Żona chciała poznać mojego kolegę

Żona chciała poznać mojego kolegę




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Żona chciała poznać mojego kolegę
Ratownik medyczny, dziennikarka. Wiecznie w oparach absurdu, zawsze pod prąd. Mama czterolatka, który w nocy o północy powie, gdzie Argentynozaur składał jaja. Czyta i nie śpi po nocach. Dobrze wie, że „oszczędny płaci dwa razy”, ale kocha festyny i zostawia tam krocie. Łatwo się wzrusza, choć nikt tego nie potwierdzi.
Kobietom wydaje się, że my wszyscy jesteśmy cholernymi dupkami. Że zostawiamy was dla młodszych, piękniejszych, bardziej zadbanych kobiet. Porzucamy was, bo nudzi nam się proza życia i rodzinna sielanka. Bo seks jest beznadziejny lub nadchodzi kryzys wieku średniego. Nie chcę tłumaczyć wszystkich facetów. Nie będę ich obrońcą, bo z pewnością wielu właśnie tym się kieruje. Niestety są też takie związki, w których facet odchodzi, choć wcale nie oznacza to, że porzuca partnerkę. Odchodzi, bo został przez nią skutecznie odepchnięty. Odchodzi, bo jej zachowanie spowodowało, że zniechęciła go do siebie. SKUTECZNIE.
Uważam, że dom jest miejscem, w którym każdy ma czuć się dobrze. Ma być moją enklawą, oazą spokoju, bezpiecznym miejscem, do którego wracam z pola bitwy, gdzie chcę odpocząć i zregenerować się, by kolejnego dnia znów stawiać czoła wyzwaniom. Od swojej kobiety zawsze oczekiwałem tylko jednego – świętego spokoju. I mówiłem jej o tym od samego początku.
Wybranka mego serca miała trudny charakter. Była bardzo kłótliwa i uparta, lubiła stawiać na swoim, co w konfrontacji z moim charakterem tworzyło mieszankę wybuchową. Chyba tylko ogromna miłość trzymała nas przez te wszystkie lata przy sobie. To była prawdziwa pasja, namiętność . Kiedy uprawialiśmy seks, to tak, że cały blok huczał. Kiedy się kłóciliśmy, sąsiedzi walili w rury. Nigdy nie było między nami obojętności. Zawsze na maksa, zawsze skrajnie. Nie wiem, ile razy pakowałem swoje rzeczy i mówiłem, że to koniec. Zawsze jednak wracałem do niej z podkulonym ogonem. Bo kochałem i ona też kochała.
Ogólnie żyło nam się naprawdę dobrze. Po prostu zrozumiałem, że takie mamy charaktery i musimy sobie z tym jakoś radzić. Przyzwyczaiłem się do jej dąsów i ciągłych oczekiwań. Poza tym wszystkim dawała mi naprawdę dużo miłości, potrafiła słuchać i służyła radą. Nigdy nie oczekiwałem od niej, żeby mi gotowała. Tym zajmowałem się w domu ja. Nigdy nie oczekiwałem od niej, żeby mi prała. To robiliśmy na zmianę. Nigdy też nie oczekiwałem, żeby po mnie sprzątała. I tym obowiązkiem się dzieliliśmy. Oczekiwałem od niej jedynie świętego spokoju. Pewności, że jedno zawsze stanie za drugim murem. Że tworzymy jedność.
Kryzys przyszedł po siedmiu latach. Przyznaję, że trochę z mojego powodu. Nie wiem, co spowodowało, że wdałem się w wirtualny romans . Nigdy wcześniej nic podobnego się nie przydarzyło. Moja żona przeczytała naszą konwersację, która toczyła się od kilkunastu dni. To był taki zwykły flirt, nic wielkiego. Tak, pisałem jej, że jest piękna, oglądałem jej zdjęcia, opowiadałem co dziś robiłem i jakie mam plany. Ani słowa o tym, że mam żonę. Nie musiałem tego pisać, bo wcale nie chciałem, żeby coś więcej z tego było. Ot taka odskocznia. I właśnie tę rozmowę przeczytała moja żona. To był moment, kiedy rozpętało się piekło.
Nie broniłem się, nie wymyślałem żadnych pierdół. Dokładnie widziała, co pisałem, więc nie robiłem z siebie większego kretyna. Nie miałem wtedy nic do ukrycia, widziała wszystko. Zapewniłem ją, że do niczego więcej nie doszło. Uwierzyła mi. Zgodnie z jej życzeniem zerwałem kontakt z tą kobietą. Obiecałem też, że to nigdy więcej się nie powtórzy i przyznałem jej rację, że faktycznie postąpiłem niewłaściwie i ma prawo być wściekła.
To jest moment, w którym w normalnym związku wszystko powinno zacząć się od początku. Ale nie u nas.
Ubiczowałem się, przyznałem do błędu i przeprosiłem. Postanowiliśmy dalej być razem, bo przecież fizycznie nie zdradziłem. Zwykły flirt . Każdy z nas ma taki na sumieniu. Wy, kobiety – również. Po prostu mnie przyłapano, a was jeszcze nie.
Po tej akcji z moją żoną zaczęło dziać się coś potwornego. Coś, przez co obwiniam ją za rozpad naszego małżeństwa.
Zrobiła się bardzo nieufna. Ja rozumiem, że w jakiś sposób ją zawiodłem. Ale przecież nie oszukiwałem jej latami, nie zdradzałem jej na prawo i lewo. Po prostu wdałem się w nieco intymną pogawędkę. Ona natomiast podniosła to do rangi zamachu stanu. Zaczęło się sprawdzanie telefonu, maili, messengera. Zaczęła śledzić każdy mój ruch. Podnosiła wzrok, gdy dzwonił mój telefon i czasem aż sam nie wiedziałem, co będzie dla mnie gorsze – czy odbiorę i pogadam z jakąś znajomą czy może lepiej nie odebrać, a wtedy ona pomyśli, że coś ukrywam. Tak zaczęła się paranoja. Jeżeli nie zadzwoniłem do niej w ciągu 5 minut od wyjścia z pracy i nie daj Boże, ona zadzwoniła i usłyszała, że jest zajęte, już była awantura. Wciąż pytała, gdzie jestem i z kim. Dokładnie analizowała profil każdej kobiety, która skomentowała moje zdjęcie na Facebooku.
Jednocześnie chciała wszystkim pokazywać, jaką jesteśmy szczęśliwą parą . Publikowała zdjęcia z dopiskiem „mój ukochany”, odpowiadała na komentarze pod moimi zdjęciami. Wdawała się w dyskusję z innymi kobietami, moimi znajomymi. Długo zastanawiałem się nad jej zachowaniem, bo nie mogłem uwierzyć, że aż tak straciła zaufanie do mnie. Wydaje mi się, że czuła ogromne zagrożenie ze strony innych kobiet, co spowodowało, że straciła pewność siebie, którą miała kiedyś. Z resztą coś podobnego wykrzyczała mi w jednej z ostatnich awantur.
Wraz ze sprawdzaniem wszystkiego, zaczęły się też ciągłe pretensje. O wyjścia z kumplami, o nieumyte naczynia, o późne telefony od kogoś, o brak kwiatów, o rzadszy seks. O wszystko. Wiedziałem, że gdy tylko przekroczę próg domu, spadnie na mnie lawina oszczerstw i pretensji. Miałem wrażenie, że ciągle jestem na celowniku, że ona nieustannie czeka na mój błąd. Skoro prosiła mnie o zrobienie zakupów, a ja zapomniałem o jednym produkcie, to znaczy, że nie słucham tego, co do mnie mówi i mam ją w dupie.
Tak minęły na trzy lata. Trzy okrągłe lata od pamiętnego dnia, kiedy to przeczytała moją rozmowę z inną kobietą. Ja nawet już nie pamiętam, o czym była. Przez te trzy lata awantury były co drugi dzień. Święty spokój, o którym kiedyś mówiłem, częściej dostawałem w pracy niż w domu. Moja żona, jako kobieta szalenie inteligentna, potrafiła jednym zdaniem, zupełnie mimochodem tak dowalić, że brakowało słów i argumentów. Krytykowała nie tylko mnie, ale także siebie. Ciągle porównywała się do innych. Mówiła, że pewnie oglądam się za innymi, bo znów nie udało jej się schudnąć. Wpadła w jakąś totalną paranoją, bo nigdy nic nie mogłem zarzucić jej sylwetce. Nieustanne jęczenie i narzekanie na wszystko spowodowało, że autentycznie przestało mi się chcieć na nią patrzeć, a do dopiero mówić o wspólnym spędzaniu czasu.
To był moment, kiedy zdradziłem ją już na poważnie. Powiedziałem jej o tym sam, pakując swoje rzeczy. Szalała jak zawsze. „Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że okażesz się takim dupkiem” – wytrząsała się nade mną. Kompletnie nie docierało do niej, że przez te trzy ostatnie lata robiła wszystko, by mnie do siebie zniechęcić. Teraz zalewa się łzami, bo ją zdradziłem i PORZUCIŁEM. Przewrotna jest ta wasza, kobieca logika.
Pewnie moja historia wydaje ci się taka płytka. No jasne, nie da się wszystkiego opowiedzieć tak po prostu. Można za to wyciągnąć pewne wnioski. Takie, które otworzą oczy kobietom, które uwielbiają dramatyzować. Tym kobietom, które są porzucane na własne życie, ponieważ skutecznie odtrącają swoich partnerów. Odpychają ich od siebie swoim zachowaniem. Ja chciałem tylko świętego spokoju, a wręczono mi rękawice. Jeżeli nie potraficie wybaczyć i zapomnieć, nie ciągnijcie tego dalej. Jeżeli macie problem z ponownym zaufaniem, ten związek się nie uda. Zwariujecie, tak jak moja żona i sprawicie, że facet faktycznie was zdradzi i zostawi. Wtedy, jak te biedne sierotki, będziecie mogły płakać nad swoim losem i wieszać psy na tym dupku, który nie był was wart.
Patrzysz na ludzi, którzy zdają się mieć nerwy ze stali i przeklinasz w duchu swoją „wrażliwość”. Znowu zdenerwowała cię rozmowa telefoniczna z twoją własną matką, niekompetencja twoich współpracowników, korki na mieście, problemy w szkole twojego syna. Słowem – życie. Wieczorem parzysz sobie jakieś ziółka, ale poziom stresu nie spada. Rano wstaniesz już lekko podenerwowana i byle błahostka sprawi, że obudzi się w tobie niepotrzebna złość.
Kiedy jako nastolatka denerwowałam się problemami z przyjaciółką, szkołą, rodzicami, moja babcia mawiała po staroświecku „miej wszystko niżej krzyża”. Było w tym tyle uroku, uśmiechu i tyle prawdy, że negatywne myśli same znikały jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ale w dorosłym, normalnym życiu trudniej wyrobić sobie umiejętność „filtrowania” tego, co powinno nas dotykać i odrzucania tego, czym sobie głowy zawracać nie warto. Bo życie jest na to za krótkie.
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić, jednak zdaniem psychologów, wystarczy jedynie poćwiczyć kilka strategii i zdać sobie sprawę z kilku prostych mechanizmów.
Dlatego pielęgnuj te momenty w życiu, w których wykazujesz się odpornością. Chwal się za każdy trudny moment, w którym nerwy „nie puściły”, za każdą trudną rozmowę, której nie odtwarzałeś potem w myślach w nieskończoność, w stresie. Teraz wyobraź sobie, jak wyglądałoby twoje życie, gdybyś był bardziej „odporny” i nie czuł się ciągle zraniony. Jak mógłbyś reagować, jakie uczucia mogłyby ci towarzyszyć? Czujesz lekką ulgę, gdy sobie to wszystko wizualizujesz?
Zapisz na kartce następujące słowa i noś je w portfelu lub torebce: „To, że tak czuję, to nie znaczy, że to jest prawda”. Zastanów się nad tymi słowami, kiedy twoje emocje zaczynają wymykać się spod kontroli. To pomoże ci spojrzeć na twoją sytuację z całkiem innej perspektywy, zrozumieć, gdzie leży prawdziwy problem i uświadomić sobie, czy słusznie się nim przejmujesz.
Pomoże Ci to dokładnie określić, kiedy reagujesz zbyt intensywnie, denerwujesz się niepotrzebnie. W jakim punkcie, obszarze swojego życia czujesz się najbardziej niepewnie? Kto z twojego otoczenia ma na ciebie zdecydowanie „zły wpływ”? Najprostszy przykład –  denerwujesz się, że w pracy znowu ktoś pochwalił twojego kolegę nie ciebie. Nie ma potrzeby kumulować w sobie tak silnych emocji, problemem nie jest nierówne traktowanie pracowników przez twojego szefa, ale twój brak pewności siebie w obliczu konkurencji.
Kiedy czujesz, że zaczynasz się gotować, że już „nie możesz” – idź na spacer, zrób sobie drzemkę, policz do 100. Jeśli ktoś zranił twoje uczucia, po prostu rozważ możliwość, że jego intencją nie było sprawienie ci przykrości. Postaw się na chwilę w jego sytuacji.butach. Empatia jest najlepszym sposobem na pokonanie nadwrażliwości.
Znasz ją na pewno. Nie zawsze zamawia sałatkę, a jednak ma szczupłą figurę. Gdy najdzie ją ochota, kupuje pięć kulek lodów. Nie spędza każdej wolnej chwili na siłowni, a jednak jej figurze nie można niczego zarzucić. Ty natomiast non stop jesteś na jakiejś diecie. Ciągle sobie czegoś odmawiasz, nieustannie narzekasz na swój los i geny. Podczas, gdy ona z uśmiechem wcina tort na rodzinnej uroczystości, ty przybierasz 2 kilogramy, bo tylko go powąchałaś. Jak to możliwe? Oto 10 sekretów wiecznie szczupłych osób.
Koleżanka z biura ma urodziny, więc przyniosła ciasto. Nie zjesz? Przecież nie wypada. Twój facet znowu zrobił ci piekielną awanturę, więc na pocieszenie zjesz wieczorem coś pysznego i wypijesz butelkę wina. Jest niedziela, więc warto upiec domowe ciasto – dzieciaki na pewno się ucieszą. Randka z mężem? Zaszalejmy!
Takich „specjalnych okazji” jest wiele. Pojawiają się regularnie, niemal codziennie. A ty zawsze znajdujesz usprawiedliwienie, żeby się obżerać. Może następnym razem sięgaj po smakołyki wtedy, gdy naprawdę pojawia się „specjalna okazja”? Na randce możecie przecież zjeść deser na pół. A na urodzinach dziecka wystarczy, że zjesz kawałek ciasta, a nie „wszystko”.
Jeżeli umawiasz się na spotkanie w knajpie, to oczywistym jest, że będziesz musiała (a przynajmniej powinnaś) zamówić coś do jedzenia. Problem w tym, że większość z nas traktuje takie spotkania jako okazję, by najeść się do syta. Tymczasem chodzi o rozmowę i miłe spędzenie czasu. Jeśli w trakcie wieczoru będziesz więcej mówić, zdecydowanie mniej zjesz. Zauważ, że niektórzy ludzie potrafią konsumować swój posiłek przez godzinę, rozmawiając w trakcie z innymi. Ty natomiast w kwadrans opędzlowałaś sałatkę, makaron i właśnie kończysz szarlotkę z lodami.
Produkty, które mają niską zawartość tłuszczu lub są niskokaloryczne, brzmią dobrze tylko w teorii. Z reguły jest to jednak żywność wysoko przetworzona, nafaszerowana solą, słodzikami i węglowodanami. Szczupłe osoby wcale nie wybierają żywności typu light . Owszem, czytają etykiety, ale tylko po to, by wybrać zdrową żywność z jak najmniejszą zawartością chemii.
Zapewne masz w swojej głowie listę produktów złych i zakazanych. Jest tam czekolada, białe pieczywo, słone przekąski, tłuste potrawy i wiele, wiele innych produktów. Jeżeli kategorycznie odmawiasz sobie czegoś, w końcu zaczniesz mieć obsesję. Przyjdzie taki moment, w którym zjesz tej czekolady pod korek. Zachcianki nie są złe. Czekolada nie jest zła. Wszystko trzeba po prostu jeść z umiarem. Zdrowy rozsądek to podstawa zdrowej diety.
Zmęczenie i niewyspanie mają ogromny wpływ nie tylko na nasze samopoczucie, ale także na masę ciała. Po pierwsze, brak snu wzmaga apetyt – najcześciej na produkty wysokokaloryczne. Po drugie, powoduje, że nie mamy siły na jakąkolwiek aktywność fizyczną. Aby cieszyć się dobrym zdrowiem (i dobrym wyglądem) trzeba się wysypiać.
Właśnie zjadłaś podwójnego cheeseburgera z frytkami, a wszystko popiłaś colą. Ok, może i nie był to najlepszy pomysł, ale nie ma co się załamywać. Po prostu postaraj się, żeby twój kolejny posiłek był zdrowszy. Przestań się zamartwiać i mówić pod nosem, że już do końca życia będziesz „grubą świnią” (to smutne, że w ogóle tak o sobie myślimy, prawda?). Niska samoocena znacznie utrudnia odchudzanie. Było smaczne? No i fajnie. Raz na jakiś czas można. A teraz głowa do góry i ruszaj na podbój świata.
Słodziki wciąż wzbudzają sporo kontrowersji. Podczas gdy jedne badania mówią, że nie mają one żadne wpływu na masę ciała, inne dowodzą, że powodują tycie, poprzez stymulowanie ośrodka głodu. Pij zwykłą wodę, ona też ma zero kalorii. To po prostu logiczne.
Zdrowe posiłki nie będą nudne, jeśli pokochasz przyprawy i zioła. Dzięki nim potrawy są smaczniejsze. Nie bój się eksperymentować. Jeżeli coś ci nie wyjdzie, po prostu zjesz mniej. I dobrze. Odkrywanie nowych smaków i połączeń wcale nie musi oznaczać biesiady ze stołem uginającym się od nadmiaru potraw.
Liczy się jakość jedzenia, a nie jego kaloryczność. Organizm inaczej zużywa 1000 kalorii z fast-foodów, a inaczej z pełnowartościowego posiłku. Postaw na tłuste ryby, chude mięso, awokado, ciemne pieczywo, kasze i gorzką czekoladę. Jedz pożywnie i zdrowo. Nie bój się zdrowych tłuszczów i węglowodanów pochodzących z orzechów. Pamiętaj, kalorie nie są najważniejsze.
Jak czujesz się po zjedzeniu kilku ciasteczek? Zapewne jesteś zmęczona i masz wzdęcie. Nic dziwnego. Cukier w połączeniu z tłuszczami trans nie służy twojemu organizmowi. Poza tym spożywany w nadmiarze powoduje przyrost masy ciała. Postaw na cukier naturalnie występujący np. w owocach. Nie rezygnuj ze wszystkiego, co jest słodkie. Po prostu wybieraj słodkości mądrze.

Author Dominika Reading 7 min Views 3234
Press «Like» and get the best posts on Facebook ↓
We use cookies on our website to give you the most relevant experience by remembering your preferences and repeat visits. By clicking “Accept”, you consent to the use of ALL the cookies.
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the ...

Functional cookies help to perform certain functionalities like sharing the content of the website on social media platforms, collect feedbacks, and other third-party features.


Performance cookies are used to understand and analyze the key performance indexes of the website which helps in delivering a better user experience for the visitors.


Analytical cookies are used to understand how visitors interact with the website. These cookies help provide information on metrics the number of visitors, bounce rate, traffic source, etc.


Advertisement cookies are used to provide visitors with relevant ads and marketing campaigns. These cookies track visitors across websites and collect information to provide customized ads.


Other uncategorized cookies are those that are being analyzed and have not been classified into a category as yet.

Jan zakochał się po raz pierwszy. Bardzo silnie. Od tego momentu nie mógł już zrozumieć, jak wcześniej mógł żyć bez Ady. I bez miłości. Zamierzał jak najszybciej rozwieść się z żoną by móc być ze swoją ukochaną. Związek z Adelą i tak psuł się już od dłuższego czasu i raz trzymała ich jedynie wspólna córka.
Dopiero w tamtym momencie Jan z pełną mocą zrozumiał co miał na myśli poeta pisząc słowa, że miłość jest pragnieniem nie tylko ciała ale i duszy. Małżeństwo z Adelą nie było motywowane pragnieniem duszy, a pragnienie ciała było jedynie wynikiem chwilowego pragnienia ciała, podyktowanego przypływem hormonów.
Jan i Adela studiowali na jednej uczelni, a pewnego dnia, po jednej z imprez wylądowali razem w łóżku. Tak naprawdę zupełnie przypadkowo. Potem zdarzyło się to jeszcze kilkakrotnie. Adela była uroczą dziewczyną, która przyciągała męski wzrok.
Kiedy Jan skończył studia udał się do wojska. Wtedy właśnie Adela wykorzystała nadarzającą się okazję by go sobą zainteresować. Zaczęła wysyłać ciepłe, pełne otuchy listy i tym samym coraz bardziej utwierdzała chłopaka w przekonaniu, że jest dla niej kimś ważnym. Tak rozpoczęła się ich wspólna korespondencja, zacieśniająca relację coraz mocniej.
Kiedy Jan wrócił z wojska wprowadził się do Adeli, która dostała odziedziczone po swojej babci mieszkanie od ojca. Było ono bardzo niewielkie, jednopokojowe. Już sześć miesięcy później młodzi zdecydowali się pobrać. Świadkiem Pana Młodego został jego przyjaciel – Stanisław, który spotykał się z byłą dziewczyną Jana, jeszcze ze szkolnych lat. Wszyscy zresztą należeli do jednej paczki przyjaciół. Stanisław zapytał wtedy Jana:
– Po co tak wcześnie się żenisz? Nie poszedłbyś jeszcze na kilka kolejnych randek?
– Boimy się, że miłość za szybko nam ucieknie jeśli nie przypieczętujemy jej wcześniej. – śmiał się wtedy Jan – Zresztą Adela czekała na mnie tak długo!
Po ślubie Młodzi już oficjalnie zostali właścicielami mieszkania, które podarował im ojciec Adeli. Jan, tym samym, został oficjalnie przyjęty do rodziny.
Adela okazała się naprawdę dobrą żoną, a raczej dość „wygodną”. Chętnie, z własnej inicjatywy, zajęła się domem i wydawała odnajdować się w tej roli. Niedługo potem urodziła Janowi córeczkę, którą nazwali Agata. Adela zaczęła zachowywać się wtedy jak prawdziwa szara myszka – krzątając się cicho po domu i opiekując się dzieckiem. Zrezygnowała też z wielu swoich wcześniejszych aktywności. Przynajmniej tak to wyglądało. Z biegiem lat Młodzi zmienili kawalerkę na dwupokojowe mieszkanie na nowym, ładnym osiedlu w centrum miasta.
Jan wtedy przestał ukrywać, że żyje ze swoją żoną jedynie z powodów wygody. Mimo biegu lat para nie tworzyła ze sobą żadnych mocniejszych więzi i widocznie unikali siebie w codziennym życiu. Trwali jednak obok z wygody.
– Adela wyszła za mnie bo byłem pod ręką, i ja także chyba tym właśnie się kierowałem. Spotykaliśmy się, znaliśmy więc po co szukać kogoś innego? Na początku jeszcze miałem nadzieję, że za jakiś czas, stopniowo połączy nas coś więcej ale nadal pozostaliśmy po prostu dobrymi znajomymi. Gdy urodziła się Agata nasze wspólne życie
Analny erotyzm dla blondynki
Pierwsza sekstaśma białej z tłustym tyłkiem
Addison Rose chce abyś zobaczyć ją pod prysznicem - JOI

Report Page