Lesbijska wycieczka nad może

Lesbijska wycieczka nad może




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Lesbijska wycieczka nad może


Nie obwiniaj kobiet po gwałcie - petycja




TO NIE TWOJA WINA! STOP PRZEMOCY WOBEC KOBIET




NAZYWAM SIĘ MILIARD/ ONE BILLION RISING POLAND




MAPA MIEJSC POMOCY DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY




Zjawisko przemocy seksualnej w tym gwałtów




Dlaczego się nie broniły – reakcja na gwałt




Mity na temat gwałtów i przemocy seksualnej




Konsekwencje mitów na temat gwałtów




Procedura policji postępowania z osobą, która doświadczyła przemocy seksualnej




Mechanizm przemocy i zachowań przemocowców




Proces dochodzenia sprawiedliwości w sprawie o przemoc seksualną




Wzory pism - zawiadomienie o przemocy i inne




KREM DEMONELLA - nasz pierwszy krem!




AKCESORIA - kosmetyczki, woreczki na zakupy i in.



LESBIJSKA INSPIRA I Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
II. Rozmowy wokół manifestu
1.  Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką 
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.  Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.  P otrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.  Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.  Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.  Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normala rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką.
                                                              ____________
Kontakt: lesbijskainspira@gmail.com





fundacjafeminoteka@gmail.com




ul. K. Guderskiego 3/96 03-982 Warszawa




Copyright © 2022 Fundacja Feminoteka | Powered by Fundacja Feminoteka

TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY
Телефон для жінок, які зазнають насильства
CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK OD 11.00 DO 19.00
Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 17:00
KRS 0000242885, NIP : 521-33-699-15, REGON : 140308264
Działamy od 2005 roku. Od 2009 jesteśmy Organizacją Pożytku Publicznego
E-mail: fundacjafeminoteka@gmail.com
Adres: ul. K. Guderskiego 3/96 03-982 Warszawa
Śledź nas w mediach społecznościowych
Samo Dobro to marka kosmetyczna fundacji Feminoteka. 
„Zło dobrem zwyciężaj” to nasze hasło, bo cały zysk ze sprzedaży wszystkich produktów przeznaczamy na pomoc kobietom doświadczającym przemocy!
Monika Rak: Poznałyśmy się na Europejskiej Konferencji Lesbijek* w Kijowie w 2019 roku. Zaciekawiło mnie, że mieszkasz od kilku lat w Czechach. Jak to się stało, że tu się znalazłaś? Wybór czy konieczność?
Frídka Belinfantová: Sama sobie zadaję to pytanie, na ile był to świadomy wybór, a w jakiej mierze zrządzenie losu czy też coś, co nazwałabym migracyjną podświadomością. Kiedy myślałam o swoich korzeniach, uświadomiłam sobie, że wyjazdy zdarzały się często w mojej rodzinie, w różnych pokoleniach, więc może po prostu podążam za tą tradycją. Emigracja zresztą to część nie tylko mojej rodzinnej historii, ale też jest wpisana w polskość.
AM: W naszej kulturze to często wynik przymusu politycznego – powstania w XIX wieku, II wojna światowa, PRL, stan wojenny… Ale to także przymus ekonomiczny, jak choćby dwumilionowa emigracja po 2005 roku, po wejściu do Unii Europejskiej.
FB: Ja właśnie jestem eurosierotą.Jeden z moich rodziców wyjechał za granicę właśnie po 2005 roku.
AM: Powiedz, skąd pomysł by przenieść się do Czech?
FB: Interesowałam się Czechami. Ciekawił mnie ten kraj. Różnimy się, choć jesteśmy sąsiadami i mamy wspólne doświadczenie poprzedniego reżimu. Fascynowała mnie wizja liberalnego społeczeństwa. Spakowałam walizki i podążyłam za wizerunkiem Czech, który spopularyzował Mariusz Szczygieł – ateistycznych, otwartych, lepiej zorganizowanych socjalnie. Chciałam sprawdzić, czy te opinie są prawdziwe i jak się żyje w takim kraju.
MR: Jednak wybór Czech zaskakuje, zwykle wyjeżdżamy na Zachód.
FB: Wiedziałam, że jeśli miałabym emigrować, to do tej części Europy, która jest mi bliska i czuję się w niej jak w domu. Czechy wydawały mi się krajem o mentalności progresywnej. Miałam dość polskiego zaduchu homofobii, wpływu kleru na społeczeństwo i politykę. Znaczenie miał też fakt, że rynek pracy jest tu inny, śmieciówki nie są tak częste jak Polsce.
FB: Po studiach, ale wcześniej uczyłam się języka i planowałam wyjazd. Wybrałam Pragę i jestem tu już parę ładnych lat. 
FB: Dobrze, to jest mój dom, ale bywały ciężkie chwile, kiedy czułam się wykorzeniona, rzadko, ale jednak. Zdarzało się, że nie czułam już bliskiego związku z Polską, może poza więziami rodzinnymi i paroma przyjaźniami, a jednocześnie czułam wyobcowanie w Czechach. Nie lubię generalizacji i przypisywania konkretnych cech narodom, ale odnoszę wrażenie, że Czeszki i Czesi są dość zamknięte_ci, czuje się dystans. Musiałam spędzić tu kilka lat, żeby dostać zaproszenie na domówkę. [śmiech] Nawet w klimatach aktywistycznych nie jest łatwo się odnaleźć nowym osobom. I to nie jest tylko moje doświadczenie. Czasem zdarzały mi się z tego powodu kryzysy.
AM: Miało to coś wspólnego z Twoją orientacją?
FB: Raczej z pewnym poczuciem inności, bycia mniejszością w mniejszości i z migracyjną częścią mojej tożsamości.
AM: A autowałaś się w Polsce czy Czechach?
FB: Na różnych etapach mojego lesbijstwa byłam wyautowana albo nie. Zanim poznałam queerowe osoby, to zakochiwałam się w heteroseksualnych koleżankach. Taka klasyka. [śmiech] Gdy miałam 17 lat przechodziłam etap pielęgnowania swojej orientacji – zaczęłam od wstydu, skończyłam na dumie. Manifestowałam to kim jestem. Z dziewczyną chodziłyśmy za rękę po parku, całowałyśmy się. Spotykały nas docinki, obraźliwe słowa, ale na szczęście nie było fizycznej przemocy. Byłyśmy jawne dla rodziny mojej dziewczyny, moja nie wiedziała nic. Pochodziłyśmy z różnych miast, ona z większego, ja ze średniej wielkości, liczącego około 100 tysięcy mieszkańców. W szkole wszyscy wiedzieli o mojej tożsamości, inni znajomi również. Przed matką zostałam wyautowana przez osobę trzecią, bez mojej świadomości i zgody. Spotkałam się z odrzuceniem, a mama argumentowała swoje zachowanie religią. Od tamtej pory jeszcze mocniej czułam, że jest mi duszno, potrzebuję wolności. Przyczyną była nie tylko orientacja, ale chęć życia po swojemu, poza sztywnymi schematami i patriarchatem, który znałam z domu. 
FB: W końcu uciekłam z mojego miasta na studia. Mogłam odetchnąć, ale nie byłam już taka otwarta, zwłaszcza że nowa dziewczyna ukrywała się, więc nie okazywałyśmy sobie uczuć publicznie. Nie chodziłam na parady, manifestacje, ale nie rezygnowałam z imprez lesbijskich. Ze względu na te doświadczenia myślałam, że w Czechach będzie lepiej, jawniej, bez strachu. 
FB: Długo nosiłam wewnętrzny strach, mimowolnie zakodowany w Polsce. Trochę trwało, zanim zaczęłam jawnie pokazywać się na ulicach z dziewczyną, obawiałam się reakcji otoczenia. Paradoksalnie w Czechach zdarzyło mi się więcej incydentów na tle homofobicznym niż w Polsce. Nawet groziło nam z dziewczyną pobicie. Ale raz udało nam się spłoszyć kiboli, którzy chcieli napaść na grupkę osób wracających z queer imprezy. Oczywiście w stosunku do stopnia jawności w jakim tu żyję, to margines. Muszę jednak przyznać, że po paru latach zrewidowałam swoje pierwotne wyobrażenie o tym kraju, a konkretnie mówiąc o otwarciu i czeskiej tolerancyjności. Owszem, tematy LGBTQ+ nie wywołują tylu emocji i hejtu co w Polsce, ale nie przypisywałabym tego uświadomionej otwartości na różnorodność czy ciekawości, by poznawać innych. Jest to raczej wynik braku zainteresowania heteronormatywnej społeczności. Za rzekomym liberalizmem skrywa się podejście: wszystko mi jedno , lecz kiedy tylko zaczniemy się głośniej odzywać, walcząc o swoje prawa i emancypację, stajemy się nagle niewygodni, roszczeniowi. Oczywiście w porównaniu do sytuacji w Polsce można stwierdzić, że tu niewiele się dzieje. 
FB: Czasem przychodzą myśli, że może powinnam zostać i walczyć w Polsce. To pragnienie wzmogło się, gdy widziałam na przykład Czarny Protest czy pierwszy Marsz Równości w moim rodzinnym mieście.
FB: Zawsze miałam w sobie bunt, nawet gdybym nie była lesbijką, byłabym aktywistką. Ale nie wracam, tutaj czuję się dobrze. Chcę wspierać ważne dla mnie sprawy w Czechach i w Polsce – bywając na demonstracjach w Polsce albo organizując je tutaj, jak na przykład Czarny Protest w Pradze. 
MR: Pamiętasz swój aktywistyczny pierwszy raz?
FB: Pamiętam. W 2005 roku w moim mieście rodzinnym była manifestacja solidaryzująca się z Paradą Równości, której zakazał Lech Kaczyński. Zebrało się parę osób, ale więcej ultraprawicowych przeciwników, ultrasów, którzy mieli wyćwiczone na stadionach gardła. Zagłuszyli tęczowy wiec. Ja też tam byłam, stałam pomiędzy i krzyczałam na kiboli. Nie chciałam jawnie przyłączyć się do tęczowych flag, wiedziałam, że będą robić zdjęcia. To była właśnie moja pierwsza próba aktywistycznego zaangażowania.
FB: Nie. Gdy przeniosłam się na studia do większego miasta, wiodłam raczej mieszczańskie życie, nie było tu tęczowych imprez. Nie interesowałam się aktywizmem, wiedziałam, że jest w mieście queer stowarzyszenie, ale tylko je śledziłam z daleka. Później, w Warszawie, zaczęłam intensywnie chodzić na imprezy do Glamu czy organizowane przez Twin Heart. Bywałam na otwartych spotkaniach w Lambdzie Warszawa, ale nie zaangażowałam się.
AM: A kiedy zajęłaś się aktywizmem na poważnie?
FB: Mój pierwszy Pride był dopiero w Pradze.Tu poczułam się wolna. W Polsce bałam się, że rodzina się dowie . Te wszystkie aparaty fotograficzne i kamery… Czułam, że uczestniczenie w paradzie to przywilej dla tych, którzy mogą sobie pozwolić na wyautowanie się. 
AM: Musimy więc zapytać o coming out.
FB: Są we mnie ambiwalentne odczucia. Z jednej strony zazdroszczę znajomym, które_którzy to mają za sobą i wciąż pozostają w dobrych relacjach z bliskimi. Ale to właśnie te dobre relacje, bliskość emocjonalna i poczucie bezpieczeństwa ze strony rodziny nie z wyboru, tworzą dobry grunt pod coming out. Bez nich jest ciężko. U mnie jest jeszcze dodatkowe brzemię psychiczne, wynikające z wychowania w konserwatywnym, homofobicznym środowisku, gdzie w relacjach panuje chłód, brak zaufania i ciągła gra na obowiązkową heteronormę . Trzeba pamiętać, że w latach nastoletnich, taka decyzja może grozić wyrzuceniem z domu. Dlatego, dopóki mieszkałam z rodzicami, milczałam w tej sprawie. Potem bałam się, że nie będą mi pomagać finansowo na studiach. Teraz, gdy jestem już samodzielna i żyję za granicą, wszystkie te argumenty są nieaktualne, ale wciąż się nie zdecydowałam.
AM: Myślisz, że to się może nigdy nie wydarzyć?
FB: Mam tego świadomość. Jak mówiłam, jestem rozdarta. Z jednej strony czytam o cudownych coming outach, że ktoś się uwolnił i poczuł ulgę. Też to czułam, gdy powiedziałam o sobie znajomym, czy przestałam ukrywać kim jestem w pracy. Rozumiem także, że im więcej nas będzie widocznych, tym lepiej. Będziemy zmieniać społeczeństwo. Z drugiej strony nie powinno być presji. Outing tak, ale nie za każdą cenę. Nie wtedy, kiedy grozi to traumą rodzinną albo naraża się zdrowie psychiczne lub fizyczne. Tą presją outowania nie pomagamy sobie. 
MR: Dziewczyny często mówią o relacjach rodzinnych, które blokują ich coming outy. Co jest istotą tego lęku?
FB: W moim przypadku to sprzeczność. I głęboko zakorzeniona potrzeba miłości. Ja pragnęłam bliskich uczuć od rodziców, nie dostałam ich tyle, ile chciałam, a moja orientacja jeszcze bardziej tę potrzebę odcina. Ten kontakt z rodziną nie z wyboru , pomimo tego, że nie jest najlepszy, jest mi potrzebny. Nie chcę z niego zupełnie zrezygnować. Waham się więc między lękiem przed utratą rodziny, a chęcią życia w prawdzie. 
MR: Mimo tylu wątpliwości obracasz się teraz w queerowym środowisku. Jak tu trafiłaś?
FB: Przez aplikację randkową. Chciałam tą drogą wejść w środowisko, poznać dziewczyny, kluby, ogólnie się zorientować. Pierwszy był portal Igirls, podobny do Kobiety Kobietom. Dzięki niemu zaczęłam robić dogłębny reserch. Dowiedziałam się, że od dłuższego czasu istnieje klub lesbijski Jampa Dampa. Prowadzi go para dziewczyn, a didżejem jest facet. Trochę szkoda, bo po pierwsze gra straszną muzykę – latino albo kiczowate, popowe hity, a po drugie są w Pradze didżejki, które tworzą muzykę na dobrym poziomie. Właścicielki baru starają się jakoś to lesbijskie życie rozrywkowe animować. Dla mnie jest ważne, że to miejsce istnieje, ale mam wobec niego ambiwalentne uczucia. Sympatyczne jest to, że to klub dla butch. Nawet zanim tam poszłam znajome ostrzegały mnie, że tam dochodzi do bójek, a przy barze siedzą dziewczyny w koszulach flanelowych i krótkich włosach. Taki stereotyp – butch równa się agresja. 
MR: Wspaniale. Jadę do Pragi. [śmiech]
FB: Zapewniam, że nigdy mi się tam nic złego nie stało i nie widziałam tych legendarnych bójek. [śmiech] Chcę tam chodzić, bo to jest klimat lesbijski. Wspieram je finansowo, bo jak klub zniknie, to nie będzie żadnego już lesbijskiego miejsca w Pradze.
AM: To jawne miejsce, jak rozumiem.
FB: Na zewnątrz budynku nie ma żadnej tęczowej flagi czy symbolu. Choć na stronie internetowej jasno jest napisane, że to klub dla dziewczyn kochających dziewczyny. Chodzą tam butch, ale też przygodne osoby, turystki_ści. To z powodu popularnej lokalizacji w centrum miasta. 
FB: Kiedyś była kawiarnia Sapfo, dla lesbijek, ale gościniami były głównie znajome prowadzących. Długo się nie utrzymała. Zastanawiałyśmy się ze znajomymi lesbijkami, dlaczego tak się dzieje. Wydaje mi się, że przyczyną są kwestie finansowe, ale nie tylko. Z rozmów z uczestniczkami wydarzeń, które organizowałyśmy w ramach lesbijskiej inicjatywy, okazało się, że dziewczyny nie mają potrzeby stricte lesbjskich klubów. Słyszałam od nich: bądźmy otwarte, szukajmy różnorodności, nie ograniczajmy się tylko do dziewczęcych wydarzeń. Tak jakby to było coś złego. 
MR: Gdy jednak te same lesbijki szukają partnerek, mają pretensje, że nie ma lesbijskich miejsc i wydarzeń. Czasem randkowe aplikacje nie wystarczają.
FB: Zgadzam się. Tutejsze lesbijki chodzą głównie na imprezy lub wydarzenia, gdzie mogą poznać potencjalne partnerki, ale poza tym nie angażują się zbytnio. 
MR: Opowiedz o imprezach w Czechach. Jak wyglądają?
FB: Będę mówić pragocentrycznie, o tym mieście mam największą wiedzę. W ogóle muszę zaznaczyć, że lesbijki w Pradze skupiają się wokół imprez muzycznych. Istnieje kilka cyklicznych wydarzeń. Zacznę od Freedom Night , które organizowane są od 2004 roku, raz w miesiącu. To długo, bo w większości lesbijskie inicjatywy są prowadzone przez zaprzyjaźnione osoby lub pary, więc wystarczy, że ktoś się pokłóci, ktoś się zakocha i fajna inicjatywa się kończy. Akurat Freedom Night przez długie lata organizowały siostry bliźniaczki – czeskie Tegan i Sara. [śmiech] Co by wyjaśniało, dlaczego Fridomka , jak się tę imprezę pieszczotliwie nazywa w lesbijskim żargonie, przetrwała. 
FB: Na te imprezy chodzą głównie nastoletnie lesbijki. Raz w roku organizatorki przygotowują konkurs na lesbijską miss, niestety w dużej mierze kopiują heteromormatywne schematy. Chociaż dużo zależy od osobowości uczestniczek. Zdarzały się występy w duchu ciałopozytywności, jeden raz wygrała osoba trans. Niedawno były występy drag queen.
FB: W Czechach niestety nie ma takiej tradycji. Podobno kiedyś ktoś się pojawił na bardzo alternatywnym festiwalu. Widać różnicę między Polską a Czechami, które są małym krajem, jest mniej inicjatyw, mniej ludzi się angażuje. Czasami tęsknie spoglądam na Polskę, na dużą liczbę i różnorodność inicjatyw, ale to oczywiste, że im bardziej homofobiczny kraj, tym ludzie bardziej się mobilizują.
AM: Wolałybyśmy się nie mobilizować z powodu homofobii. Ale wróćmy do imprez.
FB: Była też impreza Meotar , na którą organizatorki zapraszały didżejki lesbijki, grające muzykę alternatywną, elektro. Nie uciekały od zaangażowania, wydarzenia były skierowane do lesbijek i feministek. Bardzo lubiłam na nie chodzić, ale niestety ostatnio okazało się, że ich nie będzie. Z powodów, o których mówiłam, nieporozumień.
AM: Zawsze szkoda, że osobiste relacje niszczą fajne inicjatywy. Trwałość to siła organizacji czy instytucji.
FB: Szczególnie szkoda, że pustka szybko się nie zapełniła. Mówię o lesbijskich propozycjach. Częściej pojawiają się inicjatywy ogólnie tęczowe, jak Fluido skierowane do osób queer. Organizowana jest przez New aliens agency, która stara się tworzyć alternatywę dla mainstreamowych agencji modelingowych i współpracuje z osobami niebinarnymi i transowymi.
MR: Jaka jest największa impreza LGBTQ+?
FB: Od mniej więcej dwóch lat istnieje impreza organizowana przez aktywistów i aktywistki praskiej Parady. Bardzo długo szefował jej Czesław Walek, Zaolziak, znany gejowski aktywista. Ale ostatnio zastąpiła go dziewczyna, Hana Kulhánková, która jest bardziej zaangażowana politycznie. Obserwuję, że gdy organizację przejmują dziewczyny, stają się one bardziej intersekcjonalne. Dlatego w programie Prague Pride pojawiły się na przykład wydarzenia międzypokoleniowe. Nowa szefowa wpadła też na pomysł imprezy, który nazywa się Bóbr .
MR: Mam skojarzenie, czy słusznie? [śmiech]
FB: Jest to aluzja. [śmiech] Poszłam na tę imprezę i to jest miszmasz. Butchów tam nie widzę, za to przychodzą dziewczyny, których nie spotkałam wcześniej. Pewnie jest tak dlatego, że ma większy zasięg, organizowana jest wokół największej tęczowej organizacji. W ogóle zauważyłam, że imprezy są etykietowane. I zastanawiam się dlaczego, czy to relikt przeszłości? Kiedyś tak było i tak zostało?
MR: A Tobie te etykietki przeszkadzają?
FB: Nie przeszkadzają, nawet są fajne, pokazują specyfikę tęczowej społeczności i różnorodność, na przykład lesbijek. To też ma charakter edukacyjny. Dzięki butch można zacząć dyskusję o nieoczywistych stronach maskulinizmu. To okazja, by mówić o odcieniach lesbijskiej tożsamości, czyli o gwiazdce.
MR: Jakich określeń używa się wobec kobiet nieheteronormatywnych w Czechach?
FB: W Czechach najczęściej dwa: lesba, powszechnie używane, ale traktowane też przez niektórych jako obraźliwe. Prewencyjnie się go nie stosuje. Ale jest też słowo lesbiczka, to po polsku zdrobnienie jak słowo lesbijeczka, co wydaje mi się protekcjonalne i umniejszające. Zaznaczę, że to skrajne określenia, nie ma w języku czeskim słowa neutralnego, jak polska lesbijka. Jeden queer psycholog zaproponował niedawno wariant pośredni lesbicka żena, czyli lesbijska kobieta. Ostatnio byłam świadkinią na czeskim necie dyskusji między lesbijkami na temat tych słów. Zasmuciła mnie ta debata. Zabrzmiały tam głosy, które proponowały zastąpić czeskie słowa angielskim terminem gay . Zastanawiam się, dlaczego dziewczyny nie chcą kultywować lokalności nazewnictwa? Dlaczego nie odzyskiwać słów? To jest emancypacyjne. C
Przyłapana na masturbacji na parkingu
Zrujnowana różowa cipka
Imponująca jazda przed kamerą

Report Page