Delikatna Japonka

Delikatna Japonka




🔞 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Delikatna Japonka
Imię: Japonka Rasa: mix Ur.: 08.2020 r Płeć: samica Wielkość: mała Waga: 9,50 kg Japonka to młodziutka suczka znaleziona na terenie gminy Błonie. W pierwszych chwilach pobytu w nieznanym otoczeniu nie czuła się pewnie i była zestresowana. Potrzebowała troszkę czasu aby zaufać opiekunom i pozwolić na bliższy kontakt. Pokazała, że jest milutką i wrażliwą psinką. Głaski sprawiają jej wiele przyjemności i chętnie nadstawia brzuszek prosząc o pieszczoty. Niestety Japonka nie chodzi na smyczy. NIE KUPUJ - ADOPTUJ ! PIES, KTÓRY TRAFIA DO NASZEGO SCHRONISKA, OBJĘTY JEST 14-DNIOWĄ KWARANTANNĄ. Jeśli w tym czasie nie odbierze go właściciel, pies zostanie: zaszczepiony, zaczipowany, wykastrowany i będziemy szukać dla niego nowego opiekuna. ------------------------------------------- Warunkiem adopcji jest wypełnienie ankiety dostępnej na naszej stronie, zgoda na wizytę przed/po- adopcyjną, podpisanie umowy adopcyjnej. Dane kontaktowe do opiekunów: 795 845 242 Schronisko w Nowym Dworze Mazowieckim Fundacja Przyjaciele Braci Mniejszych www.fundacjapsom.pl
Imię: Japonka Rasa: mix Ur.: 08.2020 r Płeć: samica Wielkość: mała Waga: 9,50 kg Japonka to młodziutka suczka znaleziona na terenie gminy Błonie. W pierwszych chwilach pobytu w nieznanym otoczeniu nie czuła się pewnie i była zestresowana. Potrzebowała troszkę czasu aby zaufać opiekunom i pozwolić na bliższy kontakt. Pokazała, że jest milutką i wrażliwą psinką. Głaski sprawiają jej wiele przyjemności i chętnie nadstawia brzuszek prosząc o pieszczoty. Niestety Japonka nie chodzi na smyczy. NIE KUPUJ - ADOPTUJ ! PIES, KTÓRY TRAFIA DO NASZEGO SCHRONISKA, OBJĘTY JEST 14-DNIOWĄ KWARANTANNĄ. Jeśli w tym czasie nie odbierze go właściciel, pies zostanie: zaszczepiony, zaczipowany, wykastrowany i będziemy szukać dla niego nowego opiekuna. ------------------------------------------- Warunkiem adop
Ogłoszenie wystawił użytkownik BraciaMniejsi

Dzisiaj: 25.08.2022 (Thursday), 22:59:02

Zalecana rozdzielczość: 1024 x 768 (lub większa)


Kontakt z administratorem: przygarnijzwierzaka@o2.pl
Wyłącznie sprawy techniczne! PrzygarnijZwierzaka.pl jest stroną ogłoszeniową . Nie jesteśmy fundacją i nie pośredniczymy w adopcjach!


Ilustracja: Luiza Kwiatkowska | www.behance.net/luilula
Opublikowano: 23.06.2014 12:49 Aktualizacja: 01.12.2019 20:05
Piotr Jacoń opowiedział, jak lekarka potraktowała jego transpłciową córkę. „Ryczała z bezsilności. W swoim życiu kolejny już raz”
Wlewy witaminowe sposobem na kaca? „Promowanie ich jest szkodliwe społecznie” – podkreśla dietetyczka Aneta Pisarek
Prezenterka telewizyjna zwolniona z pracy za siwe włosy. „Oniemiałam. Wciąż jestem w szoku” – komentuje
Ta aktywność fizyczna to doskonała recepta na długowieczność. Zaskakujące doniesienia naukowców
Meghan Markle w podcaście dla kobiet walczy ze stereotypami. „Jeśli jesteś ambitną kobietą, to z pewnością jesteś wyrachowana, samolubna lub agresywna”
Miralo Sen, Suplement na dobry sen, 20 kapsułek
Miralo, Suplement diety wspomagający odporność na stres, 20 kapsułek
Deep Focus from Plants 60 kaps. wegański
Yosimi jest mistrzynią niekwestionowaną – posiada 5 dan Shodo Kenyuui Kai (shodo znaczy kaligrafia). Jej zdaniem praktykowanie tej sztuki nie różni się w swojej esencji od praktykowania medytacji, jogi czy sztuk walki. Kaligrafowanie to przede wszystkim trening uważności , koncentracji, cierpliwości, skupienia i ćwiczenie własnego charakteru. Dążenie do doskonałości, w której kaligrafowanie nie jest sztuką dla sztuki, ale w istocie rzeczy wymagająca pracą nad sobą. Procesem rozwoju, w którym sama umiejętność pięknego pisania staje się niejako wątkiem pobocznym, gdyż tym, co rozwijamy, jesteśmy my sami.
Pojmuję to w lot już na pierwszej lekcji, gdy przez godzinę ćwiczę kaligrafowanie pionowej pałeczki, na przemian z pałeczką poziomą. Pałeczka pionowa to jeden, skrzyżowana z pałeczką poziomą oznacza dziesięć. Klęczę na macie tatami, przede mną niski, podłużny stoliczek, a na stoliczku stos białych kartek, pędzelek do pisania, pojemnik z czarnym tuszem, naczynie z wodą do rozpuszczania tuszu, podłużny metalowy ciężarek dociskający papier. I ja – nieprawdopodobnie skupiona – maluję te pałeczki jedna za drugą. Sensei jest bardzo wyrozumiała. Wydaje z siebie pełne akceptacji pomruki, gdy pałeczka wychodzi mniej kulfoniasta, a gdy postępów brak, delikatnie prowadzi moją dłoń, odpowiednio zmniejszając i zwiększając nacisk w zależności od potrzeby i efektu, który chcemy uzyskać. Chodzi o to, żeby odpowiednio wykończyć kreskę, uzyskując lekko przetarty koniec pałeczki. Ważne jest też, aby odpowiednio zacząć pisanie i zgrabnie zmienić kierunek ruchu pędzla, tak by nie zrobić kleksa z tuszu. Czuję się jak pierwszoklasistka, język mam pracowicie wysunięty, a mój umysł jest całkowicie skupiony na pędzlu. Nic poza tym nie istnieje. Cudowne uczucie… Tak zdarza mi się poczuć w medytacji, gdy praktykuję jogę albo gdy piszę i jeszcze w paru momentach, które zachowam dla siebie.
Jak się później dowiaduję od Yoshimi, istnieje szkoła medytacji nazywana HITSU ZEN DO, czyli droga medytacji pędzla, oparta na filozofii dawnych mistrzów kaligrafii. Na stronie internetowej Yoshimi czytam: „ćwiczenia medytacyjne prowadzą do oczyszczenia umysłu i wyciszenia, oderwania od problemów dnia codziennego i, w konsekwencji, ułatwiają kontrolę przepływu energii, która drzemie w każdym z nas. Transmisja energii witalnej od kaligrafa poprzez pędzel na papier powoduje, że każda kaligrafia nabiera życia i magicznej mocy.” Po godzinie ćwiczeń sensei podaje mi bibułę i mówi z miękkim akcentem –„To twoja ostatnia kaligrafia dziś. Najpierw medytuj”. Przenoszę uwagę na oddech i medytuję nie dłużej niż dwie minuty, po czym kreślę ostatnią dziesiątkę. Nie mogę w to uwierzyć – wyszła prawie idealnie. Sensei jest bardzo zadowolona. Kasia san – mówi do mnie – energia popłynęła z serca – i stempluje moją kaligrafię stemplem nasączonym czerwonym tuszem, a ja czuję się, jakbym dostała świadectwo z czerwonym paskiem.
Yoshimi uczy kaligrafii japońskiej – SHODO –w samym centrum Warszawy, na ul. Kruczej 51, w wysokim bloku, jakich w stolicy wiele. Trudno uwierzyć, że na zwykłej klatce schodowej pod numerem 91 kryje się mała Japonia. Jednak gdy tylko Yoshimi otwiera drzwi i wita łagodnym uśmiechem i pokłonem, wiem, że znalazłam się w dojo , co jest japońskim określeniem miejsca przeznaczonego do treningu sztuk, sportów walki i medytacji mnichów buddyjskich zen. Pomieszczenie przepełnia cisza i spokój, w korytarzu zdejmuje się buty, gdyż do sali praktyki tradycyjnie wchodzi się boso. W przerwie lekcji sensei podaje zieloną herbatę w maleńkich czarkach i japońskie słodycze. Wszystko tutaj jest rytuałem i sztuką, zresztą w Japonii kaligrafia zaliczana jest do sztuk pięknych na równi z malarstwem i grafiką. Murasaki , czyli szkoła Yoshimi Nakayasu, jest jedyną szkołą tradycyjnej kaligrafii japońskiej w Polsce, gdzie można, pod okiem wykwalifikowanej osoby, poznać tajniki shodo , na dowolnym poziomie zaawansowania. Zacząć może każdy, pisanie kaligrafii nie wymaga talentów plastycznych, a w Murasaki zaczynają się właśnie intensywne kursy letnie. Grupy są 6-osobowe, aby Yoshimi mogła z każdym studentem pracować indywidualnie. Polecam wszystkim, którzy pragną choć na chwilę uspokoić rozbiegany umysł i skontaktować się z energią płynącą z serca, którą przecież każdy ma…
W przestrzeni zakupowej HelloZdrowie znajdziesz produkty polecane przez naszą redakcję:
Dowiedz się, ile znaczy dobry sen oraz jaki wpływ mają na nas marzenia senne.

Browser wird nicht unterstützt Du verwendest einen Browser, der von Facebook nicht unterstützt wird. Wir haben dich daher an eine einfachere Version weitergeleitet, um dir das bestmögliche Erlebnis bieten zu können.
Offenbar hast du diese Funktion zu schnell genutzt. Du wurdest vorübergehend von der Nutzung dieser Funktion blockiert. Wenn dies deiner Meinung nach nicht gegen unsere Gemeinschaftsstandards verstößt, teile uns das bitte mit .


serwisy tvp:
strona główna tvp
TVP VOD
Informacje
Tygodnik
Regiony
Poland In
kultura
sport
rozrywka
program tv
wszystkie serwisy tvp



Wydania
Historia
Cywilizacja
Kultura
Rozmowy
Felietony



Tematy:

POLSKA
JAPONIA
STYL ŻYCIA
RODZINA
CYWILIZACJA
IDEE
NARÓD
GASTRONOMIA
MAŁOPOLSKA


TYGODNIK.TVP.PL: Gorce to pani wymarzone miejsce na Ziemi?

AKIKO MIWA: Tak. Cenię to miejsce ze względu na panującą tu błogą ciszę i spokój. Tutaj jest mało turystów i można wiele godzin wędrować po górskich ścieżkach nie spotykając nikogo na szlaku. A w innych górach są wszędzie tłumy i kolejki, czego dobitnym przykładem jest Zakopane.

Jednak to, co najbardziej mnie urzekło, to niezwykłe widoki. Z mojej polany można podziwiać Jezioro Czorsztyńskie, Pieniny, Gorce oraz Tatry. Nieopodal mam dziewiczy, stary las torfowy. Ukształtowanie terenu sprawia, że nie ma tu gwałtownego wiatru. Jest tu różnorodna roślinność, mnóstwo polnych kwiatów i ziół. Rosną między innymi macierzanka czy tymianek. Wokół roztacza się niesamowity zapach.

Tu mogę spokojnie umrzeć.


Zanim z Japonii trafiła pani do Polski, odbyła pani podróże do Jemenu i Kalifornii. Skąd pomysł, by akurat w naszym kraju zapuścić swoje korzenie?

Urodziłam się na wyspie Kiusiu, w Kumamoto, a ostatnio mieszkałam w Nagano. Z Japonii wyjechałam z powodów osobistych – moje małżeństwo się rozpadło i szukałam dla siebie nowego miejsca na Ziemi. Chciałam się odciąć od dotychczasowego życia, być jak najdalej.

Mój były mąż jest pastorem. Mamy dwie córki i syna. Cały czas pracowałam, bo jestem pedagogiem szkolnym, prowadziłam też żłobek przez 10 lat. W pewnym momencie postanowiłam zacząć coś nowego i wyjechać z Japonii.

Moja pierwsza podróż za granicę była do Jemenu, a potem przez chwilę byłam w Los Angeles u swojej siostry. W końcu znajomy profesor ekonomi polecił mi Polskę. Niewiele wiedziałam o tym kraju. Tylko czytałam dużo książek o Auschwitz. Słyszałam o Lechu Wałęsie czy Fryderyku Chopinie. Zdecydowałam się wyjechać do Polski.
Przyjechałam do Krakowa, gdzie w Instytucie Badań Polonii rozpoczęłam naukę języka polskiego dla obcokrajowców. Chciałam studiować we Wrocławiu sztukę malowania witraży, które mnie zawsze fascynowały. A w wolnych chwilach zwiedzałam polskie góry i tak trafiłam w Gorce. Tu zobaczyłam cudowny krajobraz. Niemal od razu zakochałam się w tym miejscu. Na wielkiej polanie postanowiłam wybudować domek w góralskim stylu.

Rok później przyjechała do mnie młodsza córka Nobu, która wtedy miała 16 lat. W tym czasie najstarsza córka Shino chodziła do liceum w Stanach Zjednoczonych. Syn Ryo został w domu z ojcem, by tam ukończyć swoją edukację. W naszym domu zawsze dbaliśmy oto, aby dzieci były samodzielne.


To musiało być naprawdę trudne zadanie: zacząć wszystko od zera na takim pustkowiu, zupełnie odciętym od świata.

To prawda. Podjęłam decyzję, że powstanie tu pensjonat turystyczny, bo z czegoś trzeba było żyć (śmiech). Projektował go Krzysztof Ingarden, kiedyś współpracownik Arata Isozaki, z którym po latach zaprojektowali japońskie centrum Manggha pod Wawelem.
Problemów z budową na mojej polanie w Gorcach było sporo. To teren objęty ochroną (otulina Gorczańskiego Parku Narodowego), więc długo trzeba było się starać o pozwolenie na budowę. Ciężko było też zaplanować zakupy i oszacować koszty, bowiem był to czas transformacji ustrojowej w Polsce i sytuacja pieniądza była niestabilna – system finansowy się załamał. Ceny szalały, a wartość złotówki zmieniała się niemal co tydzień.

Co gorsza, nie było drogi do polany, a trzeba było jakoś przewozić materiały budowlane na samą górę, 3,5 kilometra od wsi Harklowa. Częste deszcze sprawiały, że leśna ścieżka zamieniała się w rwący potok, pełen błota. Koła traktora nie raz topiły się w brunatnej mazi. A na szczyt trzeba było przetransportować m.in. drewno, żwir, kamień czy cement. Fundamenty domu i dach musiały być solidne, aby mogły wytrzymać ciężar śniegu. Tu zimy były długie i srogie.

Budowała trwała w sumie 2,5 roku. Cały czas nadzorowałam pracę. Mieszkałam razem z córką na polanie, w małym drewnianym domku bez toalety. Gotowałam ekipie cieśli i murarzy. Najpierw po japońsku, ale im nie smakowało, bo w potrawach nie było mięsa (śmiech). Postanowiłam więc kupić od sąsiada pół krowy, aby ich wykarmić.

W końcu willa została wybudowana i mogłam zacząć nowy etap swojego życia. Jeszcze tylko trzeba było tą błotnistą ścieżką dowieźć całe wyposażenie willi i finał.



Nazwała pani to miejsce Ariake i udało się zatwierdzić tę nazwę jako oficjalny adres pensjonatu, to jedyna taka nazwa geograficzna w kraju. Symboliczne połączenie Polski z Japonią?

Ariake oznacza specyficzne światło, taki określony czas przed świtem: jeszcze jest noc, ale już świt się zbliża. Dla Japończyków to oznacza nadzieję. W literaturze Ariake ma też negatywną konotację: kobieta czeka na mężczyznę całą noc, lecz on nie przychodzi, więc jest pogrążona w smutku. Ale dla mnie to jest zawsze nadzieja. Cały ten czas, gdy coś pozytywnego jest na i za horyzontem.
Nazwy miejsc wywodzą się z legend, historii, ich charakteru. Mój los związany jest ze słowem Ariake, przez co ma ono dla mnie duże znaczenie. Urodziłam się nad Morzem Ariake (zatoka na Kiusiu). W Nagano mieszkałam pod adresem Ariake 7334-23. Mój ojciec zajmował się rekultywacją wybrzeża nad morzami Ariake oraz Yatsushiro – wpływa tam osiem rzek i w każdym ujściu gromadzi się ziemia i piasek, więc zarządy otaczających je prefektur zajmowały się rekultywacją, żeby zwiększyć pola ryżowe.

Pamiętam, że najwyższy przypływ występował zawsze przy pełni Księżyca. Wszyscy skakaliśmy do ciepłej wody, czułam, jak morze podnosiło moje ciało. W czasie odpływu, niekiedy ryzykując, próbowaliśmy poczuć, jak ta potężna siła odpływu ściąga ciało. Potem dowiedziałam się, że odpływ i przypływ wody morskiej zależy do grawitacji Księżyca i siły obrotu Ziemi. Byłam pod wielkim wrażeniem, że moje doświadczenia z dzieciństwa są połączone z ruchami morza i Księżyca!



Jak wyglądały pierwsze lata pani adaptacji w nowym miejscu?

Nie było to łatwe. Sprzątanie i gotowanie nie jest moją mocną stroną (śmiech).
Dla moich gości na początku też gotowałam tylko po japońsku. Pamiętałam smaki z dzieciństwa, z kuchni mojej mamy i starałam się je odwzorować. Z każdym rokiem robiłam postępy i gotowałam coraz lepiej. Wiele produktów musiałam sprowadzać z Japonii, Austrii czy Szwajcarii, między innymi specjalny ryż, ale także typowe japońskie przyprawy, jak choćby suszonego tuńczyka. Żeby zrobić na przykład prawdziwy rosół japoński, to trzeba mięć m.in. suszone grzyby shitake, suszonego tuńczyka, wodorosty kombu.

Nadal przygotowuję wiele tradycyjnych potraw, na przykład kotlety w sosie sojowym, zupę miso, donburi (potrawa z ryb, mięsa, warzyw lub innych składników ugotowanych razem i podanych na ryżu) czy japońskie desery. Sushi też się pojawia na stole, ale tu trzeba się wykazać wysokim kunsztem kulinarnym. W japońskim domu tak naprawdę rzadko się robi sushi. Albo kupuje się gotowe danie, albo wychodzi się do restauracji. Ja jednak staram się przygotowywać je w swojej willi turystom, w końcu Japonia właśnie się z tym kojarzy (śmiech).

Serwuję też kuchnię góralską, gotowałam krupnik, bigos czy przyrządzałam pstrągi. Teraz jestem w stanie zrobić niemal wszystko. Choć muszę mieć pomoc od czasu do czasu, bo samej jest ciężko. Obecnie już dużo produktów można kupić w Polsce, mam również swój ogródek, w którym sadzę wiele warzyw i ziół. Mam dużo m.in. czosnku niedźwiedziego i nawłoci pospolitej.



Stawia pani na ekologię, stosując naturalne nawozy i chyba mało znaną technologię efektywnych mikroorganizmów EM.

EM to kompozycja pożytecznych mikroorganizmów o właściwościach probiotycznych i regeneracyjnych. Opracował ją japoński profesor Teruo Higo z Okinawy. Kompozycja pomaga ziemi przywrócić naturalną żyzność, powstrzymuje procesy gnilne, ale też wspiera odporność roślin. Środek ma uniwersalne zastosowanie. Nie tylko podlewam nim ogródek, ale też sprzątam cały dom. Jest również EM-X przygotowywany z myślą o ludziach: powstaje taki odżywczy napój z dobroczynnych mikroorganizmów, który pomaga w zachowaniu dobrego stanu zdrowia.
Staram się żyć ekologicznie i przekonuję do tego innych. Jestem na przykład przeciwniczką elektrowni jądrowych. Niosą one ze sobą duże zagrożenie dla człowieka. Ostatnio po tsunami w Fukushimie doszło do serii wypadków jądrowych w miejscowej elektrowni i do tej pory rozsiewa ona szkodliwe promieniowanie. Wszyscy znamy też konsekwencje zrzucenia bomb atomowych na Hiroshimę i Nagasaki. Moja mama spoglądała w rozległą chmurę, która wtedy rozciągała się nad miastem Nagasaki. Niedługo po tym na jej piersiach pojawiła się wielka rana. Do końca życia się z tym męczyła. W Polsce natomiast chyba wciąż jest wspominana katastrofa w ukraińskiej elektrowni jądrowej w Czarnobylu i jej skutki, także dla mieszkańców tego, sąsiedniego kraju.



Widzi pani duże różnice mentalne między Polakami a Japończykami?

Każdy człowiek jest inny, więc trudno tak jednoznacznie stwierdzić. Na początku, zaraz po zamieszkaniu w Gorcach, nie byłam dobrze nastawiona do Polaków. Wtedy był czas przemian ustrojowych i Polacy mieli dużo problemów, aby przeżyć musieli kombinować, oszukiwać. Z czasem zrozumiałam taką postawę. Macie za sobą trudną przeszłość. Może w takiej sytuacji postępowałabym tak samo, kto wie.

Podziel się
Tweetnij
Wyślij


Rozmowy Najnowsze wydanie



Polacy interesują się historią


Robert Kostro: Wydawało się, że Polska po wejściu do UE i NATO zapewni sobie bezpieczne funkcjonowanie na dziesięciolecia. To się zmieniło.



Rozmowy Poprzednie wydanie



Za Holokaust w Polsce odpowiadają wyłącznie Niemcy. I nikt inny

Wildstein: Nie można wykorzystywać wojennej tragedii do uderzania w polską tożsamość.



Rozmowy wydanie 5.08.2022 – 12.08.2022



Nie każdy człowiek ma sumienie

Mamuśka ruchana dwoma kutasami - Bridgette B, Mamuśka
Szefowa z wielkim biusterm
Porno Mama I Syn

Report Page