Blondyna mocno kusi

Blondyna mocno kusi




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Blondyna mocno kusi

1) Organizatorem i sponsorem nagród jest autorka bloga www.jestem-blondynka.blogspot.com

2) Przedmiotem rozdania są tylko nowe kosmetyki (oraz jeden gratis- użyty jednokrotnie)

3) W rozdaniu wygrywa tylko jedna osoba 

4) Z osobą, która wygra skontaktuję się drogą mailową

5) Rozdanie trwa od 29.03.2014. do 30.04.2014 włącznie (do północy), zgłoszenia po tej dacie nie zostaną uwzględnione

6) Wyniki rozdania podam do 05.05.2014 r. 

7) Na maila od osoby, która wygrała z adresem, na który mam wysłać przesyłkę czekam 3 dni, w razie jego braku wybiorę inną osobę spośród tych, które wzięły udział w rozdaniu 

8) Nagrody zostaną wysłane na mój koszt w ciągu 5 dni roboczych od otrzymania adresu 

9) Nagrody mogą zostać wysłane tylko na terenie Polski 

10) Do rozdania nie stosuje się przepisów ustawy z dnia 29 lipca 1992 r. o grach i zakładach wzajemnych (Dz.U. z 2004 Nr 4 poz. 27 z późniejszymi zmianami) 

Co zrobić żeby wziąć udział w rozdaniu? Warunki konieczne : 1. Być publicznym obserwatorem mojego bloga

2. zgłosić chęć wzięcia udziału w rozdaniu w komentarzu wg podanego poniżej wzoru zgłoszenia

Warunki dodatkowe: 1. dodanie oddzielnego posta/ banneru na pasku bocznym z informacją o rozdaniu (+ 1 los)

Pasek boczny/oddzielny post: NIE/ TAK: adres bloga

Czekam na Wasze zgłoszenia i zapraszam do zabawy :)

 Szczerze przyznam, że to dzięki Waszym blogom dowiedziałam się, że Isana w ogóle wypuszcza takie fajne zapachy, w śmiesznie, naprawdę śmiesznie niskich cenach- ok. 3 zł. Musiałam spróbować.

Wersja, która wybrałam szybko została wykupiona z półek- ja się wcale nie dziwię. :)

    Na koniec coś co właściwie użyłam do tej pory raz i nie chcę przedwcześnie wydawać złych opinii, ale na pewno za jakiś czas z chęcią o niej napiszę- mowa o piance do włosów taft podkreślającej loki...       

Moje włosy są z natury dość mocno falowane (ale nie kręcone), jednak po użyciu tej pianki były sporo mniej podkręcone niż w dniach gdy nie używam żadnego stylizatora... Cóż, dam znać jak wyrobię sobie konkretną opinię na jej temat. 

Znacie któryś z tych produktów? Może pisałyście jego recenzję? Jeśli tak, to podsyłajcie linki, chętnie poczytam.

Buziaki :)

PS. Przeniosłam adres bloga na
 www.jestem-blondynka.blogspot.com


W życiu każdej z nas przychodzi taki moment kiedy toczymy walki- z mężem, chłopakiem, dziećmi, rodzicami, czy ze znajomymi. Niektórzy toczą też walki wewnętrzne, czego efektem bywają pola minowe-zwykle na twarzy.

Dzisiaj kilka słów o pielęgnacji cery trądzikowej w walce z nieprzyjacielem.

Kiedyś byłam świecie przekonana, że pojawiające się wypryski trzeba wysuszyć, więc katowałam moją skórę wszystkim, co suszy, ale... nie nawilżałam jej, dlatego zacznę od podstawy (na równi z oczyszczaniem!)

Jest podstawą każdej pielęgnacji, szczególnie tej która wydawałoby się, że jest wręcz przesycona wodą- bo przecież się tłuści. Otóż- nadmierne wydzielanie sebum często jest reakcją skóry na niedobór wody, to coś jak reakcja obronna organizmu. Nigdy nie zapominaj o kremie nawilżającym :)

Ale... pamiętam także o nawilżeniu od środka- pij dużo wody, to podstawa nie tylko dla skóry, ale dla całego Twojego funkcjonowania- np. dla włosów.

Wybieraj wody mineralne, a nie źródlane.

Pamiętaj, aby pić minimum 1,5 litra wody dziennie.

Uważaj na wody smakowe, sprawdzaj składy.

Jeśli chcesz urozmaicić smak dodaj do butelki kilka grubych plastrów cytryny, albo truskawki :)

Traktuj swoją skórę dobrze, nie dręcz jej, bądź delikatna :) Nigdy nie idź spać w makijażu- wiem, że są chwile kiedy jesteśmy bardzo zmęczone i jedyne o czym marzymy to sen, ale dokładne i CODZIENNE oczyszczanie skóry jest absolutnie niezbędne do utrzymania jej w dobrym stanie. Przy skórze problematycznej do oczyszczania najlepiej używać w miarę specjalistycznych produktów, zważając na skład. 

Można w tym celu użyć żelu myjącego, lub pianki. Ważne, aby dobrać dla siebie takich produkt, który się sprawdzi i faktycznie oczyści skórę w sposób dokładny i precyzyjny.

Obecnie na rynku dostępnych jest wiele produktów, które docelowo skierowane są właśnie do posiadaczek skóry trądzikowej, takim produktem są m.in. mydła siarkowe

Równie dobrze (a może nawet lepiej) można do tego celu użyć naturalnych mydełek dostępnych np. w mydlarniach (jak Mydlarnia u Franciszka).

Nie zapominaj jednak, że przy produktach wysuszających trzeba uważnie obserwować swoja skórę i... NAWILŻAĆ.

W tej kwestii polecam szczególnie niszczenie punktowe. Najlepiej wybierać produkty o prostym składzie, dostępne w aptekach. Nie warto dać sobie zamydlić oczu kolorowymi opakowaniami, kiedy w pobliżu jest coś co jest tanie, łatwo dostępne i przede wszystkim skuteczne. Zaglądaj częściej do apteki.

Zamiast maści, możesz użyć także pasty, wszystko zależy od Twoich upodobań i komfortu stosowania

Pamiętaj też o ulotce dołączonej do opakowania i jak wspominałam- obserwuj swoją skórę, jej reakcje i wszelkie zmiany

Problemem przy skórze trądzikowej często okazują się przebarwienia oraz plamy. Postaraj się chociaż raz w tygodniu poświecić skórze czas na peeling oraz odprężenie w formie maseczki. Czytaj składy i testu, testuj, testuj, szukaj swojego złotego środka. Jeśli Twoje problemy są duże spróbuj wybrać się na konsultacje do kosmetologa (pamiętaj też, aby zawsze sprawdzać kwalifikacje osoby, do której się udajesz), być może zaproponuje Ci ciekawy i skuteczny zabieg kosmetyczny


Planując zakupy możesz poświecić uwagę nie tylko maseczkom jednorazowym, ale także takim o większej pojemności do wielokrotnego stosowania- skóra lubi systematyczność

Organizm to nie tylko płachta, która widać, to też masa wewnętrznych kanalików i labiryntów, które stanowią centrum dowodzenia- pryszcze to informacje przekazywane na zewnątrz, ale pochodzące ze środka. Dlatego wybierz się do apteki i zapytaj o tabletki oczyszczające organizm, wybieraj to co najbardziej naturalne :)

Wybierz się do dermatologa. Nie podejmuj działań bez konsultacji i wiedzy. Szukaj dobrego specjalisty- czytaj opinie innych pacjentów, pytaj znajomych. Na wizycie zawsze mów prawdę i uważnie słuchaj.

Dziewczyny, dajcie znać, czy tego typu posty mają sens i czy lubicie je czytać:)

Kosmetyki, które kupuję zawsze mają do spełnienia jakieś konkretne zadanie. Zazwyczaj nie jestem w tej kwestii ekstremalnie wymagająca i nie spodziewam się cudów. W sferze szamponów do włosów wychodziłam z założenia, ze ich głównym zdaniem jest oczyszczanie. Wiadomo, przyjemność stosowania stawała się też jednym z argumentów przy pytaniu, czy kupię ponownie? Dziś chcę Wam przedstawić małego potworka, który z moich włosów zrobił Dziki Zachód... 

Szampon zawiera formułę z systemem Lśniące Refleksy i filtrem UV. Pielęgnuje włosy farbowane i chroni kolor przed blaknięciem. Zapewnia długotrwały kolor i intensywny połysk. Formuła z intensywnie pielęgnującymi proteinami przywraca włosom utracone proteiny. 

 Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Chloride, Panthenol, Hydrolyzed Kreatin, Prunus Armeniaca Kernel Oil, Benzophenone-4, Cocamide MEA, Glycol Distearate, Citric Acid, PEG-7 Glyceryl Cocoate, Sodium Benzoate, Laureth-4, PEG-40 Hydogenated Castor Oil, Parfum, Hydrogenated Castor Oil, Dimethicone, Polyquaternium-7, PEG-12 Dimethicone, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, propylene Glycol, Glycerin, Linalool, PEG-14M, Benzyl Alcohol.

Na wizażu produkt zgarnia świetne noty, co przyznam szczerze- dla mnie jest totalnym zaskoczeniem. Schauma Color Schina z moich włosów w ekspresowym tempie i z ogromną łatwością przesusza moje włosy, plącze, odbiera blask, mocno utrudnia rozczesywanie. Naprawdę- bardzo, bardzo się nie sprawdził i ze swojej strony nie mogę go polecić, a chciałabym nawet odradzić. Oczywiście, w kwestii włosów- jak w wielu kwestiach pielegnacyjnych- główną rolę odgrywają czynniki indywidualne. Moje włosy są suche, zniszczone, rozjaśniane i wysokoporowate- ale w ostatnim czasie żaden inny szampon nie sprawdził się na nich tak źle. 

Konsystencja jest w porządku, dostępność też, cena raczej przeciętna (ok 11zł), zapach to także kwestia indywidualna- mnie się on nie podoba.

Bardzo długo mnie tu nie było... Straciłam chęć, motywację. Nie chciałam nic robić na siłę. Myślałam, że już nie wrócę, ale brakowało mi pisania, czytania, komentowania :) Pisanie o kosmetykach sprawia, że bardziej skupiamy się na tym jak tak naprawdę sprawuje się dana rzecz, czy jest dobra czy zła, czy może nijaka, czy warto ją kupić czy nie warto, Wy jesteście wielką inspiracją i nieocenioną pomocą, dlatego wracam z podkulonym ogonem i mam nadzieję, że mnie przyjmiecie :) 

Dzisiaj zoom na High Lights Technic- płynny rozświetlacz do twarzy- usta, kości policzkowe, łuk brwiowy, kąciki oczu, tak naprawdę to gdzie tylko chcecie :)

Rozświetlacz jest w kolorze bardzo jasne, perłowego różu, nie posiada brokatowych drobinek, jednak jego zadaniem jest stworzenie efektu glow, rozświatlonej, świeżej wypoczętej twarzy. 

Mi osobiście takie rozświetlenie z założenia bardzo się podoba i przywodzi na myśl makijaże modelek Victoria's Secret. 

Produkt jest umieszczony w szklanym pojemniczku o pojemności 12ml, a jego oprawa graficzna wyraźnie kojarzy się z rozświetlaczem z kolekcji Benefit- High Beam. 

Zaopatrzony jest w pędzelek, który ma ułatwić wydobywanie produktu z buteleczki- idea pędzelka jest dobra, czego nie można napisać o wykonaniu- tutaj duży minus dla producenta

 Produkt jest wydajny, wystarczy naprawdę niewielka ilość, aby uzyskać efekt subtelnego rozświetlenia, dlatego też nie powinno się, a nawet nie warto z nim przesadzać. 

Jest trwały, nie ściera się w trakcie dnia, nie rozmazuje, pięknie wtapia się w skórę, ma bardzo naturalny kolor i nie tworzy plam, niesamowicie wydajny

Nie powodował jakichkolwiek podrażnień, nie uczulił, ani nie zapchał mojej skory.






Czy wy znacie jakieś godne polecenia rozświatlacze? Jaka konsystencja odpowiada Wam najbardziej: krem, płyn a może sztyft? I czy w ogóle stosujecie tego typu produktu w codziennym makijażu? Polećcie coś dla Blondynek :) 

Niestety, w trosce o piękne włosy, należy ograniczyć lub całkowicie wyeliminować używanie wysokich temperatur- suszenie włosów, kręceni, prostowanie.

2) ŚCINANIE KOŃCÓWEK PRZYSPIESZA WZROST WŁOSÓW

Włosy o zniszczonych końcówkach wyglądają gorzej, w dodatku mogą się kruszyć, co powoduje, że przy zapuszczaniu włosów ich długość nie zmienia się, a przecież rosną. Niestety, to że końcówki podcinamy nie sprawia, że przyspiesza to ich wzrost.

3). WŁOSY NALEŻY ROZCZESYWAĆ NA MOKRO, NAWET KOSZTEM UŻYCIA WIELKIEJ SIŁY

 4). GUMKI Z METALOWYMI ELEMENTAMI SZKODZĄ WŁOSOM

Blaszki, będące elementem wielu ozdób do włosów, głównie gumek, są w stanie ciąć włosy jak nożyce, a dodatkowo zwiększają prawdopodobieństwo ich plątania i ucisk, co szkodzi włosom. 

Zróżnicowana i dobrze zbilansowana dieta pozwala zadbać o włosy "od środka", podobnie jest w przypadku skóry, czy paznokci, dlatego przy kompleksowej pielęgnacji, należy dużą uwagę zwracać także na to co ląduje na naszym talerzu. 

6). STRES NIE JEST NASZYM PRZYJACIELEM

Stres może mieć olbrzymi wpływ na stan naszych włosów, może powodować, że staną się one osłabione, a nawet zaczną wypadać, dlatego jeśli wiemy, że w najbliższym czasie czekają nas stresujące sytuacje- egzaminy, matura, ciężki okres w pracy, to warto zaopatrzyć się w dodatkowe suplementy diety.

Dziewczyny, mam nadzieję, że napisałam cokolwiek czego jeszcze nie wiedziałyście, a jeśli nie, to dla przypomnienia i może ku oświeceniu innych,przyszłych czytelniczek! :)

Uczelnia wysysa ze mnie całą energię i jesień daje o sobie znać, a jak u Was? Dopadła Was już jesienna melancholia, czy trzymacie się dzielnie?

1. Nivea Visage Pure Effect, Matt Beauty

Dlaczego? Wszystko znajdziecie tutaj

2. Chusteczki BabyDream extrasensitive

Dlaczego? Niestety, są one prawie suche, a przy tym jednak dziwnie tłuste. Nie znalazłam dla nich żadnego zastosowania- kompletnie nie sprawdziły się przy demakijażu, a nawet sprzątaniu, ponieważ "tłuściły" czyszczoną powierzchnię. Dodatkowy minus za zamknięcie, które po prostu się nie sprawdza, co sprawia, że chusteczki dodatkowo schną jeszcze szybciej, no po prostu NIE NE i jeszcze raz NIE dla tego produktu.

3. Odżywka w spray'u do włosów suchych i zniszczonych ISANA

Bubel na całej linii... Odżywka kosztuje ok.8 zł, więc nie jest to wiele, ale mimo to ja nigdy w życiu nie chcę do niej wracać, dlaczego? Nie poprawiła stanu moich włosów, a wręcz przeciwnie- sprawiła, że okropnie się plątały, ciężko było je rozczesać, wyglądały bardzo matowo, stały się chyba nawet jeszcze bardziej suche. 

4. Synergen Wash-Creme Deep Clean, żel do mycia twarzy antybakteryjny

Kosztował ok 8 zł, nie sprawdził się, ponieważ... Nie oczyszczał twarzy dostatecznie dobrze, pozostawiał dziwne uczucie tuż po użyciu, jego zapach nie był przyjemny, ani odświeżający, wysusza skórę, może podrażniać i przede wszystkim nie działa- nie oczyszcza skóry, nie powoduje zmniejszenia zanieczyszczenia, a to właśnie obiecywał producent. 

5. Podkład matujący Miss Sporty So Matte Perfect Stay

Kosztuje ok. 13 zł i jest totalną pomyłką... Nie matuje, nie kryje niedoskonałości, średnie wyrównanie kolorytu, ale przede wszystkim podkreśla suche skórki i dodatkowo wysusza, na skórze wygląda bardzo źle. Kupiłam go, ponieważ Pani w Rossmanie taki dobrała do mojej skóry, przy pierwszej aplikacji wydawał ysię w porządku, ale dopiero kiedy zaczęłam obserwować jak zachowuje się na twarzy dostrzegłam te wszystkie wady. Dodatkowo jest nietrwały. Nie kupię ponownie na pewno.

Dajcie znać, czy interesują Was posty o bublach? Ja bardzo chętnie je czytam, bo wiem co omijać szerokim łukiem, a Wy co nazwałybyście bublem wszech czasów? Coś co nie spełniło Waszych wielkich oczekiwań?

Nie stawiałam jej wielu oczekiwań, więc się nie zawiodłam. Na pewno nie nada się dla osób, które oczekują widocznego ekstremalnego wydłużenia czy pogrubienia. Maskara delikatnie, nieznacznie wydłuża, nadaje fajny czarny kolor, średnio pogrubia, im więcej warstw tym gorzej, najlepiej/ najbardziej naturalnie prezentuje się przy 2 warstwach. 

Nie jest to dla mnie produkt, któremu warto poświęcić więcej czasu, raczej bym jej nie kupiła drugi raz.

Wciąż szukam tuszu idealnego, którym kiedyś nazwałam L`Oreal Volume Million Lashes. Jaką maskarę poleciłybyście Wy, a jaką szczególnie odradzacie? Może jest coś co według Was warto przetestować?  

Autor obrazów motywu: Jason Morrow . Obsługiwane przez usługę Blogger .



W młodości z wypiekami na twarzy oglądałem szpiegowski
serial, w którym Jennifer Garner wcielała się w Agentkę o stu twarzach.
Wspomnienie to do mnie powróciło, ponieważ miałem okazję zobaczyć jej całkowite
przeciwieństwo, czyli agentkę zupełnie pozbawioną osobowości.

Redaktor Ego : Przyznam Ci się całkiem
szczerze, że „Czerwoną Jaskółkę” wybrałem, ponieważ od początku czułem, że nie
będzie to nic dobrego. Możesz więc śmiało uznać, że była to z mojej strony
czysta złośliwość. Miał być to niewinny żart, bo przecież wizja Lawrence w roli
supertajnej kobiety szpiega, prowadziła między nami do porozumiewawczych
uśmieszków i paru kąśliwych uwag. W moim sercu, poza złośliwością, ma też
miejsce dla siebie spora dawka naiwności. Nawet wybierając się na film, co do
którego nie miałem ogromnych oczekiwań, gdzieś zawsze tliła się nadzieja, że
może jednak mnie zaskoczy. Gdy film szpiegowski w wykonaniu Lawrence&Lawrence
zamienił się w serię nieporozumień, niewinny żart stał się poważnym wybrykiem,
bo miałem autentycznie wyrzuty sumienia, że zaciągnąłem Cię właśnie na ten
tytuł. Mnie na pewno nie było do śmiechu i głupio było mi zapytać, czy Tobie
się w ogóle podobał.

Kinga: Ze złymi filmami jest tak, że
albo Ci się nie podobają, ale tu jest śmieszek, tam ciekawa postać poboczna i w
ostateczności czas spędzony w kinie jakoś tam leci, albo migrujesz z jednego
końca fotela na drugi, w przód i w tył, mając nadzieję, że te akrobacje skrócą
czas oczekiwania na napisy końcowe. Zwłaszcza jeśli trafisz na film, który trwa
ponad dwie godziny. Skoro już przyznałeś się do podstępu i mydlenia mi oczu, że
„Czerwona Jaskółka” to niby film o damskim Bondzie, mam nadzieję, że te 139
minut w kinie były dla Ciebie wystarczającą pokutą.

Bez
względu na to, jak dużą niechęcią pałam
do drewnianej Lawrence o zawsze tym samym wyrazie twarzy, to twórca takich
filmów jak „Jestem legendą” czy „Igrzyska śmierci” mnie także dawał nadzieje na
nienajgorszą produkcję. I chyba właśnie dzięki niemu zwróciłam uwagę na ten
jeden pozytywny aspekt – pracę kamery. Może nawet w samym filmie dam radę
znaleźć jeszcze kilka, na razie jestem ciekawa, jak oceniasz samą fabułę? Bo
mam wrażenie, że opis filmu trochę zmylił nas co do samej definicji „Jaskółki”.

Ego: Dominika Egorova w skutek kilku
życiowych problemów zostaje wepchnięta w szpiegowskich świat supertajnych
agentów (słowo „wplątana” byłoby tu sporym niedopowiedzeniem). Przyparta do
muru musi rozpocząć szkolenie na „jaskółkę”, czyli agentkę-uwodzicielkę, która
swoje cele będzie czarowała i zwodziła, rozpuszczając je jak cieplutkie
masełko. Jest to jednak uwodzenie w stylu typowo rosyjskim, więc program
nauczania przyswaja zagrania, w których namiętności jest tyle ile w słowach
„rozbieraj się, zaraz będziemy się pi... (kaszle)”. Po szybkim szkoleniu
bohaterka zostaje absolwentką, która w przyszłym zawodzie będzie posługiwać się
swoim ciałem, seksapilem oraz urokiem osobistym. Film jednak demaskuje poważne
problemy nietypowego systemu edukacji, bo Dominika opuszcza progi uczelni,
mając do dyspozycji jedynie ciało i nic poza tym. Jej wykształcenie podstawowe
nie przeszkadza jednak jej przełożonym w wysłaniu jej na misję. Bohaterka mająca w sobie trochę z Bonda (bo jest przecież superszpiegiem), Christiana Grey'a (bo seks to sposób na życie) oraz Wicka (bo minę ma jakby jej psa zabili) uzbrojona urok osobisty Johna Rambo wyrusza uwieść amerykańskiego agenta.  


Kinga: To, co miało być chyba ciekawym
zabiegiem, charakterystycznym dla każdego filmu opartego na intrygach i zimnych
wojnach, tu wprowadziło straszny chaos. Główna bohaterka albo zmienia zdanie,
albo udaje, że je zmienia, aby wzbudzić zaufanie strony A, tak naprawdę
współpracując ze stroną B, ale tak, żeby strona B myślała, że jednak Dominika
jest po stronie A… Pewnie już się zgubiłeś, ale absolutnie nie wracaj do tego
zdania, bo ma ono tyle samo sensu, co decyzje podejmowane przez naszą Jaskółkę.
I chociaż teoretycznie na końcu wszystko się wyjaśnia i mamy tu typowy zabieg,
dzięki któremu przez cały czas nie wiemy, o co chodzi, aby pod koniec główny
bohater sam nam to wyjaśnił. W tym przypadku jednak niekoniecznie mamy
możliwość podążania za fabułą i prób rozgryzienia wszystkiego samemu.

Sama
szkoła dla „Jaskółek” też wydaje mi się jedynie dziwnym i zupełnie
niepotrzebnym fillerem. Nie dość, że nasza „atrakcyjna” agentka niczego się tam
nie nauczyła, to do tego umiejętności, które miała nabyć, nie przydały jej się
przez resztę filmu ani razu.

Ego: Wprowadzenie zamieszania poprzez
postaci grające na kilka frontów, niedopowiedzenia, które stają się jasne
dopiero z szerszej perspektywy czy odsłanianie kart dopiero w ostatniej chwili.
To bez wątpienia obowiązkowe elementy kina szpiegowskiego. Kolejnym jakże
oczywistym punktem wyjścia jest nieprzerwanie trwająca zimna wojna między USA a
Rosją. Dorzućmy do tego romans z atrakcyjnym wrogiem i podróż do co najmniej
jednego pięknego europejskiego miasta i mamy niemal gotowy materiał. Zanim
jednak zaczniemy kręcić, przydałaby się wizyta na strzelnicy i drobny trening z
bronią. Jednak to nie Jennifer dostała spluwę. Ktoś za tarczę strzelniczą obrał
fabułę filmu, bo ma ona w sobie takie dziury, jakby ktoś mierzył
Chodź ze mną coś ci pokaże
Czarna i biała. Nie musisz wybierać!
Tak bardzo chciala poczuc kutasa w dupie

Report Page