Dobra sztuka jebania

Dobra sztuka jebania




🔞 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Dobra sztuka jebania
[Outro] Człowieczku, ten styl cię zbawi jak ślimaki po deszczu Człowieczku, to sztuka walki nie wers Człowieczku, ten styl cię zabił jak ślimaki metal, że [?] zdechł ci przez to też pies
Have the inside scoop on this song?
Genius is the ultimate source of music knowledge, created by scholars like you who share facts and insight about the songs and artists they love.
To learn more, check out our transcription guide or visit our transcribers forum

genre - number of characters 14 age limit 18+ download pdf
Fourteen characters, from the managing director of a major film festival to an elite prostitute, find themselves in the most absurd of situations in the course of a single night. They are connected not merely by the fact that each of the characters is drop-dead drunk: one was at a bachelor party, another is coming home after a banquet and a third drank their troubles away at home with their friends. This intoxication doesn’t just loosen their tongues, setting in motion a chain of unexpected conversations about true love and the desire to live without fear, but allows them to come face-to-face with an understanding of the idea of the divine in humankind.
Przekład Agnieszka Lubomira Piotrowska
Będę raczył się winem, aż się przesycę,
Aż mi włos się zmierzwi i zblednie oblicze.
Kiedy w ziemi spocznę, ziemia winem przejdzie,
A tym niejednego pijaka zachwycę. (98)
Do diabła z postem i modlitwą, mułłą i meczetem!
Chwałę Allaha oddamy pełnym kielichem.
Nasze ciało w nieskończonych swych przemianach
To w kielich się zamienia, to w czaszę . (126)
Wszystko, co widzisz – to tylko widzenie,
Tylko forma, a istota jest niewidoczna.
Sensu tych obrazów nie próbuj pojąć –
Siądź spokojnie i wypij kielich wina! (218)
Mark – dyrektor dużego międzynarodowego festiwalu filmowego, 46 lat
Max – manager operacyjny w banku, 32 lata
Matthias – manager w firmie reklamowej, 35 lat
Gabriel – wicedyrektor firmy budowlanej, 31 lat
Noc, ulica. Na ulicy, naprzeciwko drzwi do dawno już zamkniętej restauracji, stoi dziewczyna, to Martha. Martha jest pijana. Ma na sobie krótką letnią sukienkę, a w ręce malutką damską torebkę. Martha jest bardzo mocno pijana. Nie może ustać w miejscu, chwieje się na boki. Upojenie alkoholowe rzuca jej drobną postać to na prawo, to na lewo, to do przodu, to do tyłu, dziewczyna przypomina kawałek gazety przerzucany po ulicy przez wiatr. W końcu Martha robi kilka kroków do przodu, traci równowagę i upada w brudną kałużę. Po upadku Martha wydaje kilka nieartykułowanych dźwięków z których ledwo, ledwo można zrozumieć coś w rodzaju: „Po co to wszystko?”. Martha leży w brudnej kałuży. Próbuje się podnieść. Z dużym wysiłkiem staje na czworakach. Po jej twarzy płyną brudne strużki wody. Całe ubranie ma ubrudzone. Jej gołe nogi są ubrudzone. Martha próbuje wstać. Wstaje. Martha macając rękoma próbuje znaleźć swoją torebkę, na prawym biodrze. Potem na lewym. Nie ma torebki. Martha patrzy w dół. Jej torebka jest na dole, w kałuży. Martha pochyla się, żeby podnieść torebkę, traci równowagę i znów upada w kałużę. Przy upadku boleśnie się uderza i znów krzyczy coś niezrozumiałego typu: „Kto to robi, po co?” Wchodzi Mark. Jest mocno pijany i ledwo, ledwo porusza nogami. Mark zauważa Marthę leżącą w kałuży, chce do niej podejść, ale nie od razu mu się to udaje, ponieważ chwieje się to w jedną to w drugą stronę. Robi kilka kroków do przodu, potem kilka kroków do tyłu, potem znów do przodu. Wygląda to tak, jakby Mark wykonywał jakiś dziwny komiczny taniec. W końcu Markowi udaje się podejść do Marthy. Stoi obok niej i patrzy na to, jak Martha usiłuje się podnieść. Martha usiłuje się podnieść, wstaje na kolana, potem opierając się rękoma o ziemię, próbuje podnieść pupę i wyprostować nogi. Mark obserwuje ruchy Marthy, jednak jego ciało zbyt mocno wychyla się do tyłu i Mark wymachując rękoma, odlatuje na kilka kroków do tyłu, ale udaje się mu utrzymać na nogach. Mark utrzymuje równowagę i znowu podchodzi do Marthy. Martha nie daje rady stanąć na nogach i postanawia nieco odpocząć. Postanawia nieco posiedzieć. Posiedzieć w tej samej kałuży, z której próbuje się wydostać. Martha siada na pupie i wyciąga przed siebie gołe nogi. Siedzi w samym środku kałuży. Mark patrzy na Marthę. W jego wnętrzu zachodzi jakiś proces myślowy. Mark, chwiejąc się mocno, znajduje się blisko Marthy, siedzącej w kałuży. Mark chce podejść do niej bliżej, ale nie od razu mu się to udaje. W końcu, Mark podchodzi do Marthy i podaje jej rękę.
Martha patrzy na Marka, nie rozumiejąc, czego on od niej chce. Mark macha jej przed twarzą swoją ręką.
Martha patrzy na Marka i podaje mu swoją dłoń. Mark bierze Marthę za rękę i ciągnie ją na siebie. Martha próbuje wstać. Mark mocno się chwieje, ale nie wypuszcza ręki Marthy. W końcu, udaje się jej klęknąć na jednym kolanie, potem na drugim. Po jakimś czasie udaje jej się unieść na jednej nodze. Mark z całej siły ciągnie Marthę za rękę, Martha zrywa się na nogi, traci równowagę i upada na Marka, Mark również traci równowagę i nie mając siły utrzymać Marthy, razem z nią przewraca się w tej samej kałuży. Przy upadku oboje coś wykrzykują. Z ust Marka wylatuje „Nie ustaliśmy?!”, a Marthy „Nie trzeba tak?!”. Mark i Martha przez jakiś czas leżą w kałuży. Pierwszy próbuje się podnieść Mark, po kilku nieudanych próbach w końcu udaje mu się klęknąć na kolanach. Martha w tym czasie leży bez ruchu w kałuży. Mark próbuje wstać z kolan, ale to mu się nie udaje, cały czas traci równowagę i znów upada na kolana. Po trzeciej nieudanej próbie Mark postanawia odpełznąć nieco na bok, przemieszczając się na czworakach, jak pies, Mark wypełza z kałuży i siada na pupie obok kałuży. Jest cały ubłocony. Mark patrzy na Marthę, która leży w kałuży.
Na głos Marka ciało Marthy wykonuje kilka ruchów. Martha podnosi głowę. Rozgląda się. Po twarzy ciekną jej brudne strużki. Martha staje na czworakach i pełznie w stronę Marka. Martha podpełza do Marka i siada razem z nim. Mark z aprobatą patrzy na Marthę i kiwa głową.
Martha wyciera twarz rękoma, zdaje się, że lekko się ocknęła. Mark długo patrzy na Marthę, jakby próbował zrozumieć, po co ona wyciera sobie twarz rękoma. Mark patrzy na Marthę i potem zaczyna mówić. Język mu się plącze, z dużym trudem wypowiada każde słowo.
MARK. Sens jest w tym, żeby widzieć. To tyle. Sens jest w tym, żeby widzieć. I tyle.
Martha unosi głowę i patrzy na Marka. Widocznie, próbuje zorientować się, co się dzieje? Mark również patrzy na Marthę.
MARK. A co kto widzi? Oto jest pytanie.
Martha uważnie patrzy na Marka, widocznie, próbując zrozumieć, kto jest obok niej.
MARTHA. A kto to mnie pyta?        
MARK. Trzeba widzieć cele i zadania, które sami sobie stawiamy, i to tyle.
MARTHA. Zapomniałam, jak masz na imię?
MARK. Po to, żeby znaleźć królewski diament, piękna Gulbahar. 
MARTHA. Nazywam się Martha, a nie Gulbraham.
MARK. Z irańskiego filmu, który ma tytuł, teraz już nie pamiętam, jaki.
MARK. Bo zobaczyłem to i teraz ci to daję, Maju.
MARTHA. Martha. Mam na imię Martha.
MARK. A ja jestem Mark Gardenitz, dyrektor festiwalu filmowego.
MARTHA. Przecież jesteś pijany w trzy dupy.
MARTHA. Na razie nie wiem, kim jestem. Próbuję znaleźć drogę do samej siebie i chce mi się rzygać. 
MARK. Rzygaj, tylko nie na mój garnitur, bo jestem dyrektorem festiwalu filmowego, nie mogę być obrzygany. Zresztą, mam na imię Mark, byłem tu z wizytą.
MARK. Tak, jestem tu z wizytą. U moich przyjaciół, którzy upili mnie w trupa.
MARTHA. Znaczy, teraz umierasz, Mark?
MARK. Śmierć nie istnieje, piękna Gulbahar. Wszechmocny przyjmie nas, kiedy umrzemy i to tyle.
MARTHA. To taki kał, to, co mówisz. To po prostu straszne gówno, to, co ty teraz mówisz.
MARK. Śmierć nie istnieje, piękna Gulbahar.
MARK. Śmierć nie istnieje, piękna Gulbahar.
MARK. Śmierć nie istnieje, piękna Gulbahar.
MARTHA. Skończ, słyszysz, do kogo ja mówię!
MARK. Śmierć nie istnieje, piękna Gulbahar.
MARTHA. Zamknij się, słyszysz, powiedziałam ci, zamknij się.
Martha zaczyna bić Marka rękoma po twarzy i krzyczeć.
MARTHA. Zamknij się, zamknij się! Przymknij gębę! Przymknij swoją gębę!
Mark zasłaniając się rękoma przed ciosami Marthy, dalej powtarza.
MARK. Śmierć nie istnieje. Nie istnieje. Śmierć nie istnieje.
MARTHA. Zamknij się! Proszę cię, zamknij się! Zamilcz! Przestań powtarzać ten kał! Niedobrze mi!
MARK. Śmierć nie istnieje, piękna Gulbahar.
MARTHA. Zaraz się porzygam od tego całego gówna. Zamknij się, zamknij się!
MARK. Śmierć nie istnieje, piękna Gulbahar.
Martha rzuca się na Marka całym swoim ciałem, próbuje zamknąć mu usta rękoma.
MARTHA. Kurwa, ty, kurwa, zamknij się…
MARTHA. Zamilcz, kurwa, zamknij się…
Mark kręci głową i nie daje Marthcie dotknąć swojej twarzy. Martha bije Marka po szyi. Mark bierze zamach i z całej siły uderza Marthę w twarz. Martha odlatuje na bok i upada na ziemię. Leży bez ruchu na ziemi.
MARK. Musisz poważnie przemyśleć swoje postępowanie, zanim zaczniesz podejmować jakiekolwiek kroki. Musisz popatrzeć na swoje myśli. O czym ty myślisz? Pomyśl, o czym myślisz, zanim zaczniesz mówić. Jestem dyrektorem międzynarodowego festiwalu filmowego  i świetnie wiem, co się kotłuje w waszych głowach. W waszych głowach jest strach i niepewność jutrzejszego dnia. Kto z was nie boi się zachorować na tego jebanego raka, niech zrobi krok naprzód?! Kto nie boi się zachorować na tego jebanego raka, niech zrobi krok naprzód?! Pytam się was, kto nie boi się zachorować na tego jebanego raka, niech zrobi krok naprzód?! Kto nie boi się zachorować na tego jebanego raka?! Cisza. I teraz zapada prawdziwa cisza. I teraz posiedzimy tutaj wszyscy razem i posłuchamy prawdziwej ciszy. O tak.
Mark milknie. Siedzi i słucha ciszy. Martha leży na ziemi, zaczyna płakać. Mark siedzi i słucha płaczu Marthy.
Mieszkanie Laury. Duży salon, w którym stoją dwie kanapy, trzy fotele, dwa niskie stoliki koktajlowe. Na ścianach fotografie i plakaty filmowe. W jedną ze ścian wbudowane są półki z książkami i dvd. Pod oknem wielkie akwarium z malutkimi czerwonymi rybkami. Podłoga zaściełana jest białym puszystym dywanem. Na stołach i na podłodze mnóstwo butelek po piwie, winie, wódce, whisky itd. Wszędzie talerze z jedzeniem, rozlane wino, powywracane popielniczki. W pokoju – Laura i Magda. Są bardzo pijane. Gra muzyka, Laura i Magda stoją pośrodku pokoju obejmując się, udają, że tańczą, a tak naprawdę próbują utrzymać równowagę, żeby nie upaść. Laura i Magda uchwyciły się nawzajem, ale rzuca nimi na boki. Powstaje wrażenie, że to pojedynek dwóch bokserów. Na chwilę udaje im się zastygnąć w bezruchu. Magda podnosi głowę i patrzy na Laurę.
MAGDA. Wiesz, chcę cię spytać, czy wiesz? Chcę cię spytać, tylko to bardzo ważne, wiesz o tym? Odpowiadaj mi, wiesz o tym?
LAURA. Nie wiem, gdzie jest to, co ty mówisz, gdzie to wszystko?
MAGDA. Tak, dlatego że to jest tutaj. To wszystko jest tutaj! Milczenie i miłość. I to, jaka jesteś i to, jaka ja jestem, i statek kosmiczny mego serca odlatuje na zawsze.
LAURA. To takie piękne! To takie piękne!
MAGDA. Kto otworzy kobiecie, która stoi u drzwi?!
LAURA. To takie piękne, to takie piękne!
MAGDA. Niech otworzą drzwi, niech przyniosą wodę! Niech łzy przemieniają się w deszcze!
LAURA. To jest super! To jest bardzo piękne! Dawaj jeszcze!
MAGDA. Boże mój, kosmosie, zmiłuj się nade mną, niewolnicą twoją.
LAURA. Super, super! Bóg, kosmos, super!
MAGDA. Boże, upij mnie i doprowadź mnie do szaleństwa. Boże, przyprowadź mnie tam, gdzie będę jakby sama. Boże, wybacz mi. Boże, wybacz.
Magda odpycha Laurę i mocno się chwiejąc robi kilka kroków w bok. 
MAGDA. Nie możesz mi wybaczyć, tak? Nie możesz mi wybaczyć, tak uważasz że nie możesz mi wybaczyć, tak?
LAURA. Ej, ej, ej, nie jesteś niczemu winna.
MAGDA. Winna, możesz mi wybaczyć? Jestem winna, możesz mi wybaczyć?
LAURA. W niczym nie jesteś winna, ej, ej, ej!
MAGDA. Ej, ej, ej, możesz mi wybaczyć?!
LAURA. Nie jesteś niczemu winna. Nie jesteś winna!
Magda ledwo trzymając się na nogach idzie do Laury.
MAGDA. Wybacz mi, proszę cię, wybacz mi. Raz w życiu tak mocno proszę kogoś o wybaczenie!
Magda i Laura spotykają się pośrodku pokoju i obejmują.
LAURA. Jesteś wspaniała, jesteś kochana, jesteś skarbem, jesteś złotem, jesteś brylantem.
MAGDA. Boże, kocham tylko ciebie, rozumiesz, tylko ciebie, Boże.
LAURA. Ja też kocham tylko ciebie, Boże.
MAGDA. Ja też kocham tylko ciebie, Boże.
LAURA. Ja też kocham tylko ciebie, Boże.
MAGDA. Ja też kocham tylko ciebie, Boże.
MAGDA. Ja też kocham tylko ciebie, Boże.
LAURA. Ja też kocham tylko ciebie, Boże.
LAURA. Ja też kocham tylko ciebie, Boże.
Magda i Laura robią kilka kroków w bok, tracą równowagę i lecą w kąt pokoju, upadają na stół, strącając wszystkie butelki i talerze z jedzeniem. Przy upadku Magda i Laura krzyczą: „Pomóżcie, Boże, pomóżcie nam! Pomocy! Pomocy!” Na ich krzyk do pokoju wbiega Laurenz. On również jest mocno pijany. Laurenz ma na sobie biznesowy garnitur, ale jest całkowicie mokry, woda leje się z niego strumieniami. Widać, że siedział w garniturze  w wannie z wodą. Laurenz mocno się chwiejąc, wbiega do pokoju i zatrzymuje się pośrodku. Cieknie z niego woda.
LAURENZ. Kto co popsuł? Ja tu zaraz wszystko naprawię!
Magda i Laura leżą przy stole na podłodze.
LAURA. Laurenz, pomóż nam, umieramy.
LAURENZ. Jestem gotów was naprawić. Dajcie mi wasze ręce, jestem gotów podnieść was na wasze nogi.
MAGDA. Umieram, Laurenz, bardzo mnie boli.
LAURENZ. Zaraz cię naprawię, Magdaleno.
LAURA. I mnie, Laurę, też napraw, Laurenz.
Laurenz podchodzi do leżących na podłodze kobiet, nachyla się i wyciąga do nich obie ręce. Laura i Magda biorą go za ręce. Laurenz ciągnie je na siebie. Magda i Laura usiłują stanąć na nogach, Laurenz z całej siły szarpie je za ręce, ale ich ręce wyślizgują się z mokrych rąk Laurenza i ten leci plecami do tyłu, upada na fotel, przelatuje przez fotel i upada na podłogę, a fotel upada na niego z góry. Magda i Laura również upadają na podłogę. Zapada cisza.
LAURENZ (leżąc na podłodze) . Kiedy człowiek kocha, wtedy wala się po podłodze, bo ziemia usuwa mu się spod stóp.
MAGDA (leżąc na podłodze) . Laurenz, kochasz mnie?
LAURENZ. Zaraz cię znajdę, moja żono Magdo.
Laurenz powoli wstaje, robi kilka kroków w stronę leżącej na podłodze Magdy. W tym czasie Laura również zaczyna wstawać, udaje jej się podnieść na kolana.
MAGDA. Laurenz! Mój książę Laurenz! Mój bóg Laurenz, dzisiaj przecież zostałam twoją żoną, Laurenz, przyjdź i zabierz mnie do siebie. Czas na małżeńskie łoże, Laurenz. Czy ty masz łoże małżeńskie, Laurenz?
Laurenz powoli przemieszcza się do Magdy, ale na jego drodze pojawia się Laura. Laura i Laurenz patrzą na siebie.
LAURENZ. Tak, mam łoże małżeńskie, Magdo.
LAURENZ. Tak, ono zawsze jest przy mnie.
LAURA. Po co mnie rzuciłeś, Laurenz?
LAURENZ. Słuchaj, Laura, przecież rozmawialiśmy już o tym, po co znowu…?
LAURA. Chcę wiedzieć, po co mnie rzuciłeś, Laurenz? 
LAURENZ. Przecież rozmawialiśmy już na ten temat, po co znowu…?
MAGDA (leżąc na podłodze) . O czym już rozmawialiście, no, powiedzcie mi, o czym?!
LAURENZ. Laura pyta, dlaczego ją rzuciłem, co mam jej odpowiedzieć, Magdo?
MAGDA. Jak to co? Powiedz jej, że zrozumiałeś, że kochasz mnie. Przecież już mówiliśmy jej o tym?
MAGDA. No to powiedz jej jeszcze raz i chodź do mnie.
LAURENZ. Lauro, dobrze mi było z tobą całe te trzy lata, które spędziliśmy razem, ale zrozumiałem, że kocham twoją przyjaciółkę Magdę, no i dzisiaj się pobraliśmy. I upiliśmy się z tego powodu. Wydaje mi się, że rozmawialiśmy już o tym?
LAURENZ. Nie mogę, jestem żonaty, moja żona leży o tam na podłodze.
LAURA. Laurenz, pocałuj mnie na pożegnanie. Puściłam cię do mojej najlepszej przyjaciółki i proszę tylko o jeden ostatni pocałunek na pożegnanie.
LAURA. No, to pytaj szybciej, Laurenz.
LAURENZ. Magdo, czy mogę pocałować…
MAGDA. Wszystko słyszałam, Laurenz. Moja odpowiedź brzmi: nie.
LAURA. No, to w takim razie sama pocałuję cię na pożegnanie i nikt nie może mi w tym przeszkodzić.
Laura podchodzi do Laurenza, przytula się do niego całym swoim ciałem.
LAURA. Czemu jesteś taki mokry, Laurenz?
LAURENZ. Bo zażywałem kąpieli w wannie, Lauro.
LAURA. Chyba zapomniałeś się rozebrać.
LAURENZ. Chyba, zupełnie zapomniałem o wszystkim.
Laura całuje Laurenza w usta. Zlewają się w długim i namiętnym pocałunku. 
Magda usiłuje stanąć na nogach, przy drugiej próbie udaje się jej. Magda stoi, kołysząc się jak wahadło, patrzy na całujących się Laurę i Laurenza. Potem powoli podchodzi do kanapy i siada na niej.
MAGDA. Dlaczego jesteś taki mokry, Laurenz? Dlatego, że chodziłem po wodzie i wpadłem do tej wody. Czemu mnie wybrałeś, Laurenz? Dlatego że kocham cię całym swoim istnieniem, moja kochana. A co to takiego miłość, Laurenz? To taki stan, w którym nie boję się umrzeć, kochana. Znaczy, nie boisz się umrzeć, Laurenz? Nie, nie boję się umrzeć, kochana. Znaczy, niedługo umrzesz, Laurenz? Wszyscy niedługo umrzemy, Magdo. Znaczy, nie mamy wyboru? Nikt nie ma wyboru. Znaczy, wszystko w tym życiu jest postanowione? Tak, Magdo, wszystko w tym życiu jest już z góry postanowione. Znaczy, to, że się spotkaliśmy i pobrali – to wszystko było z góry postanowione, tak? No oczywiście, Magdo, w tym życiu wszystko jest z góry postanowione. I to, że zabrałam cię mojej najlepszej przyjaciółce – to też było z góry postanowione, tak? Tak, tak, oczywiście, wszystko było z góry postanowione. I to, że zdecydowaliśmy upić się we troje, i to, że przyszliśmy do domu Laury? I to, że ona teraz została sama, a ty odchodzisz do mnie, wszystko to było z góry postanowione? Absolutnie tak. Na tym świecie wszystkie sprawy i wszystkie zdarzenia są z góry postanowione. 
Laurenz i Laura przestają się całować. Laurenz odchodzi od Laury i idzie do Magdy. Laura stoi sama, stoi z opuszczoną głową, lekko się chwieje. Laurenz siada obok Magdy na kanapie.
MAGDA. A kto podejmuje te wszystkie decyzje? Kto za nas postanawia?
LAURENZ. Pan Bóg, oczywiście, a kto jeszcze!
MAGDA. Ty wierzysz w Boga, Laurenz?
MAGDA. A czemu jesteś taki mokry, Laurenz?
LAURENZ. Chodziłem po wodzie i wpadłem do niej.
Laurenz przytula Magdę, Laura stoi tam, gdzie stała, płacze.
Noc. Salon w domu Karla i Lindy. Wyposażenie mówi o tym,  że to dom bogatych ludzi. Sofy, stół, szafa z alkoholami i cygarami, biblioteczka. Przy stole siedzą dwie pary. Sądząc po ubraniu, to dobrze sytuowani ludzie. Gustav z żoną Lore i Karl z żoną Lindą. Są bardzo mocno pijani. Na stole stoi niedopita butelka Martini, niedopita butelka drogiego koniaku, kilka specjalnych kieliszków do Martini, kilka kieliszków do koniaku, kilka kieliszków z wodą.
GUSTAV. …i w takim razie, bądź uprzejmy, i osądź kota.
KARL. A to niby dlaczego, nie rozumiem?
GUSTAV. Dlatego że kot jest przestępcą.
KARL. A to niby dlaczego kot jest przestępcą?
GUSTAV. Dlatego że zabił twoją matkę, drogi mój.
GUSTAV. Oświadczam ci to z całą odpowiedzialnością. Z całą odpowiedzialnością oświadczam, że kot zabił twoją matkę, Karl.  
KARL. To nie tak, Gustav.              
GUSTAV. To tak, Karl, kot zabił twoją matkę, tak właśnie jest.
KARL. Hm? Ale ja nie mogę się z tym zgodzić.
GUSTAV. Dlaczego, Karl?                                                                     
KARL. Dlatego, że to jakaś bzdura, to, co mówisz. Nie rozumiem ani słowa z tego, co ty do mnie mówisz. Dlaczego kot? Jaki kot, Gustav?
GUSTAV. Jak to jaki kot, drogi mój? Jak to jaki kot? Kot twojej matki, jaki jeszcze może być kot?
KARL. Przestań, moja matka nie miała żadnego kota.
GUSTAV. Jak to nie miała żadnego kota?
KARL. A no tak, nie miała kota, no tak.
GUSTAV. Co ty w ogóle mówisz, Karl? Ona miała kota.
GUSTAV. Jak to nie miała żadnego kota? Ona miała kota. Sam go tam widziałem. Byłem u twojej matki półtora roku temu i widziałem tam kota. Tam był kot.
KARL. No, przypuśćmy, że miała kota…
KARL. No, dobrze, dobrze, miała kota, no i co z tego?
GUSTAV. To – to. To, że to. Że był kot. I on zabił twoją matkę.
KARL. Ale jak kot może zabić człowieka, wyjaśnijcie mi?
GUSTAV.
Wytryski na dojrzałe buźki
Dostaje gorącą spermą
Grubaska wsadza do buzi młodego penisa

Report Page