Atak wielkich fjutów

Atak wielkich fjutów




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Atak wielkich fjutów






Rating:




Teen And Up Audiences




Archive Warning :




Major Character Death




Category:




F/M




Fandoms:




Star Wars Sequel Trilogy Star Wars - All Media Types




Relationships:




Rey/Ben Solo | Kylo Ren Rey & Rey's Father & Rey's Mother (Star Wars) Armitage Hux/Rey Poe Dameron/Finn Leia Organa & Ben Solo | Kylo Ren Leia Organa & Luke Skywalker Luke Skywalker & Ben Solo




Characters:




Rey (Star Wars) Ben Solo | Kylo Ren Leia Organa Luke Skywalker Han Solo Poe Dameron Finn (Star Wars) Armitage Hux Snoke (Star Wars)




Additional Tags:




Slow Burn Enemies to Friends to Lovers Alternate Universe - Canon Divergence Good Boy Ben Solo Dark Rey (Star Wars) I Can't Believe I Wrote This




Language:


Polski




Stats:



Published: 2021-06-20 Completed: 2021-06-20 Words: 114626 Chapters: 27/27 Comments: 1 Kudos: 3 Hits: 78




Footer


About the Archive

Site Map
Diversity Statement
Terms of Service
DMCA Policy



Contact Us

Policy Questions & Abuse Reports
Technical Support & Feedback



Development

otwarchive v0.9.322.5
Known Issues
GPL by the OTW





On Archive of Our Own (AO3), users can make profiles, create works and
other Content, post comments, give Kudos, create Collections and
Bookmarks, participate in Challenges, import works, and more. Any
information you publish in a comment, profile, work, or Content that you
post or import onto AO3 including in summaries, notes and tags,
will be accessible by the public (unless you limit access to a work only
to those with AO3 Accounts), and it will be available to
AO3 personnel. Be mindful when sharing personal information,
including your religious or political views, health, racial background,
country of origin, sexual identity and/or personal relationships. To
learn more, check out our Terms of Service and Privacy Policy .



I have read & understood the new Terms of Service and Privacy Policy


Work Search:

tip: buffy gen teen AND "no archive warnings apply"


Reylo "na odwrót", czyli: Ben Solo po stracie ojca nie ustaje w próbach dorwania Aishen Ren (Rey) i dokonania na niej krwawej zemsty. Kobieta jednak ciągle wymyka mu się z rąk i wydaje się prowadzić walkę na dwa fronty - ze wściekłym Benem oraz ze swoim przyszywanym ojcem i jednocześnie Najwyższym Wodzem, Snoke'iem, i własnymi demonami. Zarówno Ben jak i Aishen powoli zaczynają wątpić w swoją sprawę, a ich najbliżsi oddalają się od nich. Czy nie ma dla nich już nadziei? Czy samotność i brak zrozumienia staną się tym co połączy dwójkę młodych wojowników? Czy może będzie przyczyną ich zguby?
jak zapewne zauważyliście z opisu, przedstawiona przeze mnie historia nie będzie takim "zwykłym" reylo, lecz "odwróconym", gdzie Ben Solo stoi po stronie światła, a Aishen Ren (Rey) to uczennica i przyszywana córka Snoke'a.
Zanim przejdziecie do czytania chciałobym szybko określić i wyjaśnić kilka istotnych dla zrozumienia historii spraw:
- Akcja właściwa rozpoczyna się pięć tygodni po zniszczeniu bazy Starkiller (czyli pięć tygodni od zakończenia wydarzeń z Przebudzenia Mocy) i od śmierci Hana Solo.
- Charakter oraz miejsce postaci w całej historii mogły ulec zmianom ze względu na to, jak zmiana położenia innych bohaterów (głównie Rey i Bena) na nich wpłynęła.
- W tym przypadku Aishen należy traktować jako imię, a Ren jako nazwisko (wyjaśnienie dlaczego tak jest oczywiście znajdziecie w opowieści). W historii nie pojawi się Zakon Ren, którego w tej wersji nie ma na żadnym z etapów opowieści. On po prostu nie istnieje.
- Wiek postaci też uległ zmianie - postarzyłam Rey, która tutaj ma około dwadzieścia osiem lat (oryginalnie dziewiętnaście), podobnie jest z Finnem i Huxem, których tutaj traktuję jako trzydziestolatków. Natomiast Luke, Leia, Ben i Poe zachowali swój "oryginalny" wiek.
- Nie będzie to moja odwrócona wersja Ostatniego Jedi, ale mogą się pojawić podobne sceny, lokacje lub motywy.
Mam nadzieję, że te informacje pomogą wam lepiej wskoczyć do świata opowieści.
Pozostaje mi tylko zaprosić was do czytania. :)
W końcu stało się to, czego dziewczynka obawiała się od wielu niespokojnych dni i nocy - Uzdrowiciel wyszedł z rozpadającego się domku jej rodziców i pokręcił smutno głową. Jego pociągłą i wyżłobioną przez znój życia na pustyni twarz, znaczyło zmęczenie.
Serce dziewczynki na chwilę zamarło i ścisnęło się boleśnie w piersi, a potem znowu ruszyło, lecz tym razem zniknęła z niego ostatnia iskierka nadziei.
Uzdrowiciel podszedł do niej i położył rękę na jej chudym ramieniu – dorosły gest, który miał wesprzeć czterolatkę, ale zamiast tego uzmysłowił jej, jak wielką stratę poniosła, nawet kiedy umysł nie do końca chciał to zaakceptować.
– Wrócę po nich i położymy ich w najbliższej Dziurze – powiedział chrapliwym głosem wyzutym z emocji. Do takiego widoku musiał przywyknąć przez lata życia na Jakku – obdartego dziecka, które straciło rodziców i musiało zacząć radzić sobie samo. I widok ten wyraźnie go męczył. – Zostawię cię na chwilę samą, dobrze?- zapytał.
Dziecko przez chwilę stało w bezruchu, jakby nie zrozumiało pytania, po kilku chwilach kiwnęło głową i przełknęło gorzkie łzy.
Uzdrowiciel wahał się tylko przez chwilę.
– Zobaczysz, jeszcze będzie dobrze – spróbował ją nieudolnie pocieszyć na odchodnym.
Dziewczynka ledwie słyszała jego słowa zagłuszone przez szum krwi w uszach. Kiedy Uzdrowiciel zniknął z jej pola widzenia, kolana się pod nią ugięły i upadła na rozgrzany piasek. Szloch wstrząsnął jej ciałem, a po chwili zmienił się w zawodzenie. Miała wrażenie, że jej serce krwawi, że nieodwracalnie pękło i już nigdy nie zrośnie się w całość.
Ból ogarnął ją całą, nie wiedziała czy jest jej ciepło, czy gorąco, ani jak długo tak leży zasmarkana w piasku. Nie myślała o odwodnieniu i udarze, o tym czy sama przeżyje kolejną zimną noc. Nie była ani wypoczęta, ani zmęczona, bolało ją wszystko, a zarazem nic.
Kiedy w końcu łzy wyschły na jej policzkach, była świadoma jedynie istnienia wielkiej pustej dziury w miejscu, gdzie kiedyś biło jej serce.
– Moje biedne dziecko – usłyszała po jakimś czasie. Nie miała pojęcia jak długo tak leżała.
Ciemna postać wyrosła nad nią, a spod dużego kaptura patrzyły na nią małe oczy w pooranej bliznami twarzy. Dziewczynka była jednak zbyt zmęczona na strach, mogła jedynie patrzeć na tajemniczego przybysza i zastanawiać się, czego też mógł od niej chcieć.
– Tu nie jest bezpiecznie – powiedział, jakby się o nią martwił, ale w jego głosie nie było choćby krztyny ciepła. – Nie możesz tu zostać.
– Nie mam dokąd iść – odparła przez ściśnięte gardło.
Przybysz przez chwilę się jej przyglądał i w końcu wyciągnął chudą, pomarszczoną dłoń. Jakaś racjonalna część umysłu dziewczynki mówiła, że nie powinna ufać obcym, że ten człowiek jest niebezpieczny.
Czy powinna przyjąć tę dłoń i zaryzykować, że nieznajomy ma wobec niej dobre intencje? Pozwolić zabrać się w nieznane miejsce?
Ale cóż mogło ją czekać w tym miejscu? Jedynie trupy rodziców.
Dziewczynka, ledwie świadoma tego co robi, ujęła jego dłoń i pozwoliła pomóc sobie wstać. Była za słaba, żeby iść, więc nieznajomy musiał wziąć ją na ręce. Kiedy oddalali się od rozpadającego się domku jej martwych rodziców, dziewczynka zdała sobie sprawę, że ból i dojmująca pustka zostaną z nią już na zawsze.
Nie mogła jednak wiedzieć, że przez kolejne lata zapomni o Jakku i swoim dzieciństwie – tak, jak to dzieci mają w zwyczaju.
Czterdziestego trzeciego dnia jej pięćdziesiątego trzeciego roku życia, przybył posłaniec z dobrą wiadomością.
C-3PO lśnił złotem niczym spadająca gwiazda, która wysłuchała jej życzenia i zastanawiała się, czy powinna je spełnić. Ten widok wzbudził w niej płomienną nadzieję, ale również przygniatający strach. Jedynie coś naprawdę ważnego mogło zmusić złotego droida do tak gwałtownej reakcji. Pamiętała jaką wiadomość przyniósł ostatnio i mimowolnie zadrżała, przygotowując się na najgorsze.
– Pani syn... – zaczął droid swoim wysokim głosem, który nagle wydał się Lei Organie niemożliwe irytujący.
– Wyduś to z siebie – poprosiła słabym głosem, chciała już mieć to za sobą, chciała wiedzieć na czym stoi. Nie mogła wiecznie łapać się kruchej nadziei.
– Panicz Ben właśnie przybył – dodał droid niezbyt zadowolony, że mu przerwano.
Z Lei uszło na raz całe powietrze, z ulgi chciała osunąć się na ziemię albo wyściskać C-3PO. Była zdecydowanie za stara, aby pozwalać sobie na taki stres. Wiedziała, że powinna odejść na emeryturę, ale wciąż nie była gotowa. Obiecała sobie jednak, że jeśli jej syn wróci cały i zdrowy, raz na zawsze pożegna się z karierą polityczną i wojskową, wróci do spokojnego życia. I tak właśnie miała zamiar zrobić, skoro Moc wysłuchała jej próśb.
Poczuła to, gdy tylko wkroczył na statek. Potężna emanacja Mocy otoczyła wszystko dookoła, widocznie Ben był wzburzony. Zdarzało mu się czasami nad sobą nie panować, od kiedy skończył osiem lat i objawiła się w nim naprawdę wielka potęga.
– Przekaż wieść mojemu bratu – poprosiła droida Leia i ruszyła do hangaru niemal biegiem, chociaż zdrowie nie pozwalało jej na znaczny wysiłek.
Wpadli na siebie w połowie drogi; ona niemal biegnąc, on spokojnie maszerując. Nawet jeśli zdziwił się na jej widok, nie dał tego po sobie poznać.
Lei ścisnęło się serce. Jej syn wyglądał jakby postarzał się o kilka lat, choć od czasu, kiedy go ostatnio widziała minęło ledwie pięć tygodni. Twarz miał bladą od ciągłego przebywania na statkach kosmicznych, zmarszczki na czole lekko się pogłębiły. Całości nieprzyjemnego wrażenia dopełniał gęsty zarost, dość krzywo obcięty. Zagojona już blizna, przecinająca prawe oko, była okrutną pamiątką po tamtej bitwie, w której Ben stracił ojca, a Leia męża.
Wyglądał poważnie, jedynie jego oczy wyrażały wielki smutek i pustkę, jaka zapanowała w jego duszy. Wyglądał jak Han, kiedy życie zaczynało go przytłaczać.
– Synku – powiedziała Leia, walcząc ze łzami. Chciała płakać z ulgi, ale również ze złości nad losem swoim i Bena.
Mężczyzna objął ją delikatnie, jak to miał w zwyczaju, a Lei wydało się, że lekko zadrżał i przysunął się bliżej. Kojące było jego ciepło obok, świadomość, że wrócił cały.
Ileż to nocy Leia zastanawiała się czy jej syn jeszcze żyje, czy ma się dobrze. Wiedziała, że gdyby coś mu się stało, odczułaby to w Mocy. Ale mimo to nie mogła pozbyć się tego ciągłego pytania, czy wszystko z nim w porządku i kiedy wróci do domu.
– Cieszę się, że jesteś zdrowa, mamo – powiedział, odsuwając się od niej i przyjrzał jej się z góry.
Odkąd skończył siedemnaście lat, Leia musiała podnosić głowę by móc spojrzeć mu w twarz.
– Tak się cieszę, że do nas wróciłeś, Ben. Słyszałam o tym co się stało na Dalmanie... – Po przeczytaniu raportu z przebiegu starcia nie mogła spać dwie noce, aż przyszła lista zidentyfikowanych ofiar, a nazwisko jej syna nie figurowało w nim. Dotknęła jego policzka i pogłaskała w czułym geście, broda podrapała ją w palce. Szybko cofnęła dłoń, kiedy w oczach Bena zamigotały iskierki zdenerwowania, jak zwykle, gdy okazywała mu więcej czułości niż, jego zdaniem, powinna. – Nawet nie wiesz ile stresu mi przysporzyłeś przez ten swój wyjazd.
Lepszym określeniem byłaby ucieczka, ale wiedziała, że w ten sposób mogłaby go urazić. Zanim wymknął się nocą z bazy na D'Qar razem z Chewbaccą, zabrali Sokoła Millenium i mimo protestów obsługi wieży kontroli lotów, opuścili planetę w wielkim pośpiechu.
Leia kolejnego ranka obudziła się bez męża, przyjaciela i syna u boku, pierwszy raz w życiu czuła się tak samotna i wściekła. Wysłała Benowi kilka holowiadomości, ale na żadną z nich nie otrzymała odpowiedzi. Przez pięć długich tygodni zastanawiała się co jej syn robił, dlaczego akurat wtedy ją zostawił.
Cała złość jaką czuła wyparowała razem z lękiem i pozostała jedynie cicha radość z powrotu.
– Musiałem wyjechać – powiedział spokojnie, choć Moc drżała wokół niego od napięcia, a w głosie pojawiła się ledwo słyszalna nuta jakiejś okrutnej zaciekłości. Na Leię podziałało to, jak wiadro zimnej wody, nagle radość zniknęła równie szybko, jak się pojawiła i kobieta spoważniała. – Przepraszam za to, mogliśmy się chociaż pożegnać. Ja i Chewie. Miał wrócić ze mną, ale postanowił zostać u Maz, gdy podupadł na zdrowiu. Wiem, że się martwiłaś. – Leia walczyła z ochotą, by wywrzeszczeć na cały głos jak bardzo. – Ale wiedziałem, że ona jest niedaleko i musiałem coś z tym zrobić. Musiałem, bo Han na pewno by tego chciał. Byłem tak blisko dorwania jej.
Leia cofnęła się zaniepokojona i przestraszona, kiedy Ben się przed nią odsłonił i dostrzegła w nim ciemność, małe kiełkujące ziarenko nienawiści i zaciętości, którego zaledwie pięć tygodni wcześniej nie było.
– Beniaminie, o czym ty mówisz? – zapytała.
Ben zgarbił się, widocznie zmęczony i przytłoczony ostatnimi tygodniami z dala od domu i ukojenia, które mogła dać mu obecność matki. Z jakiegoś powodu Leia miała przeczucie, że udręka po śmierci Hana sięgała znacznie głębiej, niż początkowo zakładała. Czasami zdarzało jej się zapominać, jaki delikatny potrafił być Ben w głębi duszy i przeceniała jego wytrzymałość.
Być może śmierć Hana złamała go w jakiś inny, nieodwracalny sposób.
– Aishen Ren – wysyczał z nienawiścią i jadem w głosie, jakby to imię i nazwisko były najgorszym przekleństwem i ohydztwem, jakby nie mógł znieść ich smaku na języku i musiał je wypluć z gardła, aby się nim nie zachłysnąć. - To ona zabiła ojca, to ona podarowała mi bliznę. Ta suka Najwyższego Porządku musi zapłacić. Właśnie dlatego uciekłem.
Ostatnie słowa niemal wykrzyczał ze złością, a kilka osób śpieszących korytarzem zerknęło na nich, a potem dyskretnie się wycofało. Ben zrobił się czerwony na twarzy, kiedy dotarło do niego, że trochę przesadził. Leia wiedziała, że za kilka godzin już cała jednostka będzie huczeć od plotek, o co mogła się kłócić generał Organa i jej syn.
Leia nigdy nie podejrzewała swojego syna o takie pokłady okrucieństwa, jakie tańczyły w jego oczach, kiedy mówił o morderczyni Hana, przyszywanej córce Najwyższego Wodza Snoke'a i członkini Triumwiratu.
"Synu, kim ty się stałeś?" – zapytała samą siebie, bojąc się wypowiedzieć te słowa na głos.
– Odszedłeś żądny zemsty? – zapytała zamiast tego nieco ciszej. Ze smutkiem zdała sobie sprawę, że bała się przebywać w obecności takiego Bena, nieobliczalnego w swojej nienawiści. – Aby zemścić się śmiercią za śmierć?
– Aby zapłaciła krwią za krew – powiedział ponuro.
– Widzę nienawiść w twoich oczach, Beniaminie, i boję się tego, kim się stajesz. Zemsta prowadzi na ciemną stronę Mocy, przemoc rodzi przemoc w nieskończonym kole cierpienia. – Pokręciła głową ze smutkiem i poczuciem winy.
"Gdybym tylko mogła zrobić dla niego więcej po odejściu Hana, gdybym mogła być lepszą matką i dostrzec jego zamiary zanim uciekł...".
Ben zawahał się, słysząc naganę, ale jak zawsze uparty i niezłomny, podniósł głowę wyżej i rzucił matce ciężkie od emocji i poczucia winy spojrzenie za to, że swoją zaciekłością zadawał jej ból. Podobnie patrzył na nią Han, kiedy zaczynał gubić się w swoich uczuciach, a maska pewnego siebie przemytnika znikała z jego twarzy.
– Jego krew woła mnie z ziemi – powiedział już łagodniej Ben, choć wciąż można było w jego tonie wyczuć rozdrażnienie. Nie chciał okłamywać matki, choć wiedział, jaka będzie jej reakcja. Musiał postarać się żeby go zrozumiała. Zasługiwała chociaż na wyjaśnienie. – Musisz wiedzieć jak to jest, mamo. Czy choć raz, nie chciałaś się zemścić za śmierć swojego ludu z Alderaana na Lordzie Vaderze? Swoim własnym ojcu?
Słowa Ben, choć nie były rozwścieczone, raniły niczym potłuczone szkło. Przywołały najgorsze wspomnienia z jej całego życia, kiedy rodzinna planeta przestała istnieć w ciągu kilku chwil, kiedy jej własny ojciec – o którego tożsamości jeszcze wtedy nie wiedziała – torturował ją całymi dniami. Przeżywała żałobę po swoim narodzie w ciemnej i dusznej celi gwiezdnego niszczyciela Imperium, za towarzyszy mając tylko cierpienie, rozpacz i ból.
Pamiętała, że często aby nie oszaleć wyobrażała sobie, jak mści się na Vaderze, jak odpłaca mu za wszystkie krzywdy, jakie wyrządził jej i galaktyce. Teraz wstydziła się tych myśli, ale w tamtych mrocznych czasach tylko nienawiść i pamięć o tym, czego chcieliby jej rodzice utrzymywała ją przy życiu. Uspokoiła się dopiero, kiedy Luke, Han i Chewie ją uratowali, a Ben Kenobi oddał za nich życie.
Czy jej Ben czuł się podobnie? Złamany w środku i pusty, gotowy zrobić wszystko, by poczuć się lepiej, by w jakiś sposób uciszyć domagające się sprawiedliwości sumienie. Nawet jeśli nie, było to właściwe i miało być jego zgubą. Czasami własne serce wymaga od człowieka rzeczy, które nieodwracalnie go złamią i zniszczą.
– Wiem co czujesz – przyznała Leia. Pragnęła by jej słowa ukoiły duszę syna, by pomogły mu znaleźć spokój. – Uważasz, że nienawiść będzie w stanie zapełnić tę pustkę, która zieje w twoim sercu. Ale nienawiść nie prowadzi do niczego dobrego, zrodzi jedynie więcej cierpienia. Rany w twojej duszy nigdy się nie zagoją, nie całkiem. Ale możesz znaleźć spokój. Mówisz, że Han chciałby śmierci Aishen Ren, mówisz, że jego krew cię woła, ale wiedz, że ojciec nie tego by chciał. Wiem, że ofiary Gwiazdy Śmierci nie chciały, aby galaktyka spłynęła krwią ich oprawców. Nie idź tą drogą synu, ona cię zniszczy.
– Nie mam wyboru – wyszeptał Ben tak cicho, że sama Leia ledwie go słyszała.
– Ona ma rację, dzieciaku – powiedział głośno, gdzieś za nimi, Luke Skywalker zanim jego siostra zdołała odpowiedzieć.
Luke jak zawsze niemal bezszelestnie podkradł się do nich, za każdym razem, kiedy to robił Leia czuła się nieco nieswojo. Kochała brata, ale nie do końca rozumiała tę całą jego ideologię Jedi, która w niektórych przypadkach wydawała jej się zwyczajnie niepraktyczna. Choć sama żyła w zgodzie z Mocą i czerpała z niej, nigdy nie chciała być Jedi i nie było jej to pisane.
Za to Luke wydawał się urodzony do noszenia tych ciemnych szat, schludnie przystrzyżonej, posiwiałej brody, do roztaczania wokół siebie aury spokoju i harmonii.
Na widok wuja z Bena uszło całe powietrze i energia, jaką poświęcił na dyskusję, mógł kłócić się z matką, ale ze swoim starym mistrzem wolał nie mieć na pieńku. Leia nie wiedziała czy była to oznaka szacunku, czy strachu. Ben nigdy jej nie powiedział, jak przebiegał trening u Luke'a, po powrocie stał spokojniejszy i bardziej zrównoważony wewnętrznie, ale dobitnie powiedział, że nie chce być Jedi. I że prędzej umrze, niż ponownie odwiedzi wuja w świątyni.
– Doprawdy, Ben – przerwał mu karcącym, lecz spokojnym głosem Luke, wciąż się uśmiechając. – Dlaczego zawsze musisz być taki uparty? Dobrze wiesz, że twoja matka ma rację co do ciemnej strony Mocy oraz do tego, co pomyślałby Han o twoim pomyślę. I, póki pamiętam, gratuluję akcji
Szaleństwo na basenie
Wypija całą spermę z kondoma
Wali cipkę zabawką

Report Page