Żylasta pała z plastiku

Żylasta pała z plastiku




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Żylasta pała z plastiku

Motyw Znak wodny. Obsługiwane przez usługę Blogger .





Skubisz Magda - LO Story

Home
Skubisz Magda - LO Story



MAGDA SKUBISZ Prószyński i S-ka Copyright © Magdalena Skubisz, 2008 Projekt okładki Sylwia Tymkiewicz Zdjęcie na okładce Aniela Kupiecka i Wojciech Sa...

MAGDA SKUBISZ

Prószyński i S-ka

Copyright © Magdalena Skubisz, 2008 Projekt okładki Sylwia Tymkiewicz Zdjęcie na okładce Aniela Kupiecka i Wojciech Sadlej Redakcja Magdalena Korobkiewicz Korekta Bronisława Dziedzic- Wesołowska Redakcja techniczna Anna Troszczyńska Łamanie Małgorzata Wnuk ISBN 978-83-7648-138-8 Warszawa 2009 Wydawca Prószyński Media Sp. z o.o. ul. Garażowa 7, 02-651 Warszawa www.proszynski.pl Druk i oprawa Drukarnia CHROMA ul. Przemysłowa 5, 68-200 Żary

Dorocie Kosteleckiej - polonistce z rezerwatu

Wszelkie podobieństwa do osób i sytuacji są zupełnie przypadkowe

Nie przypominam sobie okresu życia, w którym byłbym nieszczęśliwy... No, może poza okresem, kiedy chodziłem do szkoły. Jerzy Urban

PONIEDZIAŁEK Niebo zalała chłodna jasność. W pewien styczniowy poranek, gdy stada wypolerowanych gawronów lśniły w słońcu, a łyse drzewa rzucały cień na śliskie ulice i nieposypane chodniki pewnego podkarpackiego miasteczka, w bramie walącej się kamienicy stała zgarbiona nastolatka. Była godzina 7.50. Nazywała się Alicja Pawlacz. Nie była sierotą, nie handlowała ukraińską wódką, nie była na nic chora i na szyi nie dyndała jej żadna molestująca bliźnich tabliczka, a mimo to podejrzanie kuliła się w ciemnym, obfitującym w przeciągi korytarzyku. Wyraz jej twarzy zdradzał udrękę. Alicja wzdychała, buchając parą w okopcone sklepienie i zezując raz po raz spod kaptura. Po chwili zaklęła i nerwowo zerknęła na zegarek. Jak łatwo się domyślić, powyższe czynności zdradzały stan beznadziejnego zakochania. Na odwzajemnienie tegoż uczucia Alicja za bardzo nie liczyła, uważała się bowiem za kobietę o nienachalnej urodzie i bezbarwnej osobowości. W dodatku nie miała pieniędzy, nie bywała w modnych lokalach (jeżeli w tym mieście takowe były) i stać ją było raptem na jedno tanie piwo dziennie. I czym tu uwieść? Nastoletniemu mężczyźnie „wnętrze” jednostki rodzaju żeńskiego kojarzy się zupełnie inaczej, he, he. Ciekawe, czy Master wie, że to wyraz wieloznaczny? Albo nawet homonim... Ciekawe, czy w ogóle wie, co to homonim? 7

Swoją drogą Master może interesować się zagadnieniami o wiele bardziej frapującymi niż homonim... - Wiecie, jak można zabić Człowieka-Pająka? Nadzieja Alicji, że będzie sam i że będzie mogła - ot tak przypadkowo spotkać go na ulicy i zagadnąć: „Cześć! Nie widziałeś gdzieś Kaśki?”, rozwiała się brutalnie. Master szedł otoczony chichoczącą świtą, złożoną z licealnych pierwszoklasistek, które nie czekając na odpowiedź, zapobiegawczo zaczęły pokładać się ze śmiechu. - Człowiekiem-Laczkiem! - wyjawił triumfalnie, spoglądając z politowaniem na chudą blondyneczkę, która ze szczęścia posmarkała się w rękaw. - Idźcie już lepiej do klasy, bo was opieprzą. Laaaski. Dziewczynki, wyraźnie rozczarowane, niechętnie się oddaliły, gdacząc i drobiąc w śniegu kozaczkami o zwężonych noskach. Uff... Teren czysty. Ala odetchnęła z ulgą i z rozczuleniem spojrzała na samotnego Mastera. Teraz wahała się, czy zapoczątkować kulejącą konwersację, czy też lepiej nie wychylać się z bramy i trochę sobie popatrzeć. - O! Luśka! Co się tak czaisz? Jasna cholera! Nie trzeba było do tego stopnia intensyfikować wzroku. - Luśka! Wyłaź stamtąd! I jeszcze ta obrzydła ksywa: Luśka. W zamierzeniu miała być zdrobnieniem od Alusi. Odchrząknęła trzy razy i zasłoniła kapturem twarz, na której panoszył się kwitnący trądzik. - Cześć! Nie widziałeś gdzieś Kaśki? Czarne oczy Mastera omiotły ją w skupieniu i Alę przeszył rozkoszny dreszcz. - Idzie. - Oooo... - Wbrew staraniom zabrzmiało to jak jęk rozczarowania. - Co robiłaś w tej bramie? - spytał ciekawie. Ala odchrząknęła ponownie. - To, co zwykle. Najpierw zrobiłam sprayem małe graffiti, potem zbiłam szybę, oplułam poręcz... Na koniec wykręciłam żarówki. 8

Master uśmiechnął się szeroko, odsłaniając aparat ortodontyczny. Nazębna szyna przypominała trochę drut kolczasty, przez co uśmiech wyglądał zachwycająco drapieżnie. - Fajnie. Ja bym jeszcze zaprószył ogień... - Naraz odwrócił się i pomachał energicznie do kolorowej, omotanej przydługim szalikiem osóbki, która z tkwiącym w zębach papierosem brnęła przez puszysty śnieg. Rybaaaa!!! Rusz się, dziewczyno, bo dostaniesz pałę! Kolorowa postać najpierw pokazała gest Kozakiewicza, potem rąbnęła Mastera śnieżką w oko. - O, ty małpo... - jęknął i posłał w stronę nadchodzącej turlającą się poboczem puszkę. Kasia nie pozostała dłużna. Cisnęła w kolegę słoniną z karmnika dla ptaków (akurat to miała pod ręką). Wymiana ciosów przebiegała w sympatycznej atmosferze i Ala czule przyglądała się bijącej się parce. Master - próżny cherubinek o ambicjach inteligenta i metroseksualnym wyglądzie. Sylwetką przypominał łykowatego Animka, a z twarzy - starszą wersję Billa Kaulitza, z tym że nie znał niemieckiego, nie malował konturówką powiek i znacznie rzadziej marszczył czoło. Bogaty, piękny i popularny wśród stad dojrzewających przedstawicielek płci pięknej, potomek nuworysza z branży meblarskiej. Właściciel szpanerskiego płaszcza, peugeota 206 i imponującej kolekcji komputerowych RPG-ów. W dwóch słowach: nadęty dupek. Zakochana w nim była bez pamięci... Kasia - zwana Rybą - osoba niekonwencjonalna i bezkompromisowa. Dziecko przemytników z wszczepioną w genach umiejętnością podrażniania otoczenia merkantylnym uśmiechem. Arogancka, wybuchowa, mściwa, wyznająca mocno już przestarzały image hippiski i jeszcze bardziej archaiczne przekonanie o kształcącej roli literatury w życiu nastoletniego człowieka. Jednostka z co najmniej paru względów niezwykła chociażby z racji całkowitej niepodatności na kaca, mimo spożywanych namiętnie hurtowych ilości alkoholu. Licealistka ze stale obniżanym sprawowaniem, między innymi za niebanalny wygląd, na który zazwyczaj składały się: wyuzdany makijaż, czarne paznokcie, kolczyki w nosie, uszach i innych eksponowanych miejscach, prócz tego tatuaże i mnóstwo, mnóstwo brzękadełek, tak ślicznie rezonujących podczas pisania na tablicy. 9

Krótko mówiąc: jeśli Ala posiadała tak zwaną najbliższą koleżankę żeby nie nazwać jej szumnie „przyjaciółką” - była nią owa młoda dama, żądna wrażeń i zniszczona przez nałogi. - Cześć, Lusia! - Kasia uściskała ją serdecznie, nie wyciągając papierosa z ust. - Cześć, Łukaszku! - Jak gdyby nigdy nic przywitała się z Masterem i otrzepała go z resztek słoniny. - Ładną masz czapkę. A gdzie Zenon z Nizin? - Pewnie PKS się spóźnił. - Albo krowa ocieliła... - Albo kury nieso... - wyraził obawę Master. - Chodźmy lepiej w stronę budy, może Zenon się sam napatoczy. Ruszyli w stronę budynku ogólniaka, bardzo ładnego, z lekko tylko obtłuczonym tynkiem. Budowla pęczniała godnością i majestatem; na krytym gontem dachu siedziały dwa zmarznięte gargulce, którym sople lodu zwisały z pazurzastych łapek. Z komina walił czarny dym i uroczyście wsiąkał w zasnute chmurami niebo. Nieco niżej, pod szkolnym murem (na którym zawiedziony kibic naskrobał kredą: Jebać Czuwaj!, a poniżej zadowolony: Niech żyje Czuwaj!) Zenon Kobiałka, urągając wszechobecnej architektonicznej powadze, zamaszyście wycierał w śnieg mocno zabytkowe buty „Tatry”. - Co tam, Zeniu? Woziłeś obornik? Zenon nieprzyjaźnie łypnął na Mastera spod filcowej czapeczki i nic nie odrzekł. Generalnie był małomówny. - Burak, jak zaczną ci śmierdzieć butki, to Gnida wyrzuci cię z klasy i nie będziesz musiał pisać sprawdzianu - wytłumaczyła logicznie Kasia. - Ale ja chcę pisać sprawdzian. Nikt nie przewidział opcji istnienia człowieka, który chce pisać sprawdzian z matematyki, więc trójka interlokutorów zamilkła. Burak w ogóle był swego rodzaju zjawiskiem, gdyż lubił się uczyć, którą to pasję uprawiał pomiędzy mieszaniem paszy dla trzody chlewnej a jazdą rozrzutnikiem gnoju po polach ornych. Dwadzieścia lat wcześniej miałby stypendium za pochodzenie, teraz - z Nizin rodzinnych i de facto społecznych - dojeżdżał do szkoły rozlatującym się PKS-em, a woźny co rano sprawdzał, czy uczeń z prowincji zmienił obuwie. Miał wdzięk i aparycję żołnierza z pomników wdzięczności dla Armii Czerwonej, akcent z „Samych swoich”, talent do przedmiotów ścisłych 10

i niepodatny na miejskie zepsucie charakter. Nawet ksywa uwypuklała zalety ducha i szlachetną anatomię: Burak był twardy, krzepki, czerwony i - jak podpatrzył Master w męskiej ubikacji - miał zwężający się ku dołowi korzonek. - Umrę - oznajmiła Kasia, przypatrując się, jak kolega zakłada obdarte tenisówki, a tatry wkłada do torby. - Na co? - spytał szorstko. Kasia wzniosła ku niebu powieki zalepione granatowym cieniem. - Umrę z nienawiści do Gnidy i jej sprawdzianów. - Przestań kwękolić - upomniał ją surowo Master. - Kwękać się mówi. - Kwękolić. To jest połączenie kwękania i jękolenia. - Nie ma czegoś takiego jak jękolenie - wtrącił się z mądrą miną Burak. - Mówi się: jęczeć. - A co ci, kurwa, przeszkadza? - zapienił się Master, zdenerwowany przed poranną klasówką. - Będę sobie tak mówił, bo mi się tak podoba. Jękolić, kwękolić... - Pierdolić - uciął Zenon i popatrzył w zadumie na szarą, upstrzoną płatkami śniegu bryłę, na której krwawo rysowała się tabliczka ogólniaka. - Ciekawe, czy Gnida będzie miała dzisiaj atak? - Coś ty! - westchnęła Ala, człapiąc ciężko po schodach. - Jest klasówka i Gnida będzie rozkwitać. Będzie ŁASKAWA. Pozwoli sobie podać kawę i ciastko, i stertę tych debilnych gazet: Doktor Be radzi, jak leczyć chromanie przestankowe i unikać przegrzewania moszny w za ciasnych gaciach. - Jak? - zapytał Master, ale został zignorowany. - Albo te wszystkie rzewne reportaże o dzieciach bez nóżek. - Przestań - powiedziała Kasia. - Nie chcę słuchać o dzieciach bez nóżek. To okropne. Zapadło milczenie, przerywane nierównym chrzęstem śniegu miażdżonego ciężkimi glanami Mastera. - Masz jakieś gazety? - spytała Ryba. - Przewodnicząca Mao kazała przynieść. Aby się Gnida zajęła gazetą, a nie nami. Master pokręcił głową, przyozdobioną kretyńską czapeczką z rogami łosia. - Nie mam. Mogę jej co najwyżej kupić świerszczyki dla odmiany. Burak aż przystanął, powodując niewielki korek przy wejściu. - E, pieprzysz! Naprawdę byś kupił? 11

- Jak mnie wkurwi, to położę jej na biurku, przysięgam. Zobaczę jej minę. - Hi, hi, hi - powiedziała cichutko Ala. - Jakie? - „Peep show”, „Cats”, „Anal Pervers”, takie tam... - Hi, hi, hi. To po angielsku. Myślicie, że zrozumie? - Przecież ma obrazki. Z podpisami. - Jak komiks. Hi, hi... - Ciekawe, co by zrobiła? - zastanowiła się Kasia. - Dostałaby ataku, wyrzygała kawę... - I ciastko... - I ciastko...

Weszli do klasy, rzucając zdawkowe „cześć”. Nikt nie odpowiedział, bo cała IIb była zestresowana nadchodzącą właśnie lekcją. Ala rzuciła kurtkę na krzywy, ścienny haczyk. Master - esteta w każdym calu - wyciągnął z plecaka wieszak i troskliwie umieścił na nim swój ukochany, skórzany płaszcz. Na wierzchu ułożył starannie rogatą czapkę, po czym, zerknąwszy z niesmakiem na haczyki, umieścił odzienie na pustej ławce. Ściślej - na pustej ławce przed biurkiem. Wyglądało to co najmniej intrygująco. Ala oczami wyobraźni już widziała, jak na ten widok wąziutkie, sine wargi Gnidy zaciskają się w cienką linię dezaprobaty. I zawsze wtedy ogarniało ją nieodparte przeczucie, że gdzieś w środku tej małej, sadystycznej główki czai się szaleńcza radość i gotowość zgnębienia wszystkich i wszystkiego. Master przeciągnął się z głośnym ziewnięciem. - Nooo - popatrzył na zegarek - jeszcze pięć godzin i pogram sobie w Quake'a. Tam jest taka postać podobna do Gnidy, lubię za nią gonić z piłą... - Dlaczego z piłą? - spytał machinalnie Burak, wyciągając plecak spod buta Mastera. - Rozdeptałeś mi kanapkę, pacanie. - Serio? Z czym? Burak popatrzył z westchnieniem na sufit. - Nieważne z czym, nawet jakby była z gównem, to ci nie wolno deptać po mojej kanapce. Nic nie czujesz w tych swoich buciorach. - Nieprawda. Gówno bym poczuł. 12

* W klasie trwała gorączkowa bieganina. Przewodnicząca Mao (skrót od Maogosi - bo tak, posługując się niechlujną dykcją, artykułowała swoje imię) - brzydka, energiczna dziewczyna z tych, co to się angażują społecznie albo sępią od każdego po pięć złotych na gazetkę ścienną, żeby było „ładniej” - trzęsącymi się rękami nakładała na talerzyk kremówkę. Chyba papieską - Ala dojrzała dwie warstwy żółtego kremu. Pewnie lepiej się kojarzyła. A poza tym, jak Gnida mogła nie zjeść papieskiej kremówki? To trąciło herezją. Na biurku piętrzył się już stos gazet. Ala nie wypatrzyła wśród tytułów Doktora Be ani dzieci bez nóżek, były za to łzawe historyjki o niekochanych żonach i mężach, samotnych matkach, samotnych nieszczęśliwych, samotnych porzuconych, a nawet jedna o niekochanym, samotnym, nieszczęśliwym, porzuconym psie. Na szczycie sterty szmatławców czerwonym tytułem straszyły zawistne wspominki: Mąż rzucił mnie dla młodszej, a ona potem zostawiła jego! Jejku, pomyślała Ala, jak konsument takiej papierowej sraczki, tych ckliwych, jednowątkowych, autoerotycznych wynurzeń może się zachowywać normalnie? Biedna Gnida, to nie jej wina, że jest nerwowa. My ją do tego zmuszamy. Przewodnicząca wyczyściła palcem brzegi talerzyka, oblizała palec i postawiła naczynie na biurku. Jej koleżanka (pomagała zawsze przy gazetce) przytruchtała pośpiesznie, dzierżąc oburącz szklankę z kawą i utopioną w niej łyżeczką. Ala miała nadzieję, że przynajmniej tam napluła. - Cukier!!! Gdzie jest cukier?!! - darła się Maogosia z nutką histerii w głosie. - Kurczę, ona zaraz przyjdzie!!! Niech mi ktoś pomoże!!! - zawyła i popatrzyła wyczekująco na Mastera, który zawsze się jej podobał. Master oczywiście nie ruszył się z miejsca, ale za to zwinął dłonie w trąbkę i ryknął: - E, wszyscy! Gdzie jest, kurwa, cukier?! - i zamilkł nagle, po czym gwałtownie wstał i powiedział: - Dzień dobry. - Widzę, że nie macie cukru - stwierdziła Gnida, drobiąc krótkimi nóżkami w kierunku biurka. - A ty, Masterski, dostajesz uwagę... Proszę 13

to sprzątnąć - wskazała pogardliwie na kremówkę i kawę bez cukru. Nie mam gdzie położyć dziennika. Powiało grozą. Przewodnicząca Mao zerwała się z miejsca i ze wstydliwym pośpiechem usunęła nieszczęsny poczęstunek. Gnida stała tymczasem obrażona i nieruchoma jak kukła, z twarzą zakrzepłą w jakimś nieuchronnym postanowieniu. Ala mogła się założyć, że obmyśla właśnie najbardziej przykrą metodę pacyfikacji Klasy, W Której Nie Ma Cukru (Do MOJEJ Kawy!). - No to ekstra... - wycedziła cichutko przez zęby siedząca obok Kasia. - Zrobi nam teraz sajgon... Pewnie da jakiś temat, którego nie było... Ala popatrzyła ze wstrętem na Gnidę, wpisującą uwagę Masterowi. Wyprostowana (he, he, dlaczego większość niskich ludzi siedzi tak komicznie wyprostowana?), napuszona, w paskudnym angorowym, beżowym sweterku z wyczesanym na sztorc włosem i takimż kretyńskim berecie wyglądała jak brudna owca porażona prądem. Poniżej sweterka opinała się na brzuchu walcowata, kraciasta spódnica, spod której wyłaziły dwie tłuste łydy w wełnianych, sraczkowatych pończochach (Pewnie ma żylaki, zauważyła kiedyś spostrzegawcza Ryba) i kawałek żółtej halki. Łydy tkwiły zawsze w tych samych kanciastych, wypolerowanych na wysoki połysk czółenkach z przysadzistym, kwadratowym obcasem, które awansowały ich właścicielkę do zaszczytnego grona ludzi widocznych, tj. liczących sobie więcej niż metr pięćdziesiąt wzrostu. - Ghrrrr... - zacharczała Gnida, pewnie po to, by zacharczeć, bo w klasie było kompletnie cicho i uwaga wszystkich skupiała się właśnie na niej. - Wyciągamy karteczki. - Założyła okulary i zaczęła gmerać grubymi paluchami w zbiorze zadań. - Siadamy pojedynczo... - Rozległ się hurgot gwałtownie odsuwanych krzeseł. - Ciszej - poleciła tym samym beznamiętnym tonem i natychmiast popierdywania stalowych nóżek o parkiet straciły na sile. - Imię, nazwisko, klasa, dwa iks dodać cztery igrek, dzielone przez dwa, otworzyć nawias, pierwiastek z trzech, razy osiem iks... - Dzielone przez...? - zapytał ktoś odważny. - Trzeba było uważać, zamknąć nawias, do potęgi drugiej... Jakubowski, masz minusa za odpisywanie od kolegi. 14

- Ale ja nie dosłyszałem zadania! - kwiknął urażony Jakubowski. - A dosłyszałeś, że masz minusa? - uśmiechnęła się. - Dodać, otworzyć nawias, jedna druga igrek... - Wolniej... - rozległy się błagalne głosy. Gnida jednak dyktowała w zastraszającym tempie, a ekstaza na jej twarzy była aż nadto widoczna. - Macie dziesięć minut. Sadystka z pasją. Wenus w angorowym, kurwa, futrze, pomyślała Ala, notując zawzięcie, i nagle uświadomiła sobie absolutną bezcelowość tej czynności, bo przecież i tak niczego nie była w stanie rozwiązać. Odwróciła kartkę i narysowała Gnidę z pejczem i w lateksowych stringach, oddającą się ekstatycznej flagellacji...

- CZYJE TO?! Ala poderwała głowę. Swoją drogą dość późno wieszak Mastera znalazł się w centrum uwagi. - Nie wiemy, pani profesor - rozległy się pokorne głosy, choć na pewno gdzieś czaili się życzliwi, którzy zapytani wprost, natychmiast wyjawiliby dane właściciela. - Dyżurny! - Dyżurnym okazał się nieszczęsny kolega Jakubowski, który poderwał się tak nagle, że przewrócił kwietnik. - Proszę to w tej chwili odnieść do szatni! Rozległ się szmerek rozbawienia. - My nie mamy szatni - odezwał się Master i zrobił smutną minę. Każą nam się wieszać na ścianie. O, tam - zarzucił głową. - To twoje ubranie?! - spytała nagle w przebłysku intuicji i podeszła do ławki. Stanęła w rozkroku (na tyle, na ile pozwoliła opięta spódnica) i wpatrzyła się w ucznia nienawistnym wzrokiem. - I wstań, jak do mnie mówisz! Master wydał dyskretny jęk znużenia i posłusznie nachylił się nad Gnidą z perspektywy swojego metra osiemdziesiąt pięć. - To nie moje - zełgał bezczelnie. Klasa obserwowała scenę z radosnym zainteresowaniem. Niektórzy zaczęli ściągać. - Kłamiesz! Widziałam cię dzisiaj przed szkołą w tej czapce! - Skąd! W życiu bym czegoś takiego na siebie nie włożył... Gnida zaczęła sapać. Wąskie usta zacisnęła tak mocno, że wyglądała, jakby ktoś chlasnął ją po twarzy żyletką. 15

- Nie kłam, Masterski, bo to się dla ciebie źle skończy. - Ja zawsze mówię prawdę - obraził się. - YŻURNY!!! Jakubowski zerwał się jak poprzednio; tym razem ktoś uczynny przytrzymał kwietnik. - Czyje to jest?! Pytam po raz ostatni! - Eeee... - Hmm... Skoro właściciel się nam zawieruszył, to odniesiesz ten wieszak do pokoju nauczycielskiego... Master jakby się skurczył. - ...i położysz na moim biurku. Widocznie ktoś pomylił klasy, prawda, Masterski? - Na pewno... - Starał się uśmiechnąć lekceważąco, ale dostał nerwowego tiku w lewej powiece. Żeby go ukryć, zaczął dłubać palcem w oku. - Aaaa... - Przywołała gestem Jakubowskiego, który chciał wyprysnąć z klasy. - Oddaj karteczkę - popatrzyła na zegarek - i reszta klasy tak samo... Rozległy się głosy oburzenia. - Jeszcze trzy minuty! - Widocznie wam zegarki źle chodzą - zasugerowała z uśmiechem. Kładziemy karteczki na biurko! Komu się nie podoba, nie musi oddawać. A za całokształt dzisiejszej lekcji możecie podziękować koledze Masterskiemu. - I znowu się uśmiechnęła, łyskając szarawym szkliwem. - No, no, szybciutko, bo zaraz zaczynamy nowy temat. - Co za suka! - wysyczała Kasia, wstając. - Masz coś? - Nic. Zdążyłam tylko przepisać. - Dawaj, zaniosę. Gdy Kasia oddała obie kartki, Ala przypomniała sobie o Gnidzie z pejczem. - Jasna cholera! - jęknęła do siebie i rzuciła się w kierunku biurka. Pani profesor, ja bardzo przepraszam, ale pomyliłam klasówki - wyjąkała uprzejmie. - Czy mogłabym... Gnida popatrzyła na nią lodowato i wróciła do przerwanego zajęcia, polegającego na starannym wpisywaniu jedynek do dziennika. Ala poczekała cierpliwie, starając się nie zipać jej na ręce, po czym z powodu braku jakiejkolwiek reakcji odwróciła się i wróciła do ławki. - Mam przechlapane. Ona mnie pokazowo zgnębi. 16

Kasia wyczyściła cyrklem paznokieć i zamyśliła się. - A podpis
Puszczalska nastolatka z hotelu
Biseksualna piękność na castingu
Co masz w pupci, maleńka?

Report Page