Klasowe trio

Klasowe trio




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Klasowe trio

To był dzień pełen atrakcji. Zwiedziliśmy stadion Zagłębia Lubin, szukaliśmy wielkanocnych pisanek oraz wzięliśmy udział w zorganizowanych na tę okazję zawodach sportowych. Spotkaliśmy się także ze specjalnym gościem, piłkarzem Zagłębia Lubin - Filipem Jagiełło. W trakcie zabaw towarzyszyli nam również Pan Krecik oraz Pani Krecikowa. Na pamiątkę tego spotkania otrzymaliśmy miedziowego zajączka, którego wspólnie nazwaliśmy Filipkiem. 

Można o nas przeczytać również na stronach:

http://miedziowe.pl/content/view/83175/55/
http://www.zaglebie.com/news/2017-04-12/wielkanocne-zabawy-na-stadionie-zag-bia-video

Z okazji zbliżających się Świąt Wielkanocnych na dzisiejszych lekcjach gościła w naszej klasie Pani Julita Bulik - nauczycielka z Szkoły Podstawowej w Szklarach Górnych, która przeprowadziła zajęcia plastyczne. Pani Julita zaproponowała nam atrakcyjne działania artystyczne, w trakcie których stworzyliśmy zabawne zające, koguty oraz wielobarwne jaja wielkanocne. Wszyscy z zaangażowaniem tworzyliśmy nasze prace, które jednocześnie sprawiły nam ogrom radości. 

29 marca wybraliśmy się na wycieczkę do Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej 

w Lubinie. Na miejscu spotkaliśmy się ze Strażakami, którzy opowiedzieli nam o swoim zawodzie, zaprezentowali również narzędzia i urządzenia, które wykorzystują do codziennej pracy oraz odzież strażacką wykorzystywaną w czasie różnorodnych akcji ratunkowych. Mieliśmy okazję wejść do wozu strażackiego oraz zobaczyć pokaz zjazdu Strażaków po rurze do akcji ratunkowej.

Na dzisiejszej lekcji wychowania – fizycznego mieliśmy przyjemność gościć zawodniczki Metraco Zagłębia Lubin – bramkarkę Monikę Wąż i skrzydłową Agnieszkę Jochymek. Na zajęciach nie zabrakło również towarzystwa Krecika – klubowej maskotki, która wspólnie z dziećmi uczestniczyła w zorganizowanej przez szczypiornistki lekcji w-f. 

Można o nas przeczytać również na stronie:

http://www.lubin.pl/szczypiornistki-poprowadzily-lekcje-wf-u/

http://zaglebie.lubin.pl/skwara-i-agent-poprowadzily-lekcje-wf-u-foto/

https://www.facebook.com/MKSZaglebieLubin

http://dzpr.eu/miedziowe-szczypiornistki-poprowadzily-lekcje-wf-u/

http://regionfan.pl/miedziowe-szczypiornistki-poprowadzily-lekcje-wf-u/

Motyw Znak wodny. Autor obrazów motywu: ranplett . Obsługiwane przez usługę Blogger .


17 grudnia reprezentacja naszej klasy brała udział w IX Sejmikowaniu Trzecioklasistów. Każda drużyna musiała wykazać się wiedzą krajoznawczo-historyczną i przyrodniczą terenów Bogatyni i okolic oraz przygotować folder zachęcający do odwiedzenia naszego miasta. Drużynowo zajęliśmy IV miejsce. Najlepiej wypadła grupa: Oliwi Mołczan, Kasi Książki i Damiana Kąckiego, która w konkursie krajoznawczym zajęła I miejsce. Rywalizacja mimo, że była zacięta, była jednak fantastyczną zabawą i niezapomnianą przygodą.


W połowie lutego koleżanka
napisała do mnie, że ma znajomych, którzy współorganizują od
jakiegoś czasu pielgrzymki niepełnosprawnych do Lourdes i szukają
w Toruniu zainteresowanych takim wyjazdem.

Po dalsze informacje zadzwoniłam
na podany numer telefonu.


Okazało się, że organizatorem
pielgrzymki jest Fundacja Świętego Jana Jerozolimskiego
( http://fundacjaswjana.pl/home/ ).
Pielgrzymki organizują od ponad 5o lat, zabierając ze sobą 8-10
podopiecznych z niepełnosprawnościami, opiekunów jedzie
przynajmniej dwa razy tyle.

Trzy dni po moim telefonie przyszła do
nas na wstępną rozmowę p. Ewa Bocheńska. Opowiedziała jak
wyglądały poprzednie pielgrzymki, w których brała udział i
zapytała Antoniego czy chciałby pojechać na taką pielgrzymkę do
Lourdes. Syn oczywiście zgodził się, zwłaszcza, że jego
marzeniem od jakiegoś czasu był lot samolotem...

Po kilku dniach otrzymaliśmy
telefon, że Antek zakwalifikował się na tegoroczny wyjazd.

Przed wyjazdem starałam się
uzyskać bliższe informacje o tej pielgrzymce. Byłam bardzo
zbudowana postawą tych ludzi, którzy chcieli zabrać Antoniego i
innych niepełnosprawnych na drugi koniec Europy, nie bali się
odpowiedzialności, nie widzieli problemu w tym, że będą musieli
pomagać swoim podopiecznym we wszystkich czynnościach dnia
codziennego.


Zaczęłam szukać informacji o
Fundacji Świętego Jana Jerozolimskiego i organizowanych
pielgrzymkach. Jak wyglądało to w poprzednich latach można
zobaczyć na filmach dostępnych w internecie:


Film ze zdjęć amatorskich uczestników
pielgrzymki do Lourdes w roku 2006

Film Kamila o pielgrzymce do Lourdes w
roku 2015

O filmie:
http://krakow.tvp.pl/25442855/lourdes-kamil-kreci-film-dokument-jpii-na-antenach-tvp

Oczywiście, że byłam pełna
obaw czy dadzą radę – Antek wyjeżdżając po raz pierwszy w tak
długą podróż bez nas – rodziców i jego opiekunowie, czy będą
w stanie dobrze się nim zająć. Obaw tych pozbyłam się jeszcze
przed wyjazdem uczestnicząc w Toruńskim Wieczórze NOBLESSE OBLIGE
zorganizowanym przez Fundację św. Jana Jerozolimskiego oraz Związek
Polskich Kawalerów Maltańskich. Był to wieczór, z którego dochód
miał być przeznaczony m.in. na pielgrzymkę niepełnosprawnych do
Lourdes. Okazało się, że wiele osób z Warszawy wpłaciło za
„bilety – cegiełki”, ale nie będzie ich w Toruniu na tym
wieczorze, w związku z tym było wiele wolnych miejsc i nasza
rodzina została zaproszona do Dworu Artusa. W czasie tego spotkania
były koncerty oraz wystąpienia: p. Maciej Radziwiłł (brat
obecnego Ministra Zdrowia) mówił o etyce w biznesie, a p.
Aleksander Bocheński opowiadał anegdoty z życia rodzeństwa
Bocheńskich. Na zakończenie był bankiet, na którym poznaliśmy
przyszłych opiekunów Antka podczas pielgrzymki do Lourdes. Wielka
życzliwość tych ludzi, oddanie, chęć pomocy i naturalność z
jaką jej udzielali, wysoka kultura osobista, takt i po prostu SERCE
pozwoliło mi spokojnie myśleć o pielgrzymce Antka.


http://www.rp.pl/Kraj/304139931-Wieczor-Noblesse-Oblige.html#ap-1

http://artus.torun.pl/wieczor-charytatywny-noblesse-oblige-16-04-2016/

Wymienione przeze mnie nazwiska
znane są nam raczej z podręczników historii, ale podczas wyjazdu
zajmować się Antonim mieli ludzie o takich właśnie nazwiskach:
Bocheńscy, Czartoryscy, Radziwiłłowie, Zamoyscy – jednym słowem
nasza arystokracja. Niesamowite jest to, że podtrzymują oni takie
tradycje, że szlachectwo zobowiązuje (taki był tytuł wieczoru w
Dworze Artusa) i realizują to od pokoleń pomagając chorym,
niepełnosprawnym, biednym czy więźniom, będąc członkami Związku
Polskich Kawalerów Maltańskich.
( http://ekai.pl/wspolnoty/zwiazek-polskich-kawalerow-maltanskich/ )
Zostać członkiem Zakonu Maltańskiego nie jest tak prosto:
http://zakonmaltanski.pl/artykul/190_jak_mozna_zostac_czlonkiem_zakonu .
Więcej o zakonie można poczytać tu:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Zakon_Malta%C5%84ski

Pielgrzymka była coraz bliżej.
Naszym zadaniem było tylko uzyskać zgodę lekarza na taki wyjazd
Antoniego, załatwić kartę Europejską Kartę Ubezpieczenia
Zdrowotnego EKUZ, oczywiście spakować i dowieźć na Okęcie.

Na lotnisku Antkiem zajęli się
już „maltańczycy”, p. Bocheński powiedział do męża tylko:
„Zostańcie z Bogiem” i rozpoczęła się samodzielna wyprawa do
Matki Bożej z Lourdes. Zawsze prosiłam Matkę Bożą, by zajmowała
się moimi dziećmi tam, gdzie ja już nie mogę być im matką...

Podróż w obie strony odbył
Antoni samolotem z przesiadką w Amsterdamie. Mieli ten komfort, że
jako zorganizowana grupa wchodzili na pokład samolotu pierwsi, a
wychodzili jako ostatni. We Francji podróże odbywali specjalnym
autobusem, który miał windę, a zamiast siedzeń specjalne miejsca
dla wózków inwalidzkich. Hotel w pełni dostosowany dla potrzeb
osób niepełnosprawnych. Opiekunowie dyżurowali przy chorych dzień
i noc. No i to miejsce... Wiele czasu spędził Antek na modlitwach,
odbył kąpiel w cudownej wodzie, ale też był to wyjazd turystyczno
– rekreacyjny: były wycieczki, piknik, dyskoteka. Za udział w
pielgrzymce został Antek odznaczony specjalnym medalem z krzyżem
maltańskim.

Myślę, że to wspaniała sprawa,
że mógł uczestniczyć w tej pielgrzymce, spędzić czas z tak
życzliwymi ludźmi. Z pewnością dla uczestników to głębokie
przeżycie, ale dla mnie również chociaż tam nie byłam. Takie
wydarzenia przywracają wiarę, że są na tym świecie jeszcze
dobrzy ludzie, którzy nie szczędząc swojego czasu, pieniędzy,
wysiłku chcą coś robić dla innych i robią to z radością i
wielką miłością. Są po prostu szlachetni – nie tylko z
urodzenia...

Po powrocie odebrałam jeszcze
telefon z zapytaniem czy wszystko w porządku, czy nic nie zginęło.
Zaczęłam dziękować za zabranie Antka, za ten niesamowity wkład,
trud, odpowiedzialność, ale w odpowiedzi usłyszałam: „jesteśmy
tylko narzędziami w rękach Kogoś Wyższego”...

Antoni urodził się zdrowy, ale gdy miał miesiąc zachorował na ropne zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. Lekarze nie dawali mu początkowo żadnych szans. Według nich miał nie przeżyć do rana. Ale przeżył tamtą noc - noc swojego Chrztu Świętego i po długiej walce pokonał chorobę. Niestety rokowania co do rozwoju Antka nie były pomyślne: miał nigdy nie usiąść, nie miał widział i żyć w swoim świecie. Konsekwencją przebytej w okresie noworodkowym choroby jest wodogłowie. Antek w wieku 4 miesięcy miał założoną zastawkę, która nadmiar płynu mózgowo-rdzeniowego odprowadza do otrzewnej. Zastawka chroni jego mózg przed niekorzystnym uciskiem płynu. Jak każdy martwy przedmiot zastawka czasem się psuje. Tak też było u Antoniego, co wymagało jak do tej pory kilku operacji, w czasie których Antoni miał wymieniany lub rewidowany układ zastawkowy. Choroba i wodogłowie przyczyniły się do porażenia mózgowego. Przez pewien czas Antek cierpiał też z powodu lekoopornej padaczki. Antoni ruchowo rozwijał się wolniej od swoich rówieśników. Przez całe dzieciństwo był poddawany różnym formom rehabilitacji. Nie każde dziecko niepełnosprawne dziecko musi zostać niepełnosprawnym dorosłym, ale Antoni konsekwencje przebytej w okresie noworodkowym choroby będzie ponosił całe życie. Obecnie Antoni ma 18 lat, porusza się na wózku inwalidzkim, wymaga stałej pomocy w codziennym życiu i ciągłej rehabilitacji, by nie zaprzepaścić tego, co z takim trudem przez lata udało się wypracować. Antoni chętnie się uczy i lubi czytać. Jest pracowity, obowiązkowy i dokładny. Interesuje się sportem. To pogodny, dobry człowiek, który wciąż nas zaskakuje...


Wpisz w zeznaniu podatkowym: Fundacja Dzieciom "Zdążyć z Pomocą" KRS: 0000037904 Informacje uzupełniające cel 1%: 9012 Makowski Antoni




maja 2016 (2)


września 2015 (4)


czerwca 2015 (2)


maja 2015 (5)


kwietnia 2015 (5)


marca 2015 (4)


lutego 2015 (1)


stycznia 2015 (1)


listopada 2014 (2)


stycznia 2014 (1)


listopada 2013 (1)


stycznia 2013 (1)


grudnia 2012 (1)


lipca 2012 (1)


maja 2012 (2)


kwietnia 2012 (1)


lutego 2012 (2)


kwietnia 2011 (2)


lutego 2011 (1)


stycznia 2011 (1)


grudnia 2010 (9)






N ie tak prędko, perełko! A śniadanie? – Mama dopadła
mnie w sieni, gdy połową ciała przestąpiłam już progi domu. Nie mogłam stłumić
westchnięcia na widok tęczowego pudełeczka, w którym tkwił ekwipunek
przetrwania na sześć szkolnych godzin.

 - Mówiłam ci, żebyś mnie tak nie nazywała. Mam
już osie…

 - Odwróć się – pomruknęła, żywo przy tym
gestykulując. Z entym tego dnia westchnięciem wykonałam polecenie, czując
nieprzyjemny ciężar, który wdzierał się do mojego plecaczka. – I już! – Mama
otaksowała mnie z uśmiechem. – Posiłek to najważniejsza część dnia, nie
zapominaj o tym, pereł…

 - Nie! – Wzniosłam ostrzegawczo palec
wskazujący. – Nie nazywaj mnie tak.

Mama zamilkła.
Wokół niej roztaczała się przedziwna, unikatowa aura. Zwykle ponura i markotna
kobieta prezentowała się dzisiaj doskonale. Odziana w swój roboczy garnitur
założyła szpilki, w związku z czym nie mogłam wyjść w podziwu. Ponadto miała
jedwabiste i połyskujące włosy. Zbyt idealne uformowane fale podszepnęły mi, że
rano improwizowała szczotka i cytrynowy szampon do włosów.

 - Czemu zawdzięczam twój dobry humor? –
spytałam zaintrygowana.

 - Podwyżce – odrzekła bez namysłu. – Gdybyś
nie włóczyła się ciągle z dala od domu, wiedziałabyś o tym już w piątkowy
wieczór. Och, Sakura… Rozumiem, że dorastasz, co prawda buntowniczy okres
pomalutku się kończy, lecz wciąż jego namiastki przedzierają się przez twoje
zachowanie. Panna Cherron telefonowała do mnie i powiedziała o referacie. To
kolejny powód, dla którego powinnaś wstrzymać swoje wyjścia i zabrać się za
naukę… i rodzinę. Hana dzień w dzień uskarża się na nudę.

Pewnie, Hana była
taką siostrzyczką, która wzdychała z utęsknieniem przy każdej mojej ewakuacji.

 - Czy panna Cherron wspomniała ci może z kim
jestem zmuszona współpracować?

 - Bingo! – pstryknęłam palcami przed jej
nosem. Mama zrobiła minę, która poddawała zwątpieniu nasze pokrewieństwo.

Niech ją piekło
pochłonie! Pogoda była zbyt nieznośna, mundurek ciasnawy, a siostrzyczka
musiała chybcikiem wsypać jakieś proszki do porannej kawy naszej rodzicielki.

Drogę do szkoły
pokonałam biegiem. Od minionej konfrontacji z Sasuke Uchihą moje wystarczająco
szarawe życie utraciło ostatnie przebłyski kolorów. Nie, nie uznawałam tego za
strach. Po prostu jego zachowanie lekko zakręciło mi w głowie, a ta usterka
odbiła się na przyjaciółkach, rodzinie, szkole i skupieniu, które było teraz
najbardziej pożądaną cechą. Jak ja wyjaśnię Ino nagłe przekonanie do szali i
bandanek? Ach, co tam Ino, to zatarg z Temari przerażał mnie do szpiku kości.

Kiedy wstąpiłam na
brukowaną uliczkę wzdłuż której biegły żelazne bramy szkoły i… moje feralne
wspomnienia, poczułam się głupio. Od zawsze krytycznie spoglądałam na bohaterki
a’la nastolatkowych filmów, albo
chociażby mang, które po brzegi przepełniają pokój mojej siostry. One zawsze
trwonią czas na przejmowanie się błahostkami. Nie mogłam iść ich śladami i
rujnować sobie procesów myślowych jakimś łobuzem. W tej sytuacji należało
zobojętnieć na kwestie dotyczące Sasuke Uchihy, bo głowę dałabym sobie uciąć,
że moje nazwisko (jeżeli w ogóle je zna) nawet nie przemknęło przez jego myśli
w przeciągu weekendu. Poprzysięgłam to
sobie już wcześniej; nie będę okazywać strachu. Skoro potrafię późnym wieczorem
pokonać upiorny park za kilkugodzinny mecz ze ścianą hurtowni, nie straszny mi
żaden wszczynający bójki bęcwał.

Zresztą od
pozostałych wyrytych w umyśle obelg odwiodła mnie Ino. Tradycyjnie oczekiwała
mnie przy bramie z doskonałą aparycją i… jedną nowością, odbiegającą od
przyzwyczajeń.

 - Co jest? – rzuciłam na dzień dobry. Jej
wielkie, szafirowe oczy zmusiły mnie do stłumienia kulturalnych powitań. Ino
pośpiesznie pociągnęła za kawałek czarnej bandanki, którą obwiązałam szyję. W
powietrzu rozbrzmiał zduszony jęk zdziwienia.

 - Święto? A może to oczy robią mi psikusa?
Sakura Haruno właśnie narzuciła na siebie coś więcej, oprócz szkolnego
mundurka.

 - Jestem poważna, Sakura. Co się stało? –
spojrzała na mnie z dezorientacją. – To jakiś pamiątkowy prezent od dziadków, że
aż wstyd go ze sobą nie nosić?

Hej… to dobrze
zapowiadające się kłamstewko.

Natychmiast
przyoblekłam minę cierpiętnika i ponuro się roześmiałam.

 - Trafiłaś w sedno. Mniej więcej. Pamiętasz
ciotkę z Matsue?

 - Tą nieszczęśliwą gadułę? – Ino skrzywiła się
z odrazą. – To ona dała ci taki mało gustowny dodatek? Rany, bandanki wyszły z
mody wieki temu. Skąd, do licha, wziął się u niej pomysł na kupno tego
badziewia? Bez urazy, jeśli ci się podoba – zakończyła z obronnym gestem.

 - Nie podoba mi się – odparłam zgodnie z
prawdą. – Ale mama kazała mi ją nosić, żeby nie zrobić cioci przykrości.
Obiecałam jej, że wezmę ją w poniedziałek do szkoły.

 - Nie potrafisz kombinować? Obiecałaś, że ją
weźmiesz, tak?

I wtedy wszystkie
moje zmysły spotęgowały swoją żywotność, ponieważ dłonie Yamanaki przedarły się
do supła na karku. Przez nagłość tych wydarzeń zbyt gwałtownie od niej
odskoczyłam. Skołowana mina przyjaciółki tylko dowiodła podejrzeniom – jestem
szalona.

 - Hej, uspokój się skarbie… - powiedziała
zbita z pantałyku. – Chciałam tylko, żebyś włożyła ją do plecaka. Miałabyś ją
przy sobie i nie złamałabyś przysięgi.

Ale odkryłabym te
cholerne szramy i zaczerwienione fragmenty skóry. Wolałam odgryźć sobie język
niż ujawnić prawdę. Kłamałam notorycznie, jednak wobec przyjaciół chciałam być
szczera. Czułam się paskudnie za każdym razem, gdy dla mojego dobra należało
otoczyć coś tajemnicą.

 - Nie przeszkadza mi aż tak bardzo – Ze
słuszną miną udoskonaliłam jej położenie. – Chodźmy lepiej na lekcję.

 - Nie odezwałaś się do mnie przez dwa dni –
zaczęła ni z tego ni z owego.

Obie zaczęłyśmy
zmierzać na szkolny dziedziniec. Wymuszałam na sobie obojętność, a jednak
machinalnie mój wzrok błąkał się po twarzach uczniów w poszukiwaniu tej
jedynej.

Dopiero potem
dotarło do mnie, że należałoby odpowiedzieć Ino.

 - Byłam zajęta. Przecież ciotka przyjechała.

 - Wieczorami pałętałaś się w pobliżu hurtowni.


O rany. To zniosło
grunt spod moich stóp. Przystanęłam w półkroku, gapiąc się na przyjaciółkę.

 - Skąd wiesz? Szpiegujesz mnie? – Zabrzmiało
to oskarżycielsko.

 - Na początku nawet nie przyszło mi to do
głowy, ale kiedy drugi raz zobaczyłam jak mijasz mój dom w nocy, musiałam się
przekonać do czego cię ciągnie.

Jasny gwint!
Przecież trzykrotnie mój wybór padł na okrężną trasę, nie tylko ze względu na
ten nieszczęsny park, ale też godziny, w których to Sasuke Uchiha przechadzał
się ze swoim wilczurem żwirowymi ścieżkami. Przez zaprogramowaną komendę:
„Unikaj go!”, zupełnie zapomniałam, że po prawej stronie drogi piętrzył się dom
Yamanaki.

 - Że bardzo zaprzyjaźniłaś się z tamtejszą
ścianą – rzekła na wpół rozbawiona, na wpół poważna.

 - Owszem, zdobyłam jej przychylność. W
podzięce odkopuje mi piłkę.

 - Czy to ma oznaczać, że porzuciłaś przyjaźń
ze mną na rzecz jakiś zdezolowanej ściany hurtowni, która swoją drogą ledwo
utrzymuje się na nogach…? Albo cegłach? Ech, wszystko jedno!

 - Oczywiście, że nie – posłałam jej uśmiech z
kolekcji tych najserdeczniejszych. – Przecież wiesz, że chodzę wieczorami grać.
Muszę ćwiczyć do zbliżającej się rekrutacji.

 - Wynajmij sobie trenera, wtedy wszystko
będzie prostsze. Nie będziesz musiała martwić się, że w drodze na boisko
dopadnie cię jakiś niewyżyty gwałciciel – Chwyciła mnie za rękaw i zaczęła wlec
w stronę wejścia. Na króciusieńką chwilę zapomniałam kto to jest Sasuke Uchiha.

 - Hana twierdzi, że nie muszę się tego obawiać
– roześmiałam się.

 - Hana wymienia siostrzane złośliwości. Gdybyś
przestała chodzić w znoszonych bluzach i ubrałabyś jakieś porządne buty… - Tu
urwała, żeby z powątpieniem zerknąć na moje tenisówki. Lewy but był na tyle
wysłużony, że głośno komunikował o nieuniknionej dziurze. – W każdym razie z
kobiecym wyglądem byłabyś potencjalnym celem dla niewyżytych gwałcicieli.

 - Dlatego wolę bluzy… - mruknęłam. 

Temari połknęła
haczyk, choć do maleńkiej, bezmózgiej ryby wiele jej brakowało. Ino zdążyła
wypaplać jej zmyśloną na poczekaniu opowiastkę, zanim ta w ogóle wykazała
zainteresowanie niecodziennym dodatkiem. Naruto obsaczył nas na moment, bo
obejście łukiem tak drastycznej zmiany w moim wizerunku nie leżało w jego
naturze. Cierpliwie wysłuchiwałam „krytyka”, który raz po raz zanosił się
śmiechem, a towarzyszący mu Chouji zapragnął poczęstować mnie paczką orzeszków,
ale w ogóle nie miałam na nie ochoty.

Dzwonek wytyczający
kres sielankom właśnie zawył, a ława przede mną była pust
Mokry prysznic i świetna mineta
Ruchanie w stylu retro
Ostra mamuśka brunetka

Report Page