Kutas zatracony w ogromnych cyckach

Kutas zatracony w ogromnych cyckach




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Kutas zatracony w ogromnych cyckach


Katy Evans Real 04 Rogue (+18 (1)

Home
Katy Evans Real 04 Rogue (+18 (1)



Katy Evans
ROGUE
Dla marzeń, które się spełniają I dla CeCe – marzenia, które się spełniło.
ROGUE:
rzeczownik oso...

Katy Evans

ROGUE

Dla marzeń, które się spełniają I dla CeCe – marzenia, które się spełniło.

ROGUE:

rzeczownik osoba bez zasad; osoba, szczególnie mężczyzna, który nie jest tym, za kogo się podaje; łajdak czasownik oszukiwać; niszczyć; zachowywać się jak łajdak przymiotnik samotny, np. człowiek, który nie ma swojego miejsca; buntowniczy, barbarzyński i nieprzewidywalny, np. osoba, która sprzeciwia się normom Przykład: zbuntowany glina. A może i zbuntowany książę z bajki...

PLAYLISTA ROGUE

Waiting For Superman - Daughtry The Haunted Man - Bat for Lashes Story OfMy Life - One Direction Million Dollar Man - Lana Del Rey Dark Horse - Kąty Perry Gravity - Alex&Sierra Home - Daughtry Xo - Beyonce Say Something - Alex&Sierra The Last Song Ever - Secondhand Serenadę Ihis Is What It Feels Like - Armin Van Buuren

ZERO

Greyson Mam fiuta zatopionego głęboko w cipie kwilącej kobiety, kiedy dociera do mnie kliknięcie otwieranych drzwi. Wychodzę z niej. Chwytam w garść prześcieradła i rzucam w jej stronę, na co jęczy z protestem, że nie ma już w sobie mojego kutasa. Zakryj się, słonko. Masz trzy sekundy. Dwie. Jedna. Pierwszy w drzwiach pojawia się Derek.

Twój ojciec cię wzywa. - Obok niego stoi ten dupek, mój przyrodni brat Wyatt. Wygląda jakby nie za bardzo się cieszył, że mnie widzi. Cóż mogę powiedzieć? Uczucie jest wzajemne. Wskakuję w dżinsy. Przysłał was dwóch? - pytam niemal ze śmiechem. - Gdybym był dziewczyną, to chyba w tej chwili poczułbym się zraniony. Obaj mężczyźni wchodzą do pokoju, szybkim spojrzeniem sprawdzając teren. Nie widzą jak nadchodzę. W mniej niż sekundę trzymam Dereka przyszpilone-go do ściany, a drugą rękę kurczowo zaciskam Wyattowi na gardle. Odwracam ich twarzami do drzwi i patrzę, jak wpada przez nie reszta ludzi. Jest ich siedmiu, plus tych dwóch, których trzymam. Oddział dziewięciu mężczyzn tworzy kierowany przez mojego ojca komitet egzekutorów Podziemia. Każdy z tych ludzi posiada inny poziom umiejętności. Jednak żaden z nich, nawet jeden, nie jest tak wyszkolony, jak ja. Doskonale wiesz, że skoro chodzi o ciebie, to będzie misja dla dziewięciu odzywa się Erie Slater, brat mojego ojca i jego prawa ręka, wchodząc do środka. Erie jest surowy, milczący i niebezpieczny. Jest moim wujem i najbliższą od ojca osobą, jaką miałem, dorastając. Nauczył mnie, jak żyć w małej mafii mojego ojca... nie, nie żyć. Nauczył mnie, jak przetrwać. Korzystać z okoliczności i rozkwitnąć. Dzięki niemu wyrosłem na mądrzejszego, silniejszego i wredniejszego. Nauczyłem się wszystkiego, cokolwiek było do nauczenia, i to do milionowej potęgi. Potęgi zabicia lub samemu bycia zabitym. Nie ma znaczenia, czy skorzystasz z tej umiejętności, to tylko zabezpieczenie. Czy

kiedykolwiek słyszałeś o zabezpieczeniach, chłopcze? Ludzie, którzy mają zabezpieczenie, rzadko po nie sięgają. To ci, którzy gówno mają, takiego zabezpieczenia potrzebują. Widzisz tę strzałę? Użyj jej. Widzisz ten nóż? Władaj nim, rzucaj. Naucz się, jak wykorzystać minimalną ilość energii, by wyrządzić jak najwięcej szkody...

Mam mnóstwo zabezpieczeń. Mój cały mózg jest zaprogramowany, by przewidywać najgorszy scenariusz każdej sytuacji, i to w mniej niż sekundę. W tej chwili wiem na pewno, że wszyscy ci mężczyźni są uzbrojeni. Niektórzy z nich noszą dwie sztuki broni - w skarpetkach, za paskiem na plecach lub pod klapą marynarki. Erie patrzy, jak uważnym wzrokiem skanuję każdego z nich, po czym uśmiecha się, wyraźnie ze mnie dumny. Odchyla połę marynarki i pokazuje mi broń przyczepioną do paska na biodrze. Chcesz moją klamkę? Proszę bardzo, Grey. - Wyjmuje ją z kabury i wyciąga w moją stronę, trzymając za lufę. Kiedy wyczuwam, że za jakieś dwie sekundy Wyatt straci przytomność, rozluźniam uścisk, jakim trzymam obu mężczyzn. Na moment przyciągam ich do siebie, po czym mocnym pchnięciem posyłam obu na ścianę. Gówno mnie obchodzi, co staruch chce mi powiedzieć - stwierdzam. Erie rozgląda się po pokoju. W moim mieszkaniu panuje idealny porządek. Nie robię bałaganu. Mam swoją reputację i lubię, gdy panuje w nim cisza, jak makiem zasiał. Właśnie z tego powodu usłyszałem, jak te dupki wchodzą do mojego loftu. Ciągle posuwasz te dziwki, Grey? Z taką twarzą możesz mieć boginię. Przygląda się kobiecie w moim łóżku. Nie jest najbardziej urodziwa, to prawda, lecz wygląda całkiem dobrze, przyciśnięta do materaca i z tyłkiem w górze, i nie oczekuje ode mnie niczego, prócz pieniędzy. Pieniądze mogę jej dać. Pieniądze i fiuta, których w obu przypadkach mam pod dostatkiem. Chwytam leżącą na podłodze sukienkę i rzucam nią w kurwę. - Czas się zbierać i iść do domu, skarbie - mówię, po czym zwracam się do Erica: - Moja odpowiedź brzmi nie. Z leżącego na nocnej szafce pliku biorę kilka banknotów i wciskam je w wyciągniętą rękę dziwki. Robi wielkie przedstawienie, zwijając je w rulon i chowając w staniku, a mężczyźni rozstępują się, by pozwolić jej przejść. Niektórzy gwiżdżą, gdy wychodząc, ociera się o nich. Erie podchodzi do mnie i zniża głos. On ma białaczkę, Greyson. Musi przekazać władzę swojemu synowi.

Nie patrz na mnie, jakbym miał mu współczuć. Ma czyste konto. Żadnego więcej zabijania. Teraz wszystkie interesy są wyłącznie finansowe. Nie mamy już bezpośrednich wrogów. Podziemie to dochodowe przedsięwzięcie, a on chce oficjalnie przekazać je synowi. Masz aż tak zimną krew, że odmawiasz mu spełnienia tej ostatniej prośby? Cóż mogę powiedzieć, jego krew krąży w moich żyłach. - Chwytam czarną koszulkę i zakładam ją na siebie. Nie robię tego ze skromności, lecz po to, żebym mógł zacząć zakładać swoje dziecinki: glocka, specjalistyczny nóż bojowy, dwa mniejsze ostrza i dwie srebrne gwiazdy. Chłopcze... - Erie podchodzi do mnie, a ja patrzę mu w jego jedyne, ciemne oko - nie to sztuczne. Nie widziałem go przez kilka lat. To on nauczył mnie używać trzydziestki ósemki. - On umiera - podkreśla znacząco, kładąc dłoń na moim ramieniu. - To nie potrwa długo. Ma przed sobą sześć miesięcy, jeśli nie mniej. Jestem zaskoczony, że pomyślałeś, że mnie to wzruszy.

Może tak się stanie, gdy przestaniesz uganiać się za babami. My... - wskazuje na mężczyzn w pokoju - chcemy, żebyś to ty przejął kontrolę. Będziemy ci lojalni. Zakładam ręce na piersi i patrzę na mojego przyrodniego brata, Wyatta. „Bystrzak" jest pupilem ojca. Tak długo, jak będę jego fagasem i będę robił, co mi każe? Nie, dzięki. Będziemy lojalni tobie - podkreśla. - I tylko tobie. Gwałtownie odwraca głowę do chłopaków. Jeden z nich wyciąga nóż i nacina wnętrze swojej dłoni. Wkrótce wszyscy idą za jego przykładem, a krew zaczyna kapać na podłogę. Erie pochyla głowę i również przecina sobie skórę. Dajemy ci przyrzeczenie. - Wyciąga do mnie swoją krwawiąca dłoń. Nie jestem waszym przywódcą - mówię. Ale zostaniesz nim, kiedy zdasz sobie sprawę, że twój ojciec w końcu jest skłonny wyjawić miejsce pobytu twojej matki. Lód ścina mi krew w żyłach, a mój głos twardnieje, gdy o niej wspomina. Co wiesz o mojej matce? Wie, gdzie ona jest, lecz ta wiedza umrze razem z nim, jeżeli z nami nie pójdziesz. Morfina sprawia, że ma przywidzenia. Potrzebujemy cię z powrotem, Greyson. Moja twarz nie wyraża chaosu, jaki panuje w mojej duszy. Moja matka. Jedyne dobro, jakie pamiętam. Nigdy nie zapomnę wyrazu jej twarzy, kiedy zabiłem po raz

pierwszy. Na jej oczach straciłem człowieczeństwo i pozwoliłem zobaczyć, że jej syn zamienił się w zwierzę. Gdzie ona jest? - mówię z warknięciem. Twój ojciec leci do klubu, gdzie odbędą się walki. Mamy tam się z nim spotkać. Samolot już czeka. Wrzucam rzeczy do czarnej, płóciennej torby. Laptop. Więcej broni. Kiedy masz do czynienia z moim ojcem, nie możesz nic robić w prosty sposób. Ojciec nauczył mnie, jak być oszustem. Zdaje się, że uczyłem się od mistrza. Chwytam mój nóż Leathermana, głęboko przecinam skórę na dłoni, po czym przyciskam ją do ręki Erica w taki sposób, by nasza krew się zmieszała. Do chwili, gdy ją znajdziemy - szepczę. Pozostali mężczyźni podchodzą, by uścisnąć mi rękę. Patrzę im w oczy i upewniam się, że napotkają mój wzrok. Groźba czai się w moich oczach i wiem, że jeśli mnie znają, będą mieli się na baczności. Bez względu na to, co zostanie powiedziane, jakie czyny zostaną popełnione, nigdy nie oderwę wzroku od czyichś oczu. Sposób, w jaki poruszają się w lewo lub w prawo, nawet jeśli to tylko drgnięcie, mówi mi więcej niż to, czego dowiem się, włamując się do czyjegoś komputera. Ale to też robię. Nikomu nie ufam. Moja prawa dłoń nie ufa lewej. Jednak - jako najsilniejszemu z dziewięciu ludzi, naprzeciw których stoję - najmniej ufam Ericowi Slaterowi. Tak się składa, że on jest dla mnie najważniejszy. On i mój przyjaciel, C.C... Hamilton. Lecz C.C... odwiedzał mnie nawet po tym, jak odszedłem, w sekrecie pomagając mi szukać matki. Ufam mu tak, jak tylko potrafię zaufać ludzkiej istocie. Co nadal znaczy, że przesłuchuję go jak diabli za każdym razem, kiedy przychodzi. Nigdy nie mogę być pewny, czy mój ojciec wie, że C.C... się ze mną widuje.

Do diabła, nawet z przysięgą krwi będę musiał przetestować każdego z tych ludzi, zanim otrzymają ode mnie cokolwiek podobnego do krzty zaufania. *** Teraz, całą podróż samolotem później, spotykamy się z moim ojcem w zamkniętym, pełnym kamer pomieszczeniu, w podziemnym klubie w Los Angeles. Podziemie to źródło naszego utrzymania. Miejsce, gdzie każdego sezonu bokserzy walczą przeciwko sobie, dwa albo trzy razy w tygodniu. Organizujemy różne imprezy, sprzedajemy bilety, planujemy walki w magazynach, barach, na parkingach - gdziekolwiek możemy ściągnąć ludzi i mieć z tego dobą kasę. Same bilety przynoszą nam fortunę. Lecz nielegalny hazard daje dziesięć razy więcej.

Dzisiaj jesteśmy w magazynie przekształconym w bar, wypełnionym krzyczącymi ludźmi i hałaśliwymi walkami. Kiedyś sprawiało mi przyjemność strate-giczne planowanie, gdzie odbędą się walki, który bokser będzie walczył z kim, lecz teraz zajmuje się tym reszta zespołu. Wszystkim, od organizowania, przez walki, aż po hazard. Idę za Erikiem, natrafiając na jedną z walk. Skanuję tłum, oceniając liczbę widzów, lokalizację kamer i wyjść. Wchodzimy do krótkiego, ciemnego korytarza i zatrzymujemy się przed ostatnimi drzwiami, po czym Erie otwiera je zdecydowanym ruchem. Rozumiem, że twoja obecność tutaj oznacza, iż przyjmujesz moją propozycję? - pyta mój ojciec w chwili, kiedy tylko przekraczam próg. Natychmiast się rozglądam, sprawdzając lokalizację okien, drzwi i ilość ludzi. Wybucha śmiechem, lecz nie jest to mocny dźwięk. Może, kiedy już skończysz zastanawiać się, czy mam tu ukrytego snajpera, gotowego zdjąć cię w każdej chwili, podejdziesz bliżej. Ktoś mógłby pomyśleć, że sama moja obecność jest dla ciebie obrazą. Rzucam mu zimny uśmiech. Julian Slater wśród wrogów nazywany jest „Rzeźnikiem" i mówiono o nim, że załatwia swoje problemy po staremu. Nawet jeśli jest słaby i na wózku inwalidzkim, nigdy nie zlekceważę szkód, jakie może wyrządzić. W świecie, gdzie człowieka mierzy się poprzez jego niszczycielskie zdolności, mój ojciec byłby oczywiście jak bomba nuklearna. Sukinsyn już obrzuca mnie słownymi wymiocinami. Greyson, jesteś wielki jak byk. Założę się, że zmieniasz opony dla zabawy, a we śnie posuwasz kilka cipek. Dałbym nawet więcej niż grosz, by dowiedzieć się, o czym teraz myślisz, a wiesz, jaki jestem chytry. Do diabła, wiesz co robię, kiedy ktoś ukradnie mi choć centa. Doskonale to pamiętam. W końcu to ja wykonywałem dla ciebie czarną robotę. Oszczędźmy ci więc tego grosza. Myślę sobie: po co czekać, aż umrzesz? Mógłbym w tej chwili rozbić twoją butlę z tlenem i ładnie się tobą zająć. - Powoli, wciąż wpatrując się w niego z zimnym uśmiechem, wyciągam z tylnej kieszeni dżinsów parę skórzanych rękawiczek i zaczynam wsuwać dłoń w pierwszą z nich. Przez chwilę wpatruje się we mnie z gniewem. Skoro już skończyłeś okazywać mi brak szacunku, Greyson, idź i doprowadź się do porządku. Jeden z mężczyzn podchodzi do mnie z garniturem. Spokojnie wsuwam dłoń w

drugą rękawiczkę. Tak jak przedtem, nikt nie pozna twojego imienia - zaczyna ojciec łagodniejszym tonem. - Jako mój syn, możesz mieć pieniądze i życie, jakie tylko zechcesz. W gruncie rzeczy żądam, żebyś żył jak książę. Ale musisz zaangażować się w to całym sercem. Zadanie będzie twoim priorytetem i dasz mi na to słowo. Nie mam serca, ale możesz liczyć na moją głowę. Zadanie to jedyne, co dla mnie istnieje. Zawsze tak było. Zapada cisza. Przyglądamy się sobie. W jego oczach widzę szacunek, a nawet - może -odrobinę strachu. Nie jestem już trzynastolatkiem, którego z łatwością gnębił. Przez ostatnie pięć lat, kiedy cię nie było, moi klienci... - zaczyna - ...nie widzieli w nas żadnej słabości jako w Podziemiu. Nie możemy podarować nawet jednego centa długu albo będą postrzegać nas jako słabych. A w tej chwili mamy wiele należności, które trzeba odebrać. Dlaczego nie poślesz do tego swoich sługusów? Bo nie ma nikogo tak czystego jak ty. Nawet bokserzy nie wiedzą, kim jesteś. Zero śladu. Wchodzisz, wychodzisz, nie ma ofiar, a za to sto procent sukcesu. Erie wyciąga starą berettę ojca i przekazuje ml ją, jak jakiś symbol pokoju. Kiedy biorę ją do ręki, niecały kilogram stali, obracam ją na palcu i celuję ojcu między oczy. A może wezmę twoją berettę i najpierw zachęcę cię, żebyś powiedział, gdzie jest moja matka? Patrzy na mnie zimno. Jak wykonasz zadanie, ujawnię miejsce jej pobytu. Możesz umrzeć szybciej, staruchu. Już jesteś w połowie drogi, a ja chcę ją zobaczyć. Mój ojciec patrzy na Erica, po czym znów przenosi wzrok na mnie. Zastanawiam się, czy Erie naprawdę będzie mi „lojalny", podczas gdy mój ojciec siedzi sobie tutaj, jak z obrazka. Jeśli umrę - mówi ojciec - jej lokalizacja zostanie ci przekazana w liście, który już jest zdeponowany w bezpiecznym miejscu. Ale gówno ci ujawnię, dopóki poprzez odebranie mi tego, co winna jest mi każda osoba na tej liście, nie udowodnisz mi, że - nawet po tylu latach z dala ode mnie - jesteś mi lojalny.

Zrobisz to, Greyson, a Podziemie będzie twoje. Erie podchodzi do stojących pod ścianą szafek i wyjmuje długą listę. Nie będziemy używać twojego prawdziwego imienia - szepcze Erie, podając mi ją.

Teraz jesteś Egzekutorem. Będziesz pracował pod dawnym pseudonimem. Zero - niemal z czcią mówi reszta mężczyzn obecnych w pokoju. Bo mam zero tożsamości i pozostawiam zero śladów. Zmieniam komórki równie często, jak skarpetki. Jestem niczym, zaledwie cyfrą, nawet nie człowiekiem. Może już nie reaguję na tę ksywkę - mruczę pod nosem i zaciskam odzianą w rękawiczkę dłoń, po czym prostuję palce i rozkładam listę. Będziesz na nią reagował, bo jesteś moim synem. I chcesz ją zobaczyć. A teraz przebierz się i zacznij pracować nad listą. Od góry do dołu szybko skanuję zamieszczone na niej nazwiska. Czterdzieści osiem nazwisk do szantażowania, przerażenia, torturowania albo po prostu obrabowania, żebym tylko mógł poznać miejsce pobytu matki? Czterdzieści osiem osób, które mają u mnie dług. Które mają coś, co należy do mnie i co muszę odzyskać. Znajomy chłód wkrada się do moich kości, gdy chwytam garnitur za wieszak i ruszam do drzwi, starając się obliczyć, ile czasu zajmie mi zgromadzenie istotnych informacji o każdym z dłużników. Ile miesięcy zajmie mi, żeby się z nimi spotkać i targować się łagodnie... a potem brutalnie. Och, synu! - woła ojciec, a gdy się obraca, jego głos staje się silniejszy. - Witaj z powrotem. Rzucam mu lodowaty uśmiech. Bo nie jest chory. Założę się o tę jego listę. Ale chcę odnaleźć matkę. Jedyną osobę, którą kiedykolwiek kochałem. Jeśli będę musiał zabić, żeby ją odnaleźć, to zrobię to. Mam nadzieję, że twoja śmierć będzie powolna - szepczę, patrząc w jego zimne oczy. – Powolna i bolesna.

1. BOHATER

Melanie Czasami jedyny sposób na zakończenie użalania się nad sobą, to wybrać się na imprezę. Oczekiwanie unosi się w powietrzu, gdy rozgrzane ciała ocierają się o siebie, a ja wyginam się na parkiecie. Czuję, jak zabawa upaja mnie, wirując wokół nas, niczym małe tornado. Moje ciało jest śliskie od tańca, a jedwabna złota bluzeczka i pasująca do niej spódnica przylegają do mojego ciała w sposób, który mówi mi, że powinnam była założyć stanik. Muśnięcia wilgotnego jedwabiu sprawiają, że moje sutki twardnieją i napierają na materiał, co kilku mężczyzn wyraźnie dostrzega i zaczyna patrzeć się w moją stronę. Jednak jest już za późno, a tłum dał się ponieść muzyce i tańcu. Weszłam do klubu, kiedy jeden z moich klientów, któremu urządziłam ten bar/restaurację, zaprosił mojego szefa i wszystkich moich kolegów. Powiedziałam sobie: tylko jeden drink... jednak już miałam za sobą kilka dodatkowych. Ten, który na wpół wypity trzymałam w dłoni, jest już naprawdę ostatni. Podchodzi do mnie jakiś facet. Nie mogę nie zauważyć jego nagłego uśmiechu w typie chcę-cię-przelecieć. Zatańczysz ze mną?

Już tańczymy! - mówię, poruszając się z nim trochę i mocniej kołysząc biodrami. Facet obejmuje mnie w talii i przyciąga do siebie. Miałem na myśli, czy zatańczysz ze mną na osobności. Może gdzie indziej? Patrzę na niego, czując uniesienie i lekkie zawroty głowy. Czy chcę z nim zatańczyć? Jest słodki. Nie seksowny, ale słodki. Na trzeźwo, ze słodkim... o nie, Jose. Ale po drinkach, słodki jest całkiem do rzeczy. Próbuję znaleźć odpowiedź w moim ciele. Mrowienie. Pragnienie. I nic. Dzisiaj wciąż czuję się... beznadziejna. Z uśmiechem, żeby złagodzić cios, odsuwam się od niego, lecz gość przyciska się do mojego ciała i bezczelnie szepcze mi do ucha:

Naprawdę chcę zabrać cię do domu. Oczywiście, że chcesz - śmieję się i żartobliwie, choć stanowczo, kręcę głową, odmawiając drinka, którego mi proponuje. Sądzę, że i tak jestem już wstawiona, a muszę jeszcze zawieźć się do domu. Jednak nie chcę zdenerwować potencjalnego klienta, więc całuję go w policzek. Dzięki za propozycję - mówię, po czym ruszam do drzwi. Facet łapie mnie za nadgarstek i obraca do siebie, a jego oczy płoną pożądaniem. Nie. Naprawdę. Chcę cię zabrać do domu. Ponownie obrzucam go spojrzeniem. Wygląda na kogoś, kto ma pieniądze i pewne przywileje. Na kogoś, kto zawsze mnie wykorzystuje. Nagle czuję się jeszcze bardziej beznadziejna, jeszcze bardziej bezbronna. Za mniej niż miesiąc moja przyjaciółka wychodzi za mąż. Efekt, jaki wywiera na mnie ten ślub, jest nie zły, tylko bardzo zły. O wiele gorszy, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Moje oczy pieką, kiedy o tym myślę, ponieważ wszystko, co ma moja przyjaciółka Brooke - dziecko, kochającego męża - było moim marzeniem od tak dawna, że nie pamiętam, żebym kiedykolwiek miała jakiekolwiek inne. Przede mną stoi facet, który chce uprawiać ze mną seks, i kolejny raz kusi mnie, by ulec. Bo zawsze ulegam. Zawsze zastanawiam się, czy on, może on, jest mi przeznaczony. Następne co wiem, to że budzę się sama, otoczona jedynie garścią zużytych gumek. Czuję się samotna bardziej niż kiedykolwiek i kolejny raz ktoś mi przypomina, że jestem dobra tylko na jedną noc. Nie jestem niczyją królową, niczyją Brooke. Ale Boże, czy ktoś mi powie, kiedy trzeba przestać całować żaby?. Nigdy, oto kiedy. Jeśli chcesz znaleźć księcia, musisz próbować, aż pewnego dnia obudzisz się i będziesz Brooke, a oczy mężczyzny będą wpatrzone w ciebie i tylko w ciebie. Słuchaj, robiłam to tysiące razy - szepczę, ze smutkiem kręcąc głową. Facet unosi brwi. O czym ty mówisz? O tobie. Miałam tysiąc takich, jak ty. - Pokazuję na niego, od stóp do głów, wskazując na jego elegancki wygląd i ubiór, a ciężar mojego rozczarowania jeszcze bardziej mnie przygniata. - Miałam was z tysiąc razy. I po prostu nic z tego nie będzie. - Odwracam się do wyjścia, lecz on ponownie mnie łapie i odwraca. Blondi, nigdy nie miałaś mnie - sprzeciwia się.

Ponownie na niego patrzę, kuszona, żeby po prostu pozwolić zabrać mu się do domu i zrobić mi dobrze.

Jednak
Kasting zakończony blowjobem
Anissa Kate uderzona dwoma
Zabójcza blondynka wyruchana w kuchni

Report Page