Grubaska i jej spelniona fantazja
🔞 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻
Grubaska i jej spelniona fantazja
Spelniona fantazja - Andrea Laurence
Home
Spelniona fantazja - Andrea Laurence
Andrea Laurence
Spełniona fantazja
Tłumaczenie:
Anna Bieńkowska
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Znalazłam!
Georgia Adams stała w drzwiach gabinetu, patrząc na
sie...
Andrea Laurence
Spełniona fantazja
Tłumaczenie:
Anna Bieńkowska
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Znalazłam!
Georgia Adams stała w drzwiach gabinetu, patrząc na
siedzącego za biurkiem szefa. Carson Newport podniósł głowę
znad rozłożonych papierów, uniósł pytająco brwi i odchylił się
do tyłu.
– Co znalazłaś?
Zdusiła rozczarowanie. Inaczej wyobrażała sobie tę chwilę.
W torbie miała butelkę schłodzonego szampana, idealnego na
świętowanie sukcesu. Ani przez moment nie spodziewała się
takiej miny przełożonego.
On naprawdę nic nie kojarzy? Udało się jej znaleźć na rynku
nieruchomości coś na miarę świętego Graala. Dokładnie to,
czego poszukiwali od tygodni.
– Znalazłam działkę, na której Newport Corporation zbuduje
szpital dla dzieci. Szpital upamiętniający Cynthię Newport.
To go poruszyło. Wyprostował się w skórzanym fotelu,
przeszył ją bystrym spojrzeniem.
– Mówisz serio?
Uśmiechnęła się. Nareszcie do niego dotarło.
– Bardziej nie można.
– Podejdź bliżej. – Przywołał ją gestem. – Opowiedz mi
wszystko po kolei.
Georgia pokręciła głową, skinęła na niego palcem.
– Sam musisz zobaczyć. Idziemy.
Carson zerknął do kalendarza i poderwał się z fotela.
Niełatwo było znaleźć odpowiednie miejsce, a sprawa była
naprawdę najwyższej wagi. W Chicago niewiele jest wolnych
terenów pod takie projekty, w każdym razie nie za rozsądną
cenę.
Okrążył biurko, zapinając po drodze marynarkę.
– Prowadź.
Obróciła się na pięcie i ruszyła w stronę wind.
– Jedziemy twoim samochodem – zastrzegła, przywołując
windę.
Carson oparł dłoń o ścianę i popatrzył na Georgię.
– Jesteś szefową public relations. Płacę ci tyle, że stać cię na
samochód. A nawet niezły samochód. W garażu wciąż czeka
na ciebie zarezerwowane miejsce.
Georgia wzruszyła ramionami. Nie chciała samochodu.
Prawdę mówiąc, nie był jej potrzebny. Mieszkała w pobliżu
chicagowskiej kolejki, sprawnej i taniej. Nigdy nie miała
samochodu, zawsze korzystała z publicznej komunikacji. Dla
wielu osób, które przeszły podobną drogę jak ona, kupno
samochodu było kamieniem milowym w karierze, dowodem, że
w życiu do czegoś doszli. Dla niej to był tylko zbędny wydatek.
Bo nigdy nie wiadomo, co może się zdarzyć, i pieniądze mogą
być potrzebne.
– Dla mnie jesteś dziewczyną w typie jaguara – mówił
Carson, gdy weszli na parking dla pracowników. – Elegancka,
atrakcyjna i odrobinę niegrzeczna.
Zatrzymała się przy perłowym range roverze Carsona.
Odrzuciła na plecy platynowe włosy, wzięła się pod boki.
– Panie Newport, czy mam zaraportować to do kadr? –
Uśmiechem złagodziła groźbę.
– To był komplement. Proszę, tylko nie to. Szefowa działu
personalnego przypomina mi wychowawczynię z trzeciej kasy.
Była bardzo sroga, wciąż miałem kary.
– Za złe zachowanie?
Błysnął uśmiechem, zielone oczy zalśniły psotnie.
– Możliwe – odparł, zamykając drzwi.
Wykorzystała te dziesięć sekund, nim Carson wsiadł do
samochodu, i odetchnęła głęboko. W jego obecności z trudem
panowała nad emocjami. Wcale nie dlatego, że był męczącym
szefem, przeciwnie. Przystojny, czarujący, bystry i miły
w obejściu. Tak jak jego bracia, ale tylko na widok Carsona jej
serce wariowało. Komplementy i żarciki były jedynie
niewinnym flirtem, doskonale to wiedziała. Przez ten rok,
odkąd u niego pracowała, nawet nie tknął jej palcem.
A w głębi duszy bardzo tego chciała. Te idiotyczne mrzonki
często nie dawały jej spać, gdy wyobrażała sobie dotyk jego
rąk na skórze. Jednak to na zawsze pozostanie w sferze
fantazji. Ciężko pracowała, by skończyć studia i wspiąć się po
kolejnych szczeblach kariery. Posada w Newport Corporation
to spełnienie marzeń. Współpracownicy stali się jej bliscy jak
rodzina. Sprawdziła się w pracy, wszystko potoczyło się
zgodnie z pragnieniami. Nie chciała tego stracić, nie podejmie
ryzyka.
Carson usiadł za kierownicą i opuścił parking. Przebili się
przez centrum i po półgodzinnej jeździe znaleźli się na
miejscu. Wjechali w boczną żwirową drogę porośniętą trawą.
Wysiedli z samochodu i weszli na dużą działkę.
Gdyby wiedziała, że dzisiaj tu przyjedzie, wybrałaby
wygodniejszy strój niż ołówkowa spódnica i wysokie obcasy,
ale informację o działce dostała dopiero po dotarciu do firmy.
Na szczęście ostatnio nie padało, więc grunt był twardy.
Działka wyglądała świetnie – w miarę równa, niewiele drzew,
czyli mało zachodu z ich usuwaniem, z jednej strony widok na
zatokę jeziora Michigan, z drugiej graniczyła z nadbrzeżnym
parkiem.
– No więc… – Z trudem dusiła w sobie emocje. Lepszego
miejsca nie znajdą. Teren przez lata był nie do ruszenia;
dopiero teraz zakończyły się sprawy spadkowe i właściciele
zdecydowali się na sprzedaż. Gdyby nie to, już dawno byłoby
tu centrum handlowe czy apartamenty. Jeśli Carsonowi działka
się nie spodoba, będzie musiała zacząć poszukiwania od nowa.
I niepotrzebnie przywiozła butelkę kosztownego szampana. –
Co o tym myślisz?
Przez kilka minut stał odwrócony do niej plecami, oglądając
teren. Gdy się odwrócił, uśmiechał się szeroko.
– Fantastyczne miejsce. Idealne.
Przeszedł kilka kroków. Z rękami w kieszeniach, jak zwykle
sprawiający wrażenie kogoś wyluzowanego. Bardzo to
mylące, bo w rzeczywistości stuprocentowo koncentrował się
na biznesie. Ci, którzy go nie doceniali, zwykle żałowali
poniewczasie.
– Jakim cudem znalazłaś to miejsce?
– Znam człowieka – odparła z uśmiechem.
Już kilka tygodni temu rozpuściła wici, ale odzew przyszedł
dopiero dziś. Znajomy ze studiów dał znać o tej działce. Nie
była wystawiona na sprzedaż, jeszcze nie. Z rozmowy
z właścicielami wywnioskowała, że chcą sfinalizować sprzedaż
bez rozgłosu i szybko, najlepiej do końca tygodnia. Jeśli nie
dostaną satysfakcjonującej oferty, wystawią działkę na rynek.
Newport Corporation musi zadziałać błyskawicznie, by nie
dopuścić do sytuacji, że chętni zaczną podbijać cenę.
Carson odwrócił się do niej.
– Znasz człowieka? To mi się podoba.
– Kupujemy? – zapytała. – Nie ma czasu na zastanawianie
się. Ktoś sprzątnie nam teren sprzed nosa, to pewne jak
w banku.
– Tak, kupujemy. I to szybko. Nawet nie czekajmy na decyzję
moich braci. Graham i Brooks z pewnością będą zachwyceni.
Georgia uśmiechnęła się, zdjęła z ramienia torbę. Choć była
wystarczająco pojemna na weekendowy wypad, używała jej na
co dzień. Wszystko się w niej mieściło. Dzisiaj butelka
zimnego szampana i kubeczki.
– Taką okazję należy uczcić – powiedziała.
– Jesteś jak Mary Poppins – zaśmiał się Carson, pochylając
się i zaglądając w czeluść torby. – Co jeszcze tam masz?
Sięgnęła do środka i wyjęła dwa czerwone plastikowe
kubeczki.
– Niestety nie kryształowe, ale się sprawdzą.
– W sam raz. Wszystkie najlepsze okazje opijałem z takich
kubków. – Wziął butelkę i ją otworzył. Korek poszybował
w powietrze. Carson napełnił kubki. – Za Szpital dla Dzieci im.
Cynthii Newport! – Wzniósł toast.
– Za spełnione marzenie twojej mamy! – dodała.
Skosztowali chłodnego trunku. Widziała smutek, jaki
odmalował się w oczach Carsona. Od niespodziewanej śmierci
jego matki minęły dopiero dwa miesiące. Odeszła nagle,
wcześniej tętniak nie dawał żadnych objawów. Była, a zaraz
potem zniknęła. Poza matką bracia nie mieli żadnej rodziny.
Wszyscy trzej mocno przeżyli jej śmierć, Carson chyba
najbardziej. Postanowił uczcić jej pamięć i zbudować szpital,
bo przez ostatnie lata matka z oddaniem poświęcała się pracy
charytatywnej na rzecz najmłodszych pacjentów.
– Nie mogę uwierzyć, że to naprawdę się stanie. – Carson
odstawił kubek, chwycił Georgię w ramiona i okręcił się z nią
radośnie.
– Carson! – Kurczowo objęła go za szyję, lecz zakręcił się
jeszcze szybciej.
Gdy wreszcie postawił ją na ziemi, oboje zanosili się
śmiechem, leciutko odurzeni szampanem. Georgia bezwiednie
wsparła się o tors Carsona i przytrzymała się jego ramion,
czekając, aż świat wokół niej przestanie wirować.
– Dziękuję, że znalazłaś to miejsce.
– Też się cieszę. Wiem, jakie to dla ciebie ważne –
powiedziała, dopiero teraz spostrzegając, że Carson nadal
trzyma ją w pasie. Był najszczuplejszy z trzech braci, lecz ten
uścisk dobitnie świadczył, jak mocne mięśnie kryją się pod
jego garniturem.
Nagle oboje przestali się śmiać i z napięciem patrzyli sobie
w oczy. Usta Carsona były blisko. Czuła na skórze jego ciepły
oddech. Tyle razy wyobrażała sobie taką scenę. I za każdym
razem Carson ją całował.
Nim zdążyła zdać sobie sprawę z tego, co się dzieje,
fantazja się ziściła. Carson pochylił się, odnalazł jej usta.
Szampan był dostatecznie mocny, by uciszyć wewnętrzny głos
ostrzegający ją przed tym, co robi. Zamiast się opamiętać,
zatraciła się w pocałunku, przyciągnęła Carsona do siebie.
Smakował szampanem i miętą. Obejmował ją delikatnie,
a jednocześnie stanowczo. Mogłaby spędzić w jego ramionach
całą wieczność, lecz Carson oderwał od niej usta.
Nie od razu wróciła na ziemię. Kręciło się jej w głowie,
może od pocałunku, a może od szampana? Było jej cudownie,
mogłaby unieść się w powietrze.
Popatrzyła na Carsona.
W jego zielonych oczach malowała się panika. To ją
natychmiast otrzeźwiło. Całowała się z szefem! Co z tego, że
on zaczął? Był tak samo przerażony jak ona.
– Georgia, ja… – zaczął łamiącym się głosem. – Nie
chciałem, żeby to się stało.
Potrząsnęła głową i się cofnęła.
– Nie przejmuj się – powiedziała. – To emocje i szampan.
Ludzie zwykle robią wtedy głupie rzeczy.
Problem w tym, że dla niej to nie było głupie. Uznała to za
niesamowite. O niebo lepsze niż w marzeniach. Jednak to nie
był dobry pomysł.
– Mam nadzieję, że to nie skomplikuje naszych relacji. Nie
mógłbym sobie tego darować.
– Wszystko dobrze. Różnie się zdarza, gdy ludzie blisko
z sobą pracują. Poza tym – dodała z ociąganiem – ja się
specjalnie nie opierałam.
– Georgio?
Unikała jego wzroku od chwili, gdy przestał ją całować
i w jego oczach ujrzała żal, lecz teraz, słysząc błagalny ton,
popatrzyła na Carsona. Wyraz jego oczu się zmienił, już nie
było w nich żalu, ale płomienny blask. Zaciśnięta szczęka.
Chyba obudziła w nim pragnienie, ale po co. Ten pocałunek nie
powinien się zdarzyć, oboje to wiedzieli.
– Tak?
Poczuła wibrowanie komórki. W tej samej chwili zadzwonił
telefon Carsona.
Poczuła zawód, że nie zdążył odpowiedzieć. Odwróciła się
i wyjęła z kieszeni komórkę. Zawsze miała wyłączony
dzwonek, a telefon trzymała w kieszeni. Dzięki temu
wiedziała, że ktoś dzwoni, ale nie musiała odrywać się od
zajęć. Popatrzyła na ekran i nogi się pod nią ugięły.
– Sutton Winchester zamierza zbudować tu luksusowe
apartamenty – powiedział Carson.
Georgia kliknęła w link do artykułu przesłanego im przez
asystentkę Carsona. Georgia zostawiła jej namiary na działkę,
w razie gdyby Brooks czy Graham ich szukali. Rebecca
wykorzystała czas na odkrycie ewentualnych konkurentów.
Oprócz krótkiej informacji była też wizualizacja przyszłego
kompleksu. Oferta Suttona jeszcze nie została przyjęta, ale
deweloper był przeświadczony, że wkrótce to nastąpi. Pod
notką zamieszczono jego zdjęcie.
Nie miała wątpliwości, że w swoim czasie Sutton mógł bez
trudu omotać każdą kobietę. Zresztą do dzisiejszego dnia
cieszył się taką opinią, mimo swojego wieku i długoletniego
małżeństwa z Celeste van Houten. Wystarczyło na niego
spojrzeć. Choć jasnobrązowe włosy teraz były przyprószone
siwizną, a twarz poorana zmarszczkami, to zielone oczy nadal
lśniły blaskiem, a pogodny uśmiech emanował pewnością
siebie.
Na szczęście dobrze wiedziała, że od takich typów należy
trzymać się z daleka. W interesach Winchester był łajdakiem,
przed niczym się nie cofał. Korumpował, uwodził i kłamał, byle
tylko osiągnąć cel. Nieraz musieli się z nim mierzyć. Wiele
innych firm nie wyszło z takiego starcia i w efekcie zniknęło
z rynku.
Odłożyła komórkę, odwróciła się i popatrzyła na Carsona.
Już zapomniała o pocałunku. Teraz trzeba zastanowić się nad
kolejny krokiem.
W oczach Carsona malowała się determinacja.
– Musimy działać szybko. Nie dopuszczę, żeby cholerny
Sutton ukradł nam ten teren.
– Nie ma mowy, żeby ten drań wyrwał nam działkę –
powiedział Graham.
Carson podał bratu miskę z gorącym popcornem i wzniósł
oczy do nieba. Miał nadzieję, że dziś wieczorem nie będą
wałkować tego tematu, ale było jasne, że Graham nie odpuści.
– Myślisz, że nie wiem?
– Dostali już naszą ofertę? – zapytał Brooks, brat bliźniak
Grahama. Byli identyczni, obaj o dobre kilka centymetrów
wyżsi do Carsona, z bujnymi blond włosami
i niebieskozielonymi oczami, ale potrafił ich odróżnić. Brooks
miał uniesione brwi i skupioną minę, tak jak teraz, gdy niósł
z kuchni trzy butelki piwa.
Carson kiwnął głową i ruszył do kuchni po słodycze.
– Od razu zadzwoniliśmy i złożyliśmy ofertę, jeszcze będąc
na działce. Ich prawnik nie puścił pary z ust na temat innych
ofert, czyli nie wiemy, jak nasza cena ma się do innych.
Możemy tylko czekać. Nie wiadomo, czy nas ktoś przebije,
zanim właściciele podejmą decyzję.
Carson usiadł na kanapie obok braci.
– Możemy na razie skończyć ten drażliwy temat i w spokoju
obejrzeć „Sokoła maltańskiego”?
– Jasne – mruknął Graham i wsunął do ust garść popcornu.
W pierwszy czwartek miesiąca zawsze razem oglądali filmy.
Gdy byli mali, zasiadali na kanapie z mamą oraz Gerty
i włączali kanał AMC prezentujący stare dzieła. Gerty była
wdową, od lat znała mamę. Nim Carson przyszedł na świat,
były kelnerkami w tej samej restauracji. Kiedy Gerty przeszła
na emeryturę, wzięła ich pod swój dach. Sama źle się czuła
w dużym domu, zaś mamę stać było jedynie na małe
mieszkanko, zbyt ciasne dla trzech rosnących chłopców.
Nie łączyły ich więzy krwi, lecz Gerty była dla nich jak
rodzina. Nikogo więcej nie mieli. Z jakichś powodów, których
mama nie chciała zdradzić, ich ojciec i reszta rodziny dla nich
nie istnieli. Gdy podrośli i zaczęli naciskać mamę, powiedziała
jedynie, że ojciec był agresywny i uciekła od niego, by ich
chronić. Przekonywała, że bez niego ich życie stało się lepsze,
i wymogła na synach obietnicę, że nie będą go szukać.
Byli przybici tymi rewelacjami i przez długi czas nie
powracali do tematu ojca. Nie chcieli robić mamie przykrości,
ryzykować, że nawet jeśli go znajdą, to obróci się przeciwko
nim, że będą żałować. Mieli przyszywaną babcię Gerty
i mamę. Nikogo więcej nie chcieli.
Gerty zmarła na raka, gdy byli w liceum. Zostawiła im
wszystko. Mogli pójść na studia i ustawić się w życiu. Założyli
firmę deweloperską Newport Corporation i w krótkim czasie
odnieśli sukces. W najśmielszych snach nie przypuszczali, że
staną się bogaci. Gdyby nie Gerty, nigdy by do tego nie doszli,
dlatego co miesiąc czcili jej pamięć, popijając piwo i oglądając
stare filmy.
– Podwójmy ofertę – rzekł Graham, sięgając po pilota
i puszczając film.
– Nie stać nas – zaoponował Brooks, jak zwykle rozsądny.
Bez niego żywiołowy Graham już dawno by popadł w kłopoty.
– Znajdźmy pieniądze gdzie indziej – upierał się Graham,
zatrzymując film.
Carson westchnął. Znał brata i dobrze wiedział, że łatwo się
nie podda. Gdy się do czegoś zapalił, dążył do tego po trupach.
Był jak buldog walczący o kość. Fantastycznie się sprawdzał
w roli adwokata, lecz jako brat bywał trudny. Graham
pracował dla Newport Corporation, ale większość czasu
spędzał w swojej kancelarii Mayer, Mayer and Newport.
Brooks, dyrektor operacyjny, rzadko bywał na miejscu, zwykle
pracował zdalnie ze swej posiadłości nad jeziorem Michigan.
Carson kierował firmą, co nie przeszkadzało braciom wtrącać
się do każdej podejmowanej przez niego decyzji.
– Nie ma sprawy – przystał Carson. – Zaczniemy od
zwolnienia naszego adwokata i odebrania mu służbowego
samochodu.
– Jeszcze czego! – obruszył się Graham i szturchnął go
łokciem w żebra.
Carson odpowiedział tym samym. Graham zawył i przesunął
się na drugi koniec kanapy. Jako najmłodszy, Carson od małego
był gnębiony przez braci, ale szybko nauczył się odpłacać im
pięknym za nadobne. Teraz mieli po trzydzieści parę lat, lecz
nadal zachowywali się względem siebie tak samo.
– Powiedziałeś, że znajdziemy pieniądze, ale nie
powiedziałeś gdzie. To jak, wyluzujesz i dasz nam w spokoju
obejrzeć film?
Graham spochmurniał, sięgnął po piwo.
– Dobra.
Brooks zabrał mu pilota, nacisnął przycisk. Pojawiła się
czołówka filmu. Graham w zadumie popatrzył na butelkę.
– Gerty zdrowo by nam przylała za picie takiego
szpanerskiego piwa.
Carson prychnął. Graham miał rację. Gerty oglądała filmy,
pogryzając zwykłego batonika i popijając go zwyczajnym
piwem. Gdyby żyła, dałaby im niezły wycisk za takie
rozpasanie. I za to rzemieślnicze piwo.
– Brakuje mi Gerty – rzekł Brooks, zatrzymując obraz. Na
ekranie już zarysowały się niewyraźne czarno-białe kontury
San Francisco.
– Brakuje mi mamy – dodał Carson.
Przez chwilę trwali w milczeniu, boleśnie uświadamiając
sobie, jak wiele stracili. Mama odeszła niespodziewanie,
a każdy z nich był tak zajęty, że nie mieli czasu spokojnie
usiąść i zastanowić się nad tym, co ich spotkało. Teraz mieli
już tylko siebie. Do tej pory Carson starał się odpychać od
siebie to smutne stwierdzenie, posępne i dołujące.
– Kiedy weźmiemy się za dom mamy? – zapytał Graham.
Wzdragali się przed tym zadaniem. Gosposia Cynthii usunęła
z domu wszystko, co mogło się popsuć. Teraz stał zamknięty
na trzy spusty. Do czasu, aż zbiorą się w sobie i zrobią
porządek z rzeczami po mamie. Minęło osiem tygodni, a żaden
z nich jeszcze nie przestąpił jego progu.
Brooks westchnął.
– To nas nie ominie i trzeba będzie się za to zabrać. Teraz
jej dom jest jak grobowiec.
– Ja to zrobię – oznajmił Carson. Sam był tym zaskoczony. –
Ale najpierw muszę uporać się z załatwieniem działki. Coś mi
mówi, że przyjdzie mi pohandryczyć się z Suttonem.
– Na pewno chcesz? – Brooks popatrzył na niego badawczo.
– Nie musisz sam porządkować jej rzeczy.
Carson pokręcił głową.
– Wy jesteście zajęci. Poza tym chcę. Może wśród rzeczy
mamy poczuję się mniej…
– Samotny?
Odwrócił się i popatrzył na Brooksa.
– Może.
– Myślisz… – Graham zawahał się. – Myślisz, że znajdziemy
tam coś na temat ojca?
Wiele razy się nad tym zastanawiał, ale nigdy nie powiedział
tego głośno.
– Mama by tego nie chciała.
– Mama już nic nie powie – oświadczył Brooks. – Ojciec
pewnie jest skończonym draniem, jak nam powtarzała, ale
może znajdziemy jeszcze kogoś. Możemy mieć przyrodnie
rodzeństwo, kuzynów, dziadków… Jest szansa, że mamy
rodzinę, więc warto spróbować. Nie chcecie wiedzieć, skąd
pochodzimy, gdzie są nasze korzenie? Dowiedzieć się czegoś
więcej? Mama nie chciała, żebyśmy poznali prawdę, ale już jej
nie ma. I na pewno by nie chciała, żebyśmy czuli się tacy
osamotnieni jak teraz.
– Przynajmniej możemy spróbować – dodał Graham. – Jeśli
znajdziemy coś istotnego, to świetnie. Jeśli nie, będziemy mieć
czyste sumienie, że próbowaliśmy. Być może pożałujemy, że
się za to wzięliśmy, ale w końcu będziemy coś wiedzieć.
Bracia mieli rację. Wszystkim brakowało poczucia
przynależności. Jeśli znajdą jakieś wskazówki i dowiedzą się,
skąd pochodzą, to nawet jeśli nie dojdzie do szczęśliwego
zakończenia, zamkną temat. Inaczej zawsze będą
w zawieszeniu, zawsze będą zadawać sobie te same pytania.
Rodzice nie byli małżeństwem i w aktach urodzenia nie było
nazwiska ojca. Przeszukanie rzeczy po mamie to może jedyna
okazja, żeby poznać prawdę. Nic więcej już im nie pozostanie.
– Będę mieć ocz
MILF robi sobie przerwę na palcówkę
Naga sucz pragnie spermy
Cycaste murzynki w spermie