Jezu, ale wielki!

Jezu, ale wielki!




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Jezu, ale wielki!







Pobierz link







Facebook







Twitter







Pinterest







E-mail







Inne aplikacje






Witam wszystkich serdecznie, po długiej nieobecności.....
przepraszam Was drodzy że nie pisałem, ale często nie miałem do tego głowy, tym bardziej że męczyła mnie bardzo depresja... ale dziś jest inaczej, moje nowe życie, zaczęło się w Wielkanoc tego roku, tj. 16.04.,tego to wspaniałego dnia zostałem uzdrowiony przez Pana Jezusa, z silnej depresji, lęków w czasie Eucharystii, i za to publicznie tutaj na moim blogu, dziękuję Mu, z całego serca...

tak jest, w moim sercu, Kochani, trwa pełna radość, tak jak u Apostołów, kiedy ujrzeli Zmartwychwstałego Jezusa, to jest wielki dar dla mnie i mam nadzieję że moje serce, odpowie Bogu tak, na Jego zaproszenie Pójdź za mną...
 raduję się że Jezus powstał z grobu i życie nowe nam daje...
chciałem tym cudem podzielić się z Wami, bowiem to już 8my dzień, jak dobrze czuję się

nie długo moje 40-te urodziny, już tyle nabiło, czas robi swoje... a co najważniejsze 13 maja, 100-lecie Objawień Fatimskich, pamiętajcie o Różańcu i modlitwie do Maryi, Ona nas bardzo Kocha i chce, byśmy należeli do Jej Syna Jezusa Miłosiernego... wczoraj było święto Miłosierdzia Bożego, i takim Miłosierdziem są Objawienia Maryi w Fatimie, Ona pokazała jak Kochać Boga przez Nią a zwłaszcza przez Różaniec Święty... ja bardzo Kocham Maryję te wszystkie rzeczy, cuda, które dzieją się w moim życiu są zasługą wstawiennictwa Maryi, u Jezusa, to Ona Matka Bolesna, wyjednała mi łaskę zdrowia...
teraz inaczej patrzę na życie, świat, dostrzegam piękno, czasami są dni gorsze, bo któż ich nie ma, ale w tych dniach, kiedy przychodzą szukam dobra, które daje Bóg, by go miłować i kochać...

tyle rzeczy chciałbym powiedzieć ale czas iść spać bo dochodzi godzina 21wsza, i nie chcę Was zanudzać, długim tekstem, dziękuję tym wszystkim, którzy czytają nadal mój blog...
kochajcie ludzi, kochajcie Boga, i Maryję...
kochajcie siebie, by miłować bliźniego.
Dobranoc wszystkim, Niech Jezus będzie zawsze z Wami...
pozdrawiam
Norbert









Pobierz link







Facebook







Twitter







Pinterest







E-mail







Inne aplikacje





       W tle leci pieśń "Duchu Święty, rozpal nas", wyżej zamieściłem pieśń którą teraz słucham jak piszę do Was.    Tak jak pisałem, we wcześniejszym poście, będę więcej pisał, tak by ci którzy mnie niszczą poczuli w końcu, opiekę Maryi, by ten jad nienawiści w nich zgasł, by zło szatan nie miał do tych osób dostępu.     Dlatego proszę Ciebie Duchu Święty i Ciebie Jezu, z Maryją, staw tamę między mną a tymi którzy mnie prześladują. Niech zakończy się ich złość, obgadywanie, plotkowanie na temat mojej osoby, by nie niszczono mojego wizerunku, wśród tych którzy jak sądziłem mnie kochali. Jednak mylę się, to nie jest Miłość, to niszczenie, kontrolowanie i wpływanie na mnie, by książka, posty nie ujrzały światło dzienne.   Najlepiej było by dla nich, gdybym umilkł na zawsze, lub umarł, ale nie dam im tej satysfakcji i całego zniszczenie mojej osoby.   Gdybym przestał pisać o wierze, Maryi, Jezusie, umarł bym w depresji, w lęku, niepewności, braku możliwośc


 Witajcie drodzy! postanowiłem coś napisać chociaż jestem ciężko zmęczony, w nocy znowu miałem niedocukrzenie spadł mi cukier do 45 mg/dl, miałem padaczkę, Andrzej podał mi 2 glucageny dopiero odzyskałem świadomość i wypiłem kilka łyków coli i zjadłem 2 łyżeczki miodu, by dojść do siebie, tak więc od 3 rano nie śpię, jestem strasznie zmęczony trochę spałem, odpoczywałem w fotelu... jakoś to życie będzie szło naprzód wielu cukrzyków ma niedocukrzenia tzw hipoglikemia, niski cukier we śnie ja tego nie czuję, i po prostu tak się dzieje cukier spada aż do utraty świadomości poniżej 10mg/dl to śmierć... dobra wróciłem z tej przygody cało, teraz mam cukru 196 mg/dl, wcześniej miałem różne cukry 230, 114, 145, 169... i tak wyliczać można teraz nie dawno modliłem się Koronką do Miłosierdzia Bożego.. wracając do tematu pomodliłem się rano modliłem się w różnych intencjach tych wszystkich, którzy mnie o to prosili, wysłałem prośby modlitewne do różnych klasztorów


Witam Was Kochani! Dziś postanowiłem napisać parę zdań co u mnie. Przez cały ten okres czasu, pisałem swoją autobiograficzną książkę POD PŁASZCZEM MARYI i jestem dumny z tego, że ją kończę i prawdopodobnie w marcu tego roku, zostanie wydrukowana. Jednak dziś rozmawiałem powtórnie i tylko za papier zapłacę ale za to wydrukują mniej książek z 300 sztuk na 200 sztuk. Koszty wtedy będą mniejsze i cena za książkę nie powinna wzrosnąć od 19,99 do 25 złotych. Najprawdopodobniej koszt książki to będzie ta niższa kwota 19,99 złotych, może dzięki temu znajda się chętni do kupienia w/w pozycji książkowej.   Wiem że teraz mało osób czyta książki ale może uda się, że ktoś zechce sprawić sobie radość i kupić dla siebie lub dla innej osoby, taki prezent. Może nie jestem dobrym pisarzem, ale za to dobrym obserwatorem życia, ja nie korzystałem z pomocy kogoś to wysłucha mojego opowiadania i stworzy książkę tj. z pomocy redaktora. Ja sam pisałem książkę przez dwa lata i poniosło to dużo


Autor obrazów motywu: Radius Images


Blog mój jest adresowany do wszystkich, którzy kochają pomagać innym, cierpiącym, dla których los innych osób, nie jest obcy


Something went wrong, but don’t fret — let’s give it another shot.









Pobierz link







Facebook







Twitter







Pinterest







E-mail







Inne aplikacje





   Miesiąc i dwa tygodnie. Tyle dojrzewał we mnie post o Rzymie. Każdy spacer, każda panorama, każde nowe miejsce zamiast zbliżać, oddalało mnie od pisania o Wiecznym Mieście. Jezu, Rzym! Ktokolwiek zna mnie dłużej, wie, że o Rzymie wypowiadałam się albo wcale (zazwyczaj), albo źle (w chwilach poufnej szczerości). Wynikało to z prostego faktu, że Rzymu po prostu nie znałam. Byłam kiedyś przejazdem, na dwa dni, miasto mnie pożarło, przetrawiło i wypluło i, prócz wspomnień jak z widokówek, nie zostawiło we mnie nic oprócz pewności, że do Rzymu wrócę dopiero wtedy, gdy będę miała przynajmniej dwa tygodnie na spokojne poznanie miasta.

  La Città Eterna musiała więc poczekać aż 7 długich lat na swoją kolej. Był Neapol, była Florencja, była Wenecja, było Bari, były setki innych miast i miasteczek, aż przyszło lato 2017, kiedy zdecydowaliśmy z Krzyśkiem, że pakujemy walizkę i dwa plecaki i przeprowadzamy się na dwa miesiące do Rzymu.

Ten czas wydał mi się godnym tego miasta. Jezu, Rzym!

   Rzym to miasto bez wstydu. I nie mam tu na myśli ani orgii, które pewnie odbywały się w Starożytności w Termach Karakalli, ani współczesnych imprez w barach LGBT na San Giovanni in Laterano. Rzym jest absolutnie, „rozbuchanie” piękny. Jest bytem, który na pierwszy rzut oka nie ma w sobie żadnej skromności, nie dawkuje wrażeń, atakuje ze wszystkich dział jednocześnie. Gdy na sekundę zamykasz usta otwarte godziny temu z wrażenia, objawia Ci się kolejna perła starożytności, średniowiecza, renesansu, baroku i znów usta otwierasz. Po kilku dniach, po pierwszej fali zachwytu, przychodzi druga fala: zaczynasz sobie uświadamiać, że możesz z tym pięknem obcować na co dzień, że te doskonałości architektury stoją tu od wieków, niektóre od dwudziestu, niektóre od pięciu, inne od trzech. I trwają tak obok siebie barokowe pałace, fontanny Berniniego, kopuły bazylik tuląc się do starożytnych ruin i klasycznych kolumn. 

   To niejednorodne piękno nie ma nic wspólnego z chaosem, daje tylko wyobrażenie tego, czym Rzym jest naprawdę: mieszanką kultur, zwyczajów, palimpsestem. Chaotyczni są, tak, ludzie, mieszkańcy: Rzym jest mieszanką kulturową, bo zawsze taką był, od starożytności. Próżno szukać tu spokojnych ulic, placów bez imigrantów, eleganckich restauracji obok których nie będzie sklepików „bangla” prowadzonych przez imigrantów z Bangladeszu. Więcej o Rzymie niż ogrodzone płotem Fora Rzymskie, po których z namaszczeniem przechadzają się turyści z selfie stickami, powie położona obok Via dei Fori Imperiali, pełna turystów, artystów ulicznych, imigrantów sprzedających wszystko, od wody po afrykańskie figurki, sobowtórów papieża Franciszka: Rzym to nie muzeum, to miasto, to jego mieszkańcy i odwiedzający je turyści. Można do Rzymu przyjechać na 3 dni, odhaczyć z listy wszystkie must see i odjechać. Można. Ale według mnie Rzymu nie należy zwiedzać, Rzym należy żyć. 

  Nie będę opisywać po kolei wszystkich zabytków Rzymu: znajdziecie dziesiątki blogów na ten temat. Każde pogrubione w tekście miejsce przekierowuje jednak do wikipedii, gdzie możecie znaleźć podstawowe informacje na jego temat. To pierwszy z kilku postów o Rzymie, które napiszę, dziś będzie trochę impresji i szybko, bo rowerem!

   Każdy przewodnik (papierowy i ze skóry) jak mantrę będzie powtarzał, że na rowerze po Rzymie lepiej nie jeździć. Że samochody, że turyści, że skutery, że niebezpiecznie. To fakt, Amsterdamu się tu nie spodziewajcie, Google Maps nie pokaże drogi dla rowerów (bo ich nie ma!), a kierowcy Cię obtrąbią. Ale absolutnie warto spróbować „ogarnąć” Rzym rowerem. Zrozumieć to miasto jako całość, o której pisałam wcześniej, w parę minut przenieść się ze Starożytności w Renesans i Barok, by na koniec zatopić się w cichą zieleń Awentynu lub Villi Borghese i podziwiać wszystko z góry.

zaczynam w okolicy Bazyliki Świętego Jana a Lateranie , pokonuję ruchliwe skrzyżowanie przy antycznej bramie miasta i zjeżdżam w dół, pod prąd, ulicą San Giovanni in Laterano, by w kilka minut zawstydziła mnie górująca nade mną bryła Amfiteatru Flawiuszy, czyli Koloseum . Od Koloseum pod rzymski tort, majestatyczne Altare della Patria , prowadzi mnie pyszna w swej bezczelności Via dei Fori Imperiali, aleja – marzenie Mussoliniego, która kosztowała „życie” całą dzielnicę Alessandrino (wyburzoną właśnie po to, by połączyć linią prostą Piazza Venezia i Koloseum).

   Obok Altare della Patria skręcam w lewo i jadę w kierunku Teatro Marcello , przodka Koloseum, mijając po lewej olśniewające Wzgórze Kapitoliński e ze schodami Michała Anioła i Senatem. Po kilku minutach docieram już nad Tybr, bulwarem Lungotevere mogę pojechać aż pod Zamek Świętego Anioła i Watykan, albo zostać na Wyspie Tyberyjskiej lub przejść na Zatybrze , by zjeść kolację wśród Rzymian, a nie tylko turystów. 

    Jeśli daję się porwać sercu miasta, nie skręcam nad Tybr, ale spod Altare della Patria ruszam prostą jak strzała Via del Corso, która prowadzi aż do Piazza del Popolo . Oczywiście nie jadę od razu tam. Przypinam rower pod jednym z setek sklepów położonych przy tej handlowej ulicy i pozwalam się „wciągnąć” Rzymowi w jego trzewia. Gubię się i trafiam raz pod Panteon, innym razem na Piazza Navona lub pod Schody Hiszpańskie , jeszcze innym razem szukając wytchnienia wchodzę do kościoła San Luigi dei Francesi , a tam bez pardonu atakuje mnie Caravaggio i trzy obrazy jego pędzla, m.in. sławne Powołanie św. Mateusza.

 Gdy już estetycznie wycieńczona szukam wreszcie jakiejś brzydkiej, brudnej ulicy, na której nie będzie nic prócz zamkniętych barów, Rzym podstępnie wypycha mnie przed Fontannę di Trevi , której na szczęście nie widzę w pełnej okazałości za dnia, bo szczelnie zasłaniają ją turyści. Poturbowana pięknem dojeżdżam ledwie żywa na Piazza del Popolo, gdzie znów fontanny, kamienice, pałace, kościoły, zrozpaczona uciekam po schodach, byle dalej od tego nieznośnego piękna, wbiegam na Pincio, patrzę w dół... a tam, Jezu, Rzym! Cały, caluśki, a Kopuła Bazyliki Św. Piotra śmieje się ze mnie, że jeszcze dziś jej nie widziałam! Więc zjeżdżam znów stamtąd, bulwarami nad Tybrem uciekam, nie patrzę nawet już, bo słabo od tego piękna, jeszcze, nie daj Boże, Palazzo della Giustizia zobaczę i uciekam, daleko, skupiam się na Tybrze, tej szalonej, nic nie robiącej sobie z miasta, rzeki („Ja byłem tu wcześniej niż Rzymianie!”), wyjeżdżam obok Circus Maximus („Jak dobrze, że zostało tylko trochę ruin i długie pole!”) i pcham do góry rower po Cilvo della Rocca Savella, by jak najszybciej znaleźć się na Awentynie, wbiec do Ogrodu Pomarańczy , usiąść na ławce (ale z dala od tarasu widokowego, bo już mi słabo!) i odpocząć od tego soczystego, żywego, wstrząsającego, ogłupiającego piękna!

   Chyba po to Rzymianom tyle parków: by odpoczywać od piękna architektury. Wille-ogrody i parki: nie rezygnujcie z ich zwiedzania, jeśli jesteście w Rzymie. To ich Rzymianom zazdroszczę najbardziej. I faktu, że o zieleń w mieście się dba, nie zamyka się jej dla mieszkańców, a udostępnia, bo to ona sprawia, że w mieście chce się żyć. Mniejsze Villa Torlonia czy Celimontana, ogromna Doria Pamphilj i Borghese, wielki park Caffarella z Appia Antica czy Parco degli Acquedotti: są w zasięgu każdego Rzymianina, tu natura nie jest dozowana ani zabetonowywana. A jeśli park to za mało, to w kilkadziesiąt minut dojedziecie pociągiem na wybrzeże, a tam cała wieczność morza pozwoli Wam przetrawić to, co pokazał Wam Rzym. 

  Jezu, Rzym! Starożytne akwedukty na podwórkach, barokowe fontanny, z których wodę piją i Rzymianie, i ich pieski, egipskie obeliski na każdym większym placu. Ruiny Term czy Colosseo podstępnie wystające zza kamienic na horyzoncie. Rzym ogłupił mnie swoją harmonijną różnorodnością i zauroczył tym, że mimo milionów turystów rocznie, trzech milionów mieszkańców, całej administracji państwowej skupionej w jednym miejscu, w tym mieście da się ŻYĆ. I powtórzę raz jeszcze: Rzym może Was rozczarować, jeśli przyjedziecie tu na 3-4 dni, by „zaliczyć” wszystkie obowiązkowe miejsca. W te same miejsca, które chcecie zobaczyć, codziennie przychodzą tysiące turystów, nie dziwcie się więc tłumom, skoro sami je tworzycie. Gdy już jednak odhaczycie to, co zobaczyć trzeba, spróbujcie ŻYĆ Rzym. Pójść do trattorii na peryferiach centrum, spędzić kilka godzin w parku, wejść na kawę do brzydkiego baru pełnego starszych panów grających w karty, kupić chińskie badziewie na Piazza Vittorio lub pod Termini. I nie dziwcie się takiemu Rzymowi, to jest energia, która napędza Wieczne Miasto od tysiącleci i to ona będzie je napędzać po wieczność, gdy z Colosseo, Fontanny di Trevi i Schodów Hiszpańskich zostanie to, co z Forów Cesarskich.







Pobierz link







Facebook







Twitter







Pinterest







E-mail







Inne aplikacje





Niesamowity opis...prawie jakbym tam był...i jest dokładnie tak jak to Pani opisuje...byłem kilka lat temu właśnie przejazdem w Rzymie i mnie przytłoczył dlatego kiedyś na pewno wrócę na dłużej bo...muszę :)





Paulina



Ciao a tutti! Lektorka języka włoskiego, pasjonatka kultury i języka Włoch oraz metodyki nauczania języków obcych. Spotkać mnie można w najlepszych szkołach językowych Krakowa, a ostatnio również na youtube (italyolo!). Gdy mogę, uciekam do Włoch ;) Zapraszam do obserwowania moich poczynań w sieci, a także na lekcje ze mną w Krakowie i na Skype! ;)



Zobacz profil









Pobierz link







Facebook







Twitter







Pinterest







E-mail







Inne aplikacje











Pobierz link







Facebook







Twitter







Pinterest







E-mail







Inne aplikacje





Żyje się tylko raz: dlaczego nie zrobić tego "po włosku"? Bądź "italyolo"!

Widok z Tarasu Pincio nad Piazza del Popolo
Rzymem najlepiej cieszyć się na rowerze, późnym wieczorem: zero tłumów, zero korków!

MILF wali sterczącego kutasa
Prywatne nagranie licealistki
Polska kura domowa zerżnięta w kuchni

Report Page