Ewelina zostaje po godzinach

Ewelina zostaje po godzinach




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Ewelina zostaje po godzinach













Twoje konto
Ustawienia subskrypcji
Wyloguj się



Żywy inkubator. Dramat modelki i jej dziecka

Przemysław jest właścicielem salonu luksusowych aut, a Ewelina była kolejną luksusową zabawką w jego kolekcji. – Masz dobry materiał genetyczny, jesteś silna jak koń – powtarzał jej. Wybrał ją, aby urodziła mu dziecko. Kiedy na świecie pojawił się ich syn, ona nie była już mu potrzebna. Odebrał chłopca z pomocą wymiaru sprawiedliwości.














Źródło:










Onet















Data utworzenia:

10 września 2020 05:50


Tematy:
Materiały dziennikarzy portalu Onet , dzieci


Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości.


Znajdziecie je tutaj .



Jeśli chcesz napisać w sprawach technicznych, skontaktuj się z Biurem Obsługi Klienta







Onet.pl










O firmie





Prywatność





Reklama





Praca w Onecie





Mapa serwisu









© 2022 Ringier Axel Springer Polska sp. z o.o. -
Powered by Ring Publishing |
Developed by RAS Tech





Kwietniowy poranek 2020 roku. Zimno, zacina drobny deszcz. Ewelina Krawczyk z sześcioletnim synkiem i spakowanym w dwie walizki dobytkiem siedzą na ławce w parku. Nie wiedzą, dokąd pójdą ani czy znajdą dziś bezpieczne lokum.
Od kilku miesięcy uciekają. Ściga ich Przemysław W., obracający się w świecie celebrytów, właściciel salonu luksusowych aut w Lesznowoli pod Warszawą.
– Wypożycza samochody warte miliony: ferrari, lamborghini, maserati. Współpracuje z Patrykiem Vegą przy jego filmach, przyjaźni się ze znanymi aktorami – mówi Ewelina, kiedy w końcu się spotkamy. – Mnie traktował jak kolejny przedmiot w swojej luksusowej kolekcji: bił, poniżał, wykorzystywał. Miałam milczeć i ładnie wyglądać. Potem miałam mu też urodzić dziecko, bo – jak powtarzał – mam dobre geny. I zniknąć z ich życia. Potraktował mnie jak żywy inkubator.
Bezpieczną kryjówkę Ewelina z synkiem znajdują w jednym z miast północnej Polski. Tam się spotykamy. Dziadkowie zabierają jej synka na spacer, bo to o czym mówi, nie jest przeznaczone dla dzieci.
Ewelina jest modelką i trenerką personalną. Wysoka, wysportowana, kiedyś grała w siatkówkę w drugoligowym klubie AZS Ostrowiec Świętokrzyski. Ma wyższe wykształcenie, jest inżynierem ogrodnictwa i architektury krajobrazu na SGGW w Warszawie. Dziś prowadzi zajęcia fitness dla kobiet.
Związek Przemysława i Eweliny nie zaczyna się romantycznie. Nie ma kwiatów, prezentów, kolacji przy świecach. Ewelina poznaje biznesmena w 2013 roku przez swojego ówczesnego chłopaka. Niedługo potem on proponuje jej pracę w swoim salonie luksusowych aut. Chętnie przyjmuje ofertę, bo akurat nie ma stałego zajęcia.
Ewelina: – 13 czerwca 2014 roku pojechaliśmy na imprezę firmową do Jachranki. Był alkohol. Nie chciałam pić, zwłaszcza z pracodawcą. Przemek namówił mnie jednak na drinka. W pewnym momencie źle się poczułam. Zaczęły mi drętwieć nogi, ręce i już nie pamiętam, co było dalej. Obudziłam się w pokoju Przemka. Powiedział: „Ty już zostaw tamtego, bo i tak będziesz ze mną w ciąży”. Osłupiałam. W jakiej ciąży? Co on wygaduje? Po kilku tygodniach okazało się, że w ciąży jestem.
Z Przemysławem spotykamy się w ogródku restauracyjnym na warszawskim Żoliborzu. Twierdzi, że nie kojarzy imprezy w Jachrance. Potem Ewelina doprecyzuje, że wydarzenie odbyło się w Serocku niedaleko Jachranki. Przysyła nam też wiadomości z Facebooka i zdjęcia z imprezy. Wracamy więc do Przemysława z kolejnym pytaniem. Nigdy na nie nie odpowiada.
Kiedy Ewelina zachodzi w ciążę, zrywa z chłopakiem. Siedem tygodni później traci dziecko w wyniku poronienia.
Przyznaje, że Przemysław jej się podobał. Przystojny biznesmen, odpowiedzialny, obracający się wśród znanych ludzi. On zresztą też się stara. Przekonuje Ewelinę, że będzie dbał o nią i dziecko. Zaufa mu. Wkrótce zamieszkają razem w apartamencie biznesmena w Piasecznie pod Warszawą.
– Przemek bardzo chciał mieć dziecko. Naciskał. Podczas pierwszej owulacji po poronieniu znowu byłam w ciąży – mówi Ewelina.
Początki ich związku są znośne, lecz potem jest już tylko gorzej. – Zabraniał mi pracować poza swoją firmą, sprawdzał telefon, pytał, z kim się spotykam. Mówił, jak mam się ubierać, zachowywać. Nie czułam się wolna. Ciągle mu coś nie pasowało. Kiedy wkładałam naczynia do zmywarki, wyjmował je, rzucał i krzyczał, że nawet tego nie umiem robić – opowiada Ewelina. Na chwilę zawiesza głos, oczy zachodzą jej łzami. – Kiedy byłam w ciąży, zepchnął mnie ze schodów. Bywało, że na mnie napluł albo uderzył w twarz. Potrafił mi powiedzieć, że jestem żywym inkubatorem dla jego dziecka – mówi.
Pytamy, dlaczego się na to godziła? – Myślałam o odejściu, ale nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Za kilka miesięcy miało urodzić się dziecko. Chciałam, by miało rodzinę, dom. Nie myślałam o sobie – przyznaje.
Do przemocy fizycznej i psychicznej wkrótce dochodzi też ekonomiczna. Przemysław kontroluje jej wydatki, wydziela pieniądze, pozbawia oszczędności. – Przestawałam być sobą. Stałam się całkowicie od niego zależna – opowiada. Przemysław, jak mówi, zawsze wybierał ładne dziewczyny, modelki, zdobywczynie tytułu miss i traktował je jak rzeczy. – Ja też miałam być tylko ozdobą jego firmy. Zabierał mnie na imprezy, ubierał. Miałam stać i głupio się uśmiechać. Bez moich zgód wykorzystywał mój wizerunek, na przykład do reklamy firmy w „Playboyu”. Mieszkałam u niego za darmo, więc nie protestowałam – mówi.
W rozmowie z nami Przemysław twierdzi, że to on był ofiarą przemocy. Ewelina miała aranżować sytuacje, w których uderzała się sama drzwiami, a potem krzyczała, że to on ją bije. Mówi, że ma nagrania, na których Ewelina wyzywa go w najgorszych słowach, między innymi nazywając „dawcą spermy”. Poprosimy o te nagrania. Nigdy ich nie dostajemy.
Lato 2015 roku. Zbliża się poród. Lekarze zalecają cesarskie cięcie, bo dziecko waży ponad 4 kg, a Ewelina już raz poroniła.
– Przemek i jego matka nie chcieli nawet o tym słyszeć. Musiałam urodzić naturalnie, jakbym miała im dać dar. Przemek sprawdzał, czy zdrowo się odżywiam, a jak nie jadłam, to w twarz. Zawsze mi powtarzał: „jesteś silna jak koń, masz dobry materiał genetyczny, mocne włosy” – mówi Ewelina i dodaje, że nie miała wtedy siły się przeciwstawić.
Synka rodzi naturalnie. Traci jednak dużo krwi. Przemysława przy niej nie ma. Zjawia się wieczorem. Nie pyta, jak się czuje, tylko dlaczego nie karmi piersią. – Maluszek urodził się z rozszczepem podniebienia. Nie mógł ssać. Wtedy się zaczęło. Usłyszałam, że mam depresję poporodową i jestem psychiczna. Usiadłam na korytarzu. Rozpłakałam się. Potknęła się o mnie jakaś kobieta i zapytała, dlaczego płaczę. Opowiedziałam jej, co się dzieje. Pomogła mi. Powiedziała, jak mam odciągać mleko i karmić dziecko – opowiada Ewelina.
Powrót ze szpitala. Przemysław robi Ewelinie miejsce w pokoju. Na stoliku stawia herbatę, sałatkę, wyparzony laktator oraz zeszyt, w którym Ewelina ma zapisywać, kiedy i ile mleka odciągnęła. – To było gorsze od bicia. Jego matka dzwoniła, a on jej czytał dane z tego zeszytu. To było strasznie poniżające – opowiada.
Nadal jednak łudzi się, że wszystko się jakoś ułoży. Nic się nie zmienia.
– Przemek zamykał mnie z synkiem na całe tygodnie. Nie miałam kluczy, więc nie mogłam nawet wyjść na spacer. Pytałam go, dlaczego to robi? Odpowiadał: „czego ci brakuje, jesteś głodna?”. Miał nade mną władzę – mówi. Nawet się nie orientuje, kiedy Przemysław zabiera jej i synkowi paszporty. Do dziś ich nie odzyskała.
Po porodzie jest w złym stanie – zmęczona, obolała. Partner to wykorzystuje i wmawia jej chorobę psychiczną.
Ewelina: – Pewnego razu zadzwonił do położnej i dziewczyny od laktacji. Powiedział im, że mam depresję poporodową. Przekonywał, że się o mnie martwi i trzeba mnie zawieźć do psychiatryka. Pojechałyśmy do Tworek. Tam przebadali mnie lekarze i stwierdzili, że nic mi nie jest. Po dwóch godzinach wróciłam do domu. Potem, w sądzie, bliski kolega Przemka zeznał, że byłam w szpitalu miesiąc.
Przemysław, w trakcie rozmowy z dziennikarzami Onetu sugeruje, że Ewelina jest chora psychicznie. Twierdzi, że ma chorobę dwubiegunową połączoną z alkoholizmem albo jest typem borderline. Mówi, że jest bulimiczką, która na siłowni jadła watę, zmuszała się do wymiotów, brała środki na odchudzanie . Doda, że była w Tworkach, gdzie stwierdzono u niej depresję poporodową i bulimię. Prosimy o dowody. Przemysław nigdy ich nie dostarcza.
Kartę informacyjną z izby przyjęć w Tworkach przysyła za to Ewelina. W dokumencie jest adnotacja, że „zgłosiła się samodzielnie celem uzyskania opinii, że jest osobą zdrową”. W rubryce „Odmowa/Pomoc doraźna” widnieje adnotacja: „Brak wskazań do hospitalizacji”.
Styczeń 2017 roku. Do Eweliny piszą jej byłe klientki. Pytają, kiedy wróci do prowadzenia zająć fitness, bo już nie mogą się doczekać. Wtedy coś w niej pęka. Mówi Przemysławowi, że chce żyć normalnie, mieć kontakt z ludźmi. Wpada na pomysł, że będzie prowadzić zajęcia dla młodych mam.
– O dziwo on się zgodził. Dał mi nawet samochód i półtorej godziny na dojazd, trening i powrót z siłowni. Spieszyłam się, bo każda minuta spóźnienia mogła się skończyć awanturą i biciem. Po kryjomu zaczęłam jednak odkładać pieniądze. Kiedy synek skończył dwa latka, po raz pierwszy poszłam do prawniczki. Wróciłam do domu i okazało się, że on wiedział, gdzie byłam. Podejrzewam, że w samochodzie był GPS, a na telefonie programy szpiegujące. Znowu odpuściłam – mówi.
Ewelina opowiada, że Przemysław ma w domu broń: – Nie wiem, co robił wcześniej. Wspominał o tajnych służbach, Legii Cudzoziemskiej. Mówił różne rzeczy, żeby mnie zastraszyć. Powtarzał, że jak spróbuję uciec, to mnie znajdzie. Kiedy nie chciałam czegoś zrobić, wyciągał broń i celując do mnie pytał, czy dziecko jest dla mnie ważne.
Przyzna, że strasznie się bała, kiedy partner groził jej bronią. Doda, że takich sytuacji było wiele. Opowiada nam jedną z nich: – Synka zawiózł do matki i wrócił. Na stole położył pistolet i dyktafon. Kazał mi powiedzieć, że jestem alkoholiczką, ćpunką. Zagroził, że jeśli tego nie zrobię, to zabierze mi synka, wyjedzie do USA i nigdy nie zobaczę już dziecka. Tak bardzo się bałam, że powiedziałam, co chciał. To nagranie przedstawi później w sądzie.
Pytamy Przemysława, czy ma broń. Zaprzecza. Pokazujemy mu więc zdjęcie, na którym celuje z pistoletu. Twierdzi, że to zabawka.
To samo zdjęcie pokazujemy doświadczonym żołnierzom.
Były oficer jednostki specjalnej GROM: – Trudno stwierdzić, czy to atrapa, lecz jeśli tak, to świetnie wykonana. Po wylocie lufy oceniam, że to może być pistolet kalibru 9 mm.
Były oficer wojsk powietrzno-desantowych: – Nie jestem w stanie ocenić, czy jest to replika, ale nawet jeżeli tak, to wystarczająco dobrze wykonana, aby osoba po drugiej stronie miała prawo się bać.
Przed poznaniem Przemysława Ewelina przeszła operację plastyczną biustu. Po porodzie jedna pierś się deformuje. Prosi partnera, by pozwolił jej pojechać do kliniki, tym bardziej że lekarz chce zrobić operację w ramach reklamacji.
Ewelina: – Przemek się zgodził. Miał mnie nawet odebrać z kliniki. Czekałam do wieczora, ale nie przyjechał. Kiedy zadzwoniłam, powiedział, że zostawiłam jego i dziecko, i żebym radziła sobie sama.
Do domu przywozi ją koleżanka. Jest noc z 1 na 2 sierpnia 2017 roku. Ewelina wchodzi do apartamentowca i ze zdziwieniem stwierdza, że pod drzwiami mieszkania stoi dwóch rosłych ochroniarzy. Podchodzi, lecz ochroniarze każą jej odejść.
– „Ale tam jest moje dziecko”, mówiłam im. Nie słuchali. Powtarzali tylko, że właściciel tego mieszkania nie życzy sobie mojej obecności, i że mam odejść – mówi.
Jest obolała po zabiegu i zdezorientowana, ale przede wszystkim boi się o dziecko. Nie ma w tym czasie z synkiem ani jego ojcem żadnego kontaktu. Idzie więc na policję.
Późno w nocy zjawia się na komisariacie w Piasecznie. Chce zgłosić zaginięcie dziecka. Policjanci odmawiają.
– To niedopełnienie obowiązków. Zwłaszcza że zgłoszenie dotyczyło małoletniego. A gdyby ojciec zrobił mu krzywdę albo wywiózł z kraju? Sprawą powinno zająć się policyjne Biuro Spraw Wewnętrznych – komentuje doświadczona policjantka.
Jeszcze tej samej nocy Ewelina jedzie do Komendy Stołecznej Policji. Tam funkcjonariuszka mówi jej, że ma wracać do Piaseczna, a jeśli policjanci znowu nie przyjmą zgłoszenia, to ona pomoże jej złożyć na nich skargę. Zdenerwowana dziewczyna wraca więc do Piaseczna. Tym razem policja odbiera jej zgłoszenie. Ewelina jednak dowiaduje się od nich czegoś, co wprawia ją w kompletne osłupienie.
Oto zapis jej rozmowy z policjantem z Piaseczna:
Ewelina: – Wie pan już, gdzie jest mój synek?
Policjant: – Wczoraj tatuś złożył zawiadomienie o przestępstwie na panią. Znęcanie się moralne, fizyczne nad nim i nad waszym dzieckiem. Założył pani niebieską kartę.
Ewelina: – Proszę pana, to on przez trzy lata się nade mną znęca. (…) Ale proszę pana, dlaczego on ma prawo założyć na mnie coś takiego?
To tylko fragment rozmowy, więcej w pliku dźwiękowym poniżej.
W sprawie niebieskiej karty wysyłamy pytania do Komendy Powiatowej Policji w Piasecznie. Po tygodniu dostajemy e-maila: „Uprzejmie informuję, że w przypadku imiennego zgłoszenia osoby i jej sprawy, nie mamy prawa do wypowiadania się. Z poważaniem nadkom. Jarosław Sawicki”.
Wysyłamy więc kolejnego e-maila, tym razem z upoważnieniem Eweliny. Odpowiedź nadchodzi szybciej: „Procedura wystawiania niebieskiej karty jest za każdym razem sprawą indywidualną. Policjant przyjmujący zawiadomienie dotyczące przemocy ma obowiązek wystawienia takiej karty. Z poważaniem nadkom. Jarosław Sawicki”.
Mecenas Mateusz Ostrowski z kancelarii Kochański & Partners: – Procedura „niebieskiej karty to skoordynowany system pomocy dla osób, które doznają przemocy domowej. Rozpoczyna się od wypełnienia karty A. Może ją wypełnić policjant, który w trakcie wykonywania swoich czynności poweźmie podejrzenie, że ma do czynienia z przypadkiem przemocy domowej, co oznacza, że jest świadkiem przemocy w trakcie interwencji lub usłyszał wiarygodne informacje na ten temat od kogoś innego.
Policjanci z Piaseczna informacje o rzekomej przemocy słyszą tylko od Przemysława. Nigdy ich nie weryfikują, nigdy nie rozmawiają z Eweliną.
Przemysław potwierdza, że założył Ewelinie niebieską kartę i kolejny raz w rozmowie z dziennikarzami oskarża ją o alkoholizm oraz skłonność do przemocy. Twierdzi, że porzuciła jego i dziecko, aby zrobić sobie operację plastyczną. Mówi, że nie zakazywał jej wstępu do domu. Nie potrafi jednak wiarygodnie wyjaśnić, dlaczego pod drzwiami jego mieszkania feralnej nocy znaleźli się ochroniarze i dlaczego nie chcieli wpuścić Eweliny.
Znajomi kontaktują ją z prawniczką, która pisze wniosek do sądu o ustalenie miejsca pobytu synka i zabezpieczenie w postaci przyznania jej nad nim opieki.
Ewelina: – Poruszyłam niebo i ziemię, ale z dzieckiem nadal nie miałam kontaktu. Po trzech tygodniach odebrałam telefon. W słuchawce usłyszałam głos synka. Powiedział „mama”, ale Przemek natychmiast rozłączył połączenie. Zrobił tak kilka razy. Świadkiem był mąż koleżanki. Miał łzy w oczach. Nie mógł uwierzyć, że ktoś tak maltretuje inną osobę.
Kończy się lato 2017 roku. Ewelina nadal nie widzi syna. Dopiero w październiku odzywa się do niej Przemysław. Proponuje układ: ona wycofa sprawę z sądu, on będzie płacił alimenty, opieką nad dzieckiem dzielą się po równo. Ewelina się zgadza. U notariusza podpisują tzw. ugodę rodzicielską.
Ewelina: – Popełniłam wtedy błąd, za który płacę do dziś. Ale zgodziłam się, bo chciałam zobaczyć synka, którego nie widziałam prawie pół roku. Myślałam, że uda nam się to jakoś poukładać. Byłam naiwna. Przemek zabierał dziecko i nigdy nie oddawał mi go w terminie. Spóźniał się, a ja dostawałam palpitacji serca. Godzinami czekałam pod drzwiami jego mieszkania. Bywało, że kiedy przyjeżdżałam po synka, bił mnie i poniżał.
Zgodnie z umową Przemysław ma płacić ustaloną miesięczną kwotę na dziecko. Na początku płaci regularnie. Potem przesyła coraz mniejsze kwoty. W końcu przestaje płacić. Do sierpnia 2020 roku zaległości Przemysława wobec Eweliny wynoszą już 71 tys. zł.
W 2018 roku dni Eweliny wyglądają podobnie – były partner zabiera synka, a ona w nerwach czeka. Czas rozłąki matki i dziecka nieustanie się wydłuża. To już nie są godziny, tylko dni.
– Miałam coraz więcej klientek, a one mi powtarzały: „Ewelina, dajesz nam siłę na treningach, a sama ciągle przychodzisz zapłakana”. Pomyślałam, że może jestem coś warta. Wtedy przestałam jeździć do Piaseczna i zaczęłam stawiać warunki – opowiada.
Spotykamy się z grupą jej klientek. – Ewelina to świetna trenerka i dobry człowiek, zawsze potrafi nas zmotywować. Po zajęciach od razu jednak biegła do synka. Bardzo go kocha i jest z nim mocno związana. Zupełnie nie radziła sobie z tym, co ją spotkało ze strony partnera – mówi jedna z nich. Druga dodaje: – Bardzo chciałyśmy jej pomóc. Jak można kochającej matce odebrać dziecko? To zwykłe okrucieństwo.
Te słowa potwierdza trzech niezależnych psychologów. W swoich opiniach podkreślają, że dziecko jest bardzo związane z matką i boi się ojca.
Jest maj 2019 roku. Przemysław jak zwykle przywozi synka spóźniony. Ewelina jest wyczerpana. Znajomi proponują spotkanie, mówią, że powinna odreagować. W końcu daje się przekonać. Bierze synka i jadą do restauracji. W gronie znajomych spędzają popołudnie i wieczór. Jedzą obiad, opalają się nad basenem. – I niestety wypiłam lampkę wina. Potem jeszcze dwie. Minęło kilka godzin, ale wsiadłam do auta. Po kilku kilometrach zatrzymała mnie policja. Strasznie się wstydzę i żałuję tego, co zrobiłam. Dobrowolnie poddałam się karze. W sierpniu 2019 roku dostałam zarzut spowodowania zagrożenia w ruchu lądowym i jazdy pod wpływem alkoholu – przyznaje Ewelina.
Do tego zdarzenia Przemysław w rozmowie z dziennikarzami powraca wiele razy. Mówi, że Ewelina jechała wtedy całą szerokością drogi i zatrzymywało ją kilka radiowozów. Twierd
Amatorska domówka swingersów
Capri Cavalli i Madison Ivy
Niegrzeczne dziewczęta dostają klapsy

Report Page