Długa rura Murzyna

Długa rura Murzyna




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Długa rura Murzyna



Autor:
Unknown
| poniedziałek, 19 listopada 2012 |
0
komentarze
|



Najlepszą i oczywiście najstraszniejszą historię.

Historię prosimy wysyłac na nasz email : good.of.dreams@gmail.com

Imię tego, który wygra będzie 2 dni w naszej nazwie strony.


Autor:
Unknown
| niedziela, 18 listopada 2012 |
0
komentarze
|




Autor:
Unknown
| |
0
komentarze
|




Autor:
Unknown
| |
0
komentarze
|



- Przestań się wygłupiać ? Powiedziała Cela szarpiąc brata za ucho ? Mówiłam ci, że masz mi nie przeszkadzać jak jest u mnie Mike.

- Żadnych ale. Spadaj stąd, bo będzie z tobą bardzo źle ? Zamknęła za sobą z hukiem drzwi.

- Fajny brat ? Powiedział wysoki blondyn siedzący na krześle w pokoju Celi.

- Fajny? Też coś! Zasmarkany idiota. Celia była z Mikiem niedługo, bo niespełna 4 dni ale rozumieli się jakby znali się dwadzieścia razy tyle. Oboje chodzili do 2 klasy liceum. Cela w przeciwieństwie do swojego chłopaka była mądrą i zdolną uczennicą, chociaż w cale nie uczyła nie najlepiej ze szkoły.

- A słyszałaś, że zabił swoją ostatnią ofiarę tutaj niedaleko? ? Spojrzał na nią.

- I co z tego? Moim zdaniem to tylko przereklamowana wiadomość. Media? wiesz.. tylko coś takiego żeby wypędzić dzieciaki z lasu i żeby nie chodziły po nocach? a co?

- Nie nic tak tylko pytam. Sorrki ale muszę lecieć mam trening widzimy się wieczorem? Przyjdź do mnie ? Uśmiechnął się słodko, po czym wyszedł.

Cela nie miała dzisiaj nic do robienia. Zeszła na dół zjadła obiad i włączyła telewizor. Puszczali właśnie najnowsze informacje o RZEŹNIKU.

- ,,Jedyna osoba, która przeżyła jego atak twierdzi, że jest to młody chłopka w wieku od??

- Cześć słonko ? Powiedziała mama wchodząc do domu z zakupami ? Znowu o rzeźniku? Teraz tylko to puszczają.

- ,,Zginęło już 21 osób w wieku od 16-19 lat. Czy to przypadek? Nie wiadomo ?

- Idę dzisiaj do Mika ? Powiedziała Cela patrząc na zegarek.

- Dobrze słonko tylko nie przychodź za późno ? Powiedziała odkładając zakupy.

Celia poszła się ubrać do góry. Wyszła do Mika około godziny 18.00. Dojście do niego zajęło jej niecałe 10 minut. Nacisnęła na dzwonek i czekała. Po chwili otworzył Mike.

- Nareszcie jesteś ? Pokazał swoje białe zęby ? Chodź idziemy - Wyszedł z plecakiem zawieszonym na ramieniu.

- Po co ci ten plecak? ? Zdziwiła się Cela.

- Nie wiem sam tak jakoś się do niego przyzwyczaiłem?

Udali się do parku. Było już ciemno. Cela czuła się bezpieczna w objęciach chłopak, którego kochała. Nagle w parku rozległ się przerażający pisk.

- Co to było? ? Zdziwiła się dziewczyna.

- To dochodziło z tamtą. Zaczekaj na mnie. Może komuś się coś stało ? Powiedział.

- Ale wracaj szybko ? Mike zagłębił się w ciemnościach parku i Celia straciła go z oczu. Stała sama na pustej alejce. Po chwili zaczęła się martwić. - Mike? ? Jednak nikt się nie odezwał ? To nie jest śmieszne ? Była bliska histerii ? Niespodziewanie w ciemnościach usłyszała łamiącą się gałąź ? Mike to ty? ? Weszła w gęstwiny. Nagle potknęła się na ziemi. Gdy próbowała wstać zobaczyła na ziemi ludzi palec. Szybko jak to było możliwe wstała i powoli zaczęła się cofać. Była potwornie przerażona. Niespodziewanie potknęła się i znowu wylądowała na ziemi. Spojrzała się by zobaczyć co to było i szybko odwróciła głowę z obrzydzenia. Na ziemi leżała jakaś dziewczyna.

Celia zaczęła się czołgać. Chciała uciekać jak najdalej od tego miejsca. Nagle jej ręka najechała na coś mokrego.

Spojrzała by zobaczyć co to było...

- Krew! ? Pisnęła. Nagle cos kapnęło jej na nos. Przetarła go ale po chwili coś znowu kapnęło. Powoli podniosła wzrok i nad sobą zobaczyła wiszące i zmasakrowane ciało kolejnej dziewczyny. Teraz zaczęła piszczeć. Uciszyła się i zaczęła nasłuchiwać gdy w nocnej ciszy usłyszała czyjeś kroki. To coś zbliżało się do niej. Nagle z mroku wyłonił się Mike

? Gdzie ty byłeś ? Powiedziała dziewczyna ze łzami w oczach ? Musimy uciekać! ? Chłopak uśmiechnął się.

- Nie widzisz? ? Pokazała palcem na wiszącą na drzewie dziewczynę.

- Zabierz mnie do domu ? Jednak chłopak zaczął śmiać się w niebogłosy. Zza placów wyjął rzeźnicki nóż ? Ty jesteś rzeźnikiem.

- Cóż za trafne spostrzeżenie ? Wyciągnął w jej kierunku rękę ? Chyba nie chcesz siedzieć na ziemi? ? Dziewczyna nie ruszała się ? Weź przestań pokazywać swoje fochy.

- Zabijesz mnie? ? Powiedziała płacząc. On spojrzał na nią i kucnął przed nią. Odsłonił jej kosmyk blond włosów z twarzy i spojrzał w oczy.

- Ja? Niee ? Celi spadł kamień z serca ? Oni to zrobią ? Nagle z ciemności wyłoniły się dwie postacie. Byli to chłopcy ze szkolnej drużyny siatkarskiej i najlepsi przyjaciele Mika.

- Ale dlaczego? ? Celia zaczęła powoli wstawać?

- Ponieważ sprawia nam to przyjemność ? Uśmiechnął się Mike i odszedł.

Celia wykorzystała szansę i zaczęła uciekać. Ostre gałęzie raniły ją w twarz ale nie zwracała na to uwagi. Chciała jak najszybciej znaleźć się gdzieś gdzie są ludzie. Biegła przed siebie aż zorientowała się, że nikt jej nie goni. Poczuła ulgę gdy wbiegła na asfalt. Była to droga prowadząca do miasta. Szła nią co chwilę rozglądając się czy nikt jej nie goni. Nagle zobaczyła światła nadjeżdżającego samochodu. Zaczęła skakać i wymachiwać rękami ale auto wcale nie zwalniała tylko z całą prędkością jechało na nią. Odskoczyła na bok gdy usłyszała gwałtowny pisk opon. Samochód się zatrzymał i wysiadł z niego Mike. Celia chciała uciekać ale zorientowała się, że skok spowodował złamanie kostki. Nie potrafiła uciekać, upadła tylko na ziemię. Mike zbliżył się do niej.

- Niegrzeczna z ciebie dziewczynka ? Po chwili stało już przy nim dwóch innych ? Dostaniesz nauczkę ? Kopnął ją z całej siły w twarz. Celia straciła natychmiast przytomność.

Gdy się ocknęła nie wiedziała gdzie jest. Była w jakimś mokrym pomieszczeniu przywiązana do łóżka operacyjnego. Tak to musiał być stary szpital. Obok znajdowały się stare, zardzewiałe narzędzia chirurgiczne.

? A więc odzyskałaś przytomność ? Uśmiechnął się. Ona popluła go krwią gdy się zbliżył. Otarł ściekającą z twarzy krew ze śliną i zaczął się śmiać ? Tylko na tyle cię stać? ? Nie odpowiedziała mu ? Zobaczmy co tutaj mamy ? Zaczął oglądać stare narzędzia. Wziął do ręki skalpel ? To mi się wydaje ciekawe ? Podszedł do niej i przyłożył jej skalpel do brzucha ? Tylko nie krzycz bo nie lubię tego ? Wbił skalpel delikatnie i zaczął ciągnąć.

- A co myślałaś, że nie będzie? ? Powiedział odkładając narzędzie.

- Ha ha jakie słodkie słówka? zawsze tak się zachowujesz w obliczu strachu? Bo zaczynasz mnie irytować! -

- Masz problem? - Powiedział biorąc szczypce ? Widziałaś ten palec? ? Zacisnął delikatnie szczypce na jej palcu wskazującym tak, że delikatnie sączyła się krew ? Podobnie to wyglądało tylko, że dziewczyna błagało o życie. Ty nie będziesz tego robić? ? Popatrzał na nią.

- To się jeszcze okaże ? Zacisnął szczypce z całej siły. Pół palca wskazującego upadło na ziemię. Celia zaczęła krzyczeć z bólu ? O a może jednak?

- Pier*** się! ? Z jej oczu ciekły łzy.

- Ooo nie wolno tak mówić mamusia cię nie uczyła, że to brzydko przeklinać? ? Nachylił się nad nią.

- Mam Cię gdzieś! Zabij mnie w końcu! Takie to trudne?

- Właśnie nie bo to bardzo proste ? Poczuła jego miętowy oddech.

- Bo to mnie rajcuje! ? Odłożył szczypce i sięgnął po jakiś zakrzywiony nóż.

- Wiem nie musisz mi tego mówić ? Z kieszeni wyjął zapalniczkę i zaczął ogrzewać nóż. Celia patrzała z przerażeniem ale nie chciała przyznawać, że się boi. Gdy nóż nagrzał się do czerwoności Mike przyłożył go do krwawiącej rany po obciętym palcu. Celia zaczęła piszczeć. Ból był niewyobrażalny. - To żebyś tak szybko nie umarła z wykrwawienia.

- Od kiedy to cię interesuje? ? Spojrzał na nią.

- Do prawdy? Bo ja ciebie też? - Powoli tak żaby nie widział zaczęła uwalniać się z więzów aż wreszcie lina na rękach puściła.

- Skądże znowu? - Uśmiechnęła się parszywie

- Mogłem cię od razu zabić a nie zwlekać z tym ? Celia bardzo wolno sięgnęła po nóż gdy Mike się odwrócił i na chwilę wyszedł. Schowała go między ręką a siedzeniem i czekała. Po chwili chłopak wrócił z zakrwawionym tasakiem?

- Dajesz? - Powiedziała odsłaniając gardło.

Gdy zbliżył się do niej i przyłożył jej nóż do gardła ona w tym momencie wbiła mu ostrze noża w brzuch. Tasak z brzdękiem spadł na podłogę. Mike popatrzał na nią zaskoczony. Z ust popłynęła mu stróżka purpurowej krwi. Osunął się na kolana.

- I kto jest tu teraz rzeźnikiem? ? Kopnęła go w twarz.

Dziewczyna podbiegła do plecaka i wyciągnęła komórkę. Wykręciła 997.

- Co się stało!? ? Powiedział kobiecy głos po drugiej stronie telefonu

- Dobrze proszę się nie ruszać zaraz ktoś tam przyjedzie?

Celia odłożyła komórkę i odwróciła się. Ciała Mika nigdzie nie było.

- To było błędne posunięcie ? Powiedział chłopak trzymając tasak w ręce i zbliżając się do dziewczyny?

- Nawet jak mnie zabijesz to policja i tak tutaj przyjedzie i będziesz ugotowany.

- Myślisz, że mnie to obchodzi? Jedyne czego teraz chcę to pozbyć się ciebie ? Powiedział przykładając jej tasak do policzka. Nagle w oknach zabłysnęło niebieskie światło syren policyjnych?

- Czemu mnie nie zabijesz? ? Mike opuścił tasak . Chwycił Celię za ramię i spojrzał w dół. Dziewczyna ponownie wbiła mu nóż w brzuch?

- Myślałam, że mnie kochasz. Zabrałeś uczucia i zabiłeś je? Teraz ja zabieram twoje życie. Obyś płonął w piekle?

- POLICJA! NIE RUSZAĆ SIĘ ? Mike spojrzał w kierunku murzyna stojącego z wycelowanym w niego pistoletem. Po chwili martwy osunął się na ziemię. Policjant podszedł do dziewczyny.

- Pani dzwoniła? ? Ona pokręciła twierdząco głową ? Jest już pani bezpieczna. Zabierzemy cię do domu ? Celia uwolniła się nareszcie od koszmaru. Mogła wracać do domu.

Dwójki pozostałych rzeźników nie znaleziono.

Następnego dnia w telewizji ogłoszono, że rzeźnik nie żyje. Horror nareszcie się skończył.

Ta historia przesłana była przez Remka.

Teraz 2 także konkursowe historie :


Autor:
Unknown
| sobota, 17 listopada 2012 |
0
komentarze
|



Najlepszą i oczywiście najstraszniejszą historię.

Historię prosimy wysyłac na nasz email : good.of.dreams@gmail.com

Imię tego, który wygra będzie 2 dni w naszej nazwie strony.


Autor:
Unknown
| |
0
komentarze
|



Rodzice 12 letniej Ani poszli na całonocną imprezę z okazji walentynek. Ania została sama w domu ze swoim pieskiem który zawsze dotrzymywał jej towarzystwa a gdy sie bała lizał ją po dłoni. Ania bez żadnych obaw siedziała w domu, grała na komputerze, czytała gazety aż usiadła przed telewizorem włansie leciały wiadomości z ostatniej chwili : ,, Po Osiedlu Braci Sniadeckich grasuje seryjny morderca, uciekł on z więzienia i jest poszukiwany przez policję. proszę pozamykac wszystkie drzwi i czuwac w niebezpieczeństwie''. Ania przelękła sie i wystwiła ręke za fotel odrazu poczuła lizanie po rękach co ją troche uspokoiło, wiedziała ,że nie jest sama. Leżała przez dłuższą chwile nagle usłuszała przytłumiony pisk swojego psa ale nie zwróciła na to zbytnio uwagi tylko odkrzyknęła,,, Azor cicho bądź wszystko jest w porządku'' dalej oglądała telewizje nagle usłyszała,, Kap, kap, kap''' pomyślała, że leci z kranu , ponownie usłyszała ,,kap, kap,kap'' trosze sie przestraszyła i poczuła ns swojej dłoni miłe lizanie, i juz czuła się bezpiecznie. Ponownie usłyszała ,,kap, kap, kap'' lekko zdenerwowana uciążliwym kapaniem wstała i poszła do łazieki. Ku jej prerażeniu na kaloryferze lezała odcięta głowa psa, Ania była w szoku o mało nie zemdlała obróciła sie w strone lustra na którym pisało ,, NIE TYLKO PSY POTRAFIĄ LIZAĆ'' nie zrobiła kolejnego kroku...została oblana kwasem...umierała powoli w ogromnych cierpieniach. Sprawcy tego czynu do tej pory nie złapano.. Chyba wiecie kto ją lizał po ręku...


Autor:
Unknown
| |
0
komentarze
|




Archivum
lis 19 (1)
lis 18 (3)
lis 17 (10)
lis 16 (2)



Bloga prowadzić będą dwie dziewczyny , straszne historie wysyłajcie na e-mail : good.of.dreams@gmail.com


iu Copyright © 2010 | blogger template by Dzignine.com based on WP theme by WPThemerz.com




McNab Andy - Kryptonim Bravo Two Zero

Home
McNab Andy - Kryptonim Bravo Two Zero



ANDY McNAB KRYPTONIM BRAVO-TWO- ZERO Z angielskiego przełożył Grzegorz Woźniak Świat Książki Trzem, którzy nie wrócili 1 Gdy tylko wojska irackie rusz...

ANDY McNAB

KRYPTONIM BRAVO-TWOZERO Z angielskiego przełożył Grzegorz Woźniak Świat Książki

Trzem, którzy nie wrócili

1 Gdy tylko wojska irackie ruszyły na Kuwejt, co nastąpiło 2 sierpnia 1990 roku, o godzinie 2.00 miejscowego czasu, pułk zaczął się przygotowywać do wyprawy na pustynię. Niestety nie dotyczyło to nas, czyli batalionu antyterrorystycznego z Herefordu. Patrzyliśmy więc zazdrośnie, jak inni fasowali pustynny ekwipunek i wyjeżdżali z garnizonu. Co gorsza, gdy nasz dziewięciomiesięczny dyżur w garnizonie dobiegał końca i szykowaliśmy się, żeby przekazać obowiązki zmiennikom, rozeszły się pogłoski, że podmiany w ogóle nie będzie albo nastąpi z opóźnieniem. Do bożonarodzeniowego indyka zasiadałem więc bez radości. Martwiłem się, że znów okazja przejdzie mi koło nosa. Tymczasem 10 stycznia 1991 wydano rozkaz, aby połowa batalionu — w tym na szczęście moja grupa — za trzy dni wyjechała do Arabii Saudyjskiej. Zaczęły się więc gorączkowe przygotowania. Sprawdzaliśmy broń, pobieraliśmy sprzęt, wyprawialiśmy się do miasta po pustynne wellingtony i zapas dezodorantów. Odlot wyznaczono na niedzielę rano. Poprzedzającą noc spędziłem oczywiście w mieście, z dziewczyną. Niewiele z tego wyszło, bo Jilly wpadła w ponury nastrój. Atmosfera była sztuczna, czuliśmy się nieswojo. — Chodźmy się przejść — zaproponowałem, gdy wróciliśmy do domu. Liczyłem, że może w ten sposób, da się coś wykrzesać. Poszliśmy więc na spacer, a gdy wróciliśmy, włączyłem telewizor. Pokazywali właśnie Czas Apokalipsy. Rozmowa się nie kleiła. Siedzieliśmy, gapiąc się w ekran, co nie było najlepszym pomysłem, zwłaszcza dla Jilly. Znacie Apokalipsę. Dwie godziny jatki! Jilly nie wytrzymała. Rozpłakała się jak bóbr. Jilly to dobra dziewczyna, ale nie należy jej zbyt dużo mówić. Nigdy zresztą nie dopytywała się o moje sprawy. Wolała święty spokój. Co najwyżej pytała, kiedy wrócę. Tym razem jednak było inaczej. Wiedziała, gdzie jadę. — Kup sobie psa — poradziłem, gdy świtem odwoziła mnie do koszar. — Nosiłaś się zresztą z takim zamiarem — przypomniałem. — Będzie ci raźniej. Nie miałem nic złego na myśli, a ona znów się rozbeczała. Poprosiłem, by nie dojeżdżała do samej bramy. — Dalej pójdę pieszo, słonko. Przyda mi się trochę ruchu — zaśmiałem się, chyba jednak nieszczerze. — No to cześć i do zobaczenia — odparła, muskając mnie w policzek. Żadne z nas nie lubiło długich pożegnań. Pierwsza rzecz, jaka uderza człowieka, gdy wjedzie do jednostki, to hałas. Faceci klną, kłócąc

się o sprzęt, który powinni mieć „na stanie”, a nie mają; silniki warczą, kiedy samochody ruszają w teren; z kwater podoficerskich dobiega muzyka na cały regulator. Tego zaś dnia było jeszcze głośniej, bo połowa stanu szykowała się do wyjazdu. Pakowaliśmy się razem z Dingerem, Markiem zwanym Kiwi, Stanem i trzema innymi chłopakami z drużyny. Pomagało nam kilku biedaków, którzy zostawali w garnizonie. Załadowaliśmy graty do samochodu i pojechaliśmy do bazy transportowej, gdzie czekały ciężarówki. Odlatywaliśmy z lotniska Brize Norton. Jak zwykle, wziąłem na pokład śpiwór, walkmana, przyrządy do golenia i maszynkę do zaparzania herbaty. Dinger zabrał karton papierosów Benson & Hedges. Zdarzało się już, że wysadzano nas na pustkowiu albo kazano czekać całymi dniami na jakimś opuszczonym lotnisku. Lecieliśmy transportowcem VC10, należącym do RAF. Trwało to siedem godzin. Dinger wypalił chyba całą paczkę papierosów, za co go opieprzałem, bo nie lubię, gdy ktoś dmucha mi w nos. On oczywiście wcale się tym nie przejmował. Mimo obrzydliwych manier Dinger jest w porządku. Dobry kumpel. Służył w wojskach desantowych i brał udział w wojnie o Falklandy. Wyglądał zresztą jak typowy spadochroniarz: mówił grubym głosem, patrzył spode łba i w ogóle przypominał chuligana z meczów piłkarskich. A jednak za tą bandycką bez mała maską krył się bystry, analityczny umysł. Krzyżówki w „Daily Telegraph” rozwiązywał błyskawicznie, co wprawiało mnie w niejakie kompleksy. Wspaniale grał w rugby i krykieta, natomiast fatalnie tańczył. Na parkiecie poruszał się jak kukła. Ale najważniejsze, że można na nim polegać. Gdy przychodzi co do czego, Dinger idzie do przodu jak taran. Wylądowaliśmy w Rijadzie. Pogoda była znakomita, jak zwykle o tej porze roku w tym rejonie świata. Nie mieliśmy jednak czasu na zachwycanie się słońcem. Od razu załadowano nas do krytych ciężarówek i zawieziono do obozu, daleko od innych jednostek sojuszniczych.

Chłopcy z kwatermistrzostwa, którzy przybyli tu przed nami, załatwili wszystko tak sprawnie, że każdy z miejsca orientował się w trzech najważniejszych sprawach: gdzie ma spać, gdzie dają jeść i gdzie może się wysrać. Zakwaterowali nas — czterdziestu chłopa, czyli pół kompanii — w hangarze, czy czymś w rodzaju hangaru, długim na sto metrów i szerokim na pięćdziesiąt, z tym że pod tym samym dachem urządzono magazyn sprzętu, amunicji, broni, a nawet wozów. Wszędzie leżały całe góry najprzeróżniejszych gratów, od psikaczy na komary i inne świństwa, przez żelazne racje żywnościowe, do skrzynek z plastikiem i laserowych celowników. Sztuka polegała na tym, żeby wiedzieć, jak się pośród tego wszystkiego poruszać i gdzie urządzić sobie własny kąt. Co do mnie, to znalazłem takie miejsce za paroma skrzyniami z silnikami do łodzi. Od góry przysłoniłem to

kawałkiem brezentu, dzięki czemu nie dokuczały mi silne reflektory, wiszące pod sufitem. W hangarze wrzało jak w ulu. Z każdego kąta dobiegał inny dźwięk. Jedni włączali radia, słuchając wiadomości BBC, z innych głośników waliła muzyka country, rap, albo heavy metal. Cuchnęło ropą, benzyną i spalinami. Samochody wjeżdżały, wyjeżdżały. Chłopaki ruszali rozejrzeć się po obozie, zobaczyć co i jak, sprawdzić, czy nie da się czegoś gwizdnąć. Tymczasem, rzecz jasna, inni szwendali się w tym samym celu i pustoszyli ich własność. Wiadomo jak to jest: „Kto się wypnie, tego rypniem”. Jak nie upilnujesz, to żadne prawo ci nie pomoże. Odejdź na chwilę, a nie będziesz miał do czego wracać. Wielu chłopaków zabrało się do parzenia herbaty. Stan miał paczkę earl greya. Wzięliśmy więc z Dingerem kubki i poszliśmy do niego. — Dałbyś trochę — Dinger wymownie pokazał pusty kubek. — Tak jest, szefie — odparł Stan. Stan pochodził z Afryki Południowej, gdzie jego ojciec — Szkot — miał farmę. Matka była Szwedką. Przenieśli się do Rodezji, czyli późniejszego Zimbabwe, tuż przed UDI — jednostronną deklaracją niepodległości — co to pod koniec lat sześćdziesiątych narobiła wiele szumu w świecie. Wziął udział w wojnie domowej, która oczywiście wybuchła po deklaracji. Później rodzina wyemigrowała do Australii i Stan zaciągnął się do Territorial Army — ochotnicza służba ochrony kraju. Zdał egzaminy lekarskie, ale nie bardzo mu to odpowiadało. Wolał coś bardziej męskiego, obozy, działania w terenie, więc po roku złożył raport o zwolnienie. Przyjechał do Anglii z zamiarem wstąpienia do naszego pułku. Rok szkolił się w Walii, a potem — wiadomo — Komisja! Stan przeszedł w cuglach. Lubił proste ćwiczenia fizyczne, zwłaszcza męsko-damskie. Wysoki — prawie metr dziewięćdziesiąt — wiedział, jak się to robi. Jilly powiedziała mi kiedyś, że baby między sobą nazywały go „seksdoktorem”. W niejednym lokalu w Herefordzie, w damskiej toalecie, znajdziecie napisy opiewające chwałę „seksdoktora”. On sam głosił, że najlepsze baby to te, które mało jedzą, a przez to niewiele kosztu
Namiętny Seks
Szybkie podskoki
Niebieskowłosa dama bawi się cyckami

Report Page