chudego dostaje zadanie ochrony Zaręby, świadka koronnego w procesie gangu Kilofa. W komisariacie zjawia się była żona Mariana, Inka. Kobieta otrzymuje anonimy i kwiaty od tajemniczego wielbiciela i podejrzewa, że jest nim jej były mąż. Domaga się, żeby Chudy i Łukasz powstrzymali Mariana przed nękaniem jej, w przeciwnym wypadku osobiście złoży oficjalną skargę.
Ciąg dalszy poprzedniego odcinka. Lola wyznaje Kasi, że z powodu zdrady Tadeusza, chce się z nim rozwieść. Dziewczyna nie wierzy w winę ojca i postanawia z nim porozmawiać. Marian obserwuje mieszkanie Inki przez lunetę. Przez przypadek zauważa w innym mieszkaniu podejrzanego mężczyznę. Dochodzi do wniosku, że osobnik czyha na życie Inki i postanawia ruszyć jej na ratunek.
Na Pradze zostało zarekwirowanych kilkadziesiąt kilogramów kokainy. Chudy, Marian i Łukasz dostają zadanie przewiezienia narkotyków do policyjnego depozytu. Sylwia, młodsza córka Lucjana, obejmuje prowadzenie policyjnego laboratorium. Tymczasem w kamienicy Chudego umiera starszy mężczyzna, który prowadził kiosk. Barbara wyjawia Loli, że to ona była przyczyną jego zgonu. Ta postanawia interweniować u swego ojca.
Chudy, Marian i Łukasz skierowani zostają na badania moczu i wykrywaczem kłamstw. Badając wariografem Łukasza, Sylwia zadaje pytanie o zdradę. Odkrywa, kim jest kobieta, z którą, jak sądzi, zdradził ją były mąż. Tymczasem Barbara uświadamia sobie, że zostawiła w mieszkaniu zmarłego kioskarza przedmiot, który może jej zaszkodzić. Postanawia włamać się do środka. Wyniki badań moczu wskazują, że Łukasz zażywał kokainę. Policjant zostaje aresztowany. Chudy i Marian, chcąc ratować kolegę, próbują odzyskać brakującą ilość narkotyków i je zwrócić.
Chudy i jego ludzie zostają odesłani do tropienia graficiarzy, zrywania ogłoszeń z przystanków i wypisywania mandatów za nieprawidłowe parkowanie. Kiedy patrolują jedną z praskich ulic, zderzają się z przechodzącym obok nich mężczyzną, pod którego odchyloną kurtką Łukasz dostrzega broń. Policjant stwierdza, że mężczyzna dziwnie wygląda i że powinni go śledzić, bo to jedyna szansa, żeby pokazać Lucjanowi, na co ich stać. Ruszają więc w pościg. Brunet znika w jednym z opustoszałych magazynów. Chwilę później policjanci słyszą kłótnię i strzał.
Dochodzi do spotkania Mariana z potencjalnym kupcem skradzionego dzieła Pinota. Okazuje się, że obraz chce kupić ten sam brunet, który zastrzelił kolegę w magazynach. Przy transakcji obecny jest ekspert, który ma stwierdzić autentyczność obrazu. Chudy i Łukasz postanawiają ratować Mariana. Transakcję przerywa akcja policji. Chudy i jego sekcja chcą aresztować uczestników spotkania. Marian niszczy obraz, by dowieść, że była to kopia. Nagle zauważa, że na odwrocie rzekomego falsyfikatu widnieje dedykacja mistrza.
Chudy, Marian i Łukasz mają za zadanie prowadzić obserwację pewnego mężczyzny. Jego żona, odkrywszy fakt, że przed ich domem stanął wóz z przystojnymi policjantami, pod nieobecność męża pragnie spełnić fantazję erotyczną. Uwodzi Łukasza, który za namową kolegów zamierza skorzystać z okazji. Zanim dochodzi do zbliżenia, wraca podejrzany. Nagi Łukasz musi natychmiast wymyślić plan ewakuacji. Żeby odzyskać jego broń służbową i dokumenty, Chudy i Marian postanawiają odwiedzić mieszkanie podejrzanego.
Ekipa Chudego jest przekonana, że uwolnili zarazki dżumy dymieniczej, konsekwencją czego jest zagłada ludzkości. Jeśli w ciągu 36 godzin nie wpadną na jakiś genialny (albo jakikolwiek) plan, jak podać milionom ludzi antidotum, wszyscy zginą. Łukasz podsuwa pomysł, że wraz z Chudym i Marianem przebiorą się za arabską grupę terrorystyczną i przygotują nagranie, w którym poinformują o rozsianiu dżumy, a następnie prześlą je do stacji telewizyjnej.
W czasie zasadzki na dilera narkotyków siedzący wraz z Łukaszem i Marianem w policyjnej furgonetce, Chudy orientuje się, że zapomniał wysłać kupon lotka. Chwilę potem okazuje się, że wylosowano właśnie wszystkie sześć liczb, jakie skreślają z Lolą od lat.
Chudy gotowy do akcji. Ma plan domu gangstera i został przeszkolony w grze w pokera oraz obsłudze komputera, ponieważ jego zadaniem będzie zgranie danych z komputera Florczyka. Dostaje od szefa walizkę z pieniędzmi i jedzie do domu, by następnego dnia w południe usiąść u Florczyka przy zielonym stoliku. Tymczasem Łukasz przedstawia Marianowi swój wspaniały plan wyrwania przyjaciela ze szponów mafii - uśpią go chloroformem, porwą za miasto, a tam wyczyszczą mu mózg z głupich pomysłów.
Z więzienia uciekło dwóch groźnych przestępców. Bracia Diabelscy przesiedzieli dziesięć lat, a osobą, która ich aresztowała, był Chudy. Nie odpuszczą mu - to pewne. Przez poturbowanego w trakcie ucieczki policjanta przekazują Chudemu informację, że oto nadszedł czas zemsty.



O g r o d z m a r z e n

Home
O g r o d z m a r z e n



Dla Daniela i Avelino, moich złotych chłopców, najlepszego, co mnie w życiu spotkało
1 luty 1927 r.
Kiedy pierwszy r...

Dla Daniela i Avelino, moich złotych chłopców, najlepszego, co mnie w życiu spotkało

1 luty 1927 r.

Kiedy pierwszy raz odwiedzasz grób własnego ojca, świat może wydawać się przerażający. Rodolfo podniósł kołnierz płaszcza, ostatni raz zaciągnął się francuskim papierosem, wyjął z ust to, co z niego jeszcze zostało, po czym uchylił szybę i wyrzucił niedopałek na zewnątrz. Drogę z obu stron otaczały winnice. Szczepy winne wyglądały jak batalion powykręcanych szkieletów, wychylających się z zaśnieżonej ziemi i unoszących w niebo nagie ramiona. Patrzyły na niego przez mgłę, która lodowatą wilgocią spowijała auto. Przypomniał sobie ostatnie spotkanie z ojcem, kiedy żegnali się na stacji kolejowej w Cariñenie. Starszy pan stał twardo na peronie i przypominał nieco posąg, potężny jak winne szczepy od pokoleń uprawiane w jego rodzinie. Mimo że jego kręcona czupryna była przetkana siwizną, a twarz poorana zmarszczkami, ojciec wyglądał na mężczyznę krzepkiego i pełnego życia. Jak zatem Rodolfo miałby nawet pomyśleć, że ten szaleniec wyjdzie z domu w zimowy wieczór i że znajdą go następnego dnia rano w jego ulubionej winnicy, z głową rozbitą jak dojrzały arbuz i ubraniem zesztywniałym od zamarzniętej krwi? Co u diabła sprawiło, że ojciec wyszedł na dwór właśnie wtedy, kiedy wszyscy rozsądnie myślący ludzie siedzieli spokojnie w domu, kryjąc się przed zimą? Czemu Dionisio go nie

powstrzymał? Pewnie i tak na niewiele by się to zdało… Kiedy stary się upierał, był głuchy na wszelkie perswazje. Rodolfo sapnął i wsunął ręce w kieszenie płaszcza. Eleganckie paryskie rękawiczki niewystarczająco chroniły dłonie przed mrozem. Czuł się winny, że nie wziął udziału w pogrzebie i, aby się usprawiedliwić, powtarzał sobie w myślach, że miał bardzo ważne powody, by zostać w Paryżu. Miał nadzieję, że ojciec – gdziekolwiek się teraz znajduje – nie będzie miał do niego pretensji o to spóźnienie. Odchylił się na czarnym skórzanym siedzeniu hispano-suizy H6B, którą staruszek postanowił kupić pięć lat temu. „Nie wystarczy być bogatym, trzeba też pokazywać to bogactwo innym” – przypomniał sobie Rodolfo zdanie ojca. Stary wypowiedział je, kiedy z chełpliwą miną wysiadał z auta, kupionego poprzedniego dnia w Saragossie, podczas gdy Onofre, ostatnio awansowany z woźnicy na szofera (znał się dobrze na maszynach, z równą łatwością zmieniał koło w powozie, jak naprawiał silnik w ciężarowym fordzie), stał przy otwartych tylnych drzwiczkach wozu z marsową miną generała, w swoim nowym uniformie, którego wysoki kołnierz podczas jazdy z miasta zdążył mu otrzeć szyję do czerwoności. Rodolfo zwrócił się do Solange, siedzącej po jego prawej stronie. Uśmiechnął się na widok bezbronnej minki młodej kobiety pod kapelusikiem cloché, okrywającym jej złociste włosy, ale spojrzenie jej oczu barwy akwamaryny zasmuciło go. Wyjął prawą rękę z kieszeni płaszcza i uścisnął jej ramię. Spojrzała na niego, skrzywiła wargi w słabym uśmiechu i uniosła spiczasty podbródek, który – wiedziony pożądaniem – tylekroć całował. Minęło sześć miesięcy od dnia, w którym objawiła się mu w luksusowym salonie Lindy i Cole’a Porterów. Wtedy, patrząc na nią po raz pierwszy, Rodolfo myślał o księżycu, oblewającym srebrnym światłem winnice, pośród

których się wychował. A także o wróżkach z baśni, które ojciec zabraniał mu czytać, żeby nie rozbudzały w chłopcu myśli o dziewczętach… O tych eterycznych istotach pojawiających się w dziecięcych snach, z ciałami białymi jak śnieg i włosami jak czyste złoto; te sny sprawiały, że wyobrażał sobie, iż matka nie umarła, ale przemieniła się we wróżkę i odwiedza go w nocy, żeby się nie bał ciemności. Wówczas w Paryżu Solange zupełnie go oczarowała. Nie mógł oderwać wzroku od tej chłopczycy tańczącej w rytm szalonego charlestona. Wyglądała, jakby chciała odrzucić ręce i nogi jak najdalej od reszty ciała, jednak w ostatniej chwili decydowała się je odzyskać. Wpatrywał się w jej włosy, gładkie i bardzo jasne, obcięte à la garconne[1]. Na czole miała złocistą wstążkę pasującą do sukni z materiału tak lekkiego, że przypominał woal. Kreacja w światłach salonu dosłownie sypała iskrami i odsłaniała nie tylko szczupłe łydki Solange, ale także jej kolana – przepiękne, takie, jakich Rodolfo jeszcze nigdy nie widział. Kilkakrotnie przełykał ślinę, próbując się uspokoić, ale w końcu zupełnie poddał się jej urokowi i został tak z otwartymi ustami, niby ryba wisząca na haczyku. Ta dziewczyna była jak sen, który w ciągu sekundy znikał mu z oczu i stopniowo przemieniał się w złocistą mgiełkę. Musiał się powstrzymywać, by do niej nie podbiec, a na widok jakiegoś spoconego hipopotama, który najwyraźniej jej towarzyszył, poczuł dziką wściekłość. Ta dziewczyna była inna niż wszystkie kobiety, które poznał w ciągu całego życia. W porównaniu z wieśniaczkami, pomagającymi mężczyznom podczas winobrania w majątku ojca, z babami przedwcześnie postarzałymi, o pyzatych policzkach i skórze przeżartej słońcem i słotą, ta istota była boginią, która właśnie zstąpiła z Olimpu. Przyćmiła nawet jego piękną, młodą matkę, która już od lat czuwała nad nim z wysokości kominka w jadalni, na wieczne czasy uwięziona w blednącej z roku na rok fotografii.

Urodą przewyższała także Marianę, towarzyszkę jego dziecięcych zabaw, która pewnego upalnego wieczoru wypełnionego opowiadaniem baśni o wróżkach pozwoliła mu złożyć na swoich ustach przelotny pocałunek. Ta blondynka w lśniącej sukni i o nogach tancerki była gwiazdą niedawno spadłą z nocnego nieba. Od jej blasku mężczyźni po prostu ślepli. Tamtej nocy w posiadłości Porterów nagle stracił ją z oczu. Zniknęła wyprowadzona przez swojego tłustego towarzysza. Musiało upłynąć wiele dni, zanim Rodolfo znowu ją spotkał… I to tam, gdzie najmniej się spodziewał. Tymczasem z mgły wyłoniły się zarysy wielkiego dworu rodziny Montero. Widok dobrze znanego domu oderwał go od rozmyślań, obudził szacunek, a równocześnie mrożący krew w żyłach lęk: że od teraz przestanie być jedynie synem, że będzie musiał przejąć zarządzanie odziedziczonym po ojcu majątkiem i zaopiekować się starszym bratem, niszczonym przez alkohol i złe wspomnienia; wreszcie, że Solange, ta skrząca się i złocista jak gwiazda Solange, spyta go pewnego dnia, dlaczego poszła za nim i opuściła wiecznie świętujący Paryż dla tego pustkowia, ze wszystkich stron otoczonego winnicami i stale chłostanego wiatrem. W końcu marzenie zmarłego Fausto Montero wyłoniło się z mgieł. Wielki dom z czerwonej cegły wybudowano na szczycie wzgórza w połowie drogi z Cariñeny do Aguarón. Na wschodzie widać było równinę Cariñeny, na zachodzie roztaczał się widok na wierzchołki łańcucha górskiego Algairén. Okna werandowe wychodziły na taras, w tej chwili pokryty śniegiem. Fasadę zdobiły mozaiki z polichromowanych azulejos[2]. Stary powierzył budowę domu architektowi z Saragossy. Kierował się jednym z charakterystycznych dla siebie impulsów. Gdy zobaczył plany willi, którą jego przyjaciel i rywal Juan Solans projektował naprzeciw należącego do niego młyna w Saragossie na lewym stoku rzeki Ebro, czuł, że nie może postąpić inaczej. Juan Solans chciał wznieść swój dom na rozległym terenie

bez domów mieszkalnych, gdzie fabryki stały wśród sadów, a odór nawozu i kanałów szczególnie dawał się we znaki. Aby się tam dostać, należało przejechać przez Kamienny Most, o którym mówiono, że ma co najmniej pięćset lat. Hodowcy winorośli, z którymi Fausto Montero grywał w domino – najpierw w Cariñenie, a od 1912 roku w nowo otwartym kasynie w Aguarón, wioski u podnóża gór Algairén, w której się urodził i na której cmentarzu teraz spoczął – próbowali mu wyperswadować kaprys wybicia w ścianach wielkich okien. Nawet stary Juancho, który urodził się z pępowiną owiniętą dookoła szyi i był w związku z tym nieco przygłupi, wiedział, że w tej okolicy wielkie okna mogą służyć jedynie temu, że zimą będzie przez nie przenikał wiatr, a latem bezlitosne słońce. Cóż, kiedy w głowie Fausto Montero zagnieździł się jakiś pomysł, nic ani nikt nie był w stanie mu go z niej wybić. Ten upór przysporzył mu zażartych wrogów wśród sąsiadów, ale pozwolił też wzbogacić się na płodach, jakie przynosiły mu winnice i rodzinna wytwórnia win, poza tym młyn zaopatrujący w mąkę całą okolicę oraz gorzelnia, produkująca anyżówkę i inne mocne napoje, z której, jak twierdzili znawcy, pochodziło najlepsze miejscowe brandy. Poza tym zgarniał niemałe czynsze z bogatych kamienic, które na przestrzeni lat skupował w Saragossie, korzystał też z zysków dzięki szczęśliwemu inwestowaniu w akcje. Zdołał również zachować swoich francuskich klientów, z którymi stosunki handlowe nawiązał jeszcze jego ojciec. Około 1870 roku szkodnik winnic, filoksera, zniszczył francuskie winnice i galijscy winiarze zwrócili oczy w stronę Cariñeny, skąd od lat kupowali wino w dobrych cenach, by mieszać je ze swoim. Niektóre francuskie firmy posunęły się nawet do wysłania delegacji do Cariñeny i Aguarón. Okres świetności zakończył się w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku, kiedy Francja zdołała przywrócić swoje winnice do dawnej świetności i znacznie

ograniczyła import win z Hiszpanii, co doprowadziło wini
Rozciągnięta suczka robi lodzika
Młoda czekoladka ssie
Student rżnie panią z dziekanatu

Report Page