Bruneta się wczuła
⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻
Bruneta się wczuła
Twarz Alice wykrzywiła się, gdy pociągnęła kolejny łyk czerwonej cieczy. Damon zmarszczył brwi, a Mery załamała ręce. - Jak mamy ci pomóc, skoro nie chcesz współpracować? - warknął starszy Salvatore. - Przestań się na niej wyżywać - powiedział Stefano i natychmiast zajął miejsce obok Alice. - Przepraszam - jęknęła. - Po prostu czuję się dziwnie pijąc... krew jakiegoś człowieka... Cała trójka skupiła na niej swój wzrok. Rudowłosa zdawała się być naprawdę zdruzgotana. Jak często w trudnych chwilach, zaczęła głaskać się po brzuchu. - Przynajmniej nie wymiotujesz - pocieszyła ją Mery. - Ty jesz ludzkie jedzenie, a... płód... wampirze. Alice spiorunowała ją wzrokiem. Irytowała ją ta powszechna niechęć do jej dziecka. Wszyscy uważali je za potwora. Nawet Stefano. To od niego spodziewała się dostać najwięcej miłości, wsparcia i zrozumienia. Tymczasem on zdawał się przejmować tylko nią, nie dzieckiem. Musiała radzić sobie sama i bardzo ją to bolało. - Stefanie? - szepnęła niepewnie. - Mógłbyś dotknąć mojego brzucha? Spojrzał na nią, osłupiały. Miał nadzieję, że w końcu odpuściła sobie próby przekonania go do czegoś, co miała w brzuchu. A jednak nie. Milczał. - Proszę... Nadal nie odezwał się ani słowem. Widział, jak jej wyraz twarzy się zmienia. Usta wygięły się w lekkim grymasie, a w oczach stanęły jej łzy. Znowu doprowadza ją do płaczu. Miał się dosyć. Kiedy widział jej łzy, nieważne, czym były spowodowane, czuł niewyobrażalny smutek i wściekłosć. Ostatnio tym powodem był on sam, co wpędzało go w jeszcze większą rozpacz. - Chcę iść spać - powiedziała, łamiącym się głosem. - Wyjdźcie, proszę. Mery, Damon oraz Stefano spojrzeli po sobie i skierowali się do drzwi. Wychodząc zobaczyli tylko, jak słone krople spływają po jej policzkach. * - Dasz sobie radę? - zapytał Damon, zarzucając swoją skórzaną kurtkę na ramiona. - Nie będzie nas około dwóch, trzech godzin. - Wiem. Poradzę sobie - zapewniła Mery i przylgnęła do niego, całując zachłannie jego usta. Stefan, widząc to, odwrócił wzrok. - Pilnuj Alice - polecił jej i zniknął, a chwilę po nim Damon. Dziewczyna, dochodząc do siebie po pocałunku, podeszła na palcach do pokoju przyjaciółki. Alice spała. Obie jej ręce spoczywały na brzuchu, a jej wyraz twarzy wskazywał na to, że śni jej się coś miłego. Mery zeszła do salonu i nalała sobie trochę złocistego alkoholu swojego narzeczonego, po czym usiadła na kanapie z książką w dłoni. Czytając, zatraciła się na tyle mocno, by nie usłyszeć, jak ktoś pojawia się za jej plecami. Denerys złapała ją za szyję i wykręciła boleśnie jej głowę. - Nasza mała wróżbitka - wysyczała wprost do jej ucha. - Jesteś sama? Cudownie. Powaliła wampirzycę na ziemię i zawisła nad nią. - Pomożesz mi - powiedziała z uśmiechem. - Ale najpierw odrobinę się zabawimy. Wpiła się gorąco w usta zszokowanej Mery. Nie mogła wybrać innego sposobu, by ją rozproszyć i jednocześnie zajrzeć do jej umysłu. Mery usiłowała się bronić, jednak na niewiele się to zdało. Postanowiła się poddać i zabić napastniczkę, kiedy już zaspokoi swoje żądze. Tymczasem Denrys trochę za bardzo wczuła się w akt fizyczny, zapominając o psychicznym. Błądziła rękoma po ciele Mery, a w jej głowie pojawiały się tysiące obrazów, myśli i wspomnień, jakie kiedykolwiek zobaczyła lub wymyśliła jej partnerka. Nie mogła zaprzeczyć, że podobało jej się to, co właśnie z nią wyprawiała. Podobali jej się zaróno mężczyźni jak i kobiety, a Mery była bardzo urodziwa. Właśnie miała wprawić w ruch swoje palce, kiedy Mery wbiła rękę w jej ciało. - Dobranoc - wysyczała i wyrwała dłoń w swoją stronę.
* Damon siedział bez ruchu, wpatrując się w nieruchome ciało Denerys. Mery opowiedziała mu wszystko, co wydarzyło się pod ich nieobecność. Starszego z braci zalała fala zazdrości, mimo, iż wiedział, że jego narzeczona jest całkowicie heteroseksualna. - Obmacywała cię? - zapytał, zdruzgotany. - Tak - dziewczyna wzdrygnęła się i kontynuowała przeszukiwanie kieszeni martwej dziewczyny. - Wynagrodzę ci to - odpowiedział, uśmiechając się bokiem ust. - Jesteś moja. Mery zaśmiała się i wyprostowała. - Tylko moja - zaznaczył, pojawiając się przed nią i zajmując jej usta tak, by nie była już w stanie odpowiedzieć.
Mery również musiała dokonać wyboru pomiędzy zdrowym rozsądkiem a instynktami typowymi dla kobiet. W noc, kiedy Damon i Stefano wybyli na polowanie, ona obejmując dyżur nad Alice, spędziła z nią ładnych kilka godzin. Wypytywała ją o wszystko, czego była ciekawa i poczuła, że jej punkt widzenia diametralnie się zmienia. Słowa jej przyjaciółki brzmiały prawie tak, jak kiedyś marzenia Mery.
"Nigdy nie chciałam być matką. Ale kiedy się dowiedziałam, od razu je pokochałam. Bo to moje własne dziecko. Będzie do mnie podobne i..."
Mery zdążyła się zorientować, że dziewczyna mogłaby tak w nieskończoność. Słuchała jej cierpiliwie, w końcu sama zadawała jej te pytania. Nagle poczuła, że jest całym sercem po jej stronie. Że ją rozumie, że postąpiłaby tak samo, nawet, gdyby istniało ryzyko zabicia przez własne dziecko. Alice w końcu zapytała:
Brunetka wzięła głęboki wdech i postarała się poskładać swoją historię w logiczną całość. Wreszcie przemówiła:
- Wyobraź sobie, że żyjesz w XIX-wiecznej Rosji, pochodzisz z rodziny szlacheckiej i od urodzenia jesteś obiecana
mężczyźnie, którego nigdy nie widziałaś. - Alice zmarszczyła brwi, próbując to sobie zwizualizować. - Właśnie.
Kiedy pierwszy raz go spotkałam, były to nasze oficjalne zaręczyny. Rodzice postarali się, by wszystko zorganizować jak najlepiej i jak najdrożej.
Byłam niepewna i przestraszona, bałam się tego, kim może się okazać mój przyszły mąż. Zobaczyłam go, kiedy wznosił
toast za naszą wspólną przyszłość, na podwyższeniu w sali, w której byliśmy.
Nie wyglądał źle. Był nawet przystojny. - Alice zauważyła, że jej przyjaciółka chciałaby powiedzieć: "lecz nie tak
przystojny, jak Damon" i uśmiechnęła się lekko. - Miał na sobie pięknie skrojony garnitur, włosy nienagannie
ułożone, a kiedy się uśmiechał, wszystkie panny mmdlały. Szczerze mówiąc, mimo tego wszystkiego, nie spodobał mi się. W jego oczach było coś...
Złego. Patrzył na mnie jak na kawałek mięsa, a nie swoją narzeczoną. Po toaście zszedł do mnie, ujął moją dłoń i delikatnie pocałował, patrząc mi w oczy.
Przedstawił się jako Niklaus Mikaelson. Od razu zauważyłam, że jest dumny ze swojego pochodzenia i pozycji społecznej. Do wszystkich odnosił się z
wyższością i pogardą, uważając ich za gorszych. Nie popierałam tego, ale jako jego narzeczona nie miałam nic do powiedzenia. Później wydarzenia potoczyly
się szybko. Nadszedł dzień ślubu, a ja coraz bardziej panikowałam, nie chciałam za niego wyjść. Jednak musiałam. - tym razem Alice wytrzeszczyła oczy,
dowiadując się, że Mery była już mężatką. - Przysięgliśmy sobie miłość i wierność... po grób. I w pewnym sensie wszystko to się wypełniło.
Podczas nocy poślubnej, której chyba bałam się najbardziej, nagle zobaczyłam, że jego twarz się zmienia. Oczy zaszły czerwienią, a kły się wydłużyły.
Próbowałam krzyczeć, ale nie pozwolił mi na to. Wyssał ze mnie prawie całe życie, razem z duszą. Później, najwyraźniej nie myśląc logicznie, napoił mnie
swoją krwią, dzięki czemu jestem teraz tym, czym jestem.
Zamilkła, zaciskając usta w cienką linię, a Alice ścisnęła mocniej jej dłoń.
- Następnego wieczoru, kiedy ukończyłam przemianę i mniej więcej wczułam się w sytuację, poszłam do niego. Uśmiechnął się drwiąco, widząc moją twarz,
ubrudzoną czyjąś krwią. Pamiętam, co wtedy powiedział. "Aż po grób, prawda, kochanie?" Dopiero po latach zrozumiałam, co miał wtedy na myśli.
W tę pamiętną noc pozbawił mnie prawdziwego życia, jakie było mi przeznaczone. Jakaś część mnie umarła, dlatego przysięga nie musiała już obowiązywać.
Próbowałam go zabić, ale nie mogłam. Dopiero później dowiedziałam się, że był Pierwotnym, co znaczyło, że nic prócz kołka z białego dębu, nie może go zabić.
Uciekłam od niego. Dziwię się, że nie próbował mnie szukać... W każdym razie od tamej pory jestem wampirem i nie marzę o niczym innym, jak o tym, by
znowu stać się człowiekiem. Mogłabym mieć dzieci z Damonem, jeśli tylko chciałby zażyć ze mną lekarstwo. I śliczny, mały dom, w którym mieszkałabyś też ty
- I z nim - uśmiechnęła się Alice, głaszcząc swój brzuch. - Nie wierzę w to, co mówią Damon i Bonnie. Moje dziecko nie jest żadnym potworem, nie zabije mnie.
Jestem tego pewna. Jest mi tylko przykro, że Stefano go nie chce.
- Chce - zapewniła ją szybko Mery, co wcale nie było prawdą i obie dobrze o tym wiedziały.
- Jeszcze nigdy nie dotknął mojego brzucha ani nie powiedział nic miłego...
- Boi się że cię straci - rzekła cicho brunetka, odwracając wzrok, by nie denerwować Alice łzami, które się w nich pojawiły. - I ja też.
- Mery... - jęknęła rudowłosa i przylgnęła do niej. - Nic mi się nie stanie. Obiecuję, że nigdy cię nie zostawię. Nie mogłabym, za bardzo cię kocham.
Jesteś dla mnie jedną z najważniejszych osób i nigdy cię nie zostawię. Zawsze będę z tobą, żywa lub martwa. Pamiętaj, dobrze, misiaku?
- Musisz - upierał się Damon. - To ostatni sposób, inaczej nie zabije jej ten mały mutant tylko głód.
- Mam do niej iść i zapytać "hej kochanie, może napijesz się krwi żeby nie umrzeć?" Nie Damon, to się nie uda. Musimy wymyślić coś innego... - Stefano starając się ukrywać swoje emocje, chwycił w dłoń szklankę ze złotym trunkiem. Chwilę potem usłyszał szmer przy drzwiach i odwróciwszy się, ujrzał w nich Mery wiodącą pod ramię Alice.
- Bardzo chciała cię zobaczyć - wytłumaczyła brunetka, puszczając przyjaciółkę, by mogła wtulić się w niego. - Nie mogłam jej odmówić.
- Piłeś? - zapytała zrezygnowana rudowłosa, oplatając go mocno ramionami. - Znowu?
- Tylko trochę, na rozluźnienie - odpowiedział Stefano, chowając twarz w jej włosach. Ponieważ przyciskała do jego policzka swoje usta, czuł, że się uśmiecha. Mimo, że była na niego zła, uśmiechała się, mogąc być przy nim. W takich momentach czuł się najbardziej bezradny, wiedząc, że już niedługo może pozwolić jej odejść.
- Alice... mamy pewną teorię, ale... nie wiem, czy...
- Po prostu musisz spróbować wypić krew - wyręczył go Damon.
Dziewczyna otworzyła oczy szerzej, lecz po chwili wróciła do normalnego stanu.
Życie często stawia nas przed trudnymi wyborami. Niekiedy musimy decydować pomiędzy dwoma ważnymi dla nas rzeczami, a niekiedy rezygnować z tych najważniejszych.
Stefano spoglądał przez szparę w drzwiach, sprawdzając, czy Alice się obudziła. Zasnęła niedługo po ich ostatniej rozmowie, w której powiedział jej, że nosi w sobie jego potomka, nikomu nieznaną istotę.
Kiedy Damon powiadomił go o skutkach wizyty u Bonnie, wpadł w dziwne otępienie. Z jednej strony spełniło się jego marzenie o posiadaniu potomstwa, a z drugiej Alice mogła zostać zabita od środka przez jakiegoś potworka. Z przerażeniem stwierdził, że prawdopodobnie, by uratować jedno, będą musieli zabić drugie. I to on musiał zdecydować, które.
W głębi duszy wiedział już, jakiego dokona wyboru. Kochał ją za bardzo, by pozwolić jej odejść. Jednak wiedział, że nie będzie to łatwe. Kiedy się o tym dowiedziała, uroniła wiele łez szczęścia i poczęła głaskać się po jeszcze dość płaskim brzuchu.
Od razu pokochała coś, co w nim nosiła, bez względu na to, czym było. Rozczulała się nad tym około godzinę, prosząc Stefana, by głaskał lub pocałował jej brzuch, za każdym razem jednak odmawiał. Wiedział, że ją tym rani i miał ogromne wyrzuty sumienia, ale nie mógł inaczej. Nie ze świadomością, że to coś prawdopodobnie nie pozwoli jej normalnie żyć. Kiedy starał się jej to tłumaczyć, zaprzeczała, całym sercem wierząc, że wyjdzie ze wszystkiego cało.
Westchnął i siadając na łóżku, ujął jej dłoń.
- Zostaw to już - jęknął błagalnie Damon, wyciągając się na materacu.
- Piszą tu, że najlepszym sposobem jest rozcięcie brzucha w końcowej fazie ciąży i wyciągnięcie czegoś, co tam jest - mruknęła Mery, gryząc ołówek. - Ale to książka dla ludzi, nie wiem, czy to się sprawdzi w przypadku Alice.
- Jak nie, wcześniej da się jej krew i nawet jeśli umrze, to obudzi się jako wampir.
- Wampir który był kiedyś łowcą? - Mery popukała się w czoło. - Tak się nie da.
- Mamy jeszcze dużo czasu - jęknął znowu. - Daj na chwilę spokój.
Dziewczyna westchnęła i uderzyła czołem w biurko.
- Nie zgodziła się, kiedy powiedziałam jej o cesarce.
- Wydawało mi się, że wczoraj jej brzuch był mniejszy.
Jego narzeczona gwałtownie uniosła głowę i wbiła w niego wzrok.
- Masz rację... Co mogłoby oznaczać, że ciąża przebiega szybciej niż u ludzi...
- Cześć, kochanie - zagruchała Alice z twarzą zwróconą blisko swojego brzucha. - Dobrze nam się spało, hm?
Pogłaskała go czule, a Stefano jęknął cicho, na co Mery uciszyła go gestem ręki i usiadła na kanapie obok niej.
- Alice... kiedy ostatnio coś jadłaś? - zapytała niepewnie.
- Nie pamiętam - rzekła i wróciła do przemawiania do brzucha.
- Dziś rano - powiedział zrezygnowany Stefano, przyciskając czoło do okna. - Ale wszystko zwróciła. Tak samo wczoraj. I dzień wcześniej.
- Czego może chcieć mały, łowco-wampirzy mutant? - zastanowił się Damon, na co dało się słyszeć obelgę w jego stronę z ust Alice.
- No i co? - rzucił Damon do Mery, schodzącej po schodach.
- Nic - odrzekła krótko i padła zmęczona na kanapę. - Wciąż nie chce z nim rozmawiać. Nie chce rozmawiać w ogóle z nikim.
- Bo jest głupia. No co? - spłoszył się pod wpływem piorunującego wzroku swojej narzeczonej. - Przecież to nie wina Stefano, że ta wampirza suka wygląda tak samo. Miał prawo jej nie odróżnić.
- Istnieją różnice - zauważyła Mery, zamykając oczy. - Alice ma loki, a Denerys proste włosy, no i trochę dłuższe. Poza tym ma większe usta i jest chudsza.
Damon nie odpowiedział na to, nie chcąc udowadniać, że on również nie zauważyłby takich błahostek. Twierdził, że to po prostu męska rzecz - nie zwracanie uwagi na szczegóły. Wolał jednak siedzieć cicho i nie narażać się na gniew Mery.
- W swoim starym pokoju. Zadręcza się.
Zapadła ciężka cisza. Oboje pragnęli pomóc swoim przyjaciołom, lecz jeśli Alice nie zgodzi się porozmawiać ze Stefano, wciąż będą znajdować się w kropce.
Łowczyni znajdowała się w stanie trwałego otępienia i mało co mogło sprowadzić ją na ziemię choć na chwilę. Nikt nie wiedział, co działo się w jej głowie. Przez cały czas miała przed oczyma twarze zabitych przez siebie wampirów. Widziała ból w ich oczach i ciało zsuwające się na ziemię, prosto pod jej nogi. Jak gdyby była panią życia lub śmierci.
Cierpiała. Bardzo cierpiała. Świadomość, że odebrała komuś szansę na długie, wspaniałe życie wpędzała ją w rozpacz. Pozbawiła te osoby przyszłości, a ich bliskich osób, które kochali. To jak, jakby ktoś odebrał jej Stefano.
Jeśli zaś chodziło o niego, Alice zdawała sobie sprawę, że postępuje bardzo samolubnie i egoistycznie, lecz nie mogła inaczej. Od zawsze była przekonana o prawdziwej miłości, oczekując księcia z bajki. A jej książę nie znał jej na tyle dobrze, by nie odróżnić jej od innej kobiety. Usiłowała usprawiedliwiać go sama przed sobą, tłumaczyć, że przecież ją kocha i to był tylko wypadek. Jednak nie mogła. Część niej wciąż miała żal do Stefano. Nigdy nie sądziła, że zastanie go z inną tak bardzo ją zaboli. Paradoksalnie, dzięki temu wydarzeniu, zrozumiała, ile on dla niej znaczy. Wiedziała, że prędzej czy później mu wybaczy. Nie wiedziała jednak, kiedy to nastąpi.
Jęknęła cicho, kiedy Damon wędrował dłonią po jej udzie, nie mogąc się doczekać, kiedy poczuje jego usta na swojej szyi. Wpatrując się w jego stalowe tęczówki, zarzuciła mu ręce na kark i przyciągnęła bliżej. Tak bardzo go kochała.
Chłopak już miał kontynuować, kiedy spostrzegł, że oczy Mery zachodzą mgłą a jej ręce opadają bezwładnie na łóżko. Już miał zacząć panikować, kiedy przycisnęła sobie palec do ust, nakazując mu, by nic nie mówił oraz nie robił. Czekał.
Po kilku chwilach usiadła, przecierając pospiesznie oczy.
- Jak to? - zapytał zbity z tropu Damon i objął narzeczoną ramieniem, jakby bał się, ze za chwilę zniknie.
- Nie wiem, to było... prawdziwe! - dziewczyna złapała się za głowę i zaczęła szybciej oddychać. - Jakbym się tam przeniosła!
- Spokojnie - poprosił cicho brunet, starając się ustalić, o co jej chodzi. - Opowiedz wszystko od początku. Tylko spokojnie.
- Leżała na kanapie w salonie i... obejmowała obiema rękami brzuch - zaczęła, trzęsącym się głosem. - Głaskała go, mówiła coś do Stefano. A on był... przerażony, jakby... Jakby się o nią bał. Jakby wiedział, że coś złego ma się stać!
Salvatore zastanowił się, jak mógłby ją uspokoić. Wreszcie powiedział:
- Ale tak nie jest. Alice jest w pokoju obok. I nie ma żadnego brzucha. I nic jej nie grozi, więc o co Stefano miały się bać?
- Tak, ale... - Mery schowała twarz w dłoniach i ścierała z policzków łzy. - Boję się, Damon... To było takie prawdziwe...
Chwilę później usłyszeli przeraźliwy krzyk z pokoju obok.
- Na pewno to był brzuch? - zapytał po raz kolejny Damon.
- Tak - szepnęła Alice, próbując uspokoić oddech. Była cała mokra, a jej ręce drżały.
Mery siedziała na łóżku, obok niej i usiłowała nie okazywać swojego przerażenia. Wpatrywała się w przyjaciółkę i zastanawiała się, o co może chodzić. Tymczasem Alice zebrała w sobie resztkę sił i uniosła ręce, wyciągając je w stronę Stefano, stojącego obok Damona. Blondyn natychmiast ułożył się obok niej i jak umiał najdelikatniej, przycisnął ją do siebie. Chwilę później posapywała już miarowo, pogrążając się w śnie.
- Ona cię teraz potrzebuje - szepnęła Mery, spoglądając czule na swoich przyjaciół.
- Wiem - odpowiedział jej, również szeptem Stefano. - Zostanę tu, aż mnie nie wygoni.
- Może powinniśmy wezwać Bonnie - zastanowił się po cichu Damon. Jego narzeczona kiwnęła głową, a brat nie zareagował, prawdopodobnie nawet nie słysząc wypowiedzi Damona. Był za bardzo zajęty układaniem Alice w wygodniejszej pozycji.
- To nie jest możliwe - szeptała do siebie Bonnie, wertując księgę, którą Damon pomógł jej ściągnąć z półki.
- Związek wampira i łowcy - odpowiedziała. - Nigdy o czymś takim nie słyszałam. To musi być pierwszy przypadek w historii.
Mery zadrżała i ścisnęła rękę bruneta mocniej. Pierwszy w historii, więc nie wiadomo, co się dzieje.
- Łowca fizycznie różni się od człowieka, wewnętrznie. Być może jest w stanie zapewnić wampirowi to, czego człowiek nie może.
- To znaczy? - spytała słabym głosem Mery.
- To znaczy, że po pierwsze ty Mery zaczęłaś widzieć przyszłość. Nie wiem, dlaczego i jak to się stało, ale wszystko się zgadza. Z tego co mówisz, widziałaś Alice z brzuchem, a ona ma z nim poważne problemy.
- Stałaś się jasnowidzem. A Alice jest w ciąży. Nigdzie nie ma nic o dzieciach wampirów i łowców, więc aż do porodu nie dowiemy się... co to jest.
Wybiegła na ciemną ulicę, zapłakana i zagubiona. Szła przed siebie, ocierając łzy, których miejsce wciąż zajmowały nowe. Zrozpaczona i wściekła. Tak, te słowa idealnie oddawały jej aktualny stan. Miała dosyć wszystkiego i wszystkich, a już najbardziej chciała zemścić się na gatunku wampirów. Przecież Denerys była jedną z nich.
Sięgnęła do torby, którą chwyciła w trakcie wychodzenia z domu. Zaciskając palce na szorstkiej powierzchni kołka, udała się do sporego skupiska wampirów w miasteczku - do Grilla.
Wchodząc jej nozdrza uderzyła mocna woń alkoholu zmieszanego z dymem papierosowym. Usiadła przy barze i uśmiechając się słabo do Matta, zamówiła drinka.
- Zły dzień? - zagadnął, wycierając szklanki.
- Jak cholera - odpowiedziała, jednocześnie wychylając całą zawartość szklanki, którą jej podał.
- Chodzi o faceta, zgadłem? - chłopak przysiadł na wysokim krześle barmańskim i oparł ręce na blacie. Alice pokiwała głową w milczeniu. - Chyba nawet wiem o którego.
- Tak, wszyscy wiedzą - mruknęła z goryczą, wpatrując się w ścianę.
- O
Jego twardy kutas wkracza do gry
Kutasy ustawiają się do niej w kolejce gdy zaczyna dawać dupy
Mix amatorskich wytrysków na twarz