Lafirynda w welonie

Lafirynda w welonie




🔞 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Lafirynda w welonie

bab.la - Online dictionaries, vocabulary, conjugation, grammar

Toggle navigation




share





Translator


Dictionary


Conjugation


Examples


Phrasebook


Word Finder


More arrow_drop_down

Games
Quizzes
Grammar
Wordle Solver




Dictionaries
Living abroad
About bab.la


share


public
Website Language
arrow_drop_down


Website Language


en
English



pl
Polski






Polish
ą
ć
ę
ł
ń
ó
ś
ź
ż




expand_more
polish
Polish


swap_horiz

english
English




Please choose different source and target languages.





english
English

swap_horiz

spanish
Spanish




english
English

swap_horiz

russian
Russian




vietnamese
Vietnamese

swap_horiz

english
English




english
English

swap_horiz

french
French



english
All English dictionaries



Multi languages translator
arrow_forward





Translations
Synonyms




colloquial
vulgar


Synonyms Synonyms (Polish) for "lafirynda":
Cookies Settings Accept All Cookies
In the English-Romanian dictionary you will find more translations.
Copyright © IDM 2022, unless otherwise noted. All rights reserved.
By clicking “Accept All Cookies”, you agree to the storing of cookies on your device to enhance site navigation, analyze site usage, and assist in our marketing efforts.


Was this page helpful?
Yes
No


Performance & security by Cloudflare


You cannot access hasladokrzyzowek.com. Refresh the page or contact the site owner to request access.
Copy and paste the Ray ID when you contact the site owner.

Ray ID:

740c7bbcea6b7726


740c7bbcea6b7726 Copy



For help visit Troubleshooting guide



W tym projekcie linki pomiędzy różnymi wersjami językowymi znajdują się na górze strony, naprzeciw jej tytułu. Przejdź do góry .
Nowelle - całość Michał Bałucki - Nowelle.djvu/5
NAKŁAD J. K. ŻUPAŃSKIEGO & K. J. HEUMANNA.
Kraków. — Druk Wł. L. Anczyca i Spółki, pod zarz. J. Gadowskiego.
(epizod z życia pracujących kobiet).




Tę stronę ostatnio edytowano 30 maj 2017, 00:24.
Tekst udostępniany na licencji Creative Commons: uznanie autorstwa, na tych samych warunkach , z możliwością obowiązywania dodatkowych ograniczeń.
Zobacz szczegółowe informacje o warunkach korzystania .



Privacy policy
O Wikiźródłach
Informacje prawne
Wersja mobilna
Dla deweloperów
Statystyki
Komunikat na temat ciasteczek











Strony dla anonimowych edytorów dowiedz się więcej

Siedziało ich dwoje w grabowéj altanie. — Wypadek to tak często powtarzający się w powieściach, romansach i w poezyi, że nie ośmieliłbym się nudzić nim, jak pan Jowialski pięknych czytelniczek, gdyby nie to, że para moich kochanków, zamiast gruchać miłośnie, jak każe regulamin romansowy, czytała Stuarta Milla: «o poddaństwie kobiet», to jest właściwie on czytał, a ona, siedząc naprzeciw niego, słuchała go z powagą i uwagą tak wielką, że od natężenia myśli, smagława jéj twarzyczka rozpaliła się gorączkowym rumieńcem i drobne perełki potu zarosiły czołko, do czego niemało przyczynił się także upał południowy, którego gorące tchnienie nawet w cienistéj altanie czuć się dawało.
Panienka była w ciemnéj, bareżowéj sukience, opiętéj lakierowanym paskiem, włosy miała gładko uczesane, haftowany maleńki kołnierzyk i takież mankietki, żadnego kwiatka we włosach, [ 10 ] żadnego świecidełka w ubraniu — nic, coby zdradzało chęć podobania się, zalotność tak właściwą i tak zwyczajną w jéj wieku. Ale bo téż to była panienka niezwykła — fenomen, jak mawiał jéj ojciec, lubiący się popisywać nią przed znajomemi. Kończyła edukacyę w Krakowie, uczyła się oprócz języków i muzyki, stanowiących u nas podstawę wychowania panieńskiego, także i historyi i fizyki i astronomii, wskutek czego, młodzież okoliczna, kawalerowie wiejscy, bali się jéj, jak ognia, bo każda rozmowa z nią, była rodzajem egzaminu, do którego nie każdy czuł się przygotowanym.
Jeden tylko znalazł się taki, który nie unikał jéj, owszem szukał jéj towarzystwa i znajdował w niém przyjemność, a był to właśnie ten, który teraz czytał jéj Stuarta Milla. — Był to ukończony słuchacz filozofii, gotujący się obecnie do doktoratu. Przebywał teraz chwilowo w charakterze nauczyciela młodszego brata panienki — i wkrótce zawiązała się między nimi bliższa znajomość. Zbliżyło ich ku sobie podobieństwo usposobień, wykształcenie i jednakie zapatrywanie na świat, ze strony poważnéj, głębszéj. Ona podziwiała ogrom jego wiadomości, on zachwycał się zamiłowaniem jéj do nauki i ta wzajemna adoracya była magnesem, który ich pociągał ku sobie. Szukali się wzajemnie i po kilka godzin dziennie spędzali razem na wspólném [ 11 ] czytaniu i poważnej rozmowie, co się potem stało ich potrzebą i przyzwyczajeniem.
Rodzice panny nie widzieli w tém nic niebezpiecznego. Zaślepieni w swojéj jedynaczce, dumni z jéj uczoności, o której w okolicy głośno mówiono, kontenci byli, że Jadwinia znalazła kogoś, z kim sobie porozmawiać może o tém, czego się w szkołach nauczyła — i jeszcze coś nowego skorzystać. Papa uważał te rozmowy kandydata filozofii z córką, jako nadliczbowe lekcye, za które miał zamiar ofiarować mu gratyfikacyą w formie jakiegoś prezenciku na imieniny. Ani mu to przez myśl nie przeszło, żeby tam jakiś mieszczuch, profesorzyna in spe, śmiał podnieść oczy na szlachecką córkę. Aż tu jednego pięknego dnia panna, jakby nigdy nic, oświadcza rodzicom, że po głębokim namyśle przyszła do przekonania, że nikt inny, jeno pan Kazimierz Filuciński może być jéj mężem. Mama, jak każda mama, ucieszyła się w duszy tą wiadomością, bo prawdę powiedziawszy, obawiała się trochę, żeby Jadwinia starą panną nie została z powodu, że młodzież jakoś nie bardzo garnęła się do niéj i że ona sama nie okazywała zbyt wielkiéj ochoty do małżeńskiego stanu. Decyzya więc panny wcale jéj przypadła do smaku, zwłaszcza, że i kawaler był niczego sobie, bo miał i miarę przepisaną i oczy, jakby na porcelanie malowane i wąsik i bródkę, jakby z najdelikatniejszego tytoniu tureckiego, no, a rozum taki, że [ 12 ] z księdzem proboszczem wytrzymywał dysputy. Były to dla niéj, jako dla matki, zupełnie wystarczające kwalifikacye.
Ale papa nie dał sobie ani mówić o tém. Oburzył się i zżymał niesłychanie na takie samowolne wystąpienie jedynaczki. Nazwał jéj miłość głupstwem, w którem za grosz sensu nie ma i w końcu oświadczył, że tego nieproszonego konkurenta wypędzi na cztery wiatry, a pannę odda do klasztoru.
Dla każdéj innéj panny byłoby to wystarczającem do cofnięcia się; co najwyżéj, próbowałaby łzami, prośbami, zmiękczyć groźnego papę, — wreszcie zemdleć lub spazmować, a w razie potrzeby zachorować niebezpiecznie, aby tem skłonić go do zgodzenia się z wolą Bożą. Ale panna Jadwiga nie należała do zwyczajnych panien, nie była to wiotka trzcina, którąby łatwo nagiąć można było, to téż z całą stanowczością oświadczyła papie, że postanowienie to nie jest wynikiem chwilowego upodobania, ale dojrzałego namysłu, że jeśli nie będzie mogła zaślubić pana Kazimierza, to nie pójdzie wcale za mąż. Zacytowała mu przy téj sposobności kilka sentencyj z Russa, Peletana o wyborze męża, czem mu tak zaimponowała, że chwilowo zapomniał języka w gębie. A ponieważ i matka zaczęła po swojemu popierać sprawę jedynaczki, to jest płaczem i lamentami na srogość ojca, «że jest tyranem własnego dziecka», przeto panu Kajetanowi nie [ 13 ] pozostawało nic innego, jak tylko zrejterować z placu boju. Chwycił więc z kołka słomiany kapelusz, zaczął sypać piorunami i dyabłami dla zamarkowania odwrotu, trzasnął drzwiami i poszedł w pole.
Przez następne dwa dni nie patrzał ani na żonę, ani na córkę, a głównego sprawcę zamieszania domowego, pana Kazimierza, ignorował zupełnie; przy stole siedział jak mruk, bębniąc tylko palcami po stole, albo targał Adasia za uszy o lada jakie przewinienie, nazywając go dardańskim osłem, czem chciał niejako dać przytyk nauczycielowi, że się jego nauką mało zajmuje. Ale długo tak trwać nie mogło. Pan Kajetan był z natury gawędziarz, lubił pobaraszkować, pośmiać się, pożartować, to też milczenie zaczęło mu ciężyć, a kwasy domowe zatruwały mu życie. — Czuł dobrze, że wobec uporu kobiecego przyjdzie mu kapitulować, szukał tylko sposobu, jakby to zrobić bez ubliżenia powadze ojcowskiej.
Jednego więc dnia, kiedy małżonka jego, jak zwykle, siedząc przy robocie, wzdychała i łzy ocierała ukradkiem, pan Kajetan, przyprowadzony do ostateczności jej uporczywem milczeniem, stanął przed nią i, siląc się na groźną minę, spytał:
— Czego ty właściwie, kobieto, chcesz odemnie? [ 14 ]
— A cóżbym ja od ciebie chciała — odrzekła z udaną pokorą, stulając ramiona — nic.
— Jakto nic, kiedy od kilku dni łazisz ze zwieszonym nosem, że sobie go mało nogami nie przystępujesz, wzdychasz po wszystkich kątach, jak duch na pokucie.
— A cóż ciebie to obchodzi?
—Jakże nie ma obchodzić, u stu dyabłów, kiedy mi stroicie takie miny, że człowiekowi życie obmierzło w domu. Niechże wiem przynajmniej; o co wam chodzi?.
Pani Kajetanowa nie dała sobie dwa razy powtórzyć pytania i, korzystając ze szczęśliwej sposobności, nagadała mu tyle pochwalnych rzeczy o wybranym przez córkę konkurencie, o jego uczoności, moralnem prowadzeniu się, zacności charakteru, że nieledwie wynikało z tego, że powinien Bogu dziękować, iż mu takiego zięcia nadarzył.
Pan Kajetan słuchał cierpliwie przedługiej perory jejmości, wolał już to, niż uporczywe jej przedtem milczenie; kiedy skończyła, machnął ręką i rzekł:
— Ha, widzę, że i tobie już oboje w głowie przewrócili. Pal was licho, róbcie, co wam się podoba, jak sobie pościelecie, tak się wyśpicie.
— Więc zezwalasz? — zawołała ucieszona.
— Niechno pierwej kawaler pozdaje egzamina, potem pogadamy. Tylko radzę ci matko, [ 15 ] pilnuj Jadwigi, bo to ci panowie z miasta....dyabeł nie śpi.....
I nie dowierzając paniczowi z miasta, rozciągnął teraz baczniejszą opiekę nad młodemi.
Pana Kazimierza pod najrozmaitszemi pozorami odciągał od panny, to na wędrówkę, to na cygarko, to do gumna, dla obejrzenia świeżo sprowadzonej młocarni, albo w pole do żniwa.A gdy mu się to niezawsze udawało, to chcąc przeszkodzić słodkiemu sam na sam, albo żonę im nasyłał do towarzystwa z pończochą w ręku, albo sam z fajeczką przysiadał się do nich i puszczał gęste kłęby dymu, niby jako skuteczny środek przeciw komarom. Siedział i przysłuchiwał się ich rozmowom; ale młodzi rozmawiali ze sobą zawsze tak poważnie, tak uczenie, że poczciwy szlachcic mało co z tego rozumiał, nudził się śmiertelnie i ziewał, że — zdawało się, usta rozedrze od ucha do ucha, Kiedy to tak często się powtarzało, zaczął stary podejrzewać, że oni umyślnie silą się na takie rozmowy, aby go wystraszyć tem od siebie. W naiwności swojej nie przypuszczał, żeby ktoś, a szczególnie młodzi, zakochani mieli jakąkolwiek przyjemność męczyć się wzajemnie tak uczonemi dysputami.
— Chcą się mnie pozbyć i wystraszyć tem gadaniem. Ale ja nie w ciemię bity. Złapię ja was ptaszki na gorącym uczynku.
Zostawiał ich więc pozornie samych, ale chyłkiem, ostrożnie, z po za — krzaków skradał się [ 16 ]
dla kontrolowania ich czynności. Troskliwość ojcowska usprawiedliwiała ten krok jego. Ku wielkiemu jednak zdziwieniu przekonał się, że młodzi tak samo z nim, jak i bez niego nie zmieniali na włos swego postępowania; siedzieli zawsze jedno naprzeciw drugiego i najczęściej czytali jakieś mądre rzeczy, od których głowa puchła panu Kajetanowi i w mózgu trajkotało jak we młynie, albo prowadzili ze sobą poważne dysputy, z których mało co mógł zrozumieć.
— No, jeżeli ci się kochają — rzekł raz do żony po powrocie ze swego sekretnego obserwatoryum — to ja chyba nic a nic nie znam się na miłości.
A pan Kajetan miał pretensye, że się znał, bo przed ożenieniem praktykował trochę w tem rzemiośle.
Żona usiłowała wytłumaczyć mu, że taki uczony człowiek musi mieć odmienny sposób kochania, niż zwyczajni ludzie, ale pan Kajetan nie dał się przekonać.
— Gadaj ty sobie, matka, co chcesz, a ja nie wierzę w tę ich miłość. Co mi to za miłość, jak młody człowiek siedzi całemi godzinami przy pannie i nie pomyśli nawet skraść całusa, albo choćby w rączkę pocałować. Niech on sobie tam będzie uczony jak sam rabin — miłość ma swoje prawa.
Bądź co bądź, nie gniewało go wcale takie poważne traktowanie miłości przez zakochanych, [ 17 ] bo mu to dawało nadzieję, że nie tak trudno będzie pannie wybić z głowy to małżeństwo, którego sobie, Bogiem a prawdą nie bardzo życzył i mógł teraz bez obawy zostawiać córkę sam na sam z tym, jak go nazywał, nieszkodliwym amantem.
Młodzi rzeczywiście nie nadużywali swojej wolności i tak z nadzorem, jak i bez nadzoru, zarówno trawili czas na poważnych studyach.
Czytywali Taina, Queteleta, Buckla, Haeckla i cały zapas uczucia wlewali w gorące dysputy o tych dziełach. Tak samo było w onym dniu, w którym pokazałem ich pięknym czytelniczkom w grabowej altanie. On czytał Stuarta Milla, a ona, siedząc naprzeciw niego, prosta, jak topolka, poważna, spokojna, nie spuszczała oczu z czytającego, aby nie stracić żadnego słowa.A było to w pogodnym dniu lipcowym w samo południe, kiedy kwiaty omdlewały z rozkoszy od gorących pocałunków słońca, ptaszki półsenne, rozmarzone, świergotały przyciszonym głosem w ciemnych zaroślach, motyle odbywały zalotne gonitwy. Cała natura zdawała się oddychać samą miłością, w rozpalonem powietrzu był jakiś czar odurzający, zmysłowy, wobec którego wola człowieka staje si
Ostre jebanie laseczki
Napalona Ferrara Gomez masuje chuja usteczkami
Nagrywa koleżankę od tylca

Report Page