Dwie oliwkowe suczki
⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻
Dwie oliwkowe suczki
Ten dżem kupiłam ponieważ ktoś mi polecił, że taki super. Wolę chyba jednak figowy St. Dalfour. Generalnie nie przepadam za dżemami, czasem robię w domu konfitury , też dlatego że samo smażenie ich to wielka przyjemność. Jeśli już kupuję to Materne albo St. Dalfour czy Fregata.
To są batoniki z Rossmana, bananowo - czekoladowe. Słodycze w stylu fitness, czyli takie batoniki głównie z płatków owsianych to moja wielka miłość. Ja jem tylko takie batoniki i czasem sama robię, bo mam kilka przepisów. Te były bardzo dobre i kupię sobie jeszcze malinowe, bo są różne smaki. Mają co prawda lecytynę sojową, ale ja uważam że to nie jest aż takie złe.
Sprache auswählen Deutsch Afrikaans Albanisch Amharisch Arabisch Armenisch Aserbaidschanisch Assamesisch Aymara Bambara Baskisch Belarussisch Bengalisch Bhojpuri Birmanisch Bosnisch Bulgarisch Cebuano Chichewa Chinesisch (traditionell) Chinesisch (vereinfacht) Dänisch Dhivehi Dogri Esperanto Estnisch Ewe Filipino Finnisch Französisch Friesisch Galizisch Georgisch Griechisch Guarani Gujarati Haitianisch Hausa Hawaiisch Hebräisch Hindi Hmong Igbo Ilokano Indonesisch Irisch Isländisch Italienisch Japanisch Javanisch Jiddisch Kannada Kasachisch Katalanisch Khmer Kinyarwanda Kirgisisch Konkani Koreanisch Korsisch Krio Kroatisch Kurdisch (Kurmandschi) Kurdisch (Sorani) Lao Lateinisch Lettisch Lingala Litauisch Luganda Luxemburgisch Maithili Malagasy Malayalam Malaysisch Maltesisch Maori Marathi Mazedonisch Meitei (Manipuri) Mizo Mongolisch Nepalesisch Niederländisch Norwegisch Odia (Oriya) Oromo Paschtu Persisch Polnisch Portugiesisch Punjabi Quechua Rumänisch Russisch Samoanisch Sanskrit Schottisch-Gälisch Schwedisch Sepedi Serbisch Sesotho Shona Sindhi Singhalesisch Slowakisch Slowenisch Somali Spanisch Sundanesisch Swahili Tadschikisch Tamil Tatarisch Telugu Thailändisch Tigrinya Tschechisch Tsonga Türkisch Turkmenisch Twi Uigurisch Ukrainisch Ungarisch Urdu Usbekisch Vietnamesisch Walisisch Xhosa Yoruba Zulu
Simple theme. Theme images by Ailime . Powered by Blogger .
Zresetuj hasło:
Login lub email
gotowe
- Opowiadanie: PsychoFish - .:: Wilcze kórelstwo. Tom I: Union Jack. (Prolog) >18 ::.
mężczyzna, 41 lat | 30.01.14, g. 00:34 | znaki: 9893
Przede wszystkim chciałem poprosić o uwagi co do konfabuły, bo już wszystkie proadniki pisania cyztałem i się bujałem na różnych forach, ale tu ponoć jest najhardkorowiej, więc co mi tam, najwyżej zjedziecie mnie strasznie, a ja wam odpyskuje i co najwyżej admin walnie bana. Se wtedy inne konto założę. To jest moja powieść której cztery rozdziały już napisałem by była bestsellerem, więc zanim rusze dalej nadszedł czas na cyztanie i porpawki, które to robię z córką pani Lodzi, ale dobrze, żeby jej mama nie wiedziała, bo to Lodzia właśnie mi mówiła, że dobra literatura fantastyczna powinna komentsy dawać i na aktualne zdarzenia i mieć w sobie miłość i dramat (i stąd ta niedola głównego bohatera w wyniku tragicznego niezrozumienai co się dziej) i troche sęsacji, żeby szerokie grono zadowalać. Miałem trochę problemu z opisami, ale pani Lodzia z osiedlowego własnie wzięła mnie na zpalecze, pokazała i objaśniła co i jak, więc dlatego wolę, żeby nei wiedziala ze ja chetniej jak jej córka mi objaśnia, bo jest łądniejsza. To normalne, że ładniejsze, bo przecież młodsza, chociaż pani Lodzia też fajna dupa z twarzy, ale weś tu zrozum kobity człowieku…. W kazdym razie one mi pomogły wydorośleć opowieść, więc daje taga, że nie dla dzieci, bo jednak już jakąś dojżałość cza mieć do mojego tekstu,a głupio dostac bana za taga, jak jeszcze komentsów ni eposadzicie.
Myślałem tez, bo te opisy mi cięzko idą a dialogi lepiej, żeby jednak zrobić może z tego powieść ilustrowaną, tylko nei jakiś pedalski komiks, ale taki artystowski album. Mam nawet projekt okladki, co myslicie? Poradźcie.
A do tych wszystkich fagasów, ciołów co to na powierzchni musku fałdki nie mają i myślą, że „50 twarzy Greja” to kretyński pornol, wolom rzygać i chlać krzynę bronksa zamaist sobie książki kupić i przeczytać, a szczególnie do złamasów co hejtują mój projekt „powieść w dwa miechy” na fejsiku – posyłam ciepłego, wielgachnego faka. Niech wam przez kakało wejdzie i siegnie aż migdałków aż oczy wyjdą z orbit, bo to jest możliwe a tu są ludzie, które pomagają, więc jak zaczniecie tu hejtować też, to was zgłoszę do trolla, wy niedorżnięte, zazdrosne o Asię pindzie, wiem kim jesteście.
Kuba, wasz młody adept klawjatury
– Wykurwiaj do piekła, czarny kinderjebco! – Kuba ze złością wysyczał zęby rozrywając nimi gardło przeciwnika. Trysnąwszy czerwienią na biały śnieg, w którym tonęło oblicze księżyca w pełni tańcząc, kroplami ściekającymi na zimną pokrywę, otulającą podbeskidzki las oraz gonty dachu milczącego nocą kontura kościółka, wyparował życiem wraz z ostatnim tchnieniem charkoczącym w gardle. Bezwładne cielsko rymło na ziemię, wzbijając chmurę zimnego puchu. Kuba nie miał zamairu pomagać gnidzie wykorzystującej bezbronnych, zagubionych na swej dordze bo gradził strasznie takim zakłamaniem i hipokryzją. Dotarł tu po zapachu strachu, jaki roztaczała za sobą przed jego nosem mała Julka z trzech chat dalej, której rodzice rozchodzili się teraz, a ona pełna zaufania poszła zwierzyć się na rekolekcjach proboszczowi. Widział przez ciemności wieczora dziecięcą buzię wykrzywioną w strasznym grymasie i ogarnął go szał. Kiedy tylko się pojawił i warknął ze złością Nie wierz w to, że to lizak, lizaki są słodkie!, mała czmyhnęła czym prędzej bojąc się czychającej w nim bestii, zaś on ucieszył się nawet – nie chciał, żeby taka dziewczynka widziała kiedy z jego piersi uwalnia się dzikość wyjąca żądza mordu bez pardonu, pomiłowania, krzty litości ku gwiazdom. Życzył jej, by poznała smak lizaka na odpuście taki prawdziwy, umaczany w lukrze i po kryjomu wciskany pod stołem, który napełni jej buzię szczęściem na całe dzieciństwo. Pamiętał jak sam pod straganowym blatem skulony, bawił się swoją małą rozkoszą a ciepła radośc rozlewała się po wnętrzu policzków….
Kuba splunął na trupa z pogardą, która rozlała się po tężejącej gębie. Krzyzyk na różańcu na piersi zsunąwszy się, jaby sam Pambuk odsuwał się od niewiernego sługi, przeciw przykazanim który wystąpił i zanurkował w śnieg. Tonąc tak w białej kordłrze ochłonął powoli myśląc o tym co uczynił i domyślił się, że nie może wrócić do domu bo, go będą ścigać myśliwe cesarskie psy. Dałby im radę, ale przyjdą nowe i nowe i nowe także straci kiedyś czujność. Nic to wuja, sie poradzi, wuj wprawdzie gnój, ale łeb miał nie od parady tylko taki życiowy i cała wioska przychodziła się jego radzić w określonych terminach. Wyszarpnął krzyzyk z gardzieli zachłannego śniegu zrywając go z szyi zabitego, a paciorki różańca rozprysły się do koła jak kozie bobki wymiatane energiczną ręką Kachny zza progu na podwórko. Odszedł w kierunku lasu odprowadzany błyskami, które dochodziły od krzywo wbitej w pobliską zaspę uciekającą przez Julkę, mieniącej się skrzeniem zmarźniętej od ziombu nadgryzionej laski prawdziwego cynamonu.
Bynajmniej wuj nie zawodził, radząc mu by uchodził z kraju daleko hen, póki sprawa nie przyschnie. Chwalił go, że zdał się na instynkt ale grubym słowem zelżył, że małej tez ni eusiekł bo przecież świadki niepotrzebne. Nie zgadzał się z nim za bardzo, ale rady potrzebował no i żeby chaty ktoś doglądał, jak on się będzie ukrywał. Wuj przyobiecał, że oko będzie miał, że Kachny nie dźgnie i że jak się zainstaluje, najlepiej za morzem gdzie ponoć złoto można znaleźć, niech znajdzie pisarza i narychtuje list co i jak, a wtedy on mu odpowie również listownie, jak się sprawy z jego pościgiem mają. Pożegnali się po męsku, waląc setę nocą na polanie, pod rozgwieżdżonym zimowym niebem mrygającym niemo nad dramatem Kuby. Wuj dał mu nóż do chleba, bo zawsze się przyda, więc Kuba wyrył znaki na korze drzewa i przysiągł na Lunę, że jeszcze tu wróci. Był to 02.1861 i wiele już się działo, Ruskie waliły w Warszawie do Polaków, a i na świecie ruchanka ogólna powoli wypełzała na powierzchnię deprawując jego oblicze dziewicze.
Wuj to jednak był h*j, kawał co się zowie, jakigo by rzeźnik Stach nie powstydził się ciachać swym rzeźnickim tasakiem na okład do byczych jajec. Mówił Kubie, żeby przybrał imię Jack i zaraz się zaciągnął za morzem, bo za odsłużenie w armii dają papier, pieniądze i obywatelstwo, żeby mógł się urządzić. Zapomniał jednak wspomnieć, że w tym nowym świecie trwa zajebista wojna o wolność i ideały z jednej, oraz niepodległość i dy dymały z drugiej strony. Jack języka za bardzo nie znał, tyle co na statku liznął pewnej krewkiej paniusi, kiedy im było zimno w osobnych kajutach i zanim zrozumiał swój błąd już go nie było.
A więc zdychał teraz powoli otoczony trupami i smrodem gnijących ciał, a nad nimi kłebiły się czarne chmury nieprzeliczonych kruków i wron rozdzierających krakaniem niebo, które zaraz lunęło w dół ciężkimi od rozpaczy łzami drożdżu. Granatową kurtę zdobiły wielobarwne plamy rudej krwi, a sam Jack, czyli Kuba, ocknął się z bólu. Praktycznie powinien być martwy, ale niespożyte życie drążyło jego ciało jak dzika świnia ryjąca glebe za żołendziem, zaś w zyłach krew wierciła się lepiej od owsików w dupie – nie mógł więc tak łątwo umrzeć, nawet gdyby chciał bardzo. A chciał, trapiony przerzutami sumienia po podbeskidzkim mordzie. Nie chciał za to umierać przez bawełnę, asfalt i nie swoje dolary, więc ocknął się jednak i w kierunku skraju pobliskiego lasu zaczął wyczołgiwać z pobojowiska, rany zasklepiały się zaś cudownie płosząc ucztujące ścierwojady.
Gdy się doczołgał, poczuł się lepiej, a jego wyostrzone zmysłem jak natemperowany ołówek ucho strzygło, bo wydawało mu się, że dochodzi go z oddali jakiś dźwięk. Wsunął się w las niczym cicho niczym cień, bo mimo, że na pou bitwy oliwkowe kurty przemieszane były z granatowymi prawie po równo, to wiedział po starciach na sztachety z chłopakami z Zimnej Wody, że należy czujnie patrzyć do końca na wynik bo nigdy nie wiadomo kiedy ktoś niechonorowo zajdzie cię od tyłu i pieprznie w łeb, co go strasznie wkurzało. Doskradał się w końcu do leśnej polany, rozróżniał już wyraźnie pojękiwania i krzyki kobiecego głosu oraz przekleństwa męskiego. Mało co z tego dziwnego akcentu zrozumial, ale skryty między łodygami zazielenionego majowym dotykiem krzaka widok mówił mu wszystko. Żołdak w mundurze koloru kchaki , w wysokich skórzanych butach, z pasem przez ramię i rewolwerem na pasie w pasie szarpał czarną młodą kobietę za lokowane włosy, usiłując zedrzeć z nich suknię. Kuba czyli Jack w sumie siedział, udając, że go to nie obchodzi, ale nagle tknęło go coś takiego że lód w sercu złamał się jak prztyczek – a co jeśli tak to by była jego Kachna?
Szarpnął się do przodu nie więdząc kiedy, ryknął soczyście aż wszystkie liście na sąsiednich drzewach zadrżały niczym dziewczyny w stodole na sianie w chłodną wrześniową noc, kiedy zimno już kąsało sutki bez litośnie i trzeba się było nakrywać kozią derką która grzała lepiej niż koc bo o kozy w wiosce bardzo dbali i o owce z którcyh robili koce też, bo na hali nic pikniejszego niż owca nie ma i wyrwał przemieniony do przodu, szarpiąc z cholewy nóż do tego skurwiela wujka chleba. Zaklęty w nim run rozbłysł nagle wijąc wiatrem wokół ostrza, zaś Jack czyli Kuba, kiedyś góral, potem Unita w zamorskiej, obcej ziemi na wygnaniu, a teraz toczący z pianę pyska wilkołak – wpadł w szał. Żołnierz południa był gieroj więc natychmiast nastawił bagnet wskazując umoczonym w zaschniętej krwi oszczem wprost w pierś Kuby, ale nie miał szans najmniejszych, nawet tycich jak krasnale którym szczepywał czasem krople śmietany jak jeszcze był w swojim domu i KAchnę bolała głowa, wienc nie zwracała uwagi co robi pod stołem. Nim się konfederat zdążył dobrze wystraszyć i kulturalnie zejść na zawał albo, co najmniej na apoklepsje, już dziabł nożem w oko go i rwał szponami Jack na drobne kawałki, kłami wyszarpując wnętrzności i tychże kłapnięciami gruchocząc kości żeber jakby to były wykałaczki. Wyrwał w koncu z rozbebeszonego trupa serce, zeżarł je naraz i zawył w nadchodzacy wieczór, zaś wtedy przerażone ptactwo z pobliskiego trupowiska uciekło pociemniając niebo na kilka chwil jakby zapadła nagle noc, mimo że jeszcze było troche czasu do zmroku.
Szał ustępował, dopiero teraz Jack czyli Kuba zobacyzł, że dziewczynie gwałciciel nałożył kajdany na ręce bbo chyba chciał taką ładną mieć na dłóżej. Stanął przed nią wyniośle i jednym szarpnięciem mocarnego szpona rozerwał liche ognie łańcuchów. Potem zaś zakreciło mu się w głowie, zawirował świat tysiącem barw i runął jak dług.
Kiedy się ocknął, Luna była już wysoko a loki dziewczyny łaskotały mu pysk. W pełni nei mógł odzyskać swej postaci do rana i ze zdziwieniem zauważył, że Murzynce to nie przeszkadza. Opatrywała mu ramię, zupełnie niepotrzebnie, bo najdalej za parę godzin rana sama się zaklepie żeby rzyć stróżkami zeń nie uchodziło, bo taka była jego wilcza moc. Jej dotyk był jednak miły, prad przebiegał przez Kubę od czubków stóp po koniuszki oczu, zupelnie jak po zimowej herbacie w smagane mrozem wieczory. Tak dawno nie miał kobiety…. Czuł wyraźnie, że dziewczyna jest w rui, jej dłonie były coraz bardziej zachęcające, więc chwycił ją w ramiona i obalił w wysokie trawy na plecy wśród majowych zapachów. Poddała mu się chętnie, drapiąc pazórkami plecy i gryząc zachęcająco w czubek poznaczonego licznymi bliznami ucha z wataszych zabaw. Kiedy jego pożądliwe szczenię buszowało w dżungli tropikalnej Afryki, ona szarpała ich namiętnie za kudły na plecach, piersiach aż oboje poczuli zbliżające się odkrycie tajemnicy podboju mrocznych, wilgotnych zakamarków Czarnego Lądu przez mokre, od wzbierającej ekskrementacji noski dzielnych eksplorantów Starego Świata….
Nieopodal w krzakach obserwował ich indianin. Czerwonoskóry miał kamienną twarz, nie wyrażała ona żadnych uczuć ani emocji co do sceny, która rozgrywała się przed nią. W końcu westchnął niedostrzegalnie, jakby z żalu że to już koniec i wycofał się bezszelestnie, wijąc się jak podstempny grzechotnik zdecydowanie i zabójczo zarazem, a jednak niepostrzeżenie. Trzeba natychmiast zanieść do szamanów wieść, że oto proroctwo się napełnia, ze Blady Wilk zawitał w ziemie Manitu. Kiedy odwinął się na odpowiednią odległość, wstał i pobiegł co koń wyskoczy klaszcząc bosymi stopami o prerię w kierunku tipi plemienia….
mężczyzna, 41 lat | 30.01.14, g. 00:49
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
mężczyzna, 41 lat, Poznań | 30.01.14, g. 01:15
Żeby nie zapomnieć jutro, dziś, wcześniejszym późniejem.
Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.
mężczyzna, 31 lat | 30.01.14, g. 01:30
Za późno na czytanie takiej ciężkiej literatury. O tej porze to se można Dżojsa czytnąć, a nie takie rzeczy. Wpisuje się coby gwiazdka mrygała. Żeby nie było ocenię obrazek: straszny, makabryczny, krwawy, wręcz naturalistyczny, ociekający turpizmem. Brrrr… będę bał się zasnąć. Za młody jestem na takie sceny. Może zmienić w tytule >18 na >48?
„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota
mężczyzna, 41 lat | 30.01.14, g. 01:34
weś nie wymienkaj, to ni jest kawałek dla emo, ale porządna literatka do obalenia. Jak skończę, to ten Dżojs będzie mi jadł z ręki, mówię ci. Ale poczebuję teraz poprawić i komentsy, bez hejtowania. Se sm zmieniaj na opko dla emerytów, moja babcia takich ni elubi, ale kumple spod klatki tak, dobrze napisałem sie jeszcze zastanawiam czy nieobnizyc >16 bo teraz mlodzi szybko dojrzewają, szybciej niż kiedyś
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
kobieta, Kraków | 30.01.14, g. 01:37
Gdzie te artysty, ach gdzie. Jutro. Tomorrow. Mañana. Bul-bul.
mężczyzna, 41 lat | 30.01.14, g. 01:38
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
kobieta, Łódź | 30.01.14, g. 05:24
W porzo poczontek, ziom. Ostro sie dzieje, lubie takie kawałki. Nie pekaj, pisz dalej. Jakbyś chciał wiencej komentów, to ja tu jeszcze sie wbije. I pozdrówki dla tej foczki od pani Lodzi.
mężczyzna, 41 lat | 30.01.14, g. 07:57
Ja yebye, to wy sie znacie? Spoko, ale czad! Obczaj, ajki ten internet mały, ludzie z dzielni sie spotykajo! W której klatce mieszkasz? W ogole to nie ma krepacji, wpadaj na bansa kiedy chcesz, zawsze sie znajdzie kawka i trochę słodyczy! Spoko koment, a wolalabys ksiazke czy powiesc ilustrowana? P.S. A tu taka ciekawostka nt. zwią zany z konkuresem :)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
kobieta, Łódź | 30.01.14, g. 08:16
No ba! Ziomy z dzielni som wszendzie, nawet przy komorach. W 3 a ty? Kurde, na chwile obecnom nie moge, bo mi jarecka dała bana. Na kompa tesz. Przylaszczyłam zdziebko w gimie i sie pulta. Na szczescie nie obczaila, ze w komurze tesz mam neta. Spox blogasek, cza lajknac.
kobieta, Łódź | 30.01.14, g. 08:17
A ksiazka to koniecznie z obrazkami. Czadersko rysujesz. :-)
mężczyzna, 44 lata | 30.01.14, g. 08:30
Przd ewszystkim, Kolego, chciałem uspokoić Cie, żes na dobre forum trafił, bo my tu może i radykalni jesteśmy w o sondach, ale na litraturze się znamy i nasz precyzyjny krytycjonizm wywlekany na łamy forum jest zaletą tylko, z której kazdy nowpiszący powinien korzystac zamiast się obrażac chuj wi ena co i po co, ale od rzeczy. Przede wszystkim juz pierwsze zdanie własciwej powiesci zasluguje na wyroznienie, bo wrzy od emocjii, slowa uzyte od razu mowią, ze trzeba byc przynajmniej w gimbazie, a nie jakms opsranym malolatem, zeby Twoje dzieło czytać, a dalej jest juz tylko lepiej, bo i po mordach sie tłuką i historyczne wstawki mydlą czytelnikowi przyjemnie gałki oczne, sama więc radość, nie wspominając już o tym zajefajnym i orginalnym pomyśle, że gówny bohater, mimo , że
Seks Z Dojrzałymi Kobietami - Angela White,kagney Linn Karter,phoenix Marie, Grupowo
Jak już raz posmakujesz, nie chcesz niczego innego
Sex w trójkącie z mamcią - Lela Star,luna Star, Mamuśka