Alison sprzedała się czarnemu facetowi

Alison sprzedała się czarnemu facetowi




🔞 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Alison sprzedała się czarnemu facetowi


Powod by oddychac Donovan Rebecca

Home
Powod by oddychac Donovan Rebecca



Spis treści Recenzje 1. Nieistniejąca 2. Pierwsze wrażenie 3. Roztargnienie 4. Zmiana 5. Bezbarwna 6. Obca planeta 7. Konsekwencje 8. Pech 9. To nie r...

Spis treści Recenzje 1. Nieistniejąca 2. Pierwsze wrażenie 3. Roztargnienie 4. Zmiana 5. Bezbarwna 6. Obca planeta 7. Konsekwencje 8. Pech 9. To nie randka 10. Nocna rozgrywka 11. Biblioteka 12. Zły wpływ 13. Rezerwowa 14. Pusta 15. Niezłomny 16. Plan 17. Nieoczekiwane spotkanie 18. Inny wymiar 19. Nic śmiesznego 20. Pokój 21. Tylko przyjaciele 22. Zdemaskowana 23. Cisza 24. Upadek 25. Nieuniknione 26. Załamana 27. Ciepło 28. Prawda 29. Drżenie 30. Nocne życie 31. Zauważona 32. Pytanie 33. Odkrycie 34. Uwaga 35. Sabotaż 36. Kolacja 37. Prezenty 38. Zdruzgotana 39. Powietrza! Epilog

„Powód by oddychać” to wartościowa, wstrząsająca i przejmująca opowieść o dziewczynie zdanej na łaskę okrutnego szaleńca, sile przyjaźni będącej wsparciem i miłości, która jest filarem podtrzymującym życie. Aleksandra Jesiołowska, aleksandrowemysli.blogspot.com Tu nie ma schematu – jest za to wielka dawka cierpienia. Ta książka sprawiła, że zaniemówiłam z wrażenia i do tej chwili nie potrafi wyjść mi z głowy. Marcelina Pomper, mirror-of-soul.blogspot.com Jest niesamowita! Spodziewałam się lekkiej książki dla młodzieży, a dostałam wstrząsającą, głęboką i mądrą książkę. Czytałam i nie byłam w stanie jej odłożyć, wzbudzała we mnie skrajne emocje – od współczucia po wściekłość. Anna Ciesielska, markietanka-mojeksiazki.blogspot.com Niezwykle poruszająca i chwytająca za serce lektura. Nie mogłam się od niej oderwać. Książka została napisana w tak idealny sposób, że kiedy bohaterka płakała, cierpiała, moje serce łamało się na pół, gdy się cieszyła, i ja się uśmiechałam. Obok dzieła Donovan nie da się przejść obojętnie. To coś więcej niż zwykły wyciskacz łez, niż, coś na odstresowanie”. To poważna książka o sile przyjaźni, o szczęściu i sile, jaką może dać miłość, o nieodwzajemnionej dobroci. Raven Stark, ravenstarkbooks.blogspot.com Ta lektura po prostu wciąga. Czytając, czasami miałam ochotę rzucić ją w kąt i nigdy więcej nie wracać do tych obrazów niesprawiedliwości. Jednocześnie po przeczytaniu zakończenia do teraz czuję niedosyt Ewelina Gondela, NiebieskaObwoluta.blogspot.com

Jest w pewien sposób pozytywna. Dająca nadzieję. Podnosząca na duchu. Momentami wywołująca uśmiech, chociaż tematyka wcale nie jest zabawna. To cudowne uczucie, obserwować promienie słońca przebijające się przez burzowe chmury – i tak jest z „Powodem by oddychać”. Śmiem twierdzić, że potrafi nawet naprawić złamane serce. Natalia Patorska, ksiazkoholiczka-nadeine.blogspot.com Moja ocena to 9/10, jeden punkt mniej dlatego, że trzeba czekać na kolejną część. Dominika Szałomska, dominika-szalomska.blogspot.com To książka, która ma wstrząsnąć do granic możliwości, a zatem musi być bezczelnie prawdziwa i wolna, by każdym słowem trafić do czytelnika z niezachwianą precyzją. Ta książka po prostu rozszarpała mi serce, a łzy wstrzymały oddech. Beata Moskwa, thievingbooks.blogspot.com Już od pierwszych stron nie mogłam się od niej oderwać. Historia pochłonęła mnie i wszystko przestało się dla mnie liczyć, a gdyby nie obowiązki domowe, przeczytałabym ją w kilka godzin. Paulina Wiśniewska, recenzjemystic.blogspot.com Gorąco polecam Wam lekturę tej książki, ale uprzedzam, byście przygotowali się psychicznie. „Powód by oddychać” rozstraja emocjonalnie, zapiera dech w piersi, zatrzymuje akcję serca i grozi odwodnieniem z powodu ilości wylanych łez. Natalia Pych, heaven-for-readers.blogspot.com „Powód by oddychać” to książka dla nastolatek. To książka o miłości. O przyjaźni. O dziewczynie i chłopaku. O nadziei. O codzienności. Ale to również książka dla dorosłych. Książka o utracie zaufania. O braku rozmowy. O strachu. Tu nie chodzi o to, by kogoś poruszyć. Nie chodzi o to, żeby płakać, ronić łezki czy

ciskać wyzwiska w stronę znienawidzonej antybohaterki. Chodzi o to, by po odłożeniu tej książki spojrzeć szerzej, zobaczyć więcej. Bo nie wszystko jest takie, jakim się wydaje, albo takie, jakim my chcemy to widzieć. I czasem nie warto obiecywać, trzeba po prostu coś zrobić… Beata Staniszewska, portobellobazaar.blogspot.com

1. Nieistniejąca Oddech. Oczy mi napuchły, z trudem przełykałam ślinę z powodu guli w gardle. Sfrustrowana własną słabością, wierzchem dłoni szybko otarłam łzy, które wbrew mojej woli spływały po policzkach. Nie mogłam dłużej o tym myśleć. Wybuchłabym. Rozejrzałam się po pokoju, który choć mój, tak naprawdę niewiele miał ze mną wspólnego. Pod ścianą naprzeciwko używane biurko z niedopasowanym krzesłem, obok trzypółkowy regalik na książki, który przez dziesiątki lat widział zdecydowanie zbyt wiele mieszkań. Żadnych zdjęć na ścianach, żadnych pamiątek, które świadczyłyby o tym, kim byłam, zanim się tu znalazłam. To jedynie miejsce, w którym mogłam się ukryć. Przed bólem, wściekłymi spojrzeniami i słowami raniącymi jak ostrze noża. Dlaczego tu przyszło mi żyć? Znałam odpowiedź. To nie był wybór, tylko konieczność. Nie miałam dokąd pójść, a oni nie mogli odwrócić się do mnie plecami. Byli moją jedyną rodziną, za co jednak nie mogłam być wdzięczna losowi. Leżałam na łóżku, próbując skierować uwagę na odrabianie pracy domowej. Skrzywiłam się, kiedy sięgnęłam po podręcznik do trygonometrii. Nie mogłam uwierzyć, że moja ręka tak koszmarnie wygląda. Pewnie przez cały najbliższy tydzień znowu będę nosiła długi rękaw. Świetnie… Rwący ból w ramieniu sprawił, że przez moją głowę, jak nagły błysk, przeleciały potworne obrazy. Czułam narastający gniew, zacisnęłam szczękę, zachrzęściłam zębami. Wzięłam głęboki oddech i pozwoliłam spowić się mętnemu strumieniowi nicości. Musiałam wypchnąć go z głowy, dlatego z całych sił skupiłam się na lekcjach. Obudziło mnie delikatne pukanie do drzwi. Wsparłam się na łokciach i w ciemnym pokoju usiłowałam zebrać myśli. Musiałam spać jakąś godzinę, ale nie pamiętałam momentu, kiedy zasnęłam. – Tak? – odpowiedziałam, a głos ugrzązł mi w gardle.

– Emma? – Usłyszałam ciche, nieśmiałe nawoływanie. – Możesz wejść, Jack. – Mimo wewnętrznego rozbicia starałam się brzmieć przyjaźnie. Chwycił dłonią za klamkę i powoli otworzył drzwi. Jego głowa, sięgająca niewiele wyżej niż sama klamka, wsunęła się do środka. Dużymi brązowymi oczami Jack omiótł pokój, aż w końcu jego wzrok trafił na mnie. Wiedziałam, że denerwował się tym, co za chwilę mógł zobaczyć. Po chwili uśmiechnął się do mnie z wyraźną ulgą. Jak na swoje sześć lat wiedział zdecydowanie zbyt wiele. – Kolacja gotowa – oznajmił, patrząc w podłogę. Zrozumiałam, że wolałby uniknąć obowiązku przekazania mi tej informacji. – Dobrze, zaraz idę. – Usiłowałam odwzajemnić uśmiech chłopca, zapewniając go w ten sposób, że wszystko jest w porządku. On jednak zdążył oddalić się w kierunku głosów dochodzących z jadalni. W holu na dole uderzył mnie brzęk rozstawianych na stole talerzy i misek oraz towarzyszący mu podekscytowany głos Leyli. Gdyby ktokolwiek patrzył wtedy na tę scenę, pomyślałby, że jest to obraz idealnej amerykańskiej rodziny z radością zasiadającej do wspólnej kolacji. Obraz zmienił się jednak z chwilą, kiedy wyszłam ze swojego pokoju. Atmosfera zgęstniała od dławiącego poczucia niezgody na moje istnienie. Istnienie, które sprawiało, że na rodzinnym portrecie pojawiały się rysy. Wzięłam głęboki oddech, wmawiając sobie, że przez to przejdę, że przetrwam kolejną noc. Ale właśnie w tym tkwił problem. Wolnym krokiem przeszłam przez hol i skierowałam się w stronę jasnej jadalni. Ze ściśniętym żołądkiem przekroczyłam próg. Wbiłam wzrok w podłogę i w oczekiwaniu na nieuniknione wykręcałam sobie palce dłoni. Ku mojej uldze nie zwrócono na mnie uwagi. – Emma! – krzyknęła Leyla i podbiegła do mnie.

Schyliłam się, pozwalając jej wpaść w moje ramiona. Mocno zacisnęła ręce wokół mojej szyi. Poczułam ból w ramieniu i wydałam z siebie przytłumiony jęk. – Widziałaś mój obrazek? – zapytała rozradowana i pełna dumy ze swoich żółto-różowych esów-floresów. Za plecami czułam pełne wściekłości spojrzenia. Gdyby to były noże, natychmiast padłabym bez czucia. – Mamo, a widziałaś mój rysunek dinozaura? – Usłyszałam głos Jacka, który próbował odwrócić uwagę od mojego zakłopotania. – Jest piękny, skarbie – pochwaliła go, kierując spojrzenia wszystkich na syna. – Tak, jest śliczny – odezwałam się łagodnie do Leyli, patrząc w jej rozbiegane brązowe oczy. – A teraz szybko biegnij do stołu, dobrze? Kolacja czeka. – Dobrze – przytaknęła, nie wiedząc nawet, że jej czuły gest przyczynił się do wzrostu napięcia przy stole. Skąd zresztą miałaby to wiedzieć? Miała dopiero cztery lata, a ja byłam jej ukochaną starszą kuzynką. Ona zaś była dla mnie jasnym promieniem słońca w tym ponurym domu. Nigdy nie mogłabym winić jej za dodatkowe troski, których przysparzało mi jej głębokie uczucie. Rozmowa wróciła na dawne tory, a ja na całe szczęście znowu stałam się niewidoczna. Po odczekaniu, aż wszyscy będą mieli jedzenie na talerzu, nałożyłam sobie kurczaka, groszek i ziemniaki. Czułam, że obserwują każdy mój ruch. Skupiłam się więc na swoim posiłku. Zdawałam sobie sprawę, że nałożona porcja nie zaspokoi mojego głodu, ale nie śmiałam wziąć więcej. Nie słuchałam wylewających się z niej potoków słów o ciężkim dniu pracy. Jej głos przeszywał mnie i powodował skurcze żołądka. George odpowiedział coś miłego, starając się ją pocieszyć, jak zresztą zawsze czynił. Zainteresował się mną tylko raz, kiedy zapytałam, czy mogę już odejść. Spojrzał na mnie dwuznacznie z drugiego końca stołu i sucho przystał na moją prośbę.

Podniosłam talerz swój oraz Jacka i Leyli, którzy zdążyli już czmychnąć do salonu na telewizję. Zabrałam się za rutynowe wieczorne czynności: usuwanie z talerzy resztek jedzenia i umieszczanie naczyń w zmywarce. Podobnie robiłam z garnkami i patelnią, których George używał do przygotowania posiłku. Czekałam, aż wszyscy przeniosą się do salonu. Dopiero wtedy poszłam do jadalni dokończyć sprzątanie. Po umyciu naczyń, wyniesieniu śmieci i zamieceniu podłogi ruszyłam do swojego pokoju. Przeszłam obok salonu, z którego dochodziły dźwięki telewizora i głosy roześmianych dzieci. Prześlizgnęłam się niepostrzeżenie. Jak zwykle. Położyłam się na łóżku, w uszy wetknęłam słuchawki od iPoda i podkręciłam muzykę na cały regulator, żeby zagłuszyć myśli. Następnego dnia po lekcjach miał być mecz, a to oznaczało, że wrócę do domu później i nie wezmę udziału w naszej cudownej rodzinnej kolacji. Odetchnęłam głęboko i zamknęłam oczy. Jutro będzie kolejny dzień. O jeden dzień bliżej do zostawienia tego wszystkiego za sobą. Przekręciłam się na bok, na chwilę zapominając o obolałym ramieniu. Do czasu, kiedy ból ponownie przypomniał mi o tym, co przeżyłam. Zgasiłam światło i pozwoliłam ukołysać się muzyce. *** Z torbą w jednej ręce i przewieszonym przez ramię plecakiem wbiegłam do kuchni i szybko chwyciłam batonik zbożowy. Na mój widok oczy Leyli zapałały radością. Podeszłam bliżej i pocałowałam ją w głowę, wkładając ogromny wysiłek w to, aby nie zwracać uwagi na przeszywające spojrzenie z pokoju obok. Obok Leyli, przy stojącym na środku kuchni stole, siedział Jack i jadł płatki z mlekiem. Nie podnosząc wzroku, wsunął mi w dłoń kawałek papieru. „Powodzenia!” – głosił wykonany czerwoną kredką napis. Tuż obok niego widniał uroczo nieudolny, czarno-biały rysunek

piłki nożnej. Chłopiec rzucił mi ukradkowe spojrzenie, więc uśmiechnęłam się przelotnie, tak aby tego nie dostrzegła. – Na razie, dzieciaki – rzuciłam, kierując się w stronę drzwi. Jednak zanim doszłam do wyjścia, jej zimna dłoń złapała mój nadgarstek. – Odłóż to – syknęła. Odwróciłam się. Jej plecy chroniły dzieci przed wbitym we mnie jadowitym spojrzeniem. – Tego nie było na twojej liście, więc nie kupiłam. Odłóż to – powtórzyła i wyciągnęła drugą dłoń. Położyłam na niej batonik i natychmiast wyzwoliłam się z miażdżącego uścisku. – Przepraszam – wymamrotałam i wybiegłam z domu, zanim znalazła kolejny powód do upokorzenia mnie. – No i? Co się działo, jak wróciłaś do domu? – zapytała Sara, kiedy tylko wsiadłam do jej czerwonego kabrioletu coupé, i w oczekiwaniu na moją odpowiedź ściszyła głośną punkową muzykę. – Co? – odpowiedziałam, nie przestając pocierać nadgarstka. – Wczoraj wieczorem, kiedy wróciłaś do domu… – niecierpliwiła się Sara. – Nic specjalnego, zwyczajowe pokrzykiwanie – odparłam, bagatelizując dramat, jaki w rzeczywistości rozegrał się po moim wczorajszym powrocie z treningu. Mimochodem masowałam obolałe ramię. Postanowiłam nie zdradzać żadnych szczegółów. Chociaż bardzo lubiłam Sarę i wiedziałam, że zrobi dla mnie wiele, uznałam, że pewne sprawy powinny pozostać w tajemnicy. – Aha, czyli tylko pokrzykiwanie? – upewniała się. Wiedziałam, że nie do końca kupuje moją odpowiedź. Nie byłam mistrzynią kłamstwa, ale okazałam się wystarczająco przekonująca. – Tak – wyjąkałam pod nosem i splotłam wciąż drżące od jej uścisku dłonie. Odwróciłam głowę na bok i obserwowałam mijane po drodze drzewa, tak malutkie na tle ogromnych domów otoczonych rozległymi trawnikami. Moją zaczerwienioną twarz przyjemnie muskał świeży powiew późnowrześniowego powietrza.

– To miałaś szczęście, co? – Czułam na sobie jej spojrzenie. Czekała, aż zacznę się zwierzać. W końcu, widząc, że nic więcej ze mnie nie wyciągnie, podkręciła muzykę i zaczęła na cały głos wyśpiewywać słowa piosenki brytyjskiej kapeli punkowej, kiwając głową na przemian w górę i w dół. Wjechałyśmy na szkolny parking. Uczniowie jak zwykle wiedli za nami powłóczystymi spojrzeniami, a nauczyciele z dezaprobatą kręcili głową. Sara była niewzruszona. Albo przynajmniej udawała, że mało ją to wszystko obchodzi. Ja także pozostawałam obojętna, ale mnie naprawdę mało to obchodziło. Przewiesiłam plecak przez lewe ramię i ruszyłam z Sarą przez parking. Jej twarz rozpromieniła się w zaraźliwym uśmiechu, kiedy koledzy zaczęli machać do nas z daleka. Mnie ledwo zauważali, brak zainteresowania z ich strony zupełnie mi jednak nie przeszkadzał. Nietrudno było znaleźć się w cieniu popularności Sary, jej niezwykłej charyzmy i burzy cudownych, jasnych włosów, które falami spływały aż do połowy pleców. Sara była dziewczyną z marzeń każdego chłopaka w naszym liceum, a jestem przekonana, że również niektórych nauczycieli. Była zaskakująco atrakcyjna. Miała smukłe ciało modelki, w którym wszystko było na swoim miejscu. Jednak najbardziej ceniłam w niej autentyczność. Nawet jeśli była najbardziej pożądaną dziewczyną w całej szkole, nie zawróciło jej to w głowie. – Cześć, Saro – można było usłyszeć od każdego, kogo mijałyśmy, idąc pewnym, energicznym krokiem przez korytarz w części dla niższych klas. Sara z uśmiechem odwzajemniała wszystkie pozdrowienia. Również w moją stronę kierowano ukłony, na które mogłam odpowiedzieć jedynie przelotnym spojrzeniem i lekkim skinieniem głowy. Miałam pełną świadomość, że jedynym powodem, dla którego zwracano na mnie uwagę, była Sara. Zresztą przemierzając szkolny korytarz w cieniu przyjaciółki, w głębi duszy pragnęłam, żeby nikt mnie nie zauważał.

– Mam nadzieję, że Jason w końcu zorientuje się, że istnieję – oznajmiła Sara, kiedy z przylegających do siebie szafek wyciągałyśmy rzeczy potrzebne nam do pierwszej lekcji. Jakimś cudem większość zajęć miałyśmy razem, co czyniło nas praktycznie nierozłącznymi. Niestety na część lekcji chodziłyśmy osobno. I właśnie tego dnia ja zaczynałam od angielskiego, a Sara szykowała się do algebry. – Wszyscy dobrze wiedzą o twoim istnieniu – zapewniłam przyjaciółkę, uśmiechając się krzywo. „Niektórzy nawet zbyt dobrze” – dodałam w myślach. – Z nim jest inaczej. Ledwo mnie dostrzega, nawet kiedy siedzę tuż obok! To takie denerwujące – wyrzuciła z siebie i oparła się plecami o szafkę. – Ale wiesz, że na ciebie też zerkają? – dodała z naciskiem. – Tylko ty tak rzadko podnosisz wzrok znad książki… Nawet nie wiesz, ile przez to tracisz. Natychmiast zrobiłam się czerwona na twarzy i spojrzałam na nią z ukosa. – O czym ty mówisz? Zauważają mnie tylko dlatego, że ty jesteś w pobliżu. Sara zaśmiała się, błyskając idealnie białymi zębami. – Jaka ty jesteś niedomyślna! – parsknęła kpiąco. – Daj spokój, zresztą nie obchodzi mnie to – odparłam lekceważącym tonem, choć twarz wciąż mi płonęła. – Co zamierzasz zrobić z Jasonem? Sara westchnęła, mocno przyciskając książki do piersi i wodząc swoimi niebieskimi oczami po suficie, odległa, jakby zatopiona we własnych myślach. – Jeszcze nie wiem – odpowiedziała po chwili, krzywiąc usta w zadumie. Było oczywiste, że w myślach widziała jego twarz, zaczesane do tyłu blond włosy, intensywnie niebieskie oczy i ten zabójczy uśmiech. Jason był kapitanem i zarazem rozgrywającym w szkolnej drużynie futbolowej1. Bardziej banalnie już chyba być nie mogło. – Jak to? Przecież zawsze masz jakiś plan. – Z nim jest inaczej. Nawet na mnie nie spojrzy! Chyba

muszę się bardziej postarać. – Mówiłaś, że w końcu cię zauważył – odparłam, powoli gubiąc się w tej historii. Sara odwróciła głowę i spojrzała na mnie. Jej oczy wciąż błyszczały na wspomnienie chłopaka, ale uśmiech gdzieś zniknął. – Tego do końca nie wiem. Zrobiłam, co mogłam, żeby siedzieć obok niego na zajęciach przedsiębiorczości, a on tylko powiedział „cześć”, to wszystko. Przynajmniej wie, że istnieję. I tyle – stwierdziła nieco rozdrażniona. – Jestem pewna, że coś wymyślisz. A może jest gejem? – zażartowałam. – Emmo! – krzyknęła Sara i zrobiła wielkie oczy, po czym klepnęła mnie w prawe ramię. Zmusiłam się do uśmiechu, zaciskając jednocześnie zęby z nadzieją, że nie zauważyła, jak naprężam się z bólu, choć przecież dała mi tylko lekkiego kuksańca. – Nie mów tak, to byłaby katastrofa. Przynajmniej dla mnie. – Ale nie dla Kevina Bartletta – odparłam ze śmiechem, narażając się na jej groźne spojrzenie. Obserwowanie, jak miota się pod naporem uczuć do tego chłopaka, było tyleż zabawne, co urzekające. Miała łatwość w obcowaniu z ludźmi. Wszystko zazwyczaj przebiegało po jej myśli, a już szczególnie kiedy w grę wchodzili mężczyźni. Nie było ważne, kogo próbowała przekonać do swoich racji. Była tak ujmująca, że po niedługim czasie każdy ochoczo stawał po jej stronie. A jednak Jason Stark najwyraźniej ją onieśmielał. Od tej strony zupełnie jej nie znałam. Wiedziałam, że ta sytuacja była dla niej czymś nowym, i byłam bardzo ciekawa, co zamierza z tym zrobić. Jedyni ludzie, którzy stanowili dla niej większe wyzwanie, to mój wujek i ciotka. Przekonywałam Sarę, że ich zachowanie nie ma z nią nic wspólnego, ale to zwiększało tylko jej determinację, by stawić im czoło. Była przeświadczona, że dzięki temu moje codzienne piekło okaże się nieco bardziej znośne. Kim byłam,

żeby jej w tym przeszkadzać? Nawet jeśli wiedziałam, że ta walka jest z góry przegrana. Rozeszłyśmy się na zajęcia. Weszłam do sali językowej i jak zwykle usiadłam na samym końcu. Pani Abbott, powitawszy nas, rozpoczęła lekcję od rozdania ostatnich prac. Stanęła obok mojej ławki i uśmiechnęła się przyjaźnie. – Podeszłaś do tematu bardzo wnikliwie – pochwaliła mnie i oddała pracę. Kiedy nasze spojrzenia na chwilę się spotkały, niezręcznie odwzajemniając uśmiech, szepnęłam: – Dziękuję. Na kartce papieru widniała duża, nakreślona czerwonym piórem szóstka. Marginesy na całej długości pokryte były pozytywnymi komentarzami. Tego się spodziewałam, moi koledzy zresztą też. Większość uczniów pochylała się nad zadaniami swoich sąsiadów i porównywała otrzymane oceny. W moją pracę nikt nie zaglądał. Wetknęłam ją za okładkę zeszytu. Nie czułam się skrępowana swoimi sukcesami ani tym, co inni uczniowie myśleli o moich wysokich stopniach. Wiedziałam, że ciężko na nie zapracowałam. I wiedziałam także, że pewnego dnia to właśnie one mnie ocalą. Nikt poza Sarą nie domyślał się nawet, że z zapałem odliczam dni do rozpoczęcia studiów i wyprowadzenia się z domu wujka i ciotki. Jeśli więc ceną za zaangażowanie w naukę miało być wysłuchiwanie szeptów kolegów za moimi plecami, byłam gotowa ją zapłacić. Opi
Ukrył kamerę na seks spotkaniu
Wpadła na kutasa
Tylko sama wie, czego pragnie najbardziej

Report Page