Co ona tak paczy?

Co ona tak paczy?




🔞 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Co ona tak paczy?

Technicznie
rzecz biorąc, ten rok akademicki jeszcze się dla mnie nie skończył – wciąż
czekam na obronę licencjatu (kiedy te trzy lata zleciały?!). Nie mniej, już
czuję się i zachowuję, jakbym zaczęła stuprocentowe wakacje. Daję więc sobie
prawo do podsumowania ostatnich dziesięciu miesięcy.

Czego
więc się nauczyłam? Wszystko można by sprowadzić do odkrycia, że jestem w
stanie robić zdecydowanie więcej i szybciej, niż mi się wydawało. Odkryłam to w
maju, kiedy został mi miesiąc do egzaminu z instrumentu oraz niecałe dwa miesiące
na oddanie pracy licencjackiej. Przysłowiowe „coś” robiłam już od początku roku.
Było to jednak tak niewiele, że po majówce miałam skończony tylko jeden
rozdział licencjatu i mniej więcej rozczytane nuty. Odrobina presji, i nagle
okazało się, że potrafię zmotywować się do pisania jednej strony dziennie i
ćwiczeń te sześć razy w tygodniu. Paradoksalnie, w takim trybie pracy dużo
łatwiej i częściej udawało mi się efektywnie odpoczywać. Wszystko to była tylko kwestia dobrej
organizacji i samozaparcia. Jakimś cudem zgubiłam nawet tendencję do
zostawiania wszystkiego na później.

Może
dlatego, że to już właśnie było to „później”.

Jeszcze
inną, ważną lekcję odbyłam kilka miesięcy wcześniej. Najpierw jednak muszę
opowiedzieć o moim lenistwie twórczym na początku studiów. Objawiało się tym,
że przez niechęć do pracy w plenerze i w grupie zamiast kręcić filmy, robiłam
na zaliczenia animacje. Specyficzne lenistwo, ale naprawdę wolałam ślęczeć nad
projektem milion razy dłużej, byle pracować sama w moich czterech ścianach.
Dopiero, gdy na drugim roku warsztaty zmusiły mnie do współpracy z ludźmi,
zdałam sobie sprawę, że nie jest to aż takie złe. Ba, z niektórymi było to
nawet przyjemne! I to właśnie z powodu interakcji, która wcześniej odrzucała
mnie najbardziej. Zaowocowało to tym, że bodajże w lutym tego roku nie tylko
pomagałam przy czyiś projektach, ale nawet wyreżyserowałam własną, krótką
etiudkę. Nic wielkiego ani ambitnego – ale wystarczającego, by przekonać się,
że w przyszłości mogłabym kiedyś zawodowo biegać po świecie z kamerą.

A
co teraz robię? Próbuję się przyzwyczaić do wakacyjnego stanu, w którym nie
gonią żadne terminy. Odpoczywam, zwalniając, ale nie zatrzymując się. Bo, co
także w tym roku odczułam, od ciężkiej pracy bardziej wyniszcza tylko kompletna
bezczynność. Prócz odpoczynku, mam także kilka celów – mam nadzieję, że relacją
z ich spełniania będę mogła się wkrótce podzielić.

Skłamałabym
pisząc, że wiele się przez te kilka miesięcy wydarzyło. Nie działo się wiele,
ale za to dość intensywnie. Na tyle, bym w końcu zaczęła myśleć o niektórych
rzeczach naprawdę poważnie.

Głównie
o czymś, co można by roboczo nazwać życiem zawodowym. A może jego braku...
Niemniej, pamiętam, że jeszcze w liceum za początek „dorosłego życia” uważało
się pójście na studia – sam wybór kierunku był już jakimś dowodem samodzielnego
myślenia, nie mówiąc już o ewentualnym wyjazdem do obcego miasta. Mnie to
jednak nie dotyczyło. Po wybraniu kierunku, moje samodzielne myślenie od razu
się wyłączyło – gdy tylko zaczęły się zajęcia, wróciłam do czysto szkolnego
stosunku do życia. Że najważniejsze to ogarniać bieżący materiał, a wszystko
jakoś się ułoży. Tak minął rok, nim odważyłam się wychylić nos zza notatek i
poszukać czegoś na własną rękę. Kolejny rok upłynął mi tak na nieśmiałych
poszukiwaniach – akurat, by móc tych kilka miesięcy temu zdecydować się na
temat licencjatu. Temat, który jedynie w połowie pokrywa się z tym, co
robiliśmy na studiach – druga połowa wymaga jeszcze wielu poszukiwań i
przemyśleń na własną rękę.

Do
czego zmierzam tą niemrawą historią – że dopiero od niedawna staram się myśleć
samodzielnie, a nie tylko iść ślepo według utartej ścieżki, której koniec
oznaczałby pewnie koniec studiów, a ja nie miałabym pojęcia co dalej zrobić ze
swoim życiem.

Po
prawie trzech latach studiowania i wielu przemyśleniach wiem już mniej więcej,
co chciałabym robić. I o tym chciałabym tu pisać (a przynajmniej w tej jednej z
kategorii). Głównie dla siebie – regularne pisanie o ewentualnych postępach
wymaga jednak mobilizacji do robienia jakiś postępów. Ale może są też w
Internecie zagubione dusze o podobnych problemach i aspiracjach – a nuż moje
pisadła wydadzą się komuś interesujące, bliskie, może nawet pomocne (jako poradnik
z serii „ucz się na cudzych błędach”).

W
tym momencie wypadałoby napisać, jaką postanowiłam obrać drogę. Nawiązując do
studiów – zawodowe doszukiwanie się trzeciego dna we wszystkim, co czytam,
oglądam oraz w co gram i jeszcze dzielenie się tym z osobami trzecimi to coś,
co mogłabym robić do końca życia, i jeszcze dostawać za to kasę. Drugą, równie
przyjemną profesją, byłoby tworzenie czegoś samemu – jako
reżysero-scenarzysto-pisarka… Bóg wie jeszcze co – są historie i tematy, które
można przekazać tylko jednym, konkretnym medium. Nie mniej ekspresja wszelka
cieszy mnie najbardziej na świecie, a jakby jeszcze ktoś chciał z tym obcować…
To byłoby piękne. Na tyle piękne, bym poszła w życiu w tę stronę.

Trzeba
przyznać – blog ten istnieje nie od dziś. Nawet nie od wczoraj, ani od
miesiąca. Jednak w pełni dotarło to do mnie dopiero wprowadzając ostatnie
zmiany, kiedy przestudiowałam uważnie całe archiwum. Wtedy też zauważyłam, jak
wiele się zmieniło od czasu, gdy pierwszy raz pisałam, o co w ogóle z tym
blogiem chodzi.

W
pierwszym Co i po co stwierdziłam, że
zamierzam pisać o sobie z zamiarem udowodnienia niesamowitości codziennego
życia. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że to akurat jest aktualne – chcę pisać
o tym, co mnie spotyka i kogo spotykam, co oglądam, czytam i w co gram oraz że
to wszystko nadal inspiruje mnie, prowokuje do refleksji i własnych ekspresji. Nigdy jednak nie
wspomniałam, że założyłam bloga, by dzielić się tym wszystkim z ludźmi i
zachęcać ich do takiej samej wylewności. Bo jedną z ważniejszych rzeczy, jakie
odkryłam na studiach, to kryjąca się w ludziach niesamowitość. Nie ma nic
bardziej fascynującego i ubogacającego jak kontakt z drugą osobą.

Inna
sprawa, że wirtualna rozmowa nigdy nie zastąpi mi tej w rzeczywistości. Jednak
skoro już dane nam żyć w dobie Internetu, czemu by nie wykorzystać i tego
medium do wymiany myśli? To na pewno lepsze niż szerzenie jałowego hejtu.


Jak
pewnie dało się ostatnio zauważyć, źle się działo na tym blogu. Źle się działo,
bo nic się nie działo. A to dlatego, że potrzebowałam na nowo odkryć, jak tak
naprawdę blogować bym chciała. W końcu nadszedł więc czas na

Krokiem
pierwszym, ale i najboleśniejszym, będzie przejrzenie zawartości i następne
wyrzucenie tego, co jest niepotrzebne. Część tekstów zniknie więc ze strony, te
zaś, które zostaną, dostaną etykietę Dawno ale prawda .

Prócz
tego formalnie zniknie etykieta Przypadków .
W końcu, od zmiany nazwy bloga, etykietka ta straciła sens. Od dziś więc
zostaje ona przemianowana na Z życia wzięte . Prócz tego powstanie
nowa kategoria o podobnej tematyce – Na marginesie , czyli małe zbiory
przemyśleń zbyt krótkich, by stały się autonomicznym tekstem.

Kolejną
nowością będzie Chlorofil we krwi – etykieta dla wpisów o pracy z roślinami czy
czymkolwiek związanym z naturą, ekologią i w drodze wyjątku innymi odmianami aktywizmu.

Wszystkie
inne etykiety czy cykle pozostaną bez zmian.

Na
dziś to byłoby wszystko – do zobaczenia wkrótce!

Adnotacja z 13.09.2016
Z racji tego, że pisanie to o kwiatach jest jeszcze dość sporą nowością, ten wpis zaliczam jako przedpremierowy początek nowej serii.

Jak
nie trudno się domyślić, projekt Skywalker nie zakończył się sukcesem. Po
przekopaniu Internetu dowiedziałam się, dlaczego. A gdybym zrobiła podobny
research wcześniej, może wynik eksperymentu byłby pozytywny. Nie mniej na razie
odpuściłam sobie hodowanie drzew na rzecz czegoś prostszego…

Oto
trzy świeże sadzonki, nazwane ku pamięci moich ulubionych krogan – od lewej
Wrex (bo jest największy), Grunt (bo jest najmniejszy) i Ewa (bo jej potomstwo
co prawda nie przyczyni się do zaludnienia Tuchanki, ale powinno opleść ścianę
domu).

W
przeciwieństwie do drzew, pomnażanie roślin doniczkowych jest naprawdę proste. W
większości przypadków wystarczy urwać gałązkę/liść i zanurzyć lekko w wodzie do
czasu, aż wypuści korzonki. Potem wystarczy wsadzić w doniczkę, i ot cała
filozofia.

Tak
właśnie narodziły się widoczne wyżej okazy – Wrex i Grunt z ocalałych resztek
umierających roślin (przy czym roślina-matka Grunta jednak nie umarła, z czego
bardzo się cieszę), a Ewa ze znalezionej na chodniku gałązki bluszczu. Tak
więc, jak widać, tego typu rośliny naprawdę łatwo jest powołać do życia. Do
czego wszystkich gorąco zachęcam – lasów coraz mniej, to chociaż prywatnie
można przyczynić się do produkcji tlenu.

Motyw Okno obrazu. Obsługiwane przez usługę Blogger .



Jak to jest z Waszymi Pupilami? Czy też potrafią wzbudzić w Was litość, żeby tylko dostać kawałek czegoś słodkiego?

No ja nie potrafię mu odmówić, kiedy on się tak słodko "paczy"! Serce mi na to nie pozwala! No i muszę mu dać chociaż malutki kęs. :)

I tak się mały cwaniak nauczył, i tak żebrze od 12 lat, mruczy, trąca łapką, no i się tak "PACZY" jak ten kot ze Shreka!

Pozdrowienia dla Wszystkich Właścicieli słodkich Pupilków! :)


w kuchni pewnego razu...
paź (3)
wrz (2)
sie (1)
lut (1)
sty (5)
gru (8)
lis (13)
paź (10)
wrz (4)
sie (7)
lip (8)
cze (8)
maj (4)
kwi (2)
mar (4)
lut (1)
gru (3)
lis (1)
paź (4)
wrz (6)
sie (5)
lip (3)
cze (4)
maj (2)
kwi (2)
mar (7)
lut (4)
sty (8)
lis (5)
paź (2)
wrz (2)
sie (3)
lip (4)
maj (3)
kwi (3)
mar (5)
lut (4)
sty (6)
gru (9)
lis (7)
paź (9)
wrz (13)
sie (20)
lip (27)
cze (26)
maj (18)
kwi (17)
mar (8)
lut (6)
sty (5)
gru (2)
lis (4)
paź (3)
wrz (4)
sie (1)
lip (5)
cze (11)
maj (5)
kwi (8)
mar (13)
lut (13)
sty (9)
gru (9)
lis (13)
paź (2)
wrz (8)
wrz (12)


Bądź na bieżąco, polub TRUFELKOWO :)
Выбрать язык русский азербайджанский аймара албанский амхарский английский арабский армянский ассамский африкаанс бамбара баскский белорусский бенгальский бирманский болгарский боснийский бходжпури валлийский венгерский вьетнамский гавайский галисийский греческий грузинский гуарани гуджарати датский догри зулу иврит игбо идиш илоканский индонезийский ирландский исландский испанский итальянский йоруба казахский каннада каталанский кечуа киргизский китайский (традиционный) китайский (упрощенный) конкани корейский корсиканский коса креольский (гаити) крио курдский (курманджи) курдский (сорани) кхмерский лаосский латинский латышский лингала литовский луганда люксембургский майтхили македонский малагасийский малайский малаялам мальдивский мальтийский маори маратхи мейтейлон (манипури) мизо монгольский немецкий непальский нидерландский норвежский ория оромо панджаби персидский португальский пушту руанда румынский самоанский санскрит себуанский сепеди сербский сесото сингальский синдхи словацкий словенский сомалийский суахили сунданский таджикский тайский тамильский татарский телугу тигринья тсонга турецкий туркменский узбекский уйгурский украинский урду филиппинский финский французский фризский хауса хинди хмонг хорватский чви чева чешский шведский шона шотландский (гэльский) эве эсперанто эстонский яванский японский

Motyw Znak wodny. Obsługiwane przez usługę Blogger .

Moja Kora (prawie 15-letnia sunia) też tak paczy... Wystarczy, że w kuchni otworzy się jakąś szafkę, szufladę lub lodówkę albo zwyczajnie stoi się przy zlewie czy kroi się coś na desce, a ona już siada gdzieś obok i paczy, i paczy... Nieważne co się robi. Ona uważa, że pewnie ktoś tam ma coś dobrego do jedzenia. A tu niekoniecznie;))) Gdy nie ma żadnej reakcji ze strony ludzi, Kora zaczyna piszczeć. Co twardsza osoba to jakoś zniesie, ale niektórzy z domowników miękną po krótkim czasie... albo po prostu mają dość tego piszczenia ;) Nie powinno się przecież podjadać między posiłkami, ale jak to wytłumaczyć staremu, głuchemu i ledwo widzącemu psu?
Hahaha :) To jest urocze, że nasze pupile tak się zachowują. Mój Misiu ma odwagę tak 'paczeć' tylko w domu i ewentualnie u Dziadków, bo teraz się przyzwyczaił bardziej do nich, niż wcześniej, z powodu remontu i tego, że jest tam teraz prawie co drugi tydzień na wakacjach :). Ja należę do tych domowników, którzy miękną po krótkim czasie i muszę mu coś dać dobrego, a że ten łasuch je prawie wszystko, to zawsze coś się dla niego znajdzie :)



Istnieją pewne uczucia rozpaczy, których nigdy nie można się pozbyć.


Выбрать язык русский азербайджанский аймара албанский амхарский английский арабский армянский ассамский африкаанс бамбара баскский белорусский бенгальский бирманский болгарский боснийский бходжпури валлийский венгерский вьетнамский гавайский галисийский греческий грузинский гуарани гуджарати датский догри зулу иврит игбо идиш илоканский индонезийский ирландский исландский испанский итальянский йоруба казахский каннада каталанский кечуа киргизский китайский (традиционный) китайский (упрощенный) конкани корейский корсиканский коса креольский (гаити) крио курдский (курманджи) курдский (сорани) кхмерский лаосский латинский латышский лингала литовский луганда люксембургский майтхили македонский малагасийский малайский малаялам мальдивский мальтийский маори маратхи мейтейлон (манипури) мизо монгольский немецкий непальский нидерландский норвежский ория оромо панджаби персидский португальский пушту руанда румынский самоанский санскрит себуанский сепеди сербский сесото сингальский синдхи словацкий словенский сомалийский суахили сунданский таджикский тайский тамильский татарский телугу тигринья тсонга турецкий туркменский узбекский уйгурский украинский урду филиппинский финский французский фризский хауса хинди хмонг хорватский чви чева чешский шведский шона шотландский (гэльский) эве эсперанто эстонский яванский японский

Motyw Prosty. Autor obrazów motywu: sololos . Obsługiwane przez usługę Blogger .



Każdy w
dzieciństwie chociaż raz odtworzył słynną scenę gdy to po
kłótni, bez słowa pobiegł do swojego pokoju, zamknął się tam
i ryczał w poduszkę. Właśnie tak wyglądał powrót Erin do
rezydencji. Z tym, że była już całkiem dorosła. Tak szybko jak
mogła, czmychnęła po schodach. Zamknęła drzwi na klucz i padła
na kolana na środku pokoju. Wreszcie mogła wyrzucić z siebie cała
złość, całą rozpacz. W jednej chwili wybuchła histeria. Rin
skuliła się na podłodze trzymając się za głowę. To nie były
pojedyncze łzy spływające po policzkach. To były fontanny.
Krzyczała i płakała. Podpełzła do lustra stojącego w rogu
pokoju.

- Wszystko
będzie dobrze. Nie łam się... To nic takiego. - Mówiła
zapłakana, rozmazana twarz w lustrze jej głosem. Pociągnęła
nosem ocierając łzy.

-
Tak. Jutro będzie lepiej... -
Wstała i poczłapała do łazienki. Zmyła z twarzy rozmazany tusz
i uczesała potargane włosy. Usiadła na kanapie w sali gier
patrząc się w tarczę z rzutkami.

-
Podobno coś nawywijałaś. - Ni
z dupy pojawił się obok niej ten sam osobnik,, który jako
pierwszy powitał ją w domu.

-
Nie twoja sprawa Ayato. -
Burknęła.

- Jak to
nie moja?! Ore-sama chce wiedzieć! Gadaj!

- Próbowałam zwiać,
tak? - Warknęła a
chłopak wybuchł śmiechem. Popatał ją po głowie.

-
Masz dziewczyno tupet. -
Brązowooka spojrzała na niego unosząc brew.

-
Co cię tak bawi? - Jak to co? Ty. Głupia! -
Pstryknął ją palcem w czoło. -
Ałć! To bolało! - Masochistka. - Wcale nie! -
Dźgnęła go palcem w brzuch.

-
No właśnie widzę. -
Przewrócił dziewczynę i pochylił się nad nią. -
Sama się o to prosiłaś. Wiedziesz? Jesteś. Mn ie się nie
dzióbie. - Domyślała
się,że raczej nie zamierza jej zgwałcić tylko ugryźć. To chyba
nie było lepsze. Jako, że nie trzymał jej za ręce, postanowiła
się broni w najgłupszy możliwy sposób. Wsadziła mu ręce pod
pachy i najzwyczajniej w świecie zaczęła go łaskotać.

-
Co ty robisz?- Ayato był
wyraźnie zdezorientowany.

-
Łaskoczę cię. Nie widać? - Hahahaha! Głupek. Nie mam
łaskotek. - O w mordę.
No i plan zawiódł.

-
Jak to nie masz?! - Nie mam, ale możemy sprawdzić czy ty
masz. - Nawet nie próbuj! -
Nie zdążyła się osłonić. Turlała na kanapie śmiejąc się,
mało co się nie dusząc przy tym. 

-
No już starczy! -
Próbowała złapać oddech.

-
Wygrałeś. - Ja zawsze wygrywam! - Uśmiechnął
się zadowolony.

-
Dzięki Ayato. - Sama
lekko się uśmiechnęła.

-
Niby za co? - No za to. - Czyli jednak jesteś masochistką! -
Daj spokój, nie psuj tego. Poprawiłeś mi humor bałwanie. -
Szturchnęła go łokciem.

-
Mnie nie oszukasz, ale niech ci będzie... -
Poklepał ją po ramieniu wstając z kanapy. -
Powodzenia mała, jeszcze narobisz nam kłopotów.
- Zaśmiał się i wyszedł. Co miał na myśli? Raczej to ona
będzie mieć kłopoty. Westchnęła i postanowiła znaleźć sobie
jakieś zajęcie. Unikając Reijiego, zdecydowała dokonać zwiadu
na własną rękę. Pokazali jej tylko kilka głównych pomieszczeń.
Co jeszcze może skrywać taka ogromna rezydencja. Jedno co pewne to
, że wiele tajemnic. Tym razem, zeszła schodami w dół, które
ostatnio zauważyła. Mała klatka schodowa na rogu budynku, do
której wchodziło się małymi, drewnianymi drzwiczkami. Na dole
znajdowały się identyczne, a za nimi ciemność. Tylko w oddali
było widać niewyraźne światło. Ruszyła wzdłuż ściny, która
była jedynym wyznacznikiem przejścia. Zimna, ceglana, wilgotna,
śmierdząca, obrzydliwa. Te przymiotniki opisywały ją w sam raz,
mimo to ciekawość była silniejsza niż obrzydzenie. Z każdym
krokiem zbliżała się do światła. Mogła dostrzec już zarys
pochodni na ścianie. Wkrótce widziała korytarz w całej jego
okazałości. Pewnie to też zasługa tego, że oczy przyzwyczaiły
się do panującej ciemności. -
Lochy... -Wyszeptała, a
echo poniosło jej słowa dalej Nawet tak cichy dźwięk miał tu
ogromną siłę. Niestety. Nie jest delfinem ani nietoperzem. Echo
lokacja nie zadziała. Usłyszała pisk dobiegający z tyłu. Erin
mało nie wrzasnęła. Zakryła usta dłonią i spojrzała pod nogi.
Odetchnęła widząc, że to tylko szczur. Co raz częściej mijała
furtki ze stalowych prętów. Po co im to? Może faktycznie mają
zamiar ją więzić? Aż miała ciary na samą myśl o tym.
Pojawiały się zakręty w lewo i prawo. Gdy dotarła do ślepego
zaułka, cofnęła się do jednego z bocznych korytarzy. Furtka
zaskrzypiała i otworzyła nową drogę. W tym przejściu już nie
było takiego przeciągu. Nie było tez celi. Były tylko stare
drewniane drzwi. Szła słysząc wyraźnie każdy swój krok.
Monotonny dźwięk przerwał śmiech. Psychopatyczny, ale było w
nim coś znajomego. Zatrzymała się przy drzwiach, zza których
dobiegał głos. Otworzyła je tak delikatnie jak tylko umiała i
ostrożnie zajrzała do środka przez szparę. Jeb. Przy wejściu
pojawił się Kanato. Rin wywaliła się do tyłu. Mało zawału nie
dostała. 

- Po co
przyszłaś? - Zapytał
wlepiając w nią fioletowe ślepia. 

-
Eeee...no bo... - Chciałaś zobaczyć moją kolekcję, prawda? -
Taaaaa... właśnie tak. -
Powiedziała zmieszana i podniosła się z ziemi. Miała złe
przeczucia. Wampir otworzył szerzej drzwi wpuszczając gościa do
środka.

- Co to za
kolekcja właściwie? -
Zapytała idąc tuż za nim.

-
Jak to jaka? - Zatrzymał
się i przechylił głowę na bok. Dopiero teraz zauważyła, że
chłopka trzyma misia. Nie odpowiedziała.

-
Jesteś najmłodszy, tak? -
Hę? Skąd to ci do głowy przyszło?
- Wyraźnie nie spodobało mu się to pytanie.

-
No... bo... Nieważne. -
Był zwyczajnie dziwny. Dziecinny. No i trochę straszny.

-
Oto moja kolekcja! - Po
przejściu do następneg
Brunetka brana na pieska w HD
Ma tak słodką szparkę a on zapina ją w dupę
Bajkowe gangbang

Report Page