Mały bober mu pasuje

Mały bober mu pasuje




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Mały bober mu pasuje
Dostaje powiadomienie na komórkę, dobrze znam ten sygnał. Nie, nie Grindr, tego już nie odpalam od dłuższego czasu, ale coś co mi wszelkie a...
 Drag jest odbiciem binarnej rzeczywistości w jakiej żyjemy. Uprawiając sztukę Drag nie mamy wyjścia, powielamy schematy dwóch płci. Genderf...
 Z okazji dnia mężczyzn! (pisać będę głównie w zaimkach męskoosobowych, bo do tej grupy osób prowadzę dzisiaj życzenia - ale wiedza którą o...

Watermark theme. Powered by Blogger .

(pisać będę głównie w zaimkach męskoosobowych, bo do tej grupy osób prowadzę dzisiaj życzenia - ale wiedza którą ostatnio zdobyłem przydać się może wszystkim)
Potrzebowałem statystycznych danych odnośnie chorób społecznych z uwzględnieniem kategorii płci, po zobaczeniu wyników “miotało mną jak szatan”. Czy wiedziałeś że według badań WHO z 2018 roku problem alkoholowy dotyka 46 mln kobiet na całym świecie, a mężczyzn aż 237 mln ? 84% osób których bezpośrednio dotyka problem alkoholowy to mężczyźni. 
Miałem świadomość że my, mężczyźni, nie jesteśmy uczeni radzenia sobie z poczuciem bezradności i słabości. Od dziecka kierowani jesteśmy na tory zdobywcy, lidera. Chłopcy lat około 90’, do których należę też ja, wpisywani byli w wizerunek np. Indiany Jonesa. Z lekkim owłosieniem wystającym spod rozpiętej koszuli, ratujących z opałów tą bezradną kobietę. A co jak się nam nie udaje? Ratować nie ma kogo, albo gorzej, nie mamy środków by ratować, a może sami potrzebujemy pomocy, terapii? 
W tym punkcie dochodzimy do jeszcze bardziej zatrważającej statystyki. Z danych Policji na rok 2020 wynika że w Polsce dokonano 5165 “skutecznych” samobójstw, z tego 4386 samobójców to mężczyźni. Kierując się tymi danymi, średnio w Polsce w 2020 roku dziennie dochodziło do 15 samobójstw zakończonych zgonem z tego 12 dokonali mężczyźni. 
Przyczyny mogą być oczywiście różne, ale jako mężczyzna, wiem jak frustrujące jest poczucie niespełnionego wymogu by być samcem alfa. Często patrzę na siebie z frustracją, a nawet obrzydzeniem. Nie dorównuje innym, młodszym, silniejszym, bogatszym, przystojniejszym. Nieraz poddaje się tej frustracji, bo “zdobywanie” próbowano mi wmówić jako cechę która prowadzić powinna moje życie. Pracą i procesem jest pogodzenie się ze sobą. Ja nie muszę być zdobywcą. Indianem Jonesem, James Bondem czy Janosikiem. Nie muszę udowadniać swojej męskości, bo nie ona mnie definiuje. Jak do tego doszedłem ? 
Myślę że w dużej mierzę dzieki temu że urodziłem się gejem.
Poza wynikającymi trudnościami w dorastaniu w heteronormatywnym społeczeństwie, wykorzystałem swoje niedopasowanie na obserwację schematów. Będąc małym chłopcem nie pasowałem w to co wpisywał mnie kulturowo dyndający penis między nogami. To że nie pasuje, dało mi ułatwiony dostęp do wiedzy. Idąc z biegiem rzeki nie zauważa się prądu, ja musiałem się zatrzymać i znaleźć własną ścieżkę. Z tym mierzy się każda osoba z szerokiego wachlarzu Queer, czy jakkolwiek nie pasująca w społeczny schemat.
Z okazji dnia mężczyzn, życzę nam, mężczyznom, byśmy odpuścili. Nie musimy powielać żadnych schematów, być najsilniejszymi, najmądrzejszymi, najbogatszymi. Nie musimy dzierżyć władzy i stanowić prawa. Możemy płakać, być słabi, potrzebować bliskości. Możemy przeżywać emocje i być bezradnymi. Możemy prosić o pomoc i dać pole do działania innym. Kobietom cis i trans, osobom queerowym i o innym niż nasz kolorze skóry czy pochodzeniu. 
 “Nie ważne że tracę pierwsze miejsce w zawodzie, wrócę po niego, podniosę go i będę dalej z nim biec. Będę ostatni. Kim jesteś ? Jesteś zwycięzcą!”
Dopiero teraz zobaczyłem ten viralowy film motywacyjny. Absolutnie nie będę oceniał człowieka który tę mowę wygłasza. Ocenić mogę że tekst czyta z kartki, montaż i przyczynowo-skutkowy bezsens. Najważniejszym jest, koleś chyba w to wierzy. Czy bardzo różni się od pozostałych motywacyjnych gadek Panów i Pań ubranych w elegancko cięte garniaki i nonszalanckich, luźno założonych snickersach od Kanye Westa? Pierdolenie że mogę wszystko, chwyć świat w garść, staw czoła przeciwnościom, gdy czegoś pragniesz to kosmos Ci to da. Czerep boli od ścian naprzeciwko, a kosmos traktuje moją karmę jak wysypisko. Zrzuca, wszystko - co któreś przebranie znajdę skarb, ale większość to niesortowane odpadki ludzkiej (od)bytności. 
Zapomniałbym. Pomiędzy wykrzykiwanymi hasłami zespołu Daft Punk “Harder, better, faster, stronger”, nie można zapomnieć o tych medytacyjnych pierdoletach w stylu “daj sobie oddech, znajdź czas dla siebie, oderwij myśli od codzienności”. A ja tak pragnąłbym oderwać sobie łeb, wydrylować myśli i włożyć na nowo uśmiechniętą pustkę.
Nie tylko hetero walczą o kutasa długość. To że człowiek chorujący na BeHaM (Biały Heteroseksualny Mężczyzna) ściga się w kajakowym spływie po rzece testosteronu, gdzie wygrywa ten którego prąd ma więcej plemników jest oczywiste. Jako mały gej też byłem do tych zawodów przystosowywany. Wycofałem się znacznie za późno, ale jeszcze w ostatnim momencie. Jak się okazuje, wyjść się na dobre z tego spływu nie jest łatwo, a białe, lekko pieniste, odfallusowe spływy swoje prądy mają wszędzie. Znacie powiedzenie: “Gdzie dwóch się biję, tam trzeci korzysta?” - to nie tak. Gdy w grę wchodzą dwie szable homomęskości trzeci zostaje wciągnięty w grę w której wcale nie chciał uczestniczyć i obrywa najbardziej. Brzmi jak błacha pretensja bez kontekstu? Obraz tej bitwy przenieść można jako metaforę wielu sytuacji. Pragnąłbym wstrząsnąć każdą ze stron i powiedzieć:
Nie musisz mieć najdłuższego kutasa, z nas wszystkich mogę mieć najkrótszego, a gdy już to ustaliliśmy, to porozmawiajmy. - Ale rozmowy nie ma. 
Wiele bym dał by uwierzyć w swoją wartość, odnaleźć tę miłość do siebie o której tyle się mówi w popkulturze napływającej z USA. Nie kocham siebie, absolutnie nie. W katolickiej polsce nie uczyło się miłości do siebie. Do mamy, taty, brata, siostry i bozi tak, ale nie do siebie. Zdanie o miłowaniu bliźniego swego mieszało się jakoś z pożądaniem żony i wychodziło coś w stylu “Nie pożądaj żony bliźniego swego i siebie samego.” Odcielesna mentalność rąk na kołderce zbiera swoje żniwo w postaci dystansu by miłować po prostu siebie. No, nie umiem tego. 
Wysyłam mnóstwo zgłoszeń do agencji aktorskich, zależy mi na małych. W masowej już byłem i podziękowałem - z moją urodą, tzw. niepopularną (tak się określa osoby o przeciętnej, niecharakterystycznej facjacie, ale jednak za brzydkiej do TV) nie odnalazłem się w tłumie ludzi pięknych. Dostałem odpowiedź od ⅕ z nich - każda odmowna.
No! Brawo, jesteś bliżej niż dalej! - podsumował to mój Paweł. Kochany, uwielbiam te drobne kłamstewka, a jemu w nie nawet jakoś wierzę.
Stałem się gejem w wieku lat 19stu. Wcześniej byłem nienormalny. 
Chwytliwy początek mamy z głowy, a teraz fakt: początek świadomej gejozy nastąpił w wieku lat 19stu, wcześniej tylko masturbowałem się do mężczyzn w heteroseksualnych porno, ściskało mnie w żoładku na widok przebierających się starszych druchów z harcerstwa, oraz z wytęsknieniem czekałem aż seksowna kobieta batem zdejmie koszulkę 50centowi w teledysku Candy Shop. 
Poza tym: bawiłem się lalkami, malowałem kosmetykami mamy, przymierzałem obcasy siostry, szyłem sukienki dla lalek, marzyłem o zostaniu projektantem mody, a, no i wysmarowany samoopalaczem trenowałem taniec towarzyski ubrany w uciskające jądra body - no ale to się tańczy z kobietą, więc myślę że to jednak bardzo hetero było. 
Świadomość bycia gejem pojawiła się z pierwszym bolcem w ustach i odbycie. Jakoś, gdy poczułem smak i nacisk męskości na moje ciało to zapaliła się tęczowa żaróweczka nad głową. O pierwszym razie jeszcze kiedyś napiszę, w wielkim skrócie "polecam allegrowicza" z którym to przeżyłem, było super. To co się zaczęło w tamtej chwili, opiszę metaforą dżungli, lubie zarośnięte tereny. Do wieku lat 19stu próbowałem iść wyznaczoną ścieżką którą wyrysowało społeczeństwo, ale cały czas jakieś silne wiatry spychały mnie na bok w gęstwinę. Obca, trudna droga, wiele niebezpieczeństw i niemoc przedarcia się przez gęste zarośla straszyły. Dzikość fascynowała, ale i była koszmarem od którego starałem się ucieć na wcześniejszą, wytartą ścieżkę. Raz gdy wypadłem w ręce wpadła mi maczeta (była naprawdę spora jak na maczetę którą się będzie wojować po raz pierwszy). Przy jej pomocy zacząłem torować sobie drogę, odkyłem wtedy że nie jestem pierwszy który to robi, a z każdym machnięciem nabieram siły i wprawy. Widziałem ścieżkę którą wcześniej próbowałem podąrzać, ale nie była ona tak ciekawa jak ta, którą teraz sobie wyznaczam. Obie idą w podobnym kierunku, moja droga jest mniej wydeptana, ale ślady poprzedników na niej widzę, a swoim życiem jestem w stanie przedrzeć szlaki następnym. 
W wędrówce tej wspierałem się różnymi maczetami, krótszymi, dłuższymi, cieńszymi, grubszymi, o różnych kolorach i kształtach. Jednak to nie ilość czy jakość uzbrojenia nadawały kierunek, ale moja chęć doświadczania i próby przystosowywania się do zmieniającego i nowego otoczenia. Tak oto zaczęło się u mnie od bycia "nieprzegiętym gejem". Do teraz popularne: jestem gejem, ale będę w tym jak najbardziej hetero. Nie wiedziałem co to znaczy i budowałem sobie sam kłamliwy wizerunek (nie)geja jakim pragnąłem być. Chciałem być bardziej hetero od moich hetero znajomych. Uznawałem swoją orietnację, ale za wszelką cenę pragnąłem jej zaprzeczyć. BA! Agresją reagowałem na tych przegiętych, poprzebieranych. Ogromnym szczęściem, pewnie przez środowisko w którym się wtedy obracałem, ten etap trwał u mnie krótko. Myślę że jakoś pół roku. Następnym był - gej zasymilowany. Zabawny, grzeczny, uroczy, ale najbardziej kłamliwy z etapów. Na tym etapie wierzyłem że wszyscy jesteśmy tacy sami. Że orientacja nie jest ważna, płeć nie jest ważna, nazewnictwo nie jest istotne. Bądźmy jak wszyscy. Po co nam flaga tęczowa, skoro wszyscy możemy iść pod jedną - szaroburą flagą wymieszania i nijakości. Nie rozumiałem po co się rozdzielać na hetero, gejów, lesbijki, osoby trans, aseksualne i dalsze spektrum queeru. Dotyczyło to też rzecz jasna również pochodzenia i róznorodności etnicznej. W tej bańce próbowałem żyć wiele lat. Wszelkie postulaty mniejszości traktowałem jako atak na wygodę większości. Zdrowo, że nie miałem wtedy w żaden sposób posłuchu, gdybym miał wtedy możliwość głośnego wyrażania swojego zdania, do teraz musiałbym chodzić z tym bagażem, a minęło już jednak parę lat. Powiem Wam jednak że żyć tak jest dość łatwo, ale człowiek staje się strasznym ignorantem. Jako biały, cismężczyna, gej zamykałem oczy na potrzeby kobiet: hetero i niehetero, osób o odmiennym niż biały kolorze skóry, czy osób trans itd. Ich problemy przyklepywałem ciepłym piaskiem z plaży i urokliwie "ojojując" nieświadomie zasypywałem sączące się ropne rany i wciskałem ten piasek w gardło i oczy osób mniej uprzywilejowanych ode mnie. Pechem, ale motorem do obudzenia zacząłem zauważać że taki piasek wciskany jest też mi. Wciskały mi go osoby wyuczone przez patriarchatyczną heteronormę. Głównie robili to biali, heteroseksualni mężczyźni, ale była przy tym też spora grupa białych heteroseksualnych kobiet. Jednak najbardziej agresywnie i najboleśniej robili to biali geje udający hetero. To mnie obudziło i wyrwało z letargu. Myślę że zacząłem intensywniej słuchać, a na sytuacje których nie rozumiem - sobie pozwalać. 
Uczy się nas że wszystko musi zostać przez nas zrozumiane, wymusza się bycie specjalistą w każdej dziedzinie. Nasza tożsamość wymieszana z niewielką wiedzą ale i presją opinii staje się kwasowym bełtem. Nie mamy obowiązku rozumienia innych tożsamości. Nigdy nie dowiem się i nie zrozumiem w pełni z czym spotykają się osoby z szerokiej definicji trans, w tym osoby niebinarne. Nie zrozumiem z jaką presją spotykają się osoby o nie białym kolorze skóry w Stanach Zjednoczonych, a jak ich sytuacja wygląda w homogeniczno-białym polskim społeczeństwie. Nie będę nigdy na miejscu kogoś innego niż biały, queerowy, cisgej. Co mogę zrobić, to w pełni akceptować potrzeby wszelkich mniejszości i osób mniej uprzywilejowanych, wycofać się i dać im głos. Nie rozumiem? BA! Nie zgadzam się z czymś, ale nie dotyczy to mojej osoby?! Siedzę cicho, korzystam z niezwykłego przywileju jakie daje mi prawo głosu i ... zamykam morde. 
Piszę to też dla siebie, by upewnić się w przekonaniu że nie wszystkie działania osób aktywistycznych LGBTQ mi się podobają i że jest to ok. Nie muszą, a co ja mogę w z tym zrobić? Jakże pięknie zamknąć ryj i czekać.
Zwycięskie opowiadanie konkursu organizowanego przez "Federację Znaki Równości"
Wsparcie redaktorskie: Tomasz Charnaś
Usłyszałem dźwięk rwanej taśmy i trzask. Otworzyłem oczy i zobaczyłem ją: istotę o spojrzeniu diabła, rysach twarzy ostro wykończonych ciętą kreską, wydłużonych nozdrzach, czarnym jak smoła uśmiechu i srebrnej, rozerwanej idealnie prostopadle, taśmie w zębach. Dłoń tej postaci stopniowo zbliżać się zaczęła do mojego krocza, a ja – przywiązany łańcuchami do krzesła – nie mogłem zrobić nic.
– Ej, kurwa, mordo, idziesz jutro na marsz? – usłyszałem w słuchawce motoroli. Wcześniej miałem iPhone’a, ale wymieniłem się z siostrą, bo tamte to pedalskie są podobno. Marta ma 17 lat i z jakąś inną laską się buja. Ja tam do lesbijek nic nie mam, to nawet fajne. W sumie lepiej, żeby jej inna laska palcami dobrze robiła niż jakiś pedał by jej wpychał swojego zmartwionego wykluczeniem kutasa.
– No kurwa. Mów gdzie i o której Bober – odpowiadam. Dobry gość, ale ksywę miał, bo podobno po pijaku czochrał kiedyś wargami swojej starej. Nie wiem, nie wnikam. Z drugiej strony, raz kupił jeansy w Zarze i popierdalał w nich przez miasto jak cwel jakiś. Wszystko możliwe z takim typem.
– Eska? Kurwa, brzmisz jakbyś się MTV naoglądał. Dobra czekam.
Odłożyłem słuchawkę. Mam co do gościa jakieś podejrzenia. Kiedyś, gdy ruszyliśmy w długą za jednym typem przez Marszałkowską – bo jak ostatnia pizda wyglądał – zdyszany Bober powiedział, że w sumie to on do pedałów nic nie ma. My, że „Ej ty, kurwa, ty może jeszcze byś w takiego włochatego rowa zamoczył, co?” On – że nie, że tak tylko. Że w sumie to, co oni nam robią… My w ryk, aż nam się gonić za pizdą marszałkowską odechciało.
– Bober, kurwa. Co ty pierdolisz? Cwelów trzeba tępić.
Spojrzeliśmy po sobie. No kurwa, głupio laski trzepać, ale w sumie – jeśli przez nie ma to się szerzyć, to i je po mordzie wypada trzasnąć. Może jak poczują męskiego dzwona, to im się to całe lesbijkowanie skończy. Choć trochę szkoda, bo jednak dwie cipeczki zawsze fajnie.
Zresztą, chuj tam z Bobrem. Wygrzebałem się z łóżka, 22:00. Robotę skończyłem, drzemkę też. W zasadzie to bym sobie spacer uskutecznił. Głowę przewietrzył przed jutrem. Dymiarki czerwono-białe trzeba kupić jeszcze, opaskę wyprasować. Raz do roku święto jednak, nasze patriotyczne. Ale chuj z tym. Wyjąłem z szafy dresy RED IS BAD, patrzę, czyste, eleganckie. „No nie, jednak nie. Te to na jutro zostawię”. Założyłem jakieś z adasia na siebie, buty. Szlugi w kieszeń – choć obiecałem sobie rzucić. Podobno kutas od fajek się kurczy. No ale zobaczymy, wieczorkiem papierosek dobrze wchodzi. Wychodzę z klatki. Lekki szronik pod nosem się zbiera. Dobre chłopaki z Woli się pochowały po kątach – nie ma co, czekają na jutro. Wiadomo.
Minęło już sporo godzin spaceru. Co roku przed marszem spać nie mogę. Wyobrażam sobie, jak wybierają mnie na podest i to ja głośno krzyczę do mikrofonu „ZA-KAZ PE-DA-ŁO-WA-NIA”. Nigdy się to nie zdarzyło, ale kurwa – fajnie by było.
Na ulicach pusto, maseczkę trzymam lewą ręką przy brodzie, w razie gdyby psy nadjeżdżały. Szluga odpalam dokładnie pod Tesco. Wziąłem głęboki wdech. Kaptur na oczy mi się nasunął i dym przesłonił widoczność. Kątem oka dostrzegam, że na przystanku stoi jakaś postać. Ramiona dość szerokie, blond włos, ze dwa metry wzrostu. Stoi twarzą odwrócona w moim kierunku. Dym zasłania obraz, macham ręką. Nic. Przystanek pusty. Patrzę na zegarek, 02:00. „Ja pierdolę!” – jedyne słowa, które przyszły mi na myśl. Całą sytuacją odrobinę się zesrałem, bo ktoś na tym przystanku stał. Zdjąłem szluga z ust i wyrzuciłem do kosza. Myśl, że trzeba już ładnie do domu spierdalać. Chwyciłem poprawić kaptur i zmroziła się we mnie krew. Poczułem pod dłońmi szorstkie, trzeszczące zawiniątko. Wziąłem je w dłoń i spojrzałem. Był to kępek suchych, blond włosów. Odskoczyłem i wyrzuciłem martwe włókno od siebie. Wpadłem na stojący za mną kosz na śmieci i jak długi wyjebałem się na plecy. To, co zobaczyłem, nie pozwoliło mi zebrać myśli. Z dachu nad witryną sklepu, tuż nade mną, wisiała głową w dół postać. Na nogach miała czarne kozaki na wysokiej szpilce, którymi pewnie stała na suficie, od butów ciągnęły się umięśnione, ale gładkie i błyszczące nogi, które sięgały przykrótkich, jasnojeansowych, potarganych spodenek. W pasie spięta była czarnym gorsetem z niedbale naszytymi, kolorowymi klejnotami. Męskie piersi miała nagie i przebite na samym środku sutków okrągłymi kolczykami. Wydawało się, że postać stoi wyprostowana, co przeczyło wszelkiej grawitacji. Jedyne, co zdradzało, że ów postać jest odwrócona, to zjeżdżająca z ramion krótka, jeansowa ramoneska i rozpuszczone, zwisające nad moją głową blond włosy. Ale najstraszniejsza była jej twarz. Mocne, męskie rysy przykryte ciemnym, przesadnym, acz ciągle kobiecym makijażem. Różowe oczy z wyciągniętymi rzęsami i na czarno pomalowane usta, które wciąż się ruszały w geście żucia.
– Bu – niskim, męskim głosem powiedziała, a z jej ust wypadła następna kępka suchych blond włosów. Pragnąłem czym prędzej uciec, ale ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Leżałem sparaliżowany, a wisząca postać zrobiła kilka kroków w powietrzu i jak po schodach zeszła na ziemię. Chwyciła mnie z tyłu głowy, wyciągając dłoń zakończoną lekko długimi, ciemnofioletowymi paznokciami. Wbiła je w potylicę i uniosła moją głowę. Patrząc mi w oczy, zaczęła zbliżać swoją przeraźliwie uśmiechniętą twarz w stronę mojej szyi. Dłonią od tyłu głowy najechała mi na twarz. Bezwiednie zamykając oczy, poczułem wilgotny język na jabłku Adama.
Usłyszałem dźwięk rwanej taśmy i trzask. Otworzyłem oczy i zobaczyłem ją: istotę, która zwisała z dachu, o spojrzeniu diabła, rysach twarzy ostro wykończonych ciętą kreską, wydłużonych nozdrzach, czarnym jak smoła uśmiechu i srebrnej, rozerwanej idealnie prostopadle, taśmie w zębach. Dłoń tej postaci stopniowo zbliżała się do mojego krocza, a ja przywiązany łańcuchami do krzesła nie mogłem zrobić nic. Schyliła się, odsłaniając lustro, które trzymały dwa podobne do tej postaci monstra: jedno wysokie, w czerwonej sukience, o potężnej, kobiecej sylwetce i kontrastujących, owłosionych jak u mężczyzny rękach i klatce, i drugie – mniejsze, o delikatniejszych rysach, ale przyklejonej do twarzy brokatowej brodzie. Pokój był ciemny, za to zdobiony kolorowymi światłami. Ciało przechodził rytmiczny, transowy bass, narkotyczna muzyka, coś z głębokiego techno. Dźwięk był przytłumiony, jakby dochodził z innego pomieszczenia. Siedziałem na krawędzi krzesła, tak że moje genitalia zwisały bezwiednie, ale w zasadzie – patrząc na własne odbicie w lustrze – powinienem był napisać: „Siedziałam”. Widziałam siebie w długich rudych włosach, twarzy perfekcyjnie pomalowanej, o głębokim brązowym cieniowaniu i jasnych, pełnych, błyszczących, beżowych ustach. Czułem się piękna. Mroczna postać z taśmą chwyciła moje jądra i podciągnęła pod pachwiny.
– Stajesz się jedną z nas. – Na te słowa przykleiła taśmę do mojego krocza i zaczęła zasłaniać to, co było dla mnie wcześniej tak cenne. Ja natomiast poczułem, że staję się wyjątkowa i potężna.
 Chcę wziąć udział w konkursie organizowanym przez Federację Znaki Równości. Jedną z możliwości jest napisanie tekstu na dwie strony A4. Napisałem jedną stronę, podesłałem mojemu Pawłowi:
- Ale wiesz że już ktoś powieść o zombie i patriotyzmie napisał?
Faktycznie. "Ale z naszymi umarłymi..." Jacka jeszcze nie czytałem, więc zaraz kupuję i się za to biorę, ale tymczasem wrzucę coś co i tak na konkurs nie pójdzie.
- Hej! Uważaj! Głowa w dół! - Krzyk Rozy przebił gęste od stę
Studentka z ładną cipką posuwana w taksówce
Mała chinka ostro wymacana przez dwóch olbrzymów
Dziki seks z cycatą blondynką

Report Page