Blondyna wali mu konia

Blondyna wali mu konia




🔞 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Blondyna wali mu konia

www.cda.pl needs to review the security of your connection before proceeding.

Did you know keeping your browser up to date will help protect you from malware and other digital attacks?
Requests from malicious bots can pose as legitimate traffic. Occasionally, you may see this page while the site ensures that the connection is secure.

Performance & security by
Cloudflare


- Palisz? - Tak. - Ile paczek dziennie? - Trzy. - Ile kosztuje jedna? - Dwanaście złotych. - Od dawna palisz? - Od dwudziestu lat. - Uśredniając wydajesz trzydzieści sześć złotych dziennie na papierosy, co daje trzynaście tysięcy sto czterdzieści złote rocznie. W ciągu ostatnich dwudziestu lat wypaliłeś dwieście sześćdziesiąt dwa tysiące osiemset złotych. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że kiedyś papierosy były tańsze, nie uwzględniamy przecież kosztów inflacji. Możemy więc założyć, że to faktycznie przybliżone wydatki? - Zgadza się. - Czy wiesz, że gdybyś odkładał te pieniądze w banku na oprocentowanym rachunku oszczędnościowym mógłbyś kupić sobie za to nowiutkie Porsche? - Palisz? - Nie. - Gdzie Twoje Porsche?
Dlaczego kobiety są jak wino? - Tanie wali się w plenerze.
Stoi zakonnica na szosie i zatrzymuje samochody. Nikt nie chce się zatrzymać i podwieźć siostry. Deszcz, chłód, burza straszliwa. W końcu zatrzymuje się piękna blondyna w czerwonym ferrari i zabiera zakonnicę. Ta szczęśliwa stara się nawiązać rozmowę: - Piękne auto, pewnie ma pani wspaniałą posadę, skoro stać panią na taki wóz. - A nie, nie. To mój kochanek mi je kupił. - Jak to, nie ma pani męża? - Nie, żyję w wolnych związkach. Lepiej na tym wychodzę. Na przykład to futro na tylnym siedzeniu dostałam od innego kochanka. A ta piękna biżuteria? - Ta jest od jeszcze innego. W końcu dojeżdżają do klasztoru, zakonnica wysiada smutna, że jej życie jest takie szare... Około dwudziestej drugiej zakonnica zmówiła wieczorny pacierz i kładzie się do łóżka. Nagle ktoś cichutko puka: puk, puk. - Kto tam? - To ja, ksiądz Antoni. - słychać szept. A zakonnica na to: - W dupę sobie wsadź te swoje bombonierki.
Po czym poznać, że jest ostry mróz? - Świadkowie Jehowi siedzą w domach.
W kolejce stoją sześcioletni syn i ojciec. Przed nimi stoi otyła kobieta. Synek mówi do ojca: - Tato, patrz jaka gruba ta baba! Ojciec się zaczerwienił, głupio mu się zrobiło i mówi: - Synku, nie można tak mówić o ludziach. - Ale ona jest taka gruba! Nigdy takiej nie widziałem! - Dobrze, ale to niegrzeczne w ten sposób mówić o innych. W tym momencie otyłej kobiecie przy pasku odzywa się komórka: Pi, pi, pi, pi. A synek z przerażeniem: - Tato! Uważaj! Będzie cofać!
Żona do męża: - Gdzie byłeś? - Z dzieciakami w zoo. - Widzieliście coś fajnego? - Tak, lwa. Podszedł do kraty i zrobił głośno ”pfffff!” - Co Ty bredzisz? Lwy robią ”roooaaaar”. - Ale ten podszedł tyłem.
Do taksówki wsiada napakowany, łysy jegomość w dresie i krzyczy do taksówkarza: - Nap**rdalaj na Mickiewicza! Wyrwany z zadumy i przestraszony taksiarz: - Pie**olony Mickiewicz, takie chu**we wiersze pisał, a ”Pana Tadeusza” to już strasznie sp**rdolił...
Przychodzi niemiecka mysz do baru i pyta barmana: - Kot śpi? - Śpi. - To setkę poproszę. Wpiła i poszła. Przychodzi ruska mysz do baru: - Kot śpi? - Śpi. - To setkę poproszę. Wypiła i poszła. Przychodzi polska mysz do baru: - Kot śpi? - Śpi. - To setkę poproszę. - Kot śpi? - Śpi. - To drugą poproszę. - Kot śpi? - Śpi. - To trzecią. - Kooot śśśpii? - Śpi. - Obudzić!
Facet siedzi spokojnie w kuchni i robi, tak zwany, poranny przegląd prasy. Nagle stojąca za nim żona szturcha go. - Eee! Co Ty! Za co to? - Co to za karteczka z napisem ”Daisy” wystaje Ci z kieszeni? - Nie pamiętasz, kochanie? W zeszłym tygodniu postawiłem na wyścigach na konia o takiej nazwie. Uspokojona żona przeprasza męża. Kilka dni później facet siedzi znowu w kuchni i podobnie dostaje kuksańca od od żony. - Za co znowu!? - Twój koń dzwoni.
Odzywa się mąż do żony: - Kochanie czy Ty coś gotujesz, czy kot się znowu zesrał?
najlepsze dowcipy • najlepsze kawały • najlepsze żarty • najlepszy humor Dowcip .NET © LocaHost


i chwile siedziałam w ciszy. Nagle poczułam, że huśtawka się poruszyła...

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Koniec rozdziału 3!!! Na prawdę jeśli ktoś to czyta to proszę niech zostawi tu komentarz może być cokolwiek kropka, hejty czy co chcę wiedzieć czy ktoś to czyta. Bo jeśli komuś się nie podoba coś to niech to napisze i postaram się to poprawić. Nie chcę pisać coś takiego, że 5 kom a będzie następny rozdział. Jeśli ktoś pisze bloga to wie jak komentarze motywują a ja nie stety tej motywacji nie mam...  komentarze=motywacja

                           OGŁOSZENIA PARAFIALNE

Przez ten tydzień nie będzie rozdziału ponieważ wyjeżdżam. Trzymajcie się misie :* 

i ruszyłam do łazienki. Za chwilę leżałam już w łóżeczku i zasypiałam.

                *Następnego dnia*

Obudziłam się około 10 i szybko założyłam moje kapciuszki. Zeszłam powoli na dół gdzie ciocia już robiła naleśniki. Mmm naleśniki *-* 

-Dobry.-powiedziałam wchodząc do kuchni.

-Cześć, jak się spało?-zaczęła ciocia.

-Całkiem nie źle jak na pierwszą noc.

-Jadę dzisiaj do Polski więc macie cały dom dla siebie.-uśmiechnęła się.-Wrócę za parę dni. Możecie zrobić imprezę czy co ale posprzątajcie ok?

Pokiwałam tylko głową bo byłam zajęta jedzeniem naleśników. Za chwilę na dół zeszła Emila już ubrana.

-Szykuj się młoda! Idziemy na miasto!!-krzyknęła brunetka.

-No coo? Trzeba kupić jakieś ciuszki nie?? W końcu to Londyn *-*

-haha ok.-uśmiechnęłam się i ruszyłam na górę.-A wgl to ty jesteś 'młoda' bo ja jestem starsza.

Pobiegłam do pokoju i wybierałam ciuchy.

Szybko się w nie przebrałam i dołączyłam do mojej przyjaciółki, która kończyła jeść śniadanie.

Zabrałam swoją torebkę i wyszłyśmy z domu zamykając go. 

Pojechałyśmy do najbliższego centrum handlowego i weszłyśmy do pierwszego sklepu.

-Woow! Ale sukieneczki *-* Trzeba kupić coś na imprezę.-powiedziałam przeglądając sukienki.

-Na imprezę?-spojrzała się na mnie pytająco.

-Co taka zdziwiona?? Ciocia pojechała do Polski i powiedziała, że możemy zrobić imprezę.-uśmiechnęłam się od ucha do ucha.

-Teraz mi o tym mówisz?! Kobieto ja muszę się uszykować!!!

Podeszła do wieszaków i wyjęła czarną sukienkę na ramiączka.

-Śliczna.-zrobiłam dzióbek z ust.-Ja biorę tą.

Motyw Prosty. Autor obrazów motywu: gaffera . Obsługiwane przez usługę Blogger .



 Poczuł się dziwnie, kiedy usłyszał słowo "tato" od dziewczyny, o której nie miał w ogóle pojęcia. Jednak w jego sercu zrobiło się odrobinę cieplej... Marzył mieć rodzinę, a gdy się dowiaduje iż jest ojcem trzynastoletniej dziewczyny... To od razu dziwnie.

 - Co chcesz? Soku dyniowego, wieloowocowego...?

 Uśmiechnął się. Wstał z siedzenia i poszedł do kuchni, by nalać Rosalindzie napój. 

 Wrócił do salonu, podał szklankę nastolatce, która mu podziękowała, po czym znów zajął swoje wcześniej zajmowane przez niego miejsce.

 - Mieszkasz tu sam? - zagadnęła po chwili ciszy.

 - A masz jakąś dziewczynę, narzeczoną..?

 - Uprawiasz seks? - Uniosła brew ku górze. - Uprawiasz w ogóle coś?

 Zadławił się swoim bursztynowym płynem procentowym.

 Dziwił się kompletnie, skąd takie pytania przychodzą takiej osobie do głowy. Z pozoru drobna, miła, sympatyczna, wrażliwa oraz zamknięta w sobie dziewczyna, a tu proszę! Takimi pytaniami wali.

 Uśmiechnęła się sarkastycznie. Przypominała mu szczerze mówiąc jego samego... Pewien maleńki dowód, iż to jest córka.

 - Czy aby nie za otwarte pytania zadajesz?

 Przeczesała dłonią swoje brązowe włosy na bok.

 - Czyli nic nie uprawiasz... Oj tato... - Pokręciła głową. - To nie dobrze. Twoja aktywność seksualna na pewno znacznie zmalała i zbankrutowała. Twój członek może i miał wiele razy erekcję, ale jednak nie skorzystał z okazji, jaką była zaliczyć kobietę i ją rzucić, jak zwykłą rzeczą.

 Spojrzał na nią zdumiony. Czy mu się zdawało, czy jednak pewna trzynastoletnia nastolatka rozmawiała z nim na temat seksu? Czego go jeszcze nie zdziwi?

 No cóż... Przerywanie innym to ma po nim.. Kolejny dowód.

 - Nie jesteś aby za młoda na to, by rozmawiać na tematy współżycia seksualnego?

 - Nie sądzę - uśmiechnęła się serdecznie. - Masz jakiegoś zwierzaka?

 - Nie, nie mam. Gdzie w ogóle mieszkałaś wcześniej?

 - Osiem uliczek stąd... Widziałam cię kilka razy w mieście, ale nie podchodziłam, bo zawsze się gdzieś śpieszyłeś.

 - Serio serio - powiedziała tak jak słynny osioł ze "Shreka".

 Oglądał w zeszłą niedzielę drugą część tego filmu. Draco Malfoy oglądający mugolski film... Ciężko w to uwierzyć, ale to prawda. 

- Daleko jeszcze? - spytał uśmiechając się. 

Przypomniała mu się właśnie pewna scena z owej ekranizacji.

 - Daleko jeszcze? - zamierzał rozwinąć pewną zabawę.

 - DALEKO ! - zawołała, po czym wybuchła śmiechem. - Dlaczego cię wcześniej nie mogłam osobiście poznać?

 - Dopiero się dzisiaj dowiedziałem o Twojej egzystencji... - odpowiedział zgodnie z prawdą.

 Draco Malfoy delektował się idealnym, truskawkowym koktajlem, przyszykowanego przez jednego z skrzatów. Wyglądał przed ogromne okno w daleką przestrzeń nieobecnym wzrokiem. Jego myśli powędrowały gdzieś w odległą podróż.
 Z rozmyślań wyrwał go dźwięk stukania w szybę. Spojrzał niżej i ujrzał płomykówkę, który należał do jego najlepszego przyjaciela jeszcze z dzieciństwa - Blaise'a Zabiniego.

 Wpuścił sóweczkę do środka. Ta tylko obleciała salon, upuszczając kopertę i znów wyleciała na dwór nieznanym przez dwudziestoletniego arystokratę kierunku. 

 Zamknął okno, po czym zmierzył na środek salonu, gdzie stał niski stolik na kawę.

 Otworzył kopertkę. Wyciągnął kartkę i zaczął czytać treść wiadomości od bruneta. Podczas czytania nabrał do ust swój napój. 

 Kiedy przeczytał ostatnią linijkę, z szoku uchylił szeroko usta, wypuszczając dopiero co wziętego koktajlu na zewnątrz, po czym ubrudziło jego drogocenny dywan.

 - Ty chyba sobie ze mnie kurwa jaja robisz, Zabini! - ryknął.

 - No ratuj przyjaciela w potrzebie, Smoku - jęknął czarnoskóry mężczyzna z czarnymi jak węgiel włosami i brązowymi oczami.

 - Ale nie będę grzał tyłka przez pół dnia! Mam co innego do roboty! - oburzył się blondyn.

 - Niby co? - spytał, krzyżując ręce na piersiach.

 Przyjaciel uśmiechnął się triumfalnie.

- No cóż... Skoro tchórzysz, to poproszę kogoś odwa...

 - Od kiedy? - wypalił nagle. Zabini wiedział, że tym właśnie przekonał Malfoya.

***

{TUTAJ TO RADZĘ SOBIE PUŚCIĆ TĘ MELODIĘ: https://www.youtube.com/watch?v=OhNLE_uB9HQ }

 Nudził się. Po prostu nad zwyczajniej w świecie się nudził. Siedział na tym białym, prostym krzesełku pod białym parasolem. Opierał się dłonią o policzek, leniwie patrząc na taflę morza. Mógłby w tym czasie zarwać do jakieś laski...

 Nagle usłyszał czyiś krzyk, wołający o pomoc. Spojrzał szybko w stronę źródła dźwięku. Spostrzegł pewną kobietę, która się topiła.
Poderwał się z miejsca i pobiegł, ściągając podkoszulkę, w stronę wody, do której wskoczył. 

 Gdy ujrzał, iż tonąca zanurza się całkowicie i nie wypływa na powierzchnie, szybko zanurkował gdzie zniknęła, jednak nim to zrobił zawołał:

 Na ślepego zanurzał się jeszcze bardziej i szukał dłonią jej ciała.
Poczuł jej nadgarstek. Chwycił za niego mocno i wynurzał się razem z nią. 

 - Oddychaj wiewiórko. No oddychaj - mówił, a co każdą sylabę robił krótką przerwę, zarazem naciskając dłońmi w miejsce, gdzie miała serce.

 Nagle otworzyła oczy, nabrała gwałtownie powietrza i przeszła na pozycję siedzącą kaszląc z powodu nadmiaru wody, która się nagromadziła w jej organizmie podczas tonięcia.

 - Jak nie umiesz pływać, to nie właź na taką głębinę - zagadnął ni to ostrym ni to drwiącym tonem.

 - Odwal się, Malfoy - uśmiechnęła się kpiąco.

 - Takie podziękowanie? Myślałem, że zawiesisz mi się na szyi i ucałujesz dziękczynnie moją sexi twarzyczkę i nie przestaniesz.

 Wystawił ku niej swój policzek, na którym poklepywał wskazującym palcem miejsce, gdzie oczekuje buziaka.
Ta tylko uśmiechnęła się złowrogo i przystrzeliła dwoma palcami w jego ucho, w czego efekcie chwycił się za nie energicznie.

 - Dzięki Malfoy. Fajnie było się z tobą widzieć i pogawędzić, ale wracam na wodę.

 Po wypowiedzianym zamierzeniu, odwróciła się do niego plecami i postawiła parę kroków przed siebie.

 Nagle...
Poczuła jak ktoś łapie od tyłu za jej ramię. "Oprawca" szarpnął nią delikatnie i dało to odpowiedni rezultat, jaki chciał mieć w efekcie tego ruchu.

 Spojrzała w jego stalowe oczy, które zwykle biły od niego chłodem, sarkazmem, chłodem, kpiną i no... Chłodem.
Jednak teraz było w nich coś innego.
Coś, co sprawiło, że nie chciała przerwać tego kontaktu wzrokowego z jego tęczówkami.

 W brązowych oczach Ginevry Weasley widział rozbawienie, radość, miłość, szczęście. Tego, co nie widział nigdy u żadnej kobiety... No... Nie wliczając jego matki, Narcyzy.

 Ciągle trzymał za jej odsłonięte ramię, a drugą nieświadomie miał na jej talii.
Ona zaś nie miała pojęcia, iż jedną dłoń ma położoną na jego odkrytym i nadal mokrym torsie.

 Opamiętanie naszło po dłuższej chwili, gdy Ginny - ku wielkiemu niezadowoleniu blondyna - spuściła swój wzrok.

 - Jeszcze raz dzięki. Właściwie... Co ty ro...

 Zamilkła, kiedy usłyszała wrzaski zebranych na plaży turystów.

 - Śmierciożercy... - szepnęli jednocześnie byli absolwenci Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart.

 Weasleyówna miała zamiar uciec w stronę ulicy, by uciec po chodniku, jednak nim wcieliła swój plan w życie, Draco energicznie złapał ją w talii i przerzucił ją przez swoje ramię, po czym ruszył biegiem gdzieś w drugą stronę, gdzie były zarośla trawy.

 W ukryciu obserwował poczynania ludzi, z którymi kiedyś współpracował.
Po upewnieniu się, że są w miarę bezpieczni, znów zarzucił ją za swoje ramię i uciekł z nią dalej.
Śmierciożercy swoim wtargnięciem, spowodowali gwałtowną burzę z niebezpiecznymi błyskawicami.

 Wbiegli - właściwie to wbiegł - na pustą uliczkę. Zaczął padać deszcz, a wraz z nim grad. 

 Błyskawica uderzyła w pobliskie drzewo, przez co przewaliło się na drogę, którą biegli. 

 Dracon przyśpieszył, jednak potknął się o jedną z potężnych gałęzi wielkiego drzewa, przez co przewrócił się na twarz, a zarazem Ginny wyleciała z jego uścisku i "poleciała" o trzy metry od niego na twardy asfalt, uderzając się o czoło.

 Malfoy po kilku krótkich chwilach wstał z ziemi i z zakrwawioną twarzą podszedł najszybciej jak tylko potrafił do rudowłosej kobiety. Przykucnął obok niej.

 - Ginny… Otwieraj
oczy, Ginny… - szeptał, delikatnie klepiąc za jej policzki, na których były już
strużki krwi.

 Nie był świadomy
tego, iż wypowiadał jej imię. Już kiedyś się to zdarzyło…

Miał dość.
Najzwyczajniej w świecie dość. Ruszył na Wieżę Astronomiczną, by ochłonąć i
pozbyć się zbędnych emocji. Miał dopiero szesnaście lat, a musiał już być w
szeregach sługasów Voldemorta.

Opierała się o
barierkę. Jej rozpuszczone, rude włosy puszczały się w lekki, grudniowy wiatr.

Bez jakiegokolwiek
namysłu, podszedł do niej.

-Nie twoja sprawa,
Malfoy – warknęła, ocierając jednocześnie dłońmi powieki od łez.

-Skoro tak mówisz…
- Wzruszył ramionami, po czym ruszył w stronę wyjścia. Na rezultat nie musiał
czekać.

-Zaczekaj… -
szepnęła, jednak ją usłyszał.

Odwrócił się i
szybki jak błyskawica znalazł się obok niej.

-Rodzinne
komplikacje, SUMy, związki…

-Ze związkiem to
sama jesteś sobie winna – przerwał jej.

-Miałam swoje
powody, by z tobą zerwać.

-Na przykład to, że
odnosiłeś do mnie po nazwisku…

-…nie miałeś dla
mnie czasu… - mówiła dalej, ignorując wtrącenie blondyna.

-…za to ty
szlajałaś się z koleżaneczkami.

Zamilkła. Poczuła
jego wargi na swoich.

-Przestań już
marudzić, Ginny. Jeszcze tylko trochę czasu i będzie lepiej.

 Nie było tak… Nie
udało im znów do siebie wrócić. Teraz dla niego liczyło się to, by przeżyła.

 Minął równy miesiąc od nieszczęśliwego wypadku. Panna Weasley ciągle leżała w śpiączce. Arystokrata ciągle czuwał nad nią przy jej łóżku. Mógł być ciągle przy niej, ale musiał powiedzieć, iż jest jej narzeczonym, bo inaczej by go w ogóle do niej nie wpuścili. 

 Siedział na krześle, trzymając za jej drobną i delikatną dłoń patrzył w jej opadnięte powieki, które nie pozwalały od miesiąca nikomu ujrzeć jej brązowych tęczówek.

 Wszyscy uzdrowiciele nie dawali jej szans na przeżycie.

 Poczuł, że palce ręki, którą trzymał, się poruczyły.

 Spojrzał na ich dłonie. Ujrzał, iż ona słabo uścisnęła jego kończynę.

 Uśmiechnął się delikatnie pod nosem.

 Zwrócił znów swój wzrok na jej twarz.

 - Co "dlaczego"? - spytał zdziwiony, siadając na skraju szpitalnego łóżka.

 - Dlaczego mnie uratowałeś? I to nie jeden raz?

 - Bo... - Przerwał. Spuścił głowę, by zebrać jakoś swoje myśli. Musiał jej to powiedzieć. Uniósł spojrzenie. - Bo jeszcze wiele dla mnie znaczysz.

 - Ja cię kocham, Ginny. Przepraszam, że kiedyś cię zawiodłem. Przepraszam... Po prostu przepraszam.

 Poczuła jego usta na swoich wargach. Czuła to, co zawsze, podczas ich pocałunków, których w całym ich życiu było tylko sześć. Ten był siódmym.

 Oderwał delikatnie wargi od jej, jednak nadal był nad nią pochylony.

 Po tych trzech słowach usłyszał charakterystyczny dźwięk urządzenia, co oznaczało, że...

 - Wiewióra... Żyj. - Potrząsnął nią lekko. - ŻYJ! NIE ZOSTAWIAJ MNIE!

 Jednak dalej na ekranie była prosta linia.

 I do końca swojego życia, które trwało jeszcze krótko nie mógł się po tym pozbierać. Z tęsknoty za nią i pragnienia połączenia się ponownie z ukochaną, powiesił się w nocy w salonie, a jego martwe ciało znalazł Blaise, który chciał podarować mu nowinę, iż oświadczył się Hermionie Granger. Jednak brunet po tych wydarzeniach ciągle widział moment, gdy zastał swojego najlepszego przyjaciela, wiszącego nad kanapą.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wybacz, ale nie dam rady ułożyć dla Cb wierszyka życzeniowego :_: . 

Szczerze, to chciałam napisać jeszcze jedną miniaturkę z tematyką Drada xD . Czyli Draco x Avada XD . Ale nie zdążyłabym i nie mam pomysłu, a już dzisiaj masz urodzinki, przecie! <3

 - Twoja córka, kretynie - warknęła panna Granger.

 - Dobra, przestań już. Przyprowadziłam ci córkę do domu i ma tutaj zamieszkać Z TOBĄ. Wchodź Rosalinde.

 Kobiety przekroczyły próg domu młodego milionera. Kompletnie zdezorientowany, zamknął za nimi drzwi. Wkroczyli do salonu. Nastolatka trzymała ciągle kurczowo swoją torbę i miała spuszczoną głowę. Na pierwszy rzut oka była skryta.

 - Możemy na osobności? - zapytała Hermiona.

 Przytaknął głową, po czym spojrzał na trzynastolatkę.

 - Usiądź sobie na kanapie i poczęstuj się czymś słodkim.

 Uniosła głowę i się lekko uśmiechnęła. Skorzystała z jego propozycji i poczęstowała się fasolką wszystkich smaków, które były postawione na misie na stoliku.

 - Co się tu dzieje? - odezwał się od razu.

 - Streszczę ci tą historię. Rosalin jest córką mojej kuzynki, Julietty Sensi. Właśnie wczoraj zmarła w szpitalu. Jesteś jej ojcem, więc od razu obowiązek i odpowiedzialność przechodzi do ciebie. 

 - Ale jak w ogóle mogę mieć córkę?
 Wywróciła oczami.
 - Poprzez seks, do cholery! - syknęła.
 - Myślisz, że nie wiem, jak powstają dzieci?
 - No cóż... Po twoim pytaniu to wyszło na to, iż dzieci pochodzą na przykład z kapusty! Nie moja wina, że przespałeś się z Julie i masz tego konsekwencje!
 - Ale skąd pewność, iż ja chcę, by tutaj mieszkała?
 - Człowieku... Nie masz innego wyjścia! Ona musi mieszkać z tobą, bo nie pozwolę, by trafiła do domu dziecka!
 - A ty to niby kim jesteś, żeby mi rozka
Zapłacił, więc może patrzeć
Ślicznotka z kolczykiem w języczku
Ostra erotyka z cudowna blondynka

Report Page