Amatorzy kręcą swoje przygody

Amatorzy kręcą swoje przygody




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Amatorzy kręcą swoje przygody

Dołącz do tych którzy chcą zrozumieć świat.




Subskrybuj













Newsweek







 > 







Polska







 > 







Społeczeństwo




















Góry. Przewodnicy amatorzy prowadzą na śmierć. „Dopiero po wypadku wszyscy gardłują, że zostali oszukani”







06 października 2019 20:00







| Aktualizacja 05 października 2019 11:25







Wojciech Cieśla


Dziennikarz działu Polska do 2020 r.


przeczytaj więcej moich tekstów










społeczeństwo









góry









przewodnik
















Sezon na grzyby |

Polacy grzybowzięci. „Patrzysz na boczniaka i widzisz, że wszystko w życiu ma sens”










Egocentryczne łakomczuchy i leniuchy? Nieprawda! Koty naprawdę potrafią kochać










Kartka z kalendarza








Trzy razy w tygodniu na Twojej skrzynce


Udzieloną zgodę możesz wycofać w każdej chwili.


Administratorem danych osobowych podanych przy zapisaniu się na newsletter jest jest Ringier Axel Springer Polska sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-672), ul. Domaniewska 49.
Więcej w regulaminie serwisu Newsweek.pl
( tutaj )



Z partii znają tylko PiS, a z polityków Dudę. Mówią, że wiedzę o świecie czerpią z internetu





W aplikacji Newsweek dostęp do wszystkich treści z wydań Newsweeka.





Dostęp do różnych treści: podcasty, wideo, opinie


Subskrypcja Newsweek.pl
Prenumerata wydań
Regulamin
Polityka prywatności
Mapa strony
Biuro reklamy
Pomoc
Kontakt
Kupony rabatowe


© 2022 Ringier Axel Springer Polska. Wszelkie prawa zastrzeżone

W ofercie mają najwyższe szczyty i najtrudniejsze drogi. Na górach znają się tak samo jak zawodowcy, ale mają nad nimi przewagę, bo są tańsi. Gdy ginie ich klient, może okazać się, że przewodnicy bez profesjonalnej blachy są bezkarni.

N a filmie siedzi na śniegu w żółtym puchowym kombinezonie. Nie ma siły: nogi z butami w ciężkich w rakach leżą bezwładnie. Na twarzy plastikowa maska – pod szczytem Manaslu, na wysokości 6700 metrów, tlenu jest o połowę mniej niż na nizinach. Trzej mężczyźni z plecakami próbują podnieść ją na krótkiej linie. Bez skutku.


– Nie wiem, o czym mówisz – spod maski ledwo słychać mamrotanie.


Wspinacze ciągną wyczerpaną kobietę jak tobogan w stronę jaskrawych namiotów. Choć 50-letnia Rita Bładyko trafi za chwilę do bezpiecznego śpiwora, nie przeżyje nocy. Zamarznie na zewnątrz namiotu, o krok od organizatora wyprawy.


Przewodnik w górach ma pomóc klientowi przejść w trudnym terenie, napoić go herbatą i bezpiecznie sprowadzić na dół.


Od pół wieku standardy przewodnictwa w górach wyznacza IVBV – Międzynarodowa Unia Związków Przewodników Górskich. Co oznacza standard? Że w niemal trzydziestu krajach świata przewodnicy szkolą się tak samo. Żeby trafić na listę kandydatów do IVBV, trzeba być doskonałym wspinaczem, mieć za sobą trudne drogi w lecie i w zimie, świetnie jeździć na nartach po zwyczajnym stoku i w głębokim puchu. Kandydatów czeka kilka lat kursów, wyjazdów, treningów, egzaminów. Na zdobycie zawodowej licencji trzeba wydać więcej niż na licencję na mały samolot. Blacha IVBV jest pieczęcią górskiego zawodowstwa.


Przewodnik tatrzański: – Nawet nasza blacha, choć trudną ją zdobyć, nie daje uprawnień do prowadzenia klientów w wyższe góry. Zdarza się, że ktoś to robi, ale jeśli sprawa się wyda, w Zakopanem czeka go środowiskowy ostracyzm.


W Europie pracuje ponad pięć tysięcy zawodowych przewodników wysokogórskich. W Polsce blachę IVBV ma ledwie kilkadziesiąt osób. Większość to wybitni wspinacze.


Eksponowana grań, stromy lodospad, wejście na Mount Blanc. Góry przyciągają doświadczonych (i niedoświadczonych) turystów, którzy chcą iść dalej i wyżej, poza znakowane ścieżki.


Rita Bładyko wiele lat temu wyjechała do Hiszpanii, potem na Wyspy. Zdążyła odchować syna. Górami na serio zajęła się grubo po czterdziestce. Profil na Instagramie nazwała Rita Following The Dream – „Rita podążająca za marzeniem”. – Każdy wyjazd w góry wysokie to ciężkie pieniądze – tłumaczy jeden z warszawskich przewodników tatrzańskich, któremu zdarza się prowadzić klientów w Alpach. – Bilety, sprzęt, pobyt. Im dalej i wyżej, tym robi się drożej.


Za dzień wycieczki z przewodnikiem IVBV na Gerlach czy Łomnicę trzeba zapłacić ponad tysiąc złotych. Za wejście na Dach Europy niemal 5 tys. zł.


Od lat 90. w Polsce działają firmy, które robią to samo co zawodowcy. Ich przewodnicy to często doświadczeni, znani w środowisku wspinacze, ale bez licencji. Żeby uniknąć oskarżeń o przewodnickie piractwo, wyjazdy nazywają „wyprawami partnerskimi”.


Znaczna część klientów – przewodników prawdziwych i tych bez licencji – nie ma górskiego doświadczenia. Przewodnicy wybierają dla nich trasy dostosowane do możliwości. Z tą różnicą, że przewodnik IVBV może poprowadzić maksimum dwóch klientów, „piraci” – całe grupy. I nie biorą za nie odpowiedzialności.


Do dziś rekord należy do firmy Extrek: pięciu zabitych w ciągu dwóch lat. W 2005 r. dwie osoby zmarły w szczelinie lodowca pod Uszbą na Kaukazie. W 2007 r. trzech uczestników wyprawy Extreka zginęło na Matterhornie. Organizator tłumaczył, że właściwie nie jest przewodnikiem, tylko przewoźnikiem, a jego rola ogranicza się do dostarczenia ludzi pod szczyt.


Extrek zdobywał klientów, ogłaszając się w internecie, uczestnicy wypraw często nie znali się. Piotr B., właściciel Extreka, nie był ani instruktorem alpinizmu, ani przewodnikiem. Po tragediach zlikwidował strony w sieci, uciął kontakty z mediami. Jakiś czas jeszcze prowadził stronę, na której Extrek nazywany był „niezrzeszoną grupą przyjaciół”. – W środowisku wszyscy doskonale wiedzieli, co robi Extrek. Nikt ich nie bojkotował – opowiada jeden ze wspinaczy. – Swoje filmy z „wypraw partnerskich” puszczali na wszystkich festiwalach filmu górskiego.


O fałszywych przewodnikach z Polski trąbi cała górska Francja. Według Érica Favreta, prezesa Compagnie des Guides de Chamonix, zjawisko piractwa zawsze istniało, ale ostatnio ma tendencję wzrostową. Służby górskie oceniają, że 10 proc. rzekomych przewodników pochodzi z Europy Wschodniej.


– Byłem na Matterhornie z takim przewodnikiem – opowiada jeden z warszawskich wspinaczy – Czy nie wiedziałem? Wiedziałem. Inni też wiedzieli, było nas pięcioro. Większość lewych przewodników nie ma podrobionych papierów ani nie wymyśla doświadczenia górskiego. Mają stronę w sieci albo ogłaszają się pocztą pantoflową. Nikt nikogo nie oszukuje. Nie potrafisz sam, nie masz partnerów z doświadczeniem, a chcesz wejść i nie zbankrutować? Bierzesz lewiznę. Dopiero po wypadku wszyscy gardłują, że zostali oszukani.

Rita Bładyko jest krawcową w Londynie, szyje dla znanych designerów, którzy obsługują gwiazdy i celebrytów (szyła kostiumy do filmu „Everest” o górskiej tragedii z 1996 r.). Nie jest alpinistką, po prostu lubi góry. Wchodzi na Rysy, potem na Mont Blanc, Kilimandżaro i Aconcaguę. To popularne szczyty dla zaawansowanych turystów, właściwie bez trudności wspinaczkowych – problemem jest wysokość, ale z tą Rita sobie radzi. Jest w górach zaledwie cztery lata, gdy decyduje się atakować Everest, ale najwyższa góra świata to kosztowna przygoda. Trzeba wydać 25 tys. funtów na opłaty, przejazdy, ekwipunek.

Intensywnie ćwiczy. Trzy razy w tygodniu siłownia, prawie codziennie wspinaczka z dwudziestokilogramowym plecakiem na siódme piętro.


Jej przewodnikiem po górach jest Zbigniew Bąk. Były harcerz, przez jakiś czas prowadzi stronę „Życie to przygoda” – można z nim żeglować od Mazur po Karaiby. Zachwala: „Korzystając z naszych usług, nie musicie Państwo posiadać umiejętności żeglarskich ani żadnego doświadczenia”. Bąk ma też firmę Integra Active z branży imprez integracyjnych. O sobie pisze per żeglarz, bokser, wspinacz, płetwonurek. I jeszcze: lider i autorytet z bogatym doświadczeniem.


Sam podaje, że ma na koncie 190 wypraw w góry wysokie. Dobry kompan, lubiany wśród klientów, popularny w środowisku.


Nie jest przewodnikiem. Preferuje nazwę „wyprawy partnerskie”. Po wypadkach Extreka komentuje na portalu npm.pl: – Niestety, z powodu paru nieodpowiedzialnych osób, które potraktowały w sposób niewłaściwy uczestników swoich ekspedycji, mamy teraz nagonkę na tego typu wyjazdy.


Zakłada Stowarzyszenie Homohibernatus, rejestruje je w ewidencji stowarzyszeń kultury fizycznej w urzędzie miasta Warszawy – można tam wpisać każdy klub, nawet uczniowski – wystarczą podpisy siedmiu osób i drobna opłata.


Do zdobywania Mont Blanc Homohibernatus zachęca tak: „Podczas wyprawy wymagamy od uczestników bardzo dobrej kondycji, reszty uczymy na miejscu (obsługa czekana, raków, asekuracji na linie itp.), więc macie 2 w 1, i kurs, i wyprawę. Terminy wysyłamy na e-mail”.


W czerwcu 2018 r. na wyprawie Homohibernatusa dochodzi do tragedii. Podczas podejścia na Mont Blanc, na niedużej wysokości, jedna z uczestniczek osuwa się po śniegu, spada na skały, ginie na miejscu. Nie zdąży zobaczyć pierścionka zaręczynowego, który narzeczony miał jej wręczyć po zejściu ze szczytu.


Bąkiem zajmuje się francuska prokuratura. Ratownicy kręcą głowami: licencjonowany przewodnik prowadzi w góry najwyżej dwie osoby. Bąk prowadził 12.


Po powrocie do Polski jeden z jego podopiecznych zamieszcza w sieci opis wyjazdu. Wynika z niego, że na zboczu, w wytopionym śniegu, klienci Homohibernatusa nie używali raków. Nie asekurowali się liną. Właśnie w takim miejscu poślizgnęła się kobieta.


Po wypadku na stronie Homohibernusa pojawia się zapis: „Informujemy, że cała działalność naszego klubu jest skierowana tylko i wyłącznie do członków naszego stowarzyszenia. Osoby, które nie należą i nie chcą należeć do klubu, nie mogą brać udziału w jego działalności”.


Do dziś polska prokuratura nie zakończyła śledztwa w tej sprawie. Wciąż trwa sprawa przed francuskim sądem.


Przewodnicy IVBV po wypadku na Mont Blanc wydają oświadczenie: „Pan Zbigniew Bąk oraz jego kolega, pomocnik, nie posiadali żadnych przewidzianych prawem międzynarodowym uprawnień (...), certyfikatów i licencji na legalną działalność, pozwalających im zabierać i narażać na niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia jakichkolwiek osób. Uprawiają oni tzw. czarne, nielegalne przewodnictwo”.


– Gdy przewodnikowi w górach giną klienci, to powinna zapalić się lampka – uważa doświadczony warszawski wspinacz. – Po śmiertelnych wypadkach przewodnicy na jakiś czas zawieszają prowadzenie ludzi w góry. Są tacy, którzy w ogóle rzucają tę robotę. Trauma jest zbyt duża. Ale są i tacy, którzy mimo tragedii dalej prowadzą w góry.


Ricie Bładyko nie udaje się z Everestem. W 2019 r. jej celem jest ośmiotysięczne Manaslu. Umiera na zboczu góry 28 września. W nocy wychodzi z namiotu, w którym spała z Bąkiem, prawdopodobnie za potrzebą (choć na tej wysokości wspinacze korzystają z plastikowych butelek). Zamarza.


Moment sprowadzania Rity w dół przypadkowo nagrywa Magdalena Gorzkowska, alpinistka z innej wyprawy. Jej wersja w skrócie: przed obozem IV spotkała Ritę z jej szerpą. Kobieta była w ciężkim stanie.


Bąk wysyła do Polski oświadczenie. Podaje inną wersję niż ta z filmu: „Z każdym metrem stan Rity się poprawiał, miała więcej siły, na końcówce wyprzedziła cały zespół i była pierwsza przy namiotach” – zapewnia.


We wspinaczkowym internecie wybucha burza. Część broni Bąka, część go atakuje. Choć ekipa nie wróciła jeszcze z Himalajów, wyrok na przewodnika Rity został już wydany.


Kilka lat temu Zbigniew Bąk prowadził bloga. Pisał, że nie można narzekać na przeciwności losu. Że od życia trzeba brać to, co chcemy: „Komercja, którą wszyscy tak piętnują, jest tylko solidną organizacją i zapewnieniem bezpieczeństwa śmiałkom, którzy zaryzykują wiele, ażeby zdobyć górę gór”.


– Czego się najbardziej obawiasz? – pytała Ritę dziennikarka polskiego portalu w Anglii.


– Boję się tylko zatrzymać. To jest tak samo w górach i w życiu – jak się zatrzymasz, to trudno jest ruszyć.





kontakt@ asdasd pornoman.pl
Wszystkie materiały na stronie zamieszczane są przez użytkowników. Jeśli któryś materiał należy do ciebie, albo przedstawia twoją osobę i sobie nie życzysz, aby się tu znajdował napisz do nas - usuniemy.
Strona korzysta z plików cookie.

Młodzi polscy amatorzy nagrywają swoje erotyczne przygody. Śliczna, moda blondynka robi laskę swojemu facetowi nad jeziorem na wakacjach.
Ten film niestety już nie działa, ale może wybierzesz, któryś z poniższych o podobnej tematyce
Polka w ostrym niemieckim pornosie - cały film
Brak komentarzy, możesz napisać pierwszy
Polka w ostrym niemieckim pornosie - cały film
Amatorka poznana w parku dymana w dupę
Teresa Orlowski w sadomasochistycznej orgii
Prywatna sex taśma polskich amatorów
Polskie uczennice e25 - numerek z kurierem
Renata idzie nago na stację benzynową
Młoda dziunia robi loda, finish w ustach
Polska nastolatka obciąga cztery fiuty
Podrywacze e338 - Przyjacielskie bzykanie
Podrywaczki e34 - Kunegunda obciąga mechanikowi
Anna chodzi nago po peronie (publiczne porno)
Podrywacze e281 - faceci do wynajęcia

Szanujemy Twoją prywatność!
Jako Administratorzy danych osobowych - Polska Press, Pro Media, PL24 - dbając o Twoją prywatność, prosimy Cię o wyrażenie dobrowolnej zgody na przetwarzanie przez nas oraz naszych partnerów biznesowych Twoich danych osobowych. Jeśli nie chcesz wyrazić zgody na przetwarzanie lub chcesz ograniczyć jej zakres kliknij w "Dowiedz się więcej". Swoje preferencje możesz zmienić w dowolnej chwili w panelu dostępnym na naszej stronie Polityki Prywatności . Zakres wyrażonej zgody może wpływać na dostępność świadczonych przez nas usług.

Dane przetwarzamy m.in. w celu wyboru podstawowych reklam, tworzenia profilu i wyboru spersonalizowanych treści oraz reklam, pomiaru ich wydajności, na podstawie zgody w celach marketingowych, w tym profilowania, w celach analitycznych oraz na podstawie naszego uzasadnionego interesu jako Administratora. Przysługuje Ci m.in. prawo do dostępu do Twoich danych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, prawo wycofania zgody na przetwarzanie. My i nasi partnerzy wykorzystujemy niewrażliwe informacje, jak np. pliki cookie lub identyfikatory urządzeń oraz przetwarzamy dane osobowe takie jak adres IP lub identyfikatory plików cookie w celu wyświetlania spersonalizowanych reklam czy pomiaru preferencji odwiedzających naszą stronę. Możesz zmienić swoje preferencje w każdej chwili w Polityce Prywatności na naszej stronie. Niektórzy z naszych partnerów nie pytają się o zgodę na przetwarzanie twoich danych osobowych w celach biznesowych. Możesz się nie zgodzić na takie działania klikając w "Dowiedz się więcej".
Wraz z naszymi partnerami przetwarzamy Twoje następujące dane:
Dokładne dane geolokalizacyjne i identyfikacja poprzez skanowanie urządzeń , Przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich , Spersonalizowane reklamy i treści, pomiar reklam i treści, opinie odbiorców, rozwój produktu
Dowiedz się więcej → Akceptuję i przechodzę do serwisu
Polska Wiadomości Amatorzy z Łap kręcą…
Harocha Studio - taką nazwę ma amatorskie studio filmowe założone przez uczniów łapskich szkół.

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.

Jest to grupa filmowców-amatorów stworzona w 2007 roku w Łapach przez Macieja Skomarowskiego i Axela Gumkowskiego. Ludzie z Harocha Studio stworzyli następujące filmy: "Plemniczek", "Skryty wrzask", "Odlot, film niekoniecznie o ptakach", "Marzenia". Na razie mają sukcesy na szczeblu lokalnym (Przegląd Filmów Amatorskich w Łapach - Łapa). Zainteresowanych amatorską twórczością filmową zachęcam do odwiedzenia strony internetowej tego projektu: www.harochastudio.pl
Publikujemy
Zona wyruchana przez czarnucha na przeciwko jej męża
Mya Diamond zabawia się nowym dildo
Cycate brunetki rżną szczęściarza

Report Page