Kate lubi na dwa baty

Kate lubi na dwa baty




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Kate lubi na dwa baty
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
doda potrzebuje, doda wymaga, a co doda daje w zamian od siebie? start w show biznesie? na tym polega wg Rabczewskich zwiazek?
Jakie życie takie miłości. Gdzie ona ma poznać kogoś normalnego?
Good piece of data that you've received on this web site raticle. Hope I might get some much more of the stuff on your own web site. I will are available back again.
Sie pani nie martwi o córeczke, poradzi sobie tak jak zawsze ( z resztą chłopaków tez sb poradziła)
Ale to niestety prawda że dotychczasowi faceci tylko wykorzystywali Dodę żeby się dzięki niej wylansować i myślę że niestety tym razem jest tak samo... Szkoda mi Dody bo ona nigdy nie będzie wiedzieć czy facetowi zależy na niej czy na zrobieniu kariery dzięki niej... To przykre :( Bardzo lubie Nergala ale to prawda że doda dla niego zrobiła bardzo wiele, była z nim w tych najtrudniejszych chwilach a on wykorzystał jej popularność i ją zostawił to naprawde przykre... Biedna dziewczyna szkoda mi jej. Życze jej prawdziwej miłości
TA MAMA JEST ZAPATRZONA W TO COŚ. NIE ROZUMIE ŻE JEJ CÓRECZKA TO PUSZCZLSKI WYTŁUK I NA SZCZĘŚCIE I MIŁOŚC NIETRAFI . ONA FACETÓW ZALICZA NIE KOCHA DROGA PANI. A TAKIE WYŁUZDANE TWORY DOSTAJA TO SAMO OD FACETÓW. I TEGO JEJ ŻYCZĘ.
proponuje terapie dla córki najlepiej i psycholog i psychiatra sory dla całej rodziny dostaniecie pakiet promocyjny
a kto poważny chciał by taką żonę, niestety proszę pani już za pózno
Facet sobie pobzyka i zostawi tak jak poprzednicy. Kto by wytrzymał z taką wulgarną, pustą lalą.
w sumie chciałem dodac komenta.... ale doszedłem do wniosku że obrażanie kogoś kogo sie wgl. nie zna, nie ma sensu :P a znizac sie do waszego poziomu nie mam zamiaru.... w sumie to nie wiem czy sie nie znizylem dajac ten koment.... hehe :D
patrzcie! nasza doda to wykapany Tatuś:)
FENOMEN DODY:
1. wulgarne, prymitywne zdziry w rodzaju Dody robią nieraz karierę bazując na "atrakcyjnym" wyglądzie taniej d***k...
2. Doda w wieku 20 lat miała urodę (burak zesztachany na heban), która podobała się tępym karkom oraz małoletnim dziewczynkom ze wsiowych dyskotek,
3. Doda miała to szczęście, że obciągała i dawała du... tym gościom, którzy mogli jej pomoc w karierze, co widać najlepiej po jej karierze w polsatowskim BARZE (sama mówiła wtedy, że „lubi na dwa baty”)
4. z BARU wyłowił ją znany piłkarz Radek Majdan, który wprowadził ją na "salony" tj. stała się przy nim jednym z celebrytów,
5. potem trafiła pod opiekę Maji, która z zesztachanej na heban blachary zrobiła "w miarę" atrakcyjną dziewczynę (choć nadal całkiem sztuczną z silikonami, botoksem, doklejanymi farbowanymi na blond włosami i badziewnymi tipsami),
6. mimo, że Doda śpiewać nigdy nie potrafiła to pokazywanie gołej du... na prawo i lewo oraz obsceniczne, wulgarne zachowanie przyniosło jej w końcu popularność,
7. niestety jej czas już się skończył, bo jej jedyny atut czyli uroda (dla mnie zresztą mocno wątpliwa - nie gustuję w wulgarnych zdzirach całych z plastiku) przeminął, co wyraźnie widać na zdjęciach powyżej (w wieku 27 lat wygląda jak podstarzała prostytutka a nie piękna kobieta z klasą),
8. gdyby miała głos i chociaż przeciętną inteligencję, to jej kariera mogłaby dalej trwać, jak wielu polskich piosenkarek,
9. niestety problem w tym, że Doda nie ma głosu do śpiewania (chyba, że jej niemiłosierne wycie z ostatniej płyty „7 syfów” ktoś nazwie śpiewaniem) i do tego jest kompletną idiotką o inteligencji wsiowego przygłupa, co widać, słychać i czuć jak tylko otworzy buzię i coś powie.

"Miejmy nadzieję, że spotka miłosć swojego życia, bo na taką zasługuje."
Najwyraźniej mama piosenkarki nie wierzy w to, by Błażej Szychowski był dla Dody kimś więcej niż doraźnym lekiem na sercowe rozterki. Mimo że piosenkarka przedstawiła swojego chłopaka rodzicom, a on zdążył już nawet publicznie nazwać jej ojca teściem, furory w rodzinie Rabczewskich nie zrobił. Mama Doroty nadal ma bowiem nadzieję, że córka znajdzie sobie kogoś, z kim będzie mogła poważnie planować przyszłość.
Dorota jest silną osoba, a jednocześnie bardzo wrażliwą - wyjaśniła w wywiadzie telewizyjnym Wanda Rabczewska . Wymaga dużo, potrzebuje wiele. Widocznie nie trafia na taką osobę, która potrafiłaby sprostać temu. Miejmy nadzieję, że spotka miłosć swojego życia, bo na taką zasługuje.
Jak poczuje się Błażej słysząc takie słowa? To chyba równie miłe jak dziewczyna narzekająca publicznie, że wynudziła się z nim na wakacjach. Zobacz: "To moje najnudniejsze wakacje!"



Krew to wloczega - James Ellroy

Home
Krew to wloczega - James Ellroy



JAMES ELLROY krew to włóczęgaBLOOD’S ROVER Z języka angielskiego przełożyła Ewa Penksyk-Kluczkowska Glina to bezruch, lecz krew to włóczęga Oddech to ...

JAMES ELLROY

krew to włóczęga BLOOD’S ROVER

Z języka angielskiego przełożyła Ewa Penksyk-Kluczkowska

Glina to bezruch, lecz krew to włóczęga Oddech to kruche nietrwanie. Wstawaj, chłopcze; a u drogi kresu Czasu w bród znajdziesz na spanie. A. E. Housman

WTEDY

Los Angeles 24.02.1964 Nagle: Ciężarówka z mlekiem ostro skręciła w prawo i otarła się o krawężnik. Kierowca stracił panowanie nad kierownicą. W popłochu wcisnął hamulce. W efekcie zarzuciło tyłem pojazdu. Opancerzona furgonetka Wells Fargo zaczepiła o przedni bok ciężarówki z mlekiem. Zapamiętaj: 7.16, południowe LA, róg Osiemdziesiątej Czwartej i Budlong. Dzielnica czarnuchów. Wychodki z brudnymi podwórkami. W wyniku zderzenia w obu pojazdach zgasły silniki. Kierowca ciężarówki z mlekiem uderzył w tablicę rozdzielczą. Drzwi po jego stronie otworzyły się szeroko. Kierowca zasłabł i wypadł na chodnik. Był to czterdziestoparoletni Murzyn. Opancerzona furgonetka zaliczyła wgniecenia maski. Trzech strażników wysiadło i oceniło zniszczenia. Byli to biali mężczyźni w obcisłych uniformach khaki. Nosili koalicyjki z zapinanymi na guzik kaburami. Przyklękli przy kierowcy ciężarówki z mlekiem. Facet dyszał, wstrząsały nim drgawki. Uderzenie w deskę rozdzielczą rozcięło mu czoło. Krew ciekła mu na oczy. Zapamiętaj: 7.17, zachmurzenie zimowe. Spokojna ulica. Zero ruchu pieszego. Zderzenie nie wzbudziło na razie zainteresowania. Ciężarówka z mlekiem westchnęła. Wybuchła chłodnica. Para zasyczała i rozniosła się szeroko. Strażnicy zakasłali i otarli oczy. Z forda rocznik ’62 zaparkowanego parę metrów dalej wysiadło trzech mężczyzn. Nosili maski. Nosili rękawiczki i buty na gumowych podeszwach. Mieli pasy narzędziowe z przypiętymi granatami gazowymi. Mieli długie rękawy i byli zapięci po szyję. Ich skóra była całkowicie zakryta, nie dało się odgadnąć jej koloru. Przesłoniła ich para. Podeszli i wyciągnęli spluwy z tłumikami. Strażnicy kasłali. To zagłuszyło odgłos. Kierowca ciężarówki z mlekiem wyciągnął broń z tłumikiem i strzelił w twarz najbliższemu strażnikowi. Rozległ się głuchy łoskot. Czoło strażnika eksplodowało. Dwaj pozostali strażnicy niezdarnie usiłowali wyjąć broń z kabury. Zamaskowani mężczyźni strzelili im w plecy. Nogi się pod nimi ugięły, padli do przodu. Zamaskowani mężczyźni bez zastanowienia strzelili im w głowy. Poniósł się stłumiony głuchy odgłos wystrzałów i trzask czaszek. Jest 7.19. Nadal spokój. Nie ma jeszcze ruchu pieszego, zderzenie nie wzbudziło na

razie zainteresowania. Teraz hałas - dwa wystrzały i głośne echo. Błysk muszki w dziwnym kształcie, wybuchy z otworu strzelniczego samochodu opancerzonego. Pociski odbijały się od ulicy. Zamaskowani mężczyźni i kierowca ciężarówki z mlekiem padli na brzuch. Przetoczyli się w stronę opancerzonej ciężarówki. Palba z różnej broni. Jeszcze cztery strzały. Cztery plus dwa - jeden magazynek. Zamaskowany mężczyzna nr 1 był wysoki i szczupły. Zamaskowany mężczyzna nr 2 był średniego wzrostu. Zamaskowany mężczyzna nr 3 był przysadzisty. Jest 7.20. Nadal nie ma pieszych. Wielki sterowiec na niebie ciągnie baner reklamowy domu towarowego. Zamaskowany mężczyzna nr i wstał i w przysiadzie podbiegł do otworu strzelniczego. Odpiął od pasa granat gazowy i wyrwał zawleczkę. Prychnęło oparami. Wsadził granat do otworu strzelniczego. Strażnik w środku wrzasnął i zwymiotował bardzo głośno. Tylne drzwi otworzyły się z hukiem. Strażnik wyskoczył i padł na kolana. Krwawił z nosa i z ust. Zamaskowany mężczyzna nr 2 strzelił mu dwukrotnie w głowę. Kierowca ciężarówki z mlekiem założył maskę przeciwgazową. Zamaskowani mężczyźni założyli maski przeciwgazowe na swoje maski. Kilka zerknięć, kilkoro otwartych drzwi, paru kolorowych na gankach. Jest 7.22. Opary się rozproszyły. W środku nie ma drugiego strażnika. Wchodzą. Ledwie się zmieścili. W środku było mało miejsca. Worki z pieniędzmi i kasetki leżały na półkach pod ścianami. Zamaskowany mężczyzna nr 1 policzył: szesnaście worków i czternaście kasetek. Chwycili. Zamaskowany mężczyzna nr 2 miał wetknięty do spodni płócienny wór. Wyciągnął go i rozchylił. Chwycili. Wypełnili wór. Jedna kasetka się otworzyła. Zobaczyli sterty owiniętych w plastik szmaragdów. Zamaskowany mężczyzna nr 3 otworzył worek z pieniędzmi. Ukazał się zwitek stów. Szarpnął za taśmę bankową. Pojemnik z atramentem wybuchł, opryskał go i trafił w otwory w masce. Atrament dostał się do jego ust i oczu. Zachłysnął się, wypluł atrament, potarł oczy i wyskoczył na zewnątrz. Nasrał w spodnie i stanął, młócąc powietrze. Zamaskowany mężczyzna nr 1 odsunął się od drzwi i dwukrotnie strzelił mu w plecy. Jest 7.24. Teraz już zderzenie wzbudziło zainteresowanie. Powstał zamęt. To gwar

biedoty ograniczony do ganków. Zamaskowany mężczyzna nr 1 ruszył w tamtą stronę. Wyciągnął cztery granaty gazowe, odbezpieczył je i rzucił nimi. Rzucił w lewo i prawo. Podniosły się opary czerwone, różowe i bezbarwne. Kwaśne niebo, minifront burzowy, tęcza. Gankowi zanieśli się kaszlem, dławiąc się, wbiegli do swoich szop. Kierowca ciężarówki z mlekiem i zamaskowany mężczyzna nr 2 ciasno wypchali cztery płócienne wory. Mieli pełen ładunek: wszystkie worki z gotówką i kasetki, razem trzydzieści sztuk. Poszli do forda rocznik ’62. Zamaskowany mężczyzna nr l otworzył bagażnik. Wrzucili do środka ładunek. 7.26. Podniósł się wiatr. Zwinął kłęby gazu w szaleńczo łączące się kolory. Kierowca ciężarówki z mlekiem i zamaskowany mężczyzna nr 2 gapili się przez gogle. Zamaskowany mężczyzna nr 1 stanął przed nimi. Wkurwili się - „Co jest?” - nie zasłaniaj pokazu świateł. Zamaskowany mężczyzna nr 1 strzelił obydwóm w twarz. Pociski roztrzaskały szkła gogli i rurki masek gazowych i w jednej chwili zgasiły im światła. Zapamiętaj: 7.26. Czterech martwych strażników, trzech martwych bandytów. Różowe kłęby gazu. Opad kwasowy. Opary zamieniające krzewy w szarozłośliwe. Zamaskowany mężczyzna nr l otworzył drzwi po stronie kierowcy i sięgnął pod siedzenie. A tam: lutlampa i brązowa torba ze żrącymi granulkami. Granulki wyglądały jak skrzyżowanie karmy dla ptaków i fasolek żelkowych. Pracował powoli. Podszedł do zamaskowanego mężczyzny nr 3. Rzucił granulki na jego plecy i wepchnął mu granulki do ust. Odpalił lutlampę i skierował płomień na ciało. Podszedł do kierowcy ciężarówki z mlekiem i do zamaskowanego mężczyzny nr 2. Rzucił granulki na ich plecy, wepchnął im granulki do ust i opalił ich ciała lutlampą. Słońce już zdążyło wejść wysoko. Opary gazu pochwyciły promienie i z małego skrawka nieba zrobiły jeden wielki pryzmat. Zamaskowany mężczyzna nr 1 odjechał w kierunku południowym. * Dotarł tam pierwszy. Jak zawsze. O napadzie w Czarnogrodzie dowiedział się z nasłuchu policyjnych częstotliwości. Woził ze sobą własny odbiornik wielozakresowy. Zaparkował za pojazdem opancerzonym i ciężarówką z mlekiem. Rozejrzał się po ulicy. Zobaczył kilku asfaltów gapiących się na rzeźnię. Powietrze szczypało. Pierwszy

domysł: granaty gazowe i sfingowana kolizja. Asfalty go zobaczyły. Wymieniły standardowe spojrzenie: „O cholera”. Usłyszał syreny. Z nakładających się syren wyliczył sześć czy siedem wozów. Z posterunków przy Newton i przy Siedemdziesiątej Siódmej - jechały dwie jednostki. Miał trzy minuty, żeby się rozejrzeć. Zobaczył czterech martwych strażników. Dwa spalone trupy przy wschodnim krawężniku parę wozów dalej. Zignorował strażników. Sprawdził spalonych. Byli mocno poparzeni, aż popękana skóra stopiła się z odzieżą. Pierwszy jego domysł: przechytrzenie. Spierdolmy identyfikację zbytecznych kompanów. Syreny zawyły bliżej. Z oddali pomachał mu dzieciak. Skinął mu i też pomachał. Miał już wyobrażenie. Gówno, na które się czeka całe życie. Kiedy przychodzi, to... no wiesz. Był wielki. Nosił tweedowy garnitur i muchę w kratę. Do muchy miał przyszytą małą czternastkę. Zastrzelił czternastu uzbrojonych bandytów.

TERAZ

Ameryka: Podglądałem cztery lata naszej historii. Była to jedna długa, mobilna obserwacja i brutalne przeszukanie. Mogłem kraść i miałem licencję na przyduszanie. Śledziłem ludzi. Podsłuchiwałem na wszystkie sposoby, widziałem wielkie wydarzenia i tak dalej. Pozostałem nieznany. Moja inwigilacja łączy Wtedy i Teraz w nieujawniony dotąd sposób. Byłem tam. Mój reportaż jest podparty wiarygodnymi pogłoskami i paplaniem osób dobrze poinformowanych. Potężny materiał dowodowy w postaci zapisków go zweryfikował. Ta książka czerpie z wykradzionych archiwów publicznych oraz przywłaszczonych pamiętników osób prywatnych. To owoc własnych przygód i czterdziestu lat studiów. Jestem wykonawcą testamentu literackiego i prowokatorem. Zrobiłem, co zrobiłem i widziałem, co widziałem, i poznałem własną drogę. Ortodoksyjna wiarygodność i szmatławcowa zawartość. To połączenie daje jej pasję. Już macie w sobie ziarno wiary. Przypomnijcie sobie czas, który obejmuje ta opowieść, a wyczujecie spisek. Jestem tu, by wam opowiedzieć, że to wszystko prawda i ani trochę nie jest tak, jak wam się wydaje. Przeczytacie tę książkę z pewną niechęcią i w końcu skapitulujecie. Kolejne strony zmuszą was, byście się poddali. Powiem wam wszystko.

WTEDY

CZĘŚĆ I

TOTALNY ROZPIERDOL 14 czerwca 1968-11 września 1968

1. Wayne Tedrow junior (Las Vegas, 14.06.1968) HEROINA: Urządził laboratorium w swoim apartamencie hotelowym. Zlewki, kadzie i palniki Bunsena wypełniły półki. Z trzypalnikowej kuchenki schodziły kolejne porcyjki. Gotował produkt rangi środków przeciwbólowych. Nie robił narkotyków od czasów Sajgonu. Darmowy apartament w Gwiezdnym Pyle, finansowany przez Carlosa Marcella. Carlos wiedział, że Janice ma raka w ostatnim stadium i że on jest utalentowanym chemikiem. Wayne zmieszał bazę morfinową z amoniakiem. Dwuminutowe podgrzewanie uwolniło kryształki i osad. Podgrzał wodę do 83 stopni. Dodał bezwodnik kwasu octowego. Wrzątkiem wypłukał odpad organiczny. Następnie środki strącające - powolne gotowanie - diacetylomorfina i węglan sodu. Wayne zamieszał, odmierzył i podpalił dwa małe palniki. Rozejrzał się po pokoju. Pokojówka zostawiła gazetę. Wszystkie nagłówki należały do niego. Śmierć Wayne’a seniora na skutek ataku serca. James Earl Ray i Sirhan Sirhan w pace. Do niego należała cała pierwsza strona. Ani razu o nim nie wspominała. Carlos wyciszył sprawę Wayne’a seniora. Pan Hoover wyciszył następstwa zamachów King/Bobby. Wayne patrzył, jak rośnie masa diacetylomorfiny. Dzięki jego mieszance Janice zapadnie w półsen. Starał się o wielką robotę u Howarda Hughesa. Hughes był uzależniony od farmaceutyków i narkotyków. Mógł mu sporządzić osobistą mieszankę i zabrać ją na rozmowę kwalifikacyjną. Masa wytrąciła się w kryształkach i wyłoniła się z płynu. Na stronie drugiej Wayne zobaczył zdjęcia Raya i Sirhana. Brał udział w zamachu na Kinga. Brał czynny udział. Bardzo czynny. Freddy Otash zorganizował jelenia Raya w wypadku Kinga i jelenia Sirhana w wypadku Bobby’ego. Zadzwonił telefon. Wayne go chwycił. Usłyszał trzaski kodera. To na pewno bezpieczny telefon federałów i Dwight Holly. - To ja, Dwight.

- Zabiłeś go? - Tak. - Atak serca, kurde. Wylew byłby lepszy. Wayne zakasłał. - Carlos zajmuje się tym osobiście. Może wszystko wyciszyć. - Nie chcę, żeby pan Hoover się tym niepokoił. - To wyciszone. Pytanie, co z resztą. Dwight westchnął. - Zawsze są gadki o spisku. Zakatrupisz jakąś szychę i zaraz powstają takie gówna. Freddy kontaktował się z Rayem przez pośrednika, a z Sirhanem się spotykał, ale schudł i teraz inaczej wygląda. W sumie powiedziałbym, że z obydwoma mamy spokój. Wayne patrzył, jak gotuje się jego narkotyk. Dwight sypał kolejnymi wieściami. Freddy O. kupił kasyno Złota Pieczara. Sprzedał mu je Pete Bondurant. - Mamy z tym spokój, Dwight. Powiedz mi, że mamy z tym spokój, przekonaj mnie. Dwight się roześmiał. - Jakbyś się trochę denerwował, mały. - Jestem ździebko nadwerężony, owszem. Zdziwiłbyś się, jak wykańczające jest ojcobójstwo. Dwight zarechotał. Garnuszki z narkotykiem zaczęły kipieć. Wayne przykręcił płomień i zerknął na zdjęcie na biurku. Janice Lukens Tedrow, kochanka/eksmacocha. Rok 1961. Tańczy w Wydmach. Sama, zgubiła buta, sukienkę ma rozerwaną na szwie. - Ej, jesteś tam? - spytał Dwight. - Jestem. - Miło mi to słyszeć. Miło mi słyszeć, że z twojej strony mamy z tym spokój. Wayne wpatrywał się w zdjęcie. - Mój ojciec był twoim przyjacielem. Jakoś tak łatwo przechodzisz nad tym do porządku dziennego. - Ja pierdzielę, mały. On cię wysłał do Dallas. * Wielki Dzień. Listopad 1963. Był tam w ów Wielki Weekend. Trafił na Wielką Chwilę i wziął udział w tej Wielkiej Jeździe. Był sierżantem w policji Las Vegas. Był żonaty. Skończył chemię. Jego ojciec był wielką mormońską szychą. Wayne senior był wplątany po uszy w pojechaną Prawicę. Robił

operacje Klanu dla pana Hoovera i Dwighta Holly’ego. Rozprowadzał mocne nienawistne broszury. Żył zgodnie ze skrajnie prawicowym duchem czasu i był na bieżąco. Wiedział o zamachu na JFK. Wątków było wiele: kubańscy emigranci, łajdackie CIA, mafia. Senior kupił juniorowi bilet. Robota przy deportacji, z jednym zastrzeżeniem: zabić deportowanego. Zadanie wykonywała policja. Czarny alfons Wendell Durfee pociął krupiera w kasynie. Mężczyzna przeżył. To nie miało znaczenia. Rada Zarządców Kasyn chciała, żeby załatwić Wendella. Gliny z Vegas wzięły tę robotę. Wybrańcy z wielką premią finansową. To był sprawdzian. Policja chciała zmierzyć sobie jaja. Wayne senior miał wpływy w policji. Wiedział o zamachu na JFK. Senior chciał, żeby junior w to wszedł. Wendell Durfee uciekł z Vegas do Dallas. Senior wątpił w jaja juniora. Zdaniem seniora junior powinien zabić nieuzbrojonego czarnego. Wayne poleciał do Dallas 22.11.1963. Nie chciał zabijać Wendella Durfee. Nie wiedział o zamachu na JFK. Dostał partnera od deportacji. Tamten nazywał się Maynard Moore. Pracował w policji w Dallas. Wieśniacki psychol, który robił, co mu każą. Wayne starł się z Maynardem Moore’em i starał się nie zabić Wendella Durfee. Wayne wpakował się w zamach w pozamachowym swobodnym spadku. Powiązał Jacka Ruby’ego z Moore’em i prawicowym najemnikiem Pete’em B. Widział w TV na żywo, jak Ruby załatwił Lee Harveya Oswalda. Wiedział. Nie wiedział, że wie jego ojciec. W tamtą niedzielę wszystko wzięło w łeb. JFK nie żył. Oswald nie żył. Namierzył Wendella Durfee i kazał mu uciekać. Maynard Moore się wtrącił. Wayne zabił Moore’a i puścił Durfee’ego. Wtrącił się Pete B. i zostawił Wayne’a przy życiu. Pete uważał swój akt miłosierdzia za rozważny, a Wayne’a akt miłosierdzia za lekkomyślny. Pete ostrzegł Wayne’a, że Wendell Durfee może jeszcze wrócić. Wayne wrócił do Vegas. Pete B. przeniósł się do Vegas, by pracować dla Carlosa Marcella. Pete wyśledził Durfee’ego i pozyskał wiedzę: to gwałciciel, gnojek i jeszcze gorzej. Był styczeń 1964. Pete dowiedział się, że Wendell Durfee uciekł do Vegas. Powiedział Wayne’owi. Wayne odszukał Wendella. Wlazło mu w drogę trzech narkomanów. Wayne ich zabił. Wendell Durfee zgwałcił i zamordował żonę Wayne’a, Lynette. To był jego bardzo osobisty swobodny spadek. Zaczęło się w Dallas i trwa aż do Teraz. Wendell Durfee uciekł. Wayne senior i policja postarali się, żeby wykręcił się z tych ćpunów. Pan Hoover był przyjaźnie nastawiony. Stary kumpel seniora, Dwight Holly, nie.

Dwigh
Liżą swoje cycuszki i mokre cipki w ogródku
Grają o orgazm
O takiej dupci marzy każdy kutas

Report Page