Dziwki lubią szaleć
🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻
Dziwki lubią szaleć
Czekanie dłużyło mi się w nieskończoność, choć
stojący na szafce zegar twierdził z całą stanowczością, że od momentu, gdy
siadłam w fotelu minęło ledwie pięć minut do chwili, gdy drzwi otworzyły się,
wpuszczając Jr.
-Pozwoliłem sobie zamówić kolację, pewnie jesteś
głodna.- Powiedział beztroskim tonem, stawiając moją walizkę obok swoich.- I wycofałem
twoją rezerwację, nie ma sensu zajmować pokoju, który pozostałby pusty.- Zdjął
kurtkę i zrzucił buty, które leżały na środku pokoju jak wątpliwej urody
ozdoba. Nie pierwszy raz zauważyłam, że czasem Jr bywał strasznym bałaganiarzem,
szczególnie poza domem. W Londynie też jego pokój przypominał lokum nastolatka,
rozrzucającego ubrania byle jak i byle gdzie. Ale tu nie miałam zamiaru ich po
nim sprzątać i składać w szafie czy walizce.
-Owszem, jestem głodna. Nawet bardzo.- Odparłam,
nie ruszając się z fotela i nie spuszczając z Jareda wzroku. Widziałam, że mimo
pozornego luzu jest zakłopotany, poznawałam to po jego ruchach, po tym, jak
oblizywał usta, nie patrząc na mnie, po tym, jak krążył po pomieszczeniu, jakby
nie mógł znaleźć sobie miejsca.
-Strasznie mi przykro z powodu całej tej sytuacji.-
Powiedział po dobrej chwili.
-Nie tylko tobie.- Przyznałam.- To, co nazywasz sytuacją,
aż nadto dowiodło mi, jakie naprawdę zajmuję miejsce w twojej hierarchii.-
Poprawiłam się w fotelu, zakładając nogę na nogę. Nadal byłam w pełni ubrana,
nie zdjęłam nawet kurtki, choć było mi w niej za ciepło.
-Byłem zajęty.- Jr usiadł na wprost mnie, mówiąc z
naciskiem.- Ellie, nie miałem chwili dla siebie od wyjścia z lotniska. Fani…
-Wsiedli z wami do samochodu?- Przerwałam mu.
-Więc miałeś chwilę.- Skwitowałam.- Jared, nie
chodzi już nawet o to, ale o ogół. Olałeś mnie, i to było bardzo niemiłe. Wszyscy
mnie olaliście. O ile potrafię zrozumieć resztę, bo mnie nie lubią, o tyle nie
rozumiem ciebie.
-Tam zaraz: nie lubią.- Burknął z nadętą miną.
-No przecież, uwielbiają mnie tak, że nie mają
śmiałości do mnie zagadać, ba, nawet odwrócić się i zobaczyć, gdzie jestem.-
Rzuciłam z sarkazmem.- Dobrze, na to nie masz wpływu, rozumiem.- Dodałam
szybko, żeby nie myślał, że winię go i za to. Tak nie było. Nie mógł nikomu
nakazać, żeby zapałał do mnie sympatią.
-Ellie, przecież sama chciałaś, żeby nic nie
wyszło poza cztery ściany. Doskonale pamiętam, ile razy mówiłaś, że nie chcesz,
by twoi znajomi i rodzina dowiedzieli się, z kim się widujesz.- Jr pochylił się
do mnie, opierając łokcie na kolanach. Rękawy
jego koszuli podjechały w górę, odsłaniając ciemne włoski, rosnące na jego
przedramionach. Ten widok odrobinę mnie rozproszył i poczułam złość na siebie o
to, że w chwili, gdy chcę doprowadzić pewne sprawy do porządku, zaczynam myśleć
nie tą częścią ciała, którą trzeba.
-Dobrze, i nadal nie chcę, żeby rozeszły się
jakieś plotki na mój temat, ale do cholery, żebyś nie mógł poświęcić mi minuty?
Nawet zadzwonić? Tak wiele cię to kosztuje? Co by się stało, gdybyś po prostu
wyjął swój cholerny telefon i zadał mi jedno cholerne pytanie: wszystko w
porządku, Ellie?
-Tak? Emma miała?- Złość zaczęła górować we mnie
nad resztą emocji.- Skoro wysługujesz się nią we wszystkim to poproś ją, żeby
wyręczała cię też w łóżku.- Zwinęłam dłonie w pięści.- Jared, chcę wracać do
Stanów.- Powiedziałam wreszcie to, co chciałam powiedzieć od samego początku.-
I bardzo proszę, żebyś mi tego nie utrudniał. Żadnych gierek, robienia czegoś
za plecami, blokowania czeku, unieważniania biletów na samolot, czegokolwiek.-
Starałam się być stanowcza, ale przy ostatnich słowach coś ścisnęło mnie w
gardle i zapiekło w kącikach oczu. Przygryzłam wargę, nie chcąc ulec nagłemu
smutkowi, który uderzył we mnie jak silny wiatr w nadłamane drzewko.
Jr patrzył na mnie z niedowierzaniem i czymś, co
mogłam wziąć za lekki szok. Widocznie nie spodziewał się, że postanowię coś tak
drastycznego.
-Przecież się umówiliśmy.- Odezwał się dziwnie
zduszonym głosem.- Mamy układ, mamy umowę, coś, co zobowiązuje.
-Umowa jest ściemą, układ przestał być ważny w
momencie, gdy pierwszy raz mnie… zapiąłeś. Od tamtej chwili nie mam obowiązku robić
nic z rzeczy, które robię.- Przypomniałam mu.- Nie rozumiesz, że jestem tu, bo
sama chciałam tu być? Fakt, być może zmusiłbyś mnie do tego swoim genialnym
posunięciem z zablokowaniem czeku, ale mimo to decyzja, by z tobą jechać,
wyszła ode mnie. A teraz chcę wracać, bo choć sfinalizowaliśmy umowę, nadal
traktujesz mnie jak dziwkę, którą po numerku można odesłać do kąta.
-Ja cię traktuję jak dziwkę?- Jared poderwał się z
miejsca tak niespodziewanie, że mimowolnie skuliłam się w sobie,
przestraszona.- Myślisz, że przedstawiłbym własnej matce dziewczynę, którą
uważam za dziwkę?- Dwoma krokami podszedł do okna, przez co znikł mi z pola
widzenia. Obróciłam się w fotelu, nie chcąc tracić go z oczu.- Wydawało mi się,
że dobrze się razem bawimy, jeden głupi incydent i zaczynasz pieprzyć głupoty.-
Uderzył dłońmi w parapet i obrócił się do mnie.- Przeprosiłem, przyznałem, że
postąpiłem źle, złamałem zasadę, którą wspólnie ustaliliśmy, rozmawiając z tobą
w miejscu publicznym i na oczach ludzi dając ci klucz od pokoju. Mało? Nagle
poprzewracało ci się w głowie i zamarzyło, żeby zaczęli się na nasz temat
rozpisywać?- Nie podnosił głosu, ale nie musiał krzyczeć, żebym widziała, jak
bardzo jest wzburzony. Zupełnie nie rozumiałam, dlaczego reaguje na moje słowa
taką złością. Skoro tylko „dobrze się razem bawiliśmy” powinno być mu obojętne,
jak długo to potrwa. To tylko seks, a żaden nie mógł być tak zajebisty, żeby Jr
zachowywał się, jakby ktoś wyrwał mu ziemię spod stóp. A tak właśnie wyglądał.-
Czego ty w ogóle chcesz, Ellie? Tego, żebym…- Przerwał mu nagły dzwonek
telefonu. Prawie wyrwał go z kieszeni i omal nie upuścił, ale złapał pewnie i
odebrał.- Co znów?- Warknął do słuchawki, patrząc na mnie. Słuchał przez chwilę.- Wiem. Jutro o tym
pogadamy, Emmo. Pamiętam. Mam wszystko zapisane. Jutro, dobrze?- Wyrzucał z
siebie słowa, najwyraźniej nie dając rozmówczyni dokończyć żadnego zdania.-
Emmo, wiem, wszystko mam w terminarzu.- Zaczął się niecierpliwić.- Emmo, do
cholery, jutro! Nie, nie będę rozmawiał i niczego ustalał, bo muszę obłaskawić
swoją dziewczynę, żeby ze mną nie zerwała przez to, że ktoś, kogo prosiłem o
to, by w zastępstwie za mnie się nią zaopiekował, zupełnie bez powodu się na
nią wypiął!- Odsunął telefon od ucha i ze złością przerwał połączenie, po czym
rzucił aparat na łóżko, jakby nagle zaczął się nim brzydzić.
Nie powiem, żebym nie czuła satysfakcji, słysząc
jak opieprza swoją asystentkę. Krzyczał na nią z mojego powodu. Przez mnie, czy
dla mnie? To było jak balsam na rany. Nawet przesadne określenia „moja
dziewczyna”, „zerwanie”, choć z gruntu fałszywe i nie będące prawdą, były dla
moich uszu jak piękna melodia. Do tego pełna zagadek i rodząca po raz nie wiem
który pytanie: o co tu, kurde, chodzi? Dlaczego tak mu zależy? Co jest grane?
-Chciałeś o coś zapytać, nim…- Wskazałam na
telefon.
-Nie pamiętam, o co.- Jared usiadł z powrotem na
posłaniu, ale tym razem złapał mnie za ręce i przyciągnął na skraj fotela, ze
skupieniem wpatrując się w moją twarz.- Ellie, czy możemy puścić całe to
wariactwo w niepamięć? Jeśli będziesz się upierała i chciała wracać do Stanów,
to trudno, nie zatrzymam cię siłą, ale wolałbym, żebyś była bardziej
wyrozumiała. Naprawdę miałem urwanie głowy i byłem przekonany, że wszystko
idzie zgodnie z ustaleniami. Myliłem się, teraz będę miał to na uwadze.
Obiecuję, że nigdzie cię już nie zgubię.- Puścił moje dłonie i podszedł do
jednej z walizek, by wyjąć z niej czarne etui.- Proszę, to mój drugi telefon,
mam go na wypadek, gdyby BB zawiódł.- Wyjął aparat , włączył go i zaczął
grzebać w jego menu.- Zostawiam w nim swój numer, żebyś mogła do mnie w razie
czego dzwonić. Tylko nie w każdym momencie będę dostępny, wyciszam telefon w
czasie wywiadów czy podobnych okazji. Masz też numer Emmy.- Z tymi słowami
wcisnął mi w rękę starszy model I-Phone`a.
Patrzyłam na aparat, jakbym trzymała coś nierozpoznawalnego. Byłam całkowicie ogłupiała, w głowie miałam tylko jedno, wydrukowane wielkimi, pogrubionymi literami pytanie: DLACZEGO?
-Dajesz mi swój numer?- Wydukałam niepewnie, widząc wyraźnie szereg dotąd niedostępnych dla mnie cyferek, zapisanych w książce telefonicznej pod hasłem "Jay".
-Dzisiejszy dzień pokazał, że to konieczne. Nie sądziłem, że mogą się zdarzyć sytuacje, których nie umiem przewidzieć.
Hmm, nie powiedział, że zawsze może go potem zmienić.
-I robisz to tylko po to, żebym nie wyjechała?
-Cóż... Tak.- Wzruszył ramionami.
-Mam rozumieć, że to wszystko po to, żeby mieć mnie w łóżku jeszcze przez jakiś czas?- Zaryzykowałam, kryjąc w tym pytaniu coś więcej, niż pierwotną treść. Jared nie był głupi, powinien zrozumieć, o co mi tak naprawdę chodzi, co chcę wiedzieć.
-Jeśli ci to nie przeszkadza...- Odpowiadając uciekł spojrzeniem w bok.- Co z tą kolacją? Człowiek mógłby umrzeć z głodu, zanim dostanie to, co zamówił.- Wstał i sięgnął po hotelowy telefon, po czym wybrał numer.
Nie słuchałam, co mówi. Ze zmarszczonym czołem wpatrywałam się w wyświetlacz z numerem i nie mogłam uwierzyć, że dostałam go właściwie za sypianie z jego posiadaczem. Seks. Tylko seks, nic więcej. Tak to zrozumiałam. I od razu wpadłam w skrajne emocje, jednocześnie czując ulgę, że naszych relacji nie komplikuje coś więcej, i straszny żal, że jednak tylko pociąg fizyczny stoi za wszystkim, co Jared robi.
Może jednak nie? Może po prostu jest tak, jak powiedziała Connie, i on najnormalniej w świecie nie przyzna się do tego, co czuje? No bo, do diabła, jak inaczej wytłumaczyć jego wręcz desperackie zabiegi, żeby mnie zatrzymać?
-Kolacja będzie za 10 minut. Masz zamiar jeść ją w kurtce?- Nim zareagowałam, Jr podniósł mnie i zdjął ze mnie okrycie.- Pomyślałem sobie, że skoro już ci tak nie zależy na dyskrecji, zaryzykujemy potem małą przechadzkę po okolicy. Chętnie się przewietrzę, a o tej porze nie powinno być przed hotelem nikogo zbędnego.
-Uważasz swoich fanów za kogoś zbędnego?
-Czasami potrafią być męczący. Niekiedy chciałbym pobyć gdzieś bez ich asysty, i niekoniecznie w kryjówkach, do których przeciętny człowiek nie ma dostępu.- Mówiąc, posadził mnie na powrót w fotelu i zaczął zdejmować mi buty. Tak po prostu, nie pytając, czy zmieniłam zdanie i zostanę.- W LA jest to najczęściej możliwe, ale w miejscach takich jak to, gdy jestem tu tylko dlatego, że gramy koncert, czuję się jak wystawiony na strzał.- Mówił dalej, jakby wpadł w słowotok. Wydawało mi się to podejrzane, jakby coś ukrywał.- Zresztą widziałaś sama.- Rzucił moje adidasy pod ścianę.- Być może pora nie jest odpowiednia, ale zamówiłem coś, czego pewnie jeszcze nie jadłaś. Tutejsze danie. Po nim tym bardziej przyda nam się krótki spacer.
-Tak?- Wtrąciłam się jakimś cudem gdy nabierał powietrza, żeby mówić dalej.
-Tak. Pierogi.
-Co to?
-Zobaczysz.- Uśmiechnął się tajemniczo.- Polacy jedzą je jako danie obiadowe, ale złamię tę zasadę bez żalu, bo są zajebiste.
-Ach tak...- Mruknęłam.- Coś ostatnio często łamiesz zasady.- Dźwignęłam się z fotela. Zadziwiające, ale przemowa Jareda zupełnie mnie rozbroiła. Po krótkim wybuchu i opieprzeniu Emmy był radosny i pełen energii do tego stopnia, że nie umiałam dłużej się na niego gniewać. Tak czy inaczej wygrałam, byłam górą. Jared ustąpił na całego.- Idę do toalety.- Zakomunikowałam, żeby nie zachciało mu się iść za mną do łazienki. W progu zatrzymałam się, tknięta pewną myślą.- Jay, jak długo tu będziemy?
-Dwa dni.- Spojrzał na mnie spod oka.- A co?
-Dlaczego nie miałam rezerwacji z Emmą?
-Bo pierwotnie miało cię nie być, poza tym pokoje wynajmowała agencja, która nas tu ściągnęła. Twój zaklepałem na własny koszt.- Uśmiechnął się czarująco.- Powiedzmy, że rezygnując z niego czynię pewne oszczędności w domowym budżecie.
-Musisz oszczędzać?- Zdziwiłam się, czując jednak, że to był tylko żart.
-Nie muszę. Pomyślałem, że o wiele wygodniej będzie, gdy zajmiemy jeden pokój, a różnicę w cenie pokryję ja. A właśnie, tak czy inaczej musisz wpisać się na listę gości hotelu.
-Rozumiem.- Kiwnęłam głową i zniknęłam w łazience, sceptycznie nastawiona do zachwalanej przez Jr wygody wspólnego pokoju. Trochę inaczej, gdy mieszka się z facetem w jego domu i ma osobną łazienkę, trochę inaczej, gdy trzeba ją z nim dzielić. Mimo tego, że z sobą sypialiśmy, nie byliśmy w aż tak bliskich stosunkach, bym nie czuła skrępowania na myśl o pewnych naturalnych czynnościach, jakim człowiek musi się podporządkować. Po prostu nie byliśmy, jak to mawia większość ludzi, na "etapie pierdzenia". Jakoś nie napawała mnie optymizmem perspektywa, w której moich uszu dobiega gromki odgłos, świadczący o dobrej pracy układu trawiennego pana Leto.
Na samą myśl zaczęłam się śmiać, z góry wiedząc, jaką minę miałby Jared po wyjściu z łazienki. Rozchichotałam się na dobre, wyobrażając sobie, jak stara się zamaskować hałas kaszlem albo śpiewaniem na całe gardło.
Potem, już spokojniejsza, choć nadal rozbawiona, tradycyjnie obejrzałam się w lustrze, po raz kolejny zaskoczona tym, jak dobrze wyglądam. Nabrałam ciała, zaokrągliłam się tam, gdzie przedtem byłam zbyt chuda, moja skóra wyglądała świeżo i kwitnąco. Oczy mi błyszczały, ich kolor, zawsze intensywny, teraz na dodatek nabrał głębi. Przyszło mi do głowy, że patrzę teraz na świat dojrzalej, już nie jak dziewczyna, ale jak młoda kobieta, mająca za sobą pewne doświadczenia, i nie chodziło mi wcale o klepanie biedy przez pół roku. Miałam na myśli seks, ostatni bastion, jaki musiałam zdobyć, by stać się dorosłą osobą.
Co prawda nie przeżyłam jeszcze zbyt wiele, ale nawet te skromne kilka razy dało mi coś, co mnie odmieniło. Chyba zgasły we mnie resztki dziecinności i nie powiem, bym czuła z tego powodu żal.
-Skromne kilka razy?- Szepnęłam do siebie, robiąc pełną niedowierzania minę.- Może i kilka, ale na pewno nie skromne.- Dodałam, myjąc ręce.
Gdy wróciłam do pokoju, zastałam Jr siedzącego na środku łóżka z talerzem czegoś, co wyglądało niezbyt ciekawie, choć pachniało bardzo interesująco. Od razu wyczułam zapach truskawek, bardzo intensywny, nieco inny od tego, jaki znałam. Przyjrzałam się swojej porcji, czekającej na stole.
-Pierogi,- Jr machnął w powietrzy widelcem.- Gdybym spędził tu miesiąc, a nie dwa dni, wyjechałbym stąd o parę kilo grubszy.- Wskazał dłonią na stół.- Jedz, póki gorące, takie są najlepsze. Robione ze świeżych owoców, polane śmietanką i posypane cukrem.- Nabił na widelec kawałek pieroga z wyłażącą ze środka truskawką, włożył go do ust i uniósł oczy w górę, wzdychając z lubością.
Cóż, skoro jemu smakowało, i mi powinno podchodzić. W kwestii jedzenia mieliśmy niemal identyczne gusty, poza tym nie wyobrażałam sobie, żeby coś, w czym są truskawki, mogło być niesmaczne. Skosztowałam ostrożnie kawałek i... umarłam. To było pyszne. Nigdy nie jadłam truskawek, które miałyby tak intensywny, słodki smak. Zupełnie, jakby zawierały go w sobie więcej, niż zwykle, a przecież były ugotowane. W połączeniu z miękkim ciastem, kwaskawą śmietanką i cukrem były niebiańsko smaczne.
-Jak to się nazywa?- Spytałam, będąc przy połowie porcji.
-Pierogi. Są różne, nie tylko z owocami.
-Muszę spróbować wszystkich.
-Z mięsem też?- Jr dokończył jeść i z żalem patrzył na pusty talerz.
-Nie, z mięsem nie.- Skrzywiłam się na samą myśl o mięsie, w jakiejkolwiek postaci.
Nie byłam wegetarianką od zawsze, kiedyś, jako dziecko, jadałam mięso, choć nie powiem, żebym za nim przepadała. Mogło być, ale nie musiało, i jeśli miałam wybór, wolałam warzywa. Rollie, mój brat, bardzo się z tego cieszył i często wymieniał się ze mną, oddając swoją porcję zieleniny za moją porcję mięsa. Potem, mając jakieś dziesięć lat, przypadkiem byłam świadkiem uboju, goszcząc z rodziną na farmie znajomych. Przeżyłam szok, który zaowocował u mnie jawnym i niemal fizycznym wstrętem do mięsa. Nie chodziło o to, że było mi żal zabijanych zwierząt, ale widok potoków krwi i agonii dawcy steków na zawsze wypalił na mnie swoje piętno. Po prostu nie mogłabym przełknąć mięsa, żadnego, nawet drobiowego, nie mając w ustach metalicznego posmaku i nie czując mdłości. Tak więc wegetarianizm był w moim przypadku podyktowany bardziej pozostałościami po przeżyciu z dzieciństwa, niż jawnym wyborem.
-Syte.- Stwierdziłam, gdy ostatni kawałek słodkiego pieroga przeszedł do historii.
-Bardzo. Dlatego teraz pójdziemy połazić.- Jr
zerknął na wyświetlacz telefonu.- Jeszcze wcześnie, jeśli nie wypuścimy się za
daleko, wrócimy przed północą.
-Jak Kopciuszki.- Z westchnieniem odstawiłam
talerz na stojący obok stołu wózek, którym przywieziono nam kolację.
-Jak Kopciuszki.- Jared zgramolił się z łóżka.-
Kurwa, całe wieki nie byłem na wieczornym spacerze. Żebym tylko nie zapomniał,
jak się na nim idzie. Noga do przodu, postawić, oderwać od ziemi drugą,
postawić przed pierwszą, i tak w kółko.- Zademonstrował, robiąc kilka sztywnych
kroków.
Patrzyłam na niego z prawdziwą przyjemnością.
Wyglądał na zadowolonego, wręcz szczęśliwego, w dobrym humorze. Teraz, żartując
i wygłupiając się, był zwykłym facetem, wcale a wcale nie wyglądającym na swoje
lata. W pewnym sensie i on rozkwitł, a ja miałam nadzieję, że przynajmniej w
części jestem tego powodem. Chciałam nim być.
W wygodnych butach i cieplejszych kurtkach
wyszliśmy wprost w rześkie, wieczorne powietrze, pachnące obco, i ruszyliśmy
przed siebie, starając się unikać niezbyt częstych o tej porze przechodniów. Na
szczęście hotel usytuowany był w dzielnicy, w której stało więcej biurowców,
niż prywatnych domów.
Rozglądałam się z ciekawością, próbując odczytać z
sensem widniejące na oświetlonych billboardach polskie słowa. Dałam sobie
spokój, nie potrafiąc połączyć w całość kilku gryzących się z sobą głosek.
-Podoba ci się tu?- Jr wziął mnie za rękę i
zatrzymał, szerokim gestem wskazał panoramę ulicy przed nami.
-Dziwnie, ale ładnie. Zupełnie inaczej, niż u nas.
I powietrze jest jakieś takie bardziej ostre.
-Wydaje się intensywniejsze, prawda?- Odetchnął pełną
piersią.- Dobrze jest poczuć w płucach coś świeższego, niż smog LA.
-Wierzyć mi się nie chce, że tu jestem. Jeszcze
niedawno ledwie wegetowałam, a teraz chodzę sobie po obcym mieście daleko za
oceanem. To mi się śni.- Powiedziałam pod wpływem uroku chwili. Czułam się jak
zaczarowana, dosłownie jak Kopciuszek na balu. Tyle, że ja nie spotkam tu
swojego księcia… choć kto wie, kogo poznam w trakcie tej podróży po świecie?
Myśl, nagła i niespodziewana, uświadomiła mi, że przecież nie muszę zamykać się
przed ludźmi dlatego, że jeżdżę wszędzie jako dodatek do Jareda. Mogłam
przecież zawierać nowe znajomości, pozwalać sobie na pewien luz, i być może
gdzieś trafię na kogoś, kto okaże się byś w sam raz dla mnie? Dlaczego
wcześniej o tym nie pomyślałam? Przecież nigdzie nie było napisane, że nie mogę
na przykład związać się z kimś, kto pochodzi z obcego kraju. Nie miałam
obowiązku łączyć swojej przyszłości z Amerykaninem. A nawet, jeśli jednak
pisany mi był jakiś chłopak z Delphi czy z Lafayette, to tu, w Europie, mogłam
znaleźć fajnych znajomych. Może nawiążę przyjaźń z kimś, kogo kiedyś zaproszę
do siebie, alb odwiedzę z rodziną?
-Zamyśliłaś się.- Delikatne szarpnięcie za rękę
wróciło mnie do rzeczywistości.- Ładnie wyglądasz, gdy odpływasz, Ellie. Taka
rozmarzona, z cieniem uśmiechu na ustach i lśniącymi, choć nieco zamglonymi
oczami.- Jr stanął przede mną, zasłaniając mi coś, co wyglądało znajomo, ale
nie zdążyłam się temu przyjrzeć.- O czym tak rozmyślałaś? O tym, że śnisz?
-Mhm. Bo to serio jest jak sen.- Powiedziałam, nie
przyznając się do tego, o czym naprawdę rozprawiałam sama z sobą. Nie musiał
wiedzieć wszystkiego.
-W takim razie śnisz też o mnie. Jaki jestem w
twoim śnie?- Przechylił głowę, patrząc z ciekawością.
Zamrugałam, zaskoczona pytaniem. Co odpowiedzieć?
Roxi jest stworzona do seksu
Courtney Taylor pozwala na cyckowy spust
Prywatne solo