Głęboko w dupie Stelli Cos

Głęboko w dupie Stelli Cos




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Głęboko w dupie Stelli Cos
Shortcuts to other sites to search off DuckDuckGo Learn More
Ahsoka leżała na łóżku, obojętna światu. Nie chciała z nikim rozmawiać. Cały świat miała głęboko w dupie ! - Minea, to jakaś psychopatka! Zasnęła. Nie wiedziała jednak o małym szczególiku. Ale nie ważne. Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła, że jest w jaskini. Tej samej jaskini, co wtedy. Na środku stała Minea.
Images for Głęboko w dupie Stelli Cos
Westchnęłam głęboko i wyłączyłam mój telefon. Nie chcę telefonów od mojej siostry. ... Siostra Stelli . Poznałeś mnie wczoraj. - pewnie zrobiłam minę typu "WTF". ... że nie miałam pojęcia gdzie iść. Jak tam przyjechałam to było ciemno jak w dupie murzyna, a teraz nie orientowałam się w terenie. Na szczęście, z małą ...
Z miłością i gniewem głęboko w naszych sercach, ignorujemy ryzyko. Ogień więzieniom! ... Mierzącej się ze złym stanem zdrowia Stelli Antoniou oraz wszystkim innym więźniom politycznym z całego świata. Pozostawajcie silni! ... nie chodzi się po mieście stale czując w dupie niechciane-go chuja, serio. Wy nie tylko przypominacie ...
Po dokładnym obejrzeniu każdego malucha będącego w okręgu i wysłuchaniu raportów, zacisnęłam pięści. Podniosłam się z klęczek i podeszłam do najbliżej stojącego najbliżej faceta, a raczej teraz już rozlazłej frytki. Spojrzałam mu głęboko w przerażone oczy, uśmiechnęłam się i przyłożyłam mu prosto w twarz.
- U Stelli . Straciłam rachubę czasu. - To dziwne, naprawdę bardzo dziwne. ... Ale Jacko wsuwa tylko tekturowe wieczko głęboko do mojej torby, patrzy na mnie ostatni ... Wyprowadzaj się. Dostań po dupie od życia. Daję ci trzy dni, zanim twój Romeo cię wyrzuci. Bo to nie ciekawa osobowość dziewczyny interesuje facetów, Holly. ...
Naszym przewodnikiem w zwiedzaniu wiktoriańskiej Anglii jest główna bohaterka powieści, Sugar. Co mnie najbardziej urzekło w tej powieści, to fakt, że zaglądamy nie do pięknych, wyrafinowanych angielskich wnętrz, ale do tych najbardziej obskurnych, dotkniętych syfami, chorobami, fekaliami i dewiacjami. Tak, Sugar jest prostytutką.
Oczywiście, że belgijska służba zdrowia kuleje jak każda inna na świecie, ale jako pielęgniarka śpię spokojnie. Średnia wieku pielęgniarek w szpitalach 22- 30 lat. Wynagrodzenie umożliwia godne życie pracując na jeden etat. Tak, tutaj też brakuje pielęgniarek, ale problem nie jest tak poważny jak w Polsce.
Są zawaleni swoją pracą, a mnie mają w dupie , więc przejmować się nimi nie będę. Nie kiedy popłaczę, ponarzekam i poużalam się nad sobą, ale później i tak będzie mi wszystko jedno, na pozór wszystko jedno.
blog o książkach, recenzje książek, blog literacki
Nim ruszyła w drogę powrotną do domu, zatamowała krwawienie z postrzelonego ramienia, które pulsowało tępym bólem. Coraz bardziej dawało też o sobie z każdą chwilą znać nasilające się pieczenie i coraz większy obrzęk. Możliwe, że w pocisku były substancje, które miały zaszkodzić jej na stałe.
Help your friends and family join the Duck Side!
Stay protected and informed with our privacy newsletters.
Switch to DuckDuckGo and take back your privacy!
Try our homepage that never shows these messages:
Discover shortcuts to go to search results on other sites.
Help your friends and family take back their privacy!
Stay protected and informed with our privacy newsletters.


 Odsunęłam od twarzy karabin. Staruszek opadł na ziemię, nie zdając sobie nawet sprawy ze swojej szybkiej śmierci. Kula przeszyła skórę, kość potyliczną, płat potyliczny, spoidło wielkie, płat czołowy, kość czołową, by na samym końcu wyrwać dziurę dokładnie na środku jego czoła. 

 Uklękłam koło górnej części ciała starszego pana i odłożyłam na bok karabin. Przyłożyłam delikatnie palce do szyi mężczyzny. Puls był już praktycznie niewyczuwalny, więc podniosłam jego ramię i zdjęłam z niego plecak. Otworzyłam go i wysypałam jego zawartość. Jedna strzykawka, kilka opakowań leków, notes i reklamówka z jedzeniem. Głodna jak wilk wgryzłam się w trochę przytwardą bułkę i zapiłam ją świeżym mlekiem. Przeżuwając powoli, spakowałam do plecaka zabezpieczony karabin, notes i leki. Strzykawkę rozwaliłam podeszwą buta i zarzuciłam plecak na plecy. Ruszyłam przed siebie, szukając kolejnego pana.

W końcu go zauważyłam. Wysoki, czarnowłosy, barczysty, w porwanych jeansach i szarej koszulce, w której było więcej dziur niż materiału. Zaśmiał się nagle, odrzucając do tyłu włosy sięgające mu do ramion. W dwóch palcach trzymał niedopalonego papierosa. Stanęłam zaraz za mężczyzną i zaczekałam na dobry moment na zaczepienie go. 

 -Ej, Barney. Jakiś dzieciak za tobą stoi - powiedział niski, gruby rozmówca mężczyzny, który zerknął za siebie. Uśmiechnęłam się, wyobrażając sobie jak wbijam mu nożyczki w jego ciemne oczy, które teraz rozszerzyły się ze zdziwienia. Powiedział swojemu koledze, żeby poszedł po 'naszych', po czym kucnął przede mną. 

 -Cześć, mała. Co tu robisz? - spytał miło.

 -Chciałam poprosić, żeby mi pan powiedział gdzie jest to miejsce - powiedziałam, rozprostowując mapkę na ziemi i wskazując zamazany na szybko X . Mężczyzna podrapał się po głowie, po czym wstał i wyciągnął do mnie rękę. Wepchnęłam kartkę do kieszeni i wytarłam niezdarnie dłonie o kombinezon. Lewą ręką złapałam jej większą i bardziej szorstką odpowiedniczkę. Ruszyliśmy powolnym krokiem przed siebie. Raz skręciliśmy w prawo, raz w lewo i przeszliśmy na koniec ślepego zaułka. Mężczyzna zwany Barney'em otworzył drzwi. Uderzył we mnie za głośny gwar, jakieś krzyki, trzask tłuczonego szkła i pojedynczy wystrzał. Barney wziął głęboki oddech.

 -Może i zostałem tu zamknięty za wielokrotne morderstwo...

 -Ale nigdy nie pozwolę, żebyś zrobił świństwo tak małemu dziecku!

 -Już dawno chciałem cię sprzątnąć, ale nie miałem okazji!

 -Jesteś tylko starym, obleśnym pedofilem, jebany grzybie!

 -Tym razem nie pozwolę ci dalej żyć. Zginiesz za wszystkie twoje ofiary!

 Kula przeleciała pod podniesionym ramieniem Barneya i utknęła w czaszce Kirka. Huk wystrzału sprowadził kilku ciekawskich ludzi. Co zobaczyli po wyjrzeniu zza rogu?

 Leżącego pod ścianą, martwego Kirka.

 Zamarłego w pół kroku Barneya z pięścią gotową do uderzenia.

 Małą dziewczynkę, klęczącą przed rozpiętym plecakiem.

 A w ręku trzyma karabin wycelowany w szefa.

 Uśmiecha się, nie mogąc dostrzec światła życia w oczach mężczyzny.

 -Stój, Jake! Czekaj na mnie tutaj! Ja lecę się wysikać! - zawołałam odbiegając między bloki. 

 Przez chwilę nic się nie działo. Nagle coś błysnęło, a Jake złapał się za ramię, wrzeszcząc jakby go ze skóry obdzierali. Rozejrzał się niespokojnie, a spomiędzy jego palców zaczęła wyciekać krew. Kolejna strzała przeleciała obok chłopaka i napięła żyłkę, która rozcięła jego łydkę. Westchnęłam, kręcąc głową. Wyjęłam broń z kabur. Powietrze świsnęło. Kilka odgłosów wystrzału trochę mnie zdziwiło, więc byłam jeszcze bardziej czujna niż do tej pory. Z zaułków powychodzili napakowani faceci, wymachujący pałkami.

 -I kto ci teraz pomoże chłopczyku? - zapytał jeden z nich rechocząc obleśnie. Skrzywiłam się, licząc szybko napastników. Ośmiu, nie licząc człowieka strzelającego żyłkami i tego, którego przed chwilą zabiłam, leżący za moimi plecami. Wymierzyłam w dwóch mężczyzn stojących daleko od siebie i wystrzeliłam. Oboje osunęli się na ziemię martwi. Przyjrzałam się dokładniej pozostałej szóstce, która obracała się we wszystkie strony, szukając mojego położenia. Dwóch z nich miało przy sobie broń palną. Zabawne, że to właśnie tych ludzi zastrzeliłam. Trzecią posiadał człowiek od strzał. Schowałam swoje pistolety i wyszłam z cienia. Pstryknęłam zapalniczką, zwracając całą uwagę na siebie.

 -Co jest, Scarlet? Twój kumpel ma kłopoty, a ty sobie palisz? - zawołał jakiś facet. Zignorowałam go całkowicie, przyglądając się żyłce błyszczącej w słońcu. Śledziłam wzrokiem kierunek błyszczącej nitki, dopóki nie zobaczyłam skąd nadleciała. Wystrzelona z naprzeciwka. Wpatrywałam się w okna bloku spod opadającej mi na oczy grzywki. W jednej z dziur (pozostałość po wyłamanym oknie) dostrzegła ruch. Szybko wyciągnęłam broń i koleś od strzał był już albo martwy, albo ciężko ranny. Uśmiechnęłam się szeroko i stanęłam plecami do Jake'a.

 -Zatańczmy, panienki! - zawołałam, rozkładając ramiona. Mężczyźni rzucili się na mnie z dzikim wrzaskiem. Po kilku chwilach wszyscy leżeli martwi. Pobieżne oględziny ciał usatysfakcjonowały mnie bardziej niż się spodziewałam. - Prosto w lewe oko - uśmiechnęłam się zwycięsko. Zaczęłabym się głośno śmaić, gdyby nie rwący ból w lewym udzie. Spojrzałam w dół, poważniejąc. Moje oczy znów ziały obojętnością na kilometr, a ja nie odczuwałam żadnego bólu, ciepła, zimna... Nic. 

 Odwróciłam się i szybkim krokiem weszłam do budynku. raz dwa obliczyłam w którym mieszkaniu znajdował się strzelec. Zastałam go tam, gdzie podejrzewałam, rannego, ledwo dyszącego i próbując zatamować krew płynącą powoli z jego brzucha. 

 -Dobij.. mnie. Proszę.. - wycharczał, opluwając się kolejną porcją krwi. Podeszłam do 'okna' i wyjrzałam z niego. Nie było tak wysoko.

 Ku większemu przerażeniu Jake'a, wymierzyłam strzał w stopy rannego. Potem przedziurawiłam mu łydki, uda, dłonie, przedramiona i ramiona. Kucnęłam obok prawie martwego chłopaka i wsypałam mu w ranę na brzuchu garść piasku. Gołą ręką upchałam tam więcej piasku, który powoli zabarwiał się na bordowo. 

 -No. Myślę, że tyle wystarczy - powiedziałam wstając. Przedziurawiłam chłopakowi łeb i zwróciłam się do Jake'a.

 -Jak mogłaś?! Przecież to też jest człowiek! Jesteś okrutna! - zawołał. Wydawało mi się przez chwilę, że przede mną nie stoi dorosły facet, tylko małe, pięcioletnie dziecko.

 -Okrutna byłabym zostawiając go samemu sobie zaraz po zapiaskowaniu jego rany, a obok jego głowy położyłabym pistolet. Poza tym był jednym z tych, co cię zaatakowali. To on cię zranił - powiedziałam spokojnie. 

 -Więc trzeba było go szybko zabić! Tak, żeby nie cierpiał! Ty go torturowałaś! - zawołał przejęty. Kucnęłam przed nim. Coś we mnie zawrzało.

 -Lepiej dziękuj temu w co wierzysz, że żyjesz. To jest Nr.1. Tu zabija się każdego, kto chociaż trochę zajdzie ci za skórę i czerpie się z tego przyjemność, bo to praktycznie jedyna rozrywka. Ja odbieram życia nawet dlatego, że się nudzę. To jest już jak oddychanie. Niby odruchowe, ale cholernie potrzebne. Dla mnie to jest jak gra. Pamiętaj. Żeby tu przeżyć, musisz być bezlitosny. Tak to już jest na tym świecie. Słabi giną pierwsi, a silni zabijają siebie nawzajem. Poza tym musisz być czujny cały czas. Tutaj nie ma rzeczy takich jak poza tymi murami. Tutaj nikt nie będzie cię pytał czy jesteś zdrowy, czy dasz radę walczyć, czy jesteś gotowy... Tutaj od razu ktoś wpakuje ci kulkę w łeb albo nóż między żebra. Rozumiesz to? Musisz mieć dobry refleks, musisz być nieprzewidywalny, musisz mieć pokerową twarz, nie możesz pokazywać strachu. Musisz umieć zabijać z uśmiechem na ustach. Musisz być gotowy na walkę, kiedy gotowy nie jesteś. To jest Nr.1, to miasto rządzi się swoimi prawami. Zabijaj, żeby móc przeżyć i rób to, na co twój przeciwnik nie jest gotów - odetchnęłam głęboko, widząc, że coś do Jake'a dotarło. Byłam z siebie dumna. Może chłopak przeżyje dwa dni dłużej, kiedy będzie musiał poradzić sobie beze mnie. Wyjęłam z jego plecaka dwie dziwnie wyglądające szmaty i obwiązałam nimi jego rany. Pomogłam mu wstać i odpaliłam papierosa, zbierając broń zabitych przeze mnie ludzi. Jedyne co zostawiłam to trzy drewniane pałki bez gwoździ w nią wbitych i łuk 'torturowanego' chłopaka. Jako jedyni żywi w tym miejscu, ja i Jake ruszyliśmy do bazy mojego gangu. Byłam w wyśmienitym nastroju, ale Jake szedł za mną markotny i jakiś nieobecny. Cóż, chyba każdy by taki był, jakby ktoś nagle mu powiedział, że musi cieszyć się z popełnionych przez siebie morderstw. 

 Uśmiechnęłam się sama do siebie. Na następne trzy dni, mój i Barney'a gangi będą mieszkać w jednym bloku, opracowując trzy plany. 

Motyw Rewelacja. Autor obrazów motywu: peeterv . Obsługiwane przez usługę Blogger .




David Mitchell - Czasomierze

Home
David Mitchell - Czasomierze



David Mitchell
CZASOMIERZE
Tytuł oryginału: The Bone Clocks
Dla Noah.
Spis treści
Fala gorąca1984
30 czerwca
1 lipca
2 lipca
Niosę mirrę, gorzka jej w...

David Mitchell
CZASOMIERZE
Tytuł oryginału: The Bone Clocks
Dla Noah.
Spis treści
Fala gorąca1984
30 czerwca
1 lipca
2 lipca
Niosę mirrę, gorzka jej woń1991
13 grudnia
20 grudnia
23 grudnia
29 grudnia
30 grudnia
31 grudnia
Nowy Rok, 1992
Wesele2004
16 kwietnia
17 kwietnia
Samotna planeta Crispina Hersheya2015
1 maja 2015
11 marca 2016
14 marca 2016
21 lutego 2017
20 sierpnia 2018
17 września 2019
19 września 2019
20 września 2019
23 września 2019
13 grudnia 2020
Labirynt Horologa2025
1 kwietnia
3 kwietnia
4 kwietnia
5 kwietnia
6 kwietnia
7 kwietnia
Sheep’s Head2043
26 października
27 października
28 października
Podziękowania
Fala gorąca
1984
30 czerwca
Rozsuwam zasłony w moim pokoju, widzę spragnione deszczu niebo i szeroką rzekę pełną
statków i łodzi, ale ja już myślę o czekoladowych oczach Vinny’ego, o strużce szamponu, która
spływa po jego plecach, o jego ramionach zroszonych kroplami potu, o jego cwaniackim
śmiechu, i serce wali mi jak wściekłe. Boże, tak bym chciała budzić się teraz u niego, na
Peacock Street, a nie w moim głupim pokoju. Wczoraj wieczorem jakoś tak mi się niechcący
wyrwało: „Jezu, Vin, ja cię naprawdę kocham”, a Vinny wypuścił kłąb dymu i odparł, udając
księcia Karola: „Nie mogę zaprzeczyć, droga Holly, że czas spędzany z tobą również należy
do szalenie przyjemnych”. A ja się mało nie poszczałam ze śmiechu, chociaż, jeśli mam być
szczera, trochę się wkurzyłam, że nie odpowiedział: „Ja też cię kocham”. Ale przecież w
każdym kolorowym piśmie piszą, że chłopaki, żeby przemycić coś poważniejszego, zawsze
robią sobie jaja. Szkoda, że nie mogę teraz do niego zadzwonić. Szkoda, że nie wynaleziono
takich telefonów, żeby z każdym można było rozmawiać wszędzie i kiedy tylko się chce. Vinny
pewnie właśnie jedzie na swoim nortonie do pracy, do Rochester, w skórzanej kurtce z
napisem LED ZEP wybitym srebrnymi ćwiekami. We wrześniu, kiedy skończę szesnaście lat,
też mnie gdzieś na swoim nortonie zabierze.
Ktoś na dole trzaska drzwiczkami szafki.
Mama. Nikt inny nie ośmieliłby się tak trzaskać.
„A jeśli odkryła?” – pyta złowieszczy głos.
Nie. Byliśmy z Vinnym bardzo ostrożni.
Matka ma menopauzę. To na pewno dlatego.
Na moim adapterze leży Fear of Music Talking Heads. Vinny kupił mi ten longplay w
sobotę, przy naszym drugim spotkaniu w Magic Bus Records. Rewelacyjna płyta. Lubię
Heaven i Memories Can’t Wait, ale w ogóle wszystkie kawałki są na niej super. Vinny był w
Nowym Jorku i widział Talking Heads na żywo. Jego kumpel Dan był tam ochroniarzem, a po
koncercie wprowadził Vinny’ego za kulisy i poszli balangować z Davidem Byrne’em i całym
zespołem. Jak w przyszłym roku znowu tam pojedzie, to mnie weźmie. Ubieram się,
odnajdując na moim ciele każdy zaróżowiony ślad zębów i ust Vinny’ego. Tak bardzo bym
chciała dzisiaj posiedzieć u niego, ale on jedzie do Dover spotkać się z kumplami. Moja
najlepsza przyjaciółka Stella pojechała do Londynu, żeby się obkupić w używane ciuchy na
Camden Market. Mama mówi, że mam jeszcze za mało lat, żeby jeździć do Londynu bez
dorosłych, więc Stella zamiast mnie wzięła Ali Jessop. Czyli największą atrakcją dnia będzie
dziś dla mnie odkurzanie dywanów w pubie, żeby zarobić trzy funty kieszonkowego. Hurra-
hurra. No i mam w przyszłym tygodniu egzaminy, do których się muszę pouczyć. Z wielką
chęcią oddałabym czyste kartki i pokazała wszystkim, gdzie mogą sobie wsadzić twierdzenie
Pitagorasa, Władcę much i cykl życiowy obleńców. Może i tak zrobię.
Właśnie. Może dokładnie tak zrobię.
*
W kuchni na dole panuje atmosfera lodowata, niemal arktyczna.
– Dzień dobry – mówię, ale tylko Jacko podnosi wzrok znad rysunków, zza stołu przy oknie.
Sharon ogląda w salonie kreskówki. Tata w holu na dole rozmawia z facetem od dostaw, a
ciężarówka z browaru stoi z warczącym silnikiem przed pubem. Mama kroi jabłka na kompot i
nie odzywa się do mnie. Mam zapytać: „Co się stało, mamo? Co takiego zrobiłam?”, ale mam
to w dupie. Ewidentnie nie uszło jej uwagi, że wczoraj wieczorem późno wróciłam, ale jeśli
chce porozmawiać, niech sama zacznie. Polewam mlekiem płatki w misce i zanoszę na stół.
Mama z głośnym brzękiem przykrywa patelnię pokrywką i podchodzi do mnie.
– Co masz na swoje wytłumaczenie?
– I nawzajem dzień dobry, mamo. Ale dziś upał.
– Co masz na swoje wytłumaczenie, moja droga?
Jeśli nie wiadomo, jak się zachować, najlepiej udawać niewinną.
– Ale w jakiej sprawie?
Jej oczy zwężają się w żmijowe szparki.
– O której wróciłaś do domu?
– O rany, no dobrze, byłam trochę później, przepraszam.
– Dwie godziny to nie „trochę”. Gdzie byłaś?
Dokładnie rozgryzam płatki.
– U Stelli. Straciłam rachubę czasu.
– To dziwne, naprawdę bardzo dziwne. Bo o dziesiątej zadzwoniłam do mamy Stelli, żeby
cię szukać, i podobno wyszłaś stamtąd przed ósmą. Więc kto tutaj kłamie? Mama Stelli czy ty?
Cholera.
– Poszłam się jeszcze przejść.
– A niby dokąd?
Wyraźnie akcentuję każde słowo.
– Poszłam się przejść nad rzekę.
– Nad rzekę w prawo czy w lewo? Ta przechadzka?
Odczekuję chwilę w milczeniu.
– A co za różnica?
W telewizyjnej kreskówce słychać głośny wybuch. Mama każe siostrze:
– Sharon, wyłącz to, wyjdź i zamknij drzwi.
– To niesprawiedliwe! Holly dostaje kazanie, nie ja.
– Już, Sharon. I ty, Jacko, też. Masz wyjść i... – Ale Jacko już zniknął. Kiedy Sharon
wychodzi, mama ponownie przypuszcza atak: – Tak zupełnie sama byłaś się przejść?
Skąd to przeczucie, że mnie podpuszcza?
– Sama.
– A daleko zaszłaś? Tak zupełnie sama?
– Ale mam ci podać w milach czy w kilometrach?
– A może tak sobie spacerowałaś, aż zaszłaś na Peacock Street do pewnego mężczyzny
nazwiskiem Vincent Costello? – Kuchnia nagle wiruje, a za oknem, na brzegu rzeki po stronie
Essex mały ludzik z patyczków wprowadza rower na prom. – Co? Nagle zaniemówiłaś?
Przypomnę ci jak było: o dziesiątej wieczorem zasłaniałaś okno u niego w salonie. Miałaś na
sobie podkoszulek i niewiele więcej.
Owszem, zeszłam na dół po piwo dla Vinny’ego. Owszem, zasłoniłam okno. I tak, ktoś
akurat przechodził chodnikiem.
Spokojnie, powtarzałam sobie, jakie jest prawdopodobieństwo, że akurat ten ktoś cię
rozpozna? Mama myśli, że pęknę i się przyznam, ale ja odcinam się żartem:
– Marnujesz się jako barmanka, mamo. Powinnaś kierować agentami wywiadu w MI5.
Mama posyła mi jedno ze swoich piorunujących spojrzeń.
– Ile on ma lat?
Zakładam ręce na piersi.
– Nie twoja sprawa.
Z oczu mamy zostają tylko wąskie szparki.
– Podobno dwadzieścia cztery.
– Skoro wiesz, to po co mnie pytasz?
– Bo to nielegalne, żeby dwudziestoczteroletni mężczyzna zadawał się z piętnastoletnią
uczennicą. Za to grozi więzienie.
– We wrześniu kończę szesnaście lat. I mam wrażenie, że policja hrabstwa Kent ma
ważniejsze sprawy na głowie. Jestem wystarczająco dorosła, żeby decydować, z kim się
spotykam.
Mama zapala czerwonego marlboro. Dałabym się zabić za jednego.
– Kiedy powiem ojcu, obedrze tego Costello żywcem ze skóry.
Owszem, tata musi od czasu do czasu wypraszać z pubu zalanych gości, wszyscy barmani od
czasu do czasu muszą, ale nie jest typem, który obdzierałby kogokolwiek ze skóry.
– Brendan miał piętnaście lat, kiedy chodził z Mandy Fry, i jeśli myślisz, że tylko trzymali
się za ręce na huśtawkach, to jesteś w błędzie. A jakoś nie przypominam sobie, żebyś prawiła
mu kazania, że to grozi więzieniem.
Mama cedzi słowa, jakbym była przygłupia:
– Z chłopcami. Jest. Inaczej.
Głośno wzdycham, co ma oznaczać: „ni
Ja i moja dziewczyna
Ruchanie grubej szmaty
Masturbacja fiuta chłopaka z pomocą cipki

Report Page