Anka wystawiła mu tyłek

Anka wystawiła mu tyłek




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Anka wystawiła mu tyłek


WITAJ NA REDTUBE - CODZIENNIE NOWE DARMOWE SEX FILMY PORNO





Filmy
Zdjęcia







napalona anka 🔥 Polskie Filmy Porno Redtube Sex za Darmo online


Sex filmiki napalona anka Red Tube to najbardziej popularny w Polsce portal, na którym znajdziesz wiele darmowych filmów porno online jak napalona anka .


Informacje

Regulamin
Linki
Mapa tagów



Współpraca

Reklama
Polecamy
Blog


Copyright Red Tube © 2022 | Darmowe Sex Porno Filmy Erotyczne z Red Tube
Copyright Red Tube © 2022 | Darmowe Sex Porno Filmy Erotyczne z Red Tube
Jeśli nie ukończyłeś 18 roku życia lub nie życzysz sobie oglądania treści erotycznych to opuść tę stronę. Witryna korzysta z plików cookies w celach statystycznych, zgodnie z Polityką Prywatności. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies. Wchodząc dalej oświadczasz, iż jesteś osobą pełnoletnią i chcesz oglądać materiały erotyczne z własnej woli oraz zezwalasz na wykorzystywanie cookies zgodnie z Polityką Prywatności . Rozumiem Wychodzę

Access to this resource on the server is denied!

Plaża (Boober) 3.48/5 (7) Dominacja , Grupowe , Nastolatki , NE , Opowiadanie , Przemoc 2015-04-01 dodany przez Boober
Dobre, wypróbowane przyjaciółki to najlepszy sposób na spędzanie kilku ponadplanowych wolnych dni nad jeziorem. Zwłaszcza, że to stare, imprezowe wygi, co z niejednej już flaszki piły. Czyli Mała i Anka.
Dlaczego Mała jest Małą to chyba nikt nie wie. Zwłaszcza, że wcale małą nie jest – metr siedemdziesiąt pięć, solidna „konstytucja”, obdarzona biustem w komplementarnym do reszty rozmiarze „C z hakiem” … Dodaj do tego jeszcze buzię nastolatki, piegi i zadarty nos – ciasteczko do schrupania na miejscu.
Anka to jej przeciwieństwo – do pewnego stopnia. Też spora, chociaż już nie tak mile pozaokrąglana. To znaczy też ma wszystko na swoim miejscu, ale takie, jakby to powiedzieć, bardziej ubite. Zdecydowanie nie typ słodziutkiej. Zmienia facetów jak rękawiczki.
Twierdzi, że wciąż szuka takiego, który będzie dla niej odpowiedni. Trudno wyczuć tylko, w jakim sensie. Osobiście twierdzę, że po prostu do tej pory żaden na dłuższą metę nie wytrzymał z nią kondycyjnie. Nic dziwnego. To taki typ, co piwo duszkiem wypije, butelkę zgniecie jak plastikowy kubeczek, a jak trzeba, to jeszcze w zęby potrafi przyłożyć. Najwidoczniej jednak samo poszukiwanie na razie Ance wystarcza.
A temperamencik ma. Podobnie jak Mała i ja.
Aha – zapomniałam dodać, Mała jest zdeklarowaną lesbijką. Odkąd pamiętam. Ja nie mam takich uprzedzeń. Jak powiedział kiedyś ktoś znany „Biseksualizm zwiększa o sto procent szanse na udany podryw”. Zresztą Ance też czasem zdarza się przespać z dziewczyną. To znaczy albo ze mną, albo z Małą, chyba że o czymś nie wiem. Bo zazwyczaj dość szybko i dokładnie relacjonuje nam swoje kolejne przygody. Bywało, że po kilku butelkach wina lądowałyśmy wszystkie trzy w jednym łóżku. Ale to inna historia.
Mała ma nad jeziorem domek wypoczynkowy. W sumie nic wielkiego, dwie małe sypialnie, pokój z kominkiem, kuchenka, łazienka… Ot, taka chatka za wsią. Ale z kawałkiem własnej plaży, w zatoczce, osłoniętej przed wzrokiem ciekawskich. Możemy tam spokojnie oddawać się opalaniu, leniuchowaniu, czasem i innym figlom.
Tym razem pogoda pierwszego dnia zrobiła na nas raczej kiepskie wrażenie. Chmurno, durno, nieupalnie… Opróżniwszy dla poprawy nastroju butelkę jakiegoś rieslinga postanowiłyśmy wybrać się do miejscowej dyskoteki. Oj, głupi to był pomysł, ale o tym dowiedziałyśmy się już po fakcie, przewędrowawszy piechotą te drobne trzy kilometry. Nie dość, że średnią wieku zawyżyłyśmy niemal dwukrotnie, to niemal natychmiast po wejściu owionął nas krzepki smród przepoconych skarpetek, przykryty tanimi perfumami, smrodem tanich papierosów i taniej wódy. No, ale cóż, uznałyśmy, że skoro już przyszłyśmy, to przynajmniej gardła przepłuczemy przed powrotem. Wypiłyśmy po drinku – jedyne, co mogli nam zaoferować, poza piwem i jakimś mamrotem z etykietką powielaną na kserokopiarce, okazało się ciepławym sokiem, obficie zaprawionym wódką. A raczej rozrabianym naprędce spirytusem z przemytu. Wzięłyśmy z Anką po jednym. Mała zdecydowała się na piwo. Też zresztą ciepławe. No i wtedy napatoczył się ten szczeniak.
Anka z Małą gdzieś się na moment zmyły, to ten wymyślił sobie, że jestem luzem. I wystartował jak czerwonoarmista pod Kurskiem.
– Prujesz się, czy trzeba z tobą chodzić? – wypalił, zionąc mi w twarz kilkoma piwami.
– Co? – tak mnie zaskoczył czystym i niczym nieskrępowanym chamstwem, że zabrakło mi języka w gębie. A to nie zdarza się często.
– Mała, chodź za mną za róg, to ci tak kabzę wytrzepię, że wszystkie drobniaki powypadają – następny tekst, zasłyszany chyba w kinie, okrasił czymś, co miało być w jego przekonaniu spojrzeniem z gatunku samiec-alfa-na-100%.
– Goń się… – burknęłam, wracając do drinka. No przecież nie będę się zniżać do poziomu pijanego gnojka. Teraz chyba zauważył, że nie jestem z jego przedziału wiekowego i na taki tekst mnie raczej nie weźmie.
– Mamuśko, a co ty tu robisz? – wypalił dzieciak. – To nie jest emeryten party…
– Wal się na pizdę, bazylu – roześmiał się szczeniak, odwracając się na pięcie i znikając między podrygującymi na „parkiecie” małolatami.
Tę ostatni tekst usłyszała też Anka, która jakoś nagle znalazła się z powrotem przy barze. Już prawie miała ochotę mu przylać. Mała powstrzymała ją w ostatniej chwili. I całe szczęście łebka.
Bo zapomniałam dodać, że Anka, zanim zaczęła pracować w zawodzie – czyli projektować ogrody – z bliżej nam nieznanych postanowiła pobawić się w chłopaka i pójść do wojska. W efekcie zaliczyła zmianę w Iraku i pół roku w Afganistanie. A potem – jak sama to określiła – zdała broń, sort i oporządzenie, po czym „poszła umyć duszę”. Piła u mnie w domu wódę przez równe dwanaście dni. Po czym, wyrzygawszy do kibla wszystko, co do wyrzygania miała, wzięła prysznic, poszła do fryzjera i dwa tygodnie później zaczynała pracę nad pierwszym zleceniem. Wracając do sytuacji przy barze – spotkanie z jej pięścią mogłoby okazać się dla łebka śmiertelne. Dosłownie.
Chudziutka, wielkooka tleniona blondyneczka siedząca kawałek dalej zachichotała i patrząc na naszą trójkę rzuciła do stojącej obok, niemal kwadratowej dziewuchy w dwa numery za małych leginsach:
– Pewnie już nawet zapomniała, do czego to służy…
– Kurwa, zaraz jej jebnę… – Anka podniosła z baru butelkę z piwem.
– Zostaw, spadamy… – burknęłam, chwytając Ankę za nadgarstek. Wszystkiego mi się odechciało. Nic mnie tak nie osłabia, jak chamstwo. Głównie dlatego, że nie ma na nie rady. Niestety, gówniara moje „spadamy” też usłyszała.
– Pewnie, w tym wieku trzeba wcześnie chodzić spać! – i wraz z koleżanką zaniosły się kretyńskim chichotem. – Żeby mieć czas pomarzyć o dymanku!
– No jebnę jej! – butelka tym razem powędrowała groźnie w górę. Smarkula chyba pojęła, że może oberwać i zwiała, przeciskając się przez tańczących.
Nawet nie dopiłyśmy, tylko od razu ogłosiłyśmy odwrót. Na zabawę nie było już szans, a na mordobicie w wykonaniu Anki byłam zdecydowanie zbyt trzeźwa. Dopiero po kilku głębszych przestaję się przejmować jej wyczynami. A widziałam już, jak jednemu kolesiowi złamała kilka żeber. To był ochroniarz, który próbował w wejściu do klubu zrewidować jej plecak. Biedak będzie to pamiętał jako najczarniejszy dzień w swoim życiu. Anka powiedziała, że jak chce, to może próbować. Koleś wystartował do niej z łapami. A potem po prostu wyleciał przez okno. Na oczach całej dyskoteki.
Wróciłyśmy w piechotą do domku i oddałyśmy się radosnemu pijaństwu, ploteczkom, obrabianiu tyłków wszystkim wrogom… A potem, jak zawsze, skończyło się na tym, że Anka zdarła z siebie bluzkę, domagając się potwierdzenia, że ciągle jest w formie (trzeba było ją zapewnić, że nadal ma mięśnie ze stali), Mała stwierdziła, że jak zwykle przy nas wygląda grubo („No co ty, masz pełne kobiece kształty. Dałabym sobie rękę uciąć za takie cycki”), a ja doszłam do wniosku, że muszę skończyć z przypadkowymi gośćmi w łóżku („Daj spokój, w końcu nie mieszkamy w Watykanie”). Po czym, jak zawsze, zasnęłyśmy, wtulone jedna w drugą, przy okazji przytulając do siebie puste butelki po winie.
Jako, że na tej terapii zeszło nam długo w noc, ranek oznaczał w tym wypadku okolice jedenastej. Pierwsza jak zawsze poderwała się Anka. Kurde, ona chyba nie zna pojęcia „kac”. Stojąc na ganku, w samych majtkach, paliła spokojnie papierosa i z lornetką (kurwa, skąd ona wzięła lornetkę?) przy oczach lustrowała jezioro. W końcu coś ją bardzo zainteresowało. Uśmiechnęła się pod nosem, a potem odstawiła lornetkę na stolik.
– Dupeńki, mam dla was rewelacyjną rozrywkę. Idziemy popływać. Najlepsze na kaca.
– Chyba cię popieprzyło… – usłyszałam za plecami chrypienie Małej.
Wygramoliłyśmy się z Małą, zmięte, wyplątując się nawzajem ze swoich rąk i ze śpiwora. Nie powiem, żeby pomysł Anki został przyjęty z entuzjazmem. Chociaż, z drugiej strony, podobno wysiłek na kaca najlepszy. Oczyszcza organizm. Ostatecznie zgodziłyśmy się. A, oczywiście trzeba dodać, że pływać poszłyśmy nago. Żadnej nie chciało się jeszcze iść na górę i szukać kostiumu. Poza tym miałyśmy się tylko przepłynąć. Wchodząc do wody Anka uśmiechała się tajemniczo. Wskazała rękę na odległą o jakieś dwieście metrów wysepkę. Kręcąc z dezaprobatą głowami ruszyłyśmy za nią. Rzeczywiście, chłodna woda wyciągała wczorajsze pijaństwo nad wyraz skutecznie. Nagle, jakieś pięćdziesiąt metrów przed wyspą, Anka ni z tego, ni z owego przyłożyła palec do ust.
– Będzie niespodzianka… – szepnęła. – Płyniemy na plażę.
Starając się zachowywać jak najciszej, opłynęłyśmy wysepkę, żeby dotrzeć do małej plaży. Tuż przed nią naszą uwagę przykuły charakterystyczne odgłosy. Bez dwóch zdań – jakaś parka oddawała się niczym nie zakłóconemu bzykaniu. Czyli to była ta niespodzianka.
– Widziałam ich, jak płynęli kajakiem – szepnęła Anka.
– Przyjrzymy się? – spytałam szeptem.
– No to po cichutku… – szepnęła Anka.
Powoli podpłynęłyśmy do plaży i jak najciszej wystawiłyśmy głowy zza krzaków. O mało nie zaklaskałam z radości. To był ten sam gnojek, który wczoraj próbował poderwać mnie w dyskotece.
– Zemsta będzie słodka… – Anka i Mała wymieniły porozumiewawcze spojrzenia. Też go poznały.
– Tylko wpierdol, czy jeszcze się zabawimy? – tchnęła mi w ucho Anka.
– Zabawimy. – odszepnęłam. – I to ostro.
Wyszłyśmy na brzeg, obok wyciągniętego na brzeg kajaka. Przez chwilę patrzyłyśmy, jak koleś, na rozłożonym na trawie kocu, bierze od tyłu jakąś pannę. Dziewczę, ograniczyło się do wypięcia tyłka, on poruszał się niczym szybkobieżna maszyna do szycia. Dziewczyna milczała. On głośno sapał. Patrzenie znudziło mi się mniej więcej w tym samym momencie, w którym chłopak stęknął nieco głośniej, szarpnął biodrami i najwyraźniej ulżył narastającemu ciśnieniu. Klasnęłam kilka razy.
Koleś podskoczył, jak kopnięty prądem. Stał może z pięć metrów ode nas, ze sterczącym, lśniącym od niedawnego seksu interesem. Przyznam, był całkiem hojnie obdarzony. Minę miał kompletnie durną. No bo w końcu nie każdego dnia się zdarza, że zaraz po dupczeniu wpadają na ciebie trzy gołe laski. I to całkiem, nie chwaląc się, do rzeczy. Bo jego dziewczyna do rzeczy zdecydowanie nie była. Siedziała na kocu, usiłując przykryć się czymś, co wyglądało na górę od bikini. Chuda jak patyk, płaska jak stolik, z nieciekawą twarzą, której większość zajmowały wielkie, brązowe oczy, nadające jej wyjątkowo tępy wyraz. Chwilę zajęło mi skojarzenie, gdzie widziałam tę tępotę. To była ta sama chudzizna, która powątpiewała w moje umiejętności łóżkowe i której Anka groziła butelką. Ktoś tu zapłaci słono i boleśnie za wczorajsze wybryki. Właśnie zaczynałam obmyślać, jak się odpłacę, kiedy usłyszałam Ankę.
– Siniaków sobie nie ponabijałeś? Kurwa, chłopie, ale masz gust… Ona jest nawet ode mnie brzydsza, o Rudej nie mówiąc… A mamy w końcu dwa razy tyle lat, co ty.
Chłopak stał z rozdziawioną gębą. Dotarło. I chyba uświadomił sobie, że ma przewalone. Z jego ust wyrwało się tylko ciche przekleństwo.
– Nie, ona po prostu zapomniała cycków z domu zabrać na plażę… – Mała ostentacyjnym gestem zademonstrowała swoje walory. – Pewnie zgubiła wczoraj w dyskotece…
Dziewczyna zrobiła się czerwona. Odzyskała mowę i popatrzyła błagalnie na swojego faceta:
– Co? – rzeczony Marek zdaje się sam nie bardzo wiedział, co ma począć. Drogę ucieczki miał odciętą. Anka stała dokładnie między nim a kajakiem, trzymając w dłoniach wiosło.
– Rusz się tylko, to ci tym przyjebię – warknęła.
Szczeniakowi mina zrzedła do reszty.
– No, co? Trzech babek się wystraszyłeś? – W śmiechu Anki rozbrzmiały bardzo niesympatyczne nuty. – I słusznie. Bo zabawimy się teraz z tobą. Po naszemu. Trzeba było wczoraj liczyć się ze słowami, suchoklatesie jeden. Zostaniesz ukarany za obrażanie mojej koleżanki – podeszła do chłopaka. Była od niego prawie o głowę wyższa. I od razu było widać, że znacznie silniejsza. – Wiesz, co to jest?
Obróciła się do niego bokiem i pokazała mu tatuaż na ramieniu. Orzeł, na tle spadochronu, trzymający w szponach czteroramienną gwiazdę z dwoma mieczami. I napis: Cedo nulli , wpisany w biegnącą poniżej wstęgę. Wróciła z nim z wojska.
– Ładna dziara? – chłopaczek chyba nie pojął aluzji.
Nawet jeśli o czymś myślał – o co raczej go nie podejrzewałam – to był zbyt zszokowany, by podjąć jakiekolwiek działanie. W końcu dotarło do niego, że wpieprzył się po kokardy w gówno. Co było do przewidzenia, długo nie zdzierżył wymiany spojrzeń z Anką i speszony opuścił głowę. Tyle, że teraz wyglądało, jakby wgapiał się w jej piersi.
A ja miała już gotowy plan. W sumie do chłopaka nie miałam nawet jakichś szczególnych pretensji. Ciemno było, myślał sobie nie wiadomo co. Znacznie bardziej wkurzyła mnie dziewczyna, insynuując brak kompetencji w zakresie ars amandi. I to ona będzie tu pierwszą do karania. Podeszłam do nadal siedzącej na kocu dziewczyny, która próbowała osłonić się jakąś bluzką, czy czymś takim. Dwoma palcami chwyciłam ją za brodę i skierowałam przerażoną twarz w moją stronę. Patrzyła na mnie oczami zbitego cockerspaniela.
– Niunia… Powiedz, jak masz na imię? Twój ogier to Mareczek, a ty?
– Beata… – zapiszczała dziewczyna. Nadal trzymając rękę pod jej brodą wbiłam jej dwa palce w miękkie miejsce, zmuszając do wstania. Popatrzyłam głęboko w oczy. Spodziewałam się dostrzec tam… Sama nie wiem. Wstyd? Lęk? Zaskoczenie? Tymczasem jedyne, co widziałam, to bezdenną pustkę. Panna była najwyraźniej typem tępej, wioskowej obciągary, która jest za głupia, żeby wpaść na to, że może odmówić.
– Wiesz co, Becia? Mogę cię chyba nazywać Becią? Powiedz, ile ty masz lat?
– Siedemnaście… – wypiszczało dziewczę.
– I co? Nadstawiasz dupy deklowi, który podrywa tekstem „prujesz się czy trzeba z tobą chodzić”? Wiesz, jesteś obrazą kobiecości. I wyglądem, i zachowaniem. Wczoraj zachowałaś się nie dość, że niegrzecznie, to jeszcze głupio. A ja mam dzisiaj szczęście, że postanowiłam popływać. Ty za to masz pecha. Bo widzisz, obawiam się, że ja więcej zdążyłam o seksie zapomnieć, niż ty się w ogóle nauczyłaś. A zarzucanie mi braku kompetencji, trudne słowo, w dziedzinie uciech cielesnych było, delikatnie mówiąc, nie na miejscu.
Cofnęłam się o krok i obrzuciłam dziewczynę oceniającym spojrzeniem. Małe piersi, chude biodra, trzy kilo tapety na twarzy, strategiczne miejsca dopominające się od paru dni depilatora… Zgroza.
– Taka duża, a nie wie, że do bzykania trzeba się przygotować – od niechcenia uderzyłam ją grzbietem dłoni w pokryty krótkimi włoskami wzgórek. – W dodatku całkiem nie umiesz tego robić. Maleńka, seks nie polega na tym, że wypniesz dupę jak księżyc na sputnik i czekasz na cud. Trzeba trochę inwencji, zaangażowania, trzeba też samemu dupą pokiwać. Nawet jak dajesz się rżnąć od tyłu. Ale wiesz co? Dzisiaj jest twój szczęśliwy dzień. W ramach Dnia Troski o Głupie Dupodajki, nauczymy cię, jak to się robi… Za parę godzin będziesz najlepiej wyszkolonym lachociągiem we wsi. Od amantów się nie opędzisz. Musisz nadrabiać umiętnościami, bo wygląd masz do bani. Mareczek przynajmniej nadrabia narządem, ale ty? Stanik kupujesz w dziale „moja pierwsza bielizna”, nie wiesz, że depilacja to codzienność, a nie okazjonalna ekstrawagancja… Trzeba nad tobą popracować. Powiedz, ciebie też ten pacan – machnęłam głową w stronę skonfundowanego Mareczka – rwał na tanie teksty w rodzaju „chodź blondyna, zrobię ci syna”?
– Tak – dziewczyna odpowiedziała niemal machinalnie. Dopiero kiedy dotarło do niej, że ponad wszelką wątpliwość potwierdziła, że jest kompletną idiotką, zrobiła się czerwona.
– Swoją drogą, ten twój Mareczek to może przystojny nie jest, ale osprzęt ma całkiem słusznego rozmiaru. Że też nie pękłaś mu w połowie drogi… Musiał być nieźle zdesperowany, że poleciał na takie biedactwo jak ty…
Mareczek stał nadal jak słup soli. I nie dziwota. Anka stała za nim, trzymając go za kark. Jeden głupi pomysł i całowałby trawę.
– No, prawda. Może zanim skręcę mu kark, to jeszcze wykorzystam jego wała… – rzuciła od niechcenia. – Co? Nie wierzysz? Skręcę ci kark, wsadzę do tego kajaczka razem z tą chudą idiotką, wyciągnę na środek jeziora, a potem kajaczek się przewróci. Znajdą was za tydzień, jak już skruszejecie nieco pod wodą… Ot, wypadek jakich wiele…
Dzieciaki pobladły. A ja z trudem tłumiłam śmiech. Dziewczyna była obrazem przerażenia, zaskoczenia i kompletnego ogłupienia. Nawet nie próbowała już ukrywać swojej nagości.
– Zrobimy tak. – powiedziałam. – Najpierw sobie tu posiedzimy i popatrzmy, jak się bzykacie. Oczywiście, będziemy udzielać wam wielu przydatnych i cennych rad, żeby było to dobre, przyjemne dla obu stron doświadczenie. Potem zobaczymy, co będzie dalej. Może nawet udzielimy wam praktycznych wskazówek? Ale przygotujcie się na długie przedpołudnie… Nieposłuszeństwo nie wchodzi w grę. Mamy na to sposoby.
– Wyrwę mu jaja na przykład… – Anka zacisnęła rękę na więdnącym nieco przyrodzeniu Mareczka.
– No, to jest dobry pomysł… My będziemy wam mówić, co macie zrobić, a wy tu zaczniecie się bzykać. – Mała podeszła dla odmiany do Beci i poklepała ją po tyłku. – Spraw się mała… Bo jak Anka weźmie twojego chłopaka w obroty, to przez miesiąc nie będzie miał siły na rżnięcie…
– Ale… – oczy chudzielca robiły się coraz większe.
– Żadne ale. Do roboty. – syknęłam, patrząc jej znów w oczy.
Miałyśmy przewagę. Byłyśmy we trzy. Anka, przechodząc obok koca, chwyciła za plecak któregoś z pechowych kochanków. Wysypała jego zawartość na ziemię tuż przed nami. Na samym wierzchu leżał cyfrowy aparat.
– O…. – ucieszyła się Mała. – I jeszcze zrobimy wam parę fotek… Na pamiątkę.
Chwyciłam leżącą na ziemi koszulkę Mareczka, podłożyłam sobie pod tyłek i usiadłam naprzeciwko nich. Anka stała obok mnie, opierając się o wiosło od kajaka. Mała kucnęła nieopodal, bawiąc się aparatem.
– Zaczniemy o
Liże siostrze suteczki
Jestem gotowa na podwójną penetrację
Kieliszek pełen spermy

Report Page