Dwa dilda to za mało

Dwa dilda to za mało




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Dwa dilda to za mało
You do not have permission to delete messages in this group
Either email addresses are anonymous for this group or you need the view member email addresses permission to view the original message

"Zamknij oczy i myśl o Anglii!". Rada, jakiej podobno królowa Wiktoria udzieliła córce przed nocą poślubną, stała się kwintesencją naszego postrzegania seksu drugiej połowy XIX wieku. Niesłusznie.

Powszechne jest przekonanie, że epoka panowania królowej Wiktorii (1837-1901) upłynęła pod znakiem spętanego Erosa. Że była czasem obyczajowej pruderii; kobiety zażywały kąpieli morskich skryte za przenośnymi parawanami, a w towarzystwie nie wolno było użyć słowa "noga" jako zbyt brutalnie nawiązującego do biologiczności człowieka. Jednak tak uproszczone wyobrażenia o czasach wiktoriańskich należy odłożyć do lamusa.

Epoka wiktoriańska była pełna napięć i sprzeczności, Pozostaje też mało poznana. Bo któż z nas wie, że w czasie, gdy przedstawicielce klas wyższych nie wypadało w towarzystwie zdjąć rękawiczki (gest mógł być uznany za seksualną zachętę), mężczyznom wolno było zażywać nagich kąpieli w miejscach publicznych? Lub że niemal do końca XIX w. w Anglii nie dopatrywano się niczego złego w tym, że dwie kobiety mieszkały razem i sypiały w jednym łóżku, podobnie jak aprobowano fakt, że samotny pan w średnim wieku, znany matematyk z Oksfordu, fotografuje nagie dziewczynki. Ten dżentelmen o dziwacznych - jak ówcześnie sądzono - skłonnościach to oczywiście Lewis Caroll (właśc. Charles Lutwidge Dodgson), autor "Alicji w krainie czarów" i pionier artystycznej fotografii.

Są przynajmniej dwa wyjaśnienia tych paradoksów. Pierwsze dotyczy odmiennego traktowania obu płci oraz różnych grup społecznych. Co uchodziło mężczyźnie, zabronione było kobiecie i często na odwrót. Wyśrubowane normy obyczajowe, których fundamentem było powściągnięcie emocji, obowiązywały angielskiego dżentelmena i jego partnerkę, ale nie obejmowały klas niższych, które kierowały się własnym kodeksem, znacznie bardziej liberalnym. Pomiędzy dołem a szczytami społecznej piramidy sytuowała się klasa średnia, szybko rozrastająca się i zyskująca znaczenie. Ta grupa zamożnych mieszkańców miast: przedsiębiorców, przedstawicieli wolnych zawodów, duchownych, kadry wojskowej, urzędniczej i nauczycielskiej, naśladowała dżentelmenów z klasy ziemiańsko-szlacheckiej, a zarazem przeciwstawiała im niezwykły rygoryzm obyczajowy. Normy tak dalece zaostrzone, że trudno im było sprostać. Prowadziło to do postaw pełnych obłudy i hipokryzji, do podwójnej moralności i życia na pokaz. Wilkie Collins, znakomity pisarz, autor bestsellerów "Kobieta w bieli" i "Księżycowy kamień", demaskował ów "sekretny teatr wiktoriańskiego domu", w którym wszyscy grają przypisane im role, skrywając przy tym występki, a nawet zbrodnie.

Aplikacja mobilna umożliwiająca dostęp do serwisu VoD Onet, jednego z najpopularniejszych serwisów filmowych w Polsce. W swojej ofercie, prócz popularnych seriali, programów telewizyjnych, wciągających dokumentów oraz specjalnie wyselekcjonowanych bajek posiada także bazę kilkuset filmów ze światowej i polskiej kinematografii. W sumie ponad 1600 godzin materiałów video.

Obrońcy moralności starali się - jak wszyscy fundamentaliści - aby ich prywatne poglądy stały się normą obowiązującą wszystkich. Sukcesem było dla nich uchwalone w 1857 r. prawo o obscenicznych publikacjach, znane także jako ustawa lorda Campbella. Obowiązujące w Wielkiej Brytanii aż do 1959 r., sprawiło, że wielu wydawców znalazło się w więzieniu. W tej sytuacji wiktoriańscy amatorzy tekstów erotycznych publikowali i nabywali książki w Holandii.

Drugie wyjaśnienie to fakt, iż wrażliwość seksualna, rozumienie ludzkich potrzeb w dziedzinie seksu i erotyki, były zupełnie różne od naszych. Zrozumienie to było znikome i obejmowało w zasadzie tylko mężczyzn, zaś wiedza medyczna stała na niskim poziomie. Kobiety postrzegano jako istoty niższego rzędu, a ich potrzeby w zakresie seksualnym ignorowano. Prymat mężczyzn, wręcz kult męskości kazał ludziom epoki wiktoriańskiej traktować z wyrozumiałością męskie potrzeby cielesne, w tym także erotyczne przyjaźnie z innymi mężczyznami, a równocześnie lekceważyć homoseksualne związki kobiet. Słownik wiktoriański przynajmniej do lat 80.XIX w. nie znał pojęcia miłości lesbijskiej.

Grzech sodomii - jak w całej nowożytnej Europie określano męski homoseksualizm - mógł być karany więzieniem, lecz w praktyce surowe zakazy dotyczyły jedynie klas niższych i wyłącznie sfery czysto biologicznej. Jeśli było się poetą Algernonem Charlesem Swinburne'em, to można było z przyjacielem Richardem Francisem Burtonem, znanym podróżnikiem (i pierwszym tłumaczem "Kamasutry"), nie tylko wymieniać się rękopisami o treści pornograficznej, czytać je na głos w towarzystwie, ale nawet odgrywać niektóre ich fragmenty. Dotyczyło to zwłaszcza praktyk sadomasochistycznych oraz zamiany ról między płciami. To była - w ich własnej opinii - jedynie zabawa, a na oczywiste dla nas podteksty tej zabawy brakowało właściwej etykietki.

Co naprawdę niezwykle w wiktorianizmie, to fakt, iż pozostawiał tak wiele niezdefiniowanego, tworząc obszar prawdziwej wolności. Ten rodzaj swobody pogłębiała jeszcze właściwa dla epoki umiejętność stosowania kamuflażu słownego. Język okazał się narzędziem szczególnie giętkim, jeśli idzie o sferę erotyki. Przykładem opublikowany pod koniec XIX w. dwutomowy słownik wyrazów nieprzyzwoitych, w którym mniej więcej połowa z ośmiu tysięcy haseł dotyczyła sfery miłości cielesnej. Ciekawe, ile stron liczyłby polski słownik erotyczny tego okresu: osiem?

Równocześnie krążyły na temat seksualności dość osobliwe - przynajmniej z dzisiejszego punktu widzenia - teorie autorytetów naukowych. Szczególnie popularna, znana jeszcze w połowie XX w., dotyczyła autoerotyzmu, czyli "samotnej rozpusty", jak nazywano w Anglii praktyki masturbacyjne. W całej niemal Europie obowiązywały twierdzenia szwajcarskiego lekarza, Samuela Auguste'a Tissota, który w 1760 r. opublikował dzieło "Onanizm". Dowodził, że autoerotyzm prowadzi do poważnych chorób, a nawet śmierci. Miało to dotyczyć jednak wyłącznie chłopców i mężczyzn; autor zalecał stosowanie przez nich czegoś w rodzaju pasa cnoty, uniemożliwiającego masturbację. Tissot głosił również teorię, że kobieta zachodzi w ciążę w momencie, gdy przeżywa orgazm. Łatwo było wyciągnąć wniosek, że brak szczytowania zabezpiecza kobietę przed ciążą. Teoria Szwajcara dowodzi, że już przed dwoma i pół wiekami funkcjonowało pojęcie orgazmu kobiecego. W kulturze wiktoriańskiej nabrało ono znaczenia negatywnego. Medycyna XIX-wieczna traktowała kobiecy popęd płciowy jako rodzaj choroby - a w charakterze środka zaradczego zalecała zimne kąpiele i używanie gumowego dilda. Kolejny paradoks kultury wiktoriańskiej.

Do sfery tabu należała w wiktoriańskiej Anglii prostytucja, która była zjawiskiem powszechnym i w pełni legalnym. Historycy podają liczbę ok. 60 tys. kobiet i mężczyzn, którzy w połowie XIX w. parali się nierządem tylko w Londynie. Jeśli te szacunki są trafne, to w milionowej metropolii co piętnasty mieszkaniec zarabiał na utrzymanie własnym ciałem. A przecież owe wyliczenia, oparte na materiale policyjnym i medycznym, nie uwzględniały prostytucji ukrytej: związków opartych na układzie: seks w zamian za utrzymanie. Nie obejmowały sytuacji odnotowanych w źródłach literackich, gdy mężczyzna utrzymywał w domu dzieci przygarnięte z ulicy - przyszłych lub aktualnych partnerów seksualnych. Płatna miłość uprawiana przez osoby małoletnie była na porządku dziennym.

W ostatnich dwóch dekadach stulecia kampania prasowa przeciwko używaniu przemocy wobec dzieci przyniosła rezultaty w formie przepisów prawa. Wówczas prasa angielska oskarżyła o praktyki niemoralne (dziś powiedzielibyśmy: pedofilskie) Lewisa Carolla. Jego sytuacja byłaby tragiczna, gdyby w sukurs nie przyszła mu bohaterka jego arcydzieła, Alicja. Alice Liddell, już jako kobieta zamężna i dojrzała, opiekowała się nim i publicznie zaprzeczała niesłusznym - jak się i dziś wydaje - oskarżeniom.

Specyfiką angielską była prostytucja uprawiana publicznie, w parkach i na skwerach, a także liczne domy rozpusty specjalizujące się w praktykach flagellacyjnych. Biczowanie klientów jako popularna dewiacja miało źródło w wychowawczych praktykach brytyjskich opartych na karze chłosty: wymierzano ją na gołe ciało na oczach wszystkich wychowanków, tak by upokorzenie było dotkliwe. Dla chłopców podobne doświadczenie stawało się źródłem traumy, z którą borykali się przez resztę życia, lecz dla niektórych niosło doznania seksualne. Starali się do nich powracać w dojrzałym wieku.

Młody angielski dżentelmen, absolwent jednej z kilkunastu prywatnych szkół z internatem, to osoba wychowana w atmosferze fizycznej i psychicznej przemocy, zarazem uwielbienia dla męskiej siły. Nie przypadkiem ów proces wychowawczy, jakiemu poddawani byli przyszli panowie imperium brytyjskiego, nazywany był hardening - utwardzaniem. W tej sytuacji prawdziwa przyjaźń, także ta z domieszką erotyki, możliwa była - wzorem starożytnych Greków, o których uczono w szkole - jedynie między istotami wyższymi.

Społeczne role zasadzające się na bezwzględnej dominacji nad podwładnymi, rodziną, służbą - do których szykowały brytyjskich dżentelmenów szkoła, kościoły i państwo - stały się dla wielu z nich źródłem praktyk masochistycznych, rodziły potrzebę kompensacji: uległości i poddaństwa. Stąd nie tylko w dziedzinie usług erotycznych, ale także literackiej i wizualnej pornografii mamy dominację wątków związanych z fizyczną przemocą, a zwłaszcza chłostą na nagie ciało. Pan i władca połowy XIX-wiecznego świata chętnie zapominał na moment o swojej roli.

Dżentelmen starał się stawić czoła nie tylko pokusom ciała, ale i słabościom serca. Jeśli już się im poddał, pragnął ratować się zerwaniem związku i chwilową samotnością lub nawet wyborem celibatu. Związek z kobietą motywowany jedynie miłością mógł przynieść wyłącznie katastrofalne skutki, czego dowodziły niemal wszystkie wiktoriańskie autorytety literackie. W powszechnym przekonaniu także zwykła namiętność, pociąg seksualny do kobiety skutecznie uniemożliwiały trwalszy z nią związek.

Kolejny paradoks wiktoriańskiej mentalności odsłania erotyczna twórczość literacka, pojawiająca się wyłącznie w obiegu nieformalnym. Ukazuje ona - jak słynna autobiografia "My Secret Life" - że dżentelmen uzależniony od seksu wyrzeka się miłości i małżeństwa. Tekst pamiętnika ukazał się w Amsterdamie ok. 1890 r. w jedenastu tomach (ok. 4200 stron) w prywatnym nakładzie sześciu egzemplarzy (!). Anonimowy autor, przez niektórych identyfikowany z Henrym Spencerem Ashbeem, londyńskim przedsiębiorcą, spisał u schyłku życia erotyczne wspomnienia. Wielokrotnie podkreślał, że żadnej spośród kilku setek kochanek nie okazywał uczuć, a tym bardziej nie obiecywał małżeństwa. Pilnował, aby związek z jedną kobietą nie trwał długo, tak by we wzajemne relacje nie wkradło się przywiązanie lub choćby przyzwyczajenie. Za seks starał się płacić, nawet jeśli partnerka nie oczekiwała pieniędzy ani prezentów. Pełna i konsekwentna reifikacja stosunku do kobiet nie przeszkadzała autorowi przestrzegać dżentelmeńskiego kodeksu obyczajowego. Swoje partnerki, wywodzące się ze wszystkich klas społecznych, od arystokracji po służbę domową, i pochodzące z wielu krajów (także z Polski), traktował z jednaką chłodną uprzejmością - zasadniczy rys postępowania dżentelmena wobec kobiet i osób różnego niż on sam stanu, zarówno wyższego, jak i niższego.

Narrator "My Secret Life" cierpiał niewątpliwie na kompleks Don Juana, wyrażający się niemożnością nawiązania głębszego emocjonalnie związku z kobietami, a problem ten dotykał znacznej części przedstawicieli jego sfery. Autor, choć nie był homoseksualistą, odnotował również miłosny epizod z mężczyzną. Tekst przynosi także opisy związków, jakie niektóre z jego partnerek utrzymywały z kobietami. Odnosi się do relacji homoseksualnych w sposób rzeczowy, całkowicie pozbawiony emocji - a więc identycznie jak do związków heteroseksualnych. Trudno byłoby, rzecz jasna, nazwać seksualność autora typową dla jego epoki - ale bez wątpienia wpisuje się ona w jej ramy mentalne.

Opublikowana w 2011 r. monografia "Pleasure Bound. Victorian Sex Rebels and the New Eroticism" (Granica przyjemności. Wiktoriańscy buntownicy seksualni i nowy erotyzm) Deborah Lutz, profesor z Long Island University w USA, przypomina inny ważny aspekt wiktoriańskiej moralności: prowokowanie opinii publicznej. Świadome łamanie tabu stało się w XIX w. - nie tylko w Anglii - przywilejem cyganerii artystycznej. W Londynie skupiała się wokół powstałego w 1848 r. Bractwa Prerafaelitów. Tworzyli je głównie studenci Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych: John Everett Millais, William Hunt, Dante Gabriel Rossetti, jego brat, pisarz i krytyk William Michael. Dołączyli do nich malarze, a także - co stanowiło wydarzenie niezwykłe - kilka kobiet. Obok siostry Rossettiego, poetki Christiny Georginy, także modelki, zarazem kochanki artystów, z których największą sławę zyskały Elizabeth "Lizzie" Siddal oraz Fanny Cornforth, Annie Miller i Jane Morris. Owe modelki, zanim stały się muzami malarzy, na ogół trudniły się prostytucją. Przyjęcie do towarzyskiego grona prostytutki już samo w sobie stanowiło wyzwanie rzucone mieszczańskiej moralności.

Jednym z głównych tematów malarstwa Prerafaelitów stała się kobieta. Odzwierciedlenie jej psychiki i emocjonalnych potrzeb stanowiło wyzwanie dla zasad panujących w sztuce, a dodatkową prowokacją był hołd złożony cielesności. Ciała półnagich modelek w niczym nie przypominały posągowych kształtów antycznych bogiń akademików. Były wyzywająco zmysłowe tak jak ulubiona modelka Rossettiego, Lizzie. Córka rzemieślnika z londyńskich przedmieść z pewnością była nie tylko modelką, ale i muzą. Mimo braku wykształcenia z powodzeniem próbowała sił w poezji i malarstwie. Na jednym z obrazów Rossetti przedstawił ją jako skrzypaczkę - kolejna prowokacja, jako że wiktoriańska kobieta nie mogła pretendować do roli artystki.

Lizzie jako przedstawicielka cyganerii wydaje się całkowitym zaprzeczeniem ideału kobiety wiktoriańskiej. Tak jak mężczyźni w jej otoczeniu była narkomanką, zażywała laudanum - popularny w XIX w. środek medyczny, alkoholowy roztwór morfiny. Jej życie stało się legendą, także z powodu dramatycznej śmierci, prawdopodobnie samobójczej w wyniku przedawkowania. Stało się to po 10 latach burzliwego związku z Rossettim, który miał w tym czasie wiele kochanek, oraz 20 miesiącach małżeństwa z nim. Lizzie zniszczyła przed śmiercią większość swoich prac plastycznych, zaś Dante Gabriel w romantycznym geście pożegnania złożył w trumnie żony jedyny egzemplarz stworzonych niedawno poezji. Z czasem pożałował tego gestu. I oto - ku zdumieniu i przerażeniu otoczenia - przekroczył kolejne tabu. Po siedmiu latach od śmierci Lizzie dokonał ekshumacji, by odzyskać rękopis i opublikować go w 1870 roku.

Od czasów starożytnej Grecji Eros łączył się w sztuce z Tanatosem, ale ów dialog miłości ze śmiercią stał się obsesją Prerafaelitów. Dość przypomnieć, że sława Lizzie zaczęła się od jej pozowania do obrazu "Ofelia" Johna Everetta Millaisa. Obraz przedstawia piękne ciało zmarłej - w wyniku samobójstwa - bohaterki dramatu Szekspira, unoszące się wśród kwiatów na wodzie.

Podobnie jak inni członkowie bractwa, Millais sam stał się bohaterem obyczajowego skandalu. Jego źródłem był związek malarza z Effie, z domu Gray, żoną wybitnego krytyka sztuki i pierwszego protektora Prerafaelitów, Johna Ruskina. W 1855 r. artysta poślubił Effie, która rozwiodła się z Ruskinem. Małżeństwo napiętnowane przez opinię publiczną musiało wyjechać na kilka lat do Szkocji. Z niezwykle udanego związku urodziło się ośmioro dzieci, a skandal z czasem przycichł. Nie zapomniała o nim królowa Wiktoria; Effie nie wolno było przebywać w towarzystwie królowej. Dopiero gdy Millais zmarł, władczyni złagodziła stanowisko, co pozwoliło Effie wziąć udział w ceremonii pogrzebu męża.

Angielska królowa dobrze wiedziała, czym jest ból po utracie życiowego partnera. Kultywowała pamięć o swym zmarłym przedwcześnie mężu, księciu Albercie. Wiktoria, ucieleśnienie wiktoriańskich cnót i obsesji, do końca życia sypiała w łóżku, którego drugą połowę zajmowała piżama Alberta.





-Ona... ona tu przyjdzie... Tom nie może wiedzieć... ja nie mogę ich rozdzielać...

Wyszeptał, a ja...
...
...
... 
 -Co ta suka ci naopowiadała, Billy! Ty nas nie rozdzieliłeś! Ona przegięła, a kocham tylko ciebie!

-Ciii... Tom nie może wiedzieć... 

Wyszeptał i po chwili dopiero znów zaczął mówić.

-Wiesz, Gus, on ją kocha, bardzo... a ona... jego nie... ale on o tym nie wie..

 -A, czemu ona go nie kocha? Skąd to wiesz?

Powiedziałem niższym głosem.... może Gusovi się wygada?

-Mówiła... 

Zaśmiał się smutno, nim powiedział coś więcej.

-Mówiła, że jak tylko zrobi karierę, to go
zostawi... i że przeszkadzam... bo Tom nie powinien się mną przejmować

Co za kurwa!

-Ale przecież Tom cię kocha i nie zostawi. Poza tym rozstał się z Rią a jutro razem wyjeżdżacie.

-"Ten idiota mnie kocha... on nie wie, że jest tylko przepustką? Dobrze mi z nim, a przy okazji mogę zniszczyć waszą więź i dzięki temu będzie za mną chodził jak pies." Tak mówiła.

Zacytował i skulił się lekko. Każde słowo mówił z wyraźnym trudem.

-Niby gdzie? Ria ma jutro pokaz, pamiętasz?

Zapytał. Pokaz miała, ale pół roku wcześniej. Co za suka.

-Przepraszam, Bill, nie pamiętam. 

- Mówiła, że będzie z nim tylko dla kasy... ale on mnie nie słucha. On ją na prawdę kocha...

Po jego policzkach popłynęły łzy.

-Myślę, że ona nas rozdzieli. A mówiłem ci, że ostatnio dziwnie się przy nim czuję. Co ja mam robić?

Rozpłakał się, ledwo łapiąc powietrze do płuc. Przytuliłem go.

-Wszystko będzie dobrze. Pogadaj z Tom'em.

-Nie mogę. Pokłóciliśmy się wczoraj.

-O co?

-Była u nas Ria... oglądaliśmy film i poślizgnąłem się i wylałem na nią sok... ona powiedziała, że tego pożałuję a potem Tom zrobił mi aferę, że to było specjalnie... chciałem wtedy rzucić się z okna.

Wyszlochał w moją koszulkę.

-Bill! Boże! Nie waż mi się zrzucać z okna! Coś ci powiem, dobrze?

Pokiwał głową, słuchając mnie.

-To, o czym teraz mówisz, zdarzyło się pół roku temu. Tom zerwał z Rią z trzy tygodnie temu, a wcześniej zostałeś porwany. Teraz kochasz Tom'a a on ciebie najbardziej na świecie. Jutro wyjeżdżacie do LA.

Roześmiał się. Bill?

-Gus, jaki film ostatnio oglądałeś?

Spytał i opadł bezwładnie na poduszki.

-Sprawdź swój tyłek, niedowiarku! Dziewicą to ty nie jesteś.

Jednak nie zareagował a jego oddech stał się cięższy. Co się dzieje?

-Tom...

-Hm?

-Ona cię okłamuje... zrozum. Ten wyjazd to zły pomysł. Ona cię wykorzystuje. Tom!

On już to kiedyś powiedział. To było...osiem miesięcy temu?

-Czemu tak sądzisz, Bill?

-Bo cię tak traktuje.

Szepnął i przewrócił się na drugi bok.

-Przecież mnie normalnie traktuje, jak swojego chłopaka.

-Ona cię nie kocha... wykorzystuje.

Jego głos był coraz słabszy. Westchnąłem cichutko.

-Wiem, Billy, wiem. Idź spać.

-To boli, Tom.

-Co cię boli?

Przytuliłem go mocno.

-... Przykro mi, ale nie mogę się wycofać.

-Bo... bo wiesz... sex shopy to dobry interes... i.. tak sobie pomyślałem, że ci się spodoba...

-Billy, dzieci nie musimy mieć teraz......ale im szybciej tym lepiej. Jeżeli się nie zgodzisz to też ich mieć nie będziemy...... ale byłoby fajnie.

Hej-cześć i czołem :) Od dzisiaj to opowiadanie zostaje tylko i wyłącznie pod moją opieką :) Do jakiegoś 24 rozdziału mam jeszcze podziałówkę z Azu, którą edytuję, potem rozdziały będą mojego autorstwa :) Na moim blogu pojawi się też alternatywna wersj
Gorący prysznic z Anyą Ivy
Seksowna senatorka w stosunku seksualnym
Studentka odrabia prace doową

Report Page