Dwie oliwkowe suczki

Dwie oliwkowe suczki




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Dwie oliwkowe suczki

Ten dżem kupiłam ponieważ ktoś mi polecił, że taki super. Wolę chyba jednak figowy St. Dalfour. Generalnie nie przepadam za dżemami, czasem robię w domu konfitury , też dlatego że samo smażenie ich to wielka przyjemność. Jeśli już kupuję to Materne albo St. Dalfour czy Fregata.

To są batoniki z Rossmana, bananowo - czekoladowe. Słodycze w stylu fitness, czyli takie batoniki głównie z płatków owsianych to moja wielka miłość. Ja jem tylko takie batoniki i czasem sama robię, bo mam kilka przepisów. Te były bardzo dobre i kupię sobie jeszcze malinowe, bo są różne smaki. Mają co prawda lecytynę sojową, ale ja uważam że to nie jest aż takie złe.
Sprache auswählen Deutsch Afrikaans Albanisch Amharisch Arabisch Armenisch Aserbaidschanisch Assamesisch Aymara Bambara Baskisch Belarussisch Bengalisch Bhojpuri Birmanisch Bosnisch Bulgarisch Cebuano Chichewa Chinesisch (traditionell) Chinesisch (vereinfacht) Dänisch Dhivehi Dogri Esperanto Estnisch Ewe Filipino Finnisch Französisch Friesisch Galizisch Georgisch Griechisch Guarani Gujarati Haitianisch Hausa Hawaiisch Hebräisch Hindi Hmong Igbo Ilokano Indonesisch Irisch Isländisch Italienisch Japanisch Javanisch Jiddisch Kannada Kasachisch Katalanisch Khmer Kinyarwanda Kirgisisch Konkani Koreanisch Korsisch Krio Kroatisch Kurdisch (Kurmandschi) Kurdisch (Sorani) Lao Lateinisch Lettisch Lingala Litauisch Luganda Luxemburgisch Maithili Malagasy Malayalam Malaysisch Maltesisch Maori Marathi Mazedonisch Meitei (Manipuri) Mizo Mongolisch Nepalesisch Niederländisch Norwegisch Odia (Oriya) Oromo Paschtu Persisch Polnisch Portugiesisch Punjabi Quechua Rumänisch Russisch Samoanisch Sanskrit Schottisch-Gälisch Schwedisch Sepedi Serbisch Sesotho Shona Sindhi Singhalesisch Slowakisch Slowenisch Somali Spanisch Sundanesisch Swahili Tadschikisch Tamil Tatarisch Telugu Thailändisch Tigrinya Tschechisch Tsonga Türkisch Turkmenisch Twi Uigurisch Ukrainisch Ungarisch Urdu Usbekisch Vietnamesisch Walisisch Xhosa Yoruba Zulu

Simple theme. Theme images by Ailime . Powered by Blogger .



Zresetuj hasło:

Login lub email

gotowe



- Opowiadanie: PsychoFish - .:: Wilcze kórelstwo. Tom I: Union Jack. (Prolog) >18 ::.
męż­czy­zna, 41 lat | 30.01.14, g. 00:34 | znaki: 9893
Przede wszyst­kim chcia­łem po­pro­sić o uwagi co do kon­fa­bu­ły, bo już wszyst­kie pro­ad­ni­ki pi­sa­nia cyz­ta­łem i się bu­ja­łem na róż­nych fo­rach, ale tu ponoć jest naj­hard­ko­ro­wiej, więc co mi tam, naj­wy­żej zje­dzie­cie mnie strasz­nie, a ja wam od­py­sku­je i co naj­wy­żej admin wal­nie bana. Se wtedy inne konto za­ło­żę. To jest moja po­wieść któ­rej czte­ry roz­dzia­ły już na­pi­sa­łem by była be­st­sel­le­rem, więc zanim rusze dalej nad­szedł czas na cyz­ta­nie i po­rpaw­ki, które to robię z córką pani Lodzi, ale do­brze, żeby jej mama nie wie­dzia­ła, bo to Lo­dzia wła­śnie mi mó­wi­ła, że dobra li­te­ra­tu­ra fan­ta­stycz­na po­win­na ko­ment­sy dawać i na ak­tu­al­ne zda­rze­nia i mieć w sobie mi­łość i dra­mat (i stąd ta nie­do­la głów­ne­go bo­ha­te­ra w wy­ni­ku tra­gicz­ne­go nie­zro­zu­mie­nai co się dziej) i tro­che sę­sa­cji, żeby sze­ro­kie grono za­do­wa­lać. Mia­łem tro­chę pro­ble­mu z opi­sa­mi, ale pani Lo­dzia z osie­dlo­we­go wła­snie wzię­ła mnie na zpa­le­cze, po­ka­za­ła i ob­ja­śni­ła co i jak, więc dla­te­go wolę, żeby nei wie­dzia­la ze ja chet­niej jak jej córka mi ob­ja­śnia, bo jest łąd­niej­sza. To nor­mal­ne, że ład­niej­sze, bo prze­cież młod­sza, cho­ciaż pani Lo­dzia też fajna dupa z twa­rzy, ale weś tu zro­zum ko­bi­ty czło­wie­ku…. W kaz­dym razie one mi po­mo­gły wy­do­ro­śleć opo­wieść, więc daje taga, że nie dla dzie­ci, bo jed­nak już jakąś doj­ża­łość cza mieć do mo­je­go tek­stu,a głu­pio do­stac bana za taga, jak jesz­cze ko­ment­sów ni epo­sa­dzi­cie.
My­śla­łem tez, bo te opisy mi cięz­ko idą a dia­lo­gi le­piej, żeby jed­nak zro­bić może z tego po­wieść ilu­stro­wa­ną, tylko nei jakiś pe­dal­ski ko­miks, ale taki ar­ty­stow­ski album. Mam nawet pro­jekt oklad­ki, co my­sli­cie? Po­radź­cie.
A do tych wszyst­kich fa­ga­sów, cio­łów co to na po­wierzch­ni musku fałd­ki nie mają i myślą, że „50 twa­rzy Greja” to kre­tyń­ski por­nol, wolom rzy­gać i chlać krzy­nę bronk­sa za­ma­ist sobie książ­ki kupić i prze­czy­tać, a szcze­gól­nie do zła­ma­sów co hej­tu­ją mój pro­jekt „po­wieść w dwa mie­chy” na fej­si­ku – po­sy­łam cie­płe­go, wiel­gach­ne­go faka. Niech wam przez ka­ka­ło wej­dzie i sie­gnie aż mig­dał­ków aż oczy wyjdą z orbit, bo to jest moż­li­we a tu są lu­dzie, które po­ma­ga­ją, więc jak za­cznie­cie tu hej­to­wać też, to was zgło­szę do trol­la, wy nie­do­rż­nię­te, za­zdro­sne o Asię pin­dzie, wiem kim je­ste­ście.
Kuba, wasz młody adept klaw­ja­tu­ry
– Wy­kur­wiaj do pie­kła, czar­ny kin­der­jeb­co! – Kuba ze zło­ścią wy­sy­czał zęby roz­ry­wa­jąc nimi gar­dło prze­ciw­ni­ka. Try­snąw­szy czer­wie­nią na biały śnieg, w któ­rym to­nę­ło ob­li­cze księ­ży­ca w pełni tań­cząc, kro­pla­mi ście­ka­ją­cy­mi na zimną po­kry­wę, otu­la­ją­cą pod­be­skidz­ki las oraz gonty dachu mil­czą­ce­go nocą kon­tu­ra ko­ściół­ka, wy­pa­ro­wał ży­ciem wraz z ostat­nim tchnie­niem char­ko­czą­cym w gar­dle. Bez­wład­ne ciel­sko rymło na zie­mię, wzbi­ja­jąc chmu­rę zim­ne­go puchu. Kuba nie miał za­ma­iru po­ma­gać gni­dzie wy­ko­rzy­stu­ją­cej bez­bron­nych, za­gu­bio­nych na swej do­rdze bo gra­dził strasz­nie takim za­kła­ma­niem i hi­po­kry­zją. Do­tarł tu po za­pa­chu stra­chu, jaki roz­ta­cza­ła za sobą przed jego nosem mała Julka z trzech chat dalej, któ­rej ro­dzi­ce roz­cho­dzi­li się teraz, a ona pełna za­ufa­nia po­szła zwie­rzyć się na re­ko­lek­cjach pro­bosz­czo­wi. Wi­dział przez ciem­no­ści wie­czo­ra dzie­cię­cą buzię wy­krzy­wio­ną w strasz­nym gry­ma­sie i ogar­nął go szał. Kiedy tylko się po­ja­wił i wark­nął ze zło­ścią Nie wierz w to, że to lizak, li­za­ki są słod­kie!, mała czmyh­nę­ła czym prę­dzej bojąc się czy­cha­ją­cej w nim be­stii, zaś on ucie­szył się nawet – nie chciał, żeby taka dziew­czyn­ka wi­dzia­ła kiedy z jego pier­si uwal­nia się dzi­kość wy­ją­ca żądza mordu bez par­do­nu, po­mi­ło­wa­nia, krzty li­to­ści ku gwiaz­dom. Ży­czył jej, by po­zna­ła smak li­za­ka na od­pu­ście taki praw­dzi­wy, uma­cza­ny w lu­krze i po kry­jo­mu wci­ska­ny pod sto­łem, który na­peł­ni jej buzię szczę­ściem na całe dzie­ciń­stwo. Pa­mię­tał jak sam pod stra­ga­no­wym bla­tem sku­lo­ny, bawił się swoją małą roz­ko­szą a cie­pła ra­dośc roz­le­wa­ła się po wnę­trzu po­licz­ków….
Kuba splu­nął na trupa z po­gar­dą, która roz­la­ła się po tę­że­ją­cej gębie. Krzy­zyk na ró­żań­cu na pier­si zsu­nąw­szy się, jaby sam Pam­buk od­su­wał się od nie­wier­ne­go sługi, prze­ciw przy­ka­za­nim który wy­stą­pił i za­nur­ko­wał w śnieg. Tonąc tak w bia­łej kor­dł­rze ochło­nął po­wo­li my­śląc o tym co uczy­nił i do­my­ślił się, że nie może wró­cić do domu bo, go będą ści­gać my­śli­we ce­sar­skie psy. Dałby im radę, ale przyj­dą nowe i nowe i nowe także stra­ci kie­dyś czuj­ność. Nic to wuja, sie po­ra­dzi, wuj wpraw­dzie gnój, ale łeb miał nie od pa­ra­dy tylko taki ży­cio­wy i cała wio­ska przy­cho­dzi­ła się jego ra­dzić w okre­ślo­nych ter­mi­nach. Wy­szarp­nął krzy­zyk z gar­dzie­li za­chłan­ne­go śnie­gu zry­wa­jąc go z szyi za­bi­te­go, a pa­cior­ki ró­żań­ca roz­pry­sły się do koła jak kozie bobki wy­mia­ta­ne ener­gicz­ną ręką Kach­ny zza progu na po­dwór­ko. Od­szedł w kie­run­ku lasu od­pro­wa­dza­ny bły­ska­mi, które do­cho­dzi­ły od krzy­wo wbi­tej w po­bli­ską zaspę ucie­ka­ją­cą przez Julkę, mie­nią­cej się skrze­niem zmarź­nię­tej od ziom­bu nad­gry­zio­nej laski praw­dzi­we­go cy­na­mo­nu.
By­naj­mniej wuj nie za­wo­dził, ra­dząc mu by ucho­dził z kraju da­le­ko hen, póki spra­wa nie przy­schnie. Chwa­lił go, że zdał się na in­stynkt ale gru­bym sło­wem ze­lżył, że małej tez ni eu­siekł bo prze­cież świad­ki nie­po­trzeb­ne. Nie zga­dzał się z nim za bar­dzo, ale rady po­trze­bo­wał no i żeby chaty ktoś do­glą­dał, jak on się bę­dzie ukry­wał. Wuj przy­obie­cał, że oko bę­dzie miał, że Kach­ny nie dźgnie i że jak się za­in­sta­lu­je, naj­le­piej za mo­rzem gdzie ponoć złoto można zna­leźć, niech znaj­dzie pi­sa­rza i na­rych­tu­je list co i jak, a wtedy on mu od­po­wie rów­nież li­stow­nie, jak się spra­wy z jego po­ści­giem mają. Po­że­gna­li się po męsku, waląc setę nocą na po­la­nie, pod roz­gwież­dżo­nym zi­mo­wym nie­bem mry­ga­ją­cym niemo nad dra­ma­tem Kuby. Wuj dał mu nóż do chle­ba, bo za­wsze się przy­da, więc Kuba wyrył znaki na korze drze­wa i przy­siągł na Lunę, że jesz­cze tu wróci. Był to 02.1861 i wiele już się dzia­ło, Ru­skie wa­li­ły w War­sza­wie do Po­la­ków, a i na świe­cie ru­chan­ka ogól­na po­wo­li wy­peł­za­ła na po­wierzch­nię de­pra­wu­jąc jego ob­li­cze dzie­wi­cze.
Wuj to jed­nak był h*j, kawał co się zowie, ja­ki­go by rzeź­nik Stach nie po­wsty­dził się cia­chać swym rzeź­nic­kim ta­sa­kiem na okład do by­czych jajec. Mówił Kubie, żeby przy­brał imię Jack i zaraz się za­cią­gnął za mo­rzem, bo za od­słu­że­nie w armii dają pa­pier, pie­nią­dze i oby­wa­tel­stwo, żeby mógł się urzą­dzić. Za­po­mniał jed­nak wspo­mnieć, że w tym nowym świe­cie trwa za­je­bi­sta wojna o wol­ność i ide­ały z jed­nej, oraz nie­pod­le­głość i dy dy­ma­ły z dru­giej stro­ny. Jack ję­zy­ka za bar­dzo nie znał, tyle co na stat­ku li­znął pew­nej krew­kiej pa­niu­si, kiedy im było zimno w osob­nych ka­ju­tach i zanim zro­zu­miał swój błąd już go nie było.
A więc zdy­chał teraz po­wo­li oto­czo­ny tru­pa­mi i smro­dem gni­ją­cych ciał, a nad nimi kłe­bi­ły się czar­ne chmu­ry nie­prze­li­czo­nych kru­ków i wron roz­dzie­ra­ją­cych kra­ka­niem niebo, które zaraz lu­nę­ło w dół cięż­ki­mi od roz­pa­czy łzami droż­dżu. Gra­na­to­wą kurtę zdo­bi­ły wie­lo­barw­ne plamy rudej krwi, a sam Jack, czyli Kuba, ock­nął się z bólu. Prak­tycz­nie po­wi­nien być mar­twy, ale nie­spo­ży­te życie drą­ży­ło jego ciało jak dzika świ­nia ry­ją­ca glebe za żo­łen­dziem, zaś w zy­łach krew wier­ci­ła się le­piej od owsi­ków w dupie – nie mógł więc tak łątwo umrzeć, nawet gdyby chciał bar­dzo. A chciał, tra­pio­ny prze­rzu­ta­mi su­mie­nia po pod­be­skidz­kim mor­dzie. Nie chciał za to umie­rać przez ba­weł­nę, as­falt i nie swoje do­la­ry, więc ock­nął się jed­nak i w kie­run­ku skra­ju po­bli­skie­go lasu za­czął wy­czoł­gi­wać z po­bo­jo­wi­ska, rany za­skle­pia­ły się zaś cu­dow­nie pło­sząc ucztu­ją­ce ścier­wo­ja­dy.
Gdy się do­czoł­gał, po­czuł się le­piej, a jego wy­ostrzo­ne zmy­słem jak na­tem­pe­ro­wa­ny ołó­wek ucho strzy­gło, bo wy­da­wa­ło mu się, że do­cho­dzi go z od­da­li jakiś dźwięk. Wsu­nął się w las ni­czym cicho ni­czym cień, bo mimo, że na pou bitwy oliw­ko­we kurty prze­mie­sza­ne były z gra­na­to­wy­mi pra­wie po równo, to wie­dział po star­ciach na szta­che­ty z chło­pa­ka­mi z Zim­nej Wody, że na­le­ży czuj­nie pa­trzyć do końca na wynik bo nigdy nie wia­do­mo kiedy ktoś nie­cho­no­ro­wo zaj­dzie cię od tyłu i pie­prz­nie w łeb, co go strasz­nie wku­rza­ło. Do­skra­dał się w końcu do le­śnej po­la­ny, roz­róż­niał już wy­raź­nie po­ję­ki­wa­nia i krzy­ki ko­bie­ce­go głosu oraz prze­kleń­stwa mę­skie­go. Mało co z tego dziw­ne­go ak­cen­tu zro­zu­mial, ale skry­ty mię­dzy ło­dy­ga­mi za­zie­le­nio­ne­go ma­jo­wym do­ty­kiem krza­ka widok mówił mu wszyst­ko. Żoł­dak w mun­du­rze ko­lo­ru kcha­ki , w wy­so­kich skó­rza­nych bu­tach, z pasem przez ramię i re­wol­we­rem na pasie w pasie szar­pał czar­ną młodą ko­bie­tę za lo­ko­wa­ne włosy, usi­łu­jąc ze­drzeć z nich suk­nię. Kuba czyli Jack w sumie sie­dział, uda­jąc, że go to nie ob­cho­dzi, ale nagle tknę­ło go coś ta­kie­go że lód w sercu zła­mał się jak przty­czek – a co jeśli tak to by była jego Kach­na?
Szarp­nął się do przo­du nie wię­dząc kiedy, ryk­nął so­czy­ście aż wszyst­kie li­ście na są­sied­nich drze­wach za­drża­ły ni­czym dziew­czy­ny w sto­do­le na sia­nie w chłod­ną wrze­śnio­wą noc, kiedy zimno już ką­sa­ło sutki bez li­to­śnie i trze­ba się było na­kry­wać kozią derką która grza­ła le­piej niż koc bo o kozy w wio­sce bar­dzo dbali i o owce z któr­cyh ro­bi­li koce też, bo na hali nic pik­niej­sze­go niż owca nie ma i wy­rwał prze­mie­nio­ny do przo­du, szar­piąc z cho­le­wy nóż do tego skur­wie­la wujka chle­ba. Za­klę­ty w nim run roz­błysł nagle wijąc wia­trem wokół ostrza, zaś Jack czyli Kuba, kie­dyś góral, potem Unita w za­mor­skiej, obcej ziemi na wy­gna­niu, a teraz to­czą­cy z pianę pyska wil­ko­łak – wpadł w szał. Żoł­nierz po­łu­dnia był gie­roj więc na­tych­miast na­sta­wił ba­gnet wska­zu­jąc umo­czo­nym w za­schnię­tej krwi oszczem wprost w pierś Kuby, ale nie miał szans naj­mniej­szych, nawet ty­cich jak kra­sna­le któ­rym szcze­py­wał cza­sem kro­ple śmie­ta­ny jak jesz­cze był w swo­jim domu i KAch­nę bo­la­ła głowa, wienc nie zwra­ca­ła uwagi co robi pod sto­łem. Nim się kon­fe­de­rat zdą­żył do­brze wy­stra­szyć i kul­tu­ral­nie zejść na zawał albo, co naj­mniej na apo­klep­sje, już dziabł nożem w oko go i rwał szpo­na­mi Jack na drob­ne ka­wał­ki, kłami wy­szar­pu­jąc wnętrz­no­ści i tych­że kłap­nię­cia­mi gru­cho­cząc kości żeber jakby to były wy­ka­łacz­ki. Wy­rwał w koncu z roz­be­be­szo­ne­go trupa serce, ze­żarł je naraz i zawył w nad­cho­dza­cy wie­czór, zaś wtedy prze­ra­żo­ne ptac­two z po­bli­skie­go tru­po­wi­ska ucie­kło po­ciem­nia­jąc niebo na kilka chwil jakby za­pa­dła nagle noc, mimo że jesz­cze było tro­che czasu do zmro­ku.
Szał ustę­po­wał, do­pie­ro teraz Jack czyli Kuba zo­ba­cyzł, że dziew­czy­nie gwał­ci­ciel na­ło­żył kaj­da­ny na ręce bbo chyba chciał taką ładną mieć na dłó­żej. Sta­nął przed nią wy­nio­śle i jed­nym szarp­nię­ciem mo­car­ne­go szpo­na ro­ze­rwał liche ognie łań­cu­chów. Potem zaś za­kre­ci­ło mu się w gło­wie, za­wi­ro­wał świat ty­sią­cem barw i runął jak dług.
Kiedy się ock­nął, Luna była już wy­so­ko a loki dziew­czy­ny ła­sko­ta­ły mu pysk. W pełni nei mógł od­zy­skać swej po­sta­ci do rana i ze zdzi­wie­niem za­uwa­żył, że Mu­rzyn­ce to nie prze­szka­dza. Opa­try­wa­ła mu ramię, zu­peł­nie nie­po­trzeb­nie, bo naj­da­lej za parę go­dzin rana sama się za­kle­pie żeby rzyć stróż­ka­mi zeń nie ucho­dzi­ło, bo taka była jego wil­cza moc. Jej dotyk był jed­nak miły, prad prze­bie­gał przez Kubę od czub­ków stóp po ko­niusz­ki oczu, zu­pel­nie jak po zi­mo­wej her­ba­cie w sma­ga­ne mro­zem wie­czo­ry. Tak dawno nie miał ko­bie­ty…. Czuł wy­raź­nie, że dziew­czy­na jest w rui, jej dło­nie były coraz bar­dziej za­chę­ca­ją­ce, więc chwy­cił ją w ra­mio­na i oba­lił w wy­so­kie trawy na plecy wśród ma­jo­wych za­pa­chów. Pod­da­ła mu się chęt­nie, dra­piąc pa­zór­ka­mi plecy i gry­ząc za­chę­ca­ją­co w czu­bek po­zna­czo­ne­go licz­ny­mi bli­zna­mi ucha z wa­ta­szych zabaw. Kiedy jego po­żą­dli­we szcze­nię bu­szo­wa­ło w dżun­gli tro­pi­kal­nej Afry­ki, ona szar­pa­ła ich na­mięt­nie za kudły na ple­cach, pier­siach aż oboje po­czu­li zbli­ża­ją­ce się od­kry­cie ta­jem­ni­cy pod­bo­ju mrocz­nych, wil­got­nych za­ka­mar­ków Czar­ne­go Lądu przez mokre, od wzbie­ra­ją­cej eks­kre­men­ta­cji noski dziel­nych eks­plo­ran­tów Sta­re­go Świa­ta….
Nie­opo­dal w krza­kach ob­ser­wo­wał ich in­dia­nin. Czer­wo­no­skó­ry miał ka­mien­ną twarz, nie wy­ra­ża­ła ona żad­nych uczuć ani emo­cji co do sceny, która roz­gry­wa­ła się przed nią. W końcu wes­tchnął nie­do­strze­gal­nie, jakby z żalu że to już ko­niec i wy­co­fał się bez­sze­lest­nie, wijąc się jak pod­stemp­ny grze­chot­nik zde­cy­do­wa­nie i za­bój­czo za­ra­zem, a jed­nak nie­po­strze­że­nie. Trze­ba na­tych­miast za­nieść do sza­ma­nów wieść, że oto pro­roc­two się na­peł­nia, ze Blady Wilk za­wi­tał w zie­mie Ma­ni­tu. Kiedy od­wi­nął się na od­po­wied­nią od­le­głość, wstał i po­biegł co koń wy­sko­czy klasz­cząc bo­sy­mi sto­pa­mi o pre­rię w kie­run­ku tipi ple­mie­nia….
męż­czy­zna, 41 lat | 30.01.14, g. 00:49
"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)
męż­czy­zna, 41 lat, Po­znań | 30.01.14, g. 01:15
Żeby nie za­po­mnieć jutro, dziś, wcze­śniej­szym póź­nie­jem.

Zło­ścić się to robić sobie krzyw­dę za głu­po­tę in­nych.
męż­czy­zna, 31 lat | 30.01.14, g. 01:30
Za późno na czy­ta­nie ta­kiej cięż­kiej li­te­ra­tu­ry. O tej porze to se można Dżoj­sa czyt­nąć, a nie takie rze­czy. Wpi­su­je się coby gwiazd­ka mry­ga­ła. Żeby nie było oce­nię ob­ra­zek: strasz­ny, ma­ka­brycz­ny, krwa­wy, wręcz na­tu­ra­li­stycz­ny, ocie­ka­ją­cy tur­pi­zmem. Brrrr… będę bał się za­snąć. Za młody je­stem na takie sceny. Może zmie­nić w ty­tu­le >18 na >48?

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota
męż­czy­zna, 41 lat | 30.01.14, g. 01:34
weś nie wy­mien­kaj, to ni jest ka­wa­łek dla emo, ale po­rząd­na li­te­rat­ka do oba­le­nia. Jak skoń­czę, to ten Dżojs bę­dzie mi jadł z ręki, mówię ci. Ale po­cze­bu­ję teraz po­pra­wić i ko­ment­sy, bez hej­to­wa­nia. Se sm zmie­niaj na opko dla eme­ry­tów, moja bab­cia ta­kich ni elubi, ale kum­ple spod klat­ki tak, do­brze na­pi­sa­łem sie jesz­cze za­sta­na­wiam czy nie­obni­zyc >16 bo teraz mlo­dzi szyb­ko doj­rze­wa­ją, szyb­ciej niż kie­dyś

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)
ko­bie­ta, Kra­ków | 30.01.14, g. 01:37
Gdzie te ar­ty­sty, ach gdzie. Jutro. To­mor­row. Mañana. Bul-bul. 

męż­czy­zna, 41 lat | 30.01.14, g. 01:38
"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)
ko­bie­ta, Łódź | 30.01.14, g. 05:24
W porzo po­czon­tek, ziom. Ostro sie dzie­je, lubie takie ka­wał­ki. Nie pekaj, pisz dalej. Jak­byś chciał wien­cej ko­men­tów, to ja tu jesz­cze sie wbije. I po­zdrów­ki dla tej focz­ki od pani Lodzi.

męż­czy­zna, 41 lat | 30.01.14, g. 07:57
Ja yebye, to wy sie zna­cie? Spoko, ale czad! Ob­czaj, ajki ten in­ter­net mały, lu­dzie z dziel­ni sie spo­ty­ka­jo! W któ­rej klat­ce miesz­kasz? W ogole to nie ma kre­pa­cji, wpa­daj na bansa kiedy chcesz, za­wsze sie znaj­dzie kawka i tro­chę sło­dy­czy! Spoko ko­ment, a wo­la­la­bys ksiaz­ke czy po­wiesc ilu­stro­wa­na? P.S. A tu taka cie­ka­wost­ka nt. zwią zany z kon­ku­re­sem :)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)
ko­bie­ta, Łódź | 30.01.14, g. 08:16
No ba! Ziomy z dziel­ni som wszen­dzie, nawet przy ko­mo­rach. W 3 a ty? Kurde, na chwi­le obec­nom nie moge, bo mi ja­rec­ka dała bana. Na kompa tesz. Przy­lasz­czy­łam zdzieb­ko w gimie i sie pulta. Na szcze­scie nie ob­cza­ila, ze w ko­mu­rze tesz mam neta. Spox blo­ga­sek, cza lajk­nac.

ko­bie­ta, Łódź | 30.01.14, g. 08:17
A ksiaz­ka to ko­niecz­nie z ob­raz­ka­mi. Cza­der­sko ry­su­jesz. :-)

męż­czy­zna, 44 lata | 30.01.14, g. 08:30
Przd ew­szyst­kim, Ko­le­go, chcia­łem uspo­ko­ić Cie, żes na dobre forum tra­fił, bo my tu może i ra­dy­kal­ni je­ste­śmy w o son­dach, ale na li­tra­tu­rze się znamy i nasz pre­cy­zyj­ny kry­ty­cjo­nizm wy­wle­ka­ny na łamy forum jest za­le­tą tylko, z któ­rej kazdy now­pi­szą­cy po­wi­nien ko­rzy­stac za­miast się ob­ra­żac chuj wi ena co i po co, ale od rze­czy. Przede wszyst­kim juz pierw­sze zda­nie wła­sci­wej po­wie­sci za­slu­gu­je na wy­ro­znie­nie, bo wrzy od emo­cjii, slowa uzyte od razu mowią, ze trze­ba byc przy­naj­mniej w gim­ba­zie, a nie jakms opsra­nym ma­lo­la­tem, zeby Twoje dzie­ło czy­tać, a dalej jest juz tylko le­piej, bo i po mor­dach sie tłuką i hi­sto­rycz­ne wstaw­ki mydlą czy­tel­ni­ko­wi przy­jem­nie gałki oczne, sama więc ra­dość, nie wspo­mi­na­jąc już o tym za­je­faj­nym i or­gi­nal­nym po­my­śle, że gówny bo­ha­ter, mimo , że
Seks Z Dojrzałymi Kobietami - Angela White,kagney Linn Karter,phoenix Marie, Grupowo
Jak już raz posmakujesz, nie chcesz niczego innego
Sex w trójkącie z mamcią - Lela Star,luna Star, Mamuśka

Report Page