Chita i dwaj biali ogierzy

Chita i dwaj biali ogierzy




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Chita i dwaj biali ogierzy
Obejrzyj najpiękniejsze Brazylijki na Pornway gwarantującym darmowe Filmy Porno. Brazylia – ojczyzna najlepszych siatkarek, piłkarzy i najkształtniejszych tyłeczków. Zobacz wielkie, smukłe latynoskie dupcie i wielkie cycki – tylko Brazylijki
© 2018 pornway.com | Kontakt | Sex Galeria

Wielkie Cycki w filmach porno. Zobacz wielkie cycki w darmowych filmach XXX. Patrz jak laski robią Hiszpana.
© 2018 pornway.com | Kontakt | Sex Galeria

Darmowe Filmy Porno – Cycate kobiety. Oglądaj tysiące filmów XXX, na których dziewczyny z dużymi cycami uprawiają seks. Wysoka jakość, najlepsze cycki. Tylko na Pornway.
© 2018 pornway.com | Kontakt | Sex Galeria



Hoag Tami - I w proch sie obrocisz

Home
Hoag Tami - I w proch sie obrocisz



HOAG TAMI I w proch się obrócisz Podziękowania Pragnę wyrazić moje podziękowania i serdeczną wdzięczność przede wszystkim dla Larry'ego Brubakera, spe...

HOAG TAMI I w proch się obrócisz Podziękowania Pragnę wyrazić moje podziękowania i serdeczną wdzięczność przede wszystkim dla Larry'ego Brubakera, specjalnego agenta FBI, za tak życzliwe udostępnienie mi swego czasu i wiedzy zawodowej. Oświadczam jednoznacznie, że nie był wzorcem dla postaci Vinca Walsha! ( Przykro mi, Bru.) Jednocześnie muszę tu poinformować czytelników, że w trakcie pisania tej książki zaszło wiele zmian w obrębie jednostek FBI, znanych poprzednio (podobnie jak w niniejszej książce) jako Wydział Śledczy i CAS-KU (Wydział Śledczy Do Spraw Uprowadzeń Nieletnich i Seryjnych Morderstw). Obecnie funkcjonują one pod wspólną nazwą: Krajowe Centrum Analiz Niebezpiecznych Przestępstw, a pracujący w nim agenci już nie urzędują dwadzieścia metrów pod ziemią w Akademii FBI w Quantico. Poszli dosłownie do góry i w swym miejscu pracy mają teraz okna, co nie jest tak interesujące dla pisarzy, ale podoba się samym agentom. Przekazuję również szczere wyrazy wdzięczności niżej wymienionym pracownikom służb policyjnych i sądownictwa za to, iż poświęcali swój czas na udzielenie odpowiedzi na moje liczne pytania. Podobnie jak i w innych utworach, starałam się jak najbardziej by profesje przedstawione w tej książce wyglądały zgodnie z rzeczywistością. Biorę na siebie wszelkie moje błędy jak również nieścisłości wprowadzone w imię fikcji literackiej. Francés James, Program Opieki Nad Ofiarami Przestępstw i Świadkami Hrabstwa Hennepin Donna Dunn, Program Opieki Nad Ofiarami Przestępstw Hrabstwa Olmsted Sierżant Bernie Martinson, Policja Miejska Minneapolis Specjalny Agent Regionalny FBI Roger Wheeler Porucznik Dale Barsness, Policja Miejska Minneapolis Detektyw John Reed, Urząd Szeryfa Hrabstwa Hennepin Andi Siseo: Milion podziękowań za umożliwianie mi kontaktów. Jesteś prawdziwym brylantem. Diva Karyn, inaczej Elizabeth Grayson: Specjalne podziękowania za cenne sugestie dotyczące pewnego opisanego tu szczególnie ponurego fetyszu. Jakże tu można mówić, że autorzy kryminałów zmonopolizowali wiedzę na wszelkie odrażające tematy? Eileen Dryer, autorka książki „Brain Dead": Dziękuję za stałą pomoc, techniczną i nie tylko. Diva Bush, inaczej Kim Cates: Dzięki za jeszcze więcej tego samego. Specjalne podziękowania, Rocket, za twoje wsparcie, wspólne przeżywanie, dodawanie otuchy i za sporadycznego kopniaka w tyłek. Nieszczęście uwielbia towarzystwo. Niniejszym składam serdeczne podziękowania następującym wydawcom za pozwolenie cytowania opublikowanych przez nich prac. Cytat na stronie pochodzi z książki „Symbolika zła" Paula Ricoeura (Tom XVII serii „Religijna perspektywa" Copyright 1967 by Paul Ricoeur. Wznowienie copyright 1995. Cytat przedrukowano za zezwoleniem HarperCollins Publishers, Inc. ytaty na str. 150 oraz 225-226 przedrukowane za zezwoleniem wydawnictwa

Scribner wchodzącego w skład firmy wydawniczej Simon Schuster pochodzą z książki „Mindhunter" („Tworzenie Profilu Psychologicznego") Johna Douglasa i Johna Olshakera. Copyright 1995 by Mindhunters, Inc. Cytat ze stron 228-229 pochodzi z książki „Seryjni mordercy: rosnące zagrożenie" Joela Norrisa. Przedruku dokonano za zezwoleniem wydawnictwa Dobleday wchodzącego w skład Random House, Inc.

I Niektórzy ludzie rodzą się mordercami. Inni dopiero się nimi stają. Czasami bywa też, że żądza zabijania wywodzi się z tak skomplikowanej plątaniny motywów sięgających nieszczęśliwego dzieciństwa i pełnego niebezpieczeństw okresu dojrzewania, że nikt w końcu nie wie, czy jest to tendencja wrodzona, czy nabyta. Wydobywa ciało z bagażnika samochodu jak zwinięty w rulon stary dywan, który nadaje się tylko na śmietnik. Szura podeszwami po asfalcie parkingu i zaraz stąpa niemal bezgłośnie po zaschniętej trawie i twardym gruncie. Jak na listopad w Minneapolis noc jest pogodna. Wirujący wiatr porywa suche liście, a nagie gałęzie drzew uderzają o siebie z łoskotem niczym wrzucone do worka kości. Wie, że sam należy do tej ostatniej kategorii morderców. Przez wiele godzin, dni, miesięcy i lat analizował swój pociąg i jego początki. Wie, kim jest, i akceptuje tę prawdę o sobie. Nigdy nie prześladowało go poczucie winy ani wyrzuty sumienia. Według niego sumienie, zasady czy prawa nie mają dla jednostki żadnego praktycznego sensu, lecz jedynie ograniczają jej możliwości. „Człowiek akceptuje zasady etyki ze strachu, a nie z miłości" - Paul Ricoeur, Symbolika zła. Jego Prawdziwe ja jest posłuszne tylko jego własnym zasadom: dominacji, manipulacji, kontroli. Z góry przypatruje się wszystkiemu sierp księżyca. Blade światło z trudem przenika przez plątaninę gałęzi. Układa ciało w odpowiedni sposób i odszukuje na górnej części klatki piersiowej ślad w kształcie dwóch splecionych liter X. On rozlewa łatwopalny płyn, czując się tak, jakby odprawiał jakąś ceremonię. Namaszczenie martwych. Symbolika zła. Jego prawdziwe ja akceptuje zło jako równoznaczne z władzą. To właśnie podsyca w nim wewnętrzny płomień. - I w proch się obrócisz - mówi. Rozlegają się znajome, charakterystyczne dźwięki, wzmocnione jeszcze przez jego własne podniecenie. Potarcie zapałki o draskę, suchy odgłos, gdy zapałka zajmuje się płomieniem i cicha eksplozja zapalającego się płynu, kiedy ogień przystępuje do swego dzieła. Patrząc na płomienie, przypomina sobie niedawno słyszane jęki bólu i strachu. Pamięta drżenie w jej głosie, gdy błagała o darowanie życia. Pamięta dokładnie wysokość i brzmienie każdego okrzyku, kiedy ją torturował. Wyborna muzyka życia i śmierci. Przez ułamek sekundy pozwala sobie na zachwycanie się tym wspomnieniem. Rozkoszuje się ciepłem płomieni, które pieszczą jego twarz jak języki pożądania. Zamyka oczy, słuchając skwierczenia i syku tkanki, i wciąga głęboko w nozdrza zapach przypalanego ciała. Pobudzony, podekscytowany wydobywa ze spodni swój nabrzmiały członek i masturbuje się gwałtownie. Doprowadza się niemal do orgazmu, ale powstrzymuje wytrysk. Poczeka z tym do chwili, kiedy będzie mógł świętować bez zahamowań. Jego cel jest już niemal w zasięgu ręki. Ma plan, dokładnie przemyślany plan, który perfekcyjnie zrealizuje. Jego imię będzie potępione i pamiętane łącznie z imionami innych wielkich: Bundy'go, Kempera, Dusiciela z Bostonu i Mordercy znad Green River. Tutejsza prasa już nadała mu imię: Kremator. Uśmiecha się. Ten fakt napawa go dumą. Zapala kolejną zapałkę i trzyma ją tuż przed

sobą, wpatrując się w płomień, zachwycając się jego złowrogim, zmysłowym falowaniem. Przysuwa ogienek bliżej do twarzy, otwiera usta i połyka go. Potem odwraca się i odchodzi. Jego myśli już są zajęte następną sprawą. Morderstwo

Ten widok wrył się głęboko w jej pamięć, pozostał w jej oczach. Mruga, żeby powstrzymać łzy, ale ciągle to widzi. Ciało skręcające się w powolnej agonii, jakby walczyło ze swym okropnym losem. Pomarańczowe płomienie - tło tego koszmarnego widowiska. Płomienie. Rzuca się do biegu. Palący ból w płucach, nogach, oczach i gardle. Gdzieś, w jakimś zakątku wyobraźni, dostrzega w miejscu martwego ciała samą siebie. Może tak właśnie wygląda śmierć. Może to właśnie jej ciało się paliło, a obecna świadomość była jej duszą usiłującą się wyrwać z płomieni piekielnych. Wielokrotnie słyszała od innych, że tak skończy. Słyszy zbliżający się z niedaleka dźwięk syreny i widzi niesamowite rozbłyski niebiesko-czerwonych świateł, rozcinających ciemności nocy. Biegnie ku ulicy, łkając i potykając się. Upada, tłukąc boleśnie prawe kolano o zamarzniętą ziemię, ale zmusza się do powstania na równe nogi i biegnie dalej. Biegnij, biegnij, biegnij, biegnij, biegnij, biegnij. - Stać! Policja! Radiowóz jeszcze się kołysze na poboczu. Drzwi samochodu są otwarte, a policjant stoi na bulwarze ze skierowaną wprost ku niej bronią. - Pomocy! - charczy ona z trudem. - Pomocy! - powtarza, ledwie go widząc przez łzy. Nogi uginają się pod ciężarem jej ciała i pod ciężarem strachu, i serca, które łomocze i tłucze się w piersiach niby jakiś wielki, napęczniały stwór. Policjant w mgnieniu oka jest przy niej, chowa do kabury broń i osuwa się na kolana, by jej pomóc. Musi być jakiś nowy, myśli jak przez mgłę. Znała czternastolatków,którzy lepiej od niego znaleźliby się w takiej sytuacji. Przecież mogłaby odebrać mu broń. Gdyby miała nóż, cóż prostszego niż poderwać się i go dźgnąć. Pomaga jej usiąść, przytrzymując ją dłońmi za ramiona. Gdzieś w dali rozlega się wycie syren. Co się stało? Co ci jest? - pyta. Ma twarz anioła. Widziałam go - wyrzuca z siebie, dygocząc i czując, jak żółć podpływa jej do gardła. Byłam tam. O Jezu! Cholera. Widziałam go! Kogo widziałaś? Krematora.

2 Dlaczego zawsze muszę się znaleźć tam, gdzie nie trzeba? - mruknęła do siebie Kate Conlan. Poprzedniego dnia wróciła z czegoś, co teoretycznie było urlopem, a w rzeczywistości powodowaną wyrzutami sumienia podróżą do piekielnego lunaparku, czyli Las Vegas, dokąd pojechała odwiedzić rodziców. Dziś spóźniła się do pracy, bolała ją głowa i w dodatku miała ochotę udusić pewnego sierżanta z sekcji przestępstw na tle seksualnym za to, że wystraszył jednego z jej klientów. Policjant rozłożył sprawę i teraz ona razem z prokuratorem musieli ponosić konsekwencje jego błędu. Na domiar złego jej modnie toporny obcas w nowiutkich zamszowych pantofelkach rozchwiał się po twardym

spotkaniu ze schodami parkingu przy Czwartej Alei. A teraz to. Nerwus. Chyba nikt inny nie zwrócił uwagi na to, że facet chodzi po obrzeżach obszernego atrialnego holu w siedzibie władz hrabstwa Hennepin jak zdenerwowany kot. Wyglądał na blisko czterdzieści lat, był raczej szczupłej budowy i miał nieco więcej niż jej metr siedemdziesiąt wzrostu. Wyraźnie był nadmiernie spięty. Pewnie ostatnio doznał jakiegoś niepowodzenia osobistego czy emocjonalnego, na przykład stracił pracę albo dziewczynę. Był albo rozwiedziony, albo w separacji, ale nie bezdomny. Raczej mieszkał sam, jego wygniecione ubranie bowiem nie wyglądało na wyrzucone przez kogoś łachy, a buty były w zbyt dobrym stanie jak na bezdomnego. Pocił się niczym grubas w saunie, nie zdejmował jednak płaszcza, tylko chodził nerwowo wokół zagracającej hol pretensjonalnej nowoczesnej rzeźby, symboliczny kształt, stworzony ze stopionych pistoletów. Mruczał coś do siebie, przytrzymując dłonią połę marynarki z grubego płótna. Myśliwski płaszcz. Twarz ściągnięta od wewnętrznego napięcia. Kate zsunęła najpierw but z ruszającym się obcasem, a potem drugi, nawet na chwilę nie odrywając oczu od faceta. Wsunęła dłoń do torebki i wyjęła telefon komórkowy. W tej samej chwili jedna z kobiet, pracująca w budce informacyjnej o sześć metrów od niej, dostrzegła Nerwusa. Do diabła. Kate wyprostowała się powoli, przyciskając klawisz szybkiego dostępu. Nie mogła zadzwonić po ochronę z telefonu nie należącego do biura. Najbliższy strażnik był po drugiej stronie atrium. Stał z uśmiechem na twarzy, prowadząc wesołą rozmowę z gońcem. Kobieta z informacji ruszyła w kierunku Nerwusa, przechylając nieco głowę, jakby jej ciążyła utapirowana blond fryzura. Do cholery. W słuchawce rozległ się sygnał. Jeden, drugi. Kate szła powoli w stronę Nerwusa z telefonem w jednej ręce i pantoflem w drugiej. - Czy mogę panu w czymś pomóc? - zapytała recepcjonistka o trzy metry od Nerwusa. Kate już widziała, jak krwawa plama pojawia się na jej jedwabnej bluzce w kolorze kości słoniowej. Nerwus odwrócił się gwałtownie. - Czy mogę w czymś pomóc? - powtórzyła kobieta. Czwarty sygnał... Jakaś Latynoska z drepczącym za nią kilkuletnim dzieckiem przeszła pomiędzy Kate a Nerwusem. Kate wydawało się, że widzi zaczynające się drgawki, jakby jego ciało usiłowało powstrzymać wściekłość, rozpacz czy jeszcze coś innego, co go napędzało lub też pożerało żywcem. Piąty sygnał... - Biuro prokuratora hrabstwa Hennepin... Do cholery! Jego ruchy były łatwe do odczytania: rozstawienie nóg, sięgnięcie pod połę marynarki, jeszcze szersze otwarcie oczu. - Na ziemię! - krzyknęła Kate, wypuszczając telefon. Kobieta z informacji zamarła bez ruchu. - Zapłacicie, kurwa, za to! - wrzasnął Nerwus, rzucając się ku kobiecie i chwytając ją wolną dłonią za rękę. Szarpnął informatorkę ku sobie, wyciągając jednocześnie przed siebie dłoń, w której tkwił pistolet. Huk wystrzału wypełnił potężnym echem wysokie wnętrze atrium, ogłuszając ludzi i tłumiąc ich okrzyki przerażenia. Teraz już wszyscy go widzieli. Kate wpadła na niego od tyłu i jak młotkiem uderzyła go w skroń obcasem pantofla. Krzyknął zaskoczony i wykonał szybki zamach, trafiając ją mocno prawym łokciem w żebra. Schwytana przez niego kobieta wrzeszczała bez ustanku, ale po chwili zabrakło jej sił w nogach, a może straciła przytomność, i osunęła się na posadzkę pociągając za sobą napastnika. Przyklęknął na jedno kolano, klnąc bez ustanku, i znowu pociągnął za spust. Tym razem kula odbiła się od twardej posadzki i poleciała Bóg jeden wie gdzie. Kate upadła razem z Nerwusem, trzymając go lewą ręką za kołnierz płaszcza. Nie mogła pozwolić mu się wyrwać. Bestia, którą dusił w swoim wnętrzu, uwolniła się.

Gdyby udało mu się wyszarpnąć, to byłyby o wiele większe problemy niż zbłąkane kule. Trudno jej było utrzymać się na nogach w śliskich rajstopach, ale zdołała wstać i przytrzymać go, kiedy też z trudem się podniósł. Znowu zamachnęła się pantoflem i walnęła Nerwusa w ucho. Obrócił się, chcąc ją uderzyć na odlew pistoletem. Kate chwyciła go za rękę, pociągnęła ją do góry, i broń wypaliła, posyłając kulę ku dwudziestu piętrom biur i sal sądowych. Usiłując się oswobodzić, mężczyzna podstawił jej nogę i naparł na nią. Upadli z rozmachem i potoczyli się jedno przez drugie po metalowych stopniach ruchomych schodów aż do poziomu ulicy, gdzie powitały ich krzyki: „Stać! Policja!" Kate spojrzała na groźne miny policjantów przymglonym z bólu wzrokiem. - Najwyższy czas, do cholery - mruknęła. Hej, popatrzcie - zawołał jeden z zastępców prokuratora. - Idzie Brudna Harriet! Bardzo śmieszne, Logan - powiedziała Kate. - Wyczytałeś to w książce, co? Muszą zaangażować Rene Russo, żeby cię zagrała w filmie. Powiem im, że tak mówiłeś. Bolały ją całe plecy i biodro. Odmówiła udania się do szpitala na oddział doraźnej pomocy, tylko pokuśtykała do toalety, gdzie przeczesała swe bujne rudawo-złote włosy, ściągnęła je w kucyk, zmyła krew, wyrzuciła do kosza podarte czarne rajstopy i wróciła do biura. Nie miała żadnych obrażeń wartych prześwietlenia czy szwów, a poza tym i tak straciła już połowę przedpołudnia. Wiedziała, jaką cenę zapłaci za odgrywanie twardziela: wieczór z tabletką tylenolu, zimnym dżinem i gorącą kąpielą zamiast prawdziwych środków przeciwbólowych. Już teraz zdawała sobie sprawę z tego, że nie będzie to zbyt przyjemne. Przemknęło Kate przez myśl, że w jej wieku już nie powinna zajmować się chwytaniem szaleńców i spadaniem z nimi po ruchomych schodach, ale uparcie odrzucała opinię, że mając czterdzieści dwa lata, można być za starym na pewne sprawy. Poza tym miała za sobą dopiero pięć lat tego, co nazywała swoją drugą dorosłością. Drugi zawód, druga próba prowadzenia uregulowanego trybu życia i stałego rytmu pracy. Jedyną rzeczą, za którą tęskniła w drodze do domu z nierzeczywistego świata Las Vegas, był powrót do przyjemnego, normalnego, względnie zdrowego życia, które sobie ułożyła. Spokój i cisza. Znane problemy zawodowe, z którymi musiała sobie radzić jako opiekun w programie pomocy dla ofiar i świadków. Kurs gotowania, którego nie chciała przerwać. I co z tego? To akurat ona musiała być jedyną osobą, która wypatrzyła Nerwusa. Zawsze właśnie jej zdarzało się coś takiego. Uprzedzony przez sekretarkę o jej przybyciu prokurator okręgowy osobiście otworzył drzwi. Był to wysoki, przystojny mężczyzna o władczym sposobie bycia i bujnej czuprynie szpakowatych włosów, które zaczesywał do tyłu z wysokiego czoła. Okulary o okrągłych szkłach w drucianej oprawce na orlim nosie nadawały mu wygląd intelektualisty i pozwalały ukryć fakt, że niebieskie oczy są osadzone zbyt głęboko i zbyt blisko siebie. Kiedyś osobiście występował jako świetny oskarżyciel, ale obecnie tylko od czasu do czasu przyjmował głośniejsze sprawy. Jego praca polegała głównie na pełnieniu funkcji administracyjnych i politycznych, czyli nadzorowaniu przeładowanego obowiązkami zespołu prokuratorów, usiłujących poradzić sobie z narastającą liczbą spraw karnych. W porach lunchu i wieczorami można go było zobaczyć w towarzystwie członków elity władzy Minneapolis, jak zabiega o kontakty i fawory. Stanowiło tajemnicę poliszynela, że marzy mu się fotel senatora. - Wejdź, Kate - zaprosił spoglądając na nią z zatroskaną miną. Położył swą wielką dłoń na jej ramieniu i podprowadził ją do krzesła. Jak się czujesz? Zostałem poinformowany o tym, co się wydarzyło dzisiaj rano na dole. Mój Boże, mogłaś

zginąć! Co za odwaga! Wcale nie - zaprotestowała Kate, usiłując usunąć się spod jego ręki. Usiadła na krześle dla gości, i założyła nogę na nogę i natychmiast poczuła jego wzrok na nagich odsłoniętych udach. Obciągnęła dyskretnie brzeg czarnej spódnicy, klnąc w duchu, że nie znalazła zapasowej pary rajstop, które, jak się jej wydawało, powinny być w szufladzie biurka. Po prostu zareagowałam odruchowo. To wszystko. A jak się czuje pani Sabin? Bardzo dobrze - odpowiedział najwyraźniej nie myśląc nawet o pytaniu. Wciąż przyglądając się Kate uważnie, podciągnął nogawkę prążkowanych spodni i przysiadł na rogu biurka. - Tylko zareagowałaś odruchowo? W sposób, którego cię nauczyli w FBI?. Zdecydowanie robiło na nim wrażenie, że w przeszłości pracowała jako agentka. Dla niej ta przeszłość była niczym poprzednie wcielenie. Kate mogła sobie wyobrazić lubieżne fantazje, wypełniające jego umysł. Zabawy w dominację, czarna skóra, kajdanki, chłosta. Brrr. Odwróciła się ku siedzącemu na sąsiednim krześle swemu bezpośredniemu przełożonemu: dyrektorowi wydziału usług prawnych. Kluchowaty, korpulentny, w wygniecionym ubraniu, Rob Marshall był przeciwieństwem Sabina. Jego okrągłą jak dynia głowę wieńczyły rzednące włosy, tak krótko przycięte, że bardziej wyglądały na rdzawą plamę niż na fryzurę. Miał rumianą, poznaczoną bliznami po dawnych wypryskach twarz i za krótki nos. Marshall był jej szefem od osiemnastu miesięcy. Objął wtedy swe obowiązki po przyjeździe z Madison w stanie Wisconsin, gdzie pracował na podobnym stanowisku. Przez cały ten czas nie najlepiej udawało im się wypracować jakąś równowagę pomiędzy swoimi osobowościami i stylem pracy. Kate wprost nie znosiła Marshalla, który był pozbawionym kręgosłupa lizusem i miał tendencje do wtrącania się w najdrobniejsze szczegóły, co bardzo naruszało jej potrzebę zachowania autonomii. Wiedziała też, że szef uważa ją za zarozumiałą i arogancką, ale przyjmowała to jako komplement. Z drugiej strony starała się pamiętać o jego wrażliwości na los ofiar, co miało zrównoważyć jego wady. Poza pełnieniem obowiązków administracyjnych często brał udział w spotkaniach z poszkodowanymi, a w godzinach nadliczbowych pracował w grupie pomocy ofiarom przestępstw. Spojrzał teraz na nią z ukosa zza swych pozbawionych oprawek okularów i wydął usta, jakby właśnie ugryzł się w język. Mogłaś zginąć. Dlaczego po prostu nie wezwałaś ochrony? Nie było na to czasu. To instynkt, Rob!-
Lodzik i ruchanie na balkonie
Cycasta nauczycielka
Spuszcza się Azjatce na twarz

Report Page