Kochankowie od zawsze

Kochankowie od zawsze




🔞 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Kochankowie od zawsze
Szanujemy Twoją prywatność My i nasi partnerzy wykorzystujemy niewrażliwe informacje, jak np. pliki cookie lub identyfikatory urządzeń oraz przetwarzamy dane osobowe takie jak adres IP lub identyfikatory plików cookie w celu wyświetlania spersonalizowanych reklam czy pomiaru preferencji odwiedzających naszą stronę. Możesz zmienić swoje preferencje w każdej chwili w Polityce Prywatności na naszej stronie. Niektórzy z naszych partnerów nie pytają się o zgodę na przetwarzanie twoich danych osobowych w celach biznesowych. Możesz się nie zgodzić na takie działania klikając w "Dowiedz się więcej".
Wraz z naszymi partnerami przetwarzamy Twoje następujące dane:
Dokładne dane geolokalizacyjne i identyfikacja poprzez skanowanie urządzeń , Przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich , Spersonalizowane reklamy i treści, pomiar reklam i treści, opinie odbiorców, rozwój produktu
Dowiedz się więcej → Zaakceptuj i zamknij
Mary oraz Michael są wieloletnią para małżeńską i ciągle romansują na boku. Nieoczekiwanie jednak wraca namiętność między nimi. Więcej Mniej
Kochankowie zobacz gdzie obejrzeć online
{"tv":"/film/Kochankowie-2017-780090/tv","cinema":"/film/Kochankowie-2017-780090/showtimes/_cityName_"}
{"linkA":"#unkown-link--stayAtHomePage--?ref=promo_stayAtHomeA","linkB":"#unkown-link--stayAtHomePage--?ref=promo_stayAtHomeB"}
Na razie nikt nie dodał opisu do tego filmu. Możesz być pierwszy!
Informacje o Informacje o filmie Kochankowie
Zdjęcia do filmu nakręcono w Santa Clarita (Kalifornia, USA).
Dramat , ale pozytywny olgsl ocenił(a) film na 9
Ujdzie ! con_desiros ocenił(a) film na 4
Czy ciężko jest się rozstać? Chyba tak jak widać na filmie. Michael i Mary to małżeństwo po 60. Można powiedzieć, że są małżeństwem od zawsze. Właściwie to para uwięziona w małżenstwie od zawsze. Jak to w takich związkach każdy z głównych bohaterów ma kogoś na boku. I on i ona. Trwa gra na kłamstwa, ... więcej
Przyciągnął mnie Aidan Gillen, któremu - jak na złość - do zagrania nie dali praktycznie nic, toteż pokuszę się o stwierdzenie, że z racji popularności zaangażowano go głównie dla rozgłosu. Żal nie wykorzystać takiego aktora. Postaci są nijakie i robią rzeczy, dla których nie potrafię znaleźć ... więcej
Nie wiem kto oznaczył ten film jako komedię. Niedoceniony, genialny, głęboki! trzeba obejrzec do konca i zrozumiec przesłanie, jak dla mnie scenariusz majstersztyk.
Film z pewnością nie jest komedią. Ciekawym umysłowości człowieka, który go, za takową, uznał. Śmiać się, doprawdy, nie ma z czego. Humoru film z pewnością nie poprawi. Pomysłu na zakończenie też wyraźnie zbrakło.
Małżonkowie mając za sobą długi staż ,mają mały sekret .Czyli małe coś na boku ? Ale jednak po pewnym czasie pomału przekonują się że stara miłość nie rdzewieje ! Obejrzeć nie zaszkodzi ! ;)


    Znowu się kończy tak, że siedzę po nocach.

    Na razie wszystko mam w swoich sprawach do przodu. W przypadku takiego "nocnego marka" jak ja, wolny wieczór to siedzenie do późna. Dzisiaj mi się nie chciało nigdzie wychodzić, postanowiłam zostać w domu.

    Przyszedł do mnie Mój. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, później było trochę przytulania. Mamy taki czas, że jeśli nie jedno za czymś pędzi, to drugie. Rozmawiamy ze sobą tak, jak zawsze, czyli jak przyjaciele, którzy idealnie się rozumieją i zawsze wiedzą, co drugie ma na myśli - i często nie musimy nawet kończyć zdania. 

    Rozmawiałam kiedyś o tym z moją przyjaciółką, jedną z niewielu osób, jakie do siebie tak blisko dopuszczam. Powiedziała mi, że dla niej przyjaźń w związku jest ważna, ale przede wszystkim stawia na romantyczną i jednak pożądliwą relację. A ja... jak na zamkniętą osobę cenię sobie jednak przyjaźń, potem robię miejsce na romantyzm i pożądanie.

    Mam na uczelni ciekawe testy. Jakoś nie wierzę zbytnio we wszystkie psychozabawy, wypełnianie kwestionariuszy i odpowiadanie na pytania w stylu "co byś zrobiła w takiej sytuacji...", ale w tym przypadku jest trochę inaczej. Kobieta, która na nas je przeprowadza, jest psychologiem. Zaznaczała, że to tylko "podpowiedź" do tego, co się może za nami kryć, ale akurat ten jeden test, jaki mi sie tak wbił w głowę, był odnośnie charakteru. Wyszło mi, że mam silny i ciężki charakter, ale jestem cichą osobą. Ta cichość polega na nie mówieniu o swoich uczuciach. Z jednej strony racja, ale z drugiej... często myślę o moich zachowaniach i reakcjach, w tym większość przemyśleń trzymam dla siebie, ale jak pisałam niedawno tutaj, na blogu, czasem chciałabym opisać to, co się dzieje w mojej głowie.

   Znikam do "wieczornego wina", jak to nazywa Mój, i do filmu. Dzisiaj "Czekolada" :-)

"W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze." 

Spotkałam się na kawie ze starą kumpelą z liceum. Chociaż jestem raczej skrytą i zdystansowaną osobą, która naprawdę niewielu ludzi (albo czasem nawet żadnych) nie potrzebuje do szczęścia, to w liceum nie mogłyśmy się ze sobą rozstać. Teraz, po X latach, które minęły od zakończenia szkoły, ona traktuje mnie dalej tak samo. Ja się odsuwam. Jak zawsze się zaczynam dystansować, zamykać, milczeć na pewne tematy, innych nie poruszać, a przede wszystkim słucham. Właśnie to, że uchodzę za dobrego słuchacza, który się uśmiechnie, pokiwa głową, pocieszy, generalnie jest a shoulder to cry on , pozwala mi być w kimś, o kogo się towarzystwo stara, a nie kimś, kto stara się w nim być.

Ona ma faceta, z którym się zaręczyła. Planują ślub, wesele, te sprawy, bo on jest od niej starszy trzy lata, "dojrzalszy" niż faceci w naszym wieku - chociaż w sumie faceci chyba nigdy nie dojrzewają - i im się dobrze układa. Właściwie, to układało. Zaczęła się zastanawiać, czy ta osoba jest na pewno tym, z kim chce spędzić całe życie. Z jednej strony dobrze, jeśliby rozwiała takie wątpliwości jeszcze przed powiedzeniem sobie tego sakramentalnego "tak", ale skoro jeśli ktoś się zastanawia, czy na pewno kocha tę drugą osobę, to nawet ten cień wątpliwości jest wskazówką, że jednak tak nie jest. 

Mogę brzmieć jak hipokrytka, ale ładowanie się w związki bez przyszłości nie jest sposobem na życie. Teraz się wytłumaczę: mówiąc "ładować się" w tym kontekście myślę o wiązaniu się na stałe, na nadchodzące lata i na dobre i na złe. Staram się być osobą raczej praktyczną także w życiu uczuciowym i chociaż czasem sama mogę cierpieć, to walczę z tym i otrząsam się jak najszybciej. Nauczyłam się, że rozczulanie się nad własną sytuacją sprawia, że odsłaniamy swój któryś wrażliwy bok, a życie z pewnością wykorzysta sytuację, żeby w niego wtedy uderzyć, z całą swoją siłą.

Poradziłam jej, żeby się poważnie zastanowiła. Moim zdaniem, jeśli nie jest się pewnym tego, że chce się spędzić z drugą osobą całe życie i dzielić smutki i radości, nie ma co przyjmować chociażby pierścionka i przekreślać sobie szczęście, żeby tylko nie zostać starą panną.

    Dzisiaj cały dzień chodzi mi po głowie ta płyta. Lubię jej słuchać, kiedy leżę przy zgaszonym świetle, tylko ze słabą lampką. Sama, albo z kimś. Ostatnio bardziej sama. 

   Mam dobrą pamięć, jeśli chodzi i zapamiętywanie tego, co usłyszałam. Piosenki, ich fragmenty, jakieś słowa, kojarzą mi się z sytuacjami i emocjami, które mi wtedy towarzyszyły. Tę płytę, tę piosenkę, pamiętam z długich podróży samochodem gdzieś przed siebie. Noc, droga rozkłada się przed nami, pusto: z głośników słuchać te dźwięki, czuję się zmęczona po ciężkim dniu, ale się uspokajam.

   Teraz tylko takie mam skojarzenia z tą muzyką, dlatego przy niej mogę się odprężyć.

   Przestać myśleć o tym wszystkim, co mam do zrobienia i do napisania, nauczenia się, powiedzenia, pójścia, załatwienia. Teraz odpoczywam. Mam prawo do nie robienia niczego specjalnego. 

So good, so much time
Took you home just to make you mine
Every day now, day now, day now
Every day, day now...

    Dzisiaj w końcu wyszłam z domu. Jeszcze nie do końca się dobrze czuję, ale nie mogę wysiedzieć sama. Chociaż lubię spokój, kiedy mam czas tylko dla siebie, to jednak dobrze się czuję, kiedy mam coś do zrobienia. Nie lubię, kiedy wszystko jest już gotowe i nie mam za co się zabrać, jestem zdecydowanie typem człowieka, który potrzebuje pracy i dążenia do jej ukończenia. Kiedy już wszystko ogarnę, jestem trochę rozbita i szukam sobie na siłę jeszcze czegoś do zrobienia.

    Na uczelni normalnie. Materiał do ogarnięcia zawsze taki, jaki był. Teraz mam przed sobą wolne popołudnie i mnie skręca, bo kiedy się nudziłam leżąc w łóżku, ogarnęłam każdą rzecz, jaką mam do zrobienia. Chyba zabiorę się znowu za czytanie. Kolejny raz odwiedziłam bibliotekę i wymieniłam książki na nowe.

    Dzisiaj Mój nie może przyjść. Jest zajęty. Siedzi nad swoją pracą, czasem jak udaje takiego niedostępnego i zajętego sprawami "ważniejszymi niż ja", mam ochotę go wyśmiać. Wystarczy, że ja nie mam dla Niego czasu przez parę dni, to zaczyna wariować. Jak typowy samiec - jestem takim twardzielem, to ty musisz o mnie zabiegać, a nie ja o ciebie; jestem zajęty, nie mam czasu, mam swoje męskie sprawy i nic mnie od nich nie oderwie. Typowy facet daje się kokietować jak stereotypowa trzpiotka. Mam dzisiaj taki humor, że bym mu zaśmiała się w twarz, ha ha ha, chyba Tobie się tylko wydaje, że to ja będę na każde twoje skinienie. To ty przyszedłeś do mnie, nie ja do ciebie. W końcu to On szukał sposobu, żeby do mnie dotrzeć, a teraz w swoich "męskich dniach" próbuje odwrócić sytuację, żebym czuła, jaki jest niedostępny.

     Niedoczekanie... Lubię to, bo za każdym razem mu uświadamiam, że nie jestem kimś, kto skacze na każde jego zawołanie. Taka jest jego "żona", kiedy on zagra, ona zatańczy, dlatego kompletnie przestała go interesować. Czasem mi mówi, jak bardzo ceni w kobietach taką niezależność i pewność siebie i strasznie ubolewa nad tym, że "jej" tego zaczęło brakować, kiedy już go złapała. Dlaczego jest tak, że kobiety przestają cenić swoją wartość, kiedy już osiągnęły to, co chciały? I dlaczego wyciągają ręce po takie błahostki, jak małżeństwo i dzieci? Każdy może je mieć, natomiast nie wszyscy mają szansę na rozwój i zdobywanie szczytów... Często czytam o tym, że ktoś jest taki samotny, a przez tę samotność źle interpretuje wolność, jaka mu daje życie. Nie korzysta z niej, tylko ją marnuje na zawodzenie nad brakiem uczucia, bo o to się najczęściej rozchodzi. 

    Chyba odkryłam tajemnicę życia, że relationship = relationshit .

"Wszyscy jesteśmy wyjątkowymi wypadkami. Wszyscy chcemy odwołać się do czegoś! Każdy żąda dla siebie niewinności za wszelką cenę, nawet jeśli dlatego miałby oskarżyć rodzaj ludzki i niebo."

Jestem chora od zeszłego tygodnia, mam zapalenie oskrzeli. Nie przechodzę tego nie wiadomo jak źle, ale postanowiłam skorzystać ze zwolnienia i posiedzieć w domu. Mieć trochę czasu dla siebie, żeby się "odchamić", poczytać, pooglądać coś, porozwijać się... Wysłałam Mojego po książki, żeby mi przyniósł z biblioteki parę zamówionych tytułów. Kiedy mi je przyniósł to się śmiał, że chyba będę stawiać nowy chiński mur, zamiast się rozerwać i odpocząć... Siedzę i czytam całymi dniami, a potem wieczorem wsiąkam w film albo w dwa. W połowie dnia robię sobie też przerwę na pracę nad językiem, w końcu powinnam szlifować swój warsztat, i przekładam całkowicie dla funu jakieś ciekawe artykuły wyszperane w internecie.

Dzisiaj skończyłam czytać "Upadek". Zawsze notuję sobie myśli autora, które na mnie jakoś wpłyną. W tym przypadku jest to cytat, od którego zaczyna się moja dzisiejsza notka.

Tak... Każdy uważa, że jest wyjątkowy. Szuka w sobie tego czegoś, co jest piękne i czyni go unikatowym... albo sobie wmawia, że posiada coś, co go wysuwa ponad wszystkich innych i czyni jego racje racjami nadrzędnymi. To nie jest wcale tak, że wszyscy są ponad przeciętną, że są wyjątkowej inteligencji i bystrości, chociaż wiele ludzi tak o sobie lubi myśleć. Stawiają się zawsze w nadrzędnej pozycji do wszystkich innych i są przekonani, że ich życie ma jakiś wielki, zlecony przez przeznaczenie sens. Jaki? Z pewnością dla nich niepowtarzalny, są ze swoją misją do spełnienia wybrani, wyróżniają się z tłumu, a cała reszta ludzi to zwykły motłoch, jaki spotykają i jakim gardzą. Nie ważne, że ich racje są sprzeczne z racjami innych, bo dążenie do własnego szczęścia jest czymś, za czym pędzą w oszołomieniu. Rozpychają się łokciami, żeby osiągnąć swoje... 

Dla mnie ta ocena ludzi, jaką proponuje Camus, jest ironiczna. Każdy taki jest. Każdy ma swoje przemyślenia i poglądy i całkiem zwykłe, PRZECIĘTNE jest to, że uważa się za kogoś wyjątkowego. Tak naprawdę nim nie jest.

To wszystko to tylko iluzja utkana z ludzkiego egoizmu...

To właśnie ta piosenka
chodzi mi po głowie. Jest piosenką mojego ubiegłego lata, mojego życia, mojej
miłości.

Od zawsze miałam romantyczną
naturę, którą silnie skrywałam pod wieloma maskami, jakie nakładała na mnie
rzeczywistość. W liceum dobra, ambitna uczennica, najlepsze wyniki z matur,
najlepsze studia, o których od zawsze marzyła – szłam zawsze do wyznaczonego
celu, a nikt nie wiedział o mnie niczego ponad to, co chciałam pokazać: że jestem idealna i zawsze mam to, czego chcę.

Pamiętam, że w tamtym czasie
chowając się za maską perfekcjonistki, często miałam bezsenne noce, w których
nie mogłam spać. Wiedział o tym tylko mój ojciec, który jest lekarzem, kiedy przepisywał mi
leki na to, żebym łatwiej mogła zapaść w objęcia Morfeusza. Nic nie działało.
Urywający się sen był natomiast świetnym środkiem na pobudzenie mojej
wrażliwości, którą w sobie tłumiłam.

Bardzo dużo o książkach,
jakie czytałam.

Moje przemyślenia były różne…
Kiedyś wpadło mi w ręce romansidło, które urzekło miliony Polek, ale mnie nie. Mnie
natomiast zmusiło do zastanawiania się… chorego zastanawiania się po nocach,
robienia rachunku sumienia, stawiania się w sytuacji strony krzywdzącej i
krzywdzonej. Powieść była o kobiecie, która zdradza swojego męża. Wśród miliona
myśli, jakie kołatały mi się wtedy po głowie, doszłam do wniosku, że w tym
całym, chorym cyrku, najbardziej pokrzywdzony jest mąż. Zdradzany. Okłamany.
Odrzucony. Do którego się wróciło z uśmiechem na ustach, że przecież nic złego
się nie stało! Bo dlaczego niby? Chyba każdy ma prawo sięgnąć po swoje
szczęście, jeśli jest na wyciągnięcie ręki. Najbardziej absurdalne było dla
mnie to, że ta zdrada oczyściła kobietę i ją naprawiła. Czułam obrzydzenie do
obydwu stron romansu. Do niej, że taka jest, do niego – że wpierdala się tam,
gdzie nie powinien.

Teraz sama taka jestem.
Wpierdalam się nie tam, gdzie powinnam. Chcę sięgnąć po szczęście, jakie mogę
dostać i jakie może być mi już na zawsze przeznaczone. Ja mogę uszczęśliwić
kogoś.

Jednocześnie siebie
nienawidzę. Jestem tym, kim kiedyś gardziłam, ale pojęłam nową lekcję. Nie zawsze
wszystko jest czarne i białe. Są pomiędzy tym odcienie szarości, jestem
zamknięta w jednym z nich. Zagubiona: jednocześnie szukam, i chcę być
znaleziona, a także chcę zniknąć gdzieś, gdzie mnie nikt nie znajdzie i nie
odkryje mojego sekretu. Nikt z moich bliskich znajomych o tym nie wie. Mówię,
bliskich znajomych, ponieważ nie mam przyjaciół. Jestem na to zbyt zamknięta,
nie daję się poznać i opisać. Jestem zawsze gdzieś: nieuchwytna…

Jeśli miałabym coś o sobie
dodać… Na pierwszy rzut oka się wydaję być idealną. Zawsze zadbaną,
wypielęgnowaną, z perfekcyjnym makijażem, z markowymi ubraniami. Szczupła.
Wysportowana. Ambitna. Inteligentna. Może ta zewnętrzna powłoka, o którą tak
dbam, wpędziła mnie właśnie w taką chorą sytuację?

Nie wiem… potrzebuję gdzieś
opisać to, co czuję. Chcę, żeby ktoś mi też coś powiedział, poradził, pokazał wyjście z sytuacji.

Motyw Prosty. Obsługiwane przez usługę Blogger .



It looks like you were misusing this feature by going too fast. You’ve been temporarily blocked from using it.

Brazylijka bierze do ust pałkę
Analny trójkąt z dwoma dzikimi gwiazdami porno
Azjatka przeżyła to ostre ruchanie

Report Page