Głęboko w jej ciało

Głęboko w jej ciało




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Głęboko w jej ciało
Kobieta głęboko zamarzła - Jej ciało było twarde jak lód! Potem stało się coś niesamowitego!
By redakcja zdrow… , 28 Marzec, 2021
Ludzkie ciało jest pełne tajemnic, które - pomimo nieustannych postępów nauki - nie zostały do końca rozwikłane. Istnieje wiele udokumentowanych przypadków powrotu do życia osób uznanych za martwe. Większości z nich lekarze nie potrafią wyjaśnić w sposób naukowy i racjonalny. Do długiej listy tego rodzaju zdarzeń zalicza się bardzo tajemniczy przypadek Jean Hilliard, której ciało zostało znalezione w stanie głębokiego zamrożenia
Dziękujemy za zainteresowanie publikowanymi przez nas artykułami! Aby być na bieżąco z codziennymi aktualizacjami,
zapraszamy Cię do śledzenia naszej strony w serwisie Facebook , naszego profilu na Pintereście oraz na Twitterze ! Możesz również dołączyć do naszej całkiem nowej (link is external) społeczności na Telegramie .
Ludzkie ciało jest pełne tajemnic, które - pomimo nieustannych postępów nauki - nie zostały do końca rozwikłane. Istnieje wiele udokumentowanych przypadków powrotu do życia osób uznanych za martwe. Większości z nich lekarze nie potrafią wyjaśnić w sposób naukowy i racjonalny. Do długiej listy tego rodzaju zdarzeń zalicza się bardzo tajemniczy przypadek Jean Hilliard, której ciało zostało znalezione w stanie głębokiego zamrożenia.
Przypadek Jean Hilliard ( (link is external) źródło 1 ) jasno potwierdza, że można zostać uznanym za umarłego, a zaraz potem powrócić do życia. Niezrozumiała - jak dotąd - seria zdarzeń nastąpiła w latach 80-tych ubiegłego stulecia.
Nocą 20 grudnia 1980 r. 19-letnia Jean podróżowała samochodem po wiejskich obszarach nieopodal miasta Lengby, w amerykańskim stanie Minnesota. Dziewczyna nagle straciła kontrolę nad pojazdem, a auto, które należało do jej taty, wypadło z drogi. Jean nic się nie stało, jednak młoda kobieta znalazła się w szczerym polu. Ponieważ silnika nie udało się ponownie uruchomić, dziewczyna postanowiła szukać pomocy i wyruszyła pieszo w stronę domu swojego przyjaciela Walliego Nelsona, który znajdował się kilka kilometrów dalej.
Tamtej nocy Jean nieco przeceniła swoje siły, a jej ubrania nie były adekwatne do panującej na zewnątrz temperatury, która wynosiła około -22 stopni C. Ale cóż miała zrobić? Czekanie na pomoc w samochodzie nie było przecież lepszym rozwiązaniem.
Te kilka kilometrów, które 19-latka zdecydowała się pokonać pieszo, przy tak mroźnej nocy wydawały się nie mieć końca. Kiedy wyczerpana Jean znalazła się w pobliżu domu swojego przyjaciela Walliego Nelsona, wokół niej zapadła ciemność. Dziewczyna upadła i straciła przytomność, po czym spędziła ponad 6 godzin w temperaturze -22 stopni C!
Około 7 rano Wally dostrzegł przed swoim domem dziwny kopiec śniegu. Ciało Jean, z szeroko otwartymi oczami, w cienkim płaszczu i rękawiczkach, było zupełnie sztywne i przypominało wielką, twardą bryłę lodu. Dziewczyna upadła zaledwie kilka metrów od drzwi swojego przyjaciela, u którego szukała pomocy. Pozycja ciała wskazywała na fakt, że przed zamarznięciem 19-latka próbowała się czołgać ostatkami sił.
Nie tracąc nadziei Nelson przewiózł Jean do pobliskiego szpitala. Zajęło mu to zaledwie 10 minut. Sztywnego ciała dziewczyny nie dało się zmieścić w jego samochodzie. Było jak bryła lodu! Nelson musiał skorzystać z większego pojazdu, należącego do innej przyjaciółki, która spędziła tamtą noc w jego domu.
Gdy tylko Wally dotarł do szpitala, lekarze poczuli zupełną bezradność, gdyż nie widzieli jakiejkolwiek szansy na uratowanie dziewczyny w takim stanie. Jej ciało było twarde jak lód. Skóry nie dało się przebić igłą, a temperatura kobiety była tak niska, że żaden termometr lekarski nie był w stanie jej zmierzyć. Choć medycy uznali Jean za martwą, kontynuowano standardowe procedury.
Gdy lekarze uznali, że zrobili już wszystko co mogli i nie spodziewali się niczego nadzwyczajnego, okazało się, że dziewczyna żyje!
Jean obudziła się w silnych konwulsjach, które potem przeszły w dreszcze. W ciągu kilku godzin twarda bryła lodu zamieniła się w wystraszoną nastolatkę, którą przerażała sama myśl o tym co się stanie, gdy jej tata dowie się, że jego samochód jest w rowie. Jean czuła się jakby usnęła, a chwilę potem obudziła się w szpitalu.
Co najbardziej zaskakujące, Jean nie tylko przeżyła stan głębokiego zamarznięcia, ale także całkowicie zachowała zdrowie. Przy tego typu obrażeniach, bardzo często dochodzi do amputacji kończyn, a w jej przypadku nie było to konieczne.
Historia zamarznięcia i powrotu do życia Jean nie ma logicznego wyjaśnienia. Można jedynie przypuszczać, że na cały bieg wydarzeń, oprócz samych zjawisk fizycznych, wpłynęło coś jeszcze, czego do końca nie rozumiemy.
Niewiarygodna historia Jean Hilliard pokazuje, że niekiedy wola życia potrafi być na tyle silna, że może pokonać śmierć. Organizm dziewczyny przetrwał brutalne okoliczności i choć nie dawano jej żadnych szans na przeżycie, zdarzył się cud. Lekarze robili wszystko co w ich mocy – używali poduszek ogrzewających i koncentratorów tlenu, ale trudno nie oprzeć się wrażeniu, że pomogło tu coś jeszcze.
Dziś, ponad 40 lat później, współczesna medycyna wciąż nie jest w stanie wyjaśnić, co takiego sprawiło, że pomimo głębokiego stanu zamarznięcia, 19 -letnia Jean wyszła z wypadku nie tylko żywa, ale bez najmniejszego uszczerbku na zdrowiu.
1 - MPR News - Frozen. Thawed. Not dead: Jean Hilliard's amazing Minnesota story.


Ta strona używa cookie i innych technologii. Korzystając z niej wyrażasz zgodę na ich używanie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Switch to English version

Lecząc psychikę, trzeba zatroszczyć się o ciało. I odwrotnie. To przekonanie stało się podstawą ...

Drżące ciało Bioenergetyka Alexandra Lowena

Katarzyna Wolińska ma rzadką chorobę, która atakuje jej ciało. Mimo to w jej życiu oprócz trudnych chwil jest także miejsce na żarty i szczęście.
Sylwia Stano 

Katarzyna Chajbos, socjolożka i badaczka, objaśnia, czym jest wstyd, jak się go uczymy i przed czym może on nas hamować. Rozmawia
Aleksandra Pezda

Uczono nas, że emocje, z którymi należy pracować, to złość, gniew, rozpacz, smutek, lęk. Ale jest jeszcze wstyd. Toksyczny i tłumiony mocniej niż inne uczucia – z psychoterapeutką Anną Dodziuk van Kooten rozmawia
Berenika Steinberg

Nawyk może być działaniem, nawykowe mogą być też myśli. Te dobre pchają nas ku rozwojowi, te złe – hamują. Dobra wiadomość jest taka, że zarówno jedne, jak i drugie możemy kontrolować.
Paramahansa Jogananda

Katarzyna Wolińska ma rzadką chorobę, która atakuje jej ciało. Mimo to w jej życiu oprócz trudnych chwil jest także miejsce na żarty i szczęście.
Sylwia Stano 

Katarzyna Chajbos, socjolożka i badaczka, objaśnia, czym jest wstyd, jak się go uczymy i przed czym może on nas hamować. Rozmawia
Aleksandra Pezda

Uczono nas, że emocje, z którymi należy pracować, to złość, gniew, rozpacz, smutek, lęk. Ale jest jeszcze wstyd. Toksyczny i tłumiony mocniej niż inne uczucia – z psychoterapeutką Anną Dodziuk van Kooten rozmawia
Berenika Steinberg

Nawyk może być działaniem, nawykowe mogą być też myśli. Te dobre pchają nas ku rozwojowi, te złe – hamują. Dobra wiadomość jest taka, że zarówno jedne, jak i drugie możemy kontrolować.
Paramahansa Jogananda

Po pierwsze: wzmacniać. Kominek do aromaterapii wypełnijmy wodą z olejkiem cedrowym, sięgnijmy do spiżarki po pikle z kurkumy i nie dajmy się chorobom.
Dominika Bok

Prosta metoda leczenia chłodem i postem.
Przekrój 

Już starożytni murarze dzielili się z ludzkością swoją wiedzą o budowie wszechrzeczy, naturze ludzkiej, ukrytych zależnościach fizycznych. Niedzielną wisienkę na torcie prezentuje
Tomasz Wiśniewski

Wyświetlane z poczuciem wyższości na białych klifach w Dover pożegnania z Europą oraz widmo wojny z Hiszpanią o suwerenność Gibraltaru rozpoczęły dwuletni proces wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Brytyjczycy mają jednak jeszcze jeden tajemny plan: odbudowę brytyjskiego imperium.
© 1945-2022 Przekrój — Wszystkie prawa zastrzeżone — Website by Huncwot




W letnim „Przekroju” nadzieja i ciekawość, szczęśliwe trafy i wielkie odkrycia. Ukraińska literatura i sztuka, a także antywojenny Bertrand Russell pod rękę z Josephem Hellerem. Uważne słuchanie i świadome śnienie. Dzikie pływanie i zbieranie jagód. Dbanie o rozwój, zdrowie i dobrostan. Prasłowianie, Aborygeni i uciekające ze Słońca fotony.

Aż 220 stron do czytania przez trzy miesiące. „Przekrój” w nowym formacie jest wygodniejszy do przeglądania i idealnie mieści się w skrzynce pocztowej. Zamów i ciesz się lekturą – tylko tutaj z bezpłatną przesyłką. Sprawdź!
Jedną z najbardziej szkodliwych tez, w jakie uwierzyliśmy, jest ta mówiąca o wyższości umysłu nad ciałem – twierdził Alexander Lowen, psychoterapeuta. Jak może istnieć jakakolwiek wyższość, skoro to dwie strony tej samej monety, nierozerwalne i równorzędne? Lecząc psychikę, trzeba zatroszczyć się o ciało. I odwrotnie. To przekonanie stało się podstawą stworzonej przez Lowena analizy bioenergetycznej – nurtu terapii opartej na ruchu, dotyku i oddechu.
„Lowen, nie oddychasz!” Leżący na stole półnagi mężczyzna posłusznie próbuje zaczerpnąć więcej powietrza. Przez chwilę ciszę w pokoju zakłócają tylko coraz głośniejsze wdechy i wydechy. Nagle rozrywa ją krzyk – tak głośny, że ludzie przechodzący pod oknem podnoszą głowy. Okno jest otwarte, trwa lato 1942 r., w Europie hitlerowcy właśnie odzyskują przewagę na froncie wschodnim, ale tutaj, w Nowym Jorku, wojny nie widać. Oszołomiony własnymi emocjami 32-letni Alexander Lowen próbuje usiąść, ale prowadzący sesję terapeutyczną Wilhelm Reich prosi, by wrócił do oddychania. Po chwili jednak wiadomo, że tego dnia pacjent już nie jest w stanie oddychać bez krzyku, to koniec terapii na dzisiaj.
Po kilkudziesięciu latach Alexander Lowen, uznany już psychoterapeuta, twórca pionierskiej metody terapeutycznej – bioenergetyki – wróci do tamtego zdarzenia: „Mój krzyk mnie zaskoczył, bo przecież na sesji nie czułem strachu. Ale za to nagle poczułem, że mój umysł nie jest połączony z moim ciałem, krzyk był dla mnie sygnałem, że muszę uwolnić swoje uczucia i stłumione wspomnienia. Kiedy wyszedłem z domu Reicha, uświadomiłem sobie, że muszę zmierzyć się z nieznanymi aspektami mojej tożsamości” – napisze w autobiografii Honoring the Body .
Na początku lat 40. sławny Wilhelm­ ­Reich, wyklęty uczeń Zygmunta Freuda, prowadził w Nowym Jorku wykłady ze swojej nowej teorii psychologicznej, według której zaburzenia psychiczne można leczyć poprzez pracę z ciałem. Alexander Lowen był jednym z jego najbliższych uczniów. Po zakończeniu kursu Reich zaprosił go do współpracy przy eksperymentach psychologicznych. Postawił tylko jeden warunek: Lowen musi odbyć psychoterapię. Ten zgodził się, ale niechętnie. Nastawienie zmienił już po pierwszej sesji – tej z niespodziewanym krzykiem. Przez kolejne dwa i pół roku kilka razy w tygodniu będzie chodził na terapię do Reicha i nieraz jeszcze podczas oddechowych sesji z jego gardła będzie uwalniał się krzyk. Chociaż już po następnych kilku latach ich drogi się rozeszły, Lowen do końca życia podkreślał, jakie znaczenie dla jego pracy miała koncepcja Reicha mówiąca o jedności oraz równorzędności ciała i umysłu (rewolucyjna jak na owe czasy!). Wielokrotnie też powtarzał, że tamta dwuipółletnia terapia była jedną z najlepszych rzeczy, jakie go spotkały. Kiedyś stwierdził nawet, że nie tylko dała mu podstawę do bycia dobrym terapeutą, ale także dosłownie uratowała mu życie.
U nas masz trzy bezpłatne artykuły do przeczytania w tym miesiącu. To pierwszy z nich. Może jednak już teraz warto zastanowić się nad naszą niedrogą prenumeratą cyfrową , by mieć pewność, że żaden limit Cię nie zaskoczy?
Urodził się w 1910 r. w Harlemie, w rodzinie rosyjskich emigrantów żydowskiego pochodzenia. To nigdy nie był szczęśliwy dom. Lowen opowiadał, że od kiedy tylko sięgał pamięcią, między jego rodzicami było źle. Gwałtowne kłótnie przeplatane nienawistną ciszą. Już pierwsze wspomnienie z dzieciństwa dotyczyło samotności: mały Al siedzi na podłodze w kuchni i czeka, aż matka wreszcie skończy to, co robi, i się nim zajmie. „Nie pamiętam, by kiedykolwiek trzymała mnie w ramionach i tuliła” – pisał w swojej autobiografii.
Nieszczęśliwa w małżeństwie, samotna w obcym kraju, pełna niespełnionych ambicji, nie potrafiła wykrzesać z siebie czułości do dzieci. Drobna kobieta, która nie umiała inaczej usiąść niż tylko na samym brzeżku krzesła, zawsze sztywno wyprostowana, napięta jak struna, wciąż czujna, kontrolująca. Nigdy, a przynajmniej nigdy na oczach swojego syna, nie płakała ani się nie śmiała. „Miałem trzy albo cztery lata, wierciłem się, kiedy ona próbowała mnie ubierać. Chyba usiłowałem sam zawiązać sznurowadła w moich skórzanych bucikach, jakie wtedy nosiły wszystkie dzieci, kiedy nagle poczułem w udzie gorąco i ból. Matka uszczypnęła mnie, skręcając skórę z całej siły. Nie rozpłakałem się, ale za to od tamtej pory już zawsze miałem poczucie, że matka może zachować się wobec mnie okrutnie” – wspominał. To, że w chwili bólu mały Al umiał powstrzymać się od płaczu, prawdopodobnie było efektem treningu, jakiemu go poddawano od najwcześniejszego dzieciństwa. Na początku XX w. dzieciom, nawet niemowlętom, nie wolno było głośno płakać, a kiedy jednak nie udawało im się opanować łez, zamiast utulenia dostawały najczęściej „wychowawczą” karę.
Lowen nie był jedynym dzieckiem, które musiało jeść, spać, oddawać mocz oraz wypróżniać się na rodzicielską komendę i które już od pierwszych lat życia musiało ignorować uczucia płynące z ciała, np. głód czy sytość. Ostra tresura fizjologii była w tamtych czasach podstawą wychowania. Nic dziwnego, że w późniejszych latach Lowen spotykał w swoim gabinecie tak wiele osób, które nie miały absolutnie żadnego kontaktu ze swoim ciałem – to naturalny skutek dorastania w tego typu domach. Matka Lowena prawdopodobnie w swoich oczach (i pewnie w oczach reszty ówczesnego świata) była bardzo dobrą opiekunką. Lepszą nawet niż inne, bo jak przyznawał jej syn, nie biła swoich dzieci. Jej przemocowe – jak byśmy dziś powiedzieli – metody wychowawcze utożsamiano wówczas z matczyną troską i popularną pedagogiką „trzymania dzieci krótko”.
Alexandra ocaliła odziedziczona po ojcu witalność i radość życia („Nigdy nie spotkałem tak niedobranej pary” – opisywał małżeństwo rodziców). Tak jak Lowen senior chłopiec uciekał z domu, kiedy tylko mógł. Na ulicy zawsze coś się działo, ktoś miał piłkę, ktoś urządzał wyścigi, wszyscy się śmiali. Panująca tam radość nie miała konkretnego powodu, a może inaczej: powodem było samo życie, cud polegający na tym, że można oddychać, skakać, rozgrzewać się w ruchu. Al czuł się szczęśliwy tylko w chwilach spontanicznych zabaw – zapamiętał je na zawsze, stały się dla niego ważną inspiracją podczas rozwijania autorskiej metody psychoterapii.
Od pierwszego dnia w szkole po ostatnie egzaminy na studiach był świetnym uczniem (trudno nie być przy tak ambitnej matce!), ale jego żywiołem nie były książki, tylko sport. Trenował piłkę ręczną, przepływał codziennie kilka kilometrów, żeglował. W lecie dorabiał sobie jako trener lekkoatletyki na obozach dla dzieci. Zrobił licencjat z matematyki, skończył z wyróżnieniem prawo, lecz nawet te osiąg­nięcia nie wypełniły emocjonalnej pustki, która doskwierała mu każdego dnia. Jak wielu innych przed nim (patrz: Freud, Jung, Reich) Lowen swoją drogę psychoterapeuty rozpoczął od poszukiwania ratunku dla samego siebie.
Początek zimnej wojny w Stanach był jednocześnie początkiem intelektualnego fermentu w psychologii. Terapeuci szukali nowych dróg, czuli przesyt psychoanalizą Freuda. Okazało się, że sesje na kozetce nie każdemu przynoszą ulgę; terapia, która jest oparta tylko na mówieniu, nie zawsze się sprawdza. Coraz większą popularność zdobywała terapia Gestalt. W tym samym czasie Wilhelm Reich nie ustawał w coraz bardziej kontrowersyjnych eksperymentach. Wciąż usiłował udowodnić istnienie orgonu, czyli niewidzialnej energii dającej zdrowie oraz witalność, i budował swój sławny akumulator orgonowy (urządzenie służące pacjentom do pozyskiwania energii życiowej). Lowen, który w 1951 r. wrócił z Genewy z dyplomem studiów medycznych w kieszeni, poszedł już w inną stronę niż jego niedawny mistrz. Chociaż do końca życia korzystał z tezy Reicha o jedności umysłu i ciała, rozwijał ją w zupełnie nową, autorską metodę psychoterapii.
Jej podstawą była praca nie tylko z oddechem, lecz także z całym ciałem. Lowen wierzył, że podobnie jak dendrolog ze słojów rocznych może wyczytać całą historię ściętego drzewa, tak doświadczony terapeuta, patrząc na nasze stopy, mięśnie ramion, pleców czy szczęki, może opowiedzieć nasze życie. Ciało nie umie oszukiwać; zapisane jest w nim wszystko – wszystkie ukryte emocje, wszystkie traumy, jakie przeszliśmy od dnia narodzin.
Jednym z pierwszych pojęć ważnych w bioenergetyce jest „pancerz” czy inaczej „zbroja charakteru”. To grupy napiętych mięśni w ciele, które twardniały przez lata z każdą naszą kolejną próbą powściągania emocji. Jeżeli dziecko wie, że za swój płacz zostanie ukarane, uczy się powstrzymywać od łez. Jeśli czuje, że nie może sobie pozwolić na wybuch złości, uczy się chować ją głęboko w sobie. Blokada emocji to nieraz skuteczna strategia: odłóż uczucia na bok, działaj albo staraj się przeczekać kryzys. Dzięki temu będziesz w stanie przecierpieć trudne dzieciństwo, samotność, poczucie odrzucenia. Kłopot w tym, że mechanizmy obronne, które wykształciliśmy w dzieciństwie po to, aby przetrwać, w dorosłym życiu stają się dla nas obciążeniem – szkodliwym nawykiem, którego nie umiemy sami zwalczyć. Co więcej, często nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że on w ogóle istnieje i rządzi naszym życiem.
Nauczeni nieczucia nie jesteśmy w stanie otworzyć się nawet wtedy, kiedy byłoby to dla nas korzystne i bezpieczne. ­„Napięcie mięśni nie dopuszcza niedozwolonych, niebezpiecznych impulsów do świadomości i nie pozwala im się manifestować. Są zablokowane, więc nie trzeba świadomie tracić energii na ich zwalczanie. Przypomina to sytuację groźnego przestępcy, którego nie trzeba już tak pieczołowicie pilnować, kiedy znajdzie się w zamkniętej celi. Ale nie ma takiego więzienia, z którego ucieczka byłaby zupełnie niemożliwa. I podobnie żadne superego , nawet najmocniejsze, nie wyklucza całkowicie możliwości, że tłumiony impuls wyrwie się na powierzchnię” – mówił Lowen (wykład z 1980 r. Stres a choroba z bioenergetycznego punktu widzenia opublikowany w książce Głos ciała ).
Twórca bioenergetyki połączył swoje doświadczenia z terapeutycznych sesji oddechowych z Reichem z tym, czego w młodości dowiedział się na treningach sportowych, a potem na studiach medycznych w Genewie. Czasem w swoich publikacjach wspominał ulice Harlemu i biegające z naturalną beztroską i gracją dzieci (gracja będzie dla niego kolejnym ze słów kluczy). Wiedział, że zaciśnięte nawykowo mięśnie nie rozluźnią się same, ale jeśli zostaną poddane specjalnie dobranym ćwiczeniom i terapeutycznemu masażowi, w końcu napięcie puści, a wtedy uwolnią się zablokowane w ciele emocje. Wreszcie nieszczęśliwy człowiek będzie mógł prawdziwie głęboko oddychać i żyć.
Terapeutyczna praca z ciałem stała się w latach 50. i 60. fenomenem. W pewnym momencie wydawało się nawet, że zupełnie wyprze psychoanalizę: umarł Freud, niech żyje Lowen! Swoją teorię wykładał m.in. w Naro
Skakanie tyłeczkiem po kutasie
Delikatna brunetka w intensywnym gangbangu
Uległa cycata blondynka

Report Page