Erotycznie na lace

Erotycznie na lace




🔞 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Erotycznie na lace

" możesz stworzyć coś pięknego nawet z kamieni napotkanych na swej drodze..."
J.W.Goethe



Bettelheim B. - Cudowne i pozyteczne

Home
Bettelheim B. - Cudowne i pozyteczne



BRUNO BETTELHEIM CUDOWNE I POŻYTECZNE O znaczeniach i wartościach baśni W serii z WAGĄ ukażą się: HISTORIA EPIDEMII Od dżumy do AIDS Jacques Ruffie Je...

BRUNO BETTELHEIM CUDOWNE I POŻYTECZNE O znaczeniach i wartościach baśni W serii z WAGĄ ukażą się: HISTORIA EPIDEMII Od dżumy do AIDS Jacques Ruffie Jean Charles Sournia PRZYSZŁOŚĆ MEDYCYNY Jean Bernard

Bruno Bettelheim CUDOWNE I POŻYTECZNE O znaczeniach i wartościach baśni Przełożyła, wprowadzeniem, objaśnieniami i posłowiem opatrzyła Danuta Danek WARSZAWA 1996 Tytuł oryginału: The Uses of Enchantment. The Meaning and Importance of Fairy Tales. Copyright (c) 1975, 1976 by the Bettelheim estate Ali rights reserved under International and Pan-American Copyright Conventions. Published in the United States by Random House, Inc., New York and simultaneously in Canada by Random House of Canada Limited, Toronto. Originally published by Alfred A. Knopf, Inc., in 1976. Projekt okładki i strony tytułowej: Krzysztof Jabłonowski Ilustracja na okładce: fragment rysunku Petera Backera z Hansel und Gretel (Altberliner Verlag, Berlin 1988) Wydanie drugie na podstawie wydania pierwszego: Biblioteka Myśli Współczesnej, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1985, z wprowadzonymi obocznie nowymi polskimi propozycjami terminologicznymi i dodanymi objaśnieniami tłumaczki. Tekst "Elementarz człowieczy" poszerzony.

(c) Copyright for the Polish translation by Danuta Danek (c) Copyright for the Polish edition by Agencja Wydawnicza Jacek Santorski & Co and Wydawnictwo W.A.B. Agencja Wydawnicza Jacek Santorski & Co Adres do korespondencji: 03-912 Warszawa 33, skrytka pocztowa 54 Biuro: ul. Podwale 11, Warszawa, tel., fax 31 14 64 w. 353 Wydawnictwo W.A.B. ul. Nowolipie 9/11 00-150 Warszawa tel., fax 635 15 25 Warszawa 1996 ISBN 83-85386-74-2 ISBN 83-87021-16-4 Wprowadzenie do drugiego wydania przekładu polskiego Pierwsze wydanie niniejszego przekładu, które ukazało się w 1985 roku, zostało doszczętnie zaczytane. Miałam możność przekonywać się przy różnych okazjach, że książka zyskała czytelników w najróżniejszych kręgach, daleko wykraczających poza krąg osób mających już pewne przygotowanie w dziedzinie psychologii współczesnej, a zwłaszcza psychoanalizy. Nawet dla nich okazała się w pełni przystępna, osobiście przejmująca, fascynująca. Pojęcia bowiem, którymi posługuje się autor, stają się zrozumiałe w toku jego rozważań również wtedy, jeżeli nie miało się dotychczas okazji, aby zetknąć się bliżej z psychoanalitycznym rozumieniem człowieka. Ta czarująca -jak zgodnie wyznają czytelnicy - opowieść o baśniach to poza wszystkim innym, pełen konkretnych treści, a nie abstrakcyjny, żywy, a nie akademicki, osobiście poruszający elementarz psychoanalityczny dla wszystkich. Pomagający nam lepiej zrozumieć siebie samych, a przez to też innych, i dzięki temu - umieć czynić w życiu dobrze. Z myślą jednak o czytelnikach z kręgów najszerszych, a przede wszystkim o młodzieży, wprowadziłam w niektórych miejscach niniejszego, drugiego wydania przekładu polskiego

pewne proste wyjaśnienia - aby ułatwić wstępną orientację - gdy ważne pojęcie psychoanalityczne pojawia się po raz pierwszy, a najbliższy kontekst nie od razu pozwala uchwycić jego sens. Uważam za bardzo ważne, aby książka ta mogła być czytana właśnie także przez młodzież, już tę szkolną młodzież, ze starszych 5 klas. Bo że jest lekturą młodzieży studenckiej, i to na różnych kierunkach studiów, o tym, będąc nauczycielem akademickim, mam okazję przekonywać się nieraz. Ale właśnie starsza młodzież szkolna - ile już ona mogłaby z obcowania z tą książką, z wejścia w jej świat, skorzystać! Wprowadzono w szkołach przedmiot nauczania nazwany wychowaniem do życia w rodzinie. Przecież dzieci, młodzież, już żyją w rodzinach! W większości, bo i rodzina niepełna jest rodziną, a nawet dzieci wychowujące się w instytucjach opiekuńczych znają zazwyczaj coś z życia rodzinnego. Przecież rodzina to nie jest coś, do czego młodzież szkolna dopiero zmierza, co dopiero czekają w przyszłości, o czym ma się dopiero dowiadywać od osób trzecich, w słowach - to jest realność jej aktualnego życia, realność jej własnego, tu i teraz, doświadczenia. Pomóc zrozumieć tę realność aktualnego życia, pomóc zrozumieć własne doświadczenie, pomóc zrozumieć, co i dlaczego dzieje się między członkami własnej rodziny dobrze - jeżeli dzieje się dobrze, a co i dlaczego dzieje się między jej członkami źle -jeżeli dzieje się źle: czy jest lepszy sposób przyczynienia się do tego, aby w tej rodzinie, którą młoda dziewczyna czy młody chłopiec być może sami stworzą, mogło dziać się równie dobrze albo aby nie działo się równie źle? Taką właśnie nieocenioną pomoc może przynieść ta książka. Oczywiście, może pomóc w zrozumieniu siebie i innych każdemu, niezależnie od wieku i momentu życiowego. Bo nie jest to bynajmniej tylko książka o baśniach i dzieciach, i o rodzinie. W niniejszym, drugim wydaniu przekładu polskiego wprowadziłam też inne jeszcze zmiany. Wiążą się one z tym, czego nauczyłam się od czasu jej pierwszego wydania, przede wszystkim przy pracy nad tłumaczeniem późniejszej książki Brunona Bettelheima, Freud i dusza ludzka . *B. Bettelheim, Freud i dusza ludzka. Przełożyła i przedmową opatrzyła D. Danek. Biblioteka Myśli Współczesnej, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1991, wydanie drugie Jacek Santorski and Co. Agencja Wydawnicza, Warszawa 1994. Cytaty podaję według wydania drugiego. 6

Poświęcił ją autor właśnie sprawom przekładowym. Będąc podobnie jak Freud wiedeńczykiem, dla którego język niemiecki był językiem ojczystym, a zyskawszy też gruntowne obycie z językiem angielskim, bo w połowie życia, w czasach hitlerowskich, zmuszony był

emigrować

do

Stanów

Zjednoczonych

i

odtąd

prowadził

pracę

psychoterapeutyczną, wykładał i pisał po angielsku, Bettelheim pokazał w tej książce, jakim zniekształceniom uległa psychoanaliza Freuda - a nawet sam wizerunek Freuda jako człowieka - w tłumaczeniach jego pism na angielski. Na wybranych przykładach przedstawił, jak najważniejsze pojęcia psychoanalityczne wprowadzone przez Freuda brzmią i znaczą w oryginale niemieckim, a jak mylnie, nawet wbrew sensom i duchowi oryginału, przetłumaczono je na język angielski i wprowadzono w powszechne użycie w dziedzinie psychoanalizy na obszarze kultury anglosaskiej. Tu właśnie, w tłumaczeniach angielskich, nastąpiło to, co nie tylko stworzyło wprowadzający w błąd obraz psychoanalizy, ale nierzadko zniechęca do niej, i zupełnie słusznie: tłumacze angielscy zrobili z niej sztuczny profesjonalny żargon, pełen wysilonych terminów, abstrakcyjnych pojęć i dogmatycznych twierdzeń. Żargon, który przez to nie może też budzić w nikim żadnego oddźwięku osobistego, nie mówiąc już o głębszym osobistym zaangażowaniu. Żargon dotyczący zawsze innych - a nie mnie. Tymczasem prawdziwy obraz psychoanalizy Freudowskiej i stworzone przez Freuda językowe środki wyrazu, służące ujmowaniu jego odkryć, są inne. Język ma w dziele Freuda przeogromne znaczenie; jest to najwspanialsze narzędzie jego kunsztu. Posługuje się on językiem niemieckim w sposób nie tylko mistrzowski, ale często poetycki; z reguły wyraża swoje myśli zgodnie z prawdziwą sztuką wymowy. Wiedzą to i uznają powszechnie ci, którzy poznali jego pisma w oryginale. [...] Myśl Freudowska, odarta z właściwego słowa czy pozbawiona odpowiedniego ujęcia, zamienia się w grube 7 uproszczenie, a nawet ulega całkowitemu zniekształceniu. Jaka zaś była podstawowa zasada językowa tworzonych przez Freuda, nowych psychoanalitycznych pojęć? Wszędzie tam, gdzie w przekonaniu Freuda było to tylko możliwe, starał się on przekazywać swoje nowe idee za pomocą najzwyklejszych słów, z którymi czytelnik jego obeznany był od dzieciństwa; [...]. Kiedy dla przekazania czegoś zwykle, codzienne słowa okazywały się niewystarczające, z owych zwykłych słów tworzył nowe, często przez połączenie dwu takich

słów, co jest nagminną praktyką w języku niemieckim. Jedynie wtedy, kiedy słowa będące w powszechnym użyciu - nawet wyposażone w nowe znaczenia albo połączone ze sobą czy uszeregowane - nie przekazywały w odpowiedni sposób tego, co chciał wyrazić, uciekał się do greki lub łaciny, jak w przypadku terminu "zespół edypalny", który wiąże się z mitem greckim. Nawet wówczas jednak wybierał określenia, o których wiedział, że nie będą jego czytelnikowi obce i że dzięki temu czytelnik wyposaży je w te ważne składniki znaczeniowe, które w zamierzeniu Freuda służyć miały przekazywaniu zarówno jawnych sensów, jak sensów ukrytych, głębszych. Zakładał, że czytelnicy jego to osoby wykształcone, ludzie wychowani na klasykach, podobnie jak on sam. (Za czasów Freuda w Gymnasium greka i łacina były przedmiotami obowiązkowymi.) Tymczasem podstawową tendencją przekładów angielskich, jak pokazał Bettelheim jest tendencja dokładnie przeciwna: zastępowanie zwykłych, codziennych słów oryginału niemieckiego sztucznymi terminami specjalistycznego języka medycznego, a przede wszystkim - równie sztucznymi zapożyczeniami z greki i łaciny. I to w czasach, gdy powszechniejsza znajomość obu tych martwych ję* Tamże, s. 28-29. ** Tamże, s. 29. 8 zyków (i związanej z nimi starożytnej kultury europejskiej) jest praktycznie równa zeru, gdy są to więc języki martwe podwójnie. A psychoanaliza, przeciwnie, dotyczy żywego życia ludzkiego, życia naszego powszedniego. Tendencja, o której mowa, doprowadziła do szczególnie dotkliwego zniekształcenia trzech najważniejszych pojęć Freuda, których mylne odpowiedniki, wprowadzone w tłumaczeniach angielskich, zostały stamtąd niestety przejęte w powojennych tłumaczeniach pism Freuda na język polski, i dlatego kwestia ich właściwego przekładu jest równie ważna, jeśli chodzi o tłumaczenia polskie: dotyczy polskiej terminologii psychoanalitycznej. Te trzy terminy to łacińskie nazwy id, ego i superego, które nie są bynajmniej, jak się u nas powszechnie sądzi, terminami wprowadzonymi w tym brzmieniu przez Freuda, lecz zostały wykoncypowane przez niefortunnych tłumaczy angielskich. Nie występują też w tłumaczeniach terminologii Freudowskiej na inne języki, poza angielskim - i polskim (ale w dawniejszych polskich przekładach było inaczej). W języku francuskim na przykład stworzono odpowiedniki z najzwyklejszych zaimków należących do mowy codziennej: le ca,

le moi, le surmoi, dokładnie na wzór Freudowskich terminów niemieckich; podobnie jest w języku włoskim i hiszpańskim. Trzy najważniejsze pojęcia teoretyczne Freuda oddawane są w przekładach angielskich nie przez wyrażenia angielskie, ale w języku, którego w naszych czasach używa się powszechniej już tylko przy wypisywaniu recept lekarskich. Przedstawiając funkcjonowanie naszej psychiki, Freud posługuje się pojęciami tego, co świadome, przedświadome i nieświadome. Procesy psychiczne, o jakie mu chodzi, to procesy wewnętrzne i zindywidualizowane. Szukając odpowiednich nazw na ich określenie, Freud wybrał słowa, które należą do pierwszych słów, jakich uczy się każde dziecko mówiące po niemiecku. Na oznaczenie nieznanych, nieświadomych treści psychicznych wybrał zaimek osobowy es (ang. it, polskie "to, ono"), nadając mu formę rzeczownikową: das Es. Ale znaczenie tego terminu można 9 w pełni uchwycić dopiero w zestawieniu z zaimkiem ich (ang. I, polskie ,ja"), któremu Freud również nadal formę rzeczownikową: das Ich. O jakie treści chodziło mu w tych terminach, pokazuje on jasno w pracy Das Ich wid das Es, w której po raz pierwszy wprowadził te przeciwstawne, a zarazem uzupełniające się pojęcia. To, że w przekładach angielskich stosuje się łacińskie odpowiedniki owych zaimków osobowych: ego i id, a nie odpowiednie wyrażenia angielskie, sprawia, iż mamy tu do czynienia z zimną terminologią techniczną, pozbawioną jakichkolwiek skojarzeń osobistych. W języku niemieckim zaimki, którymi posługuje się Freud, mają oczywiście głębokie znaczenie emocjonalne, jako że czytelnik niemiecki używa ich przez cale życie; starannie obmyślony przez Freuda wybór tych słów ułatwia mu intuicyjne zrozumienie przekazywanych sensów. Żadne słowo nie ma tak bogatych i tak osobistych konotacji jak zaimek "ja". Jest to jedno z najczęściej używanych słów w mowie codziennej, a co jeszcze ważniejsze, jest to słowo najbardziej i n d y w i d u a l i z u j ą c e. Przez niewłaściwe oddanie das Ich jako ego, stworzono żargon, w którym całkowicie znika osobiste zaangażowanie, z jakim mówimy "ja" - nie wspominając już o tym, że znika nasza podświadoma pamięć głębokich przeżyć z czasów, gdy ucząc się mówić ,ja", odkryliśmy siebie samych. Nie wiem, czy Freud znal powiedzenie Ortegi y Gasseta, że tworzenie pojęć to zatracanie więzi z rzeczywistością, ale na pewno wiedział o tej prawdzie i starał się jak mógł uniknąć tego niebezpieczeństwa. Tworząc pojęcie das Ich, powiązał je z rzeczywistością - przez wybór słowa - tak ściśle, że w praktyce niemożliwością jest użyć tego terminu w sposób pozbawiający go owej więzi. Kiedy czytamy lub mówimy ,ja", zmusza nas to do introspekcyjnego spojrzenia na samych siebie.

Inaczej jest natomiast w przypadku, gdy dowiadujemy się, że ego posługuje się w walce z id określonymi mechanizmami, takimi jak przemieszczenie czy projekcja - wówczas bowiem mamy do czynienia z czymś, co można badać z zewnątrz, obserwując innych. Tego rodzaju przekład - niewłaściwy 10 i błędny, jeśli chodzi o budzony oddźwięk emocjonalny - sprawia, że psychologia o charakterze introspekcyjnym zostaje przekształcona w psychologię typu behawioralnego, w której obserwacje dokonywane są z zewnątrz. Rzecz prosta, w taki właśnie sposób większość ludzi w Ameryce pojmuje i stosuje psychoanalizę.* Sprawa tych trzech terminów jest tak podstawowa, że z rozważań Bettelheima muszę przytoczyć przynajmniej jeszcze dwa fragmenty. Wprowadzając terminy ego i id, stworzono sztuczny język konceptualny, a przecież psychoanaliza zmierza przede wszystkim do tego, aby pomóc nam w uporaniu się z najmniej konceptualnymi przejawami naszej psychiki - z tym wszystkim, co w nas najpierwotniejsze, najbardziej irracjonalne, a co daje się wyrazić (jeżeli jest to w ogóle możliwe) wyłącznie w języku najprostszym, najmniej wyszukanym. Rozróżnienie między ja a (o jest dla nas bezpośrednio zrozumiałe i jasne, i nie wymaga żadnych zgoła psychoanalitycznych wyjaśnień, bo znamy je z naszego sposobu mówienia o sobie. Gdy na przykład powiadamy: ,ja poszedłem tam", wiemy, co uczyniliśmy i z jakich powodów. Kiedy natomiast mówimy: "popchnęło mnie to w tym kierunku", dajemy wyraz poczuciu, że coś w nas - nie wiemy, co zmusiło nas do określonego działania. Jeśli osoba cierpiąca na depresje powiada: "znowu mnie to naszło", daje jasny wyraz poczuciu, że ani jej intelekt, ani świadomość, ani wola nie mają udziału w tym, co się z nią dzieje - że jest ona w mocy sił będących poza zasięgiem jej wiedzy i kontroli.** Bettelheim wyjaśnia także, dlaczego niewłaściwy jest wprowadzony przez tłumaczy angielskich termin superego: * Tamże, s. 69-70. ** Tamże, s. 72-73. 11 W trzecim pojęciu, również wprowadzonym przez Freuda w pracy Das Ich und das Es - w pojęciu das uber-Ich, które czytelnicy przekładów angielskich znają jako superego, połączone są dwa słowa należące do potocznej niemczyzny. W złożeniu tym najważniejsza jest druga

część, która uwydatnia, że pojęcie to odnosi się do czegoś, co stanowi integralną część każdej osoby - do pewnego wewnętrznego urządzenia kontrolnego (często sprawującego kontrolę nadmierną), które każda osoba sama w sobie wytwarza pod wpływem potrzeb wewnętrznych i uwewnętrznionego nacisku świata zewnętrznego. Funkcją przyimka uber ("ponad, nad") jest oddzielenie sfery das uber-Ich od sfery das Ich. Błędny odpowiednik superego wprowadzony do przekładów angielskich rychło się przyjął i obecnie częściej i powszechniej używa się tego słowa niż słów ego czy id. Ludzie, którym nigdy nie przyjdzie na myśl, aby mówić o swoim czy cudzym ego lub id, swobodnie mówią o swoim czy cudzym superego. Powodem jest tu może okoliczność, że nie było dotąd słowa, które zawierałoby nie tylko treści wyrażone w słowie "sumienie" - te treści owo stare słowo oddaje bardzo dobrze - lecz miało także szerszy sens, obejmujący zarówno świadome i w znacznej mierze uzasadnione przejawy tej kontroli wewnętrznej, jak przejawy nieświadome, nieuzasadnione, przejawy, które mają charakter przymusowy, prześladowczy i wiążą się z samoukaraniem. W systemie pojęciowym Freuda ja, to i nad-ja są tylko różnymi czynnikami całości naszej psychiki, zawsze i nieodłącznie związanymi ze sobą; oddzielić je można wyłącznie w teorii. Każdy z nich pełni w sobie właściwy sposób doniosłą a odmienną rolę w funkcjonowaniu psychiki, acz ich działania na siebie zachodzą. W przypadku angielskiego terminu superego przeszkodą w emocjonalnym rozumieniu sensu pojęcia Freuda i roli, jaką przypisuje on temu czynnikowi, jest nie tyle cząstka "super", co znów człon "ego". W złożeniu das uber-Ich cząstka Ich ma przekazywać - tak bezpośrednio, jak to w ogóle w przypadku słowa jest możliwe - myśl, że dana osoba sa12 ma wytworzyła w swojej psychice takie urządzenie kontrolne, że jej nad-ja (czy ja nadrzędne} stanowi rezultat jej własnych doświadczeń, pragnień, potrzeb i lęków, rezultat tego, czym owe doświadczenia, pragnienia, potrzeby i lęki były dla niej samej, oraz że urządzenie to zyskało władzę nad nią dlatego, że sama umieściła w nim uwewnętrznione wymogi co do siebie samej, jakie sobie stawiała i stawia. Dzięki takiemu osobistemu zrozumieniu tego terminu łatwo pojmie ona, że u innych dzieje się podobnie i że nad-ja (czyja nadrzędne) pełni tę samą rolę w psychice drugiego człowieka. Gdyby zamiast wprowadzać słowo superego, utworzono angielskie złożenie, w którego skład wchodziłoby ,ja", czytelnik łatwo i momentalnie wyczułby, że to on sam właśnie musi borykać się z tą częścią własnej psychiki. Cząstka słowna natomiast, która ma charakter dookreślający, uber, przekazuje jedynie to, że

pojęcie owo odnosi się do tych przejawów naszej psychiki, które roszczą sobie prawo do rządzenia nami w imię swojej nadrzędności. Dzięki przytoczonym wyjaśnieniom czytelnik, który chce przystąpić do lektury niniejszej książki, a z podstawowymi pojęciami, które tam napotka, nie był jeszcze obeznany, zyskał chyba najlepsze - bo pochodzące spod pióra największego psychoanalityka od czasów Freuda - wprowadzenie do psychoanalitycznego rozumienia człowieka, które leży u podstaw Bettelheimowskich rozważań o znaczeniach i wartościach baśni. Ale właśnie pozostaje jeszcze sprawa polskich odpowiedników podstawowych pojęć psychoanalitycznych, o których mowa. W dawniejszych polskich przekładach pism Freuda jego terminy das Es, das Ich i das uberIch oddawano jako "ono", "jaźń" i "nad-jaźń". (Angielskich tłumaczeń Freuda albo jeszcze wtedy nie było, bo polskie pojawiły się bardzo wcześnie, albo nie anglizowaliśmy się jeszcze wówczas na potęgę.) Odpowiedniki te, choć bardzo bliskie intencjom Freuda, mają jednak istotne mankamenty. *Tamże, s. 73-75. 13 Toteż przed z górą dziesięciu laty, w pierwszym wydaniu polskiego przekładu książki Bettelheima o baśniach - w której autor, pisząc dla czytelników angielskich, używa przyjętych w psychoanalitycznej terminologii angielskiej, acz tak niefortunnych terminów id, ego, superego - posłużyłam się również tymi właśnie trzema terminami, w takim brzmieniu. Jednak teraz, po wspomnianych analizach Bettelheima zawartych w jego późniejszej książce Freud, i dusza ludzka, nie mogę już tych terminów tak zostawić, tym bardziej że książka o baśniach jest naprawdę dla wszystkich, jest naprawdę elementarzem człowieczym, jest naprawdę czymś, co może poszerzyć w Polsce osobiste obycie z psychoanalizą, osobiste jej przeżycie. A tu takie przeciwdziałające temu, żargonowe, bezduszne i tak dalece mylące twory sło
Przyjaciółki z zabawkami
Uczennica i jej pierwszy raz
Cycata Anissa Kate

Report Page