Daj mi to, na co zasługuję

Daj mi to, na co zasługuję




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Daj mi to, na co zasługuję

Motyw Znak wodny. Autor obrazów motywu: Jason Morrow . Obsługiwane przez usługę Blogger .



Deutsch English Español Français Hungarian Italiano Nederlands Polski Português (Brasil) Română Svenska Türkçe Ελληνικά Български Русский Српски العربية فارسی 日本語 한국어
Russia is waging a disgraceful war on Ukraine.  Stand With Ukraine!

Jak wyjaśnić sumieniu, że to była moja wina?

Jak oznajmić sercu, że już nie powrócisz?

Uświadomić moim oczom, że nigdy cię nie zobaczą,

Jak wyjaśnić moim ustom, że ich nie pocałujesz?
Nie chodzi o to bym umarł, bo nie czuję twoich pocałunków,

Ale o to, że życie bez nich jest jak życie pozbawione sensu,

I gdybyś ty wiedział, ile bólu sprawia mi

Zapomnieć o twoim ciele, że to łamie mi serce

Miej do mnie trochę więcej zaufania,

Odszedłeś ode mnie, a ja nie zasługuję na taką karę,

Jestem kolejną wariatką, która nie zrozumiała

Faktycznie wyczuwa się straszliwy chłód (straszliwy chłód),

Już nawet nie wiem, jak mam ci to powiedzieć (jak ci powiedzieć?),

Jedynie proszę cię o szansę (daj mi jedną szansę),

Aby udowodnić ci, że łączy nas prawdziwa miłość

Aby udowodnić ci, że łączy nas prawdziwa miłość

Miej do mnie trochę więcej zaufania,

Odeszłaś ode mnie, a ja nie zasługuję na taką karę,

Jestem kolejnym wariatem, który nie zrozumiał

Nie potrafię o tobie zapomnieć, nie będę temu zaprzeczać,

Pomimo czasu, który upłynął nam na niedomówieniach,

Ja i tak wiedziałam, że z powodu monotonii

Możesz ode mnie odejść, cóż za ironia

Aby udowodnić ci, że łączy nas prawdziwa miłość

Odchodzisz w najlepszym momencie (odchodzisz),

Aby udowodnić ci, że łączy nas prawdziwa miłość

Miej do mnie trochę więcej zaufania (trochę więcej),

Odeszłaś ode mnie, a ja nie zasługuję na taką karę (co?),

Jestem kolejnym wariatem, który nie zrozumiał

Miej do mnie trochę więcej zaufania (trochę więcej),

Odeszłaś ode mnie, a ja nie zasługuję na taką karę (co?),

Jestem kolejnym wariatem, który nie zrozumiał (nie zrozumiał)
Submitted by Lobuś on Wed, 06/01/2021 - 22:04




Add new translation

Add new request





Read about music throughout history

Russia is waging a disgraceful war on Ukraine.  Stand With Ukraine!
Contributions: 1469 translations, 4 transliterations, 6787 thanks received, 29 translation requests fulfilled for 19 members, 20 transcription requests fulfilled, added 5 idioms, explained 11 idioms, left 690 comments, added 87 annotations
Languages: native Polish, fluent Spanish, Russian, Italian, advanced Portuguese, intermediate French
Thanks a lot for all the responses and feedback, ...  more
Ο καλύτερος τρόπος ν’ αντιστέκεσαι σε έναν ...  more
Interface language Deutsch English Español Français Hungarian Italiano Nederlands Polski Português (Brasil) Română Svenska Türkçe Ελληνικά Български Русский Српски العربية فارسی 日本語 한국어


„Szczęście za
horyzontem” Krysi Mirek, to już nie wiem która z kolei (nawet nie
śmiem liczyć) pozycja literacka w dorobku pisarskim autorki.
Czytałam, śmiałam się i płakałam…

Czasem
spalone mosty to najlepszy początek. Justyna popełnia wielki błąd,
po którym nie może już wrócić do dawnego życia: pracy w
eleganckim biurowcu, wygodnego apartamentu i związku, który opiera
się na przyjemności. Janek wszystko zrobił, jak należy, jednak na
każdym polu ponosi klęskę. Ma kłopoty finansowe, beznadziejną
pracę, której nie znosi, a jego dzieci są zaniedbane. Tych dwoje
spotka się przypadkiem. Zderzenie dwóch światów sprawi, że życie
Justyny i Janka na zawsze się odmieni. Czy starczy im odwagi, by
poszukać szczęścia trochę dalej niż na wyciągnięcie dłoni?
Ruszyć za horyzont, do miejsca, które wydaje się najmniej
odpowiednie, a jednak kusi z wielką mocą? To historia niezwykła,
pokazuje, jak bardzo można się pomylić, sądząc po pozorach.



„ Szczęście
za horyzontem” to niepozorny tytuł i jeszcze bardziej niepozorna
okładka. A to, co się za tym kryje – jest niesamowite. Tak mogę
to ująć jednym słowem.


Krystyna
Mirek napisała kolejną powieść pełną ciepła, ale i prawdy o
nas samych. Ludzie dziś zbyt często szafują wyrokami, widzą to co
chcą widzieć i zupełnie nie zastanawiają się na tym, że raz
wypowiedziane słowa mogą kogoś zranić na zawsze.


To
smutne jak wiele nam nie trzeba, by wydać opinię o innych sądząc
tylko po pozorach, po ich zwykłej, szarej powierzchowności?


Autorka
podkreśla to stanowczo w swej powieści, co więcej ewidentnie nie
zgadza się na to. Pokazuje w sposób prosty jak mocno żyjemy w
czasach gdzie liczy się to o widać w mediach społecznościowych. Z
jaką lekkością wyrabiamy sobie błędne często opinie o ludziach.
Otaczają nas wszędzie uśmiechnięte zdjęcia, cudowne wspomnienia
i tak zwane „lajki”. A przecież nie zawsze to, co widać jest
odbiciem stanu faktycznego. Za tymi pięknymi fotkami kryją się
często (nie zawsze) zgrzyty, kłótnie, tragedie.


Podczas
lektury zastanawiałam się dlaczego ludzie to robią...

Dlaczego
robią tyle rzeczy na pokaz?


Czy
fałsz tak często pokazywany w sieci daje im poczucie jakieś
dziwnej satysfakcji?


Czy
jest swego rodzaju wyznacznikiem ich wartości?


Trudno
odpowiedzieć na te pytania nie znając przyczyn takiego
postępowania.


Jedno
wiem na pewno, żadne piękne zdjęcia w „internetach” nie są w
stanie zmienić naszej rzeczywistości.


Dlatego
idąc dalej śladami bohaterów powieści Krystyny Mirek śmiało
mogę powiedzieć, że tylko żyjąc prawdziwie mamy możliwość
kreowania naszego szczęścia i zadowolenia.


„ Szczęście
za horyzontem” to również powieść, która porusza temat pomocy
międzyludzkiej, zwracania uwagi na to, co dzieje się w naszym
pobliżu.


Ileż
to razy przechodzimy obok czyjegoś nieszczęścia – i nic z tym
nie robimy?


Ile
razy wolimy udawać, że nie widzimy czyjejś biedy? Czyjejś
tragicznej sytuacji?


Zapominamy
o tym zaraz jak znikamy za zakrętem.


Wiadomo,
że całego świata nie zbawimy. Nie ma takiej opcji.


Często
nasza własna codzienność bywa wystarczająco trudna do ogarnięcia…

Ale
mimo wszystko, nie traćmy naszego człowieczeństwa. Nie zabijajmy
własnymi kłopotami empatii, która w nas drzemie.


Czasami
wystarczy komuś mały gest z naszej strony. Podzielenie się
śniadaniem, pokazanie innej drogi, kilka słów wiary w czyjeś
możliwości. I maszyna ruszy…

Autorka
nie zawiodła mnie ani fabułą, ani kreacjami bohaterów. Wiele się
dzieje i akcja naprawdę postępuje z każdą kolejną stroną, tak
że nie sposób jest się oderwać.


Bohaterowie
żyją, są prawdziwi, mają wady i zalety, a to sprawia, że bardzo
łatwo się z nimi identyfikować i współodczuwanie ich emocji jest
w tym przypadku samoistne.


Ona
– dziewczyna z miasta, której życie zmieniło się w osobisty
dramat za sprawą jednej złej podjętej decyzji. Czy będzie
potrafiła sobie wybaczyć? Czy kiedykolwiek uzna, że zasługuje od
życia na coś więcej niż pokuta?


On
– zwykły, prosty chłop, jak sam o sobie mówi. Młodzieńcze
zatracenie się w chwili zaowocowało w jego przypadku diametralną
zmianą nie tylko w jego życiu, ale zaważyło o losach kilu osób.
To pociągnęło za sobą lawinę kolejnych obowiązków, trudności
i kłopotów, które z każdym dniem przygniatają go swym ciężarem.
Czy jest w stanie uwierzyć, że jeszcze będzie dobrze? Czy
mężczyzna, z trójką dzieci może otworzyć drzwi swego serca na
miłość? Czy będzie na tyle silny, by zawalczyć nie tylko o dobro
dzieci, ale i o własne szczęście?


Historia
pozornie zwyczajna. A jednak pod tymi pozorami kryje się głęboka
refleksja nad życiem.


Autorka
nie daje nam przyzwolenia na letarg. Ustami Justyny
wykrzykuje nam w twarz, że cokolwiek się dzieje, zawsze trzeba być
szczerym, ze sobą i ze światem. Bez tego, nie da się zbudować
nic. Zaś
postawą Janka pragnie pokazać nam, że brak wiary w siebie i ludzi,
sprawia że stoimy w miejscu.


„ Czasem
spalone mosty to najlepszy początek!” -
takie słowa padają w powieści.


Kiedyś,
ktoś powiedział mi, że idąc przed siebie, nie powinnam palić
mostów za sobą.


Nie
posłuchałam. Spaliłam kilka z nich.


W
moim przypadku od jednego takiego spalonego mostu zaczęło się
dziać coś dobrego. Podobnie jak powieściowy Jan wykonałam jeden telefon i na
nowo zbudowałam ten most. Okazało się, że można, i że ze wszech
miar warto, bo
„(…) wszędzie można znaleźć swoją furtkę do szczęścia”.

Przede
mną wiele pracy, wiele dróg i wiele furtek do otwarcia…

Jednak
te jeden odbudowany most okazał się dla mnie początkiem czegoś
nowego. Dzięki temu wiem, że mam przy sobie osoby, które zawsze
dostrzegały we mnie wartość samą w sobie. Nie przez piękne
zdjęcia w mediach, nie przez fałszywie budowany obraz...a dlatego,
że po
prostu jestem dla nich kimś godnym zaufania, kimś komu warto dać
drugą szansę, podać rękę. Dzięki temu poznałam nowe osoby,
które stały się dla mnie naprawdę ważne.


„ Szczęście
za horyzontem” to powieść, którą można śmiało mogę określić
jako skarbnicę drogowskazów, które autorka poutykała pomiędzy
zagmatwane losy bohaterów. Porusza do głębi, skłania do refleksji
nad własnym postępowaniem i nad postrzeganiem świata. Zachęca
byśmy nie odwracali wzroku od drugiego człowieka i nie żyli
jedynie iluzjami, jakie zewsząd nas atakują w mediach. Żyjmy
pełniej i bardziej świadomie, bo tylko tak jesteśmy w stanie
czerpać ze świata pełnymi garściami. Być sobą i znaleźć w
naszej egzystencji to, co najważniejsze.


"Człowiek
może odnaleźć prawdziwe szczęście w zachwaszczonym ogrodzie
(...)”


„ Szczęście
za horyzontem” otuli Was swoim ciepłem i delikatnością. Z
pewnością trafi do waszego czytelniczego serca. Uzmysłowi to, o
czym zbyt często zapominamy w codziennym pędzie, prawdę o tym, że
to co prawdziwe i dobre jest obok nas, ale często tego nie widzimy,
gdyż wybieramy to, co jest wygodniejsze i łatwiejsze czyli
pozorność. Gdy tymczasem spełnienie i szczęście wymaga ją
od nas czasami
walki
i poświęcenia. A sukces (ten nasz wewnętrzny) będzie nam smakował
o tyle bardziej i mocniej, o ile ciężej przyjdzie nam na niego
zapracować.


"Kto
nigdy nie był głodny, pojęcia nie ma o smaku potraw. Kto nie
pracuje naprawdę, nie zna przyjemności wytchnienia."


P olecam
zdecydowanie, ta powieść urzekła mnie nie tylko swoją
prawdziwością, ale również ciepłem i odrobiną miłości (nie
szalonej i szybkiej), ale tej prostej, rodzącej się powolutku
każdego dnia. Zauroczyła mnie także magicznym, jesiennym klimatem
górskiej miejscowości, gdzie bliżej człowiekowi do natury i jej
skarbów. Chwyciła mnie za serce prostotą i ujawnieniem piękna,
tam gdzie często go nie dostrzegamy.


"Szczęście za horyzontem" to idealna
lektura na zimne wieczory i po ciężkim dniu pracy, przy parującym
kubeczku herbaty. Rozgrzeje Was i wzruszy, a przede wszystkim otworzy
furtkę, za którą mam nadzieję, każdy z Was zobaczy to wszystko,
co warto cenić w życiu.


Za
egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Edipresse.


„365 dni”
dostałam od wydawnictwa jakiś czas temu...bodajże w wakacje.


Nadszedł jednak
czas, bym skrobnęła Wam kilka słów o tej pozycji.


Nadmienię jednak już na początku, że robię to tylko ze względu na lojalność wobec WAS i ze względu na moją uczciwość wobec Wydawnictwa, wynikającą z naszej współpracy i obowiązkowego opiniowania powierzanych mi powieści. 

Obrzydliwie
romantyczna, skrajnie prawdziwa i inspirująca...

Laura
wraz ze swoim chłopakiem Martinem i dwójką przyjaciół wyjeżdżają
na wakacje na Sycylię. Drugiego dnia pobytu – w swoje dwudzieste
dziewiąte urodziny – dziewczyna zostaje porwana. Porywaczem
okazuje się głowa sycylijskiej rodziny mafijnej, szalenie
przystojny, młody don Massimo Toricelli. Mężczyzna kilka lat
wcześniej przeżył zamach na swoje życie. Postrzelony kilka razy
prawie umarł, a kiedy jego serce przestało bić, przed oczami
zobaczył dziewczynę, a dokładnie Laurę Biel. Gdy przywrócono go
do życia, obiecał sobie, że odnajdzie kobietę, którą
zobaczył.

Massimo
daje dziewczynie 365 dni na to, by go pokochała i z nim
została.

„ Ojciec
chrzestny” w połączeniu z „Pięćdziesięcioma twarzami Greya”.

Tyle dowiecie się z opisu okładkowego.


„Obrzydliwie romantyczna” - Obrzydliwa?
Tak. Romantyczna? Zdecydowanie nie.


„Skrajnie prawdziwa” - Skrajna? O tak.
Prawdziwa? - Tak (zwłaszcza jeśli chodzi o podrzędne porno).

„Inspirująca” - Inspirująca? Zdecydowanie
NIE – osobiście się przyznam, że w pewnych sferach posiadam dużo
większą fantazję i otwartość, aniżeli posiada ją „ałtorka”
i jej bohaterowie.


Celowo
używam słowa ”pozycja” , ponieważ powieścią tego nazwać nie
mogę, książką również się nie da.


Powieść /
książka posiadają nie tylko fabułę, ale przede wszystkim wnoszą
coś w życie czytelnika. Jakąś myśl, refleksję, naukę, puentę,
rozważania.


TA POZYCJA
– nie wnosi w życie czytelnika nic.


No chyba,
że jest to czytelnik, który jest uzależniony od filmów porno, a
chwilowo wyłączyli mu prąd lub ma awarię sprzętów RTV. To w
takim „skrajnym” przypadku ta pozycja owszem może się okazać
ratująca życie!

Nie wiem
Kochani, co Wydawnictwo miało na myśli wydając ową pozycję pod
swymi skrzydłami? Kto podjął taką fatalną decyzję?

Wszak jest
to jedno z wiodących wydawnictw na rynku polskim. Dodam, że wydawnictwo jest jednym z moich ulubionych wydawnictw – właśnie
ze względu na wydawane powieści, które są pełne życia, prawdy i
tego wszystkiego, co dobra książka powinna w sobie mieć.

Tym
bardziej nie rozumiem, skąd decyzja o wydaniu tej pozycji!? Ba! Mało
tego (na półkach w księgarniach już stoi kolejna część tego
czegoś!)


Czy
nazwisko „ałtorki” było
aż tak kuszące ?
Czy
chodziło o jej p opularność
na instagramie i w
innych
mediach społecznościowych?
Czy
jest to pozycja opłacona przez panią Lipińską?


Trudno
stwierdzić. Wnikać nie zamierzam. Bo nie ma po co.


Powiem
otwarcie, chociaż serce mnie boli, że muszę pisać takie rzeczy.


Ale szanuję
WAS i właśnie ze względu na ten szacunek jaki wobec Was odczuwam –
nie mogę zmilczeć.


Ponieważ
to co się raz przeczyta – tego się już nie odprzeczyta!


Na początek
pójdzie zatem początek (to pierwsze dwie albo trzy strony), scena w
samolocie. Scena z założenia zapewne miała być erotyczna, no ale
cóż...dla mnie to był zwyczajny gwałt oralny. Jakakolwiek by
głupia nie była ta stewardessa, to jednak gwałt jest gwałtem! 

No i tu
wchodzimy szybkim krokiem w świat Massimo.


Niestety, w
tym świecie, co drugie słowo to kurwa, a chuj stanowi przecinek.
(nie)Smaczku dodają przeplatane między nimi liczne kutasy,
pierdolenie, rżnięcie i mnóstwo, naprawdę cała masa spermy
zalewającej co i raz gardła bohaterek. Aż dziwne, że się
biedaczki nie pokrztusiły od tej ilości.


Nie jestem
pruderyjna. Sądzę, że seks jest jedną z najlepszych rzeczy pod
słońcem. Nie ma znaczenia czy to seks w stałym związku czy
przelotny romans. I taki, i taki może być cudowny, wspaniały,
wznoszący nas na wyżyny licznych i niesamowitych przeżyć i
orgazmów.


„ałtorka”
z tyłu na okładce (wewnętrzna strona) nazywa się propagatorką
otwartych rozmów o seksie, gdyż jak twierdzi wciąż ubolewa nad
tym, jak mało jesteśmy, my kobiety, odważne.


Jeśli tak
wygląda propagowanie seksu i otwartości względem jego aspektów -
to ja współczuję i „ałtorce” za takie żałosne podejście do
tematu i tym, którzy faktycznie tylko tyle potrafią z tego seksu
czerpać, co bohaterowie tej pozycji!


Bo wierzcie
mi, można z niego wyciągnąć i osiągnąć dużo więcej!!!


Jeśli
zatem jesteś osobą, która znudzona jest swoim misjonarskim
(nudnym) pożyciem i chciałabyś coś zmienić, czegoś się
nauczyć, dowiedzieć się jak to zrobić i jak zaskoczyć swego
partnera – to absolutnie NIE sięgaj po tę pozycję! Zepsujesz
sobie tylko głowę! A twój facet może być tak zaskoczony Twoim
zachowaniem, że zamiast miłej niespodzianki i mega owocnego seksu
przytrafi mu się „wpadka” i zwyczajnie ze stresu mu nie stanie.


Laura -
…eghmm...totalnie głupia i pusta panna. No cóż inaczej się nie
da powiedzieć. Jeśli ktoś Cię porywa, grozi, że zabije Twoją
rodzinę itp. to co robisz? Masz ochotę przelecieć swego porywacza?
Doceniasz jego walory fizyczne? Chodzisz z nim na zakupy? I cieszysz
się z drogich prezentów jakie Ci robi? A potem oczywiście idziesz
z nim do łóżka i przeżywacie ekstazę za ekstazą, nie
zapominając o falach spermy zalewającej gardło?


A tak to
właśnie wygląda w tym przypadku! Po prostu pusta lala, której
nijak nie można polubić.


Dlaczego
„ałtorka” popełniła taką bohaterkę? Nie mam pojęcia. Laura
jest doskonałym przykładem pustostanu mózgowego ale również
idealnym odzwierciedleniem kobiety bez krztyny szacunku do siebie i
bez wartości, którymi mogłaby się w życiu kierować.


Massimo -
...tyran i despota, mafiozo. Jeśli to ma być spełnienie kobiecych
marzeń? To ja szczerze ubolewam nad poziomem własnej wartości
kobiety, która ma taką wizję i potrzeby.


Ja naprawdę
lubię tzw. „bad boyów”, któż ich nie lubi?

...no ale
tutaj - „ałtorkę’ lekko poniosło. Massimo to oprawca,
morderca, zimny, wstrętny facet, który miłość do kobiety
postrzega chyba przez pryzmat ilości jej rżnięcia, względnie
ilością hektolitrów połykanej przez nią spermy, (a tak
zapomniałam o drogich prezentach).


Bohaterowie

niewiarygodn i
i zwyczajnie irytując y .
Trudno
ich polubić i zrozumieć.


Styl
literacki całkowicie leży, cechuje go ubogie słownictwo i brak
różnorodnych środków językowych. Liczne
powtórzenia tych samych opisów scen stają się bardzo szybko
widoczne i niezwykle irytujące. Niestety,
nie
jest
to jedyny,
wielki
minus tej pozycji.



F abuła
absolutnie przewidywalna i
maksymalnie nie życiowa. Nie wiem kto uznał, że to będzie
pozycja, która spodoba się czytelnikowi? I na
jakiej podstawie ten ktoś stwierdził, że polski
czytelnik jest, aż tak mało wymagający, by zadowolić się całą
masą wulgaryzmów i ordynarnych
opisów podrzędnego seksu?


Ubolewam
bardzo, nad
tym, że
coś
takiego zostało wydane! 

Co więcej – została wydana już nawet
druga część tego „badziewia”. :( 

C ała
seksualna otwartość została przesłoniona w „365 dniach” przez
fatalnie poprowadzoną historię, przekleństwa
(nie żebym sama czasem nie klęła), ale rynsztokowe słownictwo w
co drugim zdaniu mocno narusza moje poczucie estetyki literackiej.


„ Ałtokra”
miała być może zacny
cel ,
ale droga do niego i jakość
– okazał y
się po prostu kiepsk ie
i nijakie.


-
szkoda waszych pieniędzy na zakup tej pozycji,


-
szkoda czasu na czytanie tego czegoś,

-
szkoda sobie psuć dobrego zdania na temat polskiej literatury,

-
szkoda sobie psuć głowy (co się zobaczy, to się już nie
odzobaczy!)

Wydawnictwu
dziękuję za przesłanie pozycji do recenzji.


Ps.
Pierwszy raz nie zrobiłam własnych zdjęć do recenzji –
zwyczajnie mi się nie chciało, bo nie jest to pozycja, którą mogę
polecić i być dumna z tego, że mamy świetnych autorów.


Zdjęcie wklejone do mojego postu pochodzi z otchłani internetu.


Jeśli jednak chcecie się tym katować to pozycję znajdziecie na w.bibliotece.pl

Odkąd
skończyłam lekturę „Kamienicy pod Szczęśliwą Gwiazdą ”
niecierpliwie czekałam na dalsze losy bohaterów. Recenzję
pierwszego tomu znajdziecie tutaj → Kamienica pod Szczęśliwą Gwiazdą

W
głowie miałam milion pytań bez odpowiedzi...po drugi tom serii
sięgnęłam zatem z
Blondynka przyjmuje dużego od tyłu
Dwie zdziry ruchane w trójkącie POV
Napalone dziewczyny wkładają sobie palce i pięści w łazience

Report Page