Mamuśkowe sposoby

Mamuśkowe sposoby




🔞 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Mamuśkowe sposoby

All rights reserved - Visera. Obsługiwane przez usługę Blogger .


Płacz nie do opanowania, żeby nie powiedzieć jeden wielki ryk, czerwona buzia i podkurczanie nóżek. Niemalże każdy rodzic doskonale wie, co to oznacza. Wiedźma zwana kolką, która powoduje nieraz nieprzespane noce i płacz nie tylko dziecka, ale i bezradnych rodziców. 

Jakie jest jej podłoże i jak sobie z nią poradzić? Postaram się bazując na swoich doświadczeniach troszkę pomó c .

Donoszony bobas przychodząc na ten świat jest przystosowany do życia poza brzuszkiem mamy. Jednak jego poszczególne układy wciąż są niedojrzałe i troszkę potrwa zanim zaczną prawidłowo funkcjonować. 

Kolka najczęściej jest związana z niedojrzałym układem pokarmowym. Bardzo często pojawia się między 4. a 6. tygodniem życia, ale może trwać nawet do końca 3 miesiąca życia (albo i dłużej). Nie do końca jest zbadane przez lekarzy, co jest faktycznie przyczyną kolki. 

Niektórzy twierdzą, że może ona być też wynikiem nadmiaru bodźców, z którymi niedojrzały układ nerwowy nie jest w stanie sobie poradzić i dziecko na koniec dnia odreagowuje wszystko to, co go spotkało przez cały dzień.

Jeśli Twój bobas o stałych porach dnia (najczęściej wieczorem) zaczyna zanosić się płaczem, podkurcza nóżki i nawet przytulenie nie pomaga i nie można go uspokoić, może to oznaczać, że właśnie dopadła go kolka.

Ja osobiście na szczęście nie zmagałam się z tym problemem długo, bo chyba tylko 1,5 miesiąca. Ale doskonale pamiętam, jak się stresowałam, kiedy wieczorem zbliżała się pora "ataku". Dobrze, że to ju ż za mną.

A jakie znaleźliśmy sposoby na ukojenie bólu Mai?

Doskonale do tego nadaje się zwykła tetrowa pieluszka. Wystarczy włączyć żelazko, przejechać pieluszkę kilka razy i przyłożyć do brzuszka malucha. Oczywiście trzeba się wcześniej upewnić, czy nie jest zbyt gorąca. Innym rozwiązaniem są specjalne przygotowane termofory z pestkami wiśni, które trzeba podgrzać w mikrofalówce i następnie przyłożyć do brzuszka.

Delikatnie, okrężnymi ruchami można pomasować mały brzuszek wokół pępka, a następnie zrobić tzw. "rowerek", czyli bardzo ostrożnie zginać małe nóżki w kierunku brzuszka. To najczęściej pomaga takiemu maluchowi na wypuszczenie zalegających gazów, które bardzo często są przyczyną bolącego brzuszka.

Tak, jak pisałam wcześniej przyczyną niepohamowanego wieczornego płaczu może być nadmiar bodźców w ciągu dnia, z którymi biedne maleństwo nie jest w stanie sobie poradzić. 

Sami doskonale wiemy, że czasami ciężko nam zasnąć po ekscytującym, pełnym wrażeń dniu. 

Dlaczego więc wymagamy od kilkutygodniowego niemowlaka, żeby poradził sobie z odwiedzinami całej rodziny, noszeniem przez wszystkich na rękach i 'ochami" i "achami" nad wózkiem? 

My w momencie, kiedy zauważyliśmy, co się dzieje z Mają w przypadku dnia pełnego wrażeń, po prostu ograniczyliśmy odwiedziny, spotkania i zachwyty nad wózkiem ze śpiącą Małą. Ku oczywiście małemu zrozumieniu otoczenia, ale szczerze powiedziawszy mało mnie to interesowało. Dla mnie najważniejsza była moja córeczka. I faktycznie to pomogło- było spokojniej.

"Biały szum", czyli powszechnie znane "Misie Szumisie" (chociaż w naszym przypadku akurat to się nie sprawdziło), ale też dźwięki suszarki, czy odkurzacza. Podobno przypominają one maluchowi szum wód płodowych z brzuszka mamy i dzięki temu niemowlaki się uspokajają. 

U nas Miś Szumiś był zdecydowanie za cichy. Na Maję działał odkurzacz. Uspokajała się w przeciągu kilku sekund od usłyszenia szumu odkurzacza. Najwyra ź niej potrzebow ała silniejszego bodźca.

Próbowaliśmy podawać Mai różne krope lki, ale one średnio akurat na nią działały. Najbardziej w naszym przypadku sprawdził o się regularne podawanie probioty ku, który wspomógł pracę układu pokarmowego. 

Są też dobre niemieck ie krope lki na bazie simeti c on u, które pomagają maluchom, ale my tego nie stosowaliśmy.

W przypadku karmienia piersią na samym początku trzeba bardzo ostrożnie dobierać produkty i eliminować ze swojej diety te , kt óre mogą zaszkodzić maluchowi. Pamiętam , jak przeklinałam to, że nie mogę zjeść swoich ulubionych ciastek, czy np. tortilli. Moim smakołykiem wtedy było chrupkie pieczywo z d ż emem brzoskwiniowym. I uwierzcie mi, że dla mnie był to wtedy rarytas :-) Na szczęście Mai wszystko się unormowało i mogłam zacząć jeść w miarę normalnie . Wyst arczyło tylko ob serwować Maję po zjedzeniu czegoś nowego. 

I to, co faktycznie jest w stanie ukoić płacz malucha w połączeniu z tymi pozostałymi sposobami, to p rzede wszystkim :

Nic tak dob rze nie wpływa na budowanie bliskości i poczucie bezpieczeństwa niemowlaka, jak noszenie na rękach i tulenie . U nas w tej roli tulącego uspokajacza idealnie sprawdzał się Misio. Ja chyba zbyt emocjonalnie do tego podchodziłam, a niemowlak i mają przecież czujniki emocji i Maja płakała je szcze bardziej. Ale od czego w końcu są tatusiowie? :-)

Pocieszające jest to, że niemowlak om prędzej czy później kolka mija. Trzeba po prostu uzbroić się w cierpliwość i pomóc maleństwu najlepiej , jak się potrafi przejść przez ten okres.

Mam nadzieję, że choć trochę udało mi się pomóc młodym mamom, które zmagają się t eraz z odpędzeniem wied źmy-kolki.

A jaki jest Twój spos ób na kolkę? 

Będzie mi miło , jeśli podzielisz się tym w kome ntarzu,



sie 2017 (1)


lip 2017 (1)


cze 2017 (3)


maj 2017 (6)


kwi 2017 (6)


mar 2017 (12)


lut 2017 (3)


sty 2017 (2)


gru 2016 (1)



bardzo przydatne porady, dziękuję :)
Cieszę się, że post okazał się pomocny🙂
Świetna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.
Solidnie napisane. Pozdrawiam i liczę na więcej ciekawych artykułów.
Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz do tego wpisu.


Dzięki Literackiemu Światowi Cyrysi oraz Anecie Krasińskiej , autorce
książki "Szukając szczęścia" – miałam wielką
przyjemność wzięcia udziału w Book Tour z tą właśnie pozycją.

To już mój
trzeci Book Tour i ponownie jestem ogromnie zadowolona z przeczytanej
lektury.

Kto szuka
szczęścia, czyli o treści książki słów kilka

Na początku
powieści poznajemy młode małżeństwo – Malwinę i Artura
Zarzyckich, którzy spodziewają się narodzin swojego pierwszego
dziecka. Niestety, kiedy córeczka przychodzi na świat okazuje się,
że jest chora. Lekarze stwierdzają u niej zespół Pierre'a Robina.
Początkowo zauważają rozszczep podniebienia i warg u maleństwa.
Kolejno odkrywają jednak inne wady współtowarzyszące: wadę
serca, słuchu, wzroku, obniżoną odporność organizmu.

Od dnia
narodzin Malwina wytrwale czuwa w kolejnych szpitalach przy łóżku
Daguni, natomiast jej mąż zmuszony jest do wytrwałej pracy, aby
zapewnić swojej rodzinie jako taki byt. Praca w policji staje się
dla niego również swego rodzaju ucieczką od niepełnosprawności
córeczki. Małżonkowie spędzają ze sobą coraz mniej czasu, nie
mogą poradzić sobie w sytuacji, która ich spotkała, przestają
się wzajemnie rozumieć – a w konsekwencji prowadzi to do rozbicia
małżeństwa.


Malwina
zaczyna samotną walkę o szczęście... szczęście córeczki. Może
przy okazji uda jej się zawalczyć o siebie? Tego nie zdradzę. Aby
dowiedzieć się, jak potoczy się sytuacja – musicie sięgnąć po
tę pozycję. Zdradzę Wam tylko tyle, iż od tego momentu Malwinę i
Dagunię odwiedzamy raz do roku, w dniu urodzin dziewczynki, i to
właśnie te szczególne dni ukazują bieżącą sytuację rodziny.

A co mi tam.
Zdradzę Wam jeszcze jedno. ;) Otóż... naprawdę warto sięgnąć
po tę pozycję. 


"Szukając
szczęścia" to wzruszająca opowieść o mamie, dzień po dniu
zmagającej się z niepełnosprawnością swojego dziecka. To książka
o jej rozterkach i radościach, chwilach wiary i wątpliwości, ale
przede wszystkim o ogromnej sile w walce z trudną rzeczywistością.
Bohaterka książki nie użala się nad swoim losem, nie dramatyzuje
(choć oczywiście przeżywa rozterki), ale mimo ciężkiej sytuacji
walczy o każdy lepszy dzień dla swojego maleństwa.


Zagłębiając
się w treść książki poznajemy również innych członków
rodziny i ich sposoby radzenia sobie z bolesną sytuacją. W dziele
tym, jak w życiu, jedne osoby trwają przy dziecku starając się mu
pomóc w każdy możliwy sposób, inne zaś, które nie radzą sobie
z sytuacją – uciekają. Jednym razem jest to ucieczka w pracę,
innym razem – wyjazd. Czytając książkę zastanawiałam się nad
tym, iż często w przypadku gdy dziecko rodzi się niepełnosprawne
– do końca pozostaje przy nim tylko mama (choć bywa też
odwrotnie). Bardzo często (jak w przypadku opisanym w "Szukając
szczęścia") małżonkowie oddalają się od siebie, zbyt
pochłonięci chorobą dziecka, pracą, codzienną walką o byt.
Ludzie ci mają coraz mniej czasu dla siebie, przestają się
rozumieć, co niestety niejednokrotnie kończy się samotną walką
jednego z nich o chorego potomka.


Niepełnosprawne
dziecko w rodzinie to również egzamin dla jej pozostałych
członków. Bohaterka książki ogromne wsparcie otrzymywała od
swojego taty (cudowna postać), jednak jeśli chodzi o mamę –
mogła liczyć wyłącznie na jej pomoc finansową.


Autorka w
powieści pokazała różne typy osobowości, ukazała jak odmiennymi
wartościami kierujemy się w życiu. Przypomniała o tym, że każdy
z nas jest inny. Przedstawiła problem trudnych relacji w rodzinie,
wzajemnego braku zrozumienia, nie tylko pomiędzy małżonkami, ale
również między matką i dorosłą już córką. Mnie w ten sposób
przypomniała, że tak naprawdę w życiu ważna jest rodzina, nasi
bliscy, wzajemna miłość i wspieranie się w trudnych chwilach. Bo
cóż zostanie po nas tak naprawdę, gdy życie nasze dobiegnie
końca? Cieszyć należy się każdym dniem, każdą chwilą z
naszymi bliskimi, gdyż jak słusznie wspomina pisarka:


"...
szczęście nie jest nikomu dane na zawsze."

Książkę
pochłonęłam w dwa wieczory. Łatwo wciągnęłam się w jej treść
i ciężko było oderwać mi się od lektury, gdy musiałam ją
odłożyć. Ciekawa byłam ogromnie jak potoczy się życie Malwiny i
wytrwale dopingowałam jej oraz małej Dagusi.

Zawiodła
mnie jedynie końcówka książki (kto czytał ten wie ;) ).
Kibicowałam innemu zakończeniu i wiadomość o poczynaniach taty
Michasia, w odniesieniu do tego, jakim poznaliśmy go w powieści,
wydaje mi się nieprawdopodobna i naciągana. Jakoś trudno przyjęłam
takie zakończenie do wiadomości. ;) Jednocześnie ten zaskakujący
koniec był bardzo ciekawy.


Już
przejrzałam internet w poszukiwaniu innych pozycji autorki i z
pewnością zapoluję na jej "Finezję uczuć".


Podsumowując...
książka "Szukając szczęścia" to wspaniała,
poruszająca powieść, pełna ciekawych bohaterów, która otwiera
oczy na to, co w życiu naprawdę jest ważne.

A Wy?
Mieliście przyjemność poznać już jakąś książkę tej autorki?
Oceniacie ją równie wysoko, jak ja "Szukając szczęścia"?
A może polecicie mi inną poruszającą powieść o
niepełnosprawności, chorobie dziecka, trudnych relacjach w
rodzinie, którą warto pochłonąć?

Jakiś czas
temu na fanpage'u Mamuśkowe czytanie chwaliłam się Wam memory
oraz puzzlami otrzymanymi od Edipresse Książki . Ogromnie
sympatyczna pani Joanna, reprezentująca firmę – dała mi
możliwość wyboru gier, które chciałabym przetestować. :) Jako,
iż jestem mamą 12-latki i pracuję z dziećmi, które mają
problemy w nauce – postawiłam na zabawę połączoną z edukacją.
Wybrałam puzzle i memory znanej każdemu pisarki, dziennikarki i
podróżniczki – Beaty Pawlikowskiej oraz memory artysty,
fotografa, podróżnika, dziennikarza i producenta telewizyjnego –
Jacka Boneckiego.

Dziś opiszę
Wam memory " Cuda świata " z kolekcji autorskiej
Beaty Pawlikowskiej .

Zainteresowani
mogą nabyć również memory przedstawiające inne zagadnienia, a
mianowicie: owoce świata, smaki świata oraz
język angielski .



Większość
osób wie na czym polega gra memory. Jednak przypomnę jej zasady.

Wszystkie karty (w tej konkretnej wersji 48) obracamy na stoliku zdjęciami do
dołu. Pierwsza osoba odsłania dwa dowolne obrazki. Jeśli wyciągnie
dwa identyczne – bierze je dla siebie. Jeśli są one różne –
obraca je z powrotem ilustracją do dołu. Kolejny gracz obraca dwa
dowolne obrazki. Gdy uda mu się znaleźć jednakowe ilustracje –
zabiera karty, jeśli nie "upoluje" takich samych zdjęć
obraca je ponownie i ruch wykonuje kolejna osoba.

Celem graczy
jest zdobycie jak największej liczby jednakowych par. Kto zdobędzie
ich najwięcej – wygrywa partię.


Dzięki
autorce gry ćwiczymy pamięć i spostrzegawczość. Możemy poznać
sfotografowane przez nią Cuda Świata (m.in. Klasztory buddyjskie w
Tybecie, Tadż Mahal, indyjskie miasto Machu Picchu, Wyspę
Wielkanocną, Białowieski Park Narodowy i wiele innych). Już samo
oglądanie fotografii umieszczonych na poszczególnych kartach
zwiększa naszą (i naszych pociech) wiedzę o świecie, a wspólne
wyszukiwanie w różnych źródłach informacji na temat
przedstawionych na obrazkach cudów – może dodatkowo
ją pogłębić. Ponad to powszechnie wiadomo, iż żadnych
informacji nie przyswajamy tak dobrze, jak tych, zdobytych podczas
zabawy, a przy wspólnej grze w memo tejże jest bez liku. ;)

Memory Beaty
Pawlikowskiej doskonale sprawdza się w roli rodzinnej i pouczającej
rozrywki, jako forma atrakcji na dzień spędzony wśród
rówieśników, a także jako cenne źródło wiedzy dla niezbyt
chętnych do jej przyswajania uczniów. :) Jednego tylko nie
rozumiem. Dlaczego moja 12-letnia córka wciąż ze mną w tę grę
wygrywa? ;)


Po pobraniu
i uruchomieniu dodatkowej aplikacji TAP2C i zeskanowaniu wieczka
pudełka można zobaczyć więcej zdjęć Beaty Pawlikowskiej,
przedstawiających egzotyczne zakątki świata. Mamy wówczas również
dostęp do funkcji interaktywnego druku, m.in. galerii fotografii i
filmów, czy kuponów rabatowych. Niestety nie miałam jeszcze okazji
korzystać z tych funkcji, ale wkrótce zamierzam to zmienić. :)

Memory "Cuda
Świata" Beaty Pawlikowskiej polecam wszystkim rodzicom, ich
dzieciom w wieku od przedszkolnego do każdego wyższego, ;)
pedagogom, osobom zainteresowanym podróżami, geografią i
fotografią. Każdemu, kto pragnie się rozwijać.


A Wy?
Mieliście okazję cieszyć się już tą grą lub memo z innej
serii? Co o niej myślicie?


Książka
Katarzyny Michalak pt. "Nie oddam dzieci" (link do recenzji) zrobiła na
mnie ogromne wrażenie. Płakałam podczas jej czytania rzewnymi
łzami, wzruszałam się i kibicowałam głównemu bohaterowi w jego
zmaganiach dotyczących poukładania życia na nowo. Książki z
serii owocowej "W imię miłości" (moja opinia) i "Dla
Ciebie wszystko" (link) okazały się
bardzo przyjemnymi czytadełkami, choć w pewnych momentach odrobinkę
przesłodzonymi. ;) Ostatecznie jednak spodobały mi się. Do tej
pory jedynie "Sklepik z niespodzianką. Adela" (tu poznasz moją opinię) jakoś do
mnie nie przemówił.

Po
"Bezdomnej" oczekiwałam podobnych wrażeń do tej lekturki, która
najbardziej utkwiła mi w pamięci i którą szczerze pokochałam, a
mianowicie "Nie oddam dzieci". W końcu obie te książki
należą do "serii z czarnym kotem". I nie będę owijała
w bawełnę – zawiodłam się ogrooomnie. Okładka książki jest przepiękna, ale sama lektura jest zła i
nie radzę Wam po nią sięgać.


W wieczór
Wigilii Bożego Narodzenia bezdomna Kinga postanawia skończyć ze
swoim żałosnym życiem. Połyka psychotropy, którymi "Doktorki
z psychiatryka hojnie faszerowały pacjentów" i planuje zapić
je flaszką wódki. Nieszczęśliwie do omdlewającej Kingi łasi się
bezdomny kot, którym po jakimś czasie czuje się ona w obowiązku
zaopiekować. W związku z tym wkłada sobie palec (serio! "palec"!)
do gardła i wymiotuje wszystkim, co miała w żołądku. (Wam też
to brzmi niedorzecnie? :D ). Kingę i kota znajduje na śmietniku
Aśka Reszka, dziennikarka i freelancerka, która zaprasza dziewczynę
wraz z jej podopiecznym do siebie na wigilię. Kinga od razu poznaje
swoją "wybawicielkę" – jest to kochanka jej byłego
męża. Początkowo nic nie mówi, dopiero po jakimś czasie wyznaje
Aśce prawdę. Dziennikarka zaczyna pomagać dziewczynie (której
niegdyś wyrządziła ogromną krzywdę) w powrocie do normalnego
życia. Jednocześnie jednak planuje wydobyć od Kingi informacje
dotyczące nieszczęścia, jakie spodowowało jej tułaczkę i
napisać artykuł, który w końcu wyniesie ją na szczyty sławy.
Czy możliwa jest przyjaźń między kobietami? Jaką tajemnicę
skrywa Kinga? Jak zakończy się jej historia? O tym opowiada
książka. Mam nadzieję, iż w ten sposób nie zachęciłam Was do
sięgnięcia po tę "lekturę". Jeśli jesteście bardzo
ciekawi co wydarzy się dalej poszukajcie jakiegoś streszczenia
historii. ;)

Pani
Katarzyna chciała pokazać nam tragedię osoby, która z dnia na
dzień stała się bezdomna. Chciała byśmy nieco inaczej spojrzeli
na problem bezdomności. Żebyśmy zauważyli we włóczęgach ludzi,
którzy nie zawsze zasłużyli sobie na los, który ich spotkał.
Pragnęła pokazać nam dwie historie: żony i kochanki tego samego
człowieka. Mieliśmy zrozumieć, iż kochanka to osoba, która
podobnie jak połowica, nie koniecznie jest osobą złą i do końca
spaczoną, która wkracza w życie małżonków i bez skrupułów
rozbija ich związek. Poruszyła również problem choroby
psychicznej i szpitali psychiatrycznych (mając chyba jednak
niewielką wiedzę na ich temat). Zamysły były dobre. Skutki –
katastrofalne.

Jak wiecie
stosuję zakładki, aby zaznaczać interesujące mnie zdania w buku, który aktualnie czytam.
Tym razem, z przykrością przyznaję, iż zakładki, które
przykleiłam przekierowują wyłącznie do kolejnych żenujących
cytatów. Zobaczcie jak wiele ich umieściłam w książce, a to nie
wszystkie płytkie teksty, jakie w niej odnalazłam. :((

Na początku
poznajemy dwie bohaterki. Obie źle o sobie mówią. Mam wrażenie,
iż autorka chciała, by czytelnik, mimo popełnionych przez kobiety
błędów – polubił je. Trudno jednak darzyć je sympatią, gdy
czytamy wypowiedzi tych "dam". Jedna z nich jest
straszliwie rozżalona, że gdy zaszła w ciążę z niejakim
Krzysztofem – jego rodzice

"...
dostali szału. Na dobry początek od jego ojca usłyszałam, że
jestem zdzirą, co złapała ich synusia na dziecko, a może –
znając moją reputację – to nie jego dziecko? Że takie jak ja
powinno się kastrować. Albo palić na stosie. Albo jedno i drugie –
kolejność dowolna. Że gdzie synuś miał oczy, by związać się z
dziwką, co przed każdym nogi rozkłada – to musiałam wtrącić:
'Przed panem nie rozłożyłam, może w tym tkwi problem?', i mało
nie oberwałam od teścia po twarzy – i tak dalej, i tak dalej."

Tylko
współczuć teściów. Jednakże kilka zdań wcześniej czytamy:

"Krzyś
Król z kolei był typowym outsiderem. Cichy, mrukliwy, niezauważany
przez grupę, gdy myślał, że nie widzę, wpatrywał się we mnie
cielęcym wzrokiem i szybko odwracał spojrzenie, gdy go
przyłapywałam na gapieniu się. Był totalnym przeciwieństwem
kogoś, kogo kiedyś... Kto był... Nieważne. Ważne, że zaczęłam
ostentacyjnie uwodzić Krzysztofa Króla, a jak się w tym uwodzeniu
rozpędziłam, to nie mogłam przestać. Bo w jednym Krzysio-Pysio
był naprawdę świetny, jeśli nie wybitny: w seksie – to była
jego mocna strona. Mógł zawsze i wszędzie. Od wieczora do rana.
Był niezmordowany i baaardzo pomysłowy. Potrafił od przodu, od
tyłu, z boku, z dołu i do góry nogami. A jeśli zamiast niego
wyobrażałaś sobie, że robisz to z Tamtym... Odlot na Alfa
Centauri i z powrotem murowany."

Bohaterka ma żal do swoich teściów o to, że wyzywali ją od dziwek i
twierdzili, że to nie ich syn jest ojcem jej nienarodzonego dziecka.
Problem w tym, że kilka chwil później dowiadujemy się, iż
dziewczyna biorąc ślub z Krzyśkiem rzeczywiście nie z nim była w
ciąży.


Doprawdy! Ci
teściowie. Porażka totalna! A ona niemal święta! Bidulka. I żeby
nie było, że Krzysio został wykorzystany.

"Skoro...
skoro nie było już dziecka, a ty Krzysztofa
Spocone ciałka i mokre cipki
Niemiecka dziewica dymana w każdą szparę
Jak tu nie kochać młodszej siostry?

Report Page