Babcia wskoczyla do lazienki

Babcia wskoczyla do lazienki




🔞 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Babcia wskoczyla do lazienki
Bylo tak goraco, ze nawet M. wlazl i mimo ze dzieciaki juz wyszly z wody, Bi popedzila z powrotem, zeby dolaczyc do ojca ;)
Tu juz gotowy i na szczescie udany, deser
Dla dzieciakow, ten "dymek", to byl HIT!
Sam zaczynal, a potem spierdzielal ;)
Po tamtych zawodach mialam podejrzenie, ze takie beda wyniki :D
Jeszcze surowe, tuz przed wsadzeniem do piekarnika
Jesli dosc macie juz tych "basenowych" ujec to pocieszam, ze sezon na chlapanie w wodzie pomalu dobiega konca. Znow wrocimy do pilki noznej i fotek na murawie :D
Jesli wydaje Wam sie, ze to nie tak duzo, to moge tylko napisac, ze zlew mam dosc duzy, a sporo tych ogorasow byla juz na pograniczu rozmiaru tych salatkowych
Potworki sa najszczesliwsze wlasnie w wodzie
Prym wiodl Nik i choc raz skoczyl tak niefortunnie, ze zaliczyl "plaskacza" twarza w wode, zupelnie go to nie zrazilo ;)
Nie, Bi nie stoi po kostki w wodzie, tylko wlasnie do niej wpada ;)
Z bardzo daleka, wiec jakosc byle jaka, ale wlasnie Bi skacze do wody z pomosto - wyspy
Plac zabaw i "dziwna" tyrolka, tez musialy zostac zaliczone
Tu jeszcze wspolna zabawa, ale dlugo to nie potrwalo... :/
Tym razem siedzialam na tarasie gdzie juz doszedl cien, bo przy takich temperaturach, nawet pod parasolem, bylo nie do wytrzymania...
Pysznosci. Tutaj z ziemniakami, ale do tego pasuje tez ryz lub jakakolwiek kasza
Bi bawi sie sama i nie narzeka na brak towarzystwa brata
Mielismy szczescie i caly basen praktycznie dla siebie
Na basenie nie wolno miec dmuchancow, ale na szczescie chociaz te piankowe "makarony" pozwalaja...
Nik wlasnie doplynal do scianki, a jego rywale, jak widac, nadal sa sporo w tyle
Tu kolega juz przy sciance, Nik wlasnie wyciaga reke zeby jej dotknac, a trzeci chlopiec jest kawalek dalej, ale akurat pod woda ;)
Z kazdym dniem coraz bardziej opaleni, a wlosy Kokusia bielsze :D
Lilie tygrysie jakos przetrwaly zmasowany atak zukow i choc sa mocno ponadgryzane, to udalo im sie nawet zakwitnac
Taki piekny przelatywal sobie po floksach
Byly takie nowoczesne pojazdy... To "pasiaste" na ulicy, to Nik
Byly tez i takie, prawie 100-letnie zabytki
Jak parada, to musi byc i muzyka, czyli marching bands
Jednymi z tych "maszerujacych zespolow", czyli marching bands sa zawsze moi ulubiency - Szkoci ;)
Tu Bi wykazywala jeszcze minimalny entuzjazm...
W poprzednich latach slyszalam tylko "na smoka" i "na smoka". W tym, przejechali sie raz i wiecej na smoczysko nie spojrzeli ;)
Ucieszeni jak prosie w deszcz bo sila odsrodkowa spychala Nika na Bi i to ponoc bylo taaakie smieszne... :D
Nik wyglupia sie na calego, a Bi, nieco znudzona, czeka az przejazdzka sie skonczy
Tym razem kazde chcialo frunac osobno
W pozycji statycznej nie wyglada to jeszcze tak zle, choc jak dla mnie te krzeselka powinny miec jeszcze jakies dodatkowe pasy albo inne zabezpieczenia
Tak wygladalo to w locie i musicie mi uwierzyc na slowo, ze bylo pieronsko szybkie!
To jedna z najlepszych zabaw na upalne dni ;) 
Samotnie czy z bratem, Bi sie zawsze w wodzie dobrze bawi
Tym razem byli razem - Bi to ten "cien" obok drabinki, bo akurat zanurkowala
W takich okolicznosciach przyrody, az milo byc na zawodach. Nik czeka na swoj wyscig, zaraz przy pierwszej lini od prawej
Niestety, jedyne zdjecie, ktore moglam swobodnie pstryknac, wyszlo tak... To oczywiscie wyscig zabka. Widac po lewej chlopca, ktory wyraznie wyszedl na prowadzenie, a Nik (pierwszy od prawej) wlasnie wyprzedza chlopaczka obok
Taka pogoda zrobila sie doslownie 1.5 godziny po ulewie
Nik jedzie na czyms na ksztalt tyrolki
Jakos marna, bo zdjecie robione z daleka. Bi wlasnie skacze do wody
Najulubiensza M.; ja zjem , ale bez entuzjazmu
Jesli ktos sie zastanawia, to Nik usiluje wywrocic Bi ;)
Na tym zdjeciu znajduja sie trzy baklazaniki
Tym razem nie chcialo mi sie ruszac z tarasu, wiec fota z daleka






▼ 




2022

(33)



sierpnia

(2)





lipca

(4)





czerwca

(5)





maja

(5)





kwietnia

(5)





marca

(4)





lutego

(4)





stycznia

(4)









► 




2021

(55)



grudnia

(5)





listopada

(5)





października

(5)





września

(4)





sierpnia

(5)





lipca

(4)





czerwca

(5)





maja

(5)





kwietnia

(5)





marca

(4)





lutego

(4)





stycznia

(4)









► 




2020

(53)



grudnia

(5)





listopada

(5)





października

(5)





września

(4)





sierpnia

(3)





lipca

(4)





czerwca

(4)





maja

(5)





kwietnia

(4)





marca

(5)





lutego

(5)





stycznia

(4)









► 




2019

(50)



grudnia

(4)





listopada

(4)





października

(3)





września

(3)





sierpnia

(6)





lipca

(3)





czerwca

(5)





maja

(6)





kwietnia

(3)





marca

(6)





lutego

(3)





stycznia

(4)









► 




2018

(56)



grudnia

(6)





listopada

(5)





października

(4)





września

(5)





sierpnia

(5)





lipca

(4)





czerwca

(4)





maja

(5)





kwietnia

(4)





marca

(5)





lutego

(4)





stycznia

(5)









► 




2017

(61)



grudnia

(8)





listopada

(5)





października

(4)





września

(5)





sierpnia

(5)





lipca

(4)





czerwca

(5)





maja

(6)





kwietnia

(4)





marca

(7)





lutego

(4)





stycznia

(4)









► 




2016

(80)



grudnia

(9)





listopada

(6)





października

(7)





września

(7)





sierpnia

(9)





lipca

(5)





czerwca

(9)





maja

(7)





kwietnia

(4)





marca

(5)





lutego

(6)





stycznia

(6)









► 




2015

(92)



grudnia

(8)





listopada

(6)





października

(7)





września

(9)





sierpnia

(9)





lipca

(6)





czerwca

(7)





maja

(6)





kwietnia

(7)





marca

(8)





lutego

(8)





stycznia

(11)









► 




2014

(124)



grudnia

(10)





listopada

(11)





października

(11)





września

(12)





sierpnia

(11)





lipca

(13)





czerwca

(8)





maja

(11)





kwietnia

(8)





marca

(13)





lutego

(9)





stycznia

(7)









► 




2013

(147)



grudnia

(11)





listopada

(12)





października

(14)





września

(14)





sierpnia

(14)





lipca

(13)





czerwca

(12)





maja

(10)





kwietnia

(10)





marca

(17)





lutego

(9)





stycznia

(11)









► 




2012

(98)



grudnia

(13)





listopada

(18)





października

(15)





września

(7)





sierpnia

(10)





lipca

(22)





czerwca

(13)






Motyw Prosty. Autor obrazów motywu: Deejpilot . Obsługiwane przez usługę Blogger .

Pisze tylko na szybko, zeby dac Wam znac, ze dolecielismy i dojechalismy szczesliwie. Polskie opowiesci beda jak je wystukam (:D), poki co tylko taki telegram. Hameryka powitala nas upalem z wysoka wilgocia (to nic nowego) i susza. Moj ogrod wola o pomste do nieba. Wiekszosc roslin podeschla i zmarniala. Kwiatki w doniczkach praktycznie wszystkie padly. Warzywnik tez mocno ucierpial, choc kilka upartych ogorkow nadal rosnie, a jedna cukinia ma nawet kwiaty. Wszystko, lacznie z kostka na chodniku oraz pario, potwornie zaroslo chwastami. Ciesze sie, ze przed wyjazdem wysprzatalam chalupe, bo moge skupic sie na doprowadzeniu ogrodu do wzglednego porzadku. Jak juz odkopie sie z prania oczywiscie. Jeszcze jakies 3-4 ladunki. ;) Poza tym, powrot do rzeczywistosci rozpoczelismy zalaniem. Na szczescie zdarzylo sie ono juz po naszym przyjezdzie. Przed urlopem, M. zakrecil zaworek przy kibelku w naszej lazience. Zawor - staruszek, po ponownym odkreceniu puscil. Niestety, zamiast zalac lazienke, woda poszla dziwnie do tylu i przesiakala miedzy kaflami. Zorientowalismy sie dopiero, kiedy z sufitu w kuchni zaczela kapac woda. :( Kryzys na szczescie malzonek zazegnal dosc szybko i juz nic nie kapie. Za to rozczarowala nas Maya. Popedzilismy po nia stesknieni, a co na to psiur? Merdnal dwa razy ogonem, po czym zauwazyl otwarte drzwi i... polecial na poszukiwania pileczki. Nawet dzieci byly wyraznie zdziwione brakiem wiekszej radosci. Coz... tak to jest jak ma sie psa, ktory ogolnie kocha ludzi i w kazdym widzi przyjaciela. Najwyrazniej dla niej wsio ryba gdzie i z kim jest, byle rzucal pileczke. :D
Na dzis to tyle. Pedze do prania, ogrodu, a takze zakupow szkolnych oraz spotkania zapoznawczego w szkole Potworkow. Nie ma, ze czlowiek odpocznie po urlopie! :D
Sobota, 30 lipca uplynela bardzo fajnie. Moj malzonek mial dzien wolny, pierwszy od 4 (!) tygodni! Na wieczor bylismy zaproszeni do znajomych, co samo w sobie bylo sensacja, bo zwykle to ja jezdze do kolezanek, ale tylko z dzieciakami, bez meza. Poza tym planowalam podjechac do muzeum w naszym miasteczku, gdzie maja nowa wystawe o pojazdach i przy okazji, tego dnia, jakies tematyczne zabawy dla dzieci, ale jak to z planami bywa, poszly sie bujac. ;) Najpierw, mialam budzik nastawiony na 8:30, ale kiedy go wylaczylam, pomyslalam z blogoscia, ze choc raz M. jest w domu, wiec jak cos, zrobi dzieciom sniadanie, a ja moge sobie polezec. Po czym... zasnelam jak kamien! Zbudzilam sie godzine pozniej, ale zanim wygramolilam sie z wyrka, byla prawie 10. :O Przy okazji okazalo sie, ze malzonek wstal sobie po 7 i poszedl na razny marsz wokol osiedla, ale ani nie zabral ze soba psa, ani nie pomyslal zeby przed czy po zrobic dzieciakom jesc. I to jest czlowiek ktory, kiedy mam wolne, badz pracuje z domu i siedze z dzieciakami, zamecza mnie pytaniami co Potworki jadly i co jeszcze planuje im dac. Tymczasem sniadanie to najprostszy posilek, bo dzieciaki zwykle jedza na nie chrupki z mlekiem lub tosty. Nie ma tu zadnej filozofii ani stania przy garach, ale ojcu bylo ciezko... :/ W kazdym razie, zanim wstalam, zapodalam i sama zjadlam sniadanie, byl juz naprawde pozny ranek. Na wieczorne spotkanie u znajomych planowalam zrobic sernik na zimno. Juz poprzedniego dnia ugotowalam budyn zeby sobie spokojnie ostygl i w sobote rano chcialam szybko skonczyc ciasto. Taaa... Dopiero po sniadaniu przypomnialam sobie, ze nie wyjelam z lodowki masla, ktore potrzebowalam miekkie. Kolejny poslizg.
W miedzyczasie Potworniccy oczywiscie musieli wskoczyc do basenu 
Czekajac na zmiekczenie masla, wstawialam pranie, zmywarke, ogarnialam siebie, itd. Potem mialam dylemacik jak zsynchronizowac mieszanie kremu i wykanczanie ciasta z czekaniem na stezenie galaretki. Bylo to o tyle problematyczne, ze ciasto musialo sie porzadnie schlodzic i stezec do czasu wyjazdu do znajomych. Tymczasem zrobilo sie juz wczesne popoludnie. W koncu zaczelam od galaretki, zakladajac, ze podczas upalow zejdzie jej duzo dluzej zeby sie sciac. Schlodzilam garnek w wodzie z lodem a potem pyknelam do lodowki. Okazalo sie potem, ze ledwo zdazylam, bo mimo 28 stopni w domu i co chwila po cos otwieranego sprzetu, galaretka sciela sie tak szybko, ze na ciasto wylewalam juz sztywny kisiel. Po czym, pewnie dlatego, ze ciasto bylo swiezo zrobione i cieplawe (to znaczy w temperaturze pokojowej, ale temperatura "pokojowa" byla tropikalna :D), na ciescie galaretka przestala tezec i w ktoryms momencie zaczelam sie martwic, ze juz zostanie taka wodnista. Zalamac sie mozna. ;) Po poludniu, juz niemal tradycyjnie popedzilismy do kosciola, bo M. mial sobote wolna, ale w niedziele znow pracowal. Po kosciele wpadlam tylko do domu, wzielam ciasto (na szczescie galaretka w koncu porzadnie zesztywniala) i pojechalismy do znajomych.
Tam juz imprezka trwala w najlepsze, choc na szczescie nie bylo tlumu ludzi. Byly w sumie 3 pary i jeden samotny facet, no i szescioro malolatow. Dzieciaki na szczescie mialy do dyspozycji i przydomowy plac zabaw i trampoline i choc jeden z mlodszych chlopcow co chwila przybiegal do mamy i wolal samotnie bawic sie figurkami, reszta wlasciwie "zniknela".
Osobiscie nie widzialam Potworkow az zaczelo sie sciemniac. ;) Poniewaz udalo mi sie wyciagnac z domu M. (z wielkimi oporami), a ten wlasciwie nie tyka alkoholu, zapowiedzialam, ze pije ja . :D Poniewaz odkad zaszlam w pierwsza ciaze tez ograniczam sie do okazjonalnej lampki wina, wiec kiedy na dzien dobry wypilysmy z kolezanka i jej sasiadka po kieliszku, momentalnie zakrecilo mi sie w glowie. ;) Potem wolalam sie ograniczyc do tych malych slodkich Smirnof'ow, te jednak mialy ledwie 4% alkoholu i wlasciwie to czulam sie jakbym pila oranzade. Tak zle i tak niedobrze. :)
Jedzenia bylo mnostwo, bo znajomi rozpalili ognisko i po polsku kazdy mogl sobie upiec kielbache, do tego zamowili kilka rodzajow pizzy, kolezanka zrobila salatke, upiekla drozdzowki, a jeszcze i ja i jej sasiadka przynioslysmy po ciescie. Pan DJ puszczal muzyke, ale dopiero kiedy sie sciemnilo, impreza przeniosla sie na patio i zaczely tance. Tu jednak prym wiodly dzieciaki, ktorym szczegolnie przypadla do gustu maszynka robiaca mgielke.
DJ mowil, ze myslal o przyniesieniu swiatelek, ale nie byl pewien jak to urzadzic na zewnatrz, wiec odpuscil. Ze wzgledu na M., ktory kolejnego dnia musial wstac o 3:30 do pracy, my zmylismy sie juz o 21:30 (ku niezadowoleniu Potworkow; a planowalam wyjsc juz o 20, tylko wyciagnac ich nie moglam), sasiedzi znajomych ponoc zostali do 23:30, a oni z DJ'em siedzieli prawie do 2 nad ranem. Maja zdrowie. ;) Po przyjezdzie do domu, czekal nas jeszcze jeden obowiazek. Jak ostatnio pisalam, akurat na ten weekend dwie sasiedzkie rodziny poprosily o dokarmianie ich zwierzynca. Do jednych Bi poszla juz przed 16, zanim pojechalismy do kosciola, bo wlasciciele powiedzieli jej, ze karmia kota dosc wczesniej. Zostali drudzy sasiedzi. Bylo zuplenie ciemno i dzieciaki baly sie isc same, wiec poszedl z nimi M., a ja popedzilam wypuscic naszego wlasnego siersciucha, ktory biedny siedzial na tarasie od godziny 16. ;) Potem juz szybkie wyprawienie dzieciarni do lozek, a oni jeszcze mieli pretensje, ze "Dlaczego dzis nie czytamy?!" :D
Niedziela uplynela spokojnie. Malzonek pojechal rano do pracy, za to do mnie i dzieciakow przyjechal dziadek. Posiedzielismy przy kawie i ciescie (i lodach i soku pomaranczowym, bo gorac dawal sie we znaki), a dzieciaki oczywiscie zaczely jeczec, ze chca do basenu. No to w koncu przenieslismy sie do stolika, Potwory wskoczyly do wody, a ja i tata schowalismy sie pod parasol. Dziadek sam wygladal jakby mial ochote sie zamoczyc, ale odmowil pozyczenia kapielowek M. Co chwila skradal sie i ochlapywal Kokusia, prowokujac go do rewanzu. ;)
Do domu wracal w lekko wilgotnych ciuchach, ale sam byl sobie winny. Reszta dnia to juz szybki rodzinny spacer, kapiele i szykowanie sie na kolejny tydzien.
I lipiec dobiegl konca i zaczal sie sierpien. Coz, nie przepadam za tym miesiacem. Niby lepszy niz taki, powiedzmy, listopad, czy inny mokry i szary marzec, ale dla mnie oznacza on poczatek konca lata. ;) Niby jeszcze cieplo, niby aktywnosci letnie trwaja w najlepsze, ale noce podszyte sa juz chlodem, a za rogiem czai sie (o zgrozo!) rok szkolny. Stwierdzam, ze jako matka szkolniakow, nie lubie poczatku szkoly chyba bardziej niz kiedys jako uczennica. :D
W poniedzialek Potworki wyruszyly na ostatni tydzien polkoloni. Zamiast sie cieszyc, ze juz koniec, Bi marudzila, ze sie denerwuje czy bedzie miala kolezanke, a Nik rano urzadzil awanture, ze nienawidzi tych polkoloni, ze robia ciagle to samo i on sie nudzi i dlaczego musi jechac akurat tam . Bylo to dosc zaskakujace, bo wstal rano jak gdyby nigdy nic, zjadl sniadanie, poscielil lozko i umyl zeby, a kiedy rzucilam haslo do "wymarszu", znienacka zaczal sie rzucac i tupac nogami. :O Nie mowiac juz o tym, ze choc osobiscie na polkolonie nie chodzilam, to akurat tymi "miastowymi" bylam zachwycona, bo prawie codziennie mieli jakies atrakcje. W minionym tygodniu w poniedzialek mieli pokaz zywych ptakow drapieznych (sowy, jastrzebie, sokoly), we wtorek jechali na basen, w srode na mini golfa, a w czwartek do salonu gier. Tylko piatek byl dniem spedzonym po prostu na grach i zabawach. A Nik jeczy, ze sie nudzi, hmmm... Na szczescie dosc szybko humor mu wrocil i juz na odchodnym pozegnal sie buziakami i usciskami. Bi zas dojrzala z daleka jakas kolezanke i poleciala zachwycona z piskiem radosci. ;) Po poludniu Nik mial trening druzyny plywackiej i oczywiscie musial sobie pozrzedzic, ze nie chce i dlaczego nie moze opuscic tego treningu. Znow musialam przypomniec, ze to jego ostatni tydzien w druzynie, bo potem wypisze go az do listopada, kiedy skonczy sie pilka. Jak to u Kokusia, foszek szybko przeszedl i pozniej pojechal juz wrecz poganiajac ojca, ktory jechal z nim zeby pocwiczyc na silowni. Kiedy chlopaki pojechali, wyczyscilam nasz basen i Bi oczywiscie do niego wskoczyla. Musialam tez przeciagnac weza i dolac wody, bo jej poziom znow spadl prawie ponizej pompy, a kolejne dni zapowiadali upalne. Nik wrocil z treningu i o dziwo nie wskoczyl znow do wody, za to wreczyl mi garsc wstazek otrzymanych za zawody. (Nie)stety wstazki byly ze przedostatnie zawody, gdzie Nik zajal wiekszosc II miejsc.
Smialam sie, ze musi zdobyc kilka III miejsc, bo ma pelno niebieskich wstazek za miejsca I (z zimowych zawodow), mnostwo czerwonych za miejsca II, jedna zolta za IV, ale nie ma zupelnie zielonych, ktore daja za III miejsce. :D Wieczorem mialam sie zabrac za przerobke kilku kg ogorkow, ktore znow mialam uzbieranych w lodowce, ale tak mi sie nie chcialo, ze w koncu upieklam tylko te pare baklazanow, ktore zebralam z ogrodu dzien wczesniej. Uwielbiam je wlasnie pieczone i nie moge przebolec, ze to kolejne danie/warzywo, ktore w rodzinie jem tylko ja . :/
Wtorek zaczal sie irytacja spowodowana przez moja mamuske. Bosz... czlowiek ma wystarczajaco stresow przy tak dalekim wyjezdzie, to ta kobieta musi jeszcze dokladac swoje... Od razu przypomina mi sie koszmar z poprzedniego przylotu, kiedy wymyslala, ze nie prz
Kamerki Na żywo Sex - Msturbacja
Mokra cipka z kutasem
Ruchanie fajnej kobiety

Report Page