Liznęła jego fiuta

Liznęła jego fiuta




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Liznęła jego fiuta
Historia, która chce wam opowiedzieć, zaczyna się w ciepły wiosenny wieczór. Siedziałem u swojej cioci, próbując naprawić jej komputer, stuk...
Zaczęło się dość niewinnie. Wtedy nie wierzyłem że coś takiego może mnie spotkać, i że spotkawszy - moja reakcja będzie właśnie taka. Lucy...
Minęło kilka dni a ja ciagle myślałem o tym co sie stało i czułem na swym kutasku cipke Kasi i to jak spuszczam się na jej cycuszki oohh..ni...
Witam czytam opowiadania od dobrych paru lat wiec i ja postanowilem opisac wam moja historie. Moja przygoda zaczela sie w wieku 25 lat moj...
Zobaczyłem ją na szkolnym korytarzu, miała kasztanowe włosy i duże zielone oczy. Na moje oko ok 165-170cm. Szczupła, a przy tym niezwykle ko...
Groziło mi 1 na koniec semestru z angielskiego, moja anglistka, Anna Dzióbałtowska, jest 25 letnią dziewczyną zaraz po studiach. Ma męża i p...
Wielkimi krokami zbliżał się weekend. Ponieważ ostatnio nie spędzałem ze swoją dziewczyną zbyt wiele czasu, nie wspominając o seksie, na któ...
Ojciec już od ponad trzech miesięcy pracował za granicą. Mama zajmowała się tylko domem czyli mną i moją 12-letnia siostrą. Ja miałem wtedy ...
Nazywam się Ania i mam 21 lat. Właśnie wracam po wakacjach na działce cioci, w Krainie Wielkich Jezior. To kolejny genialny pomysł moich rod...
Każdy z nas od czasu do czasu ma chęć pograć w jakąś strategie wojenną. Jeżeli możemy to robić jeszcze ze znajomymi to już jest szczyt marze...

Motyw Podróże. Obsługiwane przez usługę Blogger .

o samotności,braku nadziei,ucieczce w świąt marzeń



1 Pan Wyposazony Lauren Blakely

Home
1 Pan Wyposazony Lauren Blakely



Lauren Blakely Pan Wyposażony
Tytuł oryginału: Big Rock Tłumaczenie: Wojciech Białas ISBN: 978-83-283-3011-5 Copyrigh...

Lauren Blakely Pan Wyposażony

Tytuł oryginału: Big Rock Tłumaczenie: Wojciech Białas ISBN: 978-83-283-3011-5 Copyright © 2015 by Lauren Blakely All rights reserved. Translation copyright © 2018 by Helion SA This work was negotatied by Bookcase Literary Agency on behalf of Rebecca Friedman Literary Agency. Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji. Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli. Autor oraz Wydawnictwo HELION dołożyli wszelkich starań, by zawarte w tej książce informacje były kompletne i rzetelne. Nie biorą jednak żadnej odpowiedzialności ani za ich wykorzystanie, ani za związane z tym ewentualne naruszenie praw patentowych lub autorskich. Autor oraz Wydawnictwo HELION nie ponoszą również żadnej odpowiedzialności za ewentualne szkody wynikłe z wykorzystania informacji zawartych w książce. Materiały graficzne na okładce zostały wykorzystane za zgodą Shutterstock Images LLC. Wydawnictwo HELION ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice tel. 32 231 22 19, 32 230 98 63 e-mail: editio@editio.pl WWW: http://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)

Poleć książkę Kup w wersji papierowej Oceń książkę Księgarnia internetowa Lubię to! » nasza społeczność

Wprowadzenie Ważne jest nie tylko falowanie oceanu, drogie panie. Bezwarunkowo liczy się też ROZMIAR statku. A mój okręt płynie pełną parą. Co tu dużo mówić, mam wszystko, co należy. Wygląd, rozum, własne pieniądze i wielkiego fiuta. Możecie pomyśleć, że kawał ze mnie palanta. Przecież tak właśnie się zachowuję, prawda? Jestem seksowny jak sam grzech, niebiańsko bogaty, piekielnie bystry i niezwykle hojnie obdarzony przez naturę. Ale wiecie co? Nie znacie mojej historii. Pewnie, może i jestem playboyem, jak to opisują w plotkarskich brukowcach z Nowego Jorku, ale oprócz tego świetny ze mnie facet. Co sprawia, że jestem jedyny w swoim rodzaju. Jest tylko jeden problem: mój ojciec chce, żebym trochę przyhamował. Gości u siebie właśnie inwestorów o konserwatywnych poglądach, którzy zamierzają kupić jego najważniejszy sklep z biżuterią przy Piątej Alei, i dlatego zależy mu na tym, żebym zaprzestał się łajdaczyć i starał się zachowywać jak poważny biznesmen. OK. Dla ojca mogę to zrobić. W końcu to jemu zawdzięczam rodzinne klejnoty. Dlatego poprosiłem swoją najlepszą przyjaciółkę i współpracowniczkę, żeby zgodziła się przez tydzień odgrywać rolę mojej narzeczonej. Charlotte pisze się na ten układ. Ma własne powody, by przyjmować takie wielkie klejnoty. I wkrótce całe to udawane przedstawienie ma namacalnie prawdziwą puentę w sypialni, kiedy odkrywam przed nią nowe wymiary rozkoszy, bo dreszczów wstrząsających jej ciałem ani krzyków, od których drżą szyby w oknach, po prostu nie dałoby się odegrać.

Tyle że to, co do niej czuję, chyba też nie jest udawane. W co ja się, do cholery, wpakowałem przez te… wielgachne klejnoty?

Dedykacja Książkę tę dedykuję Helen Williams — wciąż wspominam dzień, kiedy napisałam do Ciebie z pytaniem, czy dałabyś radę sprawić, by R wyglądało jak C[1]. Poradziłaś sobie z tym koncertowo, dzięki czemu powstała ta książka. Ponadto dedykuję ją, jak zwykle, mojej najdroższej przyjaciółce Cynthii. [1] Dotyczy okładki oryginalnej anglojęzycznej wersji — przyp. red.

Prolog Mam zajebistego kutasa. Ale nie musicie mi wierzyć na słowo. Rozważcie tylko wszystkie jego zalety. Zacznijmy od najbardziej oczywistej. Rozmiar. Jasne, niektórzy twierdzą, że rozmiar nie ma znaczenia. Wiecie, co na to odpowiem? Kłamią. Kto chciałby nosić na palcu mały diamencik, kiedy może mieć trzykaratowy kamień? Nikt nie schyli się po jednodolarowy banknot, kiedy może dostać stówę. I nikt nie wsiądzie na małego kucyka, kiedy może przeżywać rodeo rozkoszy, ujeżdżając nieziemskiego fiuta. Dlaczego? Bo większy znaczy lepszy. Zapewnia większą przyjemność. Zapytajcie kobietę, która kiedykolwiek była zmuszona zadać to przerażające pytanie: — Jesteś już w środku? Mnie żadna kobieta nie musiała nigdy o to pytać. Zastanawiacie się pewnie, jaki dokładnie jest jego rozmiar. Dajcie spokój. Dżentelmeni nie mówią o takich rzeczach. Może i jestem boski w bzykaniu, ale wciąż pozostaję dżentelmenem. Kobiety puszczają się ze mną, ale ja przepuszczam je w drzwiach. Podaję im płaszcz. Stawiam im kolację i traktuję je jak królowe, zarówno w łóżku, jak i poza nim. Ale rozumiem. Chcecie mieć jakieś wyobrażenie. Wymiary opisane w centymetrach, byście na myśl o nich mogły się ślinić. OK. Wyobraźcie sobie penisa ze swoich fantazji; mój jest w cholerę większy.

Pora zająć się wyglądem. Bądźmy szczerzy. Niektóre członki są cholernie brzydkie. Nie będę się tu zajmował przyczynami takiego stanu rzeczy. Same wiecie, jakie są, ale jeśli chodzi o mój superinstrument, to wystarczy, żebyście kierowały się w swoich wyobrażeniach następującymi czterema przymiotnikami: długi, gruby, gładki, twardy. Gdyby artyści epoki renesansu zajmowali się rzeźbieniem penisów, mój byłby dla nich modelem. Trzeba jednak powiedzieć, że wszystko to nie miałoby żadnego znaczenia, gdyby mój fiut nie potrafił się wykazać tą jedną, najważniejszą zaletą. Sprawnością. Ostateczną miarą penisa jest liczba orgazmów, które ma na koncie. I nie mam tu na myśli rękodzieła. To oszustwo. Mówię o ekstazie, która sprawia, że plecy kobiety wyprężają się jak łuk, która przeszywa jej ciało spazmem przykurczającym palce u stóp, od której pękają wszystkie pobliskie szyby… Od której jej świat kołysze się w posadach. Jak wiele rozkoszy dostarczył kobietom mój penis? Nie jestem plotkarzem, więc powiem tylko, że na liście jego osiągnięć nie ma żadnych potknięć. Dlatego to cholernie dołujące, że musi wziąć na wstrzymanie.

Rozdział 1. Mężczyźni nie rozumieją kobiet. To po prostu niezaprzeczalny fakt. Na przykład ten koleś. Ten, który siedzi w kącie przy moim barze, opierając łokcie na metalowym blacie i siląc się na niedbałą pozę. Rozmawia z jakąś seksowną brunetką w prostokątnych, czerwonych okularach, wodząc palcem po swoich opadających ku podbródkowi wąsach i starając się nie uronić ani jednego z wypowiadanych przez kobietę słów. Tyle że gapi się na jej dekolt. Trzeba przyznać, że brunetka ma ładne cycki. A kiedy mówię „ładne”, mam na myśli to, że przy swoim rozmiarze mogłyby się ubiegać o własny kod pocztowy. Ale jak można tak partaczyć? Jej oczy są wyżej. A ty musisz nawiązać z nią kontakt wzrokowy, albo laska sobie pójdzie. Skończyłem nalewać piwo jednemu z naszych stałych klientów, biznesmenowi, który zaglądał do nas w każdy weekend. Na twarzy miał wypisaną urazę do szefa, który wysłał go w podróż służbową, więc jeśli alkohol mógł choć trochę poprawić mu humor, to byłem gotowy podać pomocną dłoń. — Ta kolejka gratis. Nie żałuj sobie — powiedziałem i popchnąłem kufel po blacie w jego kierunku. — To najlepsze, co zdarzyło mi się dzisiaj usłyszeć — odpowiedział, dziwnie krzywiąc usta, po czym wlał w siebie połowę zawartości naczynia i rzucił na ladę trzy dolary napiwku. Miejscowe barmanki, które żyją z napiwków, będą mu wdzięczne. Ale Jenny musiała wyjść wcześniej, bo jej siostra ma

doła, więc to ja wziąłem na siebie obsługiwanie ostatnich klientów, podczas gdy moja współpracowniczka, Charlotte, zajęła się papierkową robotą. Wąsacz przybliżył się do laski w czerwonych brylach, a ta odsunęła się do tyłu, pokręciła głową, chwyciła torebkę i ruszyła w stronę wyjścia. Taak. Kiedy trzeba przewidzieć, czy jakiemuś kolesiowi uda się coś wyrwać, czy nie, można na mnie polegać, jak na jakiejś wróżce. Większość facetów ma z reguły pod górkę, bo popełniają najczęstsze barowe błędy. Na przykład zaczynają rozmowę od głupich tekstów. Dziewczyno, przy tobie mój żołnierz staje na baczność. Albo: Powinnaś pracować na giełdzie, bo wiesz, jak sprawić, że wszystko idzie do góry. Tak, ja też nie mogłem uwierzyć własnym uszom. A co powiecie na błąd tego wąsacza? Koleś nie panuje nad swoimi oczami i nie może przestać się gapić na inne atrakcje. Która kobieta uzna to za komplement? Jednak najgorsze spośród barowych błędów są aroganckie założenia. Że chce jej się z tobą rozmawiać. Że pójdzie z tobą do domu. Że możesz ją pocałować bez jej zgody. Sami wiecie, do czego prowadzą takie przypuszczenia. A co na to ja? Wystarczy zerknąć na mój dyplom. Skończyłem dwa fakultety, zdobyłem stopień naukowy w dziedzinie finansów i ze znajomości języka kobiet — i to z wyróżnieniem. Posiadam encyklopedyczną znajomość kobiecych potrzeb… które zaspokajam. Opanowałem w mistrzowskim stopniu mowę ciała kobiet, wszystkie gesty i sygnały. Takie jak te, które docierają do mnie w tej chwili. Charlotte stuka w swojego laptopa, przygryzając w skupieniu dolną wargę. Tłumaczenie: Mam wenę, więc z daleka ode mnie, bo sieknę cię w tchawicę. OK, w porządku. Tak naprawdę nie ma skłonności do przemocy. Ale bez żadnych wątpliwości daje do zrozumienia,

żeby jej nie przeszkadzać. Tyle że wąsacz nie ma za grosz pojęcia o języku kobiet. Kroczy pewnie wzdłuż baru, gotując się do działania. Wydaje mu się, że ma u niej szansę. Siedzę sobie za kontuarem i glancuję kieliszki, a jednocześnie niemal słyszę, jak odchrząkuje, szykując się, by zagadać do Charlotte. Nic dziwnego, że upatrzył sobie moją najlepszą przyjaciółkę. Charlotte to, praktycznie rzecz biorąc, prawdziwa bogini. Po pierwsze, ma faliste blond włosy i piwne oczy, w których można utonąć. Większość blondynek ma niebieskie oczy, więc Charlotte zyskuje dzięki tej niecodziennej kombinacji barw, która po prostu zapiera dech w piersiach swoim nieoczekiwanym i obezwładniającym seksapilem. Po drugie, ma fantastyczne, pełne ironii poczucie humoru. A na dodatek jest szalenie bystra. Tyle że wąsacz nie ma pojęcia o dwóch ostatnich zaletach. Dociera do niego jedynie, że Charlotte jest piękna, więc przymierza się, by spróbować szczęścia. Bierze krzesło, siada tuż obok, wyszczerzając do niej zęby. Dziewczyna wzdraga się, zaskoczona, że koleś właśnie wdarł się do jej prywatnej strefy przeznaczonej na pracę. Bez problemu sama by sobie z tym poradziła, ale kawał czasu temu zawarliśmy pewien układ, który potem odnowiliśmy, gdy zostaliśmy wspólnikami przy prowadzeniu tej knajpy. Przysięgliśmy sobie, że gdyby którekolwiek z nas potrzebowało dziewczyny albo chłopaka na niby, by móc elegancko wywinąć się z niezręcznej sytuacji, to będziemy gotowi do odegrania potrzebnej roli. To szopka, którą odstawiamy już od czasu studiów, zawsze działa bez zarzutu. Jednym z powodów skuteczności tego numeru jest to, że Charlotte i ja nigdy nie moglibyśmy być parą. Za bardzo cenię

sobie jej przyjaźń, a sądząc na podstawie tego, ile razy śmiała się razem ze mną i ile razy wypłakiwała się na moim ramieniu, ja również jestem jej potrzebny. To kolejny powód, który sprawia, że ta strategia jest tak genialna — oboje wiemy, że na zawsze pozostaniemy jedynie przyjaciółmi. Wyszedłem zza kontuaru i ruszyłem w stronę Charlotte od razu, gdy tylko zobaczyłem, że wąsacz siada obok niej, przedstawia się i pyta o jej imię. Stanąłem przy niej i położyłem jej dłoń na plecach, jakby była moja. Jakbym tylko ja miał prawo dotykać jej ciała, muskać palcami blond włosy i spoglądać w piwne oczy. Pochyliłem głowę i wyszczerzyłem się do kolesia w szerokim, podłym uśmiechu, bo to ja byłem w tym przedstawieniu szczęściarzem, który miał zabrać ją ze sobą do domu. — Moja narzeczona ma na imię Charlotte. Miło cię poznać, jestem Spencer — powiedziałem i wyciągnąłem ku niemu rękę. Wąsacz zmarszczył nos jak królik, bo dotarło do niego, że drugi raz tego wieczoru zaliczył pudło. — Dobranoc — wymamrotał i szybko uciekł na ulicę. Charlotte odwróciła twarz w moim kierunku i kiwnęła głową w geście aprobaty. — Patrzcie no tylko. Kapitan Narzeczony na ratunek — powiedziała. Przesunęła dłonią po moim ramieniu i zacisnęła ją na moim bicepsie. — Nawet nie zdążyłam zauważyć, że się do mnie przystawia. — Dlatego masz mnie. Mam oczy dookoła głowy — odpowiedziałem, zamykając drzwi wejściowe. Knajpa była pusta. Zostaliśmy tylko my, jak w wiele wcześniejszych wieczorów w porze zamykania lokalu. — I zwykle są zajęte wypatrywaniem dostępnych kobiet — odparła, obrzucając mnie spojrzeniem, które mówiło: jak ja cię dobrze znam. — Co mogę powiedzieć? Lubię, żeby i moje oczy zaliczyły trochę akcji, podobnie jak reszta ciała — odpowiedziałem,

poklepując się po płaskim jak deska brzuchu. Charlotte ziewnęła. — Kładź się już — powiedziałem. — Ty też powinieneś. Co ja gadam. Pewnie masz jakąś randkę. Nie myliła się zbytnio. Co chwilę umawiam się z jakąś kobietą. Na początku tego miesiąca poznałem na siłowni jedną fantastyczną laskę. Ostro trenowała, a potem zaliczyła jeszcze intensywniejszy trening na kanapie w moim mieszkaniu. Następnego dnia przysłała mi esemesa. Napisała, jak ją bolą uda i że bardzo jej się podobało. I że jeśli kiedykolwiek zdarzy mi się odwiedzić Los Angeles, mam ją znaleźć, bo ma ochotę mnie znowu poujeżdżać. Pewnie, że miała ochotę. Kiedy spróbujesz polędwicy, nie będziesz mogła już patrzeć na hamburgera. Zapisałem sobie jej numer. Nigdy nic nie wiadomo. Komu miałoby przeszkadzać, że dwie dorosłe osoby spędzą wspólną noc i rozejdą się rano każde w swoją stronę, mając wrażenie, że ziemia tańczy im pod stopami dzięki przeżytym wielokrotnym orgazmom? Tak to powinno wyglądać. To pierwsza reguła randkowania — zawsze dbaj najpierw o przyjemność kobiety, a w idealnym przypadku później przyjdzie kolej na ciebie. Kolejne dwie zasady są równie proste — nie przywiązuj się i nigdy, przenigdy nie zachowuj się jak palant. Dochowuję wierności tym zasadom i mogę powiedzieć, że zapewniły mi one całkiem miłe życie. Mam dwadzieścia osiem lat i jestem bogatym, przystojnym singlem, oraz dżentelmenem. Czy to dziwne, że nie narzekam na brak seksu? Jednak dzisiaj mój fiut ma wolne. Czas iść wcześniej lulu. Pokręciłem głową w reakcji na wcześniejsze pytanie Charlotte i wróciłem do zmywania kontuaru. — Nie, jestem umówiony na jutro, na wpół do ósmej, na śniadanie z moim tatą i jakimś kolesiem, któremu ojciec chce sprzedać swój sklep. Muszę być

świeży i wypoczęty, żeby zrobić odpowiednie wrażenie. Charlotte wyciągnęła palec w stronę drzwi. — Sen urodzie sprzyja, możesz już iść, Spencer. Ja zamknę. — O nie. To ja jestem tu w zastępstwie Jenny. Ty idź do domu. Złapię ci taksówkę. — Przecież wiesz, że mieszkam w Nowym Jorku od pięciu lat, co? Wiem, jak skombinować sobie taksówkę późnym wieczorem. — Zdążyłem już poznać twoją niezależność. Ale nie obchodzi mnie to, wysyłam cię do domu. To, nad czym teraz siedzisz, możesz dokończyć w swoim mieszkaniu — powiedziałem, wrzucając ścierkę do zlewu. — Chwileczkę. Chyba się nie boisz, że ten debil Bradley będzie się kręcił o tej porze koło twojego bloku z bukietem kwiatów dla ciebie? — Nie. Zwykle urządza te przebłagalne zasadzki za dnia. Wczoraj podesłał mi metrowego misia trzymającego czerwone, atłasowe serduszko z napisem Proszę, przebacz mi. Co ja mam z tym, do cholery, zrobić? — Odeślij mu go. Do biura. A na serduszku napisz szminką NIE. — Ekschłopak Charlotte to kompletny zasraniec, sukinsynowi nigdy nie uda się jej odzyskać. Uniosłem rękę. — Momencik. Pamiętasz może, czy ten miś ma na łapie środkowy palec? Roześmiała się. — Dobry pomysł. Szkoda tylko, że cały blok musi wiedzieć o moich problemach. — Wiem. Dobrze byłoby, żebyś nie wpadła już na niego ani razu, aż do końca świata. Zatrzymałem dla niej taksówkę, pocałowałem w policzek i odesłałem do domu. Po zamknięciu lokalu ruszyłem do swojego apartamentu w West Village — na szóstym piętrze zajebistego budynku o elewacji z piaskowca, z tarasem, który zapewnia widok na cały Dolny Manhattan. Idealnym na takie czerwcowe wieczory jak dzisiejszy.

Rzuciłem kluczyki na stojący obok drzwi stolik i zabrałem się do przeglądania niedawno odebranych esemesów na mojej komórce. Roześmiałem się, gdy zobaczyłam zdjęcie z jednego z plotkarskich czasopism przysłane mi przez moją siostrę Harper, opublikowane kilka tygodni wcześniej, na którym byłem ja i ta laseczka z siłowni. Okazuje się, że dziewczyna jest instruktorką fitness dla różnych celebrytów w jakimś reality show. Natomiast ja jestem znanym nowojorskim playboyem — ta sama bulwarówka posłużyła się identycznym określeniem, kiedy miesiąc temu widziano mnie z nową, seksowną gwiazdą sceny kulinarnej podczas otwarcia restauracji w Miami. Ale dziś wieczorem jest ze mnie grzeczny chłopiec. Nie mogę obiecać, że tak będzie jutro.

Rozdział 2. Koszula zapięta pod samą szyję. Krawat. Grafitowe spodnie. Ciemnobrązowe włosy, zielone oczy, ładnie zarysowana szczęka. Tak, wszystko na swoim miejscu. Tego piątkowego poranka byłem z siebie tak zadowolony, że gdybym grał w jakimś tandetnym filmie, pokazałbym sobie w lustrze dwa podniesione kciuki. Choć oczywiście nie jestem tego typu facetem. W końcu kto tak pajacuje? Zamiast tego odwróciłem się w stronę mojego kota Fida, by zasięgnąć jego opinii. Odpowiedź była prosta — umknął w przeciwnym kierunku z wysoko uniesionym ogonem. Z Fidem mamy układ: ja go karmię, a on się nie wcina, kiedy mam okazję zaliczyć jakąś laskę. Znalazłem go jakiś rok temu na moim balkonie, miauczał za szybą przesuwanych drzwi. Na szyi miał małą tabliczkę z napisem „Księżniczka Poppy”. Gdy sprawdziłem jego obrożę, okazało się, że należał do pewnej miłej staruszki z naszego budynku, która właśnie pożegnała się z tym łez padołem. Najwyraźniej staruszka wzięła go przez pomyłkę za kotkę. Nie miała żadnych krewnych ani nie zostawiła instrukcji, co zrobić z kotem. Wobec tego wziąłem go, wywaliłem różową, połyskującą brokatem obrożę i nadałem mu imię odpowiednie do jego płci. Nasza relacja była korzystna dla obu stron. Na przykład jutrzejszy wieczór. Fido nie będzie narzekał i marudził, kiedy wrócę późno do domu. A byłem całkowicie przekonany, że uda mi się tu dotrzeć dopiero przed świtem. Dziś musiałem iść do roboty, ale jutro za barem miała stanąć Jenny, a ja zamierzałem wyciągnąć swojego kumpla Nicka na miasto, żeby uczcić jego sukces. Jego popularny show

telewizy
Ava Mendes uwielbia tylko duże i twarde konie
Niebieskie majtki i czerwone dildo
Przyjaciółki dzielą kutasa i rozpustę

Report Page