Japońskie usteczka

Japońskie usteczka




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Japońskie usteczka


Author:
Unknown


Label:
Japonia ,
Kawaii ,
Reklamy ,
Słodycze


Emotikony , emoty, buźki, ikony ... czyli ikonki wyrażające emocje powstały już ponad 20 lat temu. Na dobre zagościły w na...
Chyba każdy z nas uwielbia Bubble Tea? ;) Ja osobiście nie mogę się jej oprzeć i ciężko jest mi przejść obok sklepu z tą herbatą obojętn...
사랑 Sarang Sarang dokładnie znaczy miłość ♥. Żeby powiedzieć KOCHAM CIĘ nie wystarczy powiedzieć sarang , ponieważ będzie brzmiało...
Witajcie na kolejnej mini lekcji Koreańskiego (^_^). Dzisiaj chciałabym wam powiedzieć jak poprawnie zwracać się do kogoś młodszego ...
Do przygotowania tego posta natchnęła mnie Sisu, która na mojej facebook'owej stronie napisała, ze jej ulubiony deser to banany w...

Wszelkie prawa autorskie do postów zawartych na stronie MoeKyuna.blogspot.com oraz materiały na stronach pokrewnych (Facebook, Twitter, YouTube) mojego autorstwa są zastrzeżone.
Kopiowanie, modyfikowanie oraz transmitowanie elektronicznie lub w inny sposób, powielanie, wykorzystywanie i dystrybucja zawartych tu materiałów dozwolona jest wyłącznie za zgodą właściciela.

Źródła obrazków: własne (aparat w iPhone4) oraz Google Images

Źródła filmików: własne (kamera w iPhone4) oraz youtube.

Wszelkie inne źródła inspiracji podawane są w postach.

sympatyczne te reklamy ! aż zachciało mi się tej gumy :3
Uwielbiam japońskie reklamy... Ta ostatnia jest strasznie kawaii. ;D A ta środkowa chyba najbardziej mnie rozbawiła. xD Ten kto wygra w konkursie będzie miał duuuże szczęście. ;P
Hehe wiem^^ Ostatnią nuciłam wczoraj przez cały dzień ;)
Słodkie muszą być:) Szkoda, że u nas nie ma takich reklam:(
Dokładnie! Pewnie wszystkie cukierki by znikły z półek u nas, gdyby takie kawaii reklamy były
Mają urocze opakowania ^^ A ostatnia reklama jest przezabawna ;D
W sumie to opakowania jak do hubby bubby. Tyle że więcej smaków do wyboru w Japonii mają(^_^). Ostatnia reklama rozwala wszystkie \(^o^)/
Czuję słodycz przez samą reklamę~~ Chociaż ta środkowa nieco mnie przeraziła (złe skojarzenie z dziwnymi japońskimi TV shows ._.)
Hmm. Środkowa, nie powiem, jest swego rodzaju dziwna xd ale jeszcze nie miałam skojarzeń. Jak mi podasz jakiś tytuł któregoś z tych show to chętnie zobaczę i może wtedy dziwne myśli się nasuną ;)
Ta ostatni reklama najfajniejsza ^^
moje włosy mają dwa odcienie brązu - odrosty i spłukany Syoss granatowa czerń xD i kocham tą spłukaną czerń, rozjaśniła mi trochę włosy i nadała piękny kolorek :D
Nie dam rady obejżeć teraz :/ net to bzdet = kopa bym sprzedała ale że to abstrakcja to nie da rady :P
Haha, dobry sposób na poprawienie humoru :D Pozdrawiam.


Ten post miał mieć tytuł "Gejsza a Hostessa a Prostytutka", ale po pierwsze znowu się rozpisałam na jeden temat, i nie zostało miejsca na pozostałe dwie profesje, a po drugie, chyba głupio byłoby wkładać wszystkie 3 do jednego wora.

Oczywiście zanim przyjechałam do Japonii myślałam, że gejsze to inaczej japońskie
prostytutki, tylko trochę bardziej ekskluzywne.

Takie przekonanie wzięło się od tego, że amerykańscy
żołnierze, w czasie II wojny światowej korzystali z usług prostytutek, które
podawały się za gejsze. 

Fama się rozeszła i niestety łatka została.

W rzeczywistości gejsza to inteligentna i wykształcona
artystka, która swojego fachu uczy się latami. Głównym zadaniem gejsz nie jest sprzedawanie siebie, ale zapewnianie rozrywki mocno związanej z
tradycyjnymi japońskimi sztukami tańca, śpiewu, gry na shamisenie, ceremonią
herbacianą czy profesjonalnymi konwersacjami. Japończycy nie wyobrażają sobie prawdziwej
imprezy bez nich.

Kiedyś dziewczynki trafiały do okiya (domu gejsz) już w
wieku 6, 7 lat a nawet wcześniej. Dzisiaj muszą mieć skończone 15 lat. Najczęściej gejszami zostają dziewczynki, które po prostu nie miały innego wyboru. Sprzedane przez rodziców za ogromne kwoty musiały pracować dla okiya, aby spłacić swój dług. W przeciwnym razie lądowałyby na ulicy.

Taka ucząca się zawodu gejsza to maiko , po ceremonii mizuage
staje się geiko , czyli pełnoprawną gejszą. Do 1958 roku mizuage oznaczała
licytację bogatych mężczyzn. Ten który wylicytował największą kwotę mógł posiąść taką gejszę. Po 1958 roku, kiedy to w Japonii zakazano prostytucji, ceremonia ta
została zmieniona i żeby stać się geiko , młoda gejsza nie musi już sprzedawać swojego dziewictwa, ale wypić 3 kieliszki
sake ze swoją opiekunką.

Bycie gejszą oznacza mnóstwo wyrzeczeń. W ciągu miesiąca
ma tylko dwa dni wolnego, w ciągu całego dnia, tylko godzinę dla siebie.
Codziennie musi ćwiczyć naukę tańca, czy gry na instrumentach. 

Śpi bardzo
niewiele, a za poduszkę stanowi jej kołek, który zapobiega zniszczeniu podczas snu misternie ułożonej fryzury, która jest
robiona raz na tydzień. 

Kimona, które noszą gejsze to prawdziwe dzieła sztuki.
Ważą 20 kg, a pas przewijany na brzuchu ma 7 metrów długości. Do tego buty, których
koturn nie jest mniejszy niż 15 cm i skarpetki mniejsze o jeden rozmiar, żeby
nie tworzyły się fałdki na stopie. Gejsze nie noszą bielizny, żeby nic nie
odznaczało się spod ubrania. 

Aby założyć takie kimono, potrzebny jest specjalny garderobiany (jest to profesja dla faceta, bo na prawdę potrzeba siły, żeby pozakładać i pozawiązywać to wszystko co gejsza ma na sobie).

Makijaż gejszy kojarzy nam się z białą farbą i czerwonymi
ustami. Przeczytałam o dwóch genezach malowania się białą farbą. Jedna bardzo romantyczna, druga wręcz przeciwnie. 

Kiedyś, w czasach, kiedy nie było jeszcze elektryczności, a pokój był oświetlony tylko blaskiem świec, biały podkład na twarzy dziewczyny służył jako "reflektor" . Wyraźnie więc było widać białą twarz i szyję wynurzająca się z ciemności, a ludzie w towarzystwie gejszy wciąż mogli podziwiać jej urodę. 

Druga geneza ta mniej romantyczna wzięła się od od nielegalnych, japońskich prostytutek, którymi były najczęściej biedne
kobiety, które na co dzień zajmowały się wyrobem węgla drzewnego. Zakrywały one tym samym brud i blizny grubą warstwą białego pudru. 

Do tego szkarłatne usta, pomalowane tak, aby
wydawały się mniejsze. Małe usteczka gejszy mają świadczyć o jej dyskrecji, tajemniczości i sekretach. Starsze Geiko malują jednak pełny wykrój ust.

Taką niepomalowaną częścią ciała jest szyja, która działa na Japońskich mężczyzn jak na zachodnich duży biust, albo fajna pupa. Na zdjęciu poniżej fajnie też jest pokazany kołnierz, który też ma duże znaczenie. Maiko nosi kolor czerwony, a Geiko biały kolor kołnierza. Jest on wywinięty i ma pobudzać wyobraźnię do skojarzeń, co tak naprawdę kryje się pod kimonem.

Gejsze nie noszą kolczyków, czego zabrania konfucjonizm
mówiący, że utrzymanie ciała nietkniętego aż do śmierci jest podstawowym
obowiązkiem człowieka, ponieważ w ten sposób dziękujemy rodzicom - twórcom tego
ciała. Szczerze mówiąc bardzo mi się spodobał ten argument.

Taka wystrojona gejsza potrafi mieć na sobie ubranie i
dodatki wartości porządnego domu (sama stałam się szczęśliwą posiadaczką
przepięknej „gejszowej” parasolki. Problem jednak w tym, że aby ją przywieźć do
Polski muszę trochę skrócić jej kija ;)

Zawód gejsz niestety zanika. W 1940 roku w dzielnicy gejsz w
Tokio było ich 1300, teraz jest ich 150.

Czyżby miała na to wpływ cena za usługi dzisiejszej gejszy
jaką jest 5000$ za godzinę…?

Notka na podstawie: „Wyznania gejszy”

za wszelkie nieścisłości z góry przepraszam.

Motyw Okno obrazu. Obsługiwane przez usługę Blogger .

Wszystko pieknie i cacy. Jedno "ale" - gejsze spaly ze swoimi "sponsorami"? Oczywiscie. Oprocz tancowania, grania na instrumentach, zabawy herbatka itepe itede, w bardzo dyskretny sposob swiadczyly rowniez i inne uslugi. Moze nie bylo to na czele ich listy uslug, ale dla odpowiednio nadzianych, robily i to. I jak sama historia gejsz wskazuje, prostytucja w Japonii byla w pelni legalna do poczatku XX wieku, i choc wielu (glownie gaijinskich, bo dla Japonczykow to raczej oczywiste) wielbicieli gejsz, nie chce tego przyjac do wiadomosci, w wielu dystryktach gejsze robily i to. Tyle ze za odpowiednio wygorowana cene i dla specjalnych klientow. A, i choc sprzedawanie mizuage zostalo prawnie nielegalne dopiero w 1959 roku, mozna rowniez znalezc wypowiedzi antropologow, ze zdarzalo sie i w latach 2000-nych. Tyle, ze calkowicie nielegalnie ;-) Odnosnie "nielegalnych" prostytutek... - byly w Japonii jak najbardziej legalne. I to wlasnie od nich (oiran) wyszly pierwsze gejsze.
Zgadzam się, ale chciałam podkreślić fakt że gejsza nie równa się prostytutka. Nie należało to do ich obowiązków. Na przykład Mineko Iwasaki, jednak z legendarnych gejsz podkreśla fakt w swojej książce, że nigdy nie musiała świadczyć takich usług. Nie chciałam poruszać kwestii danna, ponieważ to od gejszy zależało, czy chce mieć takiego sponsora czy nie. Tak jak od zwyczajnej kobiety zależy czy chce mieć męża czy nie (mam na myśli rangę decyzji, nie sponsora ;) Nadal uważam, że nie jest oczywistym fakt, że gejsze sypiały z klientami. Mogły to robić lub nie, na pewno nie należało to do ich obowiązków. Stewardesy, nauczycielki, czy stripteaserki też mogą sobie sypiać z "odpowiednio nadzianymi" klientami, oczywiście za "odpowiednio wygórowaną cenę i dla specjalnych klientów".
Nie, to nie od gejszy zależało czy chce mieć danna czy nie, bo ona nie miała za wiele do powiedzenia. Jak "mama" powiedziała: "masz mieć sponsora" to gejsza musiała go znaleźć. Oczywiście musiał być zamożny, bo w końcu to na nim spoczywało opłacanie bardzo drogich kimon, kosmetyków, wizyt u fryzjera itd. Sponsoring to prostytucja czy się komuś to podoba czy nie. Gejsze (te z najbardziej znanych dzielnic, bo z onsenów to inna bajka) nie sprzedawały się tak samo jak prostytutki i nie miały po kilku klientów co noc, ale posiadanie 1 klienta z którym śpi się za pieniądze to nadal prostytucja. Mineko Iwasak w swojej książce wybiela historię gejsz jak tylko się da, więc tę książkę traktowałabym jedynie jako ciekawostkę, a nie źródło faktów na temat karyuukai. Podsumowując, gejsza nie równa się zwykła prostytutka, ale...
Jeśli masz męża i nie pracujesz a on cię utrzymuje i z nim sypiasz to też jest prostytucja ... ?


Wydarzenia ostatnich dni natchnęły mnie, żeby w końcu napisać jakie my tu czasami mamy akcje podczas show, bo nie wspominałam o tym, a już dużo się tego zebrało.

Panowie często do hotelu wynajmują sobie zwłaszcza na imprezy firmowe, hostessy, które my nazywamy Śnieżynami, ubrane w jednakowe białe garsonki i białe, najczęściej o kilka rozmiarów za duże szpilki (o butach w rozmiarach S,M i L opowiem niedługo). 

Takie Śnieżyny to, że tak się wyrażę, coś pomiędzy gejszami, a prostytutkami. Są to Panie do towarzystwa, ale takie które mają zabawiać gości w klubach, dbać o to, żeby kieliszki były pełne, odpalać papierosy, szczerzyć się w uśmiechach, kuszić, ale być niedostępne. 

Idea polega na tym, żeby taki klient myślał sobie, że może sobie pozwolić na więcej niż zabawa w klubie. Ale tylko myślał.

Oczywiście jest cienka granica między agencjami hostess, które przestrzegają tej zasady, a tymi, które lubią sobie "dorobić", w każdym tego słowa znaczeniu. Zazwyczaj jest tak, że im tańsza agencja, tym większe prawdopodobieństwo świadczenia przez nie innych usług.


... Czego pewnego pięknego wieczoru byłyśmy świadkami.

Zeszłyśmy do gości jak co wieczór, żeby podziękować uściskiem ręki za przyjście na show. Podchodzę do jednego gościa, który siedział całkiem z przodu na samym środeczku. Podałam mu rękę po czym nagle spod stołu wynurza się Śnieżyna. No to jej też podałam rękę. Zaraz potem znów dała nura pod stół. Trochę mnie to zdziwiło, ale w ogóle nie wpadłam na to, co miałam sobie za chwilę uświadomić, gdy wróciłyśmy do garderoby. 

Okazało się, że Śnieżynka przez cały występ robiła Panu dobrze. Ja tego nie widziałam, bo to dziewczyny miały ostatnie wejście. Oczywiście one nie podeszły do zajętej parki. A ja im perfidnie przeszkodziłam!
Jak mogłam się tak zachować...

Pewnego dnia, kiedy skończyłam jedną z piosenek, podszedł do mnie Pan z podłużnym papierowym zawiniątkiem, które wyglądało jak kwiaty. Oczywiście uśmiechnęłam się z wdzięcznością, kiedy z pełną gracją i dystynkcją miss Polonii odbierałam prezent od gościa. Wróciłam do garderoby, po czym okazało, że w starannie zawiniętej paczuszce znajdują się 3 wiązki... poru! 

Po prostu trzeba mieć banię, żeby do klubu przyjść z porem, w nadziei, że wręczy się go wokalistce. Czego to Japończyk nie wymyśli. Dobrze przynajmniej, że nie rzucali pomidorami.
Co się uśmiałam to moje.

Jeszcze innego wieczoru podczas występów widziałyśmy 4 przygotowane, obwiązane różowymi kokardkami torebki i tak sobie myślimy - pewnie prezenty dla nas. No i szczerzyłyśmy się jak głupie przez cały występ i dziękowałyśmy za prezenty, które faktycznie były dla nas, po czym okazało się, że stałyśmy się posiadaczkami, dwóch par nożyczek, toreb na śmieci, chusteczek i cukru. 

Chciałoby się rzec - jaki występ taka paczka ;-)

Zdarzył się też deszcz tipów - dosłownie. Ludzie rzucali w nas pieniędzmi. Problem w tym, że monetami! Ja jak ja, ale dziewczyny musiały po tym tańczyć i było dość niebezpiecznie. No cóż - ryzyko zawodowe.

Byli też goście wbijający się na scenę, zaglądanie pod sukienki, wtargnięcia do garderoby, napiwki w postaci zupek chińskich. Dużo tego ogólnie, już nawet nie pamiętam.

Akurat zaglądanie pod sukienkę i deszcz tipów mam uwiecznione, bo coś mnie naszło tego dnia i nagrałam cały występ. Chętnie bym to tu zamieściła, bo materiał ma szanse stać się hitem youtuba, ale niestety z moim lapkiem znów problemy same.

Oczywiście Japończycy są bardzo kulturalni i powściągliwi, nie ma co narzekać. Nie zdarzyło się tu nigdy nic zdrożnego i pod tym względem zawsze będę sobie chwalić ten kraj.
Wyjątki przecież potwierdzają regułę.

Moim faworytem zdecydowanie jest por i robótki pod stołem.

P.S Za tydzień jestem w Polsce! Szaleństwo...

Jakoś tak się sentymentalnie dzisiaj zrobiło, bo nasz wesoły Japończyk Shinji zabrał nas na ostatnia już wycieczkę. Spływ po rzece / spływ rzeką jak zwał tak zwał odwlekaliśmy od początku kiedy tylko przyjechałyśmy. A bo to kasy nie mamy, a bo to brzydka pogoda.

Na szczęście jesteśmy farciarami, bo akurat wtedy, kiedy wsiadłyśmy na łódkę, zaczęło świecić słońce.

Wszystko ładnie pięknie zadaszone, piecyk w środku grzeje, do tego podgrzewane od spodu stoły (bardzo często spotykany gadżet w Japonii, dziwię się, że tego u nas nie ma).

Z cyklu czego to Japończyk nie wymyśli:

Podczas spływu można było wyposażyć się za 100 jenów w karmę dla kaczek, co stanowiło wątpliwą dla nas atrakcję (no ale że my Polaczki narzekamy na wszystko to musiałam to napisać).

Z łódki zostaliśmy zaprowadzeni na wysepkę, na której kolejna atrakcja - należało rzucić kamyczkiem w otwór w skale, co miało sprowadzić szczęście. Ale ale! Żeby przepowiednia się sprawdziła, nie można było rzucać ot byle jakimi kamyczkami. Ale na szczęście kapitan naszej łodzi był wyposażony w "te odpowiednie kamyczki" (oczywiście również do kupienia) no i sobie ludzie rzucali kamykami za kolejne 100 jenów.

Za to kiedy płynęliśmy w stronę portu, nasz kapitan kompletnie powalił nas na kolana. Mimo tego, że chory i zasmarkany, zaczął nam śpiewać tradycyjne japońskie pieśni co z widokami, skałami, rzeką i niesamowitym spokojem wokół tworzyło niesamowity klimat. 

Kolejnym punktem wycieczki była wyżera w postaci udonu (grubego "makaronu"), a potem Shinji zabrał nas do jednej z najbardziej klimatycznych knajpek w jakich w życiu byłam.

Nie pamiętam jej nazwy, zresztą to nawet nie istotne. Ciemne drewniane pomieszczenie z wielkim fortepianem na środku, na półkach leżą setki winyli. Muzyka gra tak głośno, że możesz skupić się albo na niej, albo na rozmowie z kimś.

Kawy nie podawała nam sprytna młoda japońska kelnereczka jak to jest w zwyczaju, ale stary wysuszony dziadek ubrany w czapkę i kurtkę.

Ostatnio chyba nawet narzekałam na blogu, że przez 4 miesiące pobytu tutaj, nie poszłyśmy nigdy nawet do żadnej knajpy. No i dzisiaj nastał w końcu ten dzień i jestem w pełni usatysfakcjonowana!

Ten post miał mieć tytuł "Gejsza a Hostessa a Prostytutka", ale po pierwsze znowu się rozpisałam na jeden temat, i nie zostało miejsca na pozostałe dwie profesje, a po drugie, chyba głupio byłoby wkładać wszystkie 3 do jednego wora.

Oczywiście zanim przyjechałam do Japonii myślałam, że gejsze to inaczej japońskie
prostytutki, tylko trochę bardziej ekskluzywne.

Takie przekonanie wzięło się od tego, że amerykańscy
żołnierze, w czasie II wojny światowej korzystali z usług prostytutek, które
podawały się za gejsze. 

Fama się rozeszła i niestety łatka została.

W rzeczywistości gejsza to inteligentna i wykształcona
artystka, która swojego fachu uczy się latami. Głównym zadaniem gejsz nie jest sprzedawanie siebie, ale zapewnianie rozrywki mocno związanej z
tradycyjnymi japońskimi sztukami tańca, śpiewu, gry na shamisenie, ceremonią
herbacianą czy profesjonalnymi konwersacjami. Japończycy nie wyobrażają sobie prawdziwej
imprezy bez nich.

Kiedyś dziewczynki trafiały do okiya (domu gejsz) już w
wieku 6, 7 lat a nawet wcześniej. Dzisiaj muszą mieć skończone 15 lat. Najczęściej gejszami zostają dziewczynki, które po prostu nie miały innego wyboru. Sprzedane przez rodziców za ogromne kwoty musiały pracować dla okiya, aby spłacić swój dług. W przeciwnym razie lądowałyby na ulicy.

Taka ucząca się zawodu gejsza to maiko , po ceremonii mizuage
staje się geiko , czyli pełnoprawną gejszą. Do 1958 roku mizuage oznaczała
licytację bogatych mężczyzn. Ten który wylicytował największą kwotę mógł posiąść taką gejszę. Po 1958 roku, kiedy to w Japonii zakazano prostytucji, ceremonia ta
została zmieniona i żeby stać się geiko , młoda gejsza nie musi już sprzedawać swojego dziewictwa, ale wypić 3 kieliszki
sake ze swoją opiekunką.

Bycie gejszą oznacza mnóstwo wyrzeczeń. W ciągu miesiąca
ma tylko dwa dni wolnego, w ciągu całego dnia, tylko godzinę dla siebie.
Codziennie musi ćwiczyć naukę tańca, czy gry na instrumentach. 

Śpi bardzo
niewiele, a za poduszkę stanowi jej kołek, który zapobiega zniszczeniu podczas snu misternie ułożonej fryzury, która jest
robiona raz na tydzień. 

Kimona, które noszą gejsze to prawdziwe dzieła sztuki.
Ważą 20 kg, a pas przewijany na brzuchu ma 7 metrów długości. Do tego buty, których
koturn nie jest mniejszy niż 15 cm i skarpetki mniejsze o jeden rozmiar, żeby
nie tworzyły się fałdki na stopie. Gejsze nie noszą bielizny, żeby nic nie
odznaczało się spod ubrania. 

Aby założyć takie kimono, potrzebny jest specjalny garderobiany (jest to profesja dla faceta, bo na prawdę potrzeba siły, żeby pozakładać i pozawiązywać to wszystko co gejsza ma na sobie).

Makijaż gejszy kojarzy nam się z białą farbą i czerwonymi
ustami. Przeczytałam o dwóch genezach malowania się białą farbą. Jedna bardzo romantyczna, druga wręcz przeciwnie. 

Kiedyś, w czasach, kiedy nie było jeszcze elektryczności, a pokój był oświetlony tylko blaskiem świec, biały podkład na twarzy dziewczyny służył jako "reflektor" . Wyraźnie więc było widać białą twarz i szyję wynurzająca się z ciemności, a ludzie w towarzystwie gejszy wciąż mogli podziwiać jej urodę. 

Druga geneza ta mniej romantyczna wzięła się od od nielegalnych, japońskich prostytutek, którymi były najczęściej biedne
kobiety, które na co dzień zajmowały się wyrobem węgla drzewnego. Zakrywały one tym samym brud i blizny grubą warstwą białego pudru. 

Do tego szkarłatne usta, pomalowane tak, aby
wydawały się mniejsze. Małe usteczka gejszy mają świadczyć o jej dyskrecji, tajemniczości i sekretach. Starsze Geiko malują jednak pełny wykrój ust.

Taką niepomalowaną częścią ciała jest szyja, która działa na Japońskich mężczyzn jak na zachodnich duży biust, albo fajna pupa. Na zdjęciu poniżej f
Szczupłe stopy nastolatki
Czerwonowłosa pierdoli się na zapleczu
Dawaj, ruchaczu!

Report Page