Dwie zabawki mieszczą się w dojrzałej suce

Dwie zabawki mieszczą się w dojrzałej suce




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Dwie zabawki mieszczą się w dojrzałej suce
Academia.edu no longer supports Internet Explorer.
To browse Academia.edu and the wider internet faster and more securely, please take a few seconds to upgrade your browser .
Enter the email address you signed up with and we'll email you a reset link.
Sorry, preview is currently unavailable. You can download the paper by clicking the button above.


1,156 Pages • 83,004 Words • PDF • 1.6 MB

DZIEDZICTWO ZNISZCZENIA
DAVID WEBER
Tytuł oryginału: THE ARMAGEDDON INHERITANCE
Tłumaczenie: Michał Studniarek
Księga pierwsza
Kompleks czujników był wielkości bardzo dużej asteroidy lub bardzo małego księżyca i od dawna krążył wokół gwiazdy typu G6, nie wyglądał jednak zbyt imponująco. Jego kadłub
pokryty pyłem, z wyjątkiem paneli baterii słonecznych chronionych polem elektrostatycznym - zbudowano ze złocisto-brązowego stopu. Okrągły kształt szpeciło tylko kilka zaokrąglonych wypustek, brakowało za to anten nadajników i odbiorników, których mogłaby się spodziewać cywilizacja epoki radia. Lecz lud, który stworzył ten kompleks, już od całych tysiącleci nie używał tak prymitywnych środków komunikacji. Czwarte Imperium pozostawiło go tutaj pięćdziesiąt dwa tysiące sto osiemdziesiąt sześć ziemskich lat temu. Do jego elektronicznych zmysłów dopływała tylko odrobina mocy, lecz
mimo to samotny strażnik nie zginął, jedynie zasnął. I oto świeże iskry prądu zamigotały wzdłuż wielu kilometrów jego obwodów molekularnych. Wewnętrzne pole stazy zostało rozproszone i komputer obudził się z tysiącletniego snu. Gdy uruchomiły się programy testujące i moc popłynęła szerszym strumieniem, Komputer Główny zauważył, że siedem przecinek trzy dziesiąte procent jego podstawowych systemów uległo uszkodzeniu. Tak niewielkie zniszczenia można by uznać niemal za cud. Zastosował więc odpowiednie procedury drugiego stopnia i uruchomił kolejne programy.
Kompleks czujników budził się nie po raz pierwszy, choć od ostatniego razu minęło ponad czterdzieści tysiącleci. Tym razem jednak, jak zauważył Komputer Główny, sygnał, który go uruchomił, nie był wysłanym przez jego budowniczych żądaniem sprawdzenia sprawności systemów. Ten sygnał pochodził od innego kompleksu czujników, oddalonego od galaktyki o siedemset lat świetlnych na wschód, i był to przedśmiertny krzyk. Nadajnik Komputera Głównego przekazał ten sygnał tysiąc lat świetlnych dalej, do centrum komunikacyjnego, które było już stare wtedy, gdy po Ziemi chodzili
kromaniończycy, i oczekiwał na odpowiedź. Odpowiedź jednak nie nadeszła. Komputer Główny był więc zdany na samego siebie, co obudziło dalsze autonomiczne programy. Sygnał wysłany do milczących dowódców został zastąpiony przez serię krótszych transmisji; tym razem inne kompleksy czujników obudziły się i odpowiedziały mu sennie. Komputer Centralny zauważył dziury wyrwane w niegdyś skomplikowanej sieci, lecz ten problem nie leżał w jego kompetencjach, dlatego zajął się swoimi sprawami. Kolejne siłownie budziły się do życia, uruchamiając kompleks. Cala instalacja zmieniła się
w jaskrawą latarnię morską, nadającą na wszystkich możliwych długościach fali elektromagnetycznej i grawitonicznej z mocą większą niż niejeden świat Imperium. Był to znak drogowy, billboard ogłaszający swoją obecność każdemu, kto spojrzałby w jego kierunku. A później czekał. Mijały miesiące i lata. Po nieco ponad siedmiu latach komputer otrzymał nowy sygnał - oznaczał śmierć kolejnego kompleksu czujników, który znajdował się w odległości mniej niż czterystu lat świetlnych. Ten, kto niszczył jego samotnych braci, zbliżał się, i
Komputer Główny znów wysłał meldunek do swoich budowniczych. Ponownie nikt nie odpowiedział. Nikt nie wydał nowych rozkazów ani nie udzielił żadnych wskazówek. Komputer nadal więc działał zgodnie ze swoim programem, pokazując milczącym gwiazdom swoją obecność niczym człowiek krzyczący w ciemnym pokoju. Aż pewnego dnia, ponad piętnaście lat po jego przebudzeniu, gwiazdy odpowiedziały. Wrażliwe czujniki Komputera Głównego wyczuły nadprzestrzenną falę uderzeniową na wiele tygodni przed jej pojawieniem się. Po raz kolejny złożył raport swoim
zwierzchnikom i po raz kolejny nie dostał odpowiedzi. To milczenie było zastanawiające, gdyż zgodnie z oprogramowaniem powinien był otrzymać odpowiedź na taki raport. Jego twórcy uwzględnili jednak mało prawdopodobną możliwość, że raport może nie dotrzeć do właściwych odbiorców. Komputer sprawdził więc swoje możliwości, wybrał odpowiednią komendę i ustawił nadajnik nadprzestrzenny na nadawanie we wszystkich kierunkach. Sygnał do Kwatery Głównej zamilkł, zastąpiony ostrzeżeniem skierowanym do wszystkich jednostek Floty Bojowej. Nadal nie było odpowiedzi, lecz tym
razem żaden program zapasowy nie powiedział Komputerowi Głównemu, co miałby teraz zrobić, gdyż jego budowniczowie nie uwzględnili takiej możliwości. Kontynuował więc nadawanie, nie przejmując się brakiem odpowiedzi. Nadprzestrzenna fala zbliżała się, a Komputer Główny analizował jej wzór i prędkość, dodając nowe dane do ostrzeżeń, których nikt nie słuchał, i bez wielkiego zainteresowania patrzył, jak fala gwałtownie niknie osiemnaście minut świetlnych od gwiazdy, wokół której krążył. Przyglądał się nowym źródłom energii, obecnie poruszającym się z prędkością podświetlną, i
zamieszczał analizę ich poruszeń w swoich meldunkach. Ich pola, otaczające cylindryczne kadłuby długości dwudziestu kilometrów, leciały w stronę kompleksu czujników. Nie były to statki Imperium, lecz Komputer Główny rozpoznał je i tę informację również dodał do raportu. Statki zbliżały się z prędkością równą dwudziestu ośmiu procentom prędkości światła do kompleksu czujników, którego nadajniki przyciągnęły ich uwagę. Komputer Główny wzywał je i ściągał do siebie, a tymczasem pasywne instrumenty badały i podpatrywały, zbierając wszelkie możliwe dane.
Wreszcie statki znalazły się w zasięgu i wycelowały swoją broń w kompleks, lecz żaden z nich nie wystrzelił. Komputer Główny zapisał również i ten fakt. Kiedy statki zbliżyły się wreszcie na odległość pięciuset kilometrów, w stronę kompleksu wysunął się promień ściągający - dość prymitywny, lecz skuteczny, jak zauważył Komputer Główny. W tym momencie komputer uaktywnił ukryte głęboko w jego rdzeniu procedury, przygotowane na taką właśnie sytuację. Materia zetknęła się z antymaterią i
kompleks czujników znikł w wybuchu światła jaśniejszym niż gwiazda, wokół której krążył. Eksplozja była zbyt straszliwa, by nazwać ją „ wybuchem “; pół tuzina najbliższych statków uległo anihilacji, tuzin następnych rozpadł się na błyszczące kawałki, inne zaś zostały uszkodzone. Do tego - jak zakładali jego dawno nieżyjący twórcy - eksplozja całkowicie uniemożliwiła reszcie floty zbadanie technologii kompleksu. Komputer Główny wykonał swoje ostatnie zadanie i już nie przejmował się tym, że nikt nie odpowiedział na jego ostrzeżenie, iż po sześćdziesięciu tysiącach lat Achuultanie powrócili.
Rozdział pierwszy
W kwaterze kapitana padał deszcz. A dokładniej, padało na półtorahektarowym dziedzińcu wewnątrz kwatery kapitana. Starszy kapitan Floty Colin MacIntyre, samozwańczy gubernator Ziemi i ostatni dowódca imperialnej planetoidy Dahak, siedział na balkonie i moczył stopy w wannie z gorącą wodą, lecz kapitan Floty Jiltanith - wysoka, smukła pierwszy oficer - wolała zamoczyć się cała. Odłożyła na bok starannie złożony granatowy mundur i wyciągnęła się wygodnie w wannie. Długie czarne włosy spływały jej na ramiona.
Nad nimi unosiły się holograficzne czarne chmury burzowe i rozbrzmiewał odległy grzmot, a „horyzont” rozświetlały błyskawice, Colin jednak wpatrywał się obojętnym wzrokiem w deszcz odbijający się od przykrywającego balkon migoczącego pola siłowego. Koncentrował się na danych przekazywanych poprzez łącza neuralne przez centralny komputer statku. Jego twarz była jak z kamienia. Przed jego oczami odgrywał się raport opisujący wszystkie wydarzenia od chwili wyłonienia się statków Achuultan z nadprzestrzeni do momentu samozniszczenia kompleksu czujników.
Kiedy raport się skończył, spojrzał na Jiltanith. Wargi miała zaciśnięte, a spojrzenie czarnych oczu lodowate, i Colin przez chwilę widział w swoim pierwszym oficerze nie piękną kobietę, lecz maszynę do zabijania. - I to tyle, Dahaku? - spytał. - To koniec transmisji, sir odpowiedział głęboki, ciepły głos. Znów rozległ się grzmot stanowiący ponury kontrapunkt dla tych słów, po czym głos dodał: - Ta jednostka znajdowała się w trzecim szeregu skanerów, w przybliżeniu sto dziesięć lat świetlnych na wschód od Sol. Pomiędzy nią a Ziemią nie ma już
żadnych czujników. - A niech to - mruknął Colin, po czym westchnął. Życie było zdecydowanie prostsze, kiedy był tylko pilotem NASA. - Cóż, przynajmniej mamy nowe dane. - Ano - zgodziła się Jiltanith jednakowoż cóżeż to nam daje, mój Colinie? Mało tego, a i na Ziemię posłać nie ma jak, gdyż Ziemia nie ma hiperkomu. - Moglibyśmy zawrócić i dostarczyć je osobiście. Minęły zaledwie dwa tygodnie… - Nie - sprzeciwiła się Jiltanith. Jeślibyśmy zawrócili, pełnych sześć
tygodni stracimy, gdyż i te bywsze dwa tygodnie zmarnujemy. - Kapitan Floty Jiltanith ma rację poparł ją Dahak. - Choć te dane z pewnością są użyteczne, nie ma w nich istotnych informacji niezbędnych dla obrony Ziemi. - Ha! - Colin pociągnął się za nos, po czym westchnął. - Pewnie macie rację. Byłoby inaczej, gdyby zaatakowali i chociaż trochę się pokazali. - Wzruszył ramionami. - Niech to diabli, szkoda, że tego nie zrobili. Przydałyby się nam jakieś informacje na temat ich uzbrojenia! - To prawda - zgodził się Dahak. -
Jednak odczyty kompleksu czujników wskazują, iż Achuultanie nie uczynili większych postępów w technologii, co może znaczyć, że ich uzbrojenie również nie zostało znacznie ulepszone. - Nie mogę uwierzyć, że po sześćdziesięciu tysiącach lat nie wymyślili niczego nowego! - Rzeczywiście, dla ludzi jest to trudne do pojęcia, jednak całkowicie zgodne z dowodami pozostałymi po ich poprzednich atakach. - Ano - zgodziła się Jiltanith, zanurzając się głębiej w wannie - acz uwierzyć w to ciężko, Dahaku. Jakże to tak, iże rasa życie całe na wojaczce spędza, ino
nowych broni nie wymyśla? - Nie wiadomo - odpowiedział komputer tak spokojnie, że Colin aż się skrzywił. Mimo iż Dahak miał świadomość, brakowało mu jeszcze ludzkiej wyobraźni. - Dobra, to co wiemy? - Dane zawarte w tym raporcie potwierdzają poprzednie informacje zniszczonych czujników. Dodatkowo odczyty czujników wskazują, że największa prędkość podświetlna, jaką Achuultanie są w stanie rozwinąć, jest równa połowie prędkości tego statku, co może oznaczać przewagę taktyczną naszych jednostek, niezależnie od
uzbrojenia. Ponadto potwierdziliśmy ich względnie niską prędkość w nadprzestrzeni, przy której dotrą na Sol za dwa przecinek trzy dziesiąte roku, tak jak początkowo przewidywaliśmy. - To prawda, lecz nie podoba mi się sposób, w jaki przybyli. Czy próbowali zbadać inne kompleksy czujników? - Nie, kapitanie. Hiperkomy umieszczone w kompleksach czujników mają maksymalny zasięg nadawania dookolnego mniejszy niż trzysta lat świetlnych. Raporty wszystkich wcześniej zniszczonych czujników zostały nam przekazane przez trzeci rząd i zawierały jedynie informację, iż
zostały unicestwione przez statki Achuultan. To pierwsza bezpośrednia transmisja, jaką otrzymaliśmy, i zawiera o wiele więcej danych. - No tak - Colin zastanawiał się przez dłuższą chwilę. - Ale to nie do końca pasuje do tego, co wiemy o ich sposobach działania, prawda? - Owszem, sir. Zgodnie z zapisami, standardową taktyką Achuultan było niszczenie czujników natychmiast po ich wykryciu. - Właśnie o to mi chodzi. Mamy olbrzymie szczęście, że choć część czujników nadal istnieje i dowiedzieliśmy się, że Achuultanie
nadchodzą, lecz cały czas zastanawiam się, czy Imperium nie było trochę za sprytne. Ściąganie ich jak najbliżej po to, by zebrać odczyty, to piękna sprawa, ale ci goście również szukają informacji. Co będzie, jeśli zmienią taktykę lub ruszą szybciej, bo domyślą się, że ktoś na nich czeka? - Mniemam, iże zbytnio się turbujesz odezwała się po chwili Jiltanith. - Z pewnością wiedzieć muszą, iże ktoś tychże strażników na granicach umieścił, czegóż jednakowoż się dowiedzieli? Jakże się domyślić mają, gdzie te granice leżą i kiedyż ich statki je przekroczą? Tak niewiele mając, każdą gwiazdę badać muszą.
Colin znów pociągnął się za nos, po czym niechętnie pokiwał głową. To wszystko miało sens, a poza tym nawet gdyby Jiltanith się myliła, nic by na to nie poradził, jednak przejmowanie się należało do jego obowiązków. O które zresztą wcale nie prosił. - Pewnie masz rację - westchnął. Dziękuję za raport, Dahaku. - Nie ma za co, kapitanie. Colin spojrzał na Jiltanith i uśmiechnął się. - Nie możesz już doczekać się izby chorych, co? - spytał ze złośliwą nutą w głosie, co miało być antidotum na ich
zmartwienia. - Paskudne poczucie humoru masz, Colinie - odpowiedziała ponuro, po czym uśmiechnęła się, akceptując zmianę tematu. - Jak długo pamiętam, tegom oczekiwała, choć rzadko z nadzieją prawdziwą, iże me oczy to ujrzą. Teraz dzień ten nadchodzi, i jeśli prawdę mam rzec, w mym sercu cień strachu się kryje. Nie przystoi tak ze mnie szydzić teraz. - Wiem, ale to taka świetna zabawa. Prychnęła i pogroziła mu mokrą pięścią, lecz jej zielone oczy śmiały się. Kiedy bunt kapitana Anu unieruchomił Dahaka na orbicie Ziemi, a jego załogę na samej
planecie, Jiltanith była dzieckiem i jej mięśnie i szkielet były zbyt niedojrzałe, by skorzystać z pełnego biowzmocnienia, z jakiego korzystała Flota Bojowa, potem trwająca całe tysiąclecia walka, którą jej ojciec prowadził z Anu, sprawiła, iż nie mogła otrzymać ulepszeń, gdyż sprzęt medyczny na pokładzie statku-pasożyta Nergal był do tego celu niewystarczający. Przed buntem Jiltanith otrzymała jedynie łącza neuralne oraz wzmocnienie zmysłów i przeszła kuracje regeneracyjne; Colin dobrze pamiętał swoje własne doznania i doskonale rozumiał jej niepokój… i dlatego żartował, by ją trochę rozluźnić.
- Zacny druhu, pewnego dnia głośno zakraczesz. - Nie. Jestem kapitanem, a ranga… - …ma swe przywileje - dokończyła, potrząsając groźnie głową. - Te słowa prześladować cię będą. - W to nie wątpię. Uśmiechnął się. Kusiło go, by zrzucić mundur i dołączyć do niej… ale bał się trochę, do czego to może doprowadzić. Nie żeby miał coś przeciwko temu, lecz mieli mnóstwo czasu - zakładając oczywiście, że przeżyją więcej niż dwa lata - i żadne z nich w tej chwili nie potrzebowało takich komplikacji.
- Cóż, pora wracać do biura powiedział więc. - A szanowna pani pierwszy oficer powinna udać się do swojej kwatery i przespać się. Zaufaj mi - to, co Dahak określa jako powolną rekonwalescencję, w niczym nie przypomina twojego i mojego pojmowania tego terminu. - Twojego być i może - powiedziała słodko. - Przypomnę ci to, kiedy zaczniesz jęczeć o współczucie. Wyciągnął stopy z wanny i aktywował jedno ze swoich ulepszeń. Kropelki wody natychmiast spłynęły z jego nóg, odepchnięte polem siłowym. Założył
skarpetki i wypastowane buty. - A tak najzupełniej poważnie, Tanni, odpocznij trochę. Będzie ci to potrzebne. - Prawdę rzekłszy, wierzę ci westchnęła i ułożyła się wygodniej w wannie - lecz to zda mi się przedsmakiem nieba. Jeszcze tu zostanę. - Jasne - powiedział z uśmiechem i wszedł na czekającą platformę. Łagodnie opadł z balkonu na dziedziniec. Pola siłowe jego implantów były niczym niewidzialny parasol, gdy szedł w deszczu w stronę drzwi po drugiej stronie prywatnego parku.
Wejście otworzyło się przed nim i wszedł w jaskrawo oświetloną ziejącą pustkę, głęboką na tysiące kilometrów. Przygotował się na to wcześniej, jednak był znacznie mniej spokojny, niżby chciał. Rzucił się w dół i natychmiast osiągnął prędkość ponad dwudziestu tysięcy kilometrów na godzinę. Dahak spowolnił swoje szyby transportowe jedynie z szacunku dla kapitana i urodzonej na Ziemi załogi; Colin wiedział, że komputer tak naprawdę nie pojmuje ich przerażenia. I tak było im trudno na pokładach statków-pasożytów, choć największy z nich ważył zaledwie osiemdziesiąt tysięcy ton i na pokładzie czegoś tak
malutkiego właściwie nie było czasu, by zacząć się bać, gdyż podróż zaraz się kończyła. Ale przebycie w poprzek gigantycznego Dahaka zajmowało prawie dziesięć minut, a brak subiektywnie odczuwanego przyspieszenia tylko pogarszał sprawę. Kwatera kapitana znajdowała się jednak zaledwie sto kilometrów od stanowiska dowodzenia - czyli w skali Dahaka tyle co nic - i cała podróż trwała tylko osiemnaście sekund. Czyli o siedemnaście sekund za długo, pomyślał Colin, zatrzymując się gwałtownie. Nieco niepewnym krokiem ruszył wyłożonym dywanem korytarzem, ciesząc się, że nikt z załogi nie jest w
stanie zobaczyć lekkiego drżenia jego kolan, gdy zbliżył się do masywnego włazu działu dowodzenia. Spoglądał na niego wyrzeźbiony trzygłowy smok Dahaka. Jego spojrzenie wyrażało wierność, która przetrwała tysiąclecia. We wzniesionych przednich łapach smok trzymał gromady galaktyk. Właz - piętnaście centymetrów imperialnej stali - odsunął się, a po nim tuzin kolejnych włazów, i w końcu Colin dotarł do olbrzymiej, mrocznej sfery dowodzenia. Konsole dowodzenia zdawały się unosić w przestrzeni międzygwiezdnej, otoczone zapierającymi dech w
piersiach doskonałymi projekcjami holograficznymi. Najbliższe gwiazdy wyraźnie poruszały się, lecz jeśli się człowiek nad tym zastanowił, sztuczność obrazu stawała się oczywista. Dahak pokonywał przestrzeń, wykorzystując niemal do maksimum napęd Echanach; przy prędkości siedemset dwadzieścia razy większej od prędkości światła bezpośrednia obserwacja kosmosu musiałaby być, delikatnie mówiąc, wypaczona. - Kapitan na mostku - ogłosił Dahak, a Colin skrzywił się. Musi coś z tym zrobić, gdyż komputer zaczyna mieć obsesję na punkcie godności swojego dowódcy!
Kilku członków szkieletowej załogi mostka - sami Imperialni - zaczęło się podnosić, lecz machnięciem ręki kazał im usiąść i podszedł do konsoli kapitana. Pod jego stopami unosiły się niezliczone ilości gwiazd. Komandor Floty Tamman, oficer taktyczny i trzeci rangą oficer na statku, podniósł się z fotela. - Kapitanie - powiedział równie oficjalnie jak Dahak i Colin musiał się poddać. - Przejmuję konsolę, komandorze. Usiadł na opuszczonym fotelu, który natychmiast przystosował się do jego kształtów. Tamman nie musiał mu
składać oficjalnego raportu, gdyż jego łącze neuralne z konsolą już to robiło. Z pełnym sympatii uśmiechem przyglądał się, jak oficer taktyczny powraca na swoje stanowisko. Tamman był rówieśnikiem Jiltanith, jednym z czternastki imperialnych „dzieci” z załogi Nergala, które przeżyły rozpaczliwy atak na enklawę Anu. Wszystkie one przyłączyły się do Colina na pokładzie Dahaka i był im za to cholernie wdzięczny. W przeciwieństwie do urodzonych na Ziemi, Imperialni mogli bezpośrednio łączyć się z komputerami i na nich pracować. Stanowili niewielki, lecz godny zaufania trzon kadry oficerskiej,
który kierował setką ułaskawionych buntowników wchodzących w skład jego obecnej załogi. W swoim czasie Dahak zaopatrzy urodzonych na Ziemi w ulepszenia i odpowiednio ich wyszkoli, lecz było ich ponad sto tysięcy, a to poważne wyzwanie nawet dla doskonale wyposażonego statku. Colin MacIntyre usadowił się wygodniej na fotelu. Uśmiech znikł z jego twarzy, gdy wpatrzył się w zbliżające się gwiazdy; w myślach znów widział zgrabne kształty morderczych statków Achuultan. Raport kompleksu czujników raz za razem odgrywał się w jego głowie niczym niekończąca się pętla, napełniając go przerażeniem. Wiedział,
że nadchodzą, ale teraz sam to „zobaczył”. Byli prawdziwi, podobnie jak straszliwe zadanie, które czekało jego i jego ludzi. Dahak znajdował się ponad dwadzieścia siedem lat świetlnych od Ziemi, a w chwili, gdy pojawił się na ziemskiej orbicie, najbliższa baza Floty Imperialnej była oddalona od Ziemi o ponad dwieście lat świetlnych. Właściwe Imperium znajdowało się jeszcze dalej, jednak w obliczu zagrożenia, które nieustann
Niesamowicie napalone dziewczyny
Pijana lodziara na parkiecie
Sex Dojrzale Mamuski - Melissa Lynn, Mamuśka

Report Page